Skip to main content

Full text of "Wskrzeszenie państwa polskiego : szkic historyczny"

See other formats


Wskrzeszenie 

Państwa  Polskiego 

Szkic  historyczny 


Tom  I 

1914—1918 


A- 


Kraków  1920  ::  Krakowska  Spółka  Wydawnicza 


Wskrzeszenie 
Państwa  Polskiego 


\ 

• 


Wskrzeszenie 

Państwa  Polskiego 

Szkic  historyczny 

Tom  L 


1914—1918 


Kraków  1920    ::    Krakowska  Spółka  Wydawnicza 


DRUKARNIA    NARODOWA    W  KWAKOWIE 


PRZEDMO    W  A. 


Ceterum  Ubertas  §t  speciosa  no- 
mina  praetexunłur,  nec  quisquam 
alienum  sewitium  et  dominationcm 
tibi  concupivit,  ut  non  eadem  itta 
vocabula  usurparet.  Tac.  hist. 

Danem  mi  było  patrzeć  na  to,  jak  pomoc  Francji 
i  Anglji,  na  którą  naród  nasz  oglądał  się  od  czasu 
rozbiorów,  ostatni  raz  w  czasie  powstania  z  r.  1863 
tak  boleśnie  zawiodła.  Byłem  następnie  przez  dzie- 
siątki lat  świadkiem,  jak  Niemcy  i  Rosja,  zbratane  ze 
sobą  stłumieniem  tego  powstania,  srożyły  się  nad 
swoimi  polskimi  poddanymi,  a  sprawę  polską  usunęły 
z  widowni  europejskiej.  Usunęły  skutecznie,  gdy  Niemcy, 
związawszy  się  przymierzem  z  Austrją,  skrępowały  ją 
w  jej  przyjaznych  dla  Polski  zamiarach,  a  Rosja,  sprzy- 
mierzywszy się  z  Francją  i  Anglją,  wymogła  na  nich, 
że  sprawę  polską  uznały  głośno  za  sprawę  wewnę- 
trzną Rosji  i  odtrącały  ją  od  siebie,  jako  wspomnienie 
natrętne  i  wyrzut  sumienia. 

Kto  to  wszystko  przeżył,  odczuł  i  przebolał  przez 
całe  lata,  tego  nagły  zwrot  w  sprawie  polskiej,  wywo- 
łany wybuchem  wojny  między  mocarstwami  rozbioro- 
wemi,  nie  mógł  oszołomić.  Nie  wyprowadzało  mnie 
z  równowagi,  gdym  ujrzał,  jak  obie  strony  walczące 
zaczęły  ubiegać  się  o  nas,  jak  nam  nie  szczędziły 
obietnic,  jak  w  nich  współzawodnicząc  posuwały  się 
coraz  dalej.  Każda  z  tych  stron  przestrzegała  nas, 
ażebyśmy  nie  wierzyli  obietnicom  drugiej,  i  dowodziła, 
że  gdyby  tamta  miała  zwyciężyć,  to  znowu  przyrze- 
czeń swych  nie  dotrzyma.  Niewiara  do  Rosji  i  niewiara  do 
Niemiec  tkwiła  też  na  dnie  duszy  społeczeństwa  pol- 

Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego  , 


2 


skiego,  a  objawem  jej  było,  że  społeczeństwo  nie  rzu- 
ciło wszystkich  swoich  sił  na  jednę  stroną,  lecz  po- 
dzieliło się  na  orjentację  rosyjską  i  austrjaclĄ. 

Gdy  Rosja  w  gigantycznych  zapasach  padła,  a  zie- 
mie polskie  dostały  się  w  ręce  Niemiec  i  Austrji,  nie 
skończyła  się  ta  wewnętrzna  umysłów  i  uczuć  pol- 
skich rozterka.  Trawił  nas  lęk,  czy  Austrja  ze  swoimi 
zamiarami  wobec  sprzymierzonych  z  nią  Niemiec  się 
utrzyma.  Zaczęły  się  obietnice  koalicji  zachodniej,  wy- 
zwolonej z  zależności  od  Rosji,  a  po  tylu  smutnych 
doświadczeniach  trzeba  się  było  pytać,  czy  to  nie  są 
głosy  syrenie,  czy  gdy  przyjdzie  do  układów  pokojo- 
wych z  Niemcami,  koalicja  zachodnia  nie  okupi  po- 
koju znów  kosztem  Polski.  Przegrana  Niemiec  roz- 
strzygnęła o  naszym  losie  i  to  przegrana  tak  wielka, 
że  koalicja  o  pokój  nie  potrzebowała  się  układać,  lecz 
mogła  go  bez  ustępstw  istotnych  dyktować. 

Dopiero  gdy  na  gruzach  państw  rozbiorowych 
państwo  polskie  niepodległe  powstało,  zrozumiałem, 
że  każda  z  tych  orjentacyj  zadanie  swoje  spełniła. 
Austrjacka  dlatego,  że  uchroniła  Polskę  przed  utopie- 
niem się  w  rosyjskiem  morzu,  a  podniosła  myśl  pań- 
stwa polskiego  i  urzeczywistniła  ją  w  proklamacji  z  d. 
5  listopada  1916  r.  Rosyjska  orjentacja  dlatego,  że 
chociaż  szczęśliwie  pokonana,  nie  pozwalała  ograni- 
czać budowy  państwa  polskiego  do  zaboru  rosyjskiego 
i  utrzymywała  myśl  połączenia  ziem  polskich.  Orjen- 
tacja trzecia,  koalicyjna,  łącząc  w  sobie  myśli  przewo- 
dnie obu  poprzednich:  zjednoczenia  ziem  polskich 
i  utworzenia  z  nich  państwa,  dotarła  wreszcie  do  celu, 
który  tkwi!  na  dnie  duszy  wszystkich  Polaków,  ale 
o  którym  w  pierwszych  latach  wojny  każdy  mógł 
tylko  marzyć. 


3 


Ręka  Opatrzności  kierująca  biegiem  dziejów  i  mszczą- 
ca zbrodnię  rozbiorów,  prześcignęła  nasze  nadzieje 
i  doprowadziła  nas  do  upragnionego  celu.  Im  jaśniej 
jednak  stawało  to  przed  oczami  mojemi,  jak  wielu 
innych,  tern  więcej  musiałem  się  zżymać  na  prawdzi- 
wie potępieńcze  swary,  które  w  społeczeństwie  pol- 
skiem  wszczęły  się  około  pytania,  które  stronnictwo 
przewidziało  ostateczny  wynik  i  ma  całą  jego  zasługę, 
a  które  stronnictwo  należy  potępić,  chyba  za  to,  że  do 
wskrzeszenia  Polski  dążyło  na  tych  drogach,  które  zrazu 
jedynie  były  możliwe.  I  wówczas  powstało  we  mnie 
pytanie,  czy  te  potępienia  i  uroszczenia  nie  są  możliwe 
w  społeczeństwie  naszem  tylko  dlatego,  że  ogół  nie  zna 
wcale  tej  drogi,  po  której  Opatrzność  wiodła  nas  do  wła- 
snego znowu  państwa.  Nie  zna  dlatego,  bo  linja  bo- 
jowa przesuwająca  się  po  ziemiach  polskich  zasłaniała 
tym,  co  byli  po  jednej  stronie  to,  co  się  działo  po 
drugiej,  a  cenzura  wojenna  kreśliła  to,  co  było  naj- 
ważniejszem. 

Praca  niniejsza  jest  pierwszą  próbą  dotarcia  do 
prawdy  dziejowej  tych  pamiętnych  na  zawsze  lat  przez 
zebranie  i  wyzyskanie  źródeł  jej  z  obu  stron  linji  bo- 
jowej. Stwierdzając  z  nich  prawdę,  że  wszyscy  Polacy 
i  wszystkie  stronnictwa  dążyły  do  jednego  celu  i  każde 
z  nich  ma  w  nim  cząstkę  zasługi,  powinna  działać  ko- 
jąco na  rozdrażnione  obozy.  Nie  jest  pisana  lege  artis, 
nie  podaje  charakterystyk  działających  osobistości,  nie 
wchodzi  w  szczegóły,  nie  kreśli  barwnych  obrazów. 
Będzie  to  rzeczą  historyków,  którzy  zajmą  się  tym 
ostatnim  rozdziałem  naszych  dziejów  porozbiorowych. 
Mój  szkic  historyczny  pragnie  pod  świeżem  i  bezpo- 
średniem  wrażeniem,  którego  historycy  mieć  nie  będą, 

i* 


4 


stwierdzić  drogę,  po  której  z  największego  upadku  do- 
szliśmy do  zmartwychpowstania. 

Doprowadzam  opowiadanie  moje  do  chwili  przeło- 
mowej, w  której  Niemcy  i  Austro- Węgry  poprosiły  o  po- 
kój, przyjmując  warunki  Wilsona,  a  tern  samem  uzna- 
jąc Polskę  zjednoczoną,  niepodległą  i  samoistną.  Bu- 
dowa państwa  polskiego  tern  się  jeszcze  nie  dokonała. 
Brakło  mu  ustalonych  granic,  brakło  rządu,  skarbu 
i  wojska,  daleko  było  do  zespolenia  dzielnic,  które  tak 
odmienne  przeszły  dzieje,  w  jedną  organiczną  całość. 
Nad  tern  wszystkiem  rozpóczęła  się  długa  i  mozolna 
praca,  zależna  od  koalicji,  która  państwu  polskiemu 
postanowiła  dopomóc,  zależna  od  wrogich  na  wszy- 
stkich kresach  sąsiadów,  zależna  od  nas  samych,  od 
naszego  patrjotyzmu  i  od  zrozumienia  tego,  czem  dla 
narodu  jest  własne  państwo  i  jakie  jego  konieczne 
warunki.  Prace  te  i  usiłowania  narodu,  gdy  dobiegną 
do  końca,  zamierzam  skreślić  w  drugim  tomie  „  Wskrze- 
szenia państwa  polskiego". 


[. 


KU  ZJEDNOCZENIU. 

Wybuch  wojny  między  mocarstwami  rozbiorowemi. 
Polityka  polskich  powstań  i  polityka  ugodowa. 
Zwrot  ku  Rosji. 

Odezwa  wielkiego  księcia  z  14  sierpnia  1914  r. 

Zbrodnia,  dokonana  na  Polsce,  spoiła  trzy  mocar- 
stwa rozbiorowe  węzłem,  który  się  zdawał  nierozer- 
walnym. Był  takim  w  istoćie,  ale  tylko  do  chwili, 
w  której  Niemcy,  wzrósłszy  pod  skrzydłem  przyjaźni 
rosyjskiej,  pokonawszy  Francję  i  związawszy  się  przy- 
mierzem z  Austrją,  stanęły  na  poprzek  zaborczym 
planom  f  Rosji.  Od  tej  chwili,  od  kongresu  berlińskiego, 
wojna  pomiędzy  państwami  rozbiorowemi  zawisła  w  po- 
wietrzu, a  im  dłużej  się  jej  wybuch  przeciągał,  tern 
się  zapowiadała  straszliwszą.  Współzawodnictwo  Nie- 
miec z  Anglją  na  polu  przemysłu  i  na  polu  handlu 
morskiego  groziło  tern,  że  wojna  świat  cały  za  sobą 
porwie.  Kilka  razy,  niemal  w  ostatniej  chwili,  cofano 
się  przed  nią,  aż  nareszcie  z  początkiem  sierpnia  1914  r. 
przyszło  do  katastrofy.  Olbrzymie  armje  Niemiec 
i  Austro- Węgier  z  jednej,  a  Rosji  z  drugiej  strony  rzu- 
ciły się  na  siebie  na  ziemi  polskiej  pod  hasłem  wy- 
swobodzenia Polaków,  jedne  z  pod  rosyjskiego,  drugie 
z  pod  niemieckiego  jarzma.  Nie  o  Polskę  szło  tym 
mocarstwom  oczywiście,  ale  ten  sam  duch  zaborczy, 
który  przed  półtora  wiekiem  kazał  im  Polskę  rozebrać, 
pchnął  je  teraz  na  siebie,  aby  się  nawzajem  skrwawiły. 


6 


Godzina  kary  dziejowej  na  nie  wybiła,  chociaż  żadne 
z  nich  wówczas  nie  usłyszało  jej  głosu. 

Czy  ten  głos  usłyszeli  wówczas  Polacy? 

Kilkanaście  lat  temu  byliby  go  usłyszeli  z  pewno- 
ścią. Naród  polski,  chociaż  rozdarty  na  trzy  części, 
żył  jednak  wspólną  myślą  odzyskania  utraconej  nie- 
podległości i  w  tym  celu  chwytał  nieustannie  za  oręż. 
Chwytał  głównie  przeciw  Rosji  i  nietylko  dlatego,  że 
przeważna  część  Polski  pod  jej  jęczała  jarzmem.  Wal- 
cząc z  Rosją,  z  jej  caratem  i  z  jej  narodem,  miała  Pol- 
ska uczucie,  że  spełnia  dalej  swe  posłannictwo  dzie- 
jowe, że  przed  barbarzyństwem  Wschodu  zasłania  za- 
chodnią cywilizację.  Nie  mogła  też  uwierzyć,  żeby 
państwa  zachodnie  mogły  ją  w  tej  walce  opuścić,  żeby 
zbrodnię  rozbiorów  miały  pozostawić  bez  ukarania, 
żeby  dla  przywrócenia  zwichniętej  równowagi  europej- 
skiej nie  miały  narodowi  wybijającemu  się  na  wolność 
użyczyć  pomocy. 

Po  bolesnych  zawodach,  po  upadku  ostatniego  po- 
wstania, zaszła  w  tej  polityce  zmiana.  Utracono  wiarę 
w  pomoc  Francji  i  Anglji  i  wyrzekając  się  bezowoc- 
nych powstań,  podjęto  we  wszystkich  trzech  zaborach 
próby  polityki  ugodowej.  Godząc  się  szczerze  czy  nie- 
szczerze z  państwem  i  rządem  zaborczym,  usiłowano 
za  tę  cenę  zdobyć  dla  społeczeństwa  warunki  narodo- 
wego bytu  i  rozwinąć  je  kulturalnie  i  gospodarczo. 
Chociaż  jednak  wyciągniętą  przez  Polaków  rękę  tylko 
jedna  Austrja  podjęła  i  ona  jedna  w  Galicji  pozwoliła 
im  się  swobodnie  rozwijać  i  rządzić,  to  jednak  i  w  dwóch 
innych  zaborach  polityka  organicznej  pracy  wzmocniła 
siły  społeczeństwa  i  energję  jego  życiową  niepospolicie 
i  pozwoliła  mu  przetrwać  najcięższe  czasy.  Polityka 


7 


ugodowa,  okrzyczana  przez  przeciwników  mianem  trój- 
lojalizmu,  nie  zapominała  o  celu,  który  przyświecał 
powstaniom,  tylko  walkę  orężną  odkładała  do  czasu, 
kiedy  pomiędzy  państwami  rozbiorowemi  przyjdzie 
do  starcia  i  kiedy  jedno  z  nich  sprawę  polską  pod- 
niesie *. 

Wszystko  wskazywało,  że  tern  jednem  będą  Austrja 
i  Węgry,  które,  zagrożone  okoleniem  na  Bałkanach 
przez  Rosję,  zmuszone  będą  do  wojny  we  własnej  obro- 
nie, a  tylko  podniesieniem  sprawy  polskiej  zadać  mogą 
stanowczy  cios  Rosji.  Przygotowaniem  do  tej  akcji  było 
nadanie  Galicji  swobód  narodowych  i  zaprowadzenie 
w  niej  rządów  polskich.  Polska  odbudowana  miała 
się  złączyć  z  Austrją  i  Węgrami  i  znaleźć  w  nich  opar- 
cie. Tę  nadzieję  wyhodowali  Polacy  w  Galicji,  a  od 
nich  rozchodziła  się  szeroko  między  Polakami  pod  pa- 
nowaniem rosyjskiem.  Tą  nadzieją  żył  naród  przez 
dziesiątki  lat,  a  były  chwile,  w  których  wydawała  się 
bliską. 

Gdy  te  chwile  mijały,  naród  nie  zrażał  się  i  czekał 
na  dalsze,  aż  nareszcie  przyszło  do  załamania  się  na- 
dziei. Minęły  dla  Rosji  najcięższe  czasy  wojny  tureckiej, 
a  potem  japońskiej,  i  Austrja  z  jej  niemocy  nie  sko- 
rzystała. Polacy  stracili  wiarę  w  energję  i  siłę  Austrji, 
która  wobec  Rosji  zajęła  stanowisko  jedynie  obronne, 


1  Literaturę  naszą  polityczną  i  działalność  stronnictw  z  cza- 
sów przed  wybuchem  wojny  zestawia  W.  Feldman  w  dziele: 
„Geschichte  der  politischen  Ideen  in  Polen  seit  dessen  Tei- 
hingen  (1795-1914)".  Miinchen  und  Berlin  1917— oraz  szerzej 
po  polsku  w  dziele:  „Dzieje  polskiej  myśli  politycznej  w  okre- 
sie porozbiorowym".  Tom  I  i  tom  II  (od  r.  1863  do  końca 
XIX  w.),  Kraków.  Dlatego  w  przypiskach  naszej  pracy  poda- 
jemy tylko  literaturę  polityczną  z  czasów  wojny. 


Woner  Tadeif*! 


8 


a  w  przymierzu  z  Niemcami  szukała  ratunku.  A  kiedy 
zaś  państwa  zachodnie,  zagrożone  rywalizacją  Niemiec, 
zwróciły  się  ku  Rosji,  zawarły  z  nią  koalicję  i  dostar- 
czyły jej  środków  do  podźwignięcia  się  na  polu  mili- 
tarnem  i  ekónomicznem,  wówczas  Polacy  pod  pano- 
waniem rosyjskiem,  nie  widząc  pomocy  ani  ze  strony 
Austrji  ani  ze  strony  państw  zachodnich,  ulegli  uro- 
kowi potęgi  rosyjskiej  i  przyszłość  Polski  ujrzeli  tylko 
w  jej  związku  z  Rosją. 

Zwrot  ten,  niespodziewany,  podyktowany  był  nie- 
tylko  polityką  rozpaczy.  Odegrały  w  nim  niemniejszą 
rolę  i  stworzyły  mu  podłoże  względy  ekonomiczne, 
wielkie  widoki,  jakie  związek  z  Rosją  otwierał  dla  pol- 
skiego przemysłu  i  handlu  i  dla  ich  rozpostarcia  się  na 
Wschód  daleki.  Wojna  japońska  spotęgowała  je  dosta- 
wami na  rzecz  armji.  Zyski,  płynące  z  tych  źródeł,  nę- 
ciły i  sprzęgały  społeczeństwo  polskie  w  Królestwie 
silniej,  niż  można  było  przypuścić,  z  Rosyą. 

Zachwiało  się  zarazem  najsilniejsze  przedtem  po- 
czucie obrony  kultury  zachodniej  przed  zgnilizną  Wscho- 
du. Szkoła  rosyjska  i  literatura  rosyjska  zaczęły  wy- 
dawać swoje  owoce  i  przenikać  do  duszy  polskiej,  do 
duszy  nowego  pokolenia  pod  zaborem  rosyjskim.  Li- 
teratura i  poezja  polska  romantyczna  nie  unosiła  go 
już  i  nie  porywała,  bo  mąciły  ją  prądy  pseudo-wol- 
nościowe,  a  zarazem  rozkładowe,  nadchodzące  z  Ro- 
sji, którym  już  nie  zamykano  przystępu.  Dla  pokolenia 
wychowanego  w  szkole  rosyjskiej,  dla  jego  dzienni- 
karstwa w  Warszawie,  Galicja,  której  rządy  spoczywały 
w  rękach  polskich  i  która,  dźwigając  się  z  wiekowego 
zaniedbania,  pielęgnowała  polską  kulturę  i  tradycję, 
przedstawiała  się  jako  obraz  zacofania  i  jako  system 


9 


austrjacki,  na  którego  ocenienie  niema  dość  słów  kry- 
tyki i  szyderstwa. 

Ze  zwrotu  tego  w  umysłach  społeczeństwa  pol- 
skiego w  zaborze  rosyjskim  zdało  sobie  najlepiej  spra- 
wę stronnictwo  narodowo-demokratyczne  \  Zwano  je 
wszechpolskiem,  bo  powstało,  ażeby  zwalczać  politykę 
ugodową  we  wszystkich  trzech  zaborach.  Zacząwszy 
od  walki  na  trzy  fronty  i  od  budowania  rządu  i  wojska 
polskiego  w  drodze  konspiracji,  porzuciło  te  hasła 
i  poddało  się  nowemu  prądowi  społeczeństwa,  aby  za 
każdą  cenę  ster  jego  w  swoje  ręce  uchwycić.  Rewolu- 
cja, która  w  r.  1905  wstrząsnęła  Rosją,  a  odbiła  się 
strajkami  przemysłowymi  i  rolniczymi  i  zamachami 
w  Królestwie,  dostarczyła  narodowej  demokracji  pożą- 
danej sposobności,  aby  wystąpić  w  roli  obrońcy  klas 
posiadających  i  ku  sobie  je  przyciągnąć.  Walka  z  re- 
wolucją socjalną  otworzyć  też  miała  narodowej  demo- 
kracji dostęp  do  rządu  i  do  stronnictw  demokratycznych 
Rosji,  która  manifestem  cara  z  d.  jO  października 
1905  r.  wstępowała  w  okres  swój  konstytucyjny.  Przy 
wyBorach  do  pierwszej  Dumy  rosyjskie]  demokracja 
narodowa  wystąpiła  już  z  uznaniem  państwowości  ro- 
syjskiej, w  zamian  za  co  obiecywała  sobie  realne  zdo- 
bycze, autonomję  Królestwa  kongresowego.  Tymcza- 
sem dla  pozyskania  szerszych  warstw  urządzała  strajki 
młodzieży  szkolnej  i  zebrania  rodziców  protestujących 
przeciw  szkole  rosyjskiej,  nakłaniała  gminy  do  zapro- 
wadzenia języka  polskiego  w  urzędowaniu,  urządzała 
demonstracyjne  pochody  i  zjazdy  chłopskie  w  Warsza- 


1  .Stronnictwo  demokraty  czno- narodowe.  Czem  było,  czem 
jest,  czem  będzie*.  Warszawa  1918. 


I 


10 


wie,  a  przede wszystkiem  uprawiała  krzykliwy  antyse- 
mityzm; 

Społeczeństwo  poszło  za  jej  hasłem  i  powierzyło 
jej  mandaty  do  Dumy.  Tam  narodowi  demokraci  pró- 
bowali prowadzić  politykę  ugodową,  ale  zarazem  nie 
chcieli  tracić  popularności  w  szerokich  masach.  Dla- 
tego Koło  polskie,  walcząc  o  autonomję,  nie  cofnęło 
się  przed  demonstracją  antydynastyczną,  rzuciło  Ro- 
sjanom obelgę,  że  są  Azjatami,  groziło  odmówieniem 
budżetu.  Metoda  ta  robiła  wrażenie  na  ulicę  warszaw- 
ską, ale  skończyła  się  bezprzykładną  klęską.  O  auto- 
nornji  Królestwa  projektowanej  przez  Koło  polskie 
Duma  nie  chciała  słyszeć,  tern  mniej  o  jakichkolwiek 
ustępstwach  narodowych.  Zmniejszono  ilość  mandatów 
z  Królestwa  z  37  do  12,  uchwalono  samorząd  miast  z  ro- 
syjskim językiem  urzędowym  i  wyłączono  gubernję 
chełmską  jako  „rdzennie  rosyjską"  z  Królestwa.  W  Kró- 
lestwie zapanował  nietylko  stan  oblężenia,  uzasadniany 
czy  upozorowany  knowaniem  i  zamachami  socjalistów, 
ale  system  bezprzykładnej  represji  ruchu  polskiego 
oświatowego,  który  się  na  zasadzie  postanowień  kon- 
stytucji rozwinął. 

Mimo  tych  wszystkich  niepowodzeń  nowej  polityki 
ugodowej  przywódca  narodowej  demokracji  i  prezes 
Koła  polskiego  w  Dumie,  Roman  Dmowski,  w  r.  1908 
wydał  we  Lwowie  książkę  pod  tytułem :  „Niemcy,  Ro- 
sja i  kwestja  polska",  w  której  wywrócił  na  wspak 
wszystko,  co  od  czasów  rozbiorów  wyrobiło  się  jako 
wyznanie  i  przykazanie  patrjotyzmu  polskiego.  Głó- 
wnego argumentu  dostarczyła  mu  polityka  ekstermi- 
nacyjna, z  którą  w  r.  1907  wobec  swoich  poddanych 
polskich  wystąpił  rząd  pruski,  a  która  do  samej  głębi 
wstrząsnęła  społeczeństwem  polskiem  we  wszystkidi 


11 


trzech  dzielnicach.  Wyzyskując  to  oburzenie,  postawił 
Dmowski  twierdzenie,  że  największe  niebezpieczeństwo 
grozi  Polsce  nie  od  Rosji,  lecz  od  Niemiec,  które  po- 
zbawiły wszelkiej  samodzielności  Austrję,  a  w  Rosji 
podtrzymują  kurs  antypolski,  aby  ją  pokojowo  zdobyć. 
Polska  musi  się  teraz  stać  przedmurzem  dla  Rosji  prze- 
ciw ekspansji  Niemiec  i  to  jest  jej  historycznem  zada- 
niem. Dlatego  wyrzec  się  powinna  swoich  prowin- 
cyj  litewskich  i  ruskich,  a  dążyć  do  zjednoczenia  ziem 
etnograficznie  polskich  w  związku  i  z  oparciem  się 

0  Rosję. 

Program  ten  niesłychany  nie  wywołał  w  społe- 
czeństwie polskiem  jednomyślnego  protestu.  Oburzenie 
na  Prusaków  dominowało  w  umysłach,  a  urok  potęg 
rosyjskiej  sprawił,  że  wielka  większość  społeczeństwa 
polskiego  w  zaborze  rosyjskim  przebaczyła  narodowej 
demokracji  jej  niepowodzenia  i  poszła  za  programem 
Dmowskiego,  oddając  się  nadziei,  że  Rosja  wobec  ro- 
snącego antagonizmu  niemieckiego  program  ten  uzna 

1  zrozumie. 

W  przededniu  wybuchu  wojny  w  r.  1914  wydał 
Dmowski  w  Warszawie  książkę  p.  t.:  „Upadek  myśli 
konserwatywnej  w  Polsce**,  w  której  upadek,  a  nawet 
„zwyrodnienie"  szlachty  konserwatywnej  uzasadniał 
tern,  że  nie  umie  walczyć  bronią  nowożytną  i  porwać 
za  sobą  szerszych  warstw.  Konserwatyści  w  Królestwie, 
zorganizowani  w  stronnictwie  realistów,  zapomnieli  je- 
dnak narodowej  demokracji,  że  przed  r.  1904  zwal- 
czała ich  politykę  ugodową,  przebaczyli  Dmowskiemu 
z  chwilą,  kiedy  się  do  nich  nawrócił,  klęski,  do  jakich 
jego  „broń  nowożytna"  doprowadziła  w  Dumie  rosyj- 
skiej, i  poszli  za  nim. 


12 


Wybuch  wojny  światowej  zastał  więc  społeczeństwo 
polskie  pod  zaborem  rosyjskim  przygotowane  do  udziału 
w  niej  po  stronie  Rosji1.  Zaznaczyli  to  posłowie  pol- 
scy w  Dumie  rosyjskiej  i  w  Radzie  państwa  już  w  dniu 


1  Walką  stronnictw  polskich  w  pierwszych  latach  wojny 
skreślili: 

Jędrzej  Moraczewski :  „Zarys  sprawy  polskiej  w  obecnej 
wojnie".  Lausanne,  1915.  (Ze  stanowiska  socjalistów). 

Adam  Zagórski:  „Na  przełomie".  Szkice  polskiej  myśli  po- 
litycznej w  latach  1913—1914.  Piotrków,  1916.  (Ze  stanowiska 
przeciwnego  socjalistom). 

Bolesław  Zarański:  „Stosunek  państw  rozbiorowych  do 
sprawy  polskiej  w  obliczu  wojny".  (Przegląd  polski  we  Fry- 
burgu szwajcarskim.  1916.  Zeszyt  I— HI). 

S.  T.  Łęski:  „Parlamenty  państw  rozbiorowych  a  sprawa 
polska.  Styczeń— Maj  1916".  (Przegląd  polski  we  Fryburgu 
szwajcarskim.  1916.  Zeszyt  I). 

St.  K-ski:  „Postawa  społeczeństwa  wobec  N.  K.  N.  w  świe- 
tle dokumentów".  (Przegląd  polski  we  Fryburgu  szwajcarskim. 
1916.  Zeszyt  II). 

Wszystkie  te  artykuły  wydane  w  Przeglądzie  polskim  na- 
pisane są  ze  stanowiska  narodowo-demokratycznego. 

(Szymon  Askenazy):  „Uwagi".  Genewa  I.  Styczeń  1916. 
Krytyczne  to  ocenienie  przebiegu  wypadków  wywołało  odpo- 
wiedź w  Przeglądzie  polskim  we  Fryburgu  szwajcarskim  1916. 
Zeszyt  I. 

Aleksander  Ładoś:  „Legjony".  Fryburg  1916.  (Ze  stanowi- 
ska przeciwnego  legjonom). 

Konstanty  Srokowski:  „Na  przełomie".  Kraków  1916.  Zbiór 
artykułów  politycznych  drukowanych  w  „Nowej  Reformie",  które 
pismu  temu  w  pierwszych  latach  wojny  dawały  wielki  wpływ 
na  opinję  publiczną  w  kierunku  Komitetu  krakowskiego. 

Belarius:  „Das  polnische  Problem.  Ein  Mahnwort  an  das 
deutsche  VoIk".  Ziirich  1915. 

Stanislas  Kozicki:  „La  Pologne  depuis  le  congres  de 
Vienne.  1815  -1915".  Paris,  1916.  (Ze  stanowiska  narodowej 
demokracji). 


13 

8  sierpnia  1914  r.  w  uroczystych  deklaracjach,  które 
wywołały  burzę  oklasków. 

Obaj  mówcy  polscy,  Jaroński  i  Meysztowicz,  ażeby 
uzasadnić  oświadczenie  się  za  Rosją,  przedstawili  wojnę 
jako  walkę  świata  słowiańskiego  z  teutońskim,  prze- 
skakując przy  tem  przez  pięć  wieków  historji  i  walk 
polskich  wstecz  aż  do  Grunwaldu.  Dlatego  odsunąć 
trzeba  na  dalszy  plan  porachunki  wewnętrzne.  Z  krwi 
wylanej  wspólnie  z  rosyjską,  posłowie  polscy  do  Du- 
my obiecywali  sobie  zjednoczenie  rozerwanego  na  trzy 
części  narodu  polskiego,  posłowie  do  Rady  państwa 
usunięcie  wiekowych  nieporozumień  i  ostateczne  utrwa- 
lenie zgody  polsko-rosyjskiej. 

Deklaracje  te  doprowadziły  do  odezwy  wielkiego 
księcia  Mikołaja,  naczelnego  wodza  armji  rosyjskiej, 
z  d.  14  sierpnia  do  Polaków,  Mówiła  odezwa  o  ziszcze- 
niu marzeń  ojców  i  dziadów,  o  rozszarpaniu  na 
kawały  żywego  ciała  Polski  i  duszy  polskiej,  która  nie 
umarła,  bo  żyła  nadzieją,  że  nadejdzie  godzina  zmar- 
twychwstania. Mało  brakło  do  ^potępienia  rozbiorów 
i  pochwalenia  powstań  przeciw  Rosji!  Zapowiadała 
pojednanie  braterskie  z  Rosją,  połączenie  się  narodu 
polskiego  w  jedno  ciało  „pod  berłem  cesarza  rosyj- 
skiego i  odrodzenie  Polski  pod  tem  berłem  swobo- 
dnej w  swej  wierze,  języku  i  samorządzie",  wreszcie 
odwoływała  się  również  do  Grunwaldu.  Zapowiedzi 
nie  były  jasne  oprócz  „połączenia  się  narodu",  co 
oczywiście  odnosiło  się  tylko  do  Polski  etnograficznej. 
Zapowiedziany  samorząd  pod  berłem  cesarza  rosyj- 
skiego wykluczał  przywrócenie  państwa  polskiego  w  ja- 
kiejkolwiek formie,  a  mógł  być  tłomaczony  nawet  jako 
samorząd  lokalny,  bez  żadnej  terytorjalnej  autonomji. 
Ciasną  treść  tej  odezwy  pokrywały  jednak  wspaniałe 


14 


naprawdę  słowa.  Na  społeczeństwo  jęczące  pod  jarzmem 
rosyjskiem  wywarły  wrażenie  oślepiające. 

To  też  w  Warszawie  w  braku  Sejmu  zebrało  się 
w  dniu  15  sierpnia  sześćdziesięciu  dwóch  najpoważniej- 
szych obywateli  stronnictwa  narodowo- demokratycznego 
i  stronnictwa  realistów  oraz  ich  sympatyków  i  posłało 
do  wielkiego  księcia  telegram,  w  którym  wzruszeni 
głęboko  odezwą  wyrażają  wiarę,  „że  krew  synów  Pol- 
ski, przelana  z  krwią  synów  Rosji  we  walce  ze  wspól- 
nym wrogiem,  stanie  się  najlepszą  rękojmią  nowego 
życia  w  pokoju  i  przyjaźni  dla  dwóch  narodów  sło- 
wiańskich". Zarazem  proszą  wielkiego  księcia,  ażeby 
ich  pragnienia  zwycięstw  armji  rosyjskiej  i  uczucia  wier- 
nopoddańcze  złożył  u  stóp  cesarza. 

Niedość  na  tern.  W  d.  16  sierpnia  przedstawiciele 
czterech  stronnictw,  demokratyczno-narodowego,  po- 
stępowego, polityki  realnej  i  zjednoczenia  postępowego, 
zebrani  w  Warszawie,  przystąpili  w  uroczystej  deklara- 
cji do  tego  telegramu,  wypowiadając  wiarę  niezłomną, 
że  „po  ukończonej  wojnie  istotnie  urzeczywistnią  się 
wyrażone  w  odezwie  przyrzeczenia".  Jakby  o  tern  wąt- 
pili! Za  telegramami  warszawskiemi  poszły  telegramy 
ziemian  polskich  gubernji  mińskiej,  wileńskiej  i  wo- 
łyńskiej. 

W  tej  atmosferze  dokonała  się  mobilizacja  wojsk 
w  Królestwie,  o  której  cesarz  rosyjski  w  telegramie 
z  d.  16  sierpnia  pochlebnie  się  wyrażając,  podniósł 
r patrjotyczne  uniesienie  ducha  całej  ludności  kraju, 
świadczące  o  ogólnej  jej  gotowości  stawić  się  na  pierw- 
sze wezwanie  do  szeregów  armji  rosyjskiej  dla  obrony 
wspólnej  naszej  ojczyzny  przed  odwiecznymi  wrogami 
naszymi  i  całej  Słowiańszczyzny",  a  dziękował  „wszyst- 
kim mieszkańcom  Królestwa  Polskiego  za  ujawnioną 


15 


przez  nich  w  obecnej  ciężkiej  dla  państwa  chwili  nie- 
zachwianą miłość  i  oddanie  Mnie  i  Rosji". 

Nie  zamąciła  uniesienia  odezwa,  którą  wielki  książę 
Mikołaj  d.  18  sierpnia  wystosował  do  Rusinów  gali- 
cyjskich, zapowiadając  wcielenie  ziemi  ich  jako  dzie- 
dzictwa św.  Włodzimierza  do  jednej,  wielkiej,  nieroz- 
dzielnej  Rosji. 


II. 

KU  PAŃSTWU  POLSKIEMU. 

Hasło  pracy  narodowej  w  Gaiicji. 
Przygotowania  do  wojny  z  Rosją. 
Wyprawa  Piłsudskiego  6  sierpnia  1914. 
Proklamacje  wojsk  austrjackich  i  niemiecki**. 
Akcja  Bilińskiego  i  Lea. 
Uchwały  krakowskie  z  d.  16  sierpnia  1914. 

Przełom,  który  się  dokonał  w  myślach  i  uczuciach 
społeczeństwa  polskiego  pod  zaborem  rosyjskim,  nic 
ogarnął  odłamu  jego  w  Austrji.  Polacy  galicyjscy,  od- 
dzieleni kordonem  granicznym  od  rosyjskiego  impe- 
rjum,  nie  weszli  całkiem  w  sferę  jego  wpływu  i  uro- 
kowi jego  potęgi  nie  ulegli,  z  niebezpieczeństwa,  któ- 
rem  ten  wpływ  zagrażał,  zdawali  sobie  jasno  sprawę  *. 
Nie  poddali  się  też  wpływowi  Austrji,  w  której  żyli, 
bo  ta  Austrja  wielojęzyczna,  dająca  schronienie  wielu 
narodowościom,  dla  żadnej  z  nich  nie  mogła  być 
groźną  i  żadnej  z  nich  kierunku  narzucać.  Stosunek, 
który  Polaków  łączył  z  Austrją,  a  ściślej  mówiąc  z  mo- 
narchją  austro-węgierską,  opierał  się  na  dobrze  zrozu- 
mianym wzajemnym  interesie.    Polacy  przynosili  mo- 


1  W  ciągu  wojny  pisali  o  tej  kwestji: 

Stanisław  Kutrzeba :  „Przeciwieństwa  i  źródła  polskiej  i  ro- 
syjskiej kultury".  Lwów  1916. 

H.  J  Sienkiewicz  (syn) :  „Polonais  et  Russes".  Lausanne  1915. 

Antoni  Chołoniewski :  .Istota  walki  polsko-rosyjskiej".  Kra- 
ków 1916. 


17 


narchji  niepospolity  zasób  sił  wzamian  za  opiekę,  ja- 
kiej im  użyczała,  zaś  w  granicach  autonomji  galicyj- 
skiej żyli  własnem  swem  życiem.  Rządząc  się  sami, 
mimo  trudnych  warunków  rozwinęli  kraj  kulturalnie 
i  stworzyli  w  nim  ognisko  działalności  naukowej,  lite- 
rackiej i  artystycznej,  z  którego  zasilały  się  dwie  inne 
dzielnice  w  czasach  prześladowania.  Działalność  ta 
umysłowa,  nawiązująca  bezpośrednio  do  rozwoju  du- 
cha polskiego,  nie  doznała  tu  załamania  i  odczuwała 
przykro,  jak  ostatnie  pokolenie  w  Królestwie  odbie- 
gało od  tego  kierunku  i  dostawało  się  pod  rosyjskie 
wpływy. 

Praca  narodowa  w  Galicji  toczyła  się  pod  hasłem 
zbudowania  państwa  polskiego  z  pomocą  i  w  związku 
z  Austro- Węgrami.  Wojna  między  Austrją  a  Rosją  gro- 
ziła coraz  więcej,  gotowano  się  na  nią  z  przekonaniem, 
że  sprawa  polska  wyjdzie  z  niej  zwycięsko.  Uważając 
się  za  rodzaj  Piemontu,  kształcono  cały  aparat  urzę- 
dniczy i  nauczycielski,  ażeby  państwo  polskie  w  chwili 
pierwszej  swojej  organizacji  mogło  z  niego  na  szer- 
szym obszarze  korzystać,  tworzono  i  rozwijano  insty- 
tucje, których  w  innych  dzielnicach  albo  tworzyć  nie 
było  wolno,  albo  też  które  w  obcych  znajdowały  się 
rękach.  Usiłowania  polityków  dalej  patrzących  skupiały 
się  około  dwóch  kwestji,  bez  rozwiązania  których  Ga- 
licja nie  mogła  postawić  jednolitego  frontu  naprzeciw 
Rosji.  Jedną  z  nich  było  uświadomienie  narodowe 
i  polityczne  ludu  wiejskiego.  Pracowała  nad  niem  od 
lat  szkoła  i  kościół  i  z  widocznym  skutkiem,  ale  wpro- 
wadzenie ludu  wiejskiego  i  jego  reprezentantów  w  ży- 
cie publiczne  kosztowało  wiele  trudów  i  nie  odbywało 
się  bez  walki. 

Trudniejszą  była  kwestja  ruska,  którą  posługiwała 

Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego  2 


18 


się  Rosja,  aby  w  danej  chwili  podważyć  Galicję  wscho- 
dnią i  otworzyć  wojskom  swoim  bramę  do  Austrji. 
Widząc  niebezpieczeństwo  rusofilizmu,  który  nad  ludem 
ruskim  w  Galicji  ciążył,  Polacy  poparli  usiłowania  tych 
Rusinów,  którzy  wystąpili  pod  hasłem  odrębności  swo- 
jej narodowej  od  rosyjskiego  narodu  i  przezwali  się 
Ukraińcami.  Z  pomocą  Polaków,  a  także  rządu  wie- 
deńskiego ruch  ten  ukraiński  rósł,  wytworzył  liczną 
inteligencję  i  z  rusofilizmem  walczył  zwycięsko.  Wal- 
czył jednak  także  nieraz  ostrzej  z  Polakami,  pragnąc 
zrzucić  ich  rządy,  a  zarazem  wyzwolić  się  z  pod  wpły- 
wu wielkiej  własności  ziemskiej,  która  w  polskich  zo- 
stawała rękach.  Toczyła  się  więc  pomiędzy  Ukraińcami 
a  Polakami  ostra  walka  socjalna  i  polityczna,  którą 
Polacy  usiłowali  zażegnać,  próbując  ciągle  z  Ukraiń- 
cami układów.  Przyświecała  im  myśl,  że  Ukraińcy  ga- 
licyjscy oddziałają  z  czasem  na  swoich  pobratymców 
w  południowej  Rosji,  a  doprowadziwszy  kiedyś  do  po- 
działu rosyjskiego  kolosu,  największe  niebezpieczeń- 
stwo od  Polski  odsuną1. 

Przeciw  polityce  tej  polskiej  w  Galicji  wystąpiła 
z  początkiem  bieżącego  wieku  narodowa  demokracja, 
która  we  Lwowie  założyła  sobie  swoje  ognisko.  Or- 
ganizując i  podniecając  ludność  polską  na  wschodzie 
kraju  do  walki  z  Ukraińcami,  występując  przeciw  kom- 
promisom politycznym  konserwatystów  krakowskich 
z  ruchem  ludowym,  wywoływała  w  obozie  polskim 
namiętne  walki  i  utrudniała  jego  konsolidację.  W  osta- 
tnich latach  przed  wojną  zgodnie  z  hasłem,  które 
Dmowski  wywiesił,  popierała  w  Galicji  tych  Rusinów, 
którzy  się  uważali  za  Rosjan,  a  których  ochrzciła  na- 


1  Smolka  Stanisław:  „Die  reussische  Welt".  Wien  1916. 


19 


zwą  Starorusinów.  Skupiła  około  siebie  obóz  nietyle 
liczny,  ile  żądny  walki  i  ruchliwy,  znalazła  wśród  kon- 
serwatystów podolskich  sympatyków,  którzy  ją  popie- 
rali, wywołała  jednak  złączenie  się  obozu  przeciwnego, 
konserwatystów,  głównie  krakowskich,  demokratów 
i  ludowców  w  t.  z.  blok  namiestnikowski,  bo  namie- 
stnik ówczesny,  Bobrzyński  był  jego  duchowym  przy- 
wódcą.  Walka  toczyła  się  o  założenie  uniwersytetu 
ruskiego  we  Lwowie,  o  reformę  wyborczą  do  Sejmu 
i  o  prawa  Rusinów,  tocząc  się  jednak  w  obliczu  go- 
tującej się  wojny,  miała  podkład  o  wiele  głębszy,  miała 
przygotować  oświadczenie  się  Polaków  za  lub  przeciw 
Rosji.  Narodowi  demokraci  walczyli  z  przeciwnikami 
zarzutem,  że  polityka  ich  nie  jest  podyktowana  intere- 
sem polskim,  lecz  jest  im  narzucona  przez  Austrję 
i  leży  w  jej  interesie.  Oskarżeni  w  ten  sposób  bronili 
się,  zarzucając  narodowej  demokracji,  że  przeciw  Ru- 
sinom głosi  politykę,  którą  sama  potępia  u  Prusaków, 
a  czyniąc  tern  ujmę  Polakom  w  obliczu  świata,  gotuje 
w  Galicji  zarzewie  wojny  domowej.  Wśród  namiętnej 
walki  udało  się  narodowej  demokracji  uzyskać  popar- 
cie episkopatu  i  Bobrzyńskiego  w  r.  1913  wywrócić. 
Osiągnąwszy  przewagę  między  Polakami  we  wscho- 
dniej Galicji,  przyjęła  reformę  wyborczą  sejmową,  ale 
zgoda  narodowa  i  społeczna  w  Galicji  była  rozbita. 

Reforma  sejmowa  otwierała  dostęp  do  Sejmu  so- 
cjalistom, którzy  dotychczas  mieli  go  tylko  do  Rady 
państwa,  a  stojąc  tam  poza  Kołem  polskiem,  na  po- 
litykę polską  nie  wywierali  wpływu.  Pod  wpływem 
przegranej  obozu  socjalistycznego  w  Rosji  oddzielili  się 
od  niego  jako  „Polska  partja  socjalistyczna14  i  wysu- 
nęli za  swój  cel  najbliższy  sprawę  niepodległości  pol- 
skiej.  Z  tych  sfer  wyszło  w  r.  1914  hasło  do  walki 

2* 


20 


z  Rosją.  Przygotowaniami  do  niej  zajęły  się  przede- 
wszystkiem  niedobitki  rewolucji  socjalnej  z  1905  r.t 
które  po  jej  upadku  schroniły  się  z  Królestwa  do  Ga- 
licji, a  około  których  zaczęły  się  skupiać  młode  a  go- 
rące żywioły  K  Zaczęto  zrazu  potajemnie  tworzyć  związki, 
wojskowe  i  szkoły  dla  kształcenia  oficerów  wojska 
polskiego,  które  ma  wziąć  udział  w  wojnie  austrjacko- 
rosyjskiej.  Później  w  r.  1910,  gdy  sfery  wojskowe  au- 
strjackie  za  przykładem  innych  państw  zaczęły  popie- 
rać wykształcenie  wojskowe  młodzieży  i  użyczać  jej 
w  tym  celu  karabinów  i  strzelnic,  związki  te  zorgani- 
zowały się  jawnie  i  rozszerzyły  pod  nazwą  strzeleckich. 
W  r.  1912  komendantem  ich  został  Józef  Piłsudski. 
Politycy  rozważni  zaczęli  się  tym  ruchem  niepokoić, 
obawiając  się,  że  związki  takie,  niedoczekawszy  się 
wojny,  stracą  cierpliwość  i  spróbują  ją  sprowokować, 
gotując  nowe  nieszczęście  krajowi.  Związki  te  jednak 
tworzyły  się  na  tle  tej  samej  idei  i  w  tym  samym  celu, 
który  przyświecał  całemu  społeczeństwu  i  dlatego  ów- 
czesny namiestnik  Galicji  Bobrzyński,  który  przygoto- 
wywał kraj  i  jego  administrację  do  wojny  z  Rosją, 
osłaniał  je  przed  interwencją  dyplomatyczną  rządu  ro- 
syjskiego i  tylko  próbom  wytworzenia  z  pośród  nich 
rządu  i  władzy  w  kraju  przeszkadzał.  Niechętnem  okiem 
patrzyło  na  nie  stronnictwo  narodowo  demokratyczne 
w  Galicji.  Ale  i  to  stronnictwo  nie  mogło  płynąć  prze- 
ciw ogólnemu  prądowi  i  musiało  patrzeć  na  to,  że 
ulegające  mu  stowarzyszenie  gimnastyczno-patrjotyczne 
„Sokół"  zajęło  się  ćwiczeniem  wojskowem  swoich  li- 


1  Marjan  Kukieł:  „Przyczynki  do  historji  wojskowości 
w  Polsce  Jak  powstał  oddział  Piłsudskiego".  (Kronika  polska 
1916.  Lozanna,  tom  I). 


21 


cznych  członków,  a  później  zaczęły  w  niem  powsta- 
wać osobne  oddziały  wojskowe,  których  twórcą  był 
Józef  Haller. 

W  ciągu  roku  1912  wojna  z  Rosją  wydawała  się 
bliską  i  ruch  wojskowy  młodzieży  ogarniał  wszystko. 
Zmusiło  to  Sejm  do  zajęcia  się  nim,  a  owocem  roz- 
praw była  rezolucja  uchwalona  8  grudnia,  w  której 
polskie  Koło  sejmowe  wyraziło  przekonanie,  że  da- 
lecy od  wszystkich  porywów  nierozważnych,  potrafimy 
przez  ciągłą  spokojną  pracę  nad  skrzepieniem  i  roz- 
winięciem własnych  sił  moralnych  i  fizycznych  przy- 
gotować polskie  społeczeństwo  na  sprostanie  zadaniom 
narodowym,  wobec  jakich  w  biegu  wypadków  stanąć 
możemy.  W  razie  wojny  Austrji  z  Rosją  Polacy  nie 
mają  więc  zachować  się  biernie,  lecz  wystąpić  na  pole 
walki  z  własną  siłą  i  z  własnem  narodowem  dążeniem 
(t.  j.  utworzyć  wojsko  polskie  i  wprowadzić  je  w  bój 
pod  hasłem  odbudowania  Polski),  a  przytem  oprzeć 
się  o  Austrję  militarnie  i  politycznie  (t.  j. -utworzyć  to 
państwo  w  związku  z  Austrją). 

Pragnął  Sejm  wszystkie  Usiłowania  w  tym  kierunku 
podporządkować  Radzie  narodowej,  złożonej  z  delega- 
tów wszystkich  stronnictw  sejmowych,  ale  w  Radzie 
tej  zbyt  wielką  rolę  odgrywali  narodowi  demokraci  i  ich 
sympatycy  konserwatywni,  t.  z.  centrum,  to  też  żywioły 
im  przeciwne  nie  poddały  się  Radzie  i  poszły  swoją 
drogą,  wytworzywszy  Komisję  tymczasową  stronnictw 
skonfederowanych. 

Wojna,  bliska  już  w  r.  1912,  wybuchnęła  dopiero 
we  dwa  lata  później,  a  społeczeństwo  polskie  w  Gali- 
cji powitało  ją  jako  zapowiedź  wyswobodzenia  ojczy- 
zny. Lud  powołany  na  wojnę,  chłop  czy  mieszczanin, 


22 


szedł  na  nią  z  pieśnią  patrjotyczną  i  z  przeświadcze- 
niem, że  idzie  bić  się  za  Polskę. 

Prezydjum  Koła  polskiego  w  d.  2  sierpnia  zabrało 
„w  tej  historycznej  chwili  głos,  ażeby  imieniem  repre 
zentacji  polskiej  ludności  tego  kraju  złożyć  hołd  mo- 
narsze i  głośno  światu  powiedzieć,  że  ufności,  której 
dał  wyraz  w  swoim  manifeście  wystosowanym  do  lu 
dów  Austrji,  Polacy  tego  kraju  nie  zawiodą.  „Jesteśmy 
gotowi  do  największych  ofiar,  bądźmy  przejęci  męskim 
spokojem.  Wierzymy,  że  nasz  naród,  który  tyle  prze- 
cierpiał, wróci  do  swych  praw  ciągle  żywych  i  jedna- 
kich, jak  żywem  i  stałem  jest  poczucie  sprawiedliwo- 
ści". Stając  w  deklaracji  tej  po  stronie  Austrji,  prezy- 
djum Koła  polskiego  o  samodzielnej  akcji  społeczeń- 
stwa polskiego  nie  wspomniało,  tern  głębiej  wstrzą 
snęła  społeczeństwem  tern  wiadomość,  że  Józef  Pił- 
sudski, który  stał  na  czele  związków  strzeleckich,  pod 
wpływem  powszechnego  zapału,  a  nie  oglądając  się 
na  nikogo,  w  d.  6  sierpnia  z  pierwszym  oddziałem 
wyruszył  z  Krakowa  i  przekroczył  granicę  Królestwa, 
dając  hasło  do  walki  narodu  polskiego  z  Rosją.  Za 
pierwszym  oddziałem  poszły  następnie  dalsze,  a  ko- 
rzystając z  cofnięcia  się  wojsk  rosyjskich,  dotarły  aż 
do  Kielc. 

Wyprawa  ta  partyzancka  dokonała  się  za  zgodą 
i  z  poparciem  sfer  wojskowych  austrjackich,  które 
w  planach  swych  wojny  z  Rosją  brały  w  rachubę  po- 
wstanie polskie.  Nie  zdając  sobie  sprawy  z  przełomu, 
jaki  się  w  ostatnich  latach  dokonał  w  umysłach  spo- 
łeczeństwa polskiego  w  Królestwie,  były  przekonane, 
że  na  pierwszą  wiadomość  o  wypowiedzeniu  wojny 
ziemie  polskie  w  zaborze  rosyjskim  pokryją  się  jak 


23 

w  r.  1863  całą  siecią  oddziałów  powstańczych,  które 
przez  niszczenie  mostów,  telegrafów  i  zapasów  wojen- 
nych wojsku  austrjackiemu,  wkraczającemu  do  Króle- 
stwa, oddadzą  nieocenione  usługi. 

Do  tego  celu  służyć  miała  proklamacja,  którą  w  d. 
9  sierpnia  naczelna  komenda  wojska  austro  -  węgier- 
skiego wydała  do  narodu  polskiego.  Zapowiedziała 
w  niej  Polakom  „wyzwolenie  z  pod  jarzma  moskiew 
skiego",  a  domagając  się  od  Polaków  poparcia,  wz# 
wała  ich,  „aby  zawierzyli  ochotnie  i  z  pełną  ufnością 
naszej  opiece,  sprawiedliwości  i  wielkoduszności".  Tylko 
tyle  i  nic  więcej!  jako  pobudka  wojenna  dla  Polaków 
w  Królestwie  było  to  stanowczo  za  mało.  Proklama- 
cja zawierała  jednak  stanowcze  minus,  które  zmrozić 
musiało  Pojaków.  Wzgląd  na  sprzymierzeńca  niemiec- 
kiego podyktował  komendzie  austrjackiej  myśl,  aby 
proklamacją  swoją  objąć  także  i  Niemcy.  Wyniknęło 
stąd  takie  horrendum,  jak  irazes,  „że  naród  polski  roz- 
wija się  wspaniale  pod  berłem  Austro- Węgier  i  N  i  e- 
miec  i  wezwanie,  aby  naród  ten  zawierzył  sprawie- 
dliwości i  wielkoduszności  nietylko  cesarza  Franciszka 
Józefa,  lecz  także  cesarza  Wilhelma.  Wrażenie  tej  pro 
klamacji  na  Polaków  było  oczywiście  fatalne. 

Tłomaczy  ją  usiłowanie  sfer  wojskowych  austrja- 
ckich,  aby  prowokując  partyzantkę  polską,  do  niczego 
się  wobec  niej  nie  zobowiązać.  Dlatego  ze  sferami  pol- 
skiemi  politycznemi  nie  zawiązano  w  tej  mierze  ża- 
dnych stosunków,  dlatego  całą  sprawę  traktowano  jako 
wyłącznie  wojskową  bez  odniesienia  się  do  rządu  au- 
strjackiego.  Traktowano  ją  nadto  z  lakiem  lekceważe- 
niem, że  oddziałom  partyzanckim  wyruszającym  do 
boju  dano  najgorsze  uzbrojenie  i  nie  przyznając  się 


24 


do  nich,  zachowano  sobie  furtkę,  aby  się  ich  przy 
pierwszej  sposobności  wyprzeć. 

Z  większą  stanowczością  w  sprawie  partyzantki  pol- 
skiej, na  którą  również  liczyła,  była  gotową  postąpić 
sobie  naczelna  komenda  wojsk  niemieckich.  Prokla- 
macja jej  wydana  do  Polaków,  a  rozrzucana  niemiec- 
kiemi  balonami  po  Królestwie,  odbijała  korzystnie  od 
austrjackiej.  Wzywając  Polaków  do  powstania  przeciw 
rosyjskiemu  barbarzyństwu,  wspominając  „jęki  Sybiru, 
krwawą  rzeź  Pragi  i  katowania  unitów",  zapowiadała, 
że  „wolność  wam  niesiemy  i  niepodległość".  Tak  ha- 
sło „niepodległość"  w  toku  wojny  pierwszy  raz  padło 
z  ust  Prusaka,  tylko  że  żaden  Polak  nie  mógł  w  nie 
uwierzyć,  Polak,  który  pamiętał  świeże  gwałty  i  wy- 
właszczania, wóz  Drzymały  i  katowania  dzieci  polskich, 
wzbraniających  się  odmawiać  pacierz  po  niemiecku. 
Proklamacja  niemiecka  byłaby  wywarła  wrażenie,  gdyby 
w  niej  była  się  mieściła  zapowiedź  przywrócenia  praw 
narodowych  Polakom  w  zaborze  pruskim.  Nominacja 
Polaka,  ks.  Likowskiego,  arcybiskupem  gnieźnieńskim, 
która  równocześnie  nastąpiła,  za  taką  zapowiedź  nie 
wystarczała.  Cesarz  Wilhelm,  przyjmując  ks.  Likow- 
skiego na  audjencji,  nie  krył  się  przed  nim,  że  ma 
zamiar  wskrzesić  państwo  polskie,  oczywiście  z  ziem 
mających  się  zdobyć  na  Rosji,  bo  o  przyłączeniu  do 
niego  zaboru  pruskiego  nie  myślał.  Proklamacja  nie- 
miecka wydała  się  też  Polakom  krwawą  ironją,  a  w  szcze- 
gólności poddanym  pruskim,  którzy  dla  zrzucenia  ja- 
rzma niemieckiego  gotowi  byli  poddać  się  nawet  Ro- 
sji. Prędko  skończyła  się  idylla  pruska.  Zanim  pro- 
klamacja niemiecka  dotrzeć  mogła  do  *  mieszkańców 
Królestwa,  w  Kaliszu  d.  4  sierpnia  na  wojsko  niemiec- 
kie padło  z  domów  kilka  strzałów,  a  fakt  ten  dla  ko- 


25 


mendanta  niemieckiego  wystarczył,  aby  strzałami  ar- 
matniemi  zburzyć  środek  bezbronnego  miasta.  Tę  pro- 
klamację szczerze  pruską  zrozumieli  Polacy  w  Króle- 
stwie, o  ile  jeszcze  się  wahali,  czy  mają  się  rzucić 
w  objęcia  Rosji. 

W  najtrudniejszem  położeniu  znaleźli  się  przywódcy 
społeczeństwa  polskiego  w  Austrji.  Partyzantka  oddzia- 
łów Piłsudskiego,  źle  uzbrojonych  i  gorzej  jeszcze  wy- 
ekwipowanych, zmuszonych  utrzymywać  się  z  rekwi- 
zycji u  miejscowej,  niechętnej  im  ogółem  biorąc  lu- 
dności Królestwa,  wyjętych  z  pod  ochrony  prawa  mię- 
dzynarodowego, groziła  poświęceniem  i  zmarnowaniem 
licznego  zastępu  młodzieży  bez  najmniejszego  widoku 
i  celu,  a  nadto  wzburzeniem  ludności  wiejskiej  w  Kró- 
lestwie przeciw  powstańcom  i  przeciw  idei,  którą  ze 
sobą  nieśli. 

Pogarszały  rzecz  odezwy,  jakie  się  ukazały.  W  je- 
dnej „Rząd  narodowy",  którego  nikt  nie  znał,  oznaj- 
miał z  Warszawy,  że  się  utworzył,  wzywając  wszyst- 
kich Polaków,  ażeby  się  skupili  pod  jego  władzą,  i  mia- 
nując Piłsudskiego  komendantem  polskich  sił  wojsko- 
wych; w  drugiej  Piłsudski,  oznajmiając,  że  wkroczył 
do  Królestwa,  ażeby  je  zająć  w  imieniu  władzy  Rządu 
narodowego,  dodawał,  że  „poza  tym  obozem  zostaną 
tylko  zdrajcy,  dla  których  potrafimy  być  bezwzględni". 
Odezwy  te  zrobiły  najgorsze  wrażenie,  bo  bezimien- 
nego rządu  narodowegó  nikt  nie  uznał,  a  groźby,  za- 
warte w  odezwie,  ogół  poczytał  za  próbę  terroru. 
W  kilka  dni  później  Komisja  skonfederowanych  stron- 
nictw polskich  naprawiała  złe,  ogłaszając  się  zastęp- 
stwem rządu  narodowego,  ale  przez  to  pomiędzy  nią 
a  innem!  organizacjami,  a  w  szczególności  Komitetem 


26 


lwowskim,  działającym  z  ramienia  Rady  narodowej, 
przedział  się  jeszcze  pogłębił  i  groził  wewnętrzną 
walką. 

Rozpoczynała  się  więc  wojna  światowa  wśród  naj- 
gorszych warunków,  wśród  wyprawy  partyzanckiej  nie 
obmyślanej,  wśród  głękokiej  rozterki  w  społeczeństwie 
polskiem  i  braku  jasnego  programu  w  sprawie  pol- 
skiej ze  strony  Austrji.  Wszystko  to  groziło  zaprzepa- 
szczeniem ostatniej  sposobności  wskrzeszenia  t  państwa 
polskiego,  jaką  wojna  z  Rosją  otwarła.  Politycy  pol- 
scy w  Austrji  zdawali  sobie  z  tego  jasno  sprawę, 
a  dwaj  z  pośród  nich,  stojący  podówczas  u  steru  spraw 
polskich,  Leon  Biliński  i  Juljusz  Leo,  poczuli  się 
z  mocy  swego  stanowiska  do  obowiązku,  aby  niebez- 
pieczeństwu zaradzić. 

Pierwszy  z  nich,  minister  wspólny  skarbu,  brał 
udział  w  radzie  najwyższej,  która  oświadczyła  się  za 
wojną.  Podniósł  też  myśl  i  pracował  nad  nią  usilnie, 
aby  monarcha  Austro- Węgier  wydał  manifest  zapowia- 
dający połączenie  Królestwa  kongresowego  z  Galicją 
i  utworzenie  z  nich  osobnego  państwa  polskiego  połą- 
czonego z  Austrją  i  Węgrami.  Projekt  manifestu  obli- 
czony był  na  bliską,  jak  wówczas  mniemano,  chwilę 
oswobodzenia  Warszawy,  a  kładąc  nacisk  na  stosu- 
nek, który  Polaków  w  Austrji  od  pięćdziesięciu  lat  łą- 
czył z  monarchą,  streszczał  się  w  słowach  następu- 
jących: 

„ Jeżeli  Bóg  Wszechmocny  obdarzy  zwycięstwem 
wojska  sprzymierzone,  to  kraj  wasz  będzie  nierozer- 
walnie wcielony  do  związku  moich  państw  w  ten  spo- 
sób, by  wespół  krajem  moim  zamieszkałym  przez  wa- 
szych rodaków  tworzył  jednolite  królestwo  polskie, 
którego  administrację  z  uwzględnieniem  najwyższych 


27 

interesów  i  potrzeb  naszej  monarchji  powierzę  rajdowi 
narodowemu  odpowiedzialnemu  przed  Sejmem  w  War- 
szawie". 

Drugi  z  przywódców  polskich,  Leo,  prezes  Koła 
polskiego  w  parlamencie  wiedeńskim  i  w  Sejmie  gali- 
cyjskim, poczuwał  się  do  obowiązku,  aby  reprezenta- 
cję polską  w  Austrji  powołać  do  zabrania  głosu  w  spra- 
wie najwyższej  polityki  narodu.  Pojechał  w  tym  celu 
do  Wiednia  i  zetknąwszy  się  z  decydującemi  czynni- 
kami, poruszył  myśl,  aby  bezładną  partyzantkę  prze- 
kształcić w  formację  wojskową  regularną,  w  legjony 
polskie,  walczące  pod  sztandarem  i  komendą  polską 
obok  armji  austrjacko- węgierskiej.  Spotkawszy  się 
z  sympatycznem  przyjęciem  tej  myśli,  chociaż  jeszcze 
bez  żadnych  zobowiązań,  wrócił  do  Krakowa,  a  po- 
rozumiawszy się  z  najbliższymi,  zwołał  na  dzień  16  sierp- 
nia wszystkich  polskich  posłów  na  Sejm  i  do  Rady 
państwa,  polskich  członków  Izby  "panów  i  reprezen- 
tantów polskiego  stronnictwa  niepodległościowego 
z  Galicji  i  Królestwa,  którzy  w  Sejmie  nie  zasiadali, 
na  naradę  w  Krakowie. 

Zgromadzenie  to  powzięło  jednomyślnie  szereg  do- 
niosłych uchwał.  Przedewszystkiem  uchwaliło  zjedno 
czenie  wszystkich  stronnictw  i  ich  zarządów  w  jeden 
Naczelny  Komitet  Narodowy,  jako  najwyższą  instan- 
cję w  zakresie  wojskowej,  skarbowej  i  politycznej  or- 
ganizacji zbrojnych  sił  polskich",  następnie  utworzenie 
narazie  dwóch  legjonów  polskich,  jednego  w  zacho- 
dniej, drugiego  we  wschodniej  Galicji,  pod  komendą 
polską,  opierających  się  na  istniejących  już  zbrojnych 
organizacjach  polskich.  Oddziały  polskie  użyte  być 
mają  do  walki  przeciw  Rosji  na  ziemiach  polskich 
w  związku  z  monarchją  austro- węgierską.  Wszyscy 


28 


walczmy  w  szeregach  oddziałów  polskich  muszą  mieć 
prawa  kombatantów  i  muszą  otrzymać  uzbrojenie  i  wy- 
ekwipowanie wojsk  regularnych,  a  oddziały  obejmować 
winny  wszystkie  gatunki  broni.  Komitet  naczelny  wej- 
dzie w  porozumienie  z  rządem  monarchii  austro-wę- 
gierskiej  oraz  naczelną  komendą  wojskową  armji  au- 
strjackiej  celem  utworzenia  naczelnego  dowództwa  nad 
legjonami  i  omówienia  stopnia  i  jakości  ich  zależno- 
ści od  komendy  austro-węgierskiej.  Na  podstawie  tych 
uchwał  wybrano  Naczelny  Komitet  Narodowy,  złożony 
z  reprezentantów  wszystkich  stronnictw  pod  przewo- 
dnictwem prezesa  Koła  polskiego,  Juljusza  Leo,  a  dzie- 
lący się  na  dwie  sekcje,  krakowską  i  lwowską,  z  któ- 
rych każda  zarządzać  miała  autonomicznie  w  działach 
organizacyjnym,  wojskowym  i  skarbowym.  Koło  pol- 
skie, wydało  równocześnie  płomienną  odezwę  do  na- 
rodu, w  której,  wyrażając  radość,  że  długo  oczekiwana 
godzina  walki  z  Rosją  wybiła,  wezwało  naród  do  czynu, 
bo  w  dbbie  krwawego  przeistaczania  się  Europy  i  uwal- 
niania jej  od  grozy  rosyjskiej  przemocy  odzyskać  mo- 
żemy bardzo  wiele,  ale  też  wiele  musimy  ofiarować, 
bo  nie  wygra  ten,  kto  końca  gry  ostrożnie  wyczekuje. 
Odezwa  wzywała  Polaków,  aby  na  szal^  tej  najwięk- 
szej wojny  rzucić  godny  narodu  polskiego  czyn,  jako 
warunek  i  zadatek  lepszej  dla  niego  doli,  wzywała  do 
„zjednoczenia  się  wolą  niezłomną  do  uzyskania  lep- 
szej przyszłości  i  niezachwianą  wiarą  w  tę  przyszłość. 
Stańcie  w  obronie  wolności  naszej  i  wiary  ojców". 

Uchwały  krakowskie  wywołały  zapał  w  najszer- 
szych warstwach  ludności  polskiej  w  Galicji,  posypały 
się  składki  na  pierwsze  potrzeby  legjonów  od  osób 
prywatnych,  gmin  i  instytucyj  społecznych,  składki  idące 
w  miljony,  napływali  ochotnicy.    Komitet  prowadził 


29 


układy  z  Komendą  armji.  D.  22  sierpnia  Piłsudski 
oznajmił  strzelcom  swoim,  że  zgłosił  przystąpienie  do 
organizacji  szerszej,  zapewniającej  wojsku  polskiemu 
większe  środki  i  silniejsze  działanie;  oddziały  nasze 
mają  być  kadrami  dla  formujących  się  legjonów.  Ko- 
mitet uzyskał  istotnie  d.  27  sierpnia  zgodę  Naczelnej 
Komendy  armji  na  utworzenie  dwóch  polskich  legjo- 
nów na  czas  wojny,  jednego  w  Krakowie,  a  jednego 
we  Lwowie.  Użyte  bęcfią  legjony  na  froncie  rosyjskim 
u  boku  wojsk  austro-węgierskich.  Organizację  mieli 
przeprowadzić  dwaj  jenerałowie  austrjaccy  Polacy,  Ba- 
czyński i  Pietraszkiewicz,  jako  komendanci  legjonów 
i  pośrednicy  pomiędzy  Naczelnym  Komitetem  a  Ko- 
mendą. Miało  stanąć  pod  bronią  w  każdym  legjonie 
ośm  bataljonów  po  tysiąc  ludzi,  czyli  dwa  pułki  i  dwa 
do  trzech  szwadronów.  Ochotnicy  mogą  się  zgłaszać 
w  Krakowie  i  Lwowie  oraz  w  legjonach  na  terenie 
Królestwa  bez  otwierania  tam  formalnego  werbunku. 
Obywatele  austrjaccy,  obowiązani  do  służby  wojsko- 
wej, potrzebują  pozwolenia  na  wstąpienie  do  legjonu. 
Uzbrojenie  bronią  repetjerową  nastąpi  w  miarę  zapa- 
sów, reszta  legjonistów  otrzyma  karabiny  Werndla. 
Oficerowie  aż  do  kapitana  włącznie  są  wybierani,  ko- 
mendantów bataljonów  i  pułków  wyznacza  Komenda 
naczelna  na  wniosek  komendantów  lejgjonów,  językiem 
służby  i  komendy  jest  język  polski,  utrzymanie  legjo- 
nów jest  rzeczą  armji  i  t.  d.  Oddziały  strzelców,  znaj- 
dujące się  obecnie  w  Królestwie  pod  komendą  Pił- 
sudskiego, utworzą  pułk  pierwszy  pierwszego  legjonu 
w  armji  Kummera  i  dostarczą  instruktorów  do  utwo- 
rzenia pułku  drugiego. 

W  d.  3  września  Piłsudski  ze  swoimi  strzelcami 
w  Kielcach,  a  w  d.  4  września  oddziały,  ćwiczące  się 


30 


w  Krakowie,  wykonały  przysięgę  monarsze  Austro- 
Węgier  i  legjony  polskie  stały  się  czynem.  Do  przy- 
sięgi, złożonej  cesarzowi  Austrji  i  królowi  Węgier, 
przez  oddział  Piłsudskiego  odczytujący  rotę  kapitan 
Zagórski,  ulegając  panującemu  nastrojowi,  dodał  sa- 
mowolnie słowa  „i  królowi  polskiemu".  Nie  spełniło 
się  natomiast  oczekiwanie  Koła  polskiego,  że  rząd 
austro  węgierski  zdobędzie  się  na  wydanie  manifestu 
zapowiadającego  utworzenie  państwa  polskiego  z  Kon- 
gresówki i  Galicji,  chociaż  minister  spraw  zagra- 
nicznych nr.  Berchtold  i  cesarz  na  niego  się  godził. 
Usiłowania  Bilińskiego  rozbiły  się  o  opór  ministra 
węgierskiego  Tiszy,  który  przeciwny  był  wojnie  i  nie 
chciał  ogłoszeniem  państwa  polskiego  przecinać  po- 
kojowych układów  z  Rosją,  rozbiły  się  jeszcze  więcej 
o  opór  Niemiec,  które  pragnęły  najpierw  Rosję  poko- 
nać, a  potem  dopiero  o  łup  się  układać. 
||  Naczelny  Komitet  Narodowy  i  legjony  nie  powstały 
jaTcb*  narzędzie  Austrji,  lecz  były  wynikiem  myśli  i  dą- 
żenia Polaków,  aby  sprawę  polską  Austro-Węgrom, 
a  przez  nie  także  Niemcom,  czy  chcą  czy  nie  chcą, 
narzucić.  Wśród  wielkiej  wojny  światowej  Polska  miała 
zdobyć  się  na  objaw,  któryby  woli  jej  wskrzeszenia 
własnego  państwa  dał  świadectwo,  a  takim  objawem, 
zrozumiałym  dla  swoich  i  dla  obcych,  mogła  być  tylko 
siła  zbrojna,  walcząca  za  Polskę  i  dźwigająca  jej  sztan- 
dar na  polach  bitew 


1  Ideę  legjonów  tłomaczy  E.  K.  La  verite*  sur  les  legions 
polonaises.  Lausanne  1915.  Przekład  polski:  Prawda  o  legjo- 
nach  1915,  oraz  artykuł:  O  woli  narodowej.  (Uwagi  I.  Styczeń. 
Genewa  1916). 


31 


Powstanie  legjonów  i  rozterki  w  ich  łonie  kreślą  broszury: 
„Pod  sąd!  Historja  legjonu  wschodniego*.  W  Sosnowcu  1914, 
„Sprawozdanie  sekcji  wschodniej  Komitetu  narodowego?"  Bez 
miejsca  i  daty  druku.  Aleksander  Ładoś:  „Legjony".  Fryburg 
1916.  (Ze  stanowiska  narodowej  demokracji). 

Obfita  literatura  o  walkach  legjonów  ma  charakter  pamię- 
tnikowy. Historją  ich  początkową  kreśli  Adolf  Inlender:  Wielka 
wojna  1914—1915.  Ze  szczególnem  uwzględnieniem  walk  na 
ziemiach  polskich  oraz  dokładną  działalnością  legjonów  pol- 
skich. Wiedeń  1916,  i  Kasper  Wojnar:  „Wojna  światowa  i  spra- 
wa polska  z  rzutem  oka  na  dotychczasowy  przebieg  wielkiej 
wojny  i  dzieje  legjonów  polskich".  Piotrków  1916. 


III. 

KOMITET  NARODOWY  WARSZAWSKI. 

,  Akcja  Królestwa  przeciw  uchwałom  krakowskim. 
Rozbicie  legjonu  wschodniego. 
Polityka  Rosji  w  zajętej  Galicji  i  udział  w  niej 

narodowej  demokracji. 
Odezwa  Komitetu  narodowego  w  Warszawie 

25  listopada  1914. 
Legjon  polski  po  stronie  Rosji., 

Nie  wszyscy  uczestnicy  zgromadzenia  krakowskiego 
z  dnia  16  sierpnia  równym  do  wojny  z  Rosją  pałali 
zapałem.  Byli  pomiędzy  nimi  i  narodowi  demokraci 
i  ich  sympatycy,  konserwatyści  podolscy,  teórzy  wie- 
dzieli, ku  której  stronie  zwracają  się  sympa.tjer  Kr^e- 
stwa.  Temperatura  wojenna  antyrosyjska  w  Krakowie 
i  w  Galicji  na  taki  jednak  wzniosła  się  stopień,  że 
stanąć  przeciw  niej  i  jednomyślność  naruszyć  nie  mieli 
odwagi.  Jedno  tylko  wymogli,  przeprowadzili  uchwałę, 
że  „ stanowienie  o  politycznych  sprawach  Królestwa 
może  nastąpić  tylko  w  porozumieniu  z  organizacją 
w  Królestwie  polskiem,  zbudowaną  na  podobnych  za- 
sadach, co  organizacja  wspólna  w  Galicji",  t.  j.  na 
połączeniu  wszystkich  stronnictw  w  komitet  narodowy. 
Postanowienie  to  ciężko  zaważyło  na  szali  dalszych 
wypadków  i  stosunku  Królestwa  do  Galicji.  Mogli  Po- 
lacy zgromadzeni  w  Krakowie  wstrzymać  się  od  ja- 
kiejkolwiek uchwały  przed  osiągnięciem  porozumienia 
z  Królestwem.  Ale  wypowiadać  Rosji  wojnę,  oczywiście 


33 


nie  o  Galicję,  lecz  o  Polskę,  a  równocześnie  uświęcać 
kordon  rozbiorów  i  przyrzekać,  że  się  go  utrzyma, 
w  tem  tkwiła  sprzeczność,  której  ani  logicznie  obronić 
ani  dotrzymać  nikt  nie  był  w  stanie.  Najgorętsi  zwo- 
lennicy walki  z  Rosją  przyjęli  ten  warunek  tylko  pod 
przymusem  i  przypuszczając,  że  legjony  zdobędą  opinję 
publiczną  Królestwa. 

Można  było  uchwałę  tę  tłomaczyć  tak,  że  Polacy 
z  pod  obu  zaborów  porozumieli  się  ze  sobą  i  licząc 
się  z  tem,  że  wynik  wojny  zawsze  jest  niepewny,  po- 
dzielili się  rolami  i  za  obopólną  zgodą  jedni  stanęli 
po  stronie  Rosji,  drudzy  po  stronie  Austrji.  Którakol- 
wiek strona  zwycięży,  po  jej  stronie  znajdzie  się  część 
Polaków  i  ta  troszczyć  się  będzie  o  dobro  narodu. 
Przebiegła  taka  polityka  nie  leżała  jednak  w  usposo- 
bieniu Polaków.  To  co  ich  rozdzieliło,  sięgało  głęboko, 
aż  do  ich  duszy,  objawiło  się  w  ich  oburzeniu  i  w  oskar- 
żeniach bolesnych,  któremi  nawzajem  się  obrzucali1. 

1  Odgłosem  tych  walk  jest  obfita  literatura  polemiczna. 
Mnóstwo  rzeczy  drukowano  tajemnie  w  postaci  krótkich  bro- 
szurek i  świstków.  Ważniejsze  broszury  skierowane  przeciwko 
orjentacji  rosyjskiej  znane  mi  są: 

Stanisław  Koźmian:  „Podczas  wojny".  1914.  Wiedeń. 

Michał  Rostworowski:  „Wojna  a  społeczeństwo  polskie". 
Kraków,  1915. 

Kucharzewski  Jan:  „W  imię  jedności".  Fryburg  szwaj- 
carski, 1915. 

Ignacy  Rosner:  „W  krytycznej  chwili".  Wiedeń,  1915.  Dru- 
kowane jako  rękopis. 

„O  naszą  przyszłość".  Bez  wymienienia  autora,  drukowane 
jako  rękopis  w  Krakowie,  1916. 

„Z  Rosją  czy  przeciw  Rosji"?  Napisali  Michał  Łempicki, 
Tytus  Filipowicz,  Henryk  Tennenbaum,  Tadeusz  Grużewski, 
Medard  Downarowicz,  opatrzył  wstępem  Stanisław  Tugutt 
Warszawa,  1916. 


Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego 


3 


34 

Zwolennicy  zjednoczenia  pod  berłem  cesarza  ro- 
syjskiego widzieli  w  zwolennikach  wskrzeszenia  pań- 
stwa polskiego  w  związku  z  Węgrami  i  Austrją  bez- 
wiedne narzędzia  polityki,  nie  już  austrjackiej,  lecz 
wprost  niemieckiej,  nie  pojmowali  wprost,  jak  jakikol- 
wiek Polak  może  jej  zaufać  po  tylu  dowodach  wiaro- 
łomstwa  i  zachłanności  pruskiej,  widzieli  w  nich  ger- 
manofilów  i  chrzcili  ich  tą  nazwą.  Przekonani  o  zwy- 
cięstwie walca  żelaznego  rosyjskiego,  który  miał  zmiaż- 
dżyć Berlin  i  wszystko,  co  mu  stanie  na  drodze, 
oburzali  się  na  nich,  że  legjonami  swemi  podrażnią 
Rosję  i  dadzą  jej  powód  do  wycofania  się  z  obietnic 
na  rzecz  Polski.  Ci  znowu  nie  mogli  pojąć,  jak  Polacy 
z  Królestwa  mogli  zerwać  z  wiekową  tradycją  Polski, 
jak  mogli  zerwać  z  tern  wszystkiem,  co  we  wspaniałej 
poezji  i  literaturze  porozbiorowej  znalazło  wyraz,  a  czem 
naród  żył  i  oddychał,  nie  mogli  pojąć  naiwności  swoich 
rodaków  z  Królestwa,  którzy  po  tylu  doświadczeniach 
zawierzyli  jeszcze  raz  Rosji  i  to  Rosji  zwycięskiej,  pa- 
nującej nad  całą  Słowiańszczyzną.  Wszak  rzucenie  się 
społeczeństwa  polskiego  w  objęcia  Rosji  umocniło  ją 
tylko  w  przekonaniu,  że  jej  polityka  dotychczasowa 
najlepsze  wydała  owoce  i  że  zmieniać  ją  byłoby  błę- 
dem. Na  obelgę  germanofilstwa  odpowiedzieli  obelgą 
rusofilstwa. 

Do  jakiegokolwiek  porozumienia  między  oboma 
obozami  polskimi  nie  mogło  przyjść,  a  tó  tern  mniej, 

W.  Feldman:  „Zur  Lósung  der  polnischen  Frage".  Offener 
Brief  an  Herrn  George  Cleinow,  Redakteur  der  „Grenzboten* 
und  Herm  Macimilia  i  Harden,  Redakteur  der  „Zukunft".  Ber- 
lin, den  21  Oktober  1914. 

Dr.  Moritz  R.  v.  Straszewski:  „Die  polnische  Frage". 
Wicu,  1915. 


35  • 


że  zarówno  Rosja,  jakoteż  Austrja  spoglądały  z  nie- 
dowierzaniem na  własnych  poddanych  i  śledziły  ich, 
czy  przypadkiem  nie  knują  zdrady.  Zmuszało  to  je- 
dnych, aby  głośno  potępiali  drugich  i  nawzajem.  Tak 
stało  się,  że  Polacy  nietylko  w  szeregach  armji  państw 
rozbiorowych  przeciw  sobie  walczyli,  ale  także  w  życiu 
publicznem,  podzieleni  na  dwa  obozy,  stanęli  ze  sobą 
do  politycznej  walki. 

Początek  do  walki  tej  wyszedł  z  Warszawy.  Już 
w  dniu  28  sierpnia  stronnictwo  polityki  realnej  i  stron- 
nictwo narodowo- demokratyczne  ogłosiły  protest  prze^ 
ciw  odezwie  Koła  polskiego  w  Krakowie  z  dnia  16  sier- 
pnia, uzasadniając  go  obszernie  tern: 

że  zwycięstwo  koalicji  rosyjsko-francusko-angiel- 
skiej  daje  narodowi  polskiemu  widoki  zjednoczenia 
wszystkich  ziem  polskich  z  dostępem  do  Bałtyku,  pod- 
czas gdy  zwycięstwo  przymierza  niemiecko  -  austrja- 
ckiego  musi  doprowadzić  do  nowego  rozbioru  Polski, 
podyktowanego  przedewszystkiem  przez  Prusy, 

że  nawet  w  chwili  obecnej  Rosja  wystąpiła  z  pro- 
gramem w  kwestji  polskiej  w  odezwie  wielkiego  księcia, 
przyjętej  entuzjastycznie  przez  opinję  francuską  i  an- 
gielską, podczas  gdy  Austrja  kwestji  polskiej  wcale  nie 
postawiła,  co  zresztą  uwydatnia  się  w  odezwie  galicyj- 
skiego Koła  polskiego, 

że  dzisiejsza  wojna  nie  jest  lokalną  wojną  między 
Austrją  a  Rosją,  w  której  stanowisko  Polaków  po 
stronie  Austrji,  aczkolwiek  politycznie  nieracjonalne, 
mogłoby  być  psychologicznie  zrozumiałe,  ale  jest  po- 
wszechną wojną  narodów  przeciw  panowaniu  prusa- 
ctwa,  mającego  na  swe  usługi  Austrję,  że  zatem  rola 
Polaków  jako  obrońców  największego  wroga  narodo- 
wej przyszłości  jest  wprost  potworna, 


3* 


36 


że  legjony  polskie  uzbrojone  przez  Austrję  nie  mogą 
żadną  miarą  mieć  samodzielnego  znaczenia  militarnego, 
ale  są  jedynie  przeznaczone  do  odegrania  roli  narzędzia 
politycznego,  mającego  służyć  do  pozyskania  Króle- 
stwa na  rzecz  Austrji,  a  tern  samem  Niemiec, 

że  kraj  nasz  z  natury  swego  położenia  ponosi  w  tej 
wojnie  największe  klęski,  że  klęski  te  zmniejsza  rozkaz 
naczelnego  wodza  armji  rosyjskiej  o  poszanowaniu 
mienia  i  życia  Polaków  wszystkich  dzielnic,  że  zaś  two- 
rzenie legjonów  polskich  w  Galicji  prowokuje  armję 
rosyjską  do  postępowania  wręcz  przeciwnego  wobec 
ludności  polskiej  tej  dzielnicy. 

Z  tych  powodów  stronnictwa  narodowo- demokrah_ 
tyczne  i  realistów  uznały  stanowisko  zajęte  przez  Koło 
polskie  i  Komitet  narodowy  w  Krakowie  za  zgubne 
dla  sprawy  polskiej,  tłomaczyły  je  sobie  tylko  oba- 
łamuceniem  społeczeństwa  galicyjskiego  fałszywemi 
z  gruntu  wiadomościami  o  przebiegu  wojny  i  towa- 
rzyszących jej  wypadkach,  a  przedewszystkiem  o  uspo- 
bieniu  społeczeństwa  polskiego  w  Królestwie  i  zaborze 
pruskim.  Stwierdzając  wreszcie,  że  społeczeństwo  pol- 
skie w  Galicji  stanowi  zaledwie  piątą  część  narodu 
polskiego,  że  zatem  wystąpienie  jego  przedstawicieli 
w  tak  ważnej  chwili  w  imieniu  całego  narodu  pol- 
skiego jest  uzurpacją,  stronnictwa  zajmujące  stanowi- 
sko zgodne  z  wolą  olbrzymiej  większości  narodu  we- 
zwały naczelny  Komitet  narodowy  w  Galicji  do  na- 
tychmiastowego zaprzestania  wszelkiej  akcji,  której  pro- 
gram nakreślony  jest  w  jego  komunikacie. 

Podobne  protesty  ogłosiły  jeszcze  Partja  postępowa 
w  Warszawie  dnia  3  września  i  Zjednoczenie  postę- 
powe w  Warszawie  dnia  6  września. 


37 


Tymczasem  akcja  legjonowa  w  najwyższym  stopniu 
niepokoiła  Rosję.  Już  dnia  29  sierpnia  wielki  książę 
Mikołaj  wystąpił  przeciw  legjonistom  „ naruszającym 
miłość  braterską  armji  rosyjskiej  dla  ludności  polskiej 
zakordonowej"  i  oskarżył  ich,  że  używają  kul  wybu- 
chowych, na  co  szereg  polityków  polskich  z  Królestwa 
w  dniu  31  sierpnia  w  telegramie  do  dzienników  rosyj- 
skich napiętnował  legjonistów  jako  „nieświadomych 
obrońców  germanizmu,  wrogówjsprawy  polskiej  i  całej 
Słowiańszczyzny "  i  potępił  oczywiście  używanie  kul 
wybuchowych. 

Nie  dość  na  -tern.  Dnia  9  września  ukazała  się 
odezwa  naczelnego  dowództwa  rosyjskiego  do  Pola- 
ków, według  której  cesarz  rosyjski  polecił  im  oznajmić, 
że  w  razie  zwycięskiego  zakończenia  wojny  „wszystkie 
części  dawnej  Polski  tak  będące  pod  władzą  niemiecką, 
jak  austrjacką  i  Rosyjską  zjednoczy  w  jedną  całość 
autonomiczną  i  odrodzi  się  Polska  pod  władzą  rosyj- 
skiego cesarza".  W  związku  z  tern  główny  dowódca 
rosyjski  oznajmił  jednak,  że  jest  bardzo  rozgoryczony 
tym  faktem,  że  zagraniczni  Polacy  tworzą  oddziały  So- 
kołów (tak  nazwał  legjonistów)  i  z  bronią  w  ręku  wy- 
stępują przeciw  rosyjskim  wojskom.  Dla  tych  Sokołów 
będzie  bez  litości  i  rozkazuje  ich  na  wypadek  pojmania 
rozstrzeliwać  jako  wrogów  Słowiaństwa  i  nie  będzie 
ich  uważał  jako  stronę  wojującą.  Rząd  austrjacki  mu- 
siał wziąć  legjony  w  obronę  i  w  nocie  wysłanej  dnia 
2  października  do  państw  neutralnych  wykazał,  że  jako 
wojsko  regularne  odpowiadają  wszystkim  warunkom 
uznania  ich  za  stronę  wojującą. 

Strach  Rosji  przed  propagandą  legjonów  był  jednak 
przedwczesny,  bo  wszystko  w  Królestwie  z  wyjątkiem 
socjalistów  i  nielicznej  inteligencji  niepodległościowe 


38 


uprzedzone  było  przeciw  nim,  tak  chłop,  jak  szlachcic, 
jak  przedewszystkiem  ksiądz.  Potępiał  je  głośno  bi- 
skup kielecki  ks.  Łosiński,  broniąc  rosyjskiej  orjentacji. 
Legjony  zjawiły  się  w  Królestwie  z  początku  pod  naj- 
gorszą w  jego  oczach  firmą.  Szli  na  czele  strzelców 
ludzie  znani  z  rewolucji  socjalnej  z  1905  r.,  a  towa- 
rzyszyła im  agitacja  socjalna,  usiłująca  tam,  skąd  woj- 
sko rosyjskie  się  cofnęło,  objąć  rządy.  Chociaż  też 
oddziały  strzeleckie  przekształcone  zostały  w  legjony, 
to  uprzedzenie  wywołane  przez  strzelców,  przeniosło 
się  na  legjony.  Widziano  w  nich  dalszy  ciąg  rewolucji 
socjalnej.  Nawet  centralny  komitet  obywatelski  zawią- 
zany w  Warszawie  dla  niesienia  pomocy  ludności  do- 
tkniętej wojną,  a  kierujący  komitetami  obywatelskimi 
na  prowincji,  uważał  za  wskazane  w  dniu  9  września 
ogłosić  odezwę  przeciw  akcji  legjonów  na  terenie  Kró- 
lestwa, w  której  przestrzegał  rodaków,  aby  się  nie  dali 
uwieść  podszeptom,  nie  dali  się  brać  na  lep  żadnym 
agitatorom  i  dowódcom  wojsk  obcych  i  groził,  że 
skutkiem  zwycięstwa  Niemiec  i  Austrji  byłby  tylko  nowy 
podział  Polski,  oczywiście  między  Niemcy  a  Austrję. 

Z  oskarżeniami  o  socjalizm  i  z  agitacją  socjalną 
rozpoczętą  przez  oddziały  strzeleckie  w  Królestwie 
trzeba  się  było  porać.  Komendant  legjonów,  jenerał 
Baczyński  zaraz  dnia  9  września  zniósł  komisarjaty 
wojsk  polskich  rządu  narodowego  utworzone  w  kilku 
miejscowościach  Królestwa,  oświadczając,  że  z  legjo- 
nami  nie  mają  nic  wspólnego,  że  prawo  ustanawiania 
takich  organów  służy  wyłącznie  komendzie  legjonów, 
że  legjony  nie  mają  żadnego  związku  z  tajnym  rządem 
narodowym,  który  zresztą  według  uchwały  z  dnia 
16  sierpnia  przestał  istnieć,  że  komenda  legjonów  stoi 
w  związku  z  Naczelnym  Komitetem  Narodowym  jedynie 


39 


w  sprawach  zaopatrywania  wojska  w  odzież  i  w  po- 
trzeby materjalne  oraz  w  sprawach  treści  organizacyjnej, 
że  wreszcie  legjony  przeszły  z  dniem  8  września  na 
żołd  skarbu  wojennego  armji  austro-węgierskiej  i  stąd 
*będą  otrzymywać  pożywienie,  rynsztunek  i  wszystkie 
inne  potrzeby.  W  ten  sposób  komenda  legjonów  sta- 
rała się  rozprószyć  obawy,  jakie  akcja  legjonowa 
w  ludności  Królestwa  wywołała.  Ziarno  nieufności  raz 
zasiane,  kiełkowało  jednak  ciągle,  a  dopomagała  mu 
do  wzrostu  narodowa  demokracja.  Jeszcze  w  r.  1915 
po  tylu  bohaterskich  czynach  legjonów  dzienniki  tego 
stronnictwa  w  Warszawie  karmiły  czytelników  oskar- 
żeniami legjonów  o  socjalizm,  grabież  i  bandytyzm, 
robiąc  wyjątek  tylko  dla  uwiedzionych  młodzieńców. 

Przeciwnicy  legjonów  nie  poprzestali  na  tern,  że 
im  podrywali  grunt  w  Królestwie.  Obawiając  się,  że 
legjony  zrażą  Rosję  i  posłużą  jej  za  pretekst  do  co- 
fnięcia przyrzeczeń,  dołożyli  starań,  ażeby  stłumić  je 
w  samem  ich  źródle,  w  Galicji.  Wypadki  wojenne  po- 
pchnęły ich  wprost  do  tego. 

Plan  mocarstw  centralnych  polegał  na  tern,  że 
Niemcy  pozostawiwszy  na  wschodzie  tylko  słabą  obronę 
Prus  wschodnich,  całą  swoją  przemożną  siłą  rzucą  się 
na  Francję  i  zadawszy  jej  stanowczy  cios,  znaczną 
część  swoich  wojsk  zwrócą  dopiero  przeciw  Rosji, 
o  której  mniemano,  że  dłuższego  czasu  będzie  potrze- 
bowała, zanim  wszystkie  swoje  wojska  wyprawi  na 
plac  boju.  Gały  ciężar  odparcia  Rosji  spadł  więc  na 
razie  na  Austrję.  Plan  ten  zupełnie  się  nie  powiódł. 
Niemcy  zdruzgotawszy  nagle  twierdze  belgijskie  wdarły 
się  zwycięsko  do  Francji,  ale  nad  Marną  spotkały  się 
ze  wszystkiemi  siłami  francuskiemi,  kiedy  spodziewały 
się,  że  część  ich  Włochy  należące  do  trójprzymierza 


40 


odciągną.  Spotkały  się  też  z  armją  angielską  nad  brze- 
giem morza.  Bitwa  skończyła  się  ich  przegraną.  Tym- 
czasem doszła  ich  wiadomość  o  wielkich  klęskach  na 
wschodzie.  Musiały  ograniczyć  się  we  Francji  do  utrzy- 
mania linji  obronnej,  a  co  tylko  można  na  wschód 
wyprawić.  Armja  rosyjska  wdarła  się  do  Prus  wschod- 
nich, a  zgotowała  klęskę  Austro- Węgrom,  które  wy- 
powiadając wojnę  Serbji  oddawały  się  złudzeniu,  że 
z  Rosją  nie  będą  miały  do  czynienia  i  dwie  piąte  swoich 
sił  pchnęły  do  Serbji.  Gdy  wybuchła  wojna  z  Rosją, 
trzeba  było  cofnąć  je  do  Galicji,  ale  nim  to  nastąpić 
mogło,  przyszło  już  do  walnej  rozprawy  z  Rosją,  której 
mobilizacja  wbrew  przypuszczeniom  była  zawczasu 
przeprowadzoną.  Wojska  austrjackie  uprzedzając  najazd 
rosyjski  rzuciły  się  naprzód  w  Lubelskie  i  odniosły 
zwycięstwa*  pod  Kraśnikiem  i  pod  Kómarowem,  ale 
tymczasem  wojska  postawione  dla  obrony  Lwowa  zo- 
stały przez  przeważne  siły  Rosjan  pobite  i  wszystkie 
siły  austrjackie  musiały  nagle  się  cofać.  Lwów  już 
dnia  3  września  był  stracony,  Przemyśl  wkrótce  oblę- 
żony, wojska  austrjackie  oparły  się  dopiero  nad  Wi- 
słoką.  Armja  rosyjska  rozlała  się  po  Galicji,  a  jenerał- 
gubernator  zjechawszy  do  Lwowa,  objął  ją  z  wyjątkiem 
zachodnich  powiatów  w  posiadanie. 

Popłoch  niebywały  ogarnął  ludność  Galicji,  zwła- 
szcza, że  zwycięstwo  rosyjskie  spadło  na  nią  niespo- 
dziewanie. W  tej  atmosferze  narodowa  demokracja, 
która  dotychczas  z  musu  szła  za  ogólnym  prądem 
i  zasiadała  w  naczelnym  Komitecie  narodowym,  uznała, 
że  można  pójść  za  kierunkiem  przychodzącym  z  Kró- 
lestwa i  odsłonić  przyłbicę.  Delegaci  jej  w  Komitecie 
prowadzili  od  początku  obstrukcję,  wywodząc,  że  Austrja 
nie  dotrzymała  przyrzeczeń,  które  Leo  przywieźć  miał 


41 


z  Wiednia,  że  nie  przyjęła  wszystkich  żądań,  jak  Ko- 
mitet je  uchwalił.  Czynili  z  nich  warunki,  których  nie- 
dotrzymanie pociągać  za  sobą  powinno  cofnięcie  się 
od  legjonów.  Większość  Komitetu  stała  na  innem  sta- 
nowisku. Gdyby  legjony  powołała  Austrja,  gdyby  były 
jej  wojskiem  najemnem,  mogłyby  stawiać  jej  warunki. 
Ponieważ  stworzyli  je  Polacy  w  interesie  Polski,  muszą 
się  zadowolnić  tern,  co  dla  nich  od  Austrji  mogą  uzy- 
skać. Osobną  armją  polską  podlegającą  Komitetowi 
legjony  być  nie  mogą,  skoro  nie  Polska,  lecz  Austrja 
ma  je  uzbroić,  ekwipować  i  utrzymywać,  a  muszą  być 
związane  z  armją  austro-węgierską,  aby  mieć  opiekę 
prawa  międzynarodowego,  muszą  wykonać  przysięgę 
wojskową,  jakiej  żąda  Austrja.  Formuła  przysięgi,  czy 
w  niej  jest  żądany  dodatek  o  Polsce,  czy  go  niema, 
nie  posiada  znaczenia,  bo  o  legjonach  będą  rozstrzygać 
tylko  ich  wojskowe  czyny.  Na  tern  tle  toczyły  się  spory 
w  Komitecie.  Gdy  wojska  rosyjskie  zbliżały  się  do 
Lwowa,  delegaci  sekcji  wschodniej  Komitetu  w  dniu 
29  sierpnia  wyprawili  ze  Lwowa  kilka  tysięcy  legioni- 
stów, którzy  się  tam  organizowali  i  prowadzili  ich 
uciążliwym  marszem  aż  do  miasteczka  Mszana,  demo- 
ralizując ich  po  drodze  przeciw  idei  legjonów,  wyka- 
zując jej  bezowocność  i  szkodliwość,  a  uderzając  w  to, 
że  nie  będą  wojskiem  polskiem  i  za  Polskę  bić  się  nie 
będą.  Gdy  już  demoralizacja  ta  osiągnęła  pewien  sku- 
tek, prezes  Komitetu  sekcji  wschodniej,  Tadeusz  Cieński 
i  członek  jej,  hr.  Aleksander  Skarbek  zamiast  wykonać 
polecenie  Komitetu,  nakazującego  weźwać  legjonistów 
do  złożenia  przysięgi,  w  dniu  20  września  zawiado- 
mili legjonistów,  że  starania  o  zmianę  warunków  w  kie- 
runku odpowiadającym  bardziej  naszym  uczuciom  i  pra- 
gnieniom narodowym  nie  odniosły  skutku,  legjoniści 


42 


będą  obowiązani  złożyć  w  najbliższym  czasie  przysięgę 
wojskową  przepisaną  dla  pospolitego  ruszenia.  Dla- 
tego muszą  się  w  trzech  dniach  zdecydować,  czy  po- 
zostają w  legjonie  wschodnim,  czy  też  opuszczają  jego 
szeregi.  Wskutek  tej  odezwy  kilka  tysięcy  legjonistów 
rozeszło  się,  a  tylko  tysiąc  pięćset  zgłosiło  się  do  le- 
gionu zachodniego,  formującego  się  w  Krakowie,  idąc 
za  Józefem  Hallerem,  który  przeciw  akcji  Skarbka  naj- 
silniej wystąpił. 

Ustanowiony  na  Galicję  jenerał- gubernator  hr.  Bo- 
brynski,  obejmując  władzę,  oświadczył  prezydentowi 
miasta,  że  „Galicja  wschodnia  i  Łemkowszczyzna  (tak 
zowią  się  okolice  w  Karpatach  zachodnich  zaludnione 
przez  Rusinów)  jest  odwieczną  częścią  jednej  Wielkiej 
Rusi.  Na  ziemiach  tych  ludność  rdzenna  była  zawsze 
rosyjską  i  administracja  tych  ziem  powinna  być  na  za- 
sadach rosyjskich",  które  gubernator  stopniowo  będzie 
wprowadzał.  „W  Galicji  zachodniej  przeszłość  histo- 
ryczna jest  inna,  skład  ludności  polski.  Kiedy  dzielne  nasze 
wojsko  wyzwoli  tę  część  Galicji,  z  radością  zastosuję 
tam  zasady  ogłoszone  w  odezwie  naczelnego  wodza, 
wielkiego  księcia  Mikołaja  Mikołajewicza,  naturalnie 
pod  warunkiem,  że  ludność  polska  ujawni  życzliwy 
stosunek  względem  władz  i  wojsk  rosyjskich". 

Zasady  te  odpowiadały  programowi  narodowej  de- 
mokracji, ale  wzburzały  opinję  publiczną  Lwowa,  która 
z  niemi  nie  była  oswojona ł.  Dlatego  Komitet  naro- 

1  Dr.  Marceli  Chlamtacz.  „Lembergs  politische  Pnysionounie 
wahrend  der  russischen  Inwasion"  (3.  X.  1914-  22.  VI.  1913). 
Wien,  1916. 

Przysiecki  Feliks.  „Rządy  rosyjskie  w  Galicji  wschodniej". 
Piotrków,  1915. 


43 


dowy  warszawski  wysłał  w  październiku  delegatów 
swoich  do  Lwowa,  którzy  przywódcom  tamtejszym 
tłomaczyli,  że  cały  naród  polski  pod  zaborem  rosyj- 
skim wypowiedział  się  za  Rosją,  że  tylko  Rosja  roz- 
wiązać może  sprawę  polską,  że  Austrja  idzie  na  pasku 
Niemiec  i  nie  może  w  sprawie  tej  się  angażować.  Po- 
lityka Polaków  galicyjskich  sprzeciwia  się  więc  inte- 
resowi ogółu  Polaków,  a  wystawienie  legjonów  może 
sprowadzić  cofnięcie  swobód  przyobiecanych  w  odezwie 
wielkiego  księcia.  Popierając  te  wywody,  przywódca 
narodowej  demokracji  galicyjskiej,  Stanisław  Grabski 
dowodził,  że  Polacy  galicyjscy  powinni  w  interesie  ca- 
łego narodu  ponieść  ofiary,  gdyż  Austrja  już  jest  zła- 
mana. Przywódcy  polscy  we  Lwowie  z  wyjątkiem  na- 
rodowych demokratów  na  ten  zwrot  w  polityce  narodu 
zgodzić  się  jednak  nie  chcieli,  nie  chcieli  też  utworzyć 
filji  narodowego  Komitetu  warszawskiego,  a  nawet  sym- 
patycy narodowej  demokracji  z  pośród  konserwaty- 
stów postanowili  dochować  wierności  Austrji.  Smutna 
rzeczywistość  otwierała  im  oczy.  Program  rusyfikacji 
wschodniej  Galicji,  zapowiedziany  w  mowie  jenerał- 
gubernatora,  wchodził  bez  żadnej  zwłoki  w  życie.  Dnia 
15  października  zamknięto  wszelkie  kluby,  związki  i  sto- 
warzyszenia oraz  wszelkie  zakłady  szkolne,  internaty 
i  kursą,  z  wyjątkiem  pracowni  szkolnych,  aż  do  wy- 
dania specjalnego  pozwolenia.  Zgraja  czynowników  ro- 
syjskich zalała  kraj,  wprowadzając  język  rosyjski  i  sy- 
stem rosyjski  razem  z  łapownictwem  do  urzędowania. 
Do  szkół  sprowadzano  nauczycieli  z  Rosji,  a  dla  nau- 
czycieli Rusinów  urządzano  kursą  nauki  rosyjskiego 
języka.  Zjechał  arcybiskup  Eulogjusz  ze  swoim  szta- 

Lwowianin.  „Wobec  nowej  ofensywy  rosyjskiej  w  Galicji". 
(^Przegląd  polski"  we  Fryburgu  szwajcarskim.  1916.  Zeszyt  II  ). 


44 


bem  i  dzieło  nawracania  unitów  na  prawosławie  sku- 
tecznie rozpoczął.  Gdzie  gminę  unicką  nakłoniono  do 
oświadczenia  się  za  prawosławiem,  a  takich  w  kilku 
miesiącach  najazdu  znalazło  się  około  sześćdziesiąt, 
tam  sprowadzano  popa  z  Rosji,  który  zabierał  cerkiew 
i  zakładał  szkołę  rosyjską  parafjalną.  Metropolitę  uni- 
ckiego hr.  Andrzeja  Szeptyckiego  wywieziono  do  Rosji. 

Nie  powstrzymało  to  Grabskiego  od  szukania  z  hr.  Bo- 
bryńskim  bliższych  stosunków.  W  tym  celu  wręczył  mu 
memorjał,  w  którym  dowodził,  że  cały  ruch  antyro- 
syjski w  Galicji  aż  do  utworzenia  legjonów  i  naczel- 
nego Komitetu  narodowego  jest  sztucznym  wytworem 
rządu  austrjackiego,  który  w  tym  celu  „z  partji  rady- 
kalnych i  judofilskich"  organizował  obóz  germanofilski, 
a  zwalczał  obóz  słowiański,  złożony  z  „iście  polskich 
partyj",  a  organizowany  przez  narodową  demokrację  *. 
Postępowanie  narodowej  demokracji  oczyszczał  Grabski 
z  możliwych  zarzutów.  W  Sokole  urządzała  ćwiczenia 
wojskowe,  gdyż  w  ten  tylko  sposób  mogła  odciągnąć 
młodzież  od  związków  naprawdę  antyrosyjskich.  Zgo- 
dziła się  na  legjony,  ale  zdemaskowała  je  jako  austrja- 
ckie,  przez  co  straciły  porywający  gorącą  młodzież 
charakter  romantyczny.  Na  naczelny  Komitet  narodowy 
zgodziła  się  z  konieczności,  aby  germanofilom  nie  po- 
zostawić kierowania  społeczeństwem,  ale  wymogła,  że 
Komitet  na  Królestwo  działalności  swej  nie  będzie  roz- 


1  „Narodowo -demokratyczni  pomniejszyciele  Ojczyzny". 
(I.  Memorjał  p.  Stanisława  Grabskiego,  wiceprezesa  stronnictwa 
narodowo-demokratycznego,  złożony  b.  rosyjskiemu  jen.-gu- 
bernatorowi  hr.  Bobryńskiemu.  Korespondencja  hr.  Bobryń- 
skiego  z  b.  szefem  rosyjskiego  sztabu  jeneralnego  Januszkie- 
wiczem).  Warszawa.  1918. 


4| 


45 


ciągał  i  doprowadziła  do  rozejścia  się  legjonu  wschod- 
niego. 

Legitymując  się  temi  zasługami,  a  zarazem  artyku- 
łami redagowanego  przez  siebie  „Słowa  polskiego", 
w  których  Lwów  oddychający  tradycją  powstań  pol- 
skich przerabiał  na  modłę  „słowiańską tt,  przedłożył 
Grabski  gubernatorowi  w  dniu  25  grudnia  prośbę,  aby 
mu  wolno  było  zwołać  do  Lwowa  około  stu  najwy- 
bitniejszych polskich  działaczy  z  rozmaitych  stronnictw, 
zarówno  z  Królestwa  Polskiego  i  z  zajętych  przez  woj- 
sko rosyjskie  okolic  Galicji,  jakoteż  i  z  pomiędzy  dzia- 
łaczy znajdujących  się  w  Austrji  i  na  Węgrzech,  którzy 
mogliby  przyjechać  do  Lwowa  przez  Rumunję.  Spo- 
dziewa się  w  ten  sposób  zjednoczyć  przedstawicieli 
wszystkich  polskich  stronnictw  politycznych  i  ostate- 
cznie nakłonić  galicyjskich  Polaków,  aby  przystąpili  do 
ruchu  ogólno- polskiego  na  korzyść  Rosji.  Równocze- 
śnie zaś  poddał  myśl,  aby  celem  pozyskania  zaufania 
ludności  polskiej  w  zachodniej  Galicji  opublikować  jej 
zasady  przyszłego  samorządu  Polski,  niemniejsze  od 
tych,  jakie  dotychczas  mieli  Polacy  w  Galicji.  O  wschod- 
niej Galicji  nie  było  przytem  mowy,  bo  na  przyłą- 
czenie jej  do  Rosji  Grabski  z  narodową  demokracją 
zupełnie  się  godził. 

O  ubielenie  pozwolenia  -  toczyły  się  pertraktacje, 
ale  ostatecznie  do  niego  nie  przyszło,  głównie  z  tego 
powodu,  że  o  sprawach  polskich  chciano,  aby  roz- 
prawa toczyła  się  w  Warszawie,  nie  zaś  w  „rosyjskim" 
Lwowie.  Jenerał-gubernatorowi,  który  poza  rusyfikacją 
kraju  nie  okazywał  Polakom  nieprzyjaźni,  a  ochraniał  1 
ich  życie  i  mienie  od  grabieży  i  gwałtów,  zależało  je- 
dnak, aby  Polacy  galicyjscy  potępili  głośno  legjony. 
Czyniąc  zadość  jego  żądaniu,  narodowi  demokraci 


46 


i  konserwatyści  podolscy  w  dniu  10  listopada,  zastrze- 
gając swoją  lojalność  wobec  Austrji,  ogłosili  takie  po- 
tępienie. Już  uchwalając  legjony  —  twierdzili  w  ode- 
zwie —  zastrzeżono,  że  Polakom  w  Galicji  nie  wolno 
w  tej  sprawie  angażować  Królestwa,  a  skoro  opinja 
Królestwa  oświadczyła  się  przeciw  legjonom  i  legjon 
wschodni  się  rozwiązał,  to  pozostała  część  legjonistów, 
podlegająca  przeważnie  wpływom  socjalistów,  powinna 
powrócić  do  normalnych  zajęć,  o  ile  nie  musi  po- 
wrócić do  armji  austrjackiej.  Odezwę  tę  podpisało  dwu- 
dziestu czterech  znanych  polityków,  pomiędzy  nimi 
Leon  hr.  Piniński,  Włodzimierz  Kozłowski,  Józef  Mi- 
lewski, Stanisław  Grabski. 

A  więc!  Dnia  30  września  rozbito  legjon  wschodni 
rzekomo  dlatego,  aby  nie  stał  się  zbytnio  austrjackim, 
a  pozbawiwszy  wskutek  tego  legjony  kilku  tysięcy  mło- 
dzieży niesocjalistycznej,  oskarżono  je  dnia  10  listopada, 
że  są  zbyt  socjalistyczne  i  zażądano,  aby  się  rozeszła 
i  reszta.  Jak  wówczas,  tak  i  teraz  nie  zapomniano 
przestrzedz,  aby  obowiązani  do  służby  wojskowej 
w  Austrji  do  armji  austrjackiej  wrócili. 

Wojna  wydawała  się  rozstrzygniętą.  Rząd  rosyjski 
zgodził  się  na  utworzenie  Komitetu  narodowego  pol- 
skiego w  Warszawie1,  w  którego  skład  weszli  najpo- 

1  Powstały  więc  dwa  Komitety  narodowe,  których  urzę- 
dowe tytuły  brzmiały:  pierwszego,  krakowskiego  „Naczelny 
Komitet  Narodowy",  drugiego,  warszawskiego,  „Komitet  Naro- 
dowy Polski".  Ażeby  uniknąć  stąd  długich  tytułów  i  zamie- 
szania, zwać  będziemy  pierwszy  Komitetem  krakowskim,  a  drugi 
Komitetem  warszawskim,  zaś  po  przeniesieniu  jego  do  Peters- 
burga, petersburskim.  Powstał  jeszcze  później  „Centralny  Ko- 
mitet Narodowy"  stronnictw  lewicowych  w  Warszawie,  który 
zwać  będziemy  Komitetem  lewicy,  wreszcie  Komitet  polski 
w  Paryżu,  który  będziemy  zwać  Komitetem  paryskim. 


47 


ważniejsi  politycy,  posłowie  Królestwa  polskiego  do 
obu  ciał  prawodawczych  państwa,  byli  posłowie  oraz 
kierownicy  pracy  społecznej  w  kraju,  ażeby  skupić 
około  wspólnej  sprawy  wszystkich  rodaków  wyraża- 
jących dziś  ujawnioną  wolę  narodu.  Tak  naprzeciw  Na- 
czelnego Komitetu  Narodowego,  utworzonego  16  sierpnia 
w  Krakowie,  stanął  podobny  Komitet  narodowy  w  War- 
szawie, ten  ostatni  z  uczuciem  odniesionego  już  nad 
tamtym  zwycięstwa.  Uczucie  to  bije  z  każdego  słowa 
odezwy,  którą  w  dniu  25  listopada  ogłosił:  „Armja 
rosyjska  wstąpiła  już  na  rdzenną  ziemię  polską  nale- 
żącą do  Austrji  i  oczekiwać  należy  jej  wkroczenia  do 
odwiecznych  siedzib  naszego  narodu,  pozostających 
pod  panowaniem  pruskiem...  Wróg  nie  zatrwożył  nas 
swoją  potęgą,  nawet  gdy  stanął  u  wrót  stolicy  kraju, 
ani  nie  złudził  nas  swojemi  obietnicami...  Zawiodły  go 
nawet  nadzieje  w  utworzone  w  Austrji  polskie  oddziały 
zbrojne,  do  których  pociągnięto  część  nieświadomej, 
złudzonej  narodowemi  hasłami  młodzieży.  Oddziały  te, 
przeznaczone  do  przeciągnięcia  ludności  Królestwa  na 
stronę  Austrji  i  Niemiec,  napotkały  na  niechęć  i  opór 
we  wszystkich  warstwach  społeczeństwa,  mającego  jasną 
świadomość  swych  celów...  Celem  jest  zjednoczenie 
Polski  i  założenie  podwalin  swobodnego  rozwoju  na- 
rodu*... 

Wojowniczy  ton  Komitetu  narodowego  warszaw- 
skiego wobec  Komitetu  narodowego  krakowskiego 
objawił  się  w  następujących  ustępach  odezwy: 

„Nie  pomogła  zręczna  intryga  rządu  austrjackiego, 
która  na  krótki  czas  wytworzyła  pozory  poparcia  tej 
akcji  zbrojnej  przez  wszystkie  żywioły  polityczne  Ga- 
licji. Dziś  jest  rzeczą  jawną,  że  oddziały  strzeleckie 
miały  i  mają  przeciw  sobie  nietylko  opinję  Królestwa 


48 


i  zaboru  pruskiego,  ale  także  większość  rodaków  na- 
szych z  dzielnicy  austrjackiej.  Nawet  dla  najmniej  świa- 
domych umysłów  stało  się  zrozumiałem,  że  ci  nieliczni, 
którzy  łączyli  swe  nadzieje  z  Austrją,  jako  jedynem 
państwem,  w  którem  nasze  prawa  narodowe  znalazły 
w  pewnej  mierze  uznanie,  przeceniali  jej  samodziel- 
ność, nie  dostrzegali  tego,  że  zeszła  ona  do  roli  po- 
wolnego narzędzia  polityki  pruskiej". 

Komitet  warszawski  nie  poprzestał  jednak  na  za- 
miarach rozbicia  legjonów  walczących  z  Rosją,  lecz 
postanowii  zjednać  sobie  jej  względy,  tworząc  legjony 
walczące  za  Rosję.  Próby  w  tym  kierunku  za  zgodą 
naczelnego  wodza  armji  rosyjskiej  podejmowali  różni 
ludzią  prywatni,  pierwszy  już  w  listopadzie  1914  Gor- 
czyński, który  ogłosił  się  naczelnikiem  legjonu  pol- 
skiegó  do  walki  z  Niemcami  i  próbował  do  niego 
werbować.  Wówczas  prasa  nie  poparła  tego  przedsię- 
wzięcia, lecz  dnia  25  stycznia  1915  r.  Komitet  naro- 
dowy warszawskf^ogłosił,  że  zająwszy  się  tą  sprawą, 
przeprowadził  rokowania  z  władzami  wojskowemi  i  uzy- 
skał dla  legjonów  polskich  organizację  wojska  regu- 
larnego na  zasadach  pospolitego  ruszenia  z  komendą 
polską,  (a  więc  organizację  taką  samą,  jaką  uzyskały 
legjony  w  armji  austrjackiej),  postanowił  też  „organi- 
zację legjonów  w  tej  postaci  poprzeć  z  całą  siłą  ze 
względu  na  jej  wagę  dla  naszej  sprawy"  i  w  porozu- 
mieniu z  władzami  wojskowemi  utworzył  Komitet  or- 
ganizacyjny legjonów  polskich.  Gdy  jednak  odezwa  ta 
zbudziła  nadzieję,  że  rząd  rosyjski  zgodził  się  na  utwo- 
rzenia osobnego  wojska  polskiego,  Komitet,  czy  to 
z  własnego  sumienia,  czy  też  ulegając  żądaniu  rządu, 
ogłosił  1  lutego  wyjaśnienie,  że  legjony  polskie  tworzą 
składowe  części  armji  rosyjskiej  i  są  zorganizowane 


49 

na  zasadach  pospolitego  ruszenia,  a  więc  formacji  two- 
rzonej na  czas  wojny  i  ulegającej  po  wojnie  rozwią- 
zaniu. 

Przedsięwzięcie  nikły  wydało  skutek,  czy  to  dla- 
tego, że  nie  mogło  nawiązać  do  tradycji  legjonów  Dą- 
browskiego, czy  też  dlatego,  że  myśl  skrzyżowania  się 
legjonów  polskich  po  stronie  austrjackiej  i  rosyjskiej 
przerażała  największych  zwolenników  „zjednoczenia 
pod  berłem  cesarza  rosyjskiego".  Około  tych  legjo- 
nów nie  rozwinęła  się  poezja  i  nie  powstała  żadna 
okolicznościowa  literatura.  Trudno  się  nawet  dowie- 
dzieć, co  się  z  legjonem  tym  stało.  Odbierając  mu  jego 
wyjątkowe  stanowisko,  zamieniono  go  na  zwykłe  dru- 
żyny ochotnicze  na  ogólnych  w  wojsku  rosyjskiem 
przyjętych  zasadach.  Podobno  nie  doszedł  do  liczby 
paru  tysięcy,  a  walczył  gdzieś  w  Radomskiem  z  woj- 
skiem niemieckiem,  poczem  słuch  o  nim  zaginął. 


Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego. 


4 


FV. 

KOMITET  NARODOWY  KRAKOWSKI. 

Secesja  z  Komitetu  8  listopada  1914. 
Rozterki  jego  wewnętrzne. 
Byt  łegjonów  zachwiany. 
Reorganizacja  Komitetu. 

Przeniesienie  akcji  do  Królestwa  22  grudnia  .1914. 

Ciężkie  przejścia  czekały  Komitet  w  jego  własnem 
łonie  i  wobec  społeczeństwa  polskiego  w  Galicji.  Roz- 
bicie legjonu  wschodniego  przez  narodową  demokrację 
w  d.  20  września  1914  r.  wywołało  burzę  na  posie- 
dzeniach Komitetu,  a  wielu  jego  członków  oskarżało 
Cieńskiego,  hr.  Skarbka  i  tych,  którzy  rozbicie  to  usku- 
tecznili, wprost  o  narodową  zdradę.  Ujęli  się  za  nimi 
nietylko  narodowi  demokraci,  ale  także  konserwatyści 
podolscy,  zasiadający  w  Komitecie,  wystąpili  z  niego 
i  ogłosili  to  w  d.  8  listopada,  podając  za  powód  „że 
nie  mogli  się  godzić  i  biernie  patrzeć  na  samowolne 
i  daleko  idące  działania  polityczne  wbrew  najważniej- 
szym zasadom  układu  z  d.  16  sierpnia  dokonywane 
przez  jednę  grupę  (socjalistów),  a  przez  inne  (demo- 
kratów polskich  i  konserwatystów  krakowskich)  tole- 
rowane. Z  drugiej  strony  od  początku  niemal,  a  osta- 
tnio z  powodu  sprawy  oddziału  wschodniego,  nad  któ- 
rej niepomyślnym  wynikiem  i  oni  szczerze  bóleją,  po- 
dawano w  wątpliwość  ich  uczucia  narodowe  i  dobrą 
wolę  narodową  w  sposób  usuwający  podstawy  wspól- 
nej pracy". 


51 

Usunięcie  się  nietylko  narodowych  demokratów,  ale 
także  sympatyzujących  z  nimi  konserwatystów  z  Ko- 
wrtetu  osłabiło  jego  powagę  w  społeczeństwie  polskiem 
w  Galicji.  Nie  mógł  już  uchodzić  za  jego  zgodny  wy- 
raz. Pozostali  w  nim  socjaliści,  niepodległościowcy, 
demokraci  polscy,  ludowcy  i  konserwatyści  krakow- 
scy, ale  walczono  z  nim  przedewszystkiem  argumen- 
tem, że  w  nim  socjaliści  rej  wodzą.  Było  ich  dwóch 
i  dwóch  zastępców.  Argument  ten  skutkował  przede- 
wszystkiem wobec  episkopatu  galicyjskiego,  który  się 
odwrócił  od  Komitetu,  a  gorszył  się  tern,  że  biskup 
sufragan  lwowski  ks.  Bandurski  popierał  głośno  Ko- 
mitet i  legjony. 

W  najtrudniejszem  położeniu  znaleźli  się  konserwa- 
tyści krakowscy,  ci,  którzy  zasiadali  w  Komitecie  i  ci, 
którzy  ich  popierali,  bo  narodowa  demokracja  wypu- 
ściła przeciw  nim  wszystkie  zatrute  strzały  z  kołczana, 
który  w  nie  obfitował.  Czuli  najlepiej,  że  exodus  kon- 
serwatystów podolskich  osłabił  ich  wobec  stronnictw 
radykalnych,  jednak  zdecydowali  się  wytrwać  i  naj- 
przykrzejszą  walkę  ze  stronnictwami  temi  w  Komitecie 
i  poza  nim  staczać.  Opuszczając  Komitet,  wiedzieli,  że 
się  zaraz  rozbije,  a  z  nim  rozbiją  się  legjony,  że  idea, 
którą  wypisały  na  swoim  sztandarze,  padnie  u  swoich 
i  u  obcych,  a  na  jej  miejscu  stanie  niepodzielnie  „au- 
tonomja  w  rosyjskiem  imperjum".  Za  związkiem  z  Ro- 
sją nie  mogli  iść  konserwatyści  krakowscy,  którzy  wy- 
chowali się  w  doktrynie  historycznej  i  politycznej,  jaką 
poprzednie  ich  pokolenie  zbudowało  po  roku  1863 
i  w  obronie  której  zwycięsko  walczyło.  Doktryna  ta 
całą  treść  dziejów  Polski  widziała  w  obronie  kultury 
zachodniej  i  tylko  w  związku  z  tą  kulturą  wskazywała 
jej  przyszłość.  Weterani  pierwszego  pokolenia  jeszcze 


52 


żyli,  Stanisław  Tarnowski  i  Stanisław  Koźmian,  i  za 
tym  się  i  teraz  wśród  wojny  odzywali  kierunkiem, 
a  młodsi,  biorący  w  życiu  publicznem  udział,  nie  mo- 
gli się  go  i  nie  chcieli  zaprzeć.  Pozostali  w  Komite- 
cie i  wtedy,  kiedy  inni  konserwatyści  go  opuścili,  kiedy 
Komitet  wskutek  zagrożenia  Krakowa  przez  wojska  ro- 
syjskie i  jego  ewakuacji  musiał  się  przenieść  do  Wie- 
dnia i  z  każdym  dniem  tracił  grunt  pod  nogami. 

Tłumy  uchodźców  gromadziły  się  w  Wiedniu.  Za- 
pędził je  tam  strach  przed  rosyjskim  najazdem,  a  zwię- 
kszała przymusowa  ewakuacja  niektórych  miast  i  wsi, 
przedewszystkiem  zagrożonej  oblężeniem  twierdzy  Kra- 
kowa. Ludzie  oderwani  od  swoich  zajęć  i  majątków, 
pozbawieni  środków  do  życia,  skazani  na  próżnowa- 
nie na  wiedeńskim  bruku,  złem  byli  tłem  dla  komi- 
tetu, który  w  najcięższej  chwili  ratować  miał  sprawę 
ojczystą.  Przybywali  z  kraju  ze  wspomnieniem,  że  woj- 
sko rosyjskie  wobec  ludności  polskiej  zachowuje  się 
przyjaźnie,  zaś  pułki  austrjackie,  a  przedewszystkiem 
węgierskie,  pozbawione  wszelkiej  karności,  od  początku 
wojny  grabią  kraj  bez  litości  i  dopuszczają  się  wsze- 
lakich gwałtów.  Pół  biedy,  dopóki  szły  naprzód,  ale 
kiedy  zaczęły  się  cofać,  przypisały  swoje  klęski  zdra- 
dzie najpierw  ludności  ruskiej,  a  następnie  polskiej. 
Zaczęło  się  też  masowe  ściganie  rzekomych  zdrajców 
i  wieszanie  ich  na  podstawie  wyroków  sądów  wojen- 
nych i  bez  tej  podstawy.  Okrucieństwem  odznaczył  się 
w  tern  wódz  jednej  grupy  wojsk  austrjackich,  arcy- 
książę  Józef  Ferdynand.  Armja,  za  którą  tak  się  od 
lat  ujmowali  Polacy,  stanęła  wrogo  przeciw  nim  i  wy- 
wołała w  szerokich  masach  ludności  nienawiśf  do  nie) 
i  do  Austrji.  Rozpacz  i  zwątpienie  miotały  też  uchodź- 
cami w  Wiedniu,  a  demokracja  narodowa  zbierała  po- 


53 


między  nimi  obfite  żniwo.  Wszystkiemu  winna  była 
Austrja,  jej  rząd  i  jej  armja,  a  od  tych  oskarżeń  krok 
tylko  prowadził  do  rezygnacji  i  oddania  się  Rosji  i  jej 
obietnicom.  Ludzie  z  najwyższych  warstw  społecznych, 
mężczyźni  i  kobiety,  którzy  zbiegli  do  Wiednia,  w  wy- 
lewie swych  skarg  tracili  przytem  nietylko  wszelką 
miarę,  ale  w  hotelach,  kawiarniach  i  na  miejscach  pu- 
blicznych wszelką  ostrożność  i  wywołali  w  rządzie 
i  u  ludności  wiedeńskiej  jeden  krzyk,  że  Polacy  zdra- 
dzają Austrję. 

Kiedy  żywioły,  przeciwne  Komitetowi,  podcinały 
w  ten  sposób  jego  stanowisko  wobec  naczelnej  ko- 
mendy wojsk  austro-węgierskich,  od  której  zależały 
legjony,  żywioły  niepodległościowe  w  Królestwie,  po- 
dpierając legjon  walczący  pod  wodzą  Piłsudskiego  i  do- 
starczając mu  ochotników,  utworzyły  osobną  „Orga- 
nizację" nazwaną  „narodową"  i  uzasadniały  to  w  ogło- 
szeniu z  cl:  25  września  tern,  że  Komitet  składa  się 
tylko  z  reprezentantów  stronnictw  polskich  w  Galicji, 
a  Królestwo  nie  może  pozostać  bez  własnego  ośrodka 
myśli  i  czynu  wyzwoleńczego.  Sprzeciwiało  się  to  ukła- 
dowi krakowskiemu  z  d.  16  sierpnia,  w  którym  stron- 
nictwa niepodległościowe  postanowiły  zjednoczyć  się 
z  innemi  stronnictwami  w  naczelny  Komitet  narodowy. 
Organizacja  zaznaczała  nadto  swoją  ideową  różnicę. 
Komitet  był  za  budową  państwa  polskiego  w  związku 
z  Austrją.  Organizacja  wywieszała  sztandar  niepodle- 
głości bez  pytania,  jak  i  z  czyją  pomocą  ją  urzeczy- 
wistnić zamierza,  i  wywoływała  tern  mniemanie,  że 
działać  zamierza  mimo,  a  może  nawet  wbrew  Austrji. 
Komitet  krakowski  ogłosił  też  w  d.  31  sierpnia,  że 
„Dziennik  urzędowy  komisarjatu  wojskowego",  wy- 


54 


dawany  w  Kielcach,  nie  wychodzi  za  jego  wiedzą 
i  zezwoleniem  i  w  żadnym  z  nim  nie  zostaje  sto- 
sunku. 

Organizacja,  na  której  czele  stanęli  Michał  SokoJ- 
nicki  i  Witold  Jodko,  w  d.  2  października  1914  za- 
warła zato  układ  z  komendą  dziewiątej  armji  niemiec- 
kiej operującej  w  Królestwie,  mocą  którego  otrzymała 
prawo  swobodnego  ruchu,  werbowania  ochotników  da 
legjonów  i  propagandy  na  obszarze  zajętym  w  Króle-, 
stwie  przez  wojsko  niemieckie.  W  zamian  zato  Orga- 
nizacja zobowiązywała  się  niszczyć  środki  komunika- 
cyjne na  tyłach  armji  rosyjskiej,  na  Wiśle  i  na  wschód 
od  niej,  organizować  opór  ludności  przeciw  Rosji 
w  miastach  polskich,  przedewszystkiem  w  Warszawie 
i  dostarczać  armji  niemieckiej  wiadomości  odruchach 
wojsk  rosyjskich  i  o  szpiegostwie  rosyjskiem.  Armja 
niemiecka  aż  do  dalszego  postanowienia  zrzekała  się 
używania  pułków  polskich  w  znaczeniu  wojsk  regu- 
larnych, czyli  dopuszczała  je  tylko  w  znaczeniu  party- 
zantki, za  którą  nie  odpowiada. 

Niebardzo  widocznie  Organizacja  dotrzymała  zobo- 
wiązań, które  na  siebie  przyjęła,  skoro  już  2  listopada 
armja  niemiecka  układ  ten  zawiesiła,  a  w  d.  9  gru- 
dnia za  nieistniejący  uznała.  Organizacja  w  d.  22  listo- 
pada poddała  się  naczelnemu  Komitetowi,  ale  w  ciągu 
swej  dwumiesięcznej  działalności  przyniosła  mu  zna- 
czną ujmę,  bo  ludność  Królestwa  identyfikowała  ją 
z  Komitetem  i  akcję  legjonów  brała  za  dalszy  ciąg  re- 
wolucji z  1905  r.  Stosunkiem  z  wojskiem  niemieckiem 
Organizacja  płoszyła  wojsko  austrjackie  i  podawała 
szczerość  Komitetu  w  wątpliwość. 

Wszystkie  te  wewnętrzne  rozterki  zeszły  się  i  tło- 
maczyły  nową  wielką  przegraną  na  polach  bitew  Austrji 


55 


i  Niemiec.  Pierwsze  klęski,  poniesione  w  Prusiech 
wschodnich,  a  nawet  we  Francji,  nie  złamały  ich  wcale. 
Na  odsiecz  Prusom  pospieszył  genjalny  wódz  Hinden- 
burg  i  pod  Tannenbergem  starł  do  szczętu  jednę  z  ar- 
mji  rosyjskich.  Na  pomoc  Austrji  przybyły  siły  nie- 
mieckie z  Francji  i  z  końcem  września  rozpoczęła  się 
nowa  wspólna  ofenzywa  przeciw  Rosji,  w  której  Hin- 
denburg  dotarł  pod  Warszawę,  a  wojska  austrjackie 
pod  Demblin,  oswobadzając  równocześnie  oblężony 
Przemyśl.  Inna  armja  austrjacka,  przybywając  z  frontu 
serbskiego,  wkroczyła  przez  Karpaty  wschodnie,  dążąc 
do  Lwowa.  Na  krótko  jednak  uśmiechnęło  im  się  to 
szczęście  wojenne.  Ogromne  wojska  rosyjskie  odparły 
Niemców  z  pod  Warszawy,  a  wskutek  tego  i  Austrjacy 
cofnąć  się  musieli  aż  pod  sam  Kraków.  W  połowie 
listopada  wojska  rosyjskie  stanęły  na  granicy  Ślązka. 
Inne  oddziały  ich  zaczęły  przechodzić  przez  Karpaty. 

Popłoch,  wywołany  pierwszemi  zwycięstwami  Ro- 
sji, zamienił  się  u  ludów  Austrji  w  przekonanie,  że  już 
ostatnia  jej  godzina  wybiła,  a  u  Polaków  w  Galicji 
w  uczucie,  że  ze  zwycięstwem  Rosji  liczyć  się  muszą. 
Nawet  stronnictwo  konserwatywne  krakowskie  zachwiało 
się  w  zdaniach,  z  pośród  im  najbliższych  odezwały 
się  bowiem  głosy,  czy  wobec  wielkich  zwycięstw  Ro- 
sji nielepiej  dla  sprawy  polskiej  zająć  stanowisko  wy- 
czekujące. 

Komitet  wytrwał  i  nie  tylko  się  nie  cofnął,  lecz 
stale  szedł  naprzód.  Pozwoliło  mu  na  to  i  uratowało 
go  męstwo  legjonów.  Pierwsza  brygada  pod  wodzą 
Piłsudskiego  wyprzedzała  wojsko  austrjackie  w  pocho- 
dzie naprzód,  a  zasłaniała,  jego  odwrót,  porywała  za 
sobą  do  ataków  chwiejące  się  oddziały  austrjackie  i  za- 
błysnęła w  szeregu  bitew  męstwem,  wytrwałością  na 


56 


trudy  i  sprawnością  bojową.  Druga  brygada,,  zaledwie 
zorganizowana  przez  departament  wojskowy  Komitetu, 
nie  wykończywszy  jeszcze  swego  wykształcenia  woj- 
skowego, rzucona  nagle  dla  obrony  Węgier,  pod  wo- 
dzą komendanta  legjonów  jenerała  Durskiego  oraz  puł- 
kownika Zielińskiego,  oczyściła  komitat  węgierski  Mar- 
marosz-Sziget  z  wojsk  rosyjskich,  zbudowała  drogę 
przez  Karpaty  i  stanęła  w  morderczych  walkach  na 
ich  straży.  Komitet  naczelny  krakowski  mógł  już 
w  październiku  1914  r.  odezwać  się  do  podlegających 
mu  Komitetów  powiatowych,  że  trzy  pułki  legjonów 
zbudziły  nieprzebrzmiałą  sławę  oręża  naszego  w  prze- 
szłości, a  co  najważniejsza  wyniosły  sprawę  polską  do 
rzędu  tych,  których  rozwiązanie  w  obecnym  konflikcie 
europejskim  stało  się  niezbędnem.  Dla  tego  nie  wolno 
nam  zatrzymać  się  w  pół  akcji. 

Tymczasem  legjony  wskutek  strat  ponoszonych 
w  morderczych  walkach  topniały,  a  dobrowolny  do- 
pływ ochotników  z  Królestwa  na  zapełnienie  luk  nie 
wystarczał.  Komitet  zwracał  się  do  naczelnej  Komendy 
austrjackiej,  domagając  się  pozwolenia  na  zasilanie  ba- 
taljonu,  z  którego  miały  się  wypełniać  te  luki  ocho- 
tnikami, którzyby  się  do  legjonów  zgłaszali  z  armji, 
oraz  ochotnikami  z  pośród  jeńców  rosyjskich  Pola- 
ków. Na  prośby  te  Komenda  d.  19  listopada  nietylko 
odpowiedziała  odmownie,  ale  zarazem  oświadczyła, 
że  w  tej  chwili  wcale  nie  planuje  dalszego  rozwoju 
polskich  legjonów  i  równocześnie  zarządza,  aby  na 
przyszłość  wstrzymano  werbunek  do  nich. 

Chwila,  o  której  Komenda  wspomniała,  była  oczy- 
wiście najgorszą  dla  Austrji,  w  razie  niepowodzenia 
mogła  być  ostatnią.  Przychodziły  na  Komendę  chwile 
zwątpienia  i  odzywały  się  i  w  niej  głosy,  czy  za  od- 


57 


stąpienie  Galicji  nie  możnaby  uzyskać  pokoju  z  Ro- 
sją? Legjony  polskie,  walczące  po  stronie  Austrji,  wy- 
dawały się  pokoju  tego  przeszkodą,  a  Komitet  uprzy- 
krzonym natrętem.  Dla  Komendy  stracił  Komitet  war- 
tość z  chwilą,  kiedy  się  okazało,  że  wyprawiwszy  le- 
gjony do  Królestwa,  nie  zdoła  porwać  tamtejszej  lu- 
dności i  wzniecić  ogólnego  powstania.  Dla  osiągnięcia 
tego  celu  Komenda  zgodziła  się  na  wyjątki  zaznacza- 
jące polskość  legjonów,  wyjątki,  które  armja  niechętnie 
tylko  tolerowała.  Gdy  cel  ich  upadł,  wyjątki  zaczęły 
razić.  Polityczny  cel  legjonów,  ideę  połączenia  Króle- 
stwa z  Galicją  i  utworzenia  z  nich  państwa  polskiego 
w  związku  z  monarchją  austrjacko-węgierską,  rozumiał 
rząd,  rozumieli  światlejsi  politycy  austrjaccy  i  węgier- 
scy i  uznawał  sędziwy  cesarz  i  z  tern  się  nie  taił,  ale 
nie  rozumiała  go  i  nie  uznawała  Komenda  armji,  która 
w  dziwnem  krótkowidztwie  przedstawiała  sobie,  że 
w  razie  zwycięstwa  w  całej  monarchji  zaprowadzi  na 
wpół  militarne  rządy,  która  nie  doceniała  korzyści, 
jaką  może  mieć  dla  monarchji  skupienie  w  niej  prze- 
ważnej części  narodu  polskiego.  Kiedy  szczęście  wo- 
jenne nie  dopisało,  Komenda,  zwróciwszy  całą  %vagę 
swoją  na  reorganizację  armji,  nie  miała  czasu  i  ochoty, 
aby  się  zajmować  organizowaniem  legjonów  i  dostar- 
czaniem im  wszystkiego,  czego  im  było  potrzeba,  a  czego 
brakło  nieraz  dla  różnych  oddziałów  armji.  W  takiej 
chwili  żądanie  Komitetu  o  uzupełnienie  werbunku  spot- 
kało się  z  odmową  Komendy. 

Nie  zraził  się  tern  wszystkiem  Komitet,  lecz  ze- 
brawszy się  w  d.  22  listopada  w  Wiedniu  na  narady, 
dokonał  swojej  reorganizacji.  Zaprosił  konserwatystów 
podolskich,  ażeby  do  niego  napowrót  wstąpili,  co 


58 

jednak  pozostało  bez  skutku  i  porozumiał  się  z  Orga- 
nizacją narodową,  przyjął  kilku  jej  reprezentantów  do 
swego  grona,  za  co  Organizacja  się  rozwiązała.  W  miej- 
sce Juljusza  Leo,  który  jako  prezydent  miasta  Krakowa 
pozostał  tam,  jako  w  twierdzy  zagrożonej  oblężeniem, 
wybrał  prezesem  swoim  dotychczasowego  prezesa  sekcji 
zachodniej  Komitetu,  Władysława  Jaworskiego  i  uchy- 
lił podział  na  dwie  sekcje. 

Najważniejsze  postanowienie,  jakie  na  tern  zebraniu 
zapadło,  odnosiło  się  do  Królestwa.  Komitet  stwier- 
dził, że  ludność  Królestwa  wskutek  strasznych  klęsk 
wojny  popadła,  w  zupełną  bierność.  Nakłada  to  na 
Komitet  obowiązek  organizowania  Królestwa  w  tych 
jego  częściach,  które  zajęła  Austrja.  Organizacja  by- 
łaby dobrowolna,  a  miałaby  na  celu  przyjmowanie 
ochotników  do  legjonów,  zbieranie  dobrowolnych  dat- 
ków na  ten  cel  i  spełnianie  tych  wszystkich  zadań, 
których  konieczność  jest  wskazaną  przez  stan  gospo- 
darczy i  kulturalny  kraju.  Komitet  działałby  za  zgodą 
rządu  w  granicach  mu  wyznaczonych.  Gotów  jest  prze- 
prowadzić taką  samą  organizację  w  częściach  kraju 
zajętwi  przez  armję  niemiecką,  jeśli  tylko  rząd  austrja- 
cki  W  porozumieniu  z  niemieckim  udzieli  mu  na  to 
pozwolenia. 

Wszystkie  te  uchwały  były  zmianą  postanowień 
powziętych  przez  Koło  polskie  sejmowe  w  d.  16  sierp- 
nia, ale  Komitet  na  wytłomaczenie  swe  przytaczał, 
że  Koła  polskiego  w  chwili  zajęcia  kraju  przez 
wojska  rosyjskie  zwołać  było  niepodobna.  Nie  prze- 
szkodziło to,  że  Komitet  oprócz  zarzutu  ulegania  wpły- 
wom socjalistów  i  zarzutu  denuncjacji  za  broszurę  „Pod 
sąd",  wystawił  się  nadto  na  trzeci  zarzut  wiarołomstwa. 
Szafowali  tymi  zarzutami  najwięcej  ci,  którzy  nie  śmieii 


59 

się  przyznać  do  tego,  że  mają  Komitetowi  za  złe  wy- 
trwanie w  polityce  antyrosyjskiej. 

Spełniając  swoje  uchwały,  Komitet  w  d.  7  grudnia 
wniósł  memorjał  do  ministerstwa  spraw  zagranicznych, 
a  d.  15  grudnia  do  naczelnej  Komendy  armji,  doma- 
gając się  w  nich  zgody  na  rozciągnięcie  akcji  poli- 
tycznej i  werbunkowej  do  legjonów  na  Królestwo. 
W  memorjałach  tych  prezes  Komitetu  przedstawił  jego 
stanowisko.  Wbrew  oświadczeniom  pewnych  partji 
(w  Królestwie)  stwierdził,  że  niema  wśród  Polaków 
rusofilów.  Oświadczenia  tego  rodzaju  wywołała  obawa 
przed  represaljami  rosyjskimi.  Polacy,  jeśli  chcą  zacho- 
wać swoją  narodowość,  nie  mogą  być  przyjaciółmi 
Rosji.  Pod  rządami  rosyjskimi  zdążają  do  wynarodo- 
wienia, które  się  dokonywa  na  najniebezpieczniejszej 
drodze,  mianowicie  na  drodze  moralnego  zwyrodnienia. 
Niemożliwem  jest  też  dla  Polaków  zbliżenie  do  Prus, 
albowiem  one  mogą  ze  względu  na  narodową  jedno- 
litość państwa  posługiwać  się  wobec  Polaków  jedyną 
tylko  metodą,  mianowicie  zniszczenia...  Interes  Polski 
polega  na  związku  z  Austrją,  jest  też  identycznym 
z  interesem  monarchji.  Zamiast  innych  argumentów 
wystarczy  wskazać,  że  zwycięska  Austrja  nigdzie  indziej, 
jak  tylko  w  kierunku  Polski  może  się  rozprzestrzenić. 
Naczelny  Komitet  narodowy  reprezentuje  tę  właśnie 
politykę  w  związku  z  Austrją.  W  nim  złączyła  się  do- 
koła legjonów  cała  ideowa  Polska. 

Tym  razem  Komitet  z  wnioskami  swymi  był  szczę- 
śliwszym. Naczelna  Komenda  armji  w  d.  22  grudnia 
celem  pokrywania  strat  w  legjonach  zgodziła  się  na 
utworzenie  bataljonu,  który  miał  ochotników  przyjmo- 
wać, a  wyćwiczonych  do  legjonów  odsyłać,  i  na  prze- 
niesienie departamentu  wojskowego  Komitetu  z  Ja- 


60 


błonkowa  na  Śląsku  do  Sosnowca  w  Królestwie 
i  przyrzekła  mu  tam  prawo  prowadzeni^  werbunku 
do  tego  bataljonu  przez  emisarjuszy  i  zorganizowania 
tego  bataljonu.  Dnia  31  grudnia  minister  spraw  ze- 
wnętrznych zezwolił  Komitetowi  nadto  na  wysyłanie 
delegatów  politycznych  do  Królestwa  i  oświadczył  pre- 
zesowi Komitetu: 

„Co  się  tyczy  agitacji  prowadzonej  przez  polity- 
cznych wysłańców,  to  zgadzam  się  zupełnie  z  Panem, 
że  cel  tej  propagandy  możnaby  ująć  jako  połączenie 
znajdujących  się  pod  rosyjskiem  zwierzchnictwem 
obszarów  Polski  z  Galicją  w  ramach  austro- węgier- 
skiej monarchji.  Nie  wyjaśnione  jeszcze  położenie  wo- 
jenne sprawia,  że  ministerstwo  spraw  zewnętrznych 
nie  może  obecnie  z  łatwo  zrozumiałych  powodów  dać 
w  tym  kierunku  wiążących  oświadczeń.  Fakt  jednak, 
że  rozszerzenie  działalności  Komitetu  narodowego  na 
Królestwo  polskie  znalazło  uznanie  naczelnej  Komendy 
armji  i  ministerstwa  spraw  zewnętrznych,  dowodzi,  że 
postawione  przez  Komitet  narodowy  cele  odpowiadają 
intencjom  obu  tych  władz". 

Przeniesieniem  działalności  swojej  werbunkowej  i  po- 
litycznej na  teren  Królestwa  odpowiedział  Komitet  kra- 
kowski na  agitację,  jaką  Komitet  warszawski  rozwinął 
na  terenie  wschodniej  Galicji,  ażeby  się  pogodziła  z  pod- 
daniem jej  pod  rosyjskie  berło.  Upadła  tern  samem 
fikcja,  którą  jeszcze  uchwała  krakowska  z  16  sierpnia 
uznała,  że  każda  dzielnica  o  sobie  rozstrzyga.  Z  chwilą 
walki  o  przyszłość  Polski  kordon  graniczny  między  jej 
zaborami  nie  dał  się  utrzymać. 


V. 


RYWALIZACJA  MOCARSTW. 

Pogrom  armji  rosyjskiej. 
Rusyfikacja  Galicji  wschodniej. 
Propaganda  niemiecka. 
Polityka  Austro-Węgier. 

Uznanie  i  życzliwość  naczelnej  Komendy  i  mini- 
sterstwa spraw  zewnętrznych  dla  legjonów  i  dla  Ko- 
mitetu narodowego,  objawione  im  z  końcem  grudnia 
1914  r.t  wywołane  były  zwrotem,  jaki  nastąpił  na  po- 
lach bitew.  Kiedy  wojska  rosyjskie,  odparłszy  Niemców 
z  pod  Warszawy,  stanęły  u  granic  Śląska,  zastały  tam 
armję  austrjacką,  a  tymczasem  Hindenburg  skoncen- 
trowawszy siły  niemieckie  pod  Toruniem,  uderzył  na 
Rosjan  z  północy,  w  morderczej  bitwie  pod  Łodzią 
w  końcu  listopada  1914  r.  zadał  im  wielką  klęskę  i  zajął 
całą  zachodnią  część  Królestwa.  Kilka  dni  później  armja 
austrjacką  po  zwycięskiej  bitwie  pod  Limanową  od- 
parła Rosjan  na  linję  Dunajca  i  Nidy. 

Wojna  potoczyła  się  dalej.  Naczelny  wódz  rosyjski 
wielki  książę  Mikołaj,  powstrzymany  w  pochodzie  na 
Berlin,  rzucił  wielkie  siły  przez  Karpaty  na  Węgry, 
ażeby  dotrzeć  do  Budapesztu  i  połączyć  się  ze  Serbją. 
Przemyśl  padł  19  marca  1915  r.,  uparte  walki  rozwi- 
nęły się  wśród  zimy  wzdłuż  całego  grzbietu  Karpat, 
którego  Anstrjacy  z  największym  wysiłkiem  bronili. 
Z  zapędzenia  się  wojsk  rosyjskich  w  Karpaty  skorzy- 
stali jednak  Niemcy  i  Austrjacy,  z  początkiem  maja 


X 


02 

połączonemi  siłami  uderzyli  na  tyły  wojsk  rosyjskich 
nad  Dunajcem  i  zadali  Rosji  taką  klęskę,  że  się  z  niej 
naprawdę  podźwignąć  już  nie  zdołała.  Parta  nieustannie 
wstecz,  traciła  w  dniu  3  czerwca  1915  r.  Przemyśl, 
22  czerwca  Lwów,  19  lipca  Radom,  30  lipca  Lublin, 
5  sierpnia  Warszawę.  Dnia  19  sierpnia  jenerał  Beseler 
zdobył  szturmem  Modlin  i  wojska  rosyjskie  z  Króle- 
stwa zostały  wyparte.  Przedtem  jeszcze  jenerał  Hin- 
denburg  zniszczył  przy  jeziorach  mazurskich  aowy  na- 
jazd rosyjski  na  Prusy  wschodnie.  Wojska  niemieckie 
posunęły  się  na  Kurlandyę  i  Litwę.  Dnia  7  maja  zdo- 
były Libawę,  17  sierpnia  Kowno,  2  września  Grodno, 
w  polowie  września  Wilno.  Niebezpieczeństwo  rosyj- 
skie było  zażegnane. 

Królestwo  wyzwolone  z  pod  rosyjskiego  panowania 
przeszło  pod  okupację  wojsk  austrjackich  i  niemie- 
ckich, a  w  miarę  jak  przechodziło,  Komitet  krakowski 
zyskiwał  dla  swojej  działalności  obszar  coraz  to  szer- 
szy, a  Komitet  warszawski  go  tracił  i  po  zajęciu  War- 
szawy z  niej  się  usunął. 

Drugim  faktem  przemawiającym  głośno  przeciw 
ugodzie  z  Rosją,  oprócz  pokonania  jej  i  wyparcia 
z  ziem  polskich,  było  jaskrawe  odsłonięcie  jej  poli- 
tyki wobec  Polaków  w  czasie  zajęcia  Galicji.  Na  Polskę 
etnograficzną  mogli  się  godzić  przywódcy  narodowej 
demokracji  i  realistów,  ale  widoku,  do  czego  to  pro- 
wadzi, widoku  cara  rosyjskiego  ogłaszającego  z  bal- 
konu pałacu  namiestnikowskiego  we  Lwowie  Galicję 
wschodnią  za  kraj  rdzennie  rosyjski,  widoku  propa- 
gandy caro-  i  prawosławia,  ogarniającej  ziemię,  upra- 
wioną od  sześciu  wieków  przez  polską  pracę  i  kulturę, 
tego  widoku  nie  mógł  przełknąć  ogół  polski,  a  nawet 
wielu  sympatyków  narodowej  demokracji.  Zachłanność 


63 


Rosji  na  wschodnią  Galicję  w  czasie,  kiedy  jeszcze  dla 
Polski  etnograficznej  nie  zdobyła  ani  piędzi  ziemi  z  za- 
boru pruskiego,  który  do  Polski  przyrzekała  przyłą- 
czyć, otwierała  oczy  Polakom. 

Rozstawała  się  zresztą  Rosja  z  Polską  w  sposób 
czysto  rosyjski.  Dopóki  wojsko  rosyjskie  szło  naprzód, 
utrzymywało  w  szeregach  swych  karność.  Gdy  przyszło 
mu  z  Warszawy  i  z  Królestwa  ustąpić,  z  rozkazu  czy 
wbrew  woli  swych  dowódców  zaczęło  całe  okolice 
palić  i  niszczyć,  a  ludność  ich  i  jej  dobytek  w  pani- 
cznym popłochu  w  głąb  Rosji  ze  sobą  na  nędzę  i  zni- 
szczenie porywać.  Jeżeli  też  Królestwo  w  miarę  ustę- 
powania wojsk  rosyjskich  i  ich  klęsk  nie  stanęło  od- 
razu  frontem  przeciw  Rosji,  to  tłomaczono  sobie  tern, 
że  prowincja  czeka  na  hasło  ze  swej  stolicy,  z  War- 
szawy. Przedstawiano  sobie  Warszawę  taką,  jaką  byte 
w  chwili  wybuchu  rewolucji  kościuszkowskiej  i  po- 
wstań z  1831  i  1863  roku,  kiedy  całemu  społeczeń- 
stwu wydawała  hasło  walki  za  wolność.  Hasła  tego 
oczekiwano  i  teraz  z  chwilą  oswobodzenia  Warszawy; 
oczekiwały  go  legjony,  Komitet  krakowski,  Koło  pol- 
skie we  Wiedniu  i  ten  odłam  narodu,  który  już  do 
walki  z  Rosją  stanął  i  do  odzyskania  niepodległości 
dążył. 

Warszawa  zawiodła.  Po  usunięciu  wojska  rosyj- 
skiego i  armji  czynowników,  po  ustąpieniu  ochrany 
i  otwarciu  X  pawilonu  cytadeli,  miljonowe  miasto  do- 
starczyło legjonom  kilkuset  ochotników.  Zdziwili  się 
nawet  Niemcy,  którzy  zająwszy  Warszawę  zezwolili  na 
werbunek  pięciu  tysięcy,  ażeby  pozbyć  się  nieprzyja- 
znego elementu.  Stronnictwa  warszawskie  nie  pogo- 
dziły się  ze  sobą  i  nawet  na  krótką  chwilę  nie  wy- 
tworzyły wspólnej  organizacji,  któraby  z  Komitetem 


64 


krakowskim  porozumieć  się  i  kierownictwo  sprawy 
publicznej  objąć  mogła. 

Przyczyny  się  znalazły.  Warszawę  zajęły  nie  legjony, 
jak  było  zamierzone,  i  nie  Austrjacy  i  Węgrzy,  lecz 
armja  niemiecka  po  złamaniu  rosyjskiej  i  armja  ta 
miała  jej  bronić  nadal,  kiedy  wojska  austrjackie  z  le- 
gjonami  broniły  Lublina  i  Lwowa.  Warszawa  miała 
więc  wrażenie,  że  przechodzi  pod  rządy  pruskie,  któ- 
rych się  bała  więcej,  niż  rosyjskich  *. 

Na  obszarze  Królestwa  z  orjentacją  rosyjską  rywa- 
lizować skutecznie  mogły  tylko  Austro- Węgry,  mo- 
narchja  katolicka,  z  wielu  ludów  złożona,  żadnemu  nie 
groźna,  wszystkie  biorąca  w  opiekę,  Polakom  od  pół 
wieku  życzliwa,  przynosząca  państwu  polskiemu  w  po- 
sagu Galicję,  bogatą  w  drzewo  i  w  węgiel  i  w  to, 
czego  Królestwu  brakowało,  w  sole  i  w  ropę  naftową.  , 
W  monarchji  tej  państwo .  polskie  stanęłoby  na  ró- 
wnych prawach  z  węgierskiem  i  austrjackiem,  a  zwią- 
zek trzech  państw,  liczący  sześćdziesiąt  milionów  lud- 
ności, stanąłby  jako  prawdziwa  potęga  w  Europie 
środkowej.  Związek  zawarty  z  Austrją  i  Węgrami  dla 
wspólnej  obrony  nie  przynosiłby  ujmy  państwu  pol- 
skiemu, a  zapewniałby  mu  bezpieczeństwo  wobec  Nie- 
miec i  wobec  Rosji.  Bez  tego  związku  groziłoby  Polsce 
nawet  zjednoczonej,  że  będzie  zgniecioną  przez  dwa 
takie  kolosy,  jak  Rosja  i  Niemcy,  a  chcąc  tego  uniknąć, 
będzie  musiała  oddać  się  jednemu  z  nich  w  opiekę 
i  zależność.  Argumentom  tym  nie  byłoby  się  oparło 

1  „Okupacja  Warszawy".  Zbiór  dokumentów  i  głosów  prasy 
dotyczących  sprawy  polskiej  w  związku  z  zajęciem  Warszawy 
przez  wojska  niemieckie.  Sierpień  1915.  We  Fryburgu  szwaj- 
carskim 1915. 


65 


wielu  mieszkańców  Królestwa,  nawet  z  tych,  którzy 
zrezygnowali  się  na  autonomję  rosyjską,  ale  taką  Pol- 
skę w  związku  z  Austrją  i  Węgrami  musieli  mieć  daną. 

Tymczasem  nawet  takiej  zapowiedzi  nie  usłyszeli. 
Dochodziły  ich  natomiast  wieści,  że  Niemcy  do  ta- 
kiego rozwiązania  sprawy  nie  dopuszczą,  że  rokowania 
ich  z  Austrją  nie  doprowadzają  do  żadnego  wyniku. 
Pokonawszy  Rosję,  oba  mocarstwa  centralne  nie  po- 
godziły się  z  sobą  nietylko  co  do  celu  wojny,  ale  na- 
wet na  to,  aby  w  odzyskanem  Królestwie  zaprowadzić 
jednolitą,  wspólną  administrację  i  do  niej  powołać  Po- 
laków. Wręcz  przeciwnie,  jednolite  dotychczas  Króle- 
stwo podzielone  zostało  na  dwa  obszary  okupacyjne 
i  administracyjne,  niemiecki  i  austrjacko  -  węgierski, 
a  granica  tych  okupacji  zgadzała  się  prawie  całkiem 
z  granicą  trzeciego  rozbioru  Polski.  Jakże  tu  przeko- 
nać niewierzących,  że  tej  granicy  przy  ostatecznym 
pokoju  nie  ustalą  na  zawsze? 

Lekceważyli  Niemcy  nietylko  Polaków,  ale  także 
i  Austrję,  która  w  wojnie  z  Rosją  taką  okazała  sła- 
bość i  bez  ich  pomocy  z  pewnością  byłaby  legła 
Nie  chciały  oddać  jej  Królestwa,  obawiając  się,  ażeby 
nie  urosła  zbyt  w  sjłę  i  nie  stała  się  kiedyś  dla  nich 
niebezpieczną,  ażeby  Poznańskie  nie  ciążyło  do  Kró- 
lestwa połączonego  z  Galicją. 

Co  jednak  mają  począć  z  Królestwem,  w  tern 
Niemcy  same  nie  mogły  się  pogodzić.  Cesarz  Wilhelm 
nosił  się  z  myślą  utworzenia  państwa  polskiego  i  wy- 
tknięcia mu  granic  daleko  na  wschód,  a  związania  go 
z  Rzeszą  niemiecką.  Był  za  tern  kanclerz  Bethmann 
Hollweg  i  większość  sejmu  Rzeszy,  widząc  w  takiem 
państwie  polskiem  wał  ochronny  przed  Rosją  i  nowem 
francusko- rosyjskiem  przymierzem.  Odstąpienia  jakiej 


Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego. 


5 


66 


kolwiek  części  zaboru  pruskiego  na  rzecz  państwa  pol- 
skiego nie  dopuszczali,  ale  zdawali  sobie  sprawę,  że 
wobec  wskrzeszenia  państwa  polskiego  polityka  do- 
tychczasowa wobec  ludności  polskiej  w  Prusiech  musi 
uledz  zmianie.  Tego  jednak  obawiały  się  najbardziej 
stronnictwa  narodowe  pruskie,  hakatystyczne,  na  któ- 
rych opierała  się  polityka  antypolska.  Germanizacja 
prowincji  polskich  była  ich  najwyższym  celem,  przed 
którym  ustąpić  powinien  interes  ogólny  Niemiec.  Utwo- 
rzenie jakiegokolwiek  choćby  najmniejszego  państwa 
polskiego  wzmacniało  żywioł  pt)lski  w  Prusiech,  dla- 
tego stronnictwa  te  domagały  się  poprostu  albo  od- 
dania Królestwa  Rosji  H  zjednania  sobie  tern  w  przy- 
szłości jej  względów,  albo  podziału  Królestwa  między 
Niemcy  i  Rosję,  w  ostateczności  między  Niemcy  a  Austrję. 
W  sejmie  Rzeszy  opartym  na  powszechnem  i  równem 
głosowaniu  stronnictwa  te  tworzyły  mniejszość,  ale 
w  sejmie  pruskim  opartym  na  systemie  kurjalnym 
miały  wielką  liczebną  i  moralną  przewagę^  Popierając 
wojnę  bezwzględną  aż  do  zupełnego  zwycięstwa  i  po- 
dyktowania pokoju  koalicji  miały  poparcie  sztabu  ge- 
neralnego i  stawiały  śmiało  czoło  kanclerzowi  i  wię- 
kszości sejmu  Rzeszy,  na  którą  składało  się  „Centrum" 
katolickie  i  .socjaliści. 

Walka  ta  wewnętrzna  osłabiała  akcję  Niemiec 
w  sprawie  polskiej.  Co  w  tym  kierunku  zdziałał  ce- 
sarz, kanclerz  i  większość  sejmu  Rzeszy  niemieckiej, 
to  psuli  hakatyści,  mający  swoją  twierdzę  w  sejmie 
pruskim. 

Po  zajęciu  Warszawy  kanclerz  niemiecki  Bethmann- 
Hollweg  skorzystał  z  pierwszej  sposobności  i  przy 
otwarciu  parlamentu  niemieckiego  w  dniu  19  sierpnia 


67 

1915  r.  zwrócił  się  do  Polaków.  Zapewnił  ich,  że 
wspomnienie  o  dawnych  walkach  Niemców  z  Polakami 
nie  umniejsza  czci  dla  namiętnej  miłości  ojczyzny  i  wy- 
trwałości, z  jaką  naród  polski  bronił  swojej  starej  wy- 
sokiej kultury  i  swego  zamiłowania  wolności  wobec 
Rosji,  wyraził  nadzieję,  że  obsadzenie  granic  od  wschodu 
usunie  dawne  przeciwieństwa  między  Niemcami  a  Po- 
lakąmi  i  uwolniony  z  jarzma  rosyjskiego  kraj  popro- 
wadzi ku  szczęśliwej  przyszłości,  w  której  będzie  mógł 
właściwości  swego  życia  narodowego  pielęgnować  i  roz- 
wijać, oświadczył  wreszcie,  że  Niemcy  będą  kraj  obsa- 
dzony przez  nich  przy  możliwym  współudziale  jego 
ludności  sprawiedliwie  administrować,  starać  się  wy- 
równywać nieuniknione  trudności,  jakie  za  sobą  przy- 
nosi wojna  i  leczyć  rany,  jakie  krajowi  Rosja  zadała. 
Wojna  nie  przywróci  dawnych  stosunków,  musi  przyjść 
do  nowego  ukształtowania. 

Mowa  wypowiedziana  z  tego  samego  miejsca,  z  któ- 
rego przeciw  Polakom  grzmiał  Bismark,  a  obelgi  ci- 
skał jego  następca  Biilow,  wielkie  wywarła  wrażenie. 
Niemcy  zadarłszy  śmiertelnie  z  Rosją,  podnosiły  wobec 
całego  świata  sprawę  polską. 

Dnia  19  grudnia  1915  chwalił  się  kanclerz  w  sejmie 
Rzeszy,  że  w  okupacji  niemieckiej  Królestwa  wybudo- 
wano przeszło  4000  kilometrów  nowych  dróg  i  sze- 
reg nowych  linji  kolejowych,  zaprowadzono  ordynację 
miejską  powołującą  obywateli  do  współdziałania  w  życiu 
publicznem,  podjęto  naukę  szkolną,  w  miejscu  języka 
rosyjskiego  dla  nauki  elementarnej  wprowadzono  język 
ojczysty  dzieci,  a  w  Warszawie  otwarto  uniwersytet 
i  politechnikę,  wyliczał  wreszcie  śródki  podjęte  dla 
ulżenia  nędzy. 

W  dniu  6  kwietnia  1916  r.,  polemizując  z  mowami 


s* 


68 


ministrów  koalicyjnych,  odezwał  się  kanclerz:  Historja 
posunęła  się  nieubłaganym  krokiem  naprzód  i  nie  za- 
wróci z  drogi.  Niemcy  i  Austro-Węgry  nie  miały  za- 
miaru poruszania  kwestji  polskiej  i  poruszył  ją  los 
bitew.  Teraz  ona  istnieje  i  czeka  na  swoje  rozwiązanie. 
Rozwiążą  ją  Niemcy  i  Austro-Węgry...  Po  takich  wstrzą- 
śnieniach  nie  zna  historja  status  quo  ante..,  Ta  Pol- 
ska, którą  opuścił  czyńownik  rosyjski,  wymuszający 
jeszcze  w  pośpiechu  łapówkę,  którą  opuścił  kozak  ro- 
syjski paląc  i  rabując,  już  dziś  nie  istnieje.  Nawet 
członkowie  Dumy  otwarcie  to  powiedzieli,  że  nie  można 
sobie  wyobrazić  powrotu  czynownika  na  to  miejsce, 
na  którem  w  tym  czasie  pracowali  Niemiec,  Austrjak 
i  Polak  uczciwie  dla  dobra  kraju.  Także  p.  Asquith 
mówi  o  zasadzie  narodowości.  Jeżeli  to  czyni,  jeżeli 
staje  na  stanowisku  niepokonanego  i  niepokonalnego 
przeciwnika,  to  czy  może  rzeczywiście  wyobrazić  sobie, 
żeby  Niemcy  kiedy  dobrowolnie  wydały  z  powrotem 
wyswobodzone  przez  nich  i  przez  ich  sprzymierzeń- 
ców narody  mieszkające  między  morzem  Bałtyckiem 
a  bagnami  Wołynia  z  pod  panowania  reakcyjnej  Rosji, 
czy  to  są  Polacy,  czy  Litwini,  czy  Bałci  i  Łotysze.  Nie 
Panowie!  Rosja  nie  śmie  drugi  raz  wprowadzić  swoich 
wojsk  na  nieosłonięte  granice  Prus  wschodnich  i  za- 
chodnich, nie  śmie  jeszcze  raz  za  pieniądze  Francji 
uczynić  z  kraju  nad  Wisłą  bramy,  którą  może  wpaść 
do  nieosłoniętych  Niemiec! 

Mowy  te  kanclerza  sejm  Rzeszy  przyjmował  okla- 
skami, a  większość  jego,  zdając  sobie  sprawę,  że  w  po- 
lityce wobec  Polaków  w  Niemczech  zajść  musi  zmiana, 
uchwaliła  zmianę  ustawy  o  zgromadzeniach,  która  ogra- 
niczała używanie  języka  polskiego. 

Tej  koniecznej  konsekwencji  podniesienia  sprawy 


69 


polskiej  przez  Niemcy  nie  uznawała  większość  sejmu 
pruskiego.  Rząd  pruski,  licząc  się  z  tą  większością,  nie 
wnosił  projektu  zmiany  ustaw  antypolskich,  utrzymy- 
wał nawet  w  budżecie  wydatki  wstawiane  na  germa- 
nizację prowincji  polskich,  a  tłomaczył  tylko  Polakom, 
że  w  ciągu  wojny  zmiany  ustaw  przedsiębrać  nie  po- 
dobna. Zmieniając  ustawy  na  rzecz  Polaków,  trzebaby 
przystąpić  do  zmiany  ustaw,  których  żądają  stronni- 
ctwa niemieckie  popierające  wojnę,  np.  socjaliści,  a  tak 
wielkie  reformy  wywołałyby  wewnętrzne  walki,  szko- 
dzące wojnie.  Odraczając  zmianę  praw  na  czas  pokoju, 
rzfcd  pruski  uspakajał  Polaków  tern,  że  w  praktyce 
administracyjnej  zaniechano  szykan,  że  niestosowano 
niejednego  uciążliwego  przepisu,  że  wstrzymano  wy- 
właszczenie, tolerowano  język  polski  przy  nauce  religji. 
Wreszcie  rząd  pruski,  nie  mogąc  dłużej  milczeć,  w  dniu 
18  stycznia  1916  przez  usta  ministra  Loebella  zapewnił 
„Prusaków  pochodzenia  polskiego",  że  rząd  z  całą 
objektywnością  i  przychylnością  dyktowaną  stanowi- 
skiem Polaków  w  tej  walce  Niemiec  o  życie,  przystąpi 
do  zbadania  polityki  wewnętrznej  tyczącej  się  intere- 
sów polskich.  Aż  do  tego  czasu  należy  poprzestać  na 
łagodnem,  przychylnem  dla  uprawnionych  interesów 
obywateli  państwa  pruskiego  pochodzenia  polskiego 
stosowaniu  postanowień  obowiązujących  ustaw. 

Wszystkie  te  oświadczenia  kanclerza  Rzeszy  i  mi- 
nistra pruskiego  na  Polakach  pod  zaborem  pruskim 
nie  czyniły  żadnego  wrażenia.  Wspominali  nie  tak  da- 
wne rządy  kanclerza  Capriviego,  który  odstępując  od 
Rosji,  zbliżył  się  do  nich  i  pamiętali,  że  rządy  te  skoń- 
czyły się  prędko  pod  naporem  pruskim  i  że  sam  ce- 
sarz Wilhelm  wydał  wówczas  hasło  do  prześladowania 


70 

Polaków.  Nie  wierzyli  słowom  i  umizgom  niemieckim, 
nie  widząc  czynów1. 

Na  wynurzenia  kanclerza  mówca  polski  Seyda 
oświadczył  zadowolenie  Polaków,  że  prawo  narodu 
polskiego  do  rozwoju  życia  narodowego  i  jego  starej 
kultury  jest  uznanem,  że  dobro  narodu  niemieckiego 
i  polskiego  nie  zostaje  we  wzajemnem  przeciwieństwie. 
Uznając  dalej,  że  chwila  obecna  nie  jest  odpowiednią 
do  omawiania  wszystkich  krzywd,  jakie  nam  w  prze- 
szłości wyrządzono,  wyraził  nadzieję,  że  wojna  przy- 
niesie także  uregulowanie  stosunków  politycznych  na- 
rodu polskiego,  iż  w  przyszłości  będzie  miał  zape- 
wniony swobodny  rozwój  życia  narodowego. 

Nie  wierząc  Niemcom,  Polacy  z  pod  zaboru  pru- 
skiego przeciwni  byli  rozwiązaniu  sprawy  polskiej  przez 
Niemcy  i  Austrję,  a  przyznawali  się  do  orjentacji  .ro- 
syjskiej i  koalicyjnej.  Dzienniki  poznańskie  nie  pozo- 
stawiały pod  tym  względem  żadnej  wątpliwości.  Po- 
słowie na  sejm  pruski  nie  chcieli  jednakże  stwierdze- 
niem tego  faktu  narażać  ludności  polskiej  na  nowe 
prześladowania;  milcząc  o  sprawie  polskiej,  ograniczali 
się  do  żądania  zmiany  ustaw  ukutych  w  Prusiech  prze- 
ciw Polakom.  Ustawy  te  uzasadniane  były  zawsze  ich 
wrogiem  wobec  państwa  stanowiskiem.  Teraz  od  po- 
czątku wojny  Polacy  złożyli  dowód,  że  zarzut  ten  nie 
miał  podstawy,  głosowali  za  wszystkiemi  zarządze- 
niami potrzebnemi  na  cele  wojenne,  wylewali  na  po- 
lach bitew  krew  za  państwo,  nie  zepsuli  niczem  je- 
dności, na  której  tak  zależało  cesarzowi  i  państwu, 
mieli  więc  słuszną  pretensję,  że  za  to  otrzymają  ró- 
wnouprawnienie z  Niemcami  i  uchylenie  wszystkich 

1  „Polityka  Poznańskiego".  („Kronika  polska".  Lozanna, 
1916,  tom  II.). 


71 


ustaw  i  rozporządzeń  przeciw  nim  ukutych.  Gdy  jednak 
rząd  pruski  nicz  tego  nie  uczynił,  lecz  ograniczył  się 
do  obiecania  możności  późniejszej  zmiany  ustaw  o  wy- 
właszczeniu i  zakazie  osiedlania  się  oraz  zaprowadze- 
nia z  powrotem  nauki  w  języku  polskim  w  szkołach 
ludowych,  Polacy  w  Sejmie  pruskim  w  d.  9  marca 
1915  przez  posła  Trąmpczyńskiego  wnieśli  protest 
i  usunęli  się  od  głosowania  nad  budżetem.  Mówcy 
niemieccy,  zabierający  głos  w  dyskusji)  przyznawali  po- 
trzebę rewizji  ustaw  antypolskich,  ale  po  wojnie  i  z  róż- 
nemi,  dalekiemi  zastrzeżeniami.  Projekt  ustawy  o  wło- 
ściach rentowych  dla  inwalidów  wojennych  wywołał 
ze  strony  polskiej  wniosek,  aby  zaznaczyć,  że  wzgląd 
na  narodowość  i  religję  przy  uzyskaniu  włości  nie  bę- 
dzie odgrywał  roli,  spotkał  się  ze  życzliwemi  oświad- 
czeniami, Ule  nie  został  przyjęty.  Zaznaczano  przytem, 
aby  kolonizacja  niemiecka  nie  doznała  zmiany,  a  nie 
kryto  się  z  widokami,  że  się  ją  na  kraje  nowo  zdo- 
byte rozciągnie.  Rozgoryczało  to  Polaków,  którzy 
d.  21  marca  1916  r.  przez  posła  Niegolewskiego  wnie- 
śli znów  protest  przeciw  temu,  że  pozycje  budżetowe, 
które  mają  być  użyte  jako  broń  zaczepna  przeciw  na-  • 
rodowości  polskiej  albo  też  faktycznie  jako  takie  służą, 
mimo  proklamowanego  wewnętrznego  pokoju  i  nadal 
zostały  do  budżetu  wstawione. 

Protesty  te  polskie  powinny  były  zasłonić  kancle- 
rza przed  atakami  reakcji  pruskiej,  ale  zadania  tego 
nie  osiągnęły.  Wzburzenie  opinji  publicznej  przeciw 
jego  polityce  polskiej  objawiło  się  w  powodzi  memo- 
rjałów  i  adresów  wnoszonych  przez  najpoważniejsze 
korporacje,  domagające  się  aneksji  i  germanizacji  ziem 
polskich.  Napór  stał  się  tak  wielkim,  że  kanclerz  prze- 
prowadził w  Niemczech  zakaz  ogłaszania  czegokol- 


72 


wiek  o  celach  wojny  i  zakaz  taki  uzyskał  także  od 
Austrji.  Czyniąc  to,  podjął  myśl  przeciągnięcia  na  swoją 
stronę  Polaków  w  Królestwie  i  zajętej  przez  Niemców 
Warszawie.  Jako  generał-gubernatora  osadził  w  niej 
Beselera,  zdobywcę  Antwerpji  i  Modlina,  jenerała  z  am- 
bicją, ażeby  na  swojem  stanowisku  pokojowem  coś 
wielkiego  stworzyć.  Zaczęła  się  na  szeroką  skalę  pro- 
paganda przez  ludzi  i  umyślnie  założone  dzienniki. 
Kilku  Polaków,  powołanych  z  Poznańskiego  do  admi- 
nistracji niemieckiej  w  Królestwie,  jak  hr.  Hutten- 
Czapski,  hr.  Kwilecki,  dodawało  jej  znaczenia. 

Oprócz  Rosji  i  Austro- Węgier  jako  trzeci  preten- 
dent do  Polski  wystąpiły  więc  Niemcy.  Najmniej  z  pe- 
wnością do  tego  miały  warunków.  Polityka  ich  ger- 
man izacyj  na  prowadzona  w  zaborze  pruskim  od  cza- 
sów rozbiorów,  a  zaostrzona  szyderczem  podeptaniem 
prawa  od  czasów  Bismarcka,  wzburzyła  na  nich  my- 
śli i  uczucia  Polaków  do  tego  stopnia,  że  w  porów- 
naniu nawet  barbarzyństwo  rosyjskie  wydało  się  znoś- 
nem.  Dla  osiągnięcia  swego  nowego  celu,  dla  pozy- 
skania Polaków  Niemcy  nie  chciały  też  poświęcić  ża- 
dnego swojego  interesu,  a  tern  mniej  swojej  pychy. 
Od  chwili  zajęcia  Królestwa  interes  swój  widziały 
w  tern,  ażeby  z  niego  wyciągnąć  i  wyssać  wszystko, 
co  się  da,  na  rzecz  wojny.  Wywoziły  więc  ze  swojej 
okupacji  w  drodze  rekwizycji  wszelkie  płody  surowe 
oraz  drzewo,  którego  wyrąb  z  lasów  rządów  urzą- 
dziły na  najszerszą  skalę.  Wywoziły  części  maszyn 
lub  psuły  je,  ażeby  wstrzymać  całą  produkcję  przemy- 
słowo-fabryczną  Królestwa  i  dla  fabryk  niemieckich 
pozyskać  polskiego  robotnika,  który  po  zamknięciu 
polskich  musiał  tam  wędrować.  Zatrzymano  w  Niem- 
czech wszystkich  robotników  rolniczych,  którzy  tam 


73 

przed  wybuchem  wojny  poszli  na  sezonowy  zarobek, 
a  nie  dość  na  tem  zarządzono  w  Królestwie  przymu- 
sową brankę  robotników  do  Niemiec.  Robotnik  polski 
w  fabrykach  i  na  roli  niemieckiej  zastąpił  robotnika 
Niemca,  który  się  bił  na  frontach  za  niemiecką  oj- 
czyznę. Potęgując  tem  wszystkiem  nędzę  w  Królestwie 
i  wywołując  w  najszerszych  warstwach  ludności  ży- 
wiołową ku  sobie  nienawiść,  Niemcy  sądzili,  że  ludność 
ta  wszystko  to  przyjmie  i  przecierpi  wdzięczna  im  za 
to,  że  ją  uwolnili  z  pod  rosyjskiego  jarzma,  i  wielce 
się  dziwili,  gdy  wdzięczności  tej  nie  ujrzeli.  Nie  chcieli 
bowiem  zrozumieć,  że  jarzmo  rosyjskie  o  wiele  się 
Królestwu  wydawało  od  niemieckiego  lżejszem. 

Liczyli  Niemcy  na  to,  że  Polaków  pozyskają  wpro- 
wadzeniem języka  polskiego  do  szkół  i  założeniem 
polskiego  uniwersytetu  i  politechniki  w  Warszawie, 
kiedy  rząd  rosyjski  na  kilka  miesięcy  przed  opuszcze- 
niem Warszawy  nie  chciał  Polakom,  tak  sobie  wier- 
nym, na  założenie  prywatnego  uniwersytetu  pozwolić. 
Dopuszczali  też  język  polski  do  urzędowania  w  pewnej 
mierze,  o  ile  administracji  ich  niemieckiej  nie  prze- 
szkadzał. Jednak  i  tego  środka  polonizacji  szkół  i  urzę- 
dów nie  umieli  wyzyskać,  gdyż  równocześnie  przepro- 
wadzali organizację  kościoła  ewangielickiego 1  i  gmin 
żydowskich  w  Królestwie,  nie  zważając  na  protesty 
ewangielików  -  Polaków  i  żydów  assymiiowanych,  bo 
szło  im  o  to,  ażeby  polonizacji  protestantów  i  żydów 
przeszkodzić  i  w  Królestwie  ich  utrzymać  jako  prze- 
dnią straż  germanizmu.    Wkraczając  do  Warszawy, 


1  L.  K.  Fiedler:  „Die  Deutschen  in  Polen.  Anlasslich  der 
ewangełisch-augsburgischen  Synode  in  Lodź  am  18  Oktober 
1917".  Berliń-Charlottenburg  1917,  ais  Manuskript  gedruckt. 


74 


uchylili  wszystkie  zawiązki  organizacji  szkolnej,  gospo- 
darczej i  sądowej,  które  Polacy  w  chwili  ustępowania 
Rosjan  zaimprowizowali,  a  na  ich  miejsce  wprowadzili 
administrację  niemiecką,  przekonani,  że  ludność  od- 
czuje zaraz  dobrodziejstwa  tej  administracji,  doskona- 
łej, sprężystej  i  uczciwej.  Mylili  się  i  w  tern,  bo  na 
zrorumienie  dobrych  skutków  administracji  niemieckiej 
ludność  Królestwa  potrzebowała  czasu,  a  narazie  ugi- 
nała się  tylko  pod  jej  bezwzględnością  i  czuła  się  upo- 
korzoną, że  nie  pozwolono  jej  rządzić  się  i  organizo- 
wać, może  gorzej,  ale  jej  samej. 

We  wszystkiem  tern  okazali  w  Polsce  tę  samą  nie- 
zdolność zrozumienia  psychiki  innych  narodów,  którą 
zrazili  do  siebie  -cały  świat,  a  nawet  swoich  sprzy- 
mierzeńców :  Turków,  Bułgarów  i  rzesze  ludów  w  Au- 
strji  i  na  Węgrzech.  Wojskowi  i  urzędnicy  niemieccy, 
prowadząc  propagandę  na  rzecz  połączenia  Królestwa 
z  Rzeszą  niemiecką,  nie  krępowali  się  też  względem 
na  sprzymierzeńca,  wygadywali  na  Austrję,  jej  słabość 
i  nieład.  Gdy  jej  program  miał  zwyciężyć,  grozili 
rektyfikacją  granicy  zachodniej  równającą  się  podzia- 
łowi Królestwa.  Gdy  im  Polacy  tłomaczyii,  że  Kró- 
lestwo, łącząc  się  z  Rzeszą,  utraci  widoki  na  przyłą- 
czenie Galicji,  odpowiadali,  że  Austrja  i  tak  niedługo 
się  rozleci,  a  Galicja  jak  dojrzały  owoc  spadnie  Po- 
lakom z  drzewa.  Tylko  o  przyłączeniu  do  Poiski  Po- 
znańskiego nie  chcieli  słyszeć. 

Wywody  te  nie  byłyby  całkiem  skutkowały,  gdyby 
nie  argument,  że  Królestwo,  idąc  z  Niemcami,  uratuje 
dla  siebie  Litwę.  Powstała  alternatywa,  co  lepiej  brać, 
Galicję  czy  Litwę?  Za  Litwą  przemawiało,  że  jeśli  się 
jej  teraz  nie  weźmie,  to  będzie  na  zawsze  straconą  dla 
polskości,  zaś  Galicja,  pozostając;  przy  Austrji,  pol- 


75 


skość  swoją  utrzyma.  Poszedł  w  tym  kierunku  przede- 
wszystkiem  Władysław  Studnicki,  a  założywszy  w  lipcu 
1916  r.  klub  państwowców,  ściągał  do  niego  człon- 
ków i  w  obronie  orjentacji  niemieckiej  wojował  ze 
wszystkimi  i  na  wszystkie  strony  \  wywołując  tern 
oburzenie  w  społeczeństwie,  które  propagandzie  nie- 
mieckiej stanowczy  opór  stawiło. 

Propagandzie  tej  Austro-  Węgry  nie  umiały  sku- 
tecznie przeszkodzić.  Minister-prezydent  austrjadti  hr. 
Stiirgkh  nie  miał  odwagi  zwołania  parlamentu,  bo  bał 
się  obrazem  walki  domowej  narodowości  austrjackich 
ośmielać  nieprzyjaciół;  tern  samem  jednak  w  braku 
oparcia  o  parlament  nie  miał  żadnego  wpływu.  Mini- 
ster-prezydent węgierski  hr.  Tisza,  oparty  o  większość 
parlamentu,  mógł  mieć  wpływ  polityczny,  ale  przeciwny 
od  początku  wojnie,  obawiał  się  zarówno  jej  złego  jak 
dobrego  wyniku.  Zły  mógł  się  skończyć  katastrofą  Wę- 
gier, dobry  mógł  się  skończyć  zmniejszeniem  jej  wpływu 
w  monarchji,  gdyby  do  niej  przybyli,  czy  Polacy  czy 
Serbowie.  Za  utworzeniem  państwa  polskiego  i  za 
trjalizmem  w  monarchji  przemawiał  jego  współzawo- 
dnik hr.  Andrassy,  ale  Tisza  odpowiadał  na  to,  że 
Węgry,  poniósłszy  w  wojnie  takie  ofiary,  nie  mogą  jej 
zakończ^  zmniejszeniem  swego  wpływu,  gdyby  ten 
wpływ  ograniczył  się  z  połowy  do  trzeciej  części.  Wo- 
bec tego  biernego  stanowiska  Tiszy  nie  mógł  minister 
jpraw  zagranicznych,  a  jego  przyjaciel,  bar.  Burian, 

1  Studnicki  Gilzbert  Władysław:  „Die  Umgestaltung  Euro- 
pas  durch  den  gegenwartigen  Krieg.  Die  Polenfrage  in  ihrer 
internationalen  Betrachtung".  Wien  1915. 

Studnicki  Władysław:  „List  otwarty  do  Henryka  Sienkie- 
wicza". Lausanne  w  kwietniu  1915. 


76 


rozwinąć  śmielszej  polityki,  a  cała  władza  w  monar- 
chji  skupiła  się  w  rękach  naczelnej  Komendy  armji,  na 
rzecz  której  i  jej  wodza  arcyksięcia  Fryderyka  zgrzy- 
biały już  cesarz  Franciszek  Józef  zrzekł  się  faktycznie 
swej  władzy.  Gdy  zaś  arcyksiąże  Fryderyk  dla  braku 
woli  był  tylko  nominalną  głową  Komendy,  faktycznym 
władcą  Austro-Węgier  stał  się  szef  sztabu  jenerał  Con- 
rad. Władze  polityczne  w  interesie  wojny  zostały  mu 
podporządkowane. 

Jenerał  Conrad  wzrósł  i  wychował  się  w  wojsku 
austrjackiem  i  był  nietylko  jego  wodzem,  ale  także 
reprezentantem  wybitnym  jego  ciasnych  przekonań 
i  uczuć.  Armja  austrjacka  była  sama  dla  siebie  oso- 
bnym światem,  który  nie  dopuszczał  walk  narodowo- 
ściowych toczących  się  w  monarchji,  a  stając  ponad 
niemi,  Austrję  widział  tylko  w  sobie.  Korpus  oficer- 
ski, a  tern  więcej  sztab  jeneralny,  był  jednak  przewa- 
żnie niemieckim,  na  austrjaqkich  Niemcach  się  opierał, 
innych  narodowości  nie  rozumiał,  a  nieprzyjaźnie  od- 
nosił się  do  tych,  które  jak  Węgrzy  i  Polacy  nie  chcieli 
uznawać  jego  wszechwładnych  rządów.  Program  au- 
stro-polski,  przyłączenia  Królestwa  do  Galicji  i  mo- 
narchji, mogli  rozumieć  politycy  i  ministrowie  austrjaccy 
i  węgierscy,  mógł  za  nim  się  oświadczyć  cesarz  Fran- 
ciszek Józef,  ale  nie  rozumiał  go  jenerał  Conrad  i  wrogo 
się  do  niego  odnosił,  bo  Polacy,  utworzywszy  pań- 
stwo w  związku  z  monarchją,  gotowi  byli  żądać  woj- 
ska polskiego,  za  którem  poszłoby  osobne  wojsko 
węgierskie  i  koniec  panowania  niemiecko-austrjackiego 
sztabu.  Niechęć  Conrada  i  sztabu  do  Polaków  obja- 
wiła się  też  przede  wszy  stkiem  w  popieraniu  idei  ukraiń- 
skiej. Nie  rozumieli  jej,  nie  zdawali  sobie  z  niej  sprawy, 
ale  wyobrażali  sobie,  że  Ukraińcy  dopomogą  im  do  osła- 


77 


bienia  Rosji,  a  za  to  niczego  nie  będą  żądać,  bo  ich 
reprezentanci  tak  są  lojalni  dla  Austrji,  z  nienawiści 
do  Polaków  domagają  się  w  Galicji  nawet  po  zakoń- 
czeniu wojny  rządów  militarnych  niemieckich,  a  jak 
najrychlej  podziału  Galicji  na  polską  i  ukraińską1. 

Osobliwszą  przyjemność  sferom  wojskowym  spra- 
wiał każdy  pozór  posądzenia  Polaków  o  zdradę  Au- 
strji. Bóg  jeden  wie,  ile  ludzi  tej  manji  prześladow- 
czej padło  ofiarą.  Po  odzyskaniu  Lwowa,  który,  za- 
kosztowawszy systemu  rusyfikacyjnego,  powracające 
wojska  austrjackie  przyjął  z  zapałem,  pierwszym  kro- 
kiem tego  wojska  było  zarządzenie  śledztwa  przeciw 
Polakom  podejrzanym  o  zawiązanie  stosunków  z  wła- 
dzami rosyjskiemi,  bo  szło  głównie  o  to,  aby  Pola- 
ków wobec  Austrji  skompromitować.  Potrzeba  było 
aż  rozkazu  cesarza,  aby  ten  zapęd  śledczy  poskromić. 

Niechęć  do  Polaków  odbiła  sie  jednak  najgorzej 
na  administracji  wojskowej  w  okupowanej  przez  Au- 
stro-Węgry  części  południowej  Królestwa.  Niedopuścił 
jenerał  Conrad,  aby  obok  władz  wojskowych  powstała 
administracja  cywilna,  jaką  na  swojej  okupacji  zapro- 
wadzili Niemcy,  a  tern  mniej  administracja  polska. 
Administrację  zaprowadzono  czysto  wojskową,  a  cho- 
ciaż do  niej  z  konieczności  dla  znajomości  języka  ścią- 
gnięto nieco  urzędników  Polaków  z  Galicji,  to  nie 
dano  im  żadnego  wpływu.  Zorganizowano  ją  natomiast 
z  oficerów  niemieckich,  czeskich,  a  najliczniejszych  ży- 
dowskich, którzy  kryli  się  przed  służbą  na  froncie. 
Buta  i  deprawacja  wielu  z  tych  oficerów  szła  w  parze 
z  ich  niechęcią  do  ludności.   Brak  subordynacji  wy 

1  Program  sfer  wojskowo  -  publicystycznych  niemieckich 
w  Austrji  pojawił  się  pod  tytułem  „Denkschrift  aus  Deutsch- 
Oesterreich"  1915  ais  Manuskript  gedruckt. 


78 


stępował  w  sposób  jaskrawy.  Jenerał-gubernator  lu- 
belski, gdy  nim  został  przyjazny  Polakom  bar.  Diller, 
nie  mógł  wiele  zdziałać,  bo  każdy  komendant  okręgu 
znosił  się  bezpośrednio  z  naczelną  Komendą  armji 
i  robił,  co  mu  się  podobało.  Administracja  ta,  zamiast 
jednać  ludność  polską  dla  Austrji,  odwracała  jej  umy- 
sły ku  dawnemu  związkowi  jej  z  Rosją.  Widział  to 
hr.  Stiirgkh,  ale  oświadczał,  że  wobec  zwycięskiej  ar- 
mji i  minister-prezydent  jest  bezsilnym.  Był  rzeczywi- 
ście bezsilnym,  gdy  jenerał  Conrad,  usuwając  Polaka 
'  Korytowskiego,  w  r.  1915  na  namiestnika  Galicji  prze- 
prowadził jenerała  Collarda,  który  umiał  po  polsku, 
ale  zresztą  był  jego  śiepem  narzędziem. 

Nie  odnosiły  żadnego  skutku  interwencje  najwybi- 
tniejszych polityków  polskich  i  Komitetu  krakowskiego. 
W  d.  3  czerwca  1915  r.  Komitet  wręczył  ministrowi 
spraw  zewnętrznych  memorjał,  w  którym  wywodził, 
że  ludność  Królestwa  wtedy  dopiero  chwyci  za  oręż 
z  żywiołową  siłą,  gdy  pozna  zamiary  tych,  którzy 
w  zwycięskim  pochodzie  zbliżają  się  coraz  więcej  do 
stolicy  Polski,  że  ludność  ta  uważa  niepodległość  Kró- 
lestwa za  dogmat  narodowy,  a  domaga  się  nadto  po- 
łączenia wszystkich  części  legjonów  w  Królestwie  i  roz- 
szerzenia samorządu  w  obszarach  zajętych  przez  woj- 
sko austrjackie.  Na  ten  memorjał  otrzymał  Komitet 
w  d.  20  lipca  odpowiedź,  w  której  minister  bar,  Bu- 
rjan  oświadczył,  że  naczelna  Komenda  połączenie 
wszystkich  części  ,  legjonów  rozpatrzy  ponownie,  gdy 
warunki  natury  wojskowej  na  to  pozwolą,  zaś  roz- 
szerzeniu samorządu  się  sprzeciwiav  gdyż  współudział 
ludności  miejscowej  w  administracji  już  dzisiaj  osią- 
gnął najdalszą  granicę,  jaka  jest  dopuszczalną  ze  względu 
na  istnienie  zarządu  wojskowego.    Co  do  pytań  skie- 


79 


rowanyćh  wprost  do  ministra,  oświadczył  Burian,  że 
„zajęcie  stanowiska  dzisiaj  jest  jeszcze  niemożliwem", 
oczywiście  ze  względu  na  brak  porozumienia  z  Niem- 
cami, dodał  jednakże,  że  „Polacy  w  Austrji  okazywali 
zawsze  rządom  Jego  C.  i  K.  Apostolskiej  Mości  za- 
ufanie i  nie  mieli  powodów  żałowania  tego.  W  tych 
historycznych  chwilach  mogą  Polacy  z  ufnością  ocze- 
kiwać swojego  losu.  Możliwość  rozwoju  narodowego, 
którą  mieli  dotychczas,  będzie  po  szczęśliwej  wojnie 
z  pewnością  jeszcze  pomnożona.  Te  wielkie  ofiary, 
które  Polacy  w  tej  wojnie  złożyli  w  mieniu  i  krwi  dla 
ojczyzny,  przyniosą  całkiem  pewnie  swe  owoce". 

Ze  względu  na  Niemcy  nie  umiał  Burian  więcej 
powiedzieć.  Trwając  uparcie  przy  programie  ausiro- 
polskim,  wierzył,  że  jest  jedynie  możliwym  i  że  siłą 
własną  zwycięży,  nie  rozwijał  też  za  nim  żadnej  pro- 
pagandy w  Królestwie.  Minister  spraw  zewnętrznych 
austro -węgierski  utrzymywał  w  Lublinie  i  w  Warsza- 
wie obok  gubernatorów  wojskowych  swoich  reprezen- 
tantów i  miał  możność  stanowiska  te  obsadzić  ludźmi, 
którzy  rodem  swoim,  majątkiem  i  stanowiskiem  poli- 
tycznem  mogli  reprezentować  mónarchję  i  osobą  swoją 
starczyć  za  program.  Nie  uczynił  i  tego,  tak,  że  cała 
propaganda  austro-polskiego  programu  spadła  na  barki 
Komitetu  krakowskiego. 


VI. 

AKTYWIŚCI  I  PASSYWIŚCI. 

Akcja  komitetu  krakowskiego. 
Secesja  lewicy. 

Polska  organizacja  wojskowa. 
Passy  wiści. 

Komitet  krakowski,  walcząc  na  obszarze  Królestwa 
z  orjentacją  rosyjską,  ujrzał  w  Niemcach  współzawo- 
dnika, który  podkopywał  w  ludności  zaufanie  do  Austro 
Węgier  i  krzyżował  całą  jego  polityczną  akcję.  Po  za- 
jęciu Warszawy,  nieoglądając  się  już  na  rząd  austro- 
węgierski,  postanowił  Komitet  z  programem  austro- 
polskim  głośno  wystąpić  i  siebie  przynajmniej  ratować. 
Odezwa  Komitetu  z  d.  8  sierpnia  1915  r.,  wzywając 
społeczeństwo  polskie,  aby  się  nie  dało  zachwiać  na 
drodze  tej,  na  którą  d.  16  sierpnia  1914  r.  wstąpiło, 
ostrzegała,  że  o  granicach  państwa  polskiego  mówić 
przed  ukończeniem  wojny  nie  jest  rzeczą  realnych  po- 
lityków, ale  stwierdzała,  że  złączenie  niepodzielonego 
Królestwa  z  niepodzieloną  Galicją  jest  podstawą  dążeń 
Polaków;  wypowiadała  pewność,  że  w  kwestji  publi- 
czno- prawnego  stanowiska  państwa  polskiego  do  mo- 
narchii austro- węgierskiej  może  być  osiągnięte m  poro- 
zumienie, i  głosiła  wiarę,  że  sprawa  polska  może  być 
rozwiązaną  tylko  przez  pokonanie  Rosji  i  przez  utwo- 
rzenie państwa  polskiego.  Do  takiego  samego  wystą- 
pienia posunęło  się  i  Koło  polskie  wiedeńskie.  Odezwa 


81 

jego  z  d.  9  sierpnia  1915  r.  stwierdzała,  że  naród  pol- 
ski widzi  najpewniejsze  zabezpieczenie  swojej  przy- 
szłości politycznej  w  monarchji  habsburskiej  i  do- 
maga się,  by  niepodzielone  Królestwo  kongresowe, 
złączone  z  Galicją  w  jednę  samodzielną  całość,  po- 
wstało jako  królestwo  polskie  w  związku  monarchji 
habsburskiej. 

Odezwa  Komitetu  wywołała  gwałtowną  remonstra- 
cję  rządu  niemieckiego,  jako  ogłoszona  wbrew  zaka- 
zowi pisania  o  celach  wojny.  Urzędnik  cenzury,  który 
na  to  zezwolił,  pociągnięty  został  do  odpowiedzialno- 
ści, a  rząd  austrjacki  musiał  zakazać  ogłoszenia  odezwy 
Koła,  mimo  jej  treści  na  wskróś 'austrjackiej,  co  oczy- 
wiście jako  objaw  jego  słabości  najgorsze  wywarło 
wrażenie. 

Pozbawiony  czynnego  poparcia  rządu  austro-  wę- 
gierskiego, Komitet  krakowski  nie  dał  jednak  za  wy- 
graną i  trwając  nadal  na  stanowisku,  że  pracuje  nie 
dla  Austro- Węgier,  lecz  dla  Polski,  walczył  za  swoim 
programem  austro- polskim  na  obszarze  Królestwa  prze- 
ciw orjentacji  rosyjskiej,  a  teraz  już  także  przeciw  orjen- 
tacji  niemieckiej,  biorąc  zarazem  ludność  w  obronę 
przed  nadużyciami  administracji  austrjackiej.  Nie  za- 
niedbał niczego.  Urządzał  zjazdy  polityczne  i  uroczy- 
stości narodowe,  zakładał  dzienniki  polskie  i  niemiec- 
kie („Polen"  w  Wiedniu  i  „Polnische  Blatter"  w  Ber- 
linie), wydawał  broszury  zwalczające  historycznie  i  po- 
litycznie organizację  rosyjską1  i  zyskiwał  tern  ruch- 

1  Wymienić  tu  należy  broszury: 

Wasilewski  Leon:  1)  Polityka  narodowościowa  Rosji.  2)  Ro- 
sja wobec  Polaków  w  dobie  konstytucyjnej.  3)  Na  wschodnich 
kresach  Królestwa  polskiego.  4)  Dzieje  męczeńskie  Podlasia, 
wszystkie  wydane  w  Krakowie  1916. 


Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego. 


6 


82 


liwsze  i  gorętsze  żywioły.  Siłą  jego  w  tym  kierunku 
był  departament  jego  wojskowy,  prowadzący  werbu- 
nek do  legjonów. 

Szedł  ten  werbunek  zrazu  po  grudzie,  bo  ludność 
wiejska  w  Królestwie  uległa  więcej  niż  jakakolwiek 
inna  warstwa  rządom  rosyjskim.  Gdy  emisarjusze  de 
partamentu  w  powiecie  olkuskim  z  początkiem  1915  r. 
spróbowali  werbunkowi  nadać  charakter  rekrutacji,  tłum 
wzburzonych  chłopów  napadł  na  koszary  legjonistów 
w  Bolesławiu.  Padły  strzały  i  kilka  trupów.  Wskutek 
wniesionych  skarg  Komenda  austrjacka  interweniowała 
i  akcję  werbunkową  poddała  pod  kontrolę  pułkownika 
Grzesickiego.  Kierował  nią  szef  departamentu  wojsko- 
wego Komitetu  krakowskiego  podpułkownik  Sikorski, 
urzędujący  w  Piotrkowie.  Werbunek  oddano  w  ręce 
oficerów  legjonowych  rozmieszczonych  w  powiatach 
okupacji  austrjackiej,  a  oficerowie  ci  w  interesie  wer- 
bunku uświadamiali  ludność  narodowo,  popierali  przy- 
tem  jej  potrzeby  kulturalne  i  gospodarcze  i  usuwali 
uprzedzenie  do  legjonów.  Organem  propagandy  były 
dzienniki  „Wiadomości  polskie"  i  „Dziennik  narodowy*4, 
wydawane  w  Piotrkowie  i  rozchodzące  się  szeroko. 
Werbunek  do  legjonów,  choć  w  skromnych  rozmia- 
rach, szedł  bez  przerwy  i  wystarczał  przynajmniej  do 
wypełnienia  wielkich  luk,  które  w  legjonach  wyrywała 
wojna.  Zwracali  uwagę  ochotnicy  ze  Ślązka  cieszyń- 
skiego, który  uczucia  swoje  polskie  krwią  chciał  przy- 
pieczętować. 

Usiłowania  Komitetu,  aby  w  Królestwie  poza  ży- 


Kulczycki  Ludwik:  1)  Królestwo  polskie  1815-1914.  2)  Pan- 
slawizm  a  Polska.  3)  Państwa  centralne,  Rosja  a  Polska,  wy- 
dane w  Krakowie  1916. 


83 


wiolami  radykalnymi  pozyskać  żywioły  umiarkowane, 
odnosiły  powoli  skutek.  Oprócz  narodowego  związku 
robotniczego,  narodowego  związku  chłopskiego  i  róż- 
nych lokalnych  zrzeszeń  powstał  zrazu  w  Łodzi  zwią- 
zek zowiący  się  Ligą  państwowości  polskiej,  złożony 
z  inteligencji  miejskiej  i  wiejskiej,  który  po  zajęciu 
Warszawy  rozrósł  się  i  zasilił  tz.  Secesją,  politykami, 
którzy  wystąpili  ze  stronnictwa  nar.  demokracji.  Liga 
stanęła  jako  środek  między  Kołem  międzypartyjnem 
a  Lewicą,  a  na  czele  jej  stanął  Michał  Łempicki,  pó- 
seł  do  Dumy,  który  wraz  z  Alfonsem  Parczewskim  nie 
poszedł  za  swoimi  kolegami,  lecz  głośno  wystąpił  do 
walki  z  Rosją1.  W  memorjale  przesłanym  Komitetowi 
krakowskiemu  z  d.  14  kwietnia  1916,  zapewniła  go 
Liga,  że  program  połączenia  zaboru  rosyjskiego  z  Ga- 
licją w  jednę  całość  państwową  pozostającą  w  związku 
monarchji  habsburskiej,  uważa  za  swój,  a  w  legjonach 
widzi  tej  polskiej  myśli  państwowej  najświetniejszy 
wyraz. 

Miał  Komitet  wielki  środek  propagandy,  jakiego 
nie  posiadało  żadne  inne  zrzeszenie  polityczne,  a  była 
nim  sława  legjonów.  Męstwo  ich.  przeszło  oczekiwa- 
nie. Uznawały  je  głośno  sfery  wojskowe  Austro-Wę- 
gier  i  Niemiec  i  obaj  ich  cesarzowie.    Żołnierz  nie- 


1  „W  naszej  sprawie".  Grabiec:  Niepodległość  czy  nowy 
rozbiór?  Genewa,  czerwiec  1915  r. 

„W  naszej  sprawie".  Czem  jest  i  do  czego  dąży  Liga  pań- 
stwowości polskiej.  1917.  Drukowane  jako  rękopis.  Bez  miej- 
sca druku. 

M.  Łempicki:  „Grand  probleme  international".  Lausanne, 
1915. 

Łempicki  Michał:  „List  polski  do  wielkiego  księcia  Miko- 
łaja". Piotrków  1916,  przekład  z  francuskiego. 

6* 


84 


miecki,  uchodzący  za  pierwszego  w  świecie,  uznając 
cnotę  wojskową  polskiego  żołnierza,,  bratał  się  z  nim 
na  frontach  demonstracyjnie.  Schlebiało  to  miłości  wła- 
snej społeczeństwa  polskiego.  Nowe  legjony  stanęły 
nie  gorzej  od  dawnych  Dąbrowskiego  i  Kniaziewicza, 
sława  wojenna  i  poezja  opromieniła  je  w  ocząch  spo- 
łeczeństwa1. Kiedy  program  autonomji  w  obrębie  ro- 
syjskiego imperjum  miał  za  sobą  tylko  argumenta  ro- 
zumowe, podyktowane  rezygnacją,  to  idea  legjonów, 
wskrzeszenie  Polski  niepodległej,  poruszała  wszystkie 
struny  uczucia  i  wyobraźni  polskiej,  Nakoniec  i  ci,  któ- 
rzy zrazu  widzieli  w  nich  tylko  obałamuconych  mło- 
dzieńców, straceńców  lub  najmitów  au.strj.ac.kich,  mu- 
sieli wobec  nich  kapitulować.  Pogrzeb  legjonistó w,  któ- 
rzy padli  na  placu  bitwy,  zamienił  się  w  Warszawie 
na  manifestację  powszechną,  od  której  nikt  się  nie 
usunął. 

Czcząc  legjonistów,  zwolennicy  autonomji  w  obrę- 
bie Rosji  wyklinali  wprawdzie  nadal  Komitet,  który  le- 
gjony organizował,  ale  i  z  tern  nie  byliby  długo  wy- 
trwali, gdyby  nie  cios,  który  spotkał  legjony  ze  strony, 
od  której  tego  najmniej  się  mogły  obawiać. 

W  miarę  ustępowania  wojsk  rosyjskich  z  Króle- 
stwa otwierała  się  dla  stronnictw  antyrosyjskich,  które 
dotychczas  działać  mogły  tylko  w  ukryciu,  możność 
jawnego  działania  i  manifestowania  swego  kierunku. 
Z  takiemi  manifestacjami  występywały  różne  stronni- 
ctwa niepodległościowe  już  w  marcu  i  kwietniu  1915  r. 
w  Piotrkowie,  Radomsku,  Częstochowie,  Włocławku 


1  Jan  Zabiełło:  „Poezja  polska  w  latach  wielkiej  wojny" 
(w  miesięczniku:  Rok  polski.  Kraków  1916,  zeszyt  8—9). 


85 

Najważniejszym  z  nich  był  zjazd  w  d.  3  czerwca  1915  r. 
w  Piotrkowie,  w  którym  wzięły  udział  wszystkie  war- 
stwy społeczne,  niewyłączając  ziemiańskiej,  a  który 
stanął  solidarnie  za  Komitetem  krakowskim. 

Po  zajęciu  Warszawy  nie  przyszło  do  zrzeszenia 
się  wszystkich  stronnictw  w  Warszawie  i  do  porozu- 
mienia się  z  Komitetem  krakowskim  celem  utworze- 
nia jednej  organizacji  dla  całego  narodu,  czego  Komi- 
tet krakowski  w  odezwie  swej  z  d.  8  sierpnia  oczeki- 
wał l.  Utworzyło  się  tylko  chwilowe  zjednoczenie  stron- 
nictw niepodległościowych,  wśród  których  najważniej- 
szą rolę  odgrywali  socjaliści  pólscy,  ale  do  których 
przyłączyła  się  także  Liga  państwowości  polskiej  prze- 
ciwna Rosji,  a  skupiająca  w  sobie  żywioły  umiarko- 
wane. Zjednoczenie  to  wybrało  osobny  Komitet  na- 
czelny, który  w  d.  5  sierpnia  1915  r.  wydał  odezwę 
za  niepodległością,  za  legjonami  i  za  przeobrażeniem 
ich  w  armję  polską.  Komitet  ten  nie  połączył  się  jednak 
z  krakowskim,  lecz  oświadczył,  że  zamierza  prowa- 
dzić niezależną  politykę  polską  i  dążyć  będzie  do  sko- 
ordynowania swej  działalności  z  akcją  Komitetu  kra- 


1  Pisząc  o  akcji  stronnictw  występujących  w  tych  czasach 
w  Warszawie,  trzeba  z  góry  zrezygnować  z  zadania,  aby  je 
wszystkie  wymieniać.  Istotną  rolę  odgrywały  tylko  1)  polska 
partja  socjalistyczna,  tworząca  z  kilku  radykalnemi  stronni- 
ctwami lewicę,  2)  demokracja  narodowa  łącząca  się  z  3;  reali- 
stami w  Koło  międzypartyjne,  4)  Liga  państwowości  polskiej. 
Do  każdego  z  tych  stronnictw  przyczepiały  się  mniejsze  i  naj- 
mniejsze stronnictwa,  które  różniły  się  od  nich  w  niektórych 
szczegółach,  a  rezerwowały  sobie  każdej  chwili  secesję  i  prze- 
chodziły nieraz  do  innego  ugrupowania,  Poza  niemi  stała  „So- 
cjaldemokracja Polski  i  Litwy"  i,  „Bund",  które  głosiły  walkę 
socjalną  i  występowały  przeciw  wojnie  i  przeciw  narodowym 
polskim  dążeniom.  Nie  miały  na  nie  wpływu. 


86 


kowskiego.  O  skoordynowaniu  tem  wzmianka  jest 
także  w  odezwie  jego  z  d.  25  sierpnia,  ale  niezale- 
żność polityki  znalazła  wybitny  wyraz  w  postawieniu 
żądania,  aby  legjony,  zebrane  razem,  oddane  zostały 
pod  komendę  polskiego  wodza,  uznanego  przez  na- 
ród, tj.  Piłsudskiego,  ażeby  przetworzone  zostały  na 
„samodzielną"  armję  polską,  oraz  aby  werbunek  od- 
dany został  w  ręce  władz  politycznych  tworzącej  się 
Polski.  Bez  tego  ogół  społeczeństwa  nie  stanie  do 
walki  z  Rosją.  W  nowej  odezwie  z  d.  1  września  Ko- 
mitet powtórzył  te  warunki,  ale  pos/edł  jeszcze  dalej, 
bo  postanowił  odroczyć  dalszy  werbunek  aż  do  czasu, 
gdy  zostaną  usunięte  przyczyny  tamujące  rozwój  legjo- 
nów,  lub  do  chwili,  gdy  odpowiedzialna  reprezentacja 
polityczna  Królestwa  poweźmie  miarodajną  dla  całego 
społeczeństwa  decyzję. 
\  Nie  łatwo  było  odgadnąć,  co  stronnictwa  niepod- 
ległościowe przez  takie  postawienie  sprawy  zamierzały 
osiągnąć.  Nie  mogły  przecież  liczyć  na  to,  że  oku- 
panci wstrzymaniem  werbunku  i  zanikiem  legjonów 
się  przerażą,  bo  na  legjonach  nie  zależało  im  do  tego 
stopnia,  aby  sobie  pozwolili  takie  warunki  dyktować. 
Nie  oni  utworzyli  legjony,  ale  legjony  były  im  ^narzu- 
cone przez  Polaków,  aby  sprawę  polską  wśród  wojny 
światowej  na  widowni  utrzymać.  Cofnięcie  werbunku 
zrozumiano  też  w  Polsce  jako  pretekst  Piłsudskiego 
i  jego  stronników  do  wycofania  się  z  przedsięwzięcia, 
za  którem  ogół  nie  poszedł  i  któremu  nie  dało  wła- 
dzy nad  społeczeństwem,  jakiej  dając  hasło  do  walkf 
z  Rosją,  oczekiwał. 

Rozłam  w  obozie  popierającym  dotychczas  legjony 
odbił  się  zaraz  w  legjonach,  jeżeli  z  nich  nje  wyszedł. 


87 


Legjony  nie  powstały  i  nie  walczyły  razem.  Brygada 
pierwsza,  w  której  oficerami  byli  przeważnie  socjaliści, 
walczyła  w  Królestwie  i  w  Galicji  zachodniej ;  brygada 
druga,  w  której  wszystkie  warstwy  społeczne  były  re- 
prezentowane, walczyła  w  Karpatach.  W  brygadzie 
pierwszej  Piłsudski  talentem  swoim '  wojskowym,  a  za- 
razem osobliwszym  darem  obcowania  z  podlegającymi 
mu  oficerami  i  żołnierzami,  zdobył  sobie  wpływ  tak 
dominujący,  że  legjoniści  widzieli  w  nim  wodza  nie- 
tylko  swojej  brygady,  ale  koniecznie  także  wszystkich 
legjonów,  skoro  się  razem  zgromadzą.  Kult  ten  dla 
Piłsudskiego  znalazł  także  swój  wyraz  w  konspiracji 
pod  nazwą  „Polskiej  Organizacji  wojskowej",  która 
oddała  się  bezwzględnie  pod  jego  rozkazy,  nawet  na 
wypadek  kolizji  z  Komendą  legjonów.  Organizacja  po- 
wstała jeszcze  przed  wojną  w  Królestwie,  w  którem 
związki  strzeleckie  nie  mogły  się  jawnie  twoYzyć  i  dla- 
tego tworzyły  się  tajnie  w  różnych  miejscowościach. 
Po  wkroczeniu  Piłsudskiego  do  Królestwa  część  ich 
członków  wstąpiła  do  legjonów,  druga  poza  frontem 
bojowym  pozostała  w  postaci  konspiracji.  W  r.  1915 
Piłsudski  postanowił  związki  te  rozszerzyć  pod  nazwą 
„Polskiej  Organizacji  wojskowej"  jako  czynnik  nietyle 
wojskowy,  ile  polityczny. 

Komenda  Organizacji  wydawała  do  członków  for- 
malne rozkazy.  W  marcu  1915  ukazał  się  rozkaz  po- 
lecający członkom  byłych  związków  i  drużyn  strzelec- 
kich, którzy  dotąd  nie  zgłosili  się  do  swych  władz, 
aby  natychmiast  zameldowali  się  w  najbliższych  kor 
mendach  obozowych  lub  miejscowych  Polskiej  Orga- 
nizacji wojskowej,  będącej  odpowiednikiem  legjonów 
na  terenie  zajmowanym  przez  wojska  rosyjskie.  Nie- 
zameldowani  zostaną  pociągnięci  do  surowej  odpowie- 


88 


dzialności  jako  dezerterzy.  W  d.  3  maja  1915  ukazał 
się  drugi  rozkaz  komendy,  który  wskazywał  Organi- 
zacji cel  polityczny,  wypowiadanie  już  dziś,  niezależnie 
od  tego,  kto  będzie  zwycięzcą,  postulatów  streszcza- 
jących się  w  jednem  haśle:  Wolnymi  być  chcemy  i  mu- 
simy. Trzeba  więc  dążyć  do  rozszerzenia  kręgów  chwy- 
tających za  broń  aż  do  momentu,  w  którym  rozkaz 
komendanta  głównego  J.  Piłsudskiego  wszystkie  siły 
wysunie  na  front  bojowy.  Rozkazanie  więc  członkom, 
aby  gromadzili  i  przechowywali  broń  i  amunicję,  or- 
ganizowali intendanturę  i  kasy  wojenne.  Organizacja 
ta  stała  poza  organizacją  legjonów  i  poza  organizacją 
Komitetu  krakowskiego. 

Kult  Piłsudskiego  nie  ogarniał  drugiej'brygady  wal- 
czącej w  Karpatach  pod  wodzą  naczelnego  komen- 
danta legjonów,  w  której  największy  wpływ  wywierał 
dowódca  bataljonu,  potem  pułku,  Józef  Haller. 

W  ciągu  1915  wskutek  starań  Komitetu  krakow- 
skiego brygada  ta  wróciła  na  front  polski  na  Woły- 
niu. Oficerowie  jej  w  d.  16  sierpnia  1915  Komitetowi 
krakowskiemu  przesłali  wyrazy  głębokiej  czci  i  po- 
dzięki za  wskrzeszenie  idei  legjonów,  której  wiernie 
na  dalekiej  obczyźnie  służyliśmy  i  przy  której  nadal 
niezłomnie  stać  będziemy".  Nie  poszedł  też  za  hasłem 
wstrzymania  werbunku  szef  departamentu  wojskowego 
Komitetu  krakowskiego  podpułkownik  Sikorski,  lecz 
przeciwnie  jak  najgorliwszą  propagandę  za  legjonami 
i  werbunkiem  prowadził. 

Legjony  walczyły  dalej  mężnie,  ale  w  kraju  wśfód 
obozu,  który  je  stworzył  i  który  stał  przeciw  Rosji, 
toczyła  się  walka  za  i  przeciw  werbunkowi,  za  i  prze- 
ciw legjonom,  za  i  przeciw  Komitetowi  krakowskiemu 
i  jego  departamentowi  wojskowemu.   Odbywały  się 


89 


różne  zjazdy  i  zapadały  przeciwne  sobie  uchwały. 
Dnia  18  grudnia  1915  zjazd  mający  zorganizować  Radę 
narodową  oświadczył  się  za  normalnym  rozwojem  le- 
gjonów  i  za  porozumieniem  z  Komitetem  krakowskim. 
Zjazd  polskiej  partji  socjalistycznej  w  początkach  sty- 
cznia 1916  r.  uznał  wstrzymanie  werbunku.  Dnia  22 
zebrali  się  przedstawiciele  wszystkich  stronnictw  akty- 
wistycznych  i  uchwalili  wspólną  deklarację,  która  je- 
dnak nie  wyszła  poza  ogólnik,  że  dążeniem  narodu 
polskiego  jest  odzyskanie  państwa  niepodległego,  za- 
bezpieczonego własną  armją,  i  nie  dotknęła  punktów 
spornych.  Tern  jaskrawiej  uczynił  to  Komitet  centralny 
narodowy,  ograniczony  już  do  stronnictw  lewicy. 
W  merriorjale  z  25  marca  1916  przesłanym  Komite-  . 
towi  krakowskiemu  zaznaczył  .odrębność  w  trakto- 
waniu sprawy  polskiej  przez  polityków  obu  naszych 
dzielnic.  Polityka  Królestwa  wysuwała  jednogłośnie 
postulat  niepodległości,  który  nie  przesądzał  losu  na- 
szego narodu  w  sposób  tak  stanowczy,  jak  to  uczy- 
nił Komitet  krakowski  w  swojej  odezwie  w  sierpniu 
1915  r.".  Memorjał  przedstawiał  dalej  obszernie  wszyst- 
kie błędy,  zaniedbania  i  winy  okupantów,  które  zmro- 
ziły zapał  ludności,  nawet  po  zajęciu  przez  nich  War- 
szawy i  tamowały  napływ  ochotników  do  legjonów, 
a  więc  brak  zdeklarowania  się  mocarstw  centralnych, 
co  z  Królestwem  zamierzają  uczynić,  a  stąd  obawa, 
aby  się  nie  skończyło  na  jego*  podziale,  dalej  nad- 
użycia władz  okupacyjnych  rozdrażniające  ludność, 
wreszcie  nieoddanie  komendy  legjonów  Piłsudskiemu. 
Z  tych  wszystkich  powodów  rzucił  memorjał  myśl 
rozwiązania  legjonów,  albowiem  niemal  powszechną 
staje  się  w  Królestwie  opinia,  że  legjony  odegrały  już 
swoją  rolę,  roznosząc  po  świecie  sławę  oręża  pol- 


90 


skiego.  Dalsze  ich  istnienie  w  dotychczasowych  nie- 
zmiennych warunkach  będzie  niewątpliwie  jedną  z  po- 
ważniejszych przyczyn  szerzącego  się  niezadowolenia 
i  rozdźwięku  pomiędzy  polityką  Galicji  a  polityką  Kró- 
lestwa. 

D.  2  czerwca  1916  groźba  Komitetu  lewicy  przy- 
jęła już  kształt  wyraźniejszy,  prawda,  że  tylko  ze  strony 
lubelskiego  wydziału  Komitetu  lewicy.  Wydział  ten 
oświadczył  Komitetowi  krakowskiemu,  że  porozumie- 
nie z  nim  może  nastąpić  tylko  na  gruncie  zaniechania 
przez  Komitet  ten  działalności  w  Królestwie,  któraby 
nie  była  prowadzona  za  zgodą  organizacji  narodowej 
Królestwa,  a  w  pierwszej  linji  żądał  zwinięcia  działal- 
.  ności  politycznej  departamentu  wojskowego  w  Króle- 
stwie, która  znajduje  się  zwykle  w  sprzeczności  z  dą- 
żeniem organizacji  narodowych  (lewicowych)  Króle- 
stwa. ' 

Wobec  takiego  rozbicia  stronnictw,  które  szły  prze- 
ciw Rosji,  te  stronnictwa  polskie,  które  jej  pozostały 
wierne,  nie  były  zmuszone  kapitulować,  i  Wiary  ich 
w  odezwę  wielkiego  księcia  Mikołaja  nie  osłabiło  czy- 
nownictwo  rosyjskie  w  Warszawie,  które  aż  do  osta- 
tniej shwjli  pogromu  wojsk  rosyjskich  utrzymało  twar- 
do system  rusyfikacyjny,  a  naigrawało  się  z  Polaków, 
tłomacząc  im,  że  autonomja  przyrzeczona  w  odezwie 
ogranicza  się  do  samorządu  lokalnego  miast  i  ziemstw, 
jaki  jest  w  Rosji.  Wiarę  swoją  do  tej  odezwy  stronni- 
ctwa objawiły  najgłośniej  w  tern,  że  całe  ich  sztaby 
oraz  wielu  członków  razem  z  wojskami  rosyjskiemi 
opuściło  Warszawę  i  przeniosło  się  do  Rosji.  Arysto- 
kracja polska,  której  podstawą  były  latifundja  vr  pro- 
wincjach zabranych,  znalazła  się  w  wielkiej  części  po 


91 


wschodniej  stronie  linji  bojowej.  Komitet  narodowy 
warszawski  przeniósł  się  do  Petersburga  i  spotkał  się 
tam  z  narodowymi  demokratami,  którzy  w  chwili  oswo- 
bodzenia Lwowa  zbiegli  z  niego  razem  z  cofającem 
się  wojskiem  rosyjskiem.  Dmowski  spotkał  się  z  Grab- 
skim i  rozwinęli  zaraz  żywą  akcję.  Stosunek  z  naj- 
wyższemi  sferami  ułatwiał  im  nadal  prezes  Komitetu 
nr.  Wielopolski. 

Sukcesami  Komitet  ten  nie  mógł  się  pochwalić 
i  żadnej  dla  Polaków  nie  uzyskał  ulgi.  Do  urzeczywi- 
stnienia odezwy  wielkiego  księcia  miano  się  zabrać 
po  ukończeniu  wojny  i  po  zdobyciu  ziem  polskich  na 
Austrji  i  Prusiech.  W  biurach  ministerialnych  opraco- 
wano projekt  nadający  Królestwu  samorząd  lokalny 
w  postaci  ziemstw,  szkoły  polskie  i  namiestnika  z  radą 
przyboczną,  ale  zatrzymujący  rosyjskie  sądownictwo 
i  administrację,  bez  śladu  autonomji  politycznej.  Do- 
piero, kiedy  Rosja  traciła  Warszawę,  prezes  ministrów 
Goremykin  w  d.  1  sierpnia  1915  oznajmił  w  Dumie, 
że  car  rozkazał  radzie  ministrów  opracować  projekt 
przyznający  Polsce  po  ukończonej  wojnie  prawo  swo- 
bodnego urządzenia  swego  życia  narodowego,  kultu- 
ralnego i  gospodarczego  na  zasadzie  autonomji  pod 
berłem  cesarzów  rosyjskich  i  przy  zachowaniu  jedno- 
ści państwowej.  Zebrała  się  istotnie  komisja  złożona 
z  Polaków  i  Rosjan  i  obradowała  aż  do  września  bez 
żadnego  wyniku.  Pozostało  po  jej  naradach  tylko 
oświadczenie  złożone  przez  członków  polskich,  „iż 
społeczeństwo  polskie  ogranicza  swe  dążenia  narodo- 
wo-polityczne  do  granic  Polski  etnograficznej,  uważa- 
jąc, iż  poza  temi  granicami  w  kraju  północno  i  połu- 
dniowo-zachodnim,  a  także  w  innych  częściach  cesar- 


92 


stwa  Polacy  powinni  otrzymać  zupełne  równoupra- 
wnienie". 

Po  zajęciu  przez  Niemcy  i  Austrję  Królestwa  i  czę- 
ści Litwy  posłowie  polscy  podjęli  starania,  ażeby 
w  Dumie  przeprowadzić  równouprawnienie  Polaków 
w  obrębie  Rosji,  a  przynajmniej  uchylenie  przepisów 
wyjątkowych  przeciw  nim  wydanych.  Wyliczyli  ich  sporą 
ilość  we  wniosku  uczynionym  w  Dumie,  a  więc:  nie- 
zaprowadzenie  samorządu  w  trzech  gubernjach,  a  w  sze- 
ściu innych  samorządu  ograniczającego  prawa  Pola- 
ków, ograniczenia  w  nabywaniu  dóbr  ziemskich  przez 
Polaków,  ograniczenie  Polaków  w  służbie  państwo- 
wej, zakaz  używania  języka  polskiego  nawet  w  insty- 
tucjach prywatnych  i  t.  d.  Przedstawiali,  że  skoro  woj- 
ska rosyjskie  odzyskają  napowrót  Litwę,  w  której  rząd 
niemiecki  dopuścił  do  używania  polskiego  języka  i  do 
szkół  polskich,  to  przecież  niepodobna,  aby  wprowa- 
dzić napowrót  przepisy  rosyjskie,  które  tego  niedopu- 
szczały.  Wywiązały  się  stąd  w  Dumie  bardzo  sympa- 
tyczne dla  Polaków  rozprawy.  Poseł  Miliukow  powie- 
dział, że  gdy  wojska  rosyjskie  odzyskają  Królestwo, 
niepodobna  sobie  przedstawić,  że  za  niemi  przyjdzie 
znów  i  zajmie  stanowisko  czynownik  rosyjski.  Poseł 
Makłakow  wyznał,  że  „Polska  była  zdawna  dziedziną 
rosyjskiego  urzędnika  rusyfikatora.  Walka  z  polsko- 
ścią stanowiła  całą  mądrość  administracyjną.  I  oto 
poza  plecami  wielkiego  księcia  dziennikom  zabroniono 
pisać  o  autonomji,  urzędnikom  zaś  rosyjskim  wyja- 
śniono w  okólnikach,  że  odezwa  nie  dotyczy  Pola- 
ków rosyjskich,  krótkie  zaś  nasze  rządy  w  Galicji  stały 
się  skandalem  europejskim".  Duma  uchwaliła  wezwa- 
nie do  rządu  o  zniesienie  ustaw  wyjątkowych  i  rząd 
nodjął  się  wniesienia  projektu,  ale  na  tern  oświadczę- 


93 


niu  się  skończyło.  Kiedy  jednak  wszystkie  wnioski 
i  przedstawienia  Polaków  nie  odnosiły  najmniejszego 
skutku,  ministrowie  Goremykin  1  sierpnia  1915  r., 
a  Sazonow  24  lutego  1916  r.  wywieszali  hasło  auto- 
nomji  Polski  i  we  Francji  i  Anglji  zbierali  za  to  okla- 
ski. Niesłychane  to  było  widowisko  dla  Polaków,  jak 
minister  rosyjski,  odpowiadając  Niemcom  za  „jarzmo 
rosyjskie**,  o  którem  odzywali  się  do  Polaków,  piętno- 
wał Niemców  za  ich  politykę  wobec  Polaków  i  nazy- 
wał ich  „tyranami  Poznania".  Mówił  Sazonow: 

„Jak  okrutna  ironja  brzmią  pochwały,  które  sobie 
Niemcy  same  wystawiają  za  dobrodziejstwa,  któremi 
rzekomo  obsypują  ludność  obsadzonych  obszarów. 
Prasa  niemiecka  zwłaszcza  jest  dumną  z  założenia  uni- 
wersytetu w  Warszawie.  Jest  to  pułapka,  którą  miano 
pozyskać  zaufanie  zniszczonej  przez  Niemców  Polski. 
Ale  zamiar  ten  z  góry  skazany  jest  na  fiasko.  Od  po- 
czątku wojny  Rosja  wypisała  na  swoim  sztandarze 
zjednoczenie  części  rozkawałkowanej  Polski.  Cel  ten 
objawiony  przez  monarchę  i  naczelnego  wodza  leży 
na  sercu  społeczeństwu  rosyjskiemu.  Cel  ten  znalazł 
aprobatę  sprzymierzeńców  i  jest  niezmiennym  teraz  jak 
i  poprzednio.  A  jakżeż  patrzą  Niemcy  na  te  uświęco- 
ne dążenia  całego  narodu  polskiego?  Skoro  tylko 
Niemcom  i  Austro-Węgrom  udało  się  wtargnąć  do 
Polski,  pospieszyły  się  podzielić  między  siebie  tę  część 
dotąd  niepodzielonego  obszaru  polskiego,  aby  zaś  osła- 
bić wrażenie,  jakie  ten  zamach  wywarł  na  aspiracjach 
polskich,  sądzili  oni,  że  powinni  się  przychylić  do  kilku 
*  podrzędniejszych  życzeń  ludności  polskiej.  Dlatego  za- 
łożono uniwersytet  polski.  Ale  nie  trzeba  zapominać, 
że  autonomja  Polski,  którą  tutaj  w  tejże  sali,  z  tej 
trybuny  proklamował  szef  rządu  cesarskiego^  zawiera 


94 


w  sobie  polskie  szkoły  narodowe  wszystkich  stopni, 
nie  wyłączając  nauki  uniwersyteckiej.  Nie  można  więc 
oczekiwać,  by  naród  polski  za  miskę  soczewicy  ofia- 
rowaną przez  Niemcy,  zrzekł  się  swoich  uświęconych 
dążeń,  by  zamknął  oczy  na  to  nowe  przez  Niemcy 
przygotowane  ujarzmienie  i  zapomniał, o  braciach  swo- 
ich w  Poznaniu,  gdzie  dla  przypodobania  się  koloni- 
stom niemieckim  zawzięcie  tępi  się  element  polski.  Sły- 
chać, że  Niemcy  zamierzają  za  cenę  nowych  obietnic 
i  urojonych  ustępstw  pobrać  w  obszarach  okupowa- 
nych kilkaset  tysięcy  Polaków,  aby  ci  dali  się  zabijać 
jako  żer  armatni  dla  trjumfu  germanizmu.  Nie  chcę 
wierzyć,  by  naród  polski,  który  ożywiony  Wysokiem 
poczuciem  naordowem,  które  zaraz  na  początku  wojny 
było  celem  urzeczywistnienia  drogiego  każdemu  Pola- 
kowi ideału  narodowego,  pospieszył  przyłączyć  się  do 
Rosjan,  mógł  się  dać  uwieść  i  zgodził  się  na  przele- 
wanie krwi  swojej  dla  tyranów  Poznania". 

Łatwiejszą  niż  emigracji  polskiej  w  Rosji  okazała 
się  rola  narodowej  demokracji  i  realistów  tych,  którzy 
pozostali  w  Królestwie  i  po  wyjeździe  Komitetu  do 
Petersburga  utworzyli  ścisły  związek  pod  nazwą  „Koła 
międzypartyjnego".  Nie  mieli  nad  sobą  rządu  rosyj- 
skiego, nie  byli  narażeni  na  odmowę  żądań,  nie  mu- 
sieli już  manifestować  sję  za  Rosją  i  popierać  legjo- 
nów  mających  walczyć  po  jej  stronie.  Mieli  wymówkę, 
że  rządy  militarne  okupantów  na  toby  im  nie  pozwo- 
liły. Wystarczyło,  że  się  zamknęli  sami  w  sobie  i  że 
propagandzie  za  niepodległością  i  za  utworzeniem  pań- 
stwa polskiego  w  związku  z  Austro-Węgrami,  wreszcie 
werbunkowi  do  legjonów  walczących  z  Rosją  przeciw- 
stawili bierny  opór.    W  poufnych  rozmowach  tłoma- 


95 


czyli  się,  zwłaszcza  cit  którzy  posiadali  ziemię,  że  mu- 
szą iść  razem  z  chłopem,  który  stoi  przy  Rosji,  bo 
inaczej  przeciw  nimby  się  zwrócił.  Mówili  toż  samo 
księża.  Najwięcej  było  takich,  którzy  myśleli  i  czuli 
pod  wpływem  obawy,  że  szczęście  wojenne  może  się 
odwrócić,  a  wtedy  zemsta  powracającej  fali  rosyjskiej 
wywarta  na  tych,  którzy  poszli  z  Austrją,  byłaby 
straszna. 

Pracowali  nad  przeciągnięciem  realistów  do  poli- 
tyki czynnej  konserwatyści  krakowscy,  a  zwłaszcza 
Zdzisław  i  Adam  hr.  Tarnowscy,  opierając  się  na  sta- 
nowisku swem  społecznem  i  na  bliskich  stosunkach 
pokrewieństwa  i  powinowactwa  z  najwybitniejszymi 
realistami,  ale  bez  skutku.  Wielu  realistów  uważało 
rozwiązanie  austro- polskie  za  najlepsze,  ale  nie  miało 
odwagi  z  tern  zdaniem  wystąpić,  dopóki  zwycięstwo 
mocarstw  centralnych  nie  było  pewnem  ponad  wszelką 
wątpliwość.  Ci  śledzili  przebieg  wojny  z  uczuciem  zło- 
żonem  z  nadziei  i  trwogi,  bo  pomimo  zajęcia  Króle- 
stwa przez  mocarstwa  centralne  szala  zwycięstwa  w  woj- 
nie światowej  chwiała  się  nieustannie. 

W  połowie  r.  1915,  kiedy  wojska  niemieckie  i  au- 
strjackie  zdobywały  Królestwo  i  szły  na  Litwę,  Wło- 
chy wypowiedziały  wojnę  i  rozpoczęły  niekończące  się 
szturmy  na  wyżynę  Krasu,  ażeby  opanować  Trjest. 
Wydawało  się  wielu,  że  to  już  o  zwycięstwie  koalicji 
rozstrzygnie,  kiedy  się  pokazało,  że  Austrja  wszystkie 
szturmy  włoskie  odpiera,  a  w  połączeniu  z  Niemcami 
i  Bułgarją  druzgocze  Serbję  i  Czarnogórę  i  ziemie  ich 
zajmuje.  Na  wiosnę  1916  Niemcy  uderzają  na  Verdun9 
Austrja  przez  Tyrol  na  Włochy.  Zwycięstwo  ich  wy- 
daje się  bliskiem.  Dla  osiągnięcia  go  mocarstwa  cen- 
tralne ściągnęły  jednak  znaczne  siły,  a  w  szczególności 


96 


artylerję  z  frontu  wschodniego  i  osłabiły  go  tak,  że 
Rosja  podjęła  na  niego  atak  na  całej  linji.  Wojska 
niemieckie  utrzymały  front  litewski  z  niemałym  tru- 
dem, ale  wódz  armji  austrjackiej  na  Wołyniu  arcy- 
książę  Józef  Ferdynand  zdemoralizował  ją  lekkomyśl- 
nością swoją  tak,  że  w  maju  1916  r.  pod  Łuckiem 
uległa  natarciu  jenerała  Brusiłowa,  w  wielkiej  części 
dostała  się  do  niewoli,  a  resztki  jej  cofnęły  się  w  po- 
płochu. Dla  uniknięcia  zupełnej  klęski  na  wschodzie 
trzefea  było  ściągać  na  gwałt  wojska  z  Włoch  i  z  Fran- 
cji. Z  ich  pomocą  udało  się  przerwę  frontu  wscho- 
dniego naprawić,  ale  ofenzywa  we  Francji  i  we  Wło- 
szech spełzła  na  niczem.  Włochy  przeszły  znów  do 
ataków  na  Trjest,  a  Rumunja  wypowiedziała  wojnę 
i  w  końcu  sierpnia  wtargnęła  do  Siedmiogrodu.  Fran- 
cuzi i  Anglicy  w  jesieni  wystąpili  do  morderczych  walk 
nad  Sommą.  Sprawa  dla  mocarstw  centralnych  prmd- 
stawiała  się  najgorzej.  Ci  Polacy,  którzy  na  wiosnę 
1916  zaczęli  już  przypuszczać  ich  zwycięstwo,  w  lecie 
tegoż  roku  byli  przekonani  o  grożącym  im  pogromie 
i  liczyli  się  z  powrotem  Rosji  do  Królestwa.  Wszyscy, 
niewierzący  w  zwycięstwo  mocarstw  centralnych,  wo- 
bec ich  okupacji  w  Królestwie  zajmowali  bierne  sta- 
nowisko. Od  biernej  polityki  nazywano  ich  passywi- 
stami,  ale  passywizm  ten  był  bronią,  którą  wszystkie 
usiłowania  aktywistów,  pragnących  porwać  cały  na- 
ród do  walki  z  Rosją,  udaremnili. 

Wodą  na  młyn  passywistów  była  niedola  kraju, 
wywołana  wojną  r  błędami  okupantów.  Passywiści 
dalecy  byli  oczywiście  od  tego,  aby  ludność  do  prze- 
trzymania tych  klęsk  i  utrapień  widokiem  lepszej  przy- 
szłości zachęcać  i  pocieszać,  bo  tę  lepszą  przyszłość 
widzieli  tylko  w  związku  z  Rosją.   Szerokie  warstwy 


97 


ludności  Królestwa,  pozbawione  żywego  narodowego 
poczucia,  przypisując  swoją  niedolę  najazdowi  Prusa- 
ków i  Austrjaków,  zapominały  o  pożogach  całych 
okolic  i  uprowadzeniu  ludności  przez  cofające  się  woj- 
ska rosyjskie,  bo  te  były  zjawiskiem  do  pewnych  oko- 
lic ograniczonem,  a  wspominały  dobre  czasy  rządów 
rosyjskich  przed  wojną,  w  których  praca  rolnicza  i  prze- 
mysłowa nie  doznawały  przeszkód,  a  ucisk  czynowni- 
ków  i  srogość  praw  rosyjskich  łapówką  można  było 
łagodzić.  Ludność  stała  przeciw  okupantom. 

Przygotowani  na  powrót  Rosji  passywiśći  starali 
się  o  to,  aby  za  zachowanie  się  swoje  w  czasie  oku- 
pacji niemieckiej  zasłużyć  sobie  na  świadectwo  niepo- 
szlakowanej lojalności.  Sprzeciwiali  się  w  Warszawie 
zmianie  nazw  ulic  i  usunięciu  pomników,  przypomi- 
nających najgorsze  czasy  rosyjskiego  ucisku,  mieli 
wielkie  wątpliwości  z  „nielegalnem"  wprowadzeniem 
polskiego  języka  do  urzędowania,  a  namyślali  się  na- 
wet, czy  mają  przyjąć  ofiarowany  przez  Niemców  pol- 
ski uniwersytet  i  szkołę  politechniczną. 

Nie  przeszkadzało  im  to  jednak,  że  z  władzami 
ustanowionemi  w  Królestwie  utrzymywali  stosunki 
i  brali  udział  we  wszystkich  czynnościach  niepolity- 
cznych, do  których  ich  powołano  w  ciałach  samorzą- 
dnych i  w  związkach  humanitarnych  i  gospodarczych, 
a  władze  okupantów  powoływały  ich  tam  jako  ludzi 
spokojnych  i  posesjonatów  chętniej,  niż  krzykliwych 
i  niepewnych  niepodległościowców.  Gdy  władze  nie- 
mieckie zaprowadziły  rodzaj  sejmików,  złożonych 
z  obywateli  mianowanych,  powołały  do  nich  niemal 
samych  wyznawców  Koła  międzypartyjnego.  Wbrew 
wszelkim  pozorom  bliżsi  oni  byli  Niemcom  niż  akty- 
wiści, bo  sympatje  ich  rosyjskie  nie  były  już  Niem- 

Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego.  7 


98 

com  niebezpieczne,  natomiast  aktywiści,  stojący  za  pro- 
gramem austro-polskim,  za  legjonami,  popierani  przez 
sprzymierzeńca  Austro- Węgry,  krzyżowali  projekty 
Niemiec  na  Królestwo. 

Najwybitniejszym  reprezentantem  tego  kierunku 
przeważającego  w  Królestwie  stał  się  Zdzisław  ks.  Lu- 
bomirski, który  po  oswobodzeniu  Warszawy,  delegatów 
Komitetu  krakowskiego  przybyłych  do  niego  zapewniał 
o  zwycięstwie  Rosji.  Gdy  wojsko  rosyjskie  się  z  War- 
szawy cofało,  pozostał  w  niej  jako  prezydent  miasta, 
który,  otrzymawszy  nominację  od  rządu  rosyjskiego, 
nie  krył  się  z  tern,  że  jest  wobec  niego  w  słowie. 
Utrzymali  go  jednak  na  tern  stanowisku  Niemcy,  bo 
chociaż  im  się  nieraz  hardo  stawiał,  to  jednak,  pozo- 
stając na  swem  stanowisku,  składał  dowód,  że  z  rzą- 
dami niemieckimi  wytrzymać  można. 


VII. 


PAŃSTWO  POLSKIE. 

Ugoda  Komitetu  krakowskiego  z  Kołem  pol- 

skiem  18  marca  1916. 
Reforma  administracji  w  okupacji  austrja- 

ckiej. 

Korpus  posiłkowy  polski  20  września  1916 

i  dymisja  Piłsudskiego. 
Państwo  polskie  niepodległe  proklamowane 

5  listopada  1916. 
Wyodrębnienie  Galicji  4  listopada  1916. 

Kiedy  dnia  16  sierpnia  Koło  polskie  sejmowe 
w  Krakowie  razem  z  nienależącemi  do  niego  stron- 
nictwami socjalistycznem  i  niepodległościowem  usta- 
nowiło naczelny  Komitet,  wybrany  ze  wszystkich  stron- 
nictw i  ogłoszony  jako  „ najwyższa  instancja  w  zakre- 
sie wojskowej,  skarbowej  i  politycznej  organizacji  zbroj- 
nych sił  polskich",  wydawało  się  rzeczą  naturalną,  że 
Koło  polskie  wiedeńskie,  którego  kompetencja  mieściła 
się  właściwie  tylko  w  ramach  Rady  państwa  austrja- 
ckiej,  działalność  swoją  ogólno  polską  wobec  tej  naj- 
wyższej instancji  polskiej  zawiesza.  Rząd  austrjacki 
nie  zwoływał  zresztą  Rady  państwa,  a  nikt  o  zwoła- 
nie Koła  polskiego  się  tak  dalece  nie  upominał,  zwła- 
szcza w  tych  czasach,  gdy  sprawa  wojenna  ukształto- 
wała się  źle  i  nikt  do  przyjmowania  ciężkiej  odpowie- 
dzialności się  nie  kwapił.  Gdy  jednak  położenie  na 
korzyść  się  zmieniło,  odezwały  się  głosy  za  Kołem 

7** 


100 


polskiem.  Odezwały  się  głównie  wskutek  tego,  że 
narodowi  demokraci  i  konserwatyści  podolscy,  wy- 
stąpiwszy z  Komitetu,  ujrzeli  się  bez  wpływu  na  tok 
sprawy  publicznej.  Do  Komitetu  wstąpić  napowrót  nie 
chcieli,  bo  to  byłoby  tłomaczone  jako  przyznanie  się 
do  błędu  popełnionego  przez  secesję.  Z  Koła  pol- 
skiego nie  wystąpili  i  w  razie  zwołania  Koła  zyski- 
wali głos  napowrót. 

Przygotowało  się  zwołanie  Koła  aktem  lojalności 
austrjackiej.  Dla  zmazania  niekorzystnego  wrażenia, 
jakie  głosy  zrozpaczonych  i  wyprowadzonych  z  rów- 
nowagi uchodźców,  zwłaszcza  ze  sfer  szlacheckich, 
wywołały  w  Wiedniu  i  u  najwyższych  czynników  w  pań- 
stwie, podjęto  myśl  przedłożenia  adresu  wiernopoddań- 
czego  monarsze.  Ułożono  go  i  podpisano.  Podpisało  kil- 
kuset szlachty,  nawet  narodowi  demokraci,  nawet  hr. 
Skarbek.  Minister  skarbu  Biliński  wyrobił  audjencję 
u  monarchy,  na  której  d.  9  stycznia  1915  marszałek 
kraju  Niezabitowski  adres  odczytał  i  wręczył.  Monar- 
cha odpowiedział  łaskawie.  Gdy  zaś  wkrótce  potem 
Koło  polskie  zwołano  do  Wiednia,  prezesem  wybrano 
Bilińskiego,  który  już  przestał  być  ministrem. 

Koło  polskie  zyskało  bardzo  poważnego  kiero- 
wnika, a  jeszcze  zręczniej  postąpiło,  gdy  wybierając 
komisję  polityczną,  zaprosiło  do  niej  członka  izby  pa- 
nów, byłego  ministra  spraw  zagranicznych,  hr.  Age- 
nora  Gołuchowskiego.  Według  uchwały  z  d.  16  sierp- 
nia 1914  r.  nowo  wybrany  prezes  Koła  powinien  był 
objąć  prezesurę  naczelnego  Komitetu  narodowego 
i  prezes  Komitetu  Jaworski  tego  wprost  żądał,  ale  Bi- 
liński wymówił  się  tern,  że  nie  wszystkie  stronnictwa 
zasiadające  w  Kole  zasiadają  w  Komitecie.  Rozpoczęła 
się  też  ze  strony  Komisji  politycznej  Koła  akcja  rów- 


101 

notegła  z  akcją  Komitetu.  Chociaż  prezes  Komitetu 
i  prezes  Koła  polskiego  i  jego  komisji  politycznej  za- 
wiązali ze  sobą  stały  stosunek  i  we  wszystkiem  mieli 
się  porozumiewać,  to  jednak  opinja  publiczna  w  kraju 
i  za  granicą  wstąpienie  Koła  na  widownię  publiczną 
tłomaczyła  na  niekorzyść  Komitetu.  Zarzucano  mu, 
że  w  nim  czynnik  socjalistyczny  zbyt  wielką  odgrywa 
rolę,  że  wskutek  tego  żywioły  umiarkowane  w  Króle- 
stwie odwracają  się  od  niego,  że  wreszcie  Komitet 
dąży  do  przetworzenia  się  w  rząd  narodowy.  Koło 
miało  to  wszystko  naprawić,  zawiązać  stosunek  z  Ko- 
łem międzypartyjnem  w  Królestwie  i  przeciągnąć  je  do 
orientacji  austrjackiej,  a  przez  to  uzyskać  stanowczy 
wpływ  w  rządzie  i  w  komendzie  armji  austro-wę- 
gierskiej. 

Nic  z  tego  wszystkiego  się  nie  spełniło.  Dla  Kró- 
lestwa Koło  polskie  wiedeńskie  i  prezes  jego  Biliński 
byli  o  wiele  więcej  Austrjakami,  niż  Komitet  i  prezes 
jego  Jaworski.  Koło  międzypartyjne  wygadywało  na 
Komitet  od  socjalistów,  ale  przeciwne  mu  było  na- 
prawdę nie  dlatego,  lecz  dla  jego  propagandy  austro- 
polskiej.  Zbierali  się  na  poufne  narady  konserwatyści 
krakowscy  z  realistami,  jeździł  do  Warszawy  po  jej 
oswobodzeniu  hr.  Gołuchowski,  ale  w  zachowaniu  się 
stronnictwa  skupiającego  w  sobie  żywioły  konser- 
watywne Królestwa  nie  osiągnęli  żadnej  zmiany.  Ko* 
mitel  krakowski  miał  za  sobą  w  Królestwie  socjali- 
stów i  niepodległościowców,  a  zyskiwał  zwolenników 
w  inteligencji  umiarkowanej.  Koło  polskie  nie  miało 
i  nie  pozyskało  dla  siebie  nikogo. 

Konkurencja  Koła  •  z  Komitetem  wywarła  jednak 
ujemny  skutek  na  stosunek  jego  do  rządu  i  do  ko- 
mendy austrjackiej,  które  wiedziały,  że  Komitet  nie 


102 

pozyskał  za  sobą  opinji  większości  Królestwa,  na  czem 
wielce  im  zależało.  Minister  spraw  zagranicznych  w  ro- 
kowaniach swoich  z  Niemcami  o  Królestwo  nie  mógł 
się  odwołać  do  faktu,  że  Królestwo  ciąży  ku  Austro- 
Węgrom  i  w  rozmowie  z  Polakami  zaznaczał,  jak  da- 
lece mu  na  tern  zależy.  Uwierzył,  bo  mówiono  mu, 
że  Komitet  opinję  Królestwa  sobie  naraził,  a  Koło  ją 
na  rzecz  Austro-Węgier  nawróci.  Nastał  więc  w  r.  1915 
czas,  w  którym  Komitet  tracił  wpływ  u  rządu  i  u  ko- 
mendy armji,  a  Koło  polskie,  nie  pozyskawszy  Króle- 
stwa, dla  siebie  go  nie  zdobyło.  W  biurach  ministe- 
rialnych i  wojskowych  odprawiano  Polaków  z  niczem, 
mówiąc,  że  ze  sobą  są  niezgodni,  i  zasłaniano  się  przed 
Komitetem  Kołem  i  odwrotnie. 

Przykrem  tern  doświadczeniem  nauczeni  zrozumieli 
nareszcie  Polacy  w  Kole  i  w  Komitecie,  że  szkodliwej 
konkurencji  tych  instytucji  należy  koniec  położyć. 
Rozpoczęły  się  między  Kołem  a  Komitetem  rokowa- 
nia, w  których  Zdzisław  «hr.  Tarnowski  jako  pośre- 
dnik pomiędzy  Komitetem  a  konserwatystami  podol- 
skimi główną  odegrał  rolę.  Dnia  12  stycznia  1916  po- 
słowie socjalistyczni  wstąpili  do  Koła  polskiego  i  do 
komisji  jego  politycznej,  d.  2  marca  konserwatyści  po- 
dolscy wstąpili  do  Komitetu,  a  d.  18  marca  stanął 
układ  pomiędzy  Kołem  polskiem  a  Komitetem,  mocą 
którego  Komitet  ograniczył  się  do  spraw  legjonowych, 
a  komisja  polityczna  mi&ła  prowadzić  politykę  naro- 
dową. D.  29  kwietnia  mogło  się  już  odbyć  w  Krako- 
wie zgromadzenie  takie_samo,  jak  16  sierpnia  1914  rjj 
i  zatwierdzić  ten  układ.  Prezesem  Komitetu  został  wy- 
brany prezes  Koła  Biliński,  a  zastępcą  jego  w  Komi- 
tecie dotychczasowy  prezes  Komitetu  Jaworski. 

Nie  obeszło  się  bez  pewnego  rozdźwięku.  Zamte- 


103 


rzał  Biliński  uroczyste  zgromadzenie,  podjęte  pod  ha- 
słem zgody,  poprzedzić  nabożeństwem,  do  którego 
odprawienia  zaprosił  jednego  z  ks.  biskupów.  Biskupi 
zjechali  się  w  Krakowie  i  nie  przybyli  na  zebranie. 
Zależało  Bilińskiemu  na  pozyskaniu  do  Komitetu  ks. 
Witolda  Czartoryskiego,  który  z  niego  w  r.  1914  wy- 
stąpił. Napisał  więc  do  niego  list,  kładąc  w  nim  na- 
cisk na  potrzebę  jedności  narodowej.  Ks.  Czartoryski 
odmówił,  a  odmowę  swoją  uzasadnił  obszernym  listem, 
w  którym  zasłonił  się  postanowieniejn  z  d.  16  sierp- 
nia 1914,  że  bez  Królestwa  niema  się  stanowić  o  jego 
politycznych  sprawach,  zaś  Królestwo  przeciwne  jest 
Komitetowi  krakowskiemu  i  werbunkowi  do  legjo- 
nów.  Akcja  Komitetu  zwiększa  rozłam  między  dziel- 
nicami. 

Listowi  temu  nadał  ks.  Czartoryski  publiczne  zna- 
czenie, rozsyłając  jego  odpisy  różnym  politykom.  Bi- 
liński odpisał  i  użył  przytem  wyrażenia,  że  obawiałby 
się  ciężkiej  szkody  dla  sprawy  publicznej,  gdyby  jej 
rozwiązanie  oddano  w  obecnych  strasznych  warunkach 
politycznych  Królestwa  inicjatywie  jej  ludności.  Kładąc 
nacisk  na  straszne  warunki,  miał  na  myśli  okupację 
niemiecką  Warszawy  i  obawę  powrotu  Rosji.  Gdy  je- 
dnak ks.  Czartoryski  list  ten  udzielił  Kołu  międzypar- 
tyjnemu do  wiadomości,  ustęp  ów  zrozumiany  został 
jako  obraza  Królestwa.  Koło  międzypartyjne  wystoso- 
wało też  25  kwietnia  pismo  do  ks.  Czartoryskiego, 
w  którem,  solidaryzując  się  z  jego  stanowiskiem,  upra- 
szało go,  aby  dalej  je  reprezentował.  Uważano  odtąd 
ks.  Czartoryskiego  za  delegata  Koła  międzypartyjnego 
w  Galicji.  Niedość  jednak  było  na  proteście  tego  Koła. 
Potrzeba  było  wykazać,  że  nie  cała  Galicja  stoi  za 


104 


Kołem  polskiem  pogodzonem  z  Komitetem  naro- 
dowym. 

W  d.  28  marca  kilkadziesiąt  osób  z  narodowej  de- 
mokracji i  jej  sympatyków  wystosowało  list  do  Biliń- 
skiego, zawierający  obszerną  parafrazę  listu  ks,  Czar- 
toryskiego. W  obu  listach  uderzało  zdanie,  że  postę- 
powanie Komitetu,  narzucające  działanie  Królestwu, 
szkodliwe  jest  dla  interesów  austrjackiej  monarchji! 
Ks.  Czartoryski  dodał,  że  Królestwo  uznaje  i  aprobuje 
nasze  stanowisko  uczciwe  wobec  Austrji.  Po  dwóch 
latach  wojny  odezwało  się  jeszcze  hasło  polityki  dziel- 
nicowej i  hasło  lojalności,  jednych  wobec  Rosji,  a  dru- 
gich wobec  Austrji.  Tylko  nie  wobec  Prus. 

Zgoda  Polaków,  która  w  Austrji  drugi  raz  na  tle 
państwa  polskiego  w  związku  z  Austrją  i  Węgrami 
przyszła  do  skutku,  wywołała  wrażenie  w  świecie,  bo 
rozeszły  się  wieści,  że  oddziałała  na  Polaków  w  Kró- 
lestwie i  nawet  na  emigracji.  Otrzymawszy  takie  infor- 
macje, ministerstwo  spraw  wewnętrznych  rosyjskie  ro- 
zesłało je  wszystkim  urzędom  w  d.  26  kwietnia  do 
wiadomości  i  wywołało  tern  memorjał,  który  w  dniu 
23  czerwca  sześciu  członków  Dumy  i  rady  państwa 
Polaków  rozesłało  ministrom  i  dowódcom  oddziałów 
wojskowych  i  w  którym  prostowało  usilnie  wiadomo- 
ści o  zwrocie  opinji  polskiej  na  rzecz  Austrji. 

Zgoda  Polaków  objawiła  się  zwiększonym  ich 
wpływem  w  Austrji.  Komitet  na  ręce  ministra  spraw 
zewnętrznych  przedłożył  obszerny  memorjał  w  spra- 
wie administracji  wojskowej  austrjackiej  w  Królestwie, 
w  którym  wykazał,  że  oficerowie,  którym  powierzono 
administrację,  nie  są  do  niej  zupełnie  uzdolnieni,  i  za- 
żądał oddania  części  administracji  urzędnikom  cywil- 
nym.   Domagał  się  następnie,  ażeby  na  stanowiska 


105 


wojskowe  w  Królestwie  mianowano  Polaków,  a  usu- 
nięto z  nich  żywioły  wrogie  Polakom.  Wykazał  szcze- 
gółowo, jak  żywioły  te  pracują  nad  podkopaniem  za- 
ufania ludności  do  Austrji,  które  na  początku  okupa- 
cji przez  spolonizowanie  szkół  i  dopuszczenie  narodo- 
wych obchodów  się  zbudziło.  Uskarżył  się  na  niedo- 
puszczenie żywiołów  miejscowych  do  administracji, 
nawet  do  szkolnej,  na  uchylanie  samorządu  gminnego, 
na  politykę  przemysłową  obliczoną  na  korzyść  au- 
striackich karteli  i  t.  d.  Nie  omieszkał  wytknąć,  że 
administracja  na  terenie  okupacji  niemieckiej  w  kilku 
kierunkach  lepszą  jest  i  przyjaźniejszą  Polakom.  Wielki 
nacisk  położył  wreszcie  Komitet  na  to,  że  gubernja 
chełmska  wyłączona  przez  Dumę  rosyjską  z  Króle- 
stwa, chociaż  zajęta  przez  wojsko  austrjackie,  nie  pod- 
lega dotychczas  jenerał-gubernatorowi  w  Lublinie  i  ad- 
ministrowana jest  osobno  razem  z  kilku  powiatami 
wołyńskimi. 

Tym  razem  memorjał  ten  odniósł  skutek.  Minister 
spraw  zagranicznych  br.  Burian,  widząc,  że  widoków 
monarchji  na  Królestwo  nie  można  poświęcać  bucie 
i  krótkowidzeniu  sfer  wojskowych,  postawił  się  wobec 
nich  i  uzyskał,  że  już  5  czerwca  1916  gubernja  chełm- 
ska uznaną  została  za  część  Królestwa,  a  w  tymże 
miesiącu  na  okupacji  austrjackiej  zorganizowano  admi- 
nistrację cywilną  w  rękach  urzędników  Polaków  pod 
kierunkiem  Madejskiego  i  przekazano  jej  znaczną  część 
agend  sprawowanych  dotychczas  przez  zarząd  woj- 
skowy. Stosunki  nie  bez  tarć  z  wojskowością  zaczęły 
się  zmieniać  na  lepsze. 

Zmienić  się  miało  na  lepsze  także  z  legjonami, 
które  mężne  i  karne  w  boju,  poza  tern  przedstawiały 


106 

obraz  rozpolitykowania1.  Stawiani  na  ich  czele  jene- 
rałowie  austrjaccy  Polacy  najpierw  Durski,  potem  Pu- 
chalski, z  trudem  tylko  zdołali  utrzymać  karność.  Obok 
komendanta  powstała  rada  pułkowników,  dyskutująca 
o  legjonach,  która  w  końcu  pod  wpływem  Piłsud- 
skiego postawiła  żądanie  wydzielenia  legjonów  z  ar- 
mji  austrjackiej  i  utworzenia  z  nich  osobnego  pol- 
skiego wojska,  inaczej  zaś  ich  rozwiązania.  Podanie 
to  poparł  komendant  legjonów  jenerał  Puchalski, 
a  Komitet  krakowski  w  d.  26  czerwca  1916  uchwalił 
zwrócić  się  do  ministerstwa  spraw  zewnętrznych  i  na- 
czelnej Komendy  armji  z  pismem,  żądającem  stworze- 
nia warunków  ideowych  dla  wzrostu  legjonów  pol- 
skich i  warunków  rozszerzenia  podstaw  polityki  legjo- 
nowej.  Pismo  wykazało  ujemne  skutki  braku  urzędo- 
wego oświadczenia,  dotyczącego  celu  wojny  Austro- 
Węgier  w  sprawie  polskiej,  a  z  drugiej  strony  wyka- 
zało wpływ  doniosły,  któryby  złożenie  takiego  oświad- 
czenia wywarło  na  rozwój  legjonów  i  ich  idei.  Stąd 
płynie  konieczność  domagania  się  od  rządu  Austro- 
Węgier  deklaracji  w  sprawie  polityki  polskiej.  Pismo 
stwierdzało,  że  naród  polski  uważa  legjony  za  wojsko 
polskie  i  że  żądaniem  narodowem  jest  nadanie  łegjo 
nom  komendy  z  ludzi  pochodzących  z  szeregów  le- 
gjonów polskich. 

Zdając  sobie  sprawę,  jak  dalece  spełnienie  tych 
życzeń  zależy  od  poparcia  ich  przez  wszystkie  stron- 
nictwa, Komitet  zwrócił  się  do  przedstawicielstwa  trzech 
grup  politycznych  Królestwa,  t.  j.  Koła  międzypartyj- 
nego, Ligi  państwowości  polskiej  i  Komitetu  lewicy 


1  A.  Ł.  „Przesilenie  w  legjonach".  (Przegląd  polski.  Fry- 
burg szwajcarski  1916.  Zeszyt  Ifl). 


107 

z  propozycją  odbycia  wspólnej  narady,  mającej  okre- 
ślić stosunek  tych  grup  do  Komitetu  krakowskiego 
ii  jego  instytucji.  Życzenie  to  pozostało  bez  żadnego 
skutku.  Jeździł  w  tej  sprawie  wiceprezes  Komitetu  Ja- 
worski w  sierpniu  1916  r.  do  Warszawy  i  ani  u  re- 
alistów ani  w  stronnictwach  lewicy  nie  znalazł  po- 
parcia. 

Zanim  jeszcze  w  sprawie  przekształcenia  legjonów 
zapadła  decyzja,  pułkownicy  legjonów  w  d.  30  sierp- 
%  mia  przedstawili  Komitetowi  żądania  swoje  wychodzące 
poza  zakres  memorjału  wniesionego  do  naczelnej  Ko- 
mendy, bo  domagające  się  od  Komitetu,  aby  porozu- 
miał się  z  delegacją  stronnictw  w  Warszawie  celem 
stworzenia  prowizorycznego  rządu  polskiego,  przed 
którym  komenda  legjonów  własna  powinna  być  od- 
powiedzialną, aby  dalej  we  wszystkich  sprawach  woj- 
skowych powoływaną  była  komisja  wojskowa  złożona 
z  wyższych  oficerów  frontu,  zaś  zniesiony  wojskowy 
departament  Komitetu  i  wstrzymany  werbunek  aż  do 
spełnienia  wszystkich  żądań,  a  łegjony  cofnięte  z  frontu 
na  spoczynek. 

Żądanie,  skierowane  przez  Komitet  do  Austrji, 
w  ciągu  najbliższych  miesięcy  uwieńczył  natomiast 
skutek.  Dnia  20  .września  cesarz  austrjacki  zezwolił, 
aby  legiony  polskie  nosiły  nazwę  „Polskiego  korpusu 
posiłkowego u,  rozszerzone  zostały  na  dwie  pełne  dy- 
wizje piechoty,  otrzymały  narodowe  chorągwie  pol- 
skie, a  oficerowie  austrjaccy,  przydzieleni  do  legjonów, 
nosili  mundur  legjonowy. 

Akt  ten,  wieńczący  dawne  życzenia  legjonów,  ze- 
szedł się  z  dymisją  Piłsudskiego.  Dla  poparcia  swo- 
ich żądań  wniósł  był  Piłsudski  podanie  o  dymisję  je- 
szcze 25  lipca.  Komenda  armji  zwlekała  z  jej  załatwię- 


108 

niem,  gdy  jednak  Piłsudski  z  końcem  sierpnia  przestał 
spełniać  rozkazy  komendy  niemieckiej,  której  z  bry- 
gadą swoją  podlegał,  Niemcy  zażądali  jego  bezzwło- 
cznego usunięcia.  Otrzymał  najpierw  urlop,  a  nastę- 
pnie dymisję. 

Sprawę  tę  wyjaśnił  Komitet  lewicy  w  osobnym  ko- 
munikacie wydanym  d.  6  października:  Wyruszający 
w  d.  6  sierpnia  1914  r.  do  boju  z  Rosją,  poddali  się 
kompromisowi,  którym  było  utworzenie  legjonów  i  na- 
czelnego Komitetu  narodowego.  Komitet  miał  z  legjo- 
i  nami  współdziałać  w  utworzeniu  samodzielnego  rządu 
polskiego,  zdobyć  dla  niego  uznanie  u  mocarstw  sprzy- 
mierzonych i  uzyskać  zapowiedź  niepodległej  ojczy- 
zny. Pokazało  się  jednak,  że  Komitet  tego  spełnić  nie 
może  i  nie  umie.  Komitet  nie  zdobył  się  na  energję, 
chociaż  stronnictwa  niepodległościowe  po  zajęciu  War- 
szawy zaznaczyły  w  d.  1  września  1915  r.,  że  żołnie- 
rza dalej  dawać  nie  będą,  że  postanowiły  to  odroczyć 
do  czasu,  gdy  odpowiedzialna  reprezentacja  Królestwa 
polskiego  poweźmie  miarodajną  dla  całego  społeczeń- 
stwa decyzję.  Komitet  owszem  wbrew  ich  woli  i  w  watce 
z  niemi  prowadził  werbunek  w  Królestwie,  a  podtrzy- 
mywał sztucznie  słabe  grupy  tutejszerby  tylko  można 
było  wykazać  się  w  Wiedniu,  że  są  u  nas  żywioły, 
które  tak  samo  myślą,  jak  Komitet.  Wówczas  Piłsud- 
ski, nie  doczekawszy  się  pomocy  od  Komitetu  i  od 
Królestwa,  rozpoczął  akcję  na  własną  rękę  i  zwracał 
się  do  naczelnej  Komendy  austrjackiej  armji  z  żąda- 
niem uzależnienia  legjonów  od  władzy  narodowej.  Da- 
remne były  jednak  jego  oświadczenia,  że  jeśli  to  uczy- 
nionem  nie  zostanie,  on  nadal  odpowiedzialności  przyj- 
mować nie  może.  Nie  mógł  nas  i  jego  łudzić  pro- 
jektowany w  ostatnich  czasach  korpus,  który  istoty 


109 


rzeczy  nie  zmieniał  i  sprawa  została  ostatecznie  za- 
łatwiona przez  dymisję...  Odpowiedzialność  za  to  spa- 
da w  Królestwie  na  żywioły,  które  trwają  w  bierności 
i  te,  które  fałszywie  tendencje  jego  przedstawiają, 
w  Galicji  na  naczelny  Komitet  narodowy.  Wywód  koń- 
czył się  oświadczeniem,  że  dla  stworzenia  armji  wszyst- 
kie siły  wytężyć  potrzeba. 

Komitet  lewicy  zerwał  stosunki  z  Komitetem  kra- 
kowskim, a  dwaj  niepodległościowcy  z  Królestwa  wy- 
stąpili z  Komitetu. 

Pojawiły  się  próby  rozbicia  legjonów.  Oficerowie 
najwięcej  oddani  Piłsudskiemu,  wnosili  tłumnie  dymi- 
sje. Komitet  lewicy  rozpoczął  gorliwą  agitację.  Obu- 
dził się  jednak  przeciw  temu  opór.  Akt  z  d.  20  wrze- 
śnia oznajmili  oficerom  i  żołnierzom  wojska  polskiego 
w  polu  brygadjerzy  Józef  Haller,  Marjan  Januszajtis 
i  Zygmunt  Zieliński,  oświadczając,  że  niezłomnie  trwać 
będą  na  raz  obranej  drodze,  bo  obowiązek  Polaka  jest 
równoznaczny  z  obowiązkiem  żołnierza  w  szeregach, 
na  których  sławę  złożyły  się  walki  i  krew  legjonów. 
Obowiązek  ten,  powiedzieli,  pełnić  będziemy  nadal, 
biorąc  pełną  odpowiedzialność  przed  wami  i  narodem 
za  nasze  stanowisko  i  czyny.  Pułkownik  Sikorski, 
przybywszy  do  Warszawy,  wyjaśniał  sprawę  na  licznych 
zebraniach.  Komitet  krakowski  w  d.  18  października 
1916  wezwał  legjony  do  wytrwania  aż  do  bliskiego 
powstania  państwa  i  utworzenia  armji  polskiej.  Toż 
samo  czyniła  Liga  państwowości  polskiej,  klub  pań- 
stwowców,  narodowy  związek  chłopski,  Liga  ko- 
biet i  różne  zrzeszenia  bezpartyjne.  Legjony  przesu- 
nięte z  Wołynia  na  front  litewski  do  Baranowicz,  wy- 
trwały. 


110 


W  chwili,  kiedy  się  to  działo,  wskrzeszenie  państwa 
polskiego  było  już  rzeczą  pomiędzy  Niemcami  a  Au- 
strją  rozstrzygniętą. 

Długo,  za  długo,  przez  dwa  lata  przeciągały  się  ich 
pertraktacje,  w  których  oprócz  obu  monarchów  i  ich 
ministrów,  zabierały  także  głos  naczelne  Komendy  woj- 
skowe. Przebieg  rokowań  toczących  się  pomiędzy  rzą- 
dami państw  zależał  też  bardzo  od  przebiegu  wojny, 
od  przewagi,  jaką  każde  z  tych  państw  na  froncie 
wschodnim  okazywało.  Klęska  Austro- Węgier  w  pierw- 
szych miesiącach  wojny  i  uratowanie  ich  przez  armje 
niemieckie,  odbiło  się  w  tern,  że  Niemcy,  a  nie  Austrja 
zajęły  Warszawę,  a  że  tern  samem  zdobyły  sobie  prze- 
ważny wpływ  na  Królestwo.  Dochodziły  jednak  Pola- 
ków wiadomości,  że  pomimo  tego  w  zimie  1915  r. 
gotowe  były  oddać  Królestwo  Austrji,  ale  pod  warun- 
kiem, że  interesy  ich  ekonomiczne  i  militarne  w  Kró- 
lestwie będą  zabezpieczone.*)  Minister  spraw  zewnętrz- 
nych bar.  Burian  nie  chciał  przyjąć  oferty  pod  tak 
uciążliwymi  warunkami,  bo  wierzył  najmocniej  w  to, 
że  Królestwo  w  końcu  musi  przypaść  Austro  Węgrom. 
Gdy  jednak  w  maju  1916  r.  spadła  na  nie  klęska  pod 
Łuckiem,  dostały  się  w  zupełną  zależność  militarną 
od  Niemiec.  Sztab  jeneralny  niemiecki,  oceniając  trze- 
źwo położenie,  przedstawił  na  wspólnych  naradach, 
że  siły  mocarstw  centralnych  się  wyczerpują,  kiedy 
koalicja  czerpie  je  z  nieprzejrzanych  zasobów.  Pomoc 
istotna  może  Niemcom  i  Austrji  przyjść  tylko  z  Polski 
z  pod  zaboru  rosyjskiego,  w  którym  Rosja  nie  mogła 
przeprowadzić  całej  mobilizacji  i  który  armję  docho- 
dzącą do  miljona  mógłby  wystawić.  Szło  o  to,  jak  do 

*  Ważny  ten  epizod  nie  jest  dotychczas  ponad  wszelką 
wątpliwość  stwierdzony.  Zaprzeczał  go  minister  bar.  Burian. 


111 


jej  utworzenia  nakłonić  Po)aków?  Jenerał  austrjacki 
Conrad  wyraził  wątpliwość,  czy  się  to  uda;  za  to  je5- 
neFał-gubernator  warszawski  Beseler,  opierając  się  na 
tern,  co  od  Polaków  niejednokrotnie  słyszał,  oświad- 
czył, że  Polacy  stworzą  armję,  byle  im  ogłosić  nie- 
podległe państwo.  Dla  Prusaków,  dla  Głównej  Ko- 
mendy niemieckiej  przez  nich  opanowanej,  był  to  wa- 
runek twardy,  ale  przyjęli  go,  skoro  nie  było  innej 
drogi. 

Wysunęły  więc  Niemcy  projekt  utworzenia  państwa 
polskiego  z  zjtboru  rosyjskiego  i  zażądały,  ażeby  to 
państwo  związane  było  z  Rzeszą  niemiecką.  Austro- 
Węgry  zrozumiały,  czem  im  to  grozi  i  zarzekły  się 
przeciw  temu  projektowi,  ale  swojego  projektu  utrzy- 
mać już  nie  miały  siły.  Jeśli  upaść  ma  myśl  połącze- 
nia Królestwa  z  Galicją  w  państwo  polskie  w  związku 
z  Austro-Węgrami,  to  niech  Królestwo  utworzy  pań- 
stwo niepodległe,  niezawisłe  ani  od  Austro- Węgier  ani 
od  Niemiec,  nie  skrępowane  żadnemi  konwencjami 
i  bez  obcięcia  jego  granic,  czem  Niemcy  ciągle  gro- 
ziły. Niewidząc  innego  sposobu  rozwiązania  sprawy, 
a  rade  z  obalenia  myśli  pierwotnej  austrjackiej  dnia 
1 1  sierpnia,  Niemcy  na  ten  projekt  się  ostatecznie  zgo- 
dziły. Austrja,  jakkolwiek  Niemcy  natrząsali  się  z  jej 
słabości,  okazała  w  tern  swoją  siłę,  bo  Niemcy  osta- 
tecznie na  tego  sprzymierzeńca  musiały  się  oglądać. 
Polacy,  którzy  ją  uważali  nieraz  za  narzędzie  Niemiec, 
zawdzięczali  jej  pierwsze  uznanie  niepodległości.  Tak 
we  dwa  lata  po  wypowiedzeniu  wojny,  z  pokonania 
Rosji  siłami  Niemiec  i.  Austro-Węgier  i  z  rywalizacji 
pomiędzy  temi  dwoma  państwami  narodziło  się  pań- 
stwo polskie  niepodległe,  chociaż  tylko  do  zaboru  ro- 
syjskiego ograniczone.    Oba  mocarstwa  zobowiązały 


112 


się  utworzyć  niepodległe  Królestwo  polskie  z  dzie- 
dziczną monarchją  i  rządem  konstytucyjnym  oraz  z  wła- 
sną armją  jednolitą,  na  razie  pod  dowództwem  nie- 
mieckiem.  Zamiar  utworzenia  tego  państwa  ma  być 
jak  najrychlej  przez  obu  monarchów  ogłoszony,  urzą- 
dzenie państwa  ma  później  nastąpić.  Polska  ma  otrzy- 
mać Wilno,  a  granice  jej,  o  ile  tylko  przy  zawarciu 
pokoju  da  się  to  osiągnąć,  mają  być  jak  najdalej  na 
wschód  wysunięte.  Polska  ma  być  przyjętą  do  przy- 
mierza z  obu  mocarstwami  i  jej  zewnętrzna  polityka 
do  tego  będzie  się  stosować.  Oba  mocarstwa  gwaran- 
tują sobie  dotychczasowy  stan  posiadania  w  ziemiach 
polskich.  Niemcy  żądały  rektyfikacji  swojej  granicy 
z  państwem  polskiem  ze  względów  militarnych,  ogra- 
niczonej do  koniecznej  potrzeby,  żądały  wciągnięcia 
państwa  tego  do  swojego  związku  cłowego,  żądały 
uchylenia  podwójnej  okupacji  i  zaprowadzenia  jedno- 
litej administracji,  ale  na  to  bar.  Burian  się  nie  zgodził. 

Czynniki  decydujące  w  Austro- Węgrach  miały  po- 
czucie podwójnej  przegranej.  Traciły  widoki  przyłącze- 
nia Królestwa  i  zwiększenia  monarchji  dwunastu  miljo- 
nami  polskiej  ludności,  traciły  równocześnie  przywią- 
zanie, z  jakiem  Polacy  w  Galicji  odnosili  się  dotych- 
czas do  Austrji.  Było  rzeczą  do  przewidzenia,  że  Po- 
lacy galicyjscy  grawitować  będą  do  niepodległego  pań- 
stwa polskiego  i  że  do  różnych  irredent  narodowych* 
trapiących  monarchję,  przybędzie  nowa,  polska.  Wy- 
rażając te  obawy,  minister  Burian  zaraz  po  dojściu  do 
skutku  porozumienia  z  Niemcami  zwrócił  się  do  Bo- 
brzyńskiego  z  zapytaniem,  jaka  na  to  może  być  rada? 
Otrzymawszy  odpowiedź,  że  przeciw  irredencie  można 
oddziałać  tylko  udzieleniem  Galicji  takiej  autonomji, 
aby  ludność  jej  nie  miała  powodu  zazdrościć  zbytnio 


113 


rodakom  swoim  w  Królestwie,  przyjął  tę  radę  i  uzyskał 
dla  niej  zgodę  ministra- prezydenta  austrjackiego  i  ce- 
sarza. Nadanie  autonomji  Galicji  postanowiono  ogłosić 
równocześnie  z  proklamacją  Polski  niepodległej.  Pro- 
klamacja ta  z  powodu  rokowań  o  jej  brzmienie  od- 
wlekła się  nieco  i  nastąpiła  dopiero  d.  5  listopada 
1916  r. 

Monarchowie  Austro-Węgier  i  Niemiec  postanowili 
z  ziem  polskich .  wydartych  z  pod  panowania  rosyj- 
skiego utworzyć  samoistne  państwo  z  dziedziczną  mo- 
narchią i  konstytucyjną  formą  rządu.  Granice  jego 
oznaczone  będą  później.  W  przyłączeniu  do  obu  mo- 
carstw sprzymierzonych  nowe  Królestwo  znajdzie  rę- 
kojmię, której  potrzebuje  dla  swobodnego  rozwoju 
swoich  sił.  We  własnej  armji  żyć  mają  nadal  sławne 
tradycje  wojsk  polskich  z  dawnych  czasów  i  pamięć 

0  tych  Polakach,  którzy  w  ostatniej  wielkiej  wojnie 
brali  udział.  Organizacja,  wyszkolenie  i  kierownictwo 
tej  armji  uregulowane  będą  za  wspólnem  porozumie- 
niem. Sprzymierzeni  monarchowie  żywią  niezłomną 
nadzieję,  że  życzenia  co  do  państwowego  i  narodo- 
wego rozwoju  Królestwa  polskiego  spełnią  się  odtąd, 
przy  nieodzownem  uwzględnieniu  zarówno  ogólnych 
politycznych  stosunków  Europy,  jako  też  pomyślności 

1  bezpieczeństwa  ich  własnych  krajów  i  ludów.  Wielkie 
zaś  mocarstwa,  które  od  zachodu  z  Królestwem  pol-  * 
skiem  sąsiadują,  z  radością  patrzeć  będą,  jak  na  ich 


1  Marjan  Seyda:  „Proklamacja  austro-niemiecka".  (Przegląd 
polski  we  Fryburgu  szwajcarskim  1916.  Zeszyt  IV.). 

„Le  manifeste  du  5  Novembre  et  Topinion  polonaise". 
Extrait  du  Moniteur  polonais  1917.  Lausanne. 

„Wyjście  z  błędnego  Koła".  Dyskusja  w  państwach  czwór- 
przymierza.  Bez  daty  i  miejsca  druku. 

Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego.  8 


114 

granicy  wschodniej  powstaje  i  zakwita  nowe  państwo, 
wolne,  szczęśliwe  i  cieszące  się  ze  swego  życia  naro- 
dowego. 

Manifest  ten  ogłoszony  został  d.  5  listopada  1916 
uroczyście  przez  jenerał-gubernatora  na  zamku  w  War- 
szawie i  przez  jenerał-gubernatora  lubelskiego  w  jego 
pałacu  w  Lublinie;  przyjęty  okrzykami  przez  zgroma- 
dzonych notablów  i  pieśnią  „Jeszcze  Polska  nie  zgi- 
nęła", której  wtórowały  tłumne  na  ulicach  rzesze 


VIII. 

PRZYJĘCIE  MANIFESTU 

Wrażenie  manifestu. 

Próba  utworzenia  armji  polskiej  przez  Niemców- 
Zapowiedź  Sejmu  i  Rady  stanu. 
Komitet  petersburski. 
Ustępstwa  rosyjskie. 

Po  stu  przeszło  latach-  wstawało  z  martwych  pań- 
stwo polskie.  Zgładzone  przy  trzecim  rozbiorze,  bu- 
dziło się  do  życia  nie  wskutek  zbrojnego  powstania 
i  nie  wskutek  pomocy  tylekroć  oczekiwanej  państw 
zachodnich,  lecz  niezbadanem  zrządzeniem  Opatrzności 
wśród  wojny  między  trzema  mocarstwami  rozbioro- 
wemi,  jako  czyn  dwóch  z  pośród  nich,  z  których  jedno 
Polakom  od  pół  wieku  sprzyjało,  drugie  imienia  pol- 
skiego było  do  niedawna  śmiertelnym  wrogiem. 

Wrażenie,  które  manifest  wywołał  w  Europie,  można 
porównać  tylko  z  wrażeniem  tłumu,  który  nagle  ujrzał 
człowieka  wstającego  z  grobu.  Rosja,  która  od  wieku 
trzymała  straż  nad  grobem  Polski,  odepchnięta  teraz 
od  niego,  podniosła  krzyk,  aby  kamień  grobowy  jak 
najrychlej  przywalić,  a  wtórowali  jej  w  tern  wszyscy 
jej  sprzymierzeńcy:  Francja,  Anglja  i  Włochy,  wyści- 
gając  się  w  tern  nawzajem  i  tłómacząc  Polakom,  że 
w  nowym  całunie  autonomicznym,  jaki  im  sprawi  Ro- 
sja, będzie  im  najlepiej.  Wielu  w  to  uwierzyło. 

Dnia  14  listopada  rząd  rosyjski  przez  dyplomatycz- 
nych swych  zastępców  w  państwach  neutralnych  zało- 

^  8* 


116 


żył  uroczysty  protest  przeciw  pogwałceniu  prawa  mię 
dźynarodowego  przez  ogłoszenie  manifestu,  uznał  ten 
akt  za  nieważny  i  stwierdzał,  że  prowincje  Królestwa 
polskiego  nie  przestały  być  częścią  państwa  rosyjskiego, 
a  mieszkańcy  ich  są  zobowiązani  przysięgą  złożoną  na 
wierność  cesarzowi.  Równocześnie  minister  Protopo- 
pow  w  Dumie  rosyjskiej  potwierdził  odezwę  wielkiego 
księcia  Mikołaja  z  14  sierpnia  1914  r.  Na  to  ministro- 
wie francuski  i  angielski  w  telegramach  z  d.  16,  a  włoski 
w  telegramie  z  d.  17  listopada  powitali  protest  rosyjski, 
a  wyrazili  radość  z  powodu  przyobiecanej  Polsce  au- 
tonomji  i  zjednoczenia,  a  następnie  wszystkie  trzy  rządy 
wręczyły  państwom  neutralnym  protest  swój  przeciw 
niepodległości  Polski  i  zamierzonej  armji  polskiej.  To 
też  minister  rosyjski  Protopopow  w d. 2  grudnia  zapewniał, 
że  wynik  walki,  która  Rosję  czeka,  jest  przesądzony, 
ale  wymaga  jeszcze  niemałego  natężenia.  Wróg  w  dal- 
szym ciągu  zajmuje  część  naszego  terytorjum.  Należy 
nam  je  odwojować  i  temsamem  wrócić  siłą  oręża  cza- 
sowo oderwane  Królestwo  polskie.  Tego  mało.  Po- 
winniśmy wyrwać  wrogom  odwieczne  zakordonowe 
ziemie  polskie  i  chcemy  na  nowo  stworzyć  swobodną 
Polskę  w  etnograficznych  jej  granicach  i  w  nierozer- 
walnej łączności  z  Rosją. 

Kto  przypuszczał,  że  ogłoszenie  niepodległej  Polski 
i  wprowadzenie  jej  w  grono  państw  europejskich  po- 
witane będzie  przez  wszystkich  Polaków  jednym  okrzy- 
kiem triumfu,  ten  się  omylił.  Naród  polski,  podzielony 
od  początku  wojny  na  dwa  obozy,  zachował  ten  po- 
dział także  wobec  manifestu  o  niepodległem  polskiem 
państwie.  W  najbliższych  dniach  po  jego  proklamacji 
pojawiło  się  mnóstwo  odezw  i  deklaracyj  polskich 
stronnictw  politycznych,  korporacyj  i  instytucyj. 


117 

jedne  z  nich,  chociaż  manifest  zjednoczenia  ziem  pol- 
skich nie  zapowiadał,  wypowiedziały  radość  z  ogłoszenia 
niepodległości.  Drugie  dlatego,  że  zjednoczenia  nie  za- 
powiadał, wystąpiły  przeciw  ogłoszeniu  niepodległości. 
Dwie  te  myśli  przewodnie,  wyrażane  poczynając  od 
najwyższego  uniesienia  i  modlitwy  dziękczynnej  do 
Boga,  przechodziły  przez  całą  skalę  uczuć,  ażeby  skoń- 
czyć na  proteście  i  gryzącem  szyderstwie. 

Na  czoło  w  objawach  entuzjazmu  wysunęła  się  Ga- 
licja, jej  Koło  polskie  sejmowe  i  przez  nie  stworzony 
Komitet  narodowy.  Kiedy  Koło  polskie  w  d.  3  paź- 
dziernika 1916  zebrało  się  na  narady  w  Krakowie1, 
a  prezes  jego  Biliński  oznajmił  mu,  że  projekt  połą- 
czenia Galicji  z  Królestwem  upadł  i  Galicja  ma  otrzy- 
mać autonomję,  powstała  w  Kole  taka  burza  na  mi- 
nistra Buriana,  że  uchwalono  mu  votum  nieufności. 
Gdy  jednak  ochłonięto  z  pierwszego  wrażenia  i  prze- 
konano się,  że  muru  się  głową  nie  przebije,  gdy  pań- 
stwo polskie  niepodległe,  chociaż  tylko  z  zaboru  ro- 
syjskiego powstające,  zostało  ogłoszone,  fakt  ten  po- 
ruszył do  głębi  uczucia  i  wyobraźnię  społeczeństwa 
polskiego  w  Galicji.  Dnia  12  listopada  zebrało  się  Koło 
polskie  sejmowe  na  uroczyste  posiedzenie,  na  którem 
prezes  Biliński  żywą,  serdeczną  radością  powitał  fakt, 
że  jedna  z  dzielnic  zyskuje  samodzielny  byt  państwowy 
i  złożył  hołd  i  najgorętszą  podziękę  wielkodusznemu 
monarsze,  wraz  z  zapewnieniem  niezłomnej  wierności 
i  najgłębszej  wdzięczności  za  rozszerzenie  autonomji 
Galicji.  Mowę  tę  przyjęto  okrzykiem  na  cześć  cesarza 
i  okrzykiem  na  cześć  Polski  naszej,  Polski  wolnej* 

:  „Dwa  posiedzenia"  (Komisji  politycznej  29.  VII  w  Wiedniu 
i  Koła  polskiego  w  Krakowie  3.  X  1916).  Drukowane  jako  rę- 
kopis. Bez  miejsca  druku. 


118 


Polski  niezawisłej!  Koło  polskie  i  Komitet  narodowy 
miały  uczucie,  że  do  ogłoszenia  państwa  polskiego 
przyczyniły  się  walką  legjonów,  do  której  d.  16  sierp- 
nia dały  hasło.  Chociaż  ani  Galicja  ani  Poznańskie 
w  skład  państwa  polskiego  wejść  nie  mają,  to  Galicja 
uzyska  szeroką  autonomję  i  rządy  swoje  polskie  nad 
wschodnią  swoją  częścią  utrzyma,  a  położenie  Polaków 
w  Prusiech  pod  wpływem  "  państwa  polskiego  musi  się 
zmienić.  W  chórze  niekłamanej  radości,  który  się  od- 
zywał z  Galicji,  pierwsze  miejsce  zajęli  może  ci,  któ- 
rych płytka  frazeologja  piętnowała  niegdyś  mianem 
„straży  pożarnej"  i  którym  nieraz  odmawiana  pol- 
skiego narodowego  poczucia.  Jeden  z  weteranów  tego 
kierunku,  Stanisław  hr.  Tarnowski,  na  uroczystemu  po- 
siedzeniu Uniwersytetu  Jagiellońskiego,  zaproszony  do 
zabrania  głosu,  w  ostatniem  w  swem  życiu  przemó- 
wieniu: 1 

„Ogłoszenie"  —  mówił  —  „niepodległego  państwa 
polskiego!  To,  o  czem  marzyła,  czego  pragnęła,  za  co 
cierpiała  Polska  od  półtora  wieku,  to  się  stało!  to 
jest!  Pojąc  trudno,  uwierzyć  trudno:  a  jednak  to  prawda, 
tak  jestS...  Przywrócenia  niepodległości  państwa  przez 
tych,  co  je  zabrali,  dzieje  świata  nie  znają.,.  Niedocie- 
czone  są  drogi  Boskie,  a  w  tym  fakcie  niepodobna  jest 
nie  widzieć  zmiłowania  Opatrzności,  zrządzenia  spra- 
wiedliwości. Niewdzięcznością,  głupstwem,  grzechem 
byłoby  zamykać  serce  i  oczy  na  to,  co  się  stało,  i  nie 
schylać  głowy  w  największej  pokorze,  w  najrzewniej- 
szej  wdzięczności  przed  tą  wszechmocną  wolą...  Przyjął 
Bóg  te  ofiary,  tę  krew,  te  łzy,  te  boleści,  te  modły, 

1  Stanisław  Tarnowski:  „Po  ogłoszeniu  niepodległości  Pol- 
ski (przy  obchodzie  w  Uniwersytecie  Jagiellońskim  4  grudAli 
1916)n.  Kraków  1916. 


119 


co  się  od  rozbiorów  z  tej  ziemi  do  nieba  wznosiły... 
Ale  w  tej  chwili,  w  której  ta  nowa  Polska  powstaje, 
zwraca  się  myśl  i  uczucie  do  tych  wszystkich  walk 
o  niepodległość4*... 

Nie  mniej  gorąco  odezwał  się  na  uroczystem  po- 
siedzeniu miasta  Warszawy  jej  przewodniczący  Bru- 
dziński: 

„Powracamy  do  swego,  w  mękach  i  bólu  w  tru- 
dach i  znoju  odbudować  Ojczyznę  naszą  wolną  i  nie- 
podległą. Przyjdzie  nareszcie  chwila,  gdy  na  terenie 
międzynarodowym  będziemy  mieli  własnych  rzeczni- 
ków, gdy  na  zamku  zasiądzie  nasz  własny  polski  król, 
gdy  naszego  honoru  narodowego  bronić  będą  i  naszych 
własnych  granic  pod  narodowym  sztandarem  nasze 
własne  polskie  wojska.  W  jak  cudne  słowa  ubrałby 
chwilę  obecną  ten,  który  rzekł  niegdyś  w  chwilach  roz- 
paczy do  narodu:  „Ojczyzno  moja,  jak  cię  cenić,  ten 
się  tylko  dowie,  kto  cię  stracił". 

<  Wobec  tych  słów  Tarnowskiego  czy  Brudzińskiego, 
jakąż  antytezą  było  odezwanie  się  polskiego  członka 
petersburskiej  Rady  państwa  Szebeki : 

„Austro- Niemcy  ogłaszają  niezawisłość  Królestwa 
polskiego,  licząc  na  zaćmienie  polskich  umysłów  mi- 
rażem upragnionej  wolności  i  na  usprawiedliwienie  tą 
„niezawisłością"  szatańskiego  zamiaru  przymusowego 
wyzyskania  żywej  siły  Polski  w  swych  przerzedzonych 
szeregach...  Niezawisłość  fałszywa,  jak  flaga  zatknięta 
dla  przewozu  kontrabandowego  towaru  za  cenę  wciąg- 
nięcia narodu-męczennika  w  rzeź  bratobójczą".  Jakiego 
brata  miał  przytem  mówca  na  myśli? 

Słowa  te  rywalizowały  z  wynurzeniami  socjalde- 
mokracji Królestwa  polskiego  i  Litwy: 

.Niepodległa  Polska!  Szalbierze  dyplomatyczni  śmieją 


120 


się  w  kułak  z  tej  n niepodległości".  W  jakiż  sposób 
może  zachować  swą  niepodległość  mały  skrawek  ziemi 
wciśnięty  między  trzy  kolosy  militarne?...  Dziś,  kto 
pożreć  nie  potrafi,  sam  zostanie  pożarty.  I  dziś  to 
obiecują  nam  darowanie  Polsce  niepodległości.  Cy- 
niczne szyderstwo!...  A  lud  polski,  który  ginął  dla  trzech 
rządów  rozbiorowych,  ma  teraz  dźwignąć  sobie  nowy, 
czwarty  tron  i  potokami  krwi  podnosić  jego  chwałę". 

W  innych  protestach  więcej  było  poczucia  godności 
narodowej  i  umiarkowania,  a  wszyscy  passywiści  wy- 
stąpili z  nimi:  Koło  międzypartyjne  ze  swoimi  sympa 
tykami,  na  emigracji  Dmowski  z  Piltzem,  Marjanem 
Seydą,  Maurycym  hr.  Zamoyskim  i  kilkunastu  innymi 
Polakami  w  Lozannie,  Paderewski  z  wydziałem  naro- 
dowym polskiego  Komitetu  ratunkowego  w  Ameryce. 
Protest  Dmowskiego  -  miał  osobliwsze  znaczenie,  bo 
ogioszony  został  1 1  listopada  przed  protestem  koalicji 
i  służył  do  przekonania  jej,  że  Polacy  nie  idą  za  ma- 
nifestem. Sienkiewicz,  nagabywany  o  podpisanie  tego 
protestu,  odmówił. 

W  krytyce  manifestu  wyzyskiwano  oczywiście  wszyst- 
ko to,  na  co  nie  dawał  odpowiedzi,  a  więc  przede- 
wszystkiem  brak  określenia  granic  polskiego  państwa. 
Jeżeli  granica  jego  wschodnia  wobec  toczącej  się  jesz- 
cze wojny  z  Rosją  podaną  być  nie  mogła,  to  rzecz  ta 
jest  zrozumiałą  i  może  być  nawet  tłómaczoną  na  ko- 
rzyść Polski.  Ale  dlaczego  nie  stwierdzono  obecnej 
granicy  pruskiej  i  nie  uchylono  zmory  jej  rektyfikacji? 
Domyślano  i  nie  mylono  się  w  tern,  że  kwestja  ta  jest 
otwartą  i  stanowi  przedmiot  wielkich  targów,  w  któ- 
rych Austrja  broniła  granicy  Królestwa  wobec  głów- 
nego sztabu  niemieckiego. 

Ogłoszenie  niepodległego  państwa  polskiego  wzmo- 


121 


cniło  i  pomnożyło  szeregi  aktywistów,  do  których 
przystępowali  teraz  ci,  którzy  do  pracy  około  budowy 
państwa  chcieli  się  zabrać.  Znaleźli  się  pomiędzy  nimi 
tacy,  którzy  nie  przychylając  się  ani  do  orjentacji  ro- 
syjskiej ani  też  .  do  austrjackiej,  szli  tylko  za  hasłem 
niepodległości,  a  teraz  ujrzawszy  je  urzeczywistnione, 
chociaż  na  ciaśmejszym  obszarze,  ulegli  wpływowi  tego 
hasła.  Było  takich  wielu  także  na  emigracji,  którzy 
i  nadal  oczekiwali  wszystkiego  od  państw  zachodnich, 
ale  nie  dali  w  siebie  wmówić,  że  budowanie  państwa 
polskiego  w  Warszawie  ma  być  dla  Francji  czy  Anglp 
kamieniem  obrazy.  August  Zaleski,  Bolesław  Motz 
i  inni  bronili  tegp  przekonania  na  emigracji  publicy- 
stycznie, inni  wracali  do  kraju,  a  do  nich  należał  Jan 
Kucharzewski,  który  wśród  aktywistów  w  Warszawie 
zaczął  wybitną  odgrywać  rolę. 

Obóz  passywistyczny,  chociaż  mocno  wyszczerbiony, 
wytrwał  jednak  w  swej  opozycji.  Naginający  się  zrę- 
cznie do  zmieniających  się  okoliczności,  ubrał  się  te- 
raz w  stare  hasło  „neutralności".  Polacy  mogą  przyjąć 
to,  co  im  państwa  neutralne  dają,  i  mogą  wziąć  w  tern 
udział,  ale  tylko  o  tyle,  o  ile  przez  to  ich  neutral- 
ność wobec  koalicji  nie  jest  postawioną  na  próbę. 
Mogą  więc  wziąć  udziar  w  instytucjach  dobroczyn- 
nych, ekonomicznych,  szkolnych,  samorządnych,  sądo- 
wych i  t.  p.  Tego  im  nawet  Rosja  nie  może  wziąć  za 
złe.  Ale  nie  mogą  wziąć  udziału  w  rządzie,  któryby  za- 
warł przymierze  z  państwami  centralnemi  i  wystąpił 
do  wojny  z  Rosją.  Aflogliby  nawet  poprzeć  legjony  czy 
wojsko  polskie,  ale  tylko  wówczas,  gdyby  ono  był© 
wojskiem  czysto  obronnem,  a  nie  było  przeznaczone  do 
wojny  z  Rosją. 

Wystąpiło  z  tą  teorją  przed  innemi  stronnictwo  re- 


122 


alistów.  Krytykując  proklamację  z  dnia  5  listopada, 
oświadczyło,  że  obecne  warunki  okupacyjne  są  w  wy- 
sokim stopniu  uciążliwe  i  dlatego  wskazane  są  wszelkie 
starania,  podjęte  celem  zmiany  obecnego  położenia,  już 
przez  zaniechanie  ciężkiej  w  skutkach  ekonomicznych 
dla  kraju  gospodarki,  już  to  przez  powierzenie  Pola- 
kom niektórych  gałęzi  życia  publicznego,  jak  sądow- 
nictwa i  szkoły.  Natomiast  zabiegi  o  stworzenie  obe- 
cnie już  armji  polskiej  i  ujęcie  w  nasze  ręce  admini- 
stracji kraju  są  wręcz  przeciwne  woli  znacznej  więk- 
szości ludności  polskiej  *. 

W  trudnem  położeniu  znaleźli  się  posłowie  polscy 
w  sejmie  pruskim.  Ze  wszystkich  Polaków  oni  właśnie 
mieli  najwięcej  powodów  do  wniesienia  protestu  prze- 
ciw proklamacji,  która  ich  do  państwa  polskiego  nie 
dopuszczała.  Nie  byłaby  ich  wstrzymała  od  wniesienia 
protestu  mowa  ministra  Lobelia,  który  bronił  utwo- 
rzenia państwa  polskiego  vtem,  że  zabezpieczy  Niemcy 
od  wschodu,  że  fakt  ten  przypieczętowany  jest  krwią 
legfonów,  a  umocniony  będzie,  jeśli  nowe  batałjony 

1  Kolportowano  w  lipcu  1916  r.  „Koncepcję  rozwiązania 
sprawy  polskiej  przez  członków  klubu  międzypartyjnego  w  War- 
szawie4*, o  której  nie  mogg  powiedzieć,  czy  wśród  nich  na- 
prawdę się  urodziła,  czy  też  jest  na  nich  gryzącą  satyrą.  Brzmi 
jak  następuje: 

1)  Rządy  państw  centralnych  ogłaszają  utworzenie  państwa 
polskiego  i  wybierają  jednego  z  książąt  krwi  na  panującego 
2)  Równocześnie  legjony  zostają  odwołane  z  frontu.  3)  Król 
polski,  ewentualnie  zwołany  sejm  konstytucyjny  ogłasza  neu- 
tralność Polski,  uchwala  podatki  i  tworzy  armję  (legjony  jako 
kadry).  4)  Jeżeli  państwa  sąsiednie  neutralność  tę  uznać  ze- 
chcą, to  Polska  w  dalszej  wojnie  udziału  nie  bierze.  W  razie 
nieuznania  neutralności  przez  Rosję,  armja  polska  podąży  na 
granicę  i  prowadzić  będzie  wojnę  defensywną  w  obronie  wła- 
snego kraju. 


123 


ochotnicze  bronić  będą  Polski  od  niebezpieczeństwa 
zagrażającego  od  wschodu.  Zastrzegając  się,  że  Niemcy 
nie  odstąpią  państwu  polskiemu  piędzi  swej  ziemi,  za- 
powiedział po  wojnie  rewizję  ustawodawstwa  i  praktyki 
administracyjnej  przychylną  dla  ludności  polskiej,  ale 
zatrzymanie  ochrony  niemieckości  w  prowincjach 
wschodnich.  A  jednak  Polacy  protestu  nie  wnieśli,  bo 
uprzedziła  ich  w  tern  hakaty  styczna  większość  sejmu 
pruskiego,  z  innych  naturalnie  powodów.  Przerażona 
powstaniem  państwa  polskiego  u  granic  Prus  i  prze- 
widując oddziaływanie  jego  na  Polaków  w  Prusach, 
większość  ta  zaraz  w  d.  20  listopada  zażądała  od 
rządu  wojskowych,  gospodarczych  i  ogólno  politycz- 
nych gwarancyj  dla  Niemiec  w  państwie  polskiem,  zaś 
nienaruszenia  niemieckiego  charakteru  prowincyj  pru- 
skich na  wschodzie.  Protest  polski  przeciw  utworzeniu 
polskiego  państwa  byłby  oczywiście  wodą  na  młyn 
hakatystów.  Dlatego  mówca  polski  ks.  Styczyński  wniósł 
protest,  ale  przeciw  żądaniu  hakatystów,  które  wielką 
większością  uchwalone  zostało,  a  oświadczył,  że  ma- 
nifest cesarzów  napełtiia  nas  zadowoleniem,  ponieważ 
wynikł  ze  świadomości  międzynarodowego  charakteru 
sprawy  polskiej  i  w  zasadzie  uznaje  prawo  narodu 
polskiego  do  utworzenia  państwa  samodzielnego. 

Cechą  charakterystyczną  wszystkich  protestów  było 
zresztą  to,  że  żaden  z  nich  nie  wspomniał  już  o  auto- 
nomji  Polski  w  obrębie  rosyjskiego  państwa,  lecz 
wszystkie  przeszły  na  stanowisko  Polski  niepodległej 
Było  to  niezaprzeczonym  skutkiem  manifestu. 

Koalicja  nie  myliła  się  wcale  twierdząc,  że  ogło- 
szenie niepodległości  Polski  wywołane  było  zamiarem 
wyciągnięcia  z  niej  licznego  żołnierza.  Przyrzekając 


124 


wystawienie  czterech  do  pięciu  dywizyj  polskich  już  na 
miesiąc  kwiecień  1917  r.,  a  potem  dalszych,  jenerał 
Beseler  stawiał  żądanie,  ażeby  w  Królestwie  uchylić 
podwójną  okupację  i  podwójną  administrację. 

Chociaż  jednak  połączenie  okupacji  w  Królestwie 
w  jednę  całość  wydawało  się  niezbędnym  warunkiem 
nietylko  szybkiego  utworzenia  wojska  polskiego,  ate 
także  warunkiem  organizacji  polskiego  państwa,  to 
bar.  Burian  sprzeciwił  się  temu  żądaniu  stanowczo, 
obawiając  się,  żeby  cofnięcie  okupacji  austrjackiej 
z  Królestwa  nie  było  zrozumiane  jako  wyrzeczenie  się 
wszelkiego  wpływu  Austro-Węgier  na  utworzenie  pol- 
skiego państwa  i  oddanie  go  pod  wyłączny  wpływ 
Niemiec.  Układy  skończyły  się  kompromisem,  który 
nie  zadowolnił  ani  Niemiec  ani  też  Austrji,  a  nie  wy- 
szedł na  korzyść  Polski.  Niemcy  otrzymały  dowództwo 
wojska  polskiego,  które  miało  powstać,  ale  Austrja 
zatrzymała  swoją  okupację. 

Utrzymując  tę  okupację  Austro-Węgry  otrzymały 
tern  samem  współudział  w  organizacji  tego  wojska. 
Każdy  szczegół  tej  organizacji  wymagał  porozumienia 
się  dwóch  generał-gubernatorów,  dwóch  komend  na- 
czelnych, niemieckiej  i  austrjackiej,  a  ewentualnie  dwóch 
monarchów  i  ich  rządów.  Proceder  ten  byłby  prze- 
wlekał i  utrudniał  utworzenie  polskiego  wojska  nawet 
w  tym  przypadku,  gdyby  pomiędzy  oboma  stronami 
panowała  najlepsza  harmonja  i  zgoda.  Było  do  niej 
jednak  daleko.  Przebieg  wojny  zaznaczony  klęskami 
Austrji,  wyrodził  u  Niemców  poczucie  wyższości  i  butę, 
której  nie  umieli  ukryć,  zaś  u  Austrjaków  poczucie 
pokrzywdzenia,  które  stopniowało  się  aż  do  tego,  że 
nie  umieli  ukryć  radości  z  niepowodzeń  wojsk  niemie- 
ckich. Polacy  w  Królestwie  stali  się  też  przedmiotem 


125 


ntetyle  współdziałania,  ile  rywalizacji  rządów  i  komend 
obu  mocarstw,  co  oczywiście  odbijało  się  na  nich  fa- 
talnie i  przeszkadzało  wszelkim  próbom  konsolidacji. 

Układ  o  Polskę  przyszedł  pomiędzy  mocarstwami 
do  skutku  bez  udziału  Polaków.  Nawet  Austro-Węgry 
nie  dopuściły  ich  do  udziału,  a  miały  takich,  jak  kil- 
kakrotny minister  i  prezes  Koła  i  Komitetu  krakow- 
skiego Biliński,  jak  Adam  hr.  Tarnowski,  który  jako 
poseł  austrjacko- węgierski  w  Sofji  do  przymierza  na- 
kłonił Bułgarję,  a  mianowany  ambasadorem  w  Wa- 
szyngtonie, niedopuszczony  tam  wskutek  zepsucia  się 
stosunków  do  tej  funkcji,  był  do  dyspozycji  ministra 
spraw  zagranicznych.  O  to,  czy  Polacy  zgodzą  się  na 
wystawienie  armji,  pytano  Beselera  i  Conrada,  ale  nie 
zwołano  notablów  polskich  i  nie  postawiono  ich  wo- 
bec alternatywy,  że  mogą  mieć  ogłoszoną  niepodległą 
Polskę,  jeżeli  zgodzą  się  na  werbunek  i  na  rekrutację 
do  polskiego  wojska.  Nie  uczyniwszy  tego,  przesą- 
dziwszy o  wszystkiem,  na  kilka  dni  przed  postanowioną 
już  proklamacją  niepodległości,  uznano  za  stosowne 
odbyć  z  Polakami  ceremonję  jakiegoś  układu  i  oznaj- 
miwszy im,  co  postanowiono,  wezwano  ich,  aby  wy- 
słali deputację  do  Berlina  i  do  Wiednia  i  sformułowali 
swoje  życzenia.  Deputacja,  którą  prowadził  prezes 
Rady  miasta  Warszawy  Brudziński,  wyjechała  i  d.  27 
i  30  października  przedstawiła  życzenia.  Podnosząc  po- 
stulat niepodległego  państwa  żądała  ustanowienia  re- 
genta dla  wykonywania  pełnej  władzy  rządowej  na 
obszarze  polskiego  państwa,  uchylenia  granicy  pomię- 
dzy obiema  okupacjami,  utworzenia  prowizorycznej 
Rady  stanu  z  żywiołów  miejscowych  polskich  celem 
wypracowania  konstytucji  i  projektów  praw  oraz  zor- 
ganizowania polskiej  administracji,  wreszcie  utworzenia 


126 


przy  Radzie  stanu  departamentu  wojskowego  do  zor- 
ganizowania polskiego  wojska,  którego  kadrami  mają 
być  legjony.  Ostatni  moment  realizacji  polskiej  pań- 
stwowości tworzyć  powinno  proklamowanie  króla  pol- 
skiego, a  jako  ostateczny  akt  odbudowania  Polski  usta- 
lenie jej  granic  przy  zawarciu  pokoju. 

Na  życzenia  te  otrzymała  delegacja  odpowiedź  mi- 
nistra Buriana,  że  na  razie  jeszcze  spełnione  być  nie 
mogą,  ale  że  minister  starać  się  będzie  w  odpowiednim 
czasie  życzeniom  tym  odpowiedzieć,  przyczem  odwołał 
się  do  tego,  że  już  obecnie  w  tym  kierunku  pracowano. 
Podobnie  kanclerz  niemiecki  Bethman-Hollweg,  nie 
wchodząc  w  szczegółowe  życzenia  Polaków,  wskazał 
na  to,  że  Niemcy  wspólnie  z  nimi  pracować  chcą  nad 
stopniową  budową  państwa  polskiego.  Pokazało  się, 
że  w  tych  wszystkich  tak  ważnych  punktach  ministro- 
wie jeszcze  się  ze  sobą  nie  porozumieli. 

Odsyłając  przeprowadzenie  proklamacji  na  drogę 
dalszych  rokowań,  mocarstwa  przystąpiły  zato  do  na- 
tychmiastowego tworzenia  armji.  Niemcy  tworząc  nie- 
podległe państwo  i  wojsko  polskie,  mieli  uczucie,  że 
czynią  Kolakom  tak  wielki  dar,  iż  ci  pozostawią  im 
zupełnie  wybór  dróg  i  środków,  które  do  celu  pro- 
wadzą. Z  zetknięcia  się  zaś  ze  społeczeństwem  poł- 
skiem  na  okupacji  wynieśli  wrażenie,  że  społeczeństwo 
to,  rozbite  na  tyle  stronnictw,  samo  państwa  swego 
zbudować  nie  potrafi.  Postanowili  więc  uszczęśliwiać 
Polaków  bez  nich,  a  choćby  nawet  wbrew  nim. 

Dnia  9  listopada  ukazała  się  nowa  proklamacja 
obu  generał-gubernatorów,  w  której  oświadczyli,  że 
„groza  i  niebezpieczeństwo  tego  ciężkiego  czasu  wojny 
i  troska  o  wojska  nasze  stojące  przed  nieprzyjacielem 


127 


zmusza  nas  zatrzymać  jeszcze  tymczasem  samym  w  na- 
szym ręku  administrację  waszego  państwa,  chętnie  jed- 
nakże chcemy  państwu  temu  z  waszą  pomocą  już  te- 
raz stopniowo  dać  te  urządzenia  państwowe,  które 
mają  dać  rękojmię  jego  silnemu  ustanowieniu,  jego 
budowie  i  jego  bezpieczeństwu.  Przy  tern  stoi  na  pierw- 
szym pianie  polskie  wojsko.  Jeszcze  walka  z  Rosją  się 
nie  skończyła,  jest  waszem  życzeniem  w  niej  wziąć 
udział...  Pod  ukochanemi  przez  was  barwami  i  sztan- 
darami macie  ochraniać  waszą  ojczyznę...  Zbierzcie  wa- 
szych mężów  zdolnych  do  broni  za  przykładem  wa- 
lecznego polskiego  legjonu  i  we  wspólnej  pracy  z  ar- 
mią niemiecką  i  sprzymierzoną  z  nią  austro-węgierską 
połóżcie  podwaliny  pod  armję  polską..." 

Proklamacja  ta  nie  rozstrzygnęła  pytań,  do  których 
poprzednia,  z  5  listopada  dała  powód.  Podejrzliwa 
opinja  polska,  nie  wyczytawszy  w  niej  odpowiedzi  na 
najważniejsze  pytania  związane  z  polskiem  wojskiem,, 
wyciągnęła  stąd  wniosek,  że  wbrew  naszym  żądaniom 
są  rozstrzygnięte,  że  wojsko  polskie  wcielone  będzie 
do  armji  niemieckiej,  że  legjony  polskie  do  tego  woj- 
ska nie  wejdą,  że  żadna  władza  państwa  polskiego  do 
tego  wojska  nie  będzie  mogła  się  mieszać,  że  wojsko 
to  wysłane  będzie  na  front  francuski  i  t.  d. 

Na  utworzenie  wojska  polskiego  z  chwilą  prokla- 
macji tworzącej  państwo  polskie  Polacy  byli  przygo- 
towani. Nie  zapowiadał  opozycji  Piłsudski,  który  w  d. 
5  listopada  pod  świeżem  wrażeniem  proklamacji  na- 
pisał z  Krakowa  list  do  jednego  z  pułkowników  legjo- 
nów.  Winszował  w  nim  towarzyszom  broni,  że  docze- 
kali tej  chwili  triumfu  idei  naszej.  Wspomniawszy  dalej, 
że  z  chwilą  jego  ustąpienia  dali  wyraz  swoim  uczuciom 
i  odpowiednik  swego  położenia  przez  podawanie  się 


128 


śo  dymisji,  wyraził  zdanie,  że  teraz  muszą  wykazać 
uzasadnioną  cierpliwość  i  ufność,  że  żołnierz  polski 
w  światowej  wojnie  znajdzie  nareszcie  ojczyznę  w  po- 
staci własnego  rządu,  własnego  wojska.  Nazajutrz  d. 
6  listopada  zebrali  się  w  Warszawie  przedstawiciele 
Ligi  państwowości,  Komitetu  lewicy  i  licznych  zbliżo- 
nych do  nich  politycznie  związków  i  instytucyj  i  uchwalili 
adres  do  legjonów,  w  którym  podnosząc  ich  męstwo 
oświadczyli,  że  dziś  najszersze  koła  społeczeństwa  wi- 
dzą w  nich  umiłowane  wcielenie  najszczytniejszych 
ideałów...  Naród  polski  gotów  jest  z  państwami  cen- 
tralnemi  ponieść  wszelkie  ofiary  w  obronie  swęj  pań- 
stwowej przyszłości,  gotów  jest  wziąć  udział  w  formo- 
waniu wojska  polskiego,  organizowanego  na  podstawśe 
legjonów  przez  polskie  ministerjum  wojny.  Tegoż  dnia 
Piłsudski  w  liście  do  Brudzińskiego  prostując  błędne 
wiadomości  o  nim  rozszerzane,  wypowiedział  swoje 
przekonanie,  że  żołnierz,  o  ile  nie  jest  najemnikiem, 
musi  posiadać  za  sobą  rząd,  który  mu  wyznacza  cele 
i  metody,  wyznacza  wodzów  i  kierowników...  O  ileby 
Królestwo  miało  reprezentację  polityczną  uznaną  przez 
oba  państwa  okupacyjne,  sprawa  byłaby  zupełnie  roz- 
strzygniętą... Z  chwilą  uformowania  czegoś,  co  jest 
polską  władzą  rządową,  natychmiast  zwrócę  się  do  niej 
z  memi  powolnemi  służbami. 

Gdy  jednak  generał-gubernatorowie  w  d.  9  listo- 
pada zapowiedzieli  tworzenie  polskiego  wojska,  naj- 
przyjaźniejsza  tej  myśli  Liga  państwowości  polskiej 
oświadczyła  się  w  d.  10  listopada  gprąco  za  tern,  ale 
stawiając  dwa  warunki,  że  armja  polska  może  powstać 
tylko  na  rozkaz  i  wezwanie  organu  polskiej  władzy 
narodowej  i  że  tylko  legjony  mogą  być  podwaliną 
polskiej  armji  narodowej.  Natomiast  „Polska  Organi- 


129 


zacja  wojskowa"  w  d.  U  listopada  wydała  odezwę  za 
utworzeniem  polskiej,  polskiemu  rządowi  podlegającej 
armji,  wzywającą  wszystkich  zdolnych  do  noszenia 
broni,  aby  wstąpili  do  „Polskiej  Organizacji  wojsko- 
wej", prowadzącej  dalej  dzieło  związków  strzeleckich 
z  1914  r.  Beseler  nie  sprzeciwił  się  temu,  bo  do  legjo- 
nów,  reprezentujących  kierunek  austro- polski,  nie  miał 
nabożeństwa  i  w  pierwszej  chwili  przypuszczał,  że  może 
na  podstawie  Polskiej  Organizacji  wojskowej  łatwiej 
przyjdzie  mu  oprzeć  wojsko  polskie,  niezależne  zupełnie 
od  Austrji.  Otwarto  nawet  w  Warszawie  biura  werbun- 
kowe Organizacji.  Zgłaszający  się  do  nich  nie  szli  pod 
broń  i  usuwali  się  od  wojska,  jakie  z  legjonów  miało 
się  tworzyć. 

Nie  skończyło  się  na  domaganiu  się  rządu  przed 
wojskiem.  Dnia  12  listopada  Komitet  centralny  lewicy 
zwołał  w  Warszawie  liczne  zgromadzenie,  na  którem 
przemawiano,  że  najpierw  musi  być  zwołany  Sejm  pol- 
ski i  utworzony  rząd  polski,  a  potem  armja.  Wygodną 
tę  drogę  przyswoiło  sobie  zaraz  Koło  międzypartyjne 
i  na  zebraniu  w  Lublinie  stwierdziło,  że  realizacja  pro- 
klamowanej zasady  niepodległego  państwa  polskiego, 
odbyć  się  może  tylko  przy  udziale  swego  społeczeństwa 
polskiego,  a  to  przez  prawnie  wybranych  jego  przedstawi- 
cieli, do  których  należy  też  decyzja  o  kierunku  polityki  pol- 
skiej i  zachowaniu  się  narodu.  Socjaliści  poszli  najdalej,  bo 
prawo  dysponowania  krwią  pfoiską  przyznawali  tylko 
takiemu  rządowi  polskiemu,  który  będzie  się  opierał 
na  zaufaniu  szerokich  warstw-ludu  i  na  powszechnem 
i  równem  prawie  wyborczem.  Tłumne  zebrania  publi- 
czne, pochody,  okrzyki  i  manifestacje  za  armją,  insce- 
nizowane w  Warszawie,  a  taksamo  zawarunkowane, 
były  też  nie  poparciem,  lecz  raczej  demonstracją  prze- 


Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego. 


9 


130 


ciw  armji  polskiej  takiej,  jaką  Beseler  zamierzał  utworzyć. 

Wobec  tych  demcnstracyj  jenerał  gubernatorowie 
pospieszyli  z  wyjaśnieniami.  W  odezwie  z  d.  15  listo- 
pada, normującej  zgłaszanie  się  ochotników  do  wojska 
polskiego  w  urzędach  gminnych  tłómaczyli,  że  chcąc 
wojsku  polskiemu  zapewnić  uznanie  za  wojsko  państwa 
prowadzącego  wojnę,  potrzeba  było  przyłączyć  je  cza- 
sowo do  wojska  niemieckiego  pod  względem  naczel- 
nego dowództwa  i  stosunków  prawnych.  Co  się  zaś 
tyczy  żołdu,  utrzymania,  ekwipunku,  renty  inwalidów 
i  troski  o  rodziny  i  sieroty,  żołnierze  wojska  polskiego 
będą  mieć  prawa  i  przywileje  żołnierzy  armji  niemie- 
ckiej. Komunikat  ogłoszony  d.  18  listopada  wyjaśniał 
dalej,  że  wystawienie  armji  polskiej  uskutecznią  Niemcy 
z  współudziałem  oficerów  austro-węgierskich,  zaś 
kadry  wojska  polskiego  utworzą  legjony  polskie  (kor- 
pus posiłkowy),  które  cesarz  Franciszek  Józef  odstąpił 
armji  polskiej.  Zgodził  się  też  Beseler  na  wniosek  Ko- 
mendy legjonów,  aby  legjony  uznane  zostały  jako  kadry 
armji  polskiej,  aby  werbunek  oddany  został  władzom 
legjonowym  i  aby  legjony  rozmieszczone  zostały  w  War- 
szawie i  w  miastach  Królestwa. 

Sprowadzono  legjony  z  frontu  litewskiego  pod  Ba- 
ranowiczami i  rozlokowano  je  po  Królestwie,  ażeby 
przez  przypływ  ochotników  rozrosły  się  z  kompanij 
w  bataljony,  z  bataljonów  w  pułki  i  t.  d.  Komendan- 
tem legjonów  d.  14  listopada  został  hr.  Szeptycki,  do- 
tychczas komendant  trzeciej  brygady  legjonów. 

Widząc,  że  bez  udziału  Polaków  organizacji  te^o 
wojska  przeprowadzić  się  nie  da,  Beseler  przyspieszył 
w  d.  13  listopada  ogtoszenie  postanowienia  o  Sejmie 
i  o  Radzie  stanu,  oznajmiając,  że  udał  się  do  swego 


131 


kolegi  w  Lublinie  z  wezwaniem,  aby  'Ho  tego  posta- 
nowienia przystąpił. 

Rada  stanu  powstać  miała  z  wyborów  70  posłów 
przez  sejmiki  obwodowe  a  w  Warszawie  i  Łodzi  przez 
reprezentację  miasta.  Posłowie  ci  wyborem  stosunko- 
wym powołać  mają  ośmiu  członków  Rady  stanu,  a  czte- 
rech dalszych  mianuje  generał-gubernator,  który  także 
obejmuje  przewodnictwo.  Rada  stanu  obraduje  nad 
przedłożonymi  jej  projektami  ustaw,  ma  także  prawo 
inicjatywy  i  przygotowuje  uchwały  sejmu.  Sejmowi 
mogą  być  również  przedkładane  projekty  ustaw  do 
narady  i  powzięcia  uchwały.  Służy  mu  prawo  uchwa- 
lania podatków  i  pożyczek.  Ażeby  już  z  góry  otrzymał 
określone  zadania,  ma  postanawiać  o  funduszu  dota- 
cyjnym  przewidzianym  w  ordynacji  okręgowej,  o  fun- 
duszu meljoracyjnym  krajowym  i  o  funduszu  odbudowy 
zniszczonych  miejscowości.  Obrady  Rady  Stanu  i  Sejmu, 
w  których  szef  administracji,  jako  komisarz  rządowy, 
bierze  udział,  prowadzone  będą  w  języku  polskim.  Po- 
nieważ przeprowadzenie  wyborów  i  potrzebne  porozu- 
mienie z  generał  gubernatorem  w  Lublinie  zajmie  jesz- 
cze dłuższy  czas,  przeto  w  porozumieniu  z  austrjacko- 
węgierskiemi  władzami  ma  być  jak  najrychlej  powołaną 
prowizoryczna  Rada  stanu  dla  Królestwa  polskiego. 

Powstać  więc  miała  instytucja  stanowiąca  zawiązek 
polskiego  rządu,  mogąca  w  sprawie  wojska  polskiego 
z  Beselerem  współdziałać,  ale  i  ta  zapowiedź  nie  uła- 
godziła opozycji. 

Nie  przyjęli  Polacy  oferty  niemieckiej  utworzenia 
wojska  polskiego  rzekomo  dlatego,  że  Niemcy  przed 
utworzeniem  wojska  nie  zgodzili  się  na  polski  rząd 
i  nie  oddali  mu  władzy.  Gdyby  jednak  Niemcy  z  Austro- 
Węgrami  na  ten  warunek  się  zgodziły,  to  i  tak  wątpić 

9* 


* 


132 


należało,  czy  oferta  ich  byłaby  przez  ogół  przyjętą 
Zapowiadano  już  warunki  dalsze,  żądano  sejmu  przed 
utworzeniem  rządu,  a  tern  samem  odraczano  rzecz  bez 
terminu,  bo  w  czasie  wojny  o  przeprowadzeniu  wybo- 
rów do  sejmu  nie  mogło  być  mowy.  Większość  spo- 
łeczeństwa polskiego  nie  chciała  przyjąć  oferty  nie- 
mieckiej, bo  nie  chciała  przyjąć  państwa  z  ramienia 
mocarstw  centralnych  i  wystawić  wojska,  któreby  po 
ich  stronie  walczyło.  Passywiści  nie  ukrywali  się  z  tera 
przekonaniem.  Lewica  obawiała  się,  że  przykładając 
rękę  do  utworzenia  wojska  z  ramienia  Niemiec,  nie 
dojdzie  do  władzy,  a  skompromituje  się  w  opinji  pu- 
blicznej, i  wolała  zamknąć  się  w  konspiracji  „Polskiej 
Organizacji  wojskowej".  Liga  państwowości  polskiej 
nie  miała  siły  i  odwagi,  żeby  za  przyjęciem  oferty 
głośno  się  oświadczyć,  uczynił  to  tylko  klub  państwo- 
wców,  nie  mający  żadnego  .wpływu. 

Nie  było  wprawdzie  Polaka,  któryby  wątpił,  że 
Niemcy  zdolni  są  wystawić  znakomite  wojsko  pol- 
skie, że  Beseler,  zdobywca  Antwerpji  i  Modlina, 
włoży  w  to  całą  swoją  wiedzę  i  zapał.  Wielu,  zwłasz- 
cza wśród  polityków  galicyjskich, 'którzy  w  rządzie  brali 
praktycznie  udział,  rozumiało,  że  prawdziwy  rząd  pol- 
ski może  powstać  tylko  na  podstawie  polskiego  woj- 
ska. Wszak  trudno  żądać,  ażeby  wojska  niemieckie 
i  austrjackie  zaraz  z  kraju  się  cofnęły,  bo  któżby  obro- 
nił go  przed  natychmiastowym  rosyjskim  najazdem? 
Trudno  zaś  pomyśleć  sobie  rząd  polski,  któryby  wła- 
dzę swą  w  kraju  opierał  na  wojsku  obcem  i  używał 
go  do  przeprowadzenia  swoich  rozkazów.  Wielu  rzeczy 
można  żądać  od  Niemiec  i  od  Austrji,  ale  nie  tego, 
aby  ich  wojskami  rząd  polski  dysponował.  Rozumo- 
wano natomiast,  że  armja  polska  choćby  pod  nie- 


Ij 

133 


miecką  komendą  doda  siły  żądaniom  polskim  wobec 
Niemiec  i  wobec  Austrji  w  czasie  wojny,  a  jeszcze 
więcej  w  razie  ich  zwycięstwa,  że  rozszerzy  granice 
państwa  polskiego  na  wschód,  w  głąb  prowincy; i  zabra- 
nych, w  których  tyle  jest  ludności  polskiej  i  pomników 
polskiej  kultury,  ale  których  żaden  pokój  nam  nie 
przyzna,  jeśli  ich  w  czasie  wojny  własnym  orężem  nie 
zajmiemy.  Jeżeii  koalicja  zwycięży,  to  inaczej  będzie 
traktowała  Polskę,  która  jej  przyniesie  gotowy  rząd 
i  armję  silną,  niż  Polskę  taką,  którą  z  zamętu  wywo- 
łanego ruiną  państw  rozbiorowych  będzie  musiała 
sama  wyławiać  i  tworzyć.  A  wreszcie!  Po  tylu  bezsku- 
tecznych a  ciężko  okupionych  zbrojnych  porywach  mo- 
żemy mieć  na  swojej  ziemi  armję  polską,  kilkakroćsto- 
lysięczną,  wybornie  wyćwiczoną  i  uzbrojoną  i  nie  mamy 
się  tego  chwycić  oburącz,  lecz  stawiać  pytanie  po  py- 
taniu, warunek  po  warunku?  To  w  wielu  głowach 
i  sercach  nienajgorzej  polskich  nie  mogło  się  po- 
mieścić. 

Wszystkie  te  argumenty  nie  skutkowały  jednak  wo- 
bec tych,  którzy  swoje  nadzieje  położyli  w  Rosji, 
a  obawiali  się,  że  koalicja  zwycięska  mścić  się  będzie 
na  Polsce  za  utworzenie  armji  walczącej  z  Rosją.  Nie 
skutkowały  także  wobec  tych,  którzy  wprawdzie  prze- 
ciwni byli  Rosji,  ale  Prusaków  obawiali  się  jak  Danaos 
dona  ferenłes,  a  w  wojsku  polskiem  przez  nich)  two- 
rzonem  widzieli  konia  trojańskiego.  Dlatego  legiony* 
które  jako  kadry  armji  polskiej  przymaszerowały  do 
Warszawy,  nie  wzbudziły  powszechnego  zapału.  A  jed- 
nak marsz  tych  legjonów,  okrytych  kurzem  bitew  i  bla- 
skiem chwały,  mógł  nietylko  oddziałać  na  wyobraźnię 
i  uczucie,  lecz  także  pobudzić  do  głębszej  myśli.  Od 
początku  wojny,  pomijając  krótki   epizod  z  „Polską 


134 


Organizacją  narodową",  Niemcy  przeciwni  byli  legjo 
nom,  które  niosły  sztandar  niepodległości  polskiej,  nie 
pozwalali  też  na  obszarze  swojej  okupacji  werbować 
do  legjonów  i  zgłaszać  się  do  nich.  Na  polach  bitew 
chwalili  męstwo  legjonistów,  nie  skąpili  w  udzielaniu 
im  krzyżów  wojskowych,  ale  o  tern  cenzura  nie  po- 
zwalała pisać  w  dziennikach  wychodzących  na  ich  oku- 
pacji. Teraz,  gdy  d.  1  grudnia  1916  legjony  przybyły 
do  Warszawy,  jenerał  Etzdorf  wyjechał  na  ich  spotka- 
nie, a  jenerał-gubernator  Beseler  witał  je  z  konia  na 
placu  saskim  K 

Warszawa  obchodziła  uroczyście  rocznicę  konsty- 
tucji trzeciego  maja  i  dumna  była  z  tego,  że  pochód 
trzykroćstotysięczny  we  wzorpwym  porządku  przeszedł 
przez  jej  ulice,  ale  ci,  którzy  kierowali  jej  nastrojem, 
obawiali  się  następstw,  jakieby  pociągnęło  trzykroćsto- 
tysięczne  wojsko  polskie,  postawione  nad  Dnieprem 
i  Dźwiną,  ale  zorganizowane  przez  Niemców  i  pod 
ich  komendą.  Słaba  tylko  pozostała  nadzieja,  że  w  dro- 
dze podjętych  rokowań  i  przez  powołanie  Polaków  do 
współudziału  w  utworzeniu  wojska  rzecz  cała  na  lepsze 
wejdźie  tory.  Licząc  na  to,  Niemcy  w  końcu  1916  rokim 
nie  dali  jeszcze  za  wygraną,  a  także  niejeden  z  Po 
laków. 

Proklamacja  z  d.  5  listopada  'nie  pozostała  bez 
wpływu  na  stosunek  Rosji  do  Polaków.  Rząd  rosyjski: 
założywszy  przeciw  niej  protest  u  państw  neutralnych, 
oprócz  tego  w  komunikacie  z  d.  14  listopada  oświa- 
dczył, że  „rządy  niemiecki  i  austro- węgierski,  korzy- 
stając z  czasowego  zajęcia  przez  ich  wojska  części  te 

„Warszawa  legjonomM.  Przyjęcie  delegacji  legjonów  po1 
skich  w  d.  6  listopada  1916.  Piotrków  6  listopada  1916. 


135 


rytorjurri  państwa  rosyjskiego,  proklamowały  oderwa- 
nie ziem  polskich  od  cesarstwa  rosyjskiego  i  utworze- 
nie z  nich  samodzielnego  państwa,  przyczem  oczywi- 
ście wrogowie  nasi  mają  dokonać  w  Polsce  poboru 
rekruta  dla  wzmocnienia  swoich  armij.  Rząd  carski 
upatruje  w  tym  akcie  Niemiec  i  Austro- Węgier  nowe 
brutalne  pogwałcenie  przez  naszych  wrogów  zasadni- 
czych podstaw  prawa  międzynarodowego,  które  zabra- 
nia zmuszać  ludność  ziem  siłą  zbrojną  okupowanych 
do  podnoszenia  oręża  przeciw  własnej  ojczyźnie.  Rząd 
uznaje  rzeczony  akt  za  niemający  znaczenia.  Co  do 
istoty  kwestji  polskiej,  Rosja  od  początku  wojny  już  po 
dwakroć  wypowiedziała  swoje  zdanie.  W  zamiarach  jej 
leży  utworzenie  Polski  zjednoczonej  ze  wszystkich  ziem 
polskich  i  nadanie  jej  po  ukończeniu-^wojny  prawa 
swobodnego  budowania  własnego  bytu  narodowego, 
kulturalnego  i  ekonomicznego  na  podstawach  autono- 
mji  pod  berłem  monarszem  cesarzów  rosyjskich  z  za- 
chowaniem jedności  państwowej".  Mimo  jednak,  że 
komunikat  na  końcu  zapewniał,  że  to  postanowienie 
cesarza  pozostaje  niezmienionem,  zmiana  jego  nie  dala 
się  uniknąć. 

Kiedy  Rosja  utraciła  faktycznie  Polskę,  a  armje 
państw  centralnych  dążyły  nad  Dźwinę  i  nad  Styr,  nę- 
cić Polaków  dalej  zjednoczeniem  ziem  polskich  przez 
Rosję  było  rzeczą  śmieszną.  Autonomja  wystarczała, 
dopóki  Rosja  była  zwycięską;  skoro  przegrała,  cena 
pozyskania  Polaków  musiała  pójść  w  górę.  Komitet 
petersburski  podniósł  ją  zaraz,  domagając  się  dla  Po- 
laków w  związku  z  Rosją  osobnego  państwa  i  nadając 
tej  kombinacji  nazwę  niepodległości  Polski,  aby  z  pro- 
klamacją z  d.  5  listopada  tern  skuteczniej  rywalizować. 
Posłowie  polscy  do  Dumy  i  do  Rady  państwra  w  d. 


136 


2  i  5  grudnia  1916  r.  podnieśli  to  żądanie  i  otrzymali 
oświadczenie  rządu,  że  chce  utworzyć  „wolną  Polskę". 
Utworzono  też  nową  komisję  dla  sprawy  polskiej  zło- 
żoną z  kilku  ministrów  i  byłych  ministrów  i  trzech 
Polaków. 

Tegóżsamego  wyrażenia  o  utworzeniu  „wolnej  Pol- 
ski ze  wszystkich  trzech  rozdzielonych  obecnie  dziel- 
nic" uż^ł  car  w  d.  25  grudnia  w  rozkazie  do  armji 
i  itóter.  Wywołało  ono  w  Polakach  wątpliwość,  którą 
preies. Komitetu  petersburskiego  hr.  Wielopolski  starał 
się  usunąć,  a  uzyskawszy  audjencję  u  cara,  ogłosił  na 
jej  podstawie  w  dziennikach  6  stycznia  1917,  że  „słowa 
rozkazu  tego  o  wolnej  Polsce  z  trzech  jej  części  ro- 
zumiane śą  w  ten  sposób,  że  źjednoczona  Polska 
otrzyma  własny  odrębny  ustrój  państwowy,  z  własnemi 
izbami  prawodawczemi  i  własną  armją".  Licząc  się 
z  tern,  że  wojsko  rosyjskie  wkrótce  wkroczy  do -Kró- 
lestwa posłowie  polscy  przedłożyli  memorjał  carowi, 
w  którym  na  ten  przypadek  proponowali  odezwę  cara 
do  narodu  polskiego,  potwierdzającą  zamiar  zjednocze- 
nia ziem  polskich  i  zawierającą  główne  podstawy  spe- 
cjalnej organizacji  Polski  na  zasadach  odbudowania 
Królestwa  polskiego  złączonego  z  cesarstwem  rosyj- 
skiem  jednością  tronu  w  osobie  cesarza  Wszechrosji, 
króla  polskiego,  wspólnym  zarządem  sprawami  cerkwi 
prawosławnej,  wspólnością  państwowej  polityki  zagra- 
nicznej, systemu  monetarnego,  systemu  monopoli 
i  akcyzy.  W£  zakresie  wszystkich  pozostałych  spraw 
Królestwa  polskie  zarządzane  będzie  na,  podstawie  spe- 
cjalnego aktu  .  urządzającego,  z  własnemi  instytucjami 
prawodawczemi,  własnym  skarbem  i  własnym  rządem 
(rninisterjami).  Nastąpi  ogłoszenie  Kościoła  rzymsko- 
katolickiego jako  korzystającego  w  kraju  ze  specjalnej 


137 


opieki  rządu  i  cieszącego  się  całkowitą  swobodą  w  za- 
kresie kierowania  swojemi  sprawami. 

Zanim  ten  ustrój  będzie  wprowadzony,  a  stały  rząd 
Królestwa  polskiego  mianowany,  cały  zarząd  cywilny 
Królestwa  podlegać  będzie  chwilowo  bezpośredniej 
władzy  wojskowej  cesarza  jako  wodza  naczelnego.  Przy 
wodzu  naczelnym  powstanie  chwilowy  urząd  naczelnika 
urzędu  cywilnego,  zamianowanego  z  pośród  obywateli 
Królestwa,  oraz  Rada  zarządzająca  złożona  z  12  osób, 
mianowanych  przez  cesarza  na  wniosek  naczelnika  za- 
rządu cywilnego.  Członkowie  jej  podzielą  między  sie- 
nie sprawy.  Rada  wydawać  będzie  rozporządzenia  ad- 
ministracyjne, podlegające  najwyższemu  zatwierdzeniu. 
Naczelnik  urzędu  przedkładać  będzie  nominacje  i  zwol- 
nienia urzędników  do  najwyższego  zatwierdzenia.  Język 
polski  będzie  urzędowym  we  wszystkich  instytucjach 
rządowych  i  społecznych  Królestwa,  ale  każdy  Rosja- 
nin może  się  do  nich  zwracać  w  języku  rosyjskim  i  ma 
prawo  w  tym  języku  otrzymać  odpowiedź.  W  kore- 
spondencji z  organami  państwowymi  poza  Królestwem 
obowiązuje  język  rosyjski. 

Taką  nadzieją  kołysali  się  Polacy  przebywający 
wówczas  w  Rosji  i  na  tej  nadziei  opierali  się  passy- 
wiści  z  Kołem  między partyjnem  w  Królestwie. 


IX. 


REWOLUCJA  ROSYJSKA. 

Uznanie  niepodległości  Polski  przez  rząd  rewo- 
lucyjny rosyjski  30  marca  1917. 
Rozłam  między  Polakami  w  Rosji. 
Sprawa  wyodrębnienia  Galicji. 
Polacy  austriaccy  przeciw  Austrji  28  maja  1917 

Jeszcze  proklamacja  z  d.  5  listopada  nie  wydala 
swoich  owoców  i  fale  wywołane  przez  nią  w  opinji 
publicznej  polskiej  do  równowagi  się  nie  ułożyły,  kiedy 
zaszedł  wypadek,  który  nią  wstrząsnął  o  wiele  głębiej 
W  d.  15  marca  1917  rewolucja  obaliła  carat  rosyjski 
i  postawiła  w  jego  miejsce  republikę,  która  miała  zer- 
wać z  systemem  brutalnego  ucisku,  a  opierając  się  m 
wyzwolonych  siłach  rosyjskiego  narodu,  ze  zdwojo- 
nym zapałem  podjąć  walkę  z  Niemcami  i  Austrją  *. 

Jednym  z  warunków  powodzenia  w  tej  walce  było 
stanowcze  przeciągnięcie  na  swoją  stronę  Polaków. 
Parły  na  to  i  państwa  zachodnie,  które  dotychczas  ze 
względu  na  carat  sprawę  polską  uznawały  za  sprawę 
wewnętrzną  Rosji.  Chcąc  tego  dopiąć,  nie  mógł  nowy 
rząd  rosyjski  pozostać  w  tyle  poza  państwami  central - 
nemi  i  ich  manifestem  z  d.  5  listopada.  Dnia  30  marca 
1917  r.  wydał  więc  proklamację  do  Polaków,  w  któ- 
rej obietnice  czynione  przez  stary  rząd  rosyjski  nazwał 

'  W.  Feldman :  Die  russische  Revolution  und  die  Polen. 
Berlin-Charlottenburg.  Ais  Handschrift  gedruckt  1917. 


139 


„kłamliwemi,  których  dotrzymać  nie  chciał".  Teraz 
.naród  rosyjski,  który  zrzucił  jarzmo,  przyznaje  także 
polskiemu,  bratniemu  narodowi  pełne  prawo  stano- 
wienia o  swoim  losie  według  własnej  woli.  Rząd  pro- 
wizoryczny, wierny  układom  ze  swoimi  sprzymierzeń- 
cami, wierny  wspólnym  planom  walki  przeciw  światu 
germańskiemu,  dopomoże  do  utworzenia  niezawisłego 
państwa  polskiego  ze  wszystkich  terytorjów,  w  których 
Polacy  tworzą  większość,  jako  rękojmi  trwałego  po- 
koju w  przyszłej,  nowozorganizowanej  Europie.  Pań- 
stwo polskie  połączone  z  Rosją  wolną  unją  militarną, 
utworzy  silny  wał  przeciw  naciskowi  państw  central- 
nych na  ludy  słowiańskie.  Wolna  zjednoczona  Polska 
sama  określi  swoją  formę  rządu,  wyrażając  swą  wolę 
w  konstytuancie,  zwołanej  na  zasadzie  powszechnego 
prawa  głosowania  do  stolicy  Polski.  Rosja  żywi  prze- 
konanie, że  ludy  złączone  wiekowem  współżyciem 
z  Polską  otrzymają  w  ten  sposób  zupełne  zabezpie- 
czenie obywatelskiej  i  narodowej  egzystencji.  Rosyjska 
•konstytuanta  ostatecznie  potwierdzi  nową  braterską 
unję.  Ona  również  da  swoją  zgodę  na  zmianę  teryto- 
rjalną  rosyjskiego  państwa,  konieczną  dla  utworzenia 
Polski  wolnej  we  wszystkich  obecnie  jeszcze  rozdzie- 
lonych częściach"... 

Proklamacja  ta  rosyjska,  pomijając  różnicę  słów, 
zgadzała  się  z  proklamacją  państw  centralnych  z  d.  5 
listopada  1916  w  uznaniu  państwa  polskiego  niepod- 
ległego, różniła  się  zato  tern,  że  żądała  unji  militarnej 
z  Rosją,  kiedy  państwa  centralne  mówiły  o  „przyłą- 
czeniu nowego  Królestwa  do  obu  mocarstw  sprzymie- 
rzonych", różniła  się  dalej  tern,  że  głosząc  zjednocze- 
nie ziem  z  przeważającą  polską  ludnością,  odbierała 
Polsce  wszelkie  widoki  na  kresy  wschodnie,  na  Litwę 


140 


i  Galicję  wschodnią,  kiedy  państwa  centralne  utrzy- 
mując granicę  kordonów,  otwierały  Polsce  widoki  na 
opanowanie  kresów  wschodnich.  Istotna  różnica  obu 
proklamacyj  polegała  na  tern,  że  państwa  centralne 
rozporządzały  tem,  co  siłą  oręża  zdobyły,  Rosja  zaś 
rozporządzała  tem,  czego  na  nicli  nie  zdobyła  i  co  ze 
swojego  utraciła. 

Największy  skutek  proklamacji  rosyjskiej  objawił 
się  w  tem,  że  państwom  zachodnim  w  sprawie  pol- 
skiej rozwiązała  ręce.  Przez  trzy  niemal  lata  państwa 
te  związane  sojuszem  z  Rosją  szły  ślepo  za  przyjętym 
warunkiem  nieporuszania  sprawy  polskiej.  Uznawszy 
ją  za  wewnętrzną  sprawę  Rosji,  Odstępowały  od  tego 
chyba  w  tem,  że  oklaskiwały  głośno  wspaniałomyśl- 
ność cara,  który  przyrzekł  Polsce  zjednoczonej  auto- 
nomję  w  rosyjskiem  jednolitem  ,  państwie.  Ci  Polacy, 
którzy  przyszłość  Polski  oparli  o  Rosję,  a  znając  ją 
wiedzieli,  jak  kruche  są  jej  obietnice,  tłómaczyli,  że 
w  przymierzu  Rosji  z  państwami  zachodniemi  mieści 
się  gwarancja  autonomji,  ale  nie  przekonali  swoich 
przeciwników,  którzy  wiedzieli,  że  Rosja  zwycięska,  ni- 
czego nie  dotrzyma.  Lepiej  nikt  ich  w  tem  nie  poparł, 
jak  rząd  rosyjski  rewolucyjny,  który  w  proklamacji 
swojej  obietnice  czynione  przez  cara  Polakom  nazwał 
kłamstwami,  których  dotrzymać  nie  chciał. 

Polacy,  którym  się  przez  trzy  lata.  zdawało,  że  na 
autonomji  poprzestać  muszą,  a  i  ta  autonomja  niewie- 
dzieć,  czy  dopisze,,  ujrzeli  się  teraz  uwolnionymi  od 
tej  zmory,  która  ich  gniotła,  i  wypłynęli  na  pełne  mo- 
rze Polski  zjednoczonej  i  niepodległej.  Mogli  przyto- 
czyć, że  na  nią  zgodziła  się  Rosja,  a  koalicja  zachodnia 
program  ten  głośno  za  swój  uznała  i  przyjęła.  Też- 
same  rządy,  które  pięć  miesięcy  temu  telegraficznie  lą- 


141 


czyły  się  z  protestem  rosyjskim  przeciw  proklamacji 
mocarstw  centralnych  z  d.  5  listopada  o  niepodległości 
Polski,  teraz  również  telegraficznie  w  d.  4  kwietnia 
w  gorących  słowach  składały  życzenia  rządowi  rosyi- 
skiemu  z  powodu  uznania  tej  niepodległości. 

Wszystko  to  oddziałało  niezmiernie  na  Polaków 
i  wzmocniło  obóz,  który  dotychczas  trzymał  z  Rosją 
i  narażał  się  na  zarzut  rusofilstwa,  a  teraz  zaczął  pro- 
mienieć w  blasku  koalicji  zachodnio-europejskiej  i  ame- 
rykańskiej. Uczucia  i  wyobraźnia  polska  przemawiały 
za  jego  hasłem,  a  przeciw  programowi  państw  cen- 
tralnych. To  też  Koło  międzypartyjne  w  deklaracji  z  d. 
18  kwietnia  1917,  dając  wyraz  swojej  radości,  zesta- 
wiło manifest  mocarstw  centralnych  z  d.  5  listopada 
z  odezwą  rządu  rosyjskiego  z  d.  30  marca,  a  wycią- 
gnęło z  nich  tylko  postulat,  „aby  pożądane  przez 
wszystkich  rozwiązanie  nie  odbyło  się  połowicznie,  aby 
nie  pozostawiono  dalszemu  biegowi  historji  tego,  co 
już  dziś  całkowicie  dojrzało  do  nowego  życia".  Koło 
międzypartyjne  wypowiadało  się  więc  przeciw  budowie 
państwa  polskiego  z  pomocą  mocarstw  centralnych  jako 
połowicznej. 

Jeżeli  narodowi  demokraci  i  realiści  wyzyskali  tak 
rewolucję  rosyjską  na  rzecz  swojego  programu,  jako 
zdarzenie  przychodzące  im  z  zewnątrz  z  pomocą,  to 
stronnictwa  socjalistyczne  stanęły  nagle  oślepione  jej 
blaskiem.  Z  tej  strony,  z  której  spotykała  je  tyllco 
krwawa  represja,  usłyszały  ewangelję  przewrotu  poli- 
tycznego a  zarazem  socjalnego.  Rosja  brała  w  rękę 
program,  za  którym  walczyli,  wzywając  socjalistów 
wszystkich  państw  i  narodów  do  podawania  sobie  ręki, 
podyktowania  rządom  pokoju  i  zaprowadzenia  nowego 
społecznego  porządku.  Delegaci  socjalistów  mieli  się 


142 


w  tym  celu  spotkać  i  naradzić  w  Szwecji  na  neutral- 
nym gruncie.  Przewidziały  niebezpieczeństwo  rządy 
Francji  i  Anglji,  chociaż  na  stronnictwach  radykalnych 
i  socjalistycznych  się  opierały,  i  zamknęły  swoje  gra- 
nice przed  tą  propagandą  socjalizmu  rosyjskiego,  który 
się  wkrótce  przerodził  w  krwawy  bolszewizm.  Nie  miał 
tej  siły  ani  rząd  niemiecki  ani  rząd  austrjacki  i  propa- 
ganda rosyjska  wtargnęła  do  ich  państw,  spotykając 
się  tam  z  propagandą  wolnościową  amerykańsko-ko- 
alicyjną. 

Uległa  im  obu  nasza  partja  socjalno  demokratyczna. 
Wystąpiła  zaraz  z  formułką,  źę  walczyła  z  caratem  ro- 
syjskim, a  nie  z  Rosją  i  stanęła  po  stronie  Rosji  re- 
wolucyjnej. Jeżeli  wśród  naszych  socjalistów  znajdowali 
się  ludzie,  którzy  ideał  narodowy  stawiali  wyżej  ponad 
ideał  socjalny,  to  liczba  Ich  malała.  Musieli  się  liczyć 
z  tern,  że  wśród  partji  socjalno-demokratycznej  znaj- 
dowała się  jej  lewica,  która  programowi  narodowemu 
z  trudem  tylko  się  poddawała,  zaś  poza  partją  istniały 
walczące  z  nią  a  na  gruncie  czysto  międzynarodowym 
zorganizowane  stronnictwa,  Socjal-demokracja  Polski 
i  Litwy  i  Bund  niemiecko-żydowski.  Wszystkie  te  czyn- 
niki, a  wśród  nich  Polska  partja  socjalno -demokratyczna*, 
wyprzysięgając  się  teraz  walki  z  Rosją,  stanęły  ramię 
do  ramienia  z  passywistami. 

Jeżelf  wskutek  tego  wszyscy  Polacy  nie  poszli  za 
hasłem  koalicji,  to,  przyczyna  leżała  w  tern,  że  do  urze- 
czywistnienia jego  potrzeba  było,  aby  koalicja  odniosła 
nad  mocarstwami  centralnemi  zwycięstwo  i  to  zwycię- 
stwo tak  stanowcze,  aby  im  Polskę  zjednoczoną  i  nie- 
podległą mogła  podyktować  i  narzucić.  Wobec  zwy- 
cięstw niemieckich  wydawało  się  to  długo  niemożli- 
wem.  W  najlepszym  razie,  przypuszczano,  że  wojna 


143 


pozostanie  nierozegraną  i  przyjdzie  do  pokoju  kom- 
promisowego, przy  którym  koalicja  zachodnia  dla 
swoich  interesów  może  poświęcić  Polskę.  Dlatego 
obóz  polski  aktywistów  z  uznania  niepodległości  Polski 
przez  Rosję  wyciągnął  ten  wniosek,  że  ze  zdwojoną 
siłą  należy  pracować  nad  wybudowaniem  rządu  i  woj- 
ska polskiego  w  tych  warunkach,  jakie  są  dane,  t.  j. 
z  pomocą  mocarstw  centralnych.  Jeżeli  zwycięży  ko- 
alicja, a  państwo  polskie  tak  zbudowane  już  zastanie, 
to  będzie  musiała  je  uszanować,  to  nie  będzie  przecież 
rządu  polskiego  usuwać  i  armji  polskiej  rozbijać,  coby 
wyszło  tylko  na  korzyść  Niemiec,  lecz  będzie  musiała 
uznać,  że  Polacy  są  czynnikiem,  który  państwo  własne 
umiał  wytworzyć  i  zdoła  utrzymać.  Wskutek  proklamacji 
rosyjskiej  z  30 marca  walka  polityczna  pomiędzy  obozami 
polskimi  nie  tylko  też  nie  ucichła,  ale  się  owszem  wzmogła. 

Zapatrywaniu  aktywistów  dała  wymowny  wyraz 
Liga  państwowości  polskiej  w  deklaracji  z  d.  4  kwie- 
tnia 1917,  w  której  odrzucając  wszelki  związek  z  Rosją 
przynoszący  ujmę  prawdziwej  niepodległości  polskiej, 
oświadczyła,  że  idea  niepodległości  musi  być  wcielona 
co  najrychlej  w  mocno  zbudowane  i  na  trwałych  pod- 
stawach, silnym  rządzie  i  silnej  armji  oparte  państwo 
polskie.  Bez  armji  niepodległość  będzie  fikcją,  wskrze- 
szone państwo  polskie  przedmiotem  targów  i  wzajem- 
nych ustępstw  dyplomatycznych  już  przy  zawieraniu 
pokoju. 

Różnica  w  pojmowaniu  skutków  proklamacji  rosyj- 
skiej objawiła  się  także  wśród  wielkiego  środowiska 
Polaków  w  Rosji,  w  Moskwie  i  Petersburgu.  Komitet 
petersburski  proklamację  rządu  rosyjskiego  z  d.  30 
marca  uznał  za  swoje  dzieło,  za  Owoc  swoich  usiło- 


144 


wań  i  pracy  i  postanowił  szeroką  akcją  rozwinąć.  Pro 
gram  jej  szczegółowy  wypracował  wielki  zjazd  między- 
partyjny t.  j.  narodowych  demokratów  i  realistów 
zwołany  w  miesiącu  maju  do  Moskwy.  Osiągnięcie  nie 
podległego  państwa  polskiego,  utworzonego  przez  zje- 
dnoczenie wszystkich  ziem  polskich  z  wybrzeżem  mor- 
skiem,  wymaga  przełamania  przewagi  Niemiec  a  zwy- 
cięstwa koalicji.  Najważniejszą  akcją  prowadzącą  do 
tego  celu  jest  stworzenie  samodzielnej  siły  zbrojnej 
polskiej,  walczącej  przeciw  państwom  centralnym  a  po- 
wstałej przez  wydzielenie  Polaków  z  arrnji  rosyjskiej. 
Poza  tern  skupić  należy  siły  społeczeństwa  polskiego 
w  Rosji  dla  współdziałania  z  nią  i  z  koalicją  przeciw 
rzekomo  pacyfistycznym  prądom,  działającym  na  ko- 
rzyść Niemiec  a  na  szkodę  zarówno  Polski  jak  Rosji, 
wreszcie  informować  zagranicę  i  zapewnić  udział  PoS- 
ski  w  kongresie  pokojowym.  Dla  wykonania  tycfe 
uchwał  zjazd  wybrał  Radę  zjednoczenia  międzypartyj- 
nego, a  na  prezesa  jej  Stanisława  Wojciechowskiego, 
Rada  podzieliła  się  na  wydziały  i  zorganizowała  na 
kształt  rządu,  zaś  za  swoich  przedstawicieli  w  Londy- 
nie, Paryżu  i  Rzymie  uznała  Dmowskiego,  Piltza  i  Za- 
moyskiego. Niedługo  jednak  trwała  ta  świetność  Rady 
i  wkrótce  nie  ona,  lecz  ci  delegaci  w  Komitecie  pary- 
skim utworzyli  rodzaj  rządu.  Rada  nawet  Polaków 
w  Rosji  skupić  około  siebie  nie  zdołała.  Członkowie 
jej  z  Wielopolskim  i  Grabskim  zbyt  związali  i  skom~, 
promitowali  się  stosunkiem  z  caratem  i  jego  rządem, 
aby  mogli  pomyślnie  zastępować  interesa  polskie  wo- 
bec rządu  rewolucyjnego.  Z  ludźmi,  którzy  ten  rząd 
utworzyli,  a  zwłaszcza  z  ministrem  Kiereńskim,  który 
jego  duszę  stanowił,  bliskie  siosunki  utrzymywał  Ale- 
ksander Lednicki  i  ten  wysunął  się  teraz  na  czoło  ko- 


145 


lonji  polskiej  w  Rosji.  Za  jego  inicjatywą  powstała 
w  Moskwie  organizacja  polskiego  klubu  demokraty- 
cznego, który  się  oddzielił  od  demokracji  narodowej 
i  od  Komitetu  petersburskiego  i  stanął  pod  hasłem 
niepodległości  polskiej.  Za  jego  wpływem  rząd  rosyj- 
ski w  d.  28  marca  zarządził  likwidację  administracji 
Królestwa  polskiego.  Fakt  ten  na  całą  poprzednią  po- 
litykę Rosji  rzucił  jaskrawe  światło.  Szczycąc  się  u  sie- 
bie i  zagranicą  autonomją  przyrzeczoną  Polsce,  rząd 
carski  w  miarę,  jak  urzędnicy  rosyjscy  pod  naporem 
wojsk  obcych  opuszczali  Królestwo,  nie  umieszczał  ich 
na  urzędach  w  Rosji,  lecz  trzymał  ich  wszystkich  i  pła- 
cił tę  całą  rzeszę  kilkudziesięciotysięczną,  aby  była 
w  pogotowiu  wrócić  do  Królestwa  z  chwilą  jego  od- 
zyskania przez  wojska  rosyjskie.  Dopiero  rząd  rewo- 
lucyjny te  rzesze  czynowników  czekających  na  powrót 
umieścił  na  urzędach  w  Rosji,  ą  zarazem  ustanowił 
komisję  likwidacyjną,  której  poruszył: 

wyświetlenie  miejsc  pobytu  i  stanu  majątków  insty- 
tucyj  państwowych  i  społecznych  Królestwa  polskiego, 
określenie  sposobu  przechowania  i  zarządzania  aż  do 
czasu  przekazania  ich  państwu  polskiemu,  określenie 
po  porozumieniu  z  odpowiedniemi  dykasterjami  trybu 
likwidacji  instytucyj  państwowych,  które  działały  w  Kró- 
lestwie polskiem,  opracowanie  stosunków  wzajemnych 
państwa  i  kościoła  katolickiego  oraż  przepisów  okre- 
ślających położenie  podlegających  powinności  wojsko- 
wej i  jeńców  wojennych  państw  wojujących  narodo- 
wości polskiej.  Na  czele  komisji  tej  złożonej  z  delega- 
tów ministerstw  i  przedstawicieli  organizacyj  polskich 
w  Rosji  stał  prezes,  który  miał  przedkładać  postano- 
wienia jej  rządowi  do  zatwierdzenia  i  składać  osobiste 
raporty  o  stanie  komisji.  Komisja  ma  prawo  powoły- 


Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego. 


146 


wać  do  udziału  w  posiedzeniach  przedstawicieli  intere- 
sowanych dykasteryj,  jak  również  osoby  kompetentne. 
Lokal  urzędowy  dano  jej  w  pałacu  zimowym.  Komisja 
likwidacyjna  była  więc  rodzajem  ministerstwa  polskiego, 
a  Lednicki  mianowany  jej  prezesem  otrzymał  prawa 
służące  ministrom,  chociaż  bez  tej  nazwy.  Narodowa 
demokracja  z  Grabskim  stanęła  wobec  niego  w  opo- 
zycji. 

Dwa  te  kierunki  polityczne  starły  się  wkrótce  ze 
sobą.  Rewolucja  nie  była  w  stanie  utrzymać  karności 
w  armji.  Powstały  w  niej  komitety,  które  ujmowały 
w  swoje  ręce  administrację  wojskową  i  kontrolowały 
dowódców.  Nie  chcąc  utonąć  w  tym  zamęcie,  oficero- 
wie i  żołnierze  polscy,  należąc  do  armji  i  nie  wystę- 
pując z  niej,  zaczęli  skupiać  się  w  osobne  oddziały, 
tworzyć  komitety  i  urządzać  zjazdy  oficersko-żółnier- 
skie.  Spostrzegli  z  zadowoleniem,  że  wielką  jest  ich 
liczba,  że  starczyłaby  na  całą  osobną  armję.  Myśl  tę 
podjęła  zaraz  narodowa  demokracja  złączona  z  reali- 
stami w  Komitecie  petersburskim  i  pod  ich  wpływem 
utworzył  się  w  maju  19  i  7  w  Petersburgu  związek  woj- 
skowy, wzywający  do  tworzenia  polskiej  armji.  Posło- 
wie narodowo  demokratyczni,  Nowodworski  i  Haruse- 
wicz  wyprawiali  ją  na  zdobycie  Królestwa,  Wielopol- 
ski także  na  zdobycie  Galicji.  Pomysł  ten  jednak  spo- 
tkał się  ze  stanowczym  protestem  klubu  demokraty- 
cznego, klubu  socjalistyczno  demokratycznego  i  róż- 
nych zrzeszeń  polskich  w  Rosji,  które  nie  mogły  się 
pogodzić  z  myślą  tworzenia  armji  polskiej  bez  zgody 
rządu  polskiego  w  Warszawie  i  które  wzdrygały  się  na 
myśl,  że  armja  taka  utworzona  w  Rosji  ma  iść  na/do- 
bycie  Warszawy  bronionej  przez  wojsko  polskie. 

Postanowiono  spór  rozstrzygnąć  na  wielkim  zjeź- 


147 


dzie  delegatów  oficerów  polskich  i  stronnictw  polity- 
cznych, który  3  czerwca  1917  odbył  się  w  Petersburgu. 
Narodowi  demokraci  popierali  na  zjeździe  tym  tworze- 
nie wojska  polskiego  w  Rosji,  wywodząc,  że  Polska 
jęczy  pod  uciskiem  okupantów,  że  proklamacja  z  dnia 
5  listopada  jest  wybiegiem  bez  znaczenia,  obliczonym 
na  naiwność  i  zmęczenie  naszego  społeczeństwa,  że 
Rada  stanu  mianowana  przez  okupantów  nie  ma  ża- 
dnegó  zaufania.  Legjony  są  szczupłym  zastępem  roz- 
politykowanej młodzieży,  prowadzonej  przez  członków 
stronnictw  skrajnych.  Odwoływali  się  też  do  uchwały 
z  d.  28  maja,  w  której  Koło  polskie  w  Krakowie 
oświadczyło  się  za  koalicją.  Mówcy  z  obozu  demokra- 
tycznego podnosili  natomiast  znaczenie  proklamacji 
z  d.  5  listopada,  która  umożliwiła  pracę  nad  państwem 
polskiem  niepodległem,  zaś  tworzenie  armji  polskiej 
na  emigracji  uznali  za  niedopuszczalne,  jako  sprzeci- 
wiające się  wyraźnej  woli  i  interesom  kraju.  Z  innego 
powodu  tworzeniu  armji  polskiej  sprzeciwiali  się  socja- 
liści, działający  pod  wpływem  idei  bolszewickich.  Od- 
rzucali osobne  wojsko  polskie  i  walkę  o  niepodle- 
głość, bo  na  kongresie  pokojowym  Polskę  otrzymamy 
z  wolnej  woli  ludów  europejskich,  które  pójdą  za  przy- 
kładem rewolucyjnego  proletarjatu  Rosji.  Reprezentanci 
tego  kierunku  opuścili  też  zjazd  z  protestem. 

Pozostali  uczestnicy  zjazdu,  nie  pogodziwszy  się  ze 
sobą  w  sprawie  tworzenia  osobnej  polskiej  armji,  zgo- 
dzili się  tylko  w  uznaniu,  że  Polacy  w  armji  rosyj- 
skiej powinni  się  w  osobne  oddziały  wyłączać,  ale 
z  niej  nie  występować.  Takież  było  stanowisko  rządu, 
a  minister  Kiereński  w  piśmie  wystosowanem  do  zja- 
zdu oświadczył,  że  wyodrębnienie  wojsk  narodowych 
z  szeregów  armji  rosyjskiej  w  obecnej  ciężkiej  chwili 

ro* 


148 


rozdarłoby  ciało  jej,  zachwiało  jej  siłę  i  byłoby  zgu- 
bnem  dla  rewolucji  i  dla  wolności  Rosji,  Polski  i  ira- 
nych  narodowości  zamieszkujących  obecnie  Rosję. 

Naczełna  komenda  arrnji  rosyjskiej  zgodziła  się 
wreszcie  na  utworzenie  polskich  korpusów  i  dowódcą 
ich  na  wniosek  Komitetu  w  d.  26  lipca  1917  zamia- 
nowała jenerała  Dowbór-Muśnickiego,  a  w  d.  8  sierp- 
nia zatwierdziła  Regulamin  wojsk  polskich.  Wojsko 
polskie  —  według  tego  regulaminu  —  formuje  się  dla 
walki  z  Niemcami  i  Austrją  i  nie  ma  być  używane 
dla  celów  politycznych  wewnętrzno-rosyjskich.  Organi- 
zacją jego  zajmować  się  ma  Komitet  wojskowy  wy- 
brany przez  zjazd  wojskowych  Polaków,  a  zatwierdzony 
przez  ministerstwo  wojny  na  zasadach  przyjętych 
w  armji  rosyjskiej.  Formowanie  korpusów  odbywać 
się  ma  w  drodze  stopniowego  wydzielania  elementu 
polskiego  z  wojsk  rosyjskich.  Dla  rozlokowania  ich 
mają  być  przeznaczone  osobne  okręgi.  Zaopatrzenie, 
broń  i  amunicję  korpusy  pplskie  otrzymują  tak,  jak 
korpusy  rosyjskie.  Podlegają  wyższemu  dowództwu 
rosyjskiemu  *. 


1  Dowbór-Muśnicki:  Krótki  szkic  do  historji  pierwszego 
polskiego  korpusu.  Warszawa  1919.  Część  I,  II  i  III. 


X. 


KOMITET  PARYSKI 

Komitet  w  Yevey. 
Agencja  lozańska. 

Program  Wilsona  z  23  stycznia  1917. 
Komitet  paryski. 

Polacy  pruscy  i  austrjaccy  za  koalicją. 

Jakkolwiek  wpływ  rewolucji  rosyjskiej  na  politykę 
Polaków  zarówno  w  Królestwie  jak  i  w  Austrji  rzucał 
się  w  oczy,  to  jednak  niemałą,  większą  może  rolę 
odegrał  w  tern  także  wpływ  emigracji  polskiej,  nad- 
chodzący do  kraju  z  Francji,  Angiji  i  Ameryki  pół- 
nocnej. 

Emigracja  ta 1  skupiła  się  głównie  w  Szwajcarji. 
Była  zrazu  niepolityczną,  składała  się  z  Polaków,  któ- 
rzy za  granicą  od  dłuższego  czasu  mieszkali ,  oraz 
z  tych,  którzy  wyjechali  z  kraju,  aby  uniknąć  srożącej 
się  wojny.  Rychło  stała  się  jednak  polityczną,  gdy 
różne  polskie  stronnictwa  zaczęły  wysyłać  zagranicę 
delegatów,  aby  przez  nich  wpływać  na  opinję  publi- 
czną państw  zachodnich  i  otrzymywać  o  stanie  sprawy 
polskiej  zagranicą  informacje.  Akcja  wychodząca  z  emi- 
gracji miała  z  początku  kierunek  humanitarny,  dla  któ- 
rego otwierało  się  najszersze  pole 2.  Miljonowe  wojska 

1  „Que  faire  de  l'est  europeen  ?"  par  Tauteur  des  Dangers 
sniortels  de  la  revolution  russe.  Paris  1919. 

*  „Zniszczenie  i  odbudowanie  Polski".  (Kronika  polska 
Lozanna,  tom  II)  1916. 


150 


przesuwały  się  naprzód  i  cofały  przez  ziemię  polską, 
niszcząc  dobytek  ludności  i  rozpraszając  ją  na  wszyst- 
kie strony.  Krocie  uchodźców  dobrowolnych  i  przy- 
musowych, opuszczając  swoje  domostwa,  skierowały 
się  jedne  do  zachodnich  prowincyj  austrjackich,  drugie 
w  głąb  Rosji,  rzucone  na  pastwę  głodu,  chorób  i  zi- 
mna. Utworzyły  się  tu  i  tam  komitety,  aby  nędzy  tej 
pomóc,  aby  głodnych  nakarmić,  nagich  przyodziać, 
chorych  leczyć,  posypały  się  składki,  rządy  austrjacks 
i  rosyjski  przyszły  z  miljonowemi  subwencjami,  ale 
wszystkiego  było  za  mało.  Wówczas  to  w  gronie  emi~ 
grantów  polskich  w  Szwajcarji  powstała  myśl,  aby  na 
rzecz  polskich  ofiar  wojny  zaapelować  do  całego  świata, 
a  przedewszystkiem  do  bogatej  zagranicy,  dó  Francji, 
Anglji  i  Stanów  Zjednoczonych.  Założono  w  tym  celu 
z  początkiem  1915  r.  komitet  w  Vevey,  na  którego 
czele  stanął  Sienkiewicz.  Duszą  komitetu  był  Paderew- 
ski, który,  korzystając  ze  znajomości,  jakie  zawarł 
w  podróżach  swoich  artystycznych,  założył  filje  komi- 
tetu w  Paryżu  i  Londynie,  a  następnię  wyjechał  do 
Ameryki,  gdzie  najszerszą  rozwinął  działalno-.  Posy- 
pały się  też  wszędzie  składki  idące  w  miljony,  a  prze- 
słane do  kraju  przynosiły  ulgę  potrzebującym  najwię- 
cej miłosierdzia.  Papież  Benedykt  XV,  przesyłając  Ko- 
mitetowi datek,  przesłał  mu  w  osobnem  gorącą  miło- 
ści Polski  podyktowanem  piśmie  d.  13  marca  błogo 
sławieństwo. 

Komitet  w  Vevey  oprócz  zbierania  składek  przy 
pomniał  Polskę  opinji  publicznej  w  Europie  i  Ame- 
ryce, która  o  niej  miała  bardzo  nikłe  pojęcie  i  dźwi 
gnął  sprawę  polską  na  widownię  publiczną.  Nie  om* 
nęły  go  zarzuty.  Jedni  oskarżali  go,  że  prowadzi  po 
litykę  koalicyjną,  drudzy  mieli  mu  za  złe,  że  zwraca 


151 


jąc  się  do  ofiarności  całego  świata,  czyni  tem  ujmę 
godności  narodowej  Polaków.  Przeciw  zarzutom  tym; 
w  lutym  1916  r.  wystąpił  publicznie  Sienkiewicz.  Zwra- 
cając się  do  ofiarności  całego  świata,  czyniliśmy  to, 
pisał,  bez  ujmy  godności  narodowej,  bo  każdy  naród 
ma  prawo  do  pomocy  w  imię  miłości  bliźniego,  a  Pol- 
ska tem  bardziej,  albowiem  przez  długie  wieki  była 
przedmurzem  chrześcijaństwa.  Broniąc  Komitetu  naj- 
usilniej  przeciw  zarzutowi  robienia  polityki,  oświad- 
czał: i,  Głosiłem  od  początku  wojny,  że  gmach  naszej 
przyszłości  potrafimy  wznieść  tylko  w  takim  razie,  je- 
żeli materjału  pod  budowę,  jeżeli  tych  cegieł  do  wznie- 
sienia murów  niezbędnych,  nie  rozbiją  na  proch  gro- 
my, a  tych  prochów  nie  rozwieją  na  cztery  strony 
świata  wichry.  Inaczej  nie  będzie  z  czego  budować. 
Politykę  czynną  niechaj  robią  ci,  którzy  myślą,  że  wo- 
bec tego  sfinksa,  którym  jest  przyszłość,  robić  ją  mo- 
żna i  należy". 

Nie  chcemy  roztrząsać,  czy,  pisząc  to,  zdawał  so- 
bie Sienkiewicz  sprawę,  że  w  danych  warunkach  w  r. 
1916  wstrzymanie  się  od  polityki  czynnej  w  Polsce 
zajętej  przez  państwa  centralne  jest  właśnie  najsilniej- 
szą bronią  polityki  koalicyjnej.  To  jednak  pewne,  że 
Komitet  w  roli  swej  apolitycznej  nie  mógł  się  utrzy- 
mać, chociaż  bronił  się  tem,  że  do  swego  składu  nie 
przyjął  ani  Dmowskiego,  ani  Jaworskiego,  ani  nawet 
biskupa  Bandurskiego.  Gdy  bowiem  Paderewskiemu 
przyszło  zbierać  składki  i  urządzać  przedstawienia  na 
rzecz  zniszczonej  Polski  w  Paryżu  i  Londynie,  trzeba 
było  nietylko  ogłosić  się  przyjacielem  Francji  i  Anglji 
i  stanąć  po  ich  stronie,  ale  uzyskać  poparcie  amba- 
sad rosyjskich,  bo  ten  warunek  rządy  tamtejsze  sta- 
wiały.   Prezesem  Komitetu  agitującego  w  Paryżu  na 


152 


rzecz  Polski  został  były  prezydent  Rzeczypospolitej 
Loubet,  ale  zastępcą  jego  był  ambasador  Izwolski. 
I  w  Stanach  Zjednoczonych  Paderewski  poszedł  za  prą- 
dem opinji  oświadczającej  się  za  Anglją  przeciw  Niem- 
com, w  czem  nie  musiał  się  przezwyciężać,  on,  który 
w  r.  1910  postawił  w  Krakowie  pomnik  na  pamiątkę 
Grunwaldu. 

Od  polityki  nie  uchronił  się  też  komitet  ratunkowy, 
który  pod  protektoratem  biskupa  krakowskiego  ks. 
Sapiehy  zawiązał  się  w  Krakowie,  a  zasilany  fundu- 
szami z  Vevey,  nader  skuteczną  humanitarną  rozwinął 
działalność.  Skupili  się  w  nim  i  koło  niego  zwolen- 
nicy i  sympatycy  narodowej  demokracji,  której  przy- 
wódcy po  odzyskaniu  Lwowa  uciekli  do  Rosji,  i  na- 
bywszy dziennik  7,Głos  narodu",  prowadzili  •  walkę 
z  Komitetem  narodowym  krakowskim,  o  ile  tylko 
w  ówczesnych  warunkach  cenzuralnych  prowadzić  ją 
mogli,  bo  zwalczając  Komitet,  trzeba  było  zwalczać 
program  austro- polski  i  występować  za  koalicją  prze- 
ciw AuStrji.  Duszą  tego  grona  polityków  był  przyja- 
ciel biskupa  krakowskiego,  arcybiskup  ormiański  od- 
dany od  dawna  polityce,  ks.  Theodorowicz. 

Polityczną  dział  alnOść  rozwijał  w  Szwajcarji  jeden 
z  najwybitniejszych  realistów.  Erazm  Piltz1,  który  za- 
łożył agencję  prasową  w  Lozannie,  a  utrzymując  sto- 


1  Erazm  Piltz:  „Polityka  rosyjska  w  Polsce".  Warszawa 
1909.  Wydał  ją  w  r.  1915  w  Lozannie  w  streszczeniu  po  fran- 
cusku „jako  manuskrypt"  dla  użytku  tych,  którzy  będą  roz* 
strzygać  o  losie  Polski,  przemawiając  w  przedmowie  za  unją 
Polski  z  Rosją,  któraby  każdemu  z  tych  narodów  pozwoliła 
organizować  się  swobodnie  według  własnych  potrzeb  i  naro- 
dowych aspiracyj.  Podjął  też  pożyteczne  wydawnictwo  małej 
encyklopedji  polskiej  dla  użytku  zagranicy. 


153 


sanki  z  Komitetem  warszawskim,  potem  petersburskim, 
starał  się  wpływać  w  jego  kierunku  na  prasę  zagra- 
niczną. Znalazł  wkrótce  współzawodników,  którzy 
z  kierunkiem  jego  w  prasie  zagranicznej  się  ścierali, 
w  Janie  Kucharzewskim 1  i  Szymonie  Askenazym 3. 
Michał  hr.  Rostworowski  zjechał  do  Szwajcarji  i  dzia- 
łał jako  delegat  Komitetu  krakowskiego.  Większy  ruch 
w  całe  to  życie  emigracji  wprowadziło  przybycie  Dmow- 
skiego. 

Komitet,  który  z  Warszawy  po  jej  zajęciu  przeniósł 
się  do  Petersburga,  zrozumiał,  że  najpiękniejsze  hasło 
wychodzące  z  Rosji  nie  wystarczy  wobec  Polaków, 
lecz  musi  być  poparte  przez  państwa  zachodnie,  Fran- 
cję i  Anglję,  musi  gwarancję  międzynarodową  otrzy- 
mać. Wtedy  na  takiej  podstawie  będzie  można  walczyć 
skuteczniej  z  ideą  państwa  polskiego  opartego  o  Au- 
strję.  Komitet  postanowił  więc  kilku  ze  swoich  człon- 
ków, głównie  Dmowskiego  i  Maurycego  hr.  Zamoy- 
skiego wysłać  na  zachód  jako  swoich  delegatów  wo- 
bec Anglji  i  Francji.  Z  poleceniem  ministra  spraw  za- 
granicznych Sazonowa  do  ambasadorów  rosyjskich 
Dmowski  z  końcem  1915  r.  udał  się  do  Londynu,  Pa- 
ryża i  Rzymu  i  zawiązał  tam  w  kołach  rządowych  sto- 
sunki. Akcja  jego  wobec  tych  kół  nie  mogła  jednak 
wychodzić  poza  zapewnienia,  że  naród  polski  stoi  przy 


1  Jan  Kucharzewski :  MLa  Pologne  et  la  guerre",  Lau- 
sanne 1915.  „La  nation  poionaise.  Reflexions  sur  le  probleme 
polonais",  Lausanne  1915.  BL'Europe  et  le  probleme  russo- 
polonais",  Lausanne  1916. 

5  ..Uwagi"  Genewa.  I.  Styczeń.  1916.  „La  Pologne  et  1'Eu- 
rope.  Extrait  de  la  revue".  Uwagi,  Avril,  traduit  du  polonais 
Oeneve  1916.  „L'Angłeterre  et  la  Pologne.  Extrait  de  la  Revue 
po!itique  internationale".  Lausanne  1917. 


154 


koalicji,  a  germanofile  austrjaccy,  tworzący  legjony. 
znikomą  stanowią  mniejszość.  O  rozwinięciu  progra- 
mu sięgającego  poza  autonomję  przyrzeczoną  w  ode- 
zwie wielkiego  księcia  Mikołaja,  nie  mógł  na  serjo 
myśleć,  bć>  rząd  francuski  dla  przypodobania  się  swemu, 
sprzymierzeńcowi  rosyjskiemu  w  połowie  lutego  1916 
zakazał  dziennikom  pisać  o  dążeniach  Polaków  do  od- 
zyskania niepodległości.  Jeżeli  też  akcja  Dmowskiego 
miała  wywrzeć  wpływ  większy,  to  trzeba  ją  było  zor- 
ganizować i  nadać  jej  przynajmniej  pozór,  że  w  niej 
bierze  udział  cała  Polska  ze  wszystkich  trzech  zabo- 
rów. Ściągnął  więc  Dmowski  w  lutym  1916  r.  do  Lo- 
zanny oprócz  Polaków,  których  mógł  zwerbować  za- 
granicą, między  nimi  znanego  z  rozbicia  legjonu  wscho- 
dniego hr.  Skarbka,  także  z  Poznańskiego  Seydę 
a  z  Galicji  Witolda  ks.  Czartoryskiego.  Po  referacie 
Dmowskiego  o  misji  jego  w  Londynie,  Paryżu  i  Rzy- 
mie i  po  sprawozdaniu  Czartoryskiego  o  położeniu 
w  Galicji  i  Królestwie,  postanowiono  prowadzić  dalej 
akcję  dyplomatyczną  w  obec  koalicji,  a  kierownictwo 
jej  poruczono  Dmowskiemu  i  wybrano  komisję,  która 
program  tej  akcji  miała  opracować. 

Narady  tego  grona,  skierowane  przeciw  orjentacjj 
polsko-austrjackiej,  rozgłoszono  zaraz  jakó  zawiązek 
komitetu,  który  złożony  z  reprezentantów  trzech  dziel- 
nic, kierować  ma  sprawą  polską  i  w  imieniu  narodu 
przemawiać.  Z  jego  ramienia  Dmowski  działał  w  Lon- 
dynie, Piltz  w  Paryżu,  a  Paderewski  w  Stanach  Zje- 
dnoczonych. Rola  ich  jednakże  była  bardzo  skromną, 
dopóki  koalicja  zachodnia  w  sprawie  polskiej  oglądała 
się  zupełnie  na  Rosję. 

Z  końcem  1916  r.  na  widowni  wojny  światowej 


155 


zaszła  zmiana.  Mocarstwa  centralne  z  ciężkiego  poło- 
żenia, w  którem  się  w  połowie  poprzedniego  roku 
znaiazly,  wyszły  zwycięsko.  Niemcy  odparły  wielki 
atak  koalicji  nad  Sommą,  Austrja  nie  dopuściła  Wło- 
chów do  Triestu,  Rumunję  oba  państwa  z  pomocą 
Bułgarów  zdruzgotały  i,  zająwszy  w  d.  6  grudnia  1916 
Bukareszt,  zasiliły  się  jej  zapasami  zboża. 

Mimo  to  końca  wojny  nie  było  widać.  Blokada 
mocarstw  centralnych,  prowadzona  przez  Anglję  z  całą 
bezwzględnością,  w  ciężkiem  położeniu  stawiała  nie- 
tylko  ich  wojska,  ale  także  ich  ludność.  Nietylko 
w  Austrji,  ale  nawet  w  Niemczech  coraz  to  głośniej 
podnosiło  się  pragnienie  pokoju.  Licząc  się  z  tern 
usposobieniem  ludności,  rządy  Niemiec  i  Austrji  zwró- 
ciły się  do  prezydenta  Stanów  Zjednoczonych  Wilsona 
o  pośrednictwo  w  sprawie  pokoju,  a  w  grudniu  1916 
zaproponowały  wprost  koalicji  otwarcie  rokowań  po- 
kojowych. Spotkały  się  z  bezwzględną  odmową  koali- 
cji, która  postanowiła  podyktować  pokój  na  polach 
bitew.  Z  końcem  stycznia  1917  r.  nie  czekając  ńame- 
djacfę  Wilsona,  Niemcy  chwyciły  się  środka,  który 
miał  wojnę  rozstrzygnąć  :  blokady  brzegów  morskich 
koalicji  przez  łodzie  podwodne,  zatapiające  bezwzglę- 
dnie każdy  okręt  państw  koalicyjnych  czy  neutralnych, 
który  linję  blokady  przekracza.  Wskutek  tego  w  dniu 
5  kwietnia  nastąpiło  wypowiedzenie  wojny  przez  Stany 
Zjednoczone.  Przewidywali  ją  Niemcy,  ale  lekceważyli, 
bo  byli  przekonani,  że  łodzie  podwodne  wygłodzą  An- 
glję a  transportowi  wojsk  amerykańskich  przez  ocean 
przeszkodzą.  Zanimby  wojska  te  zorganizowały  się 
w  Ameryce  i  na  plac  boju  przybyły,  miały  Niemcy  na- 
dzieję zdruzgotać  Francję  i  Anglję.  To  im  się  mimo 
wszelkich  wysiłków  i  zwycięstw  w  r.  1917  nie  po- 


156 


wiodło.  Tak  samo  Austrja  z  pomocą  wojsk  niemie- 
ckich w  listopadzie  1917  r.  zadała  klęskę  Włochom, 
odparła  ich  nad  rzekę  Piawę,  ale  złamać  ich  nie  zdo- 
łała. Wielki  sukces  osiągnęły  Niemcy  i  Austrja  tylko 
na  wschodzie.  Rewolucja  rosyjska  zmobilizowała  jesz- 
cze raz  w  lecie  1917  r.  wojska  rosyjskie  do  ofensywy 
na  Galicję,  ale  gdy  ten  atak  został  odparty,  armja  ro- 
syjska rozprzęgła  się  i  straciła  ducha.  Bolszewizm  stra- 
wił ją  tak,  że  do  walki  dalszej  była  już  zupełnie  nie- 
zdolną. Niemcy  bezpieczne  od  wschodu,  mogły  wielką 
ilość  swoich  wojsk  na  front  zachodni  przesunąć. 

Na  walkę  łodziami  podwodnemi  odpowiedziała  tym- 
czasem koalicja  zachodnia  nietylko  ich  niszczeniem, 
lecz  także  propagandą  polityczną,  jakiej  świat  dotych- 
czas nie  widział.  Hasło  do  niej  rzucił  Wilson  w  de- 
klaracji z  d.  23  stycznia  1917  r.,  w  której  stanowisko 
swoje  w  sprawie  pokoju  jeszcze  przed  wypowiedzeniem 
wojny  Niemcom  rozwinął.  Pokój  trwały  —  ogłaszał  — 
musi  być  oparty  na  równości  praw,  bez  różnicy  mię- 
dzy narodami  wielkimi  i  małymi.  Pokój  ma  uznać  za- 
sadę, iż  rządzący  władzę  przyjmują  od  ludów  przez 
się  rządzonych,  oraz  że  niema  takiego  prawa,  któreby 
zezwalało  na  oddawanie  ludów  z  jednego  panowania 
pod  inne,  jakby  one  były  czyjąś  własnością.  Każdemu 
narodowi  wielkiemu  czy  małemu  służyć  ma  swoboda 
oznaczania  samemu  formy  rządu  i  swego  dalszego 
rozwoju  bez  przeszkody  i  bez  zagrożeń.  Znaczenie 
tych  zasad  podnosił  dla  Polski  osobny  ustęp  jej  po- 
święcony: „ Uznaję  za  rzecz  przyjętą,  o  ile  wolno  mi 
przytoczyć  jeden  bodaj  przykład,  że  mężowie  stanu 
wszędzie  zgodni  są  w  tern,  aby  Polska  była  zjedno 
czona,  samodzielna  i  niepodległa,  oraz  że  narodom 
które  dotąd  żyły  pod  panowaniem  rządów  niezgodnych 


157 


z  ich  przekonaniami  i  przeciwnych  ich  celom  polity- 
cznym, należy  się  zabezpieczenie  nienaruszalności  ich 
życia,  honoru,  rozwoju  przemysłowego  i  społecznego". 

Hasło  rzucone  przez  Wilsona  podjęły  Anglja  i  Fran- 
cja i  zorganizowały  propagandę  publicystyczną  u  sie- 
bie i  we  wszystkich  krajach  neutralnych.  Walka  orężna 
z  Niemcami  przybrała  wszystkie  cechy  krucjaty  prze- 
ciw militaryzmowi  pruskiemu,  przeciw  jego  hasłu  „siła 
przed  prawem",  przeciw  jego  zaborczości  i  uciskowi 
mniejszych  narodów.  Szło  o  oswobodzenie  całego 
świata  od  grożącej  mu  pruskiej  przemocy.  Próżno 
Niemcy  podnosili  pytanie,  czy  Anglja  kieruje  się  tern 
hasłem  w  praktyce,  w  Irlandji  i  w  swoich  państwach 
kolonjalnych,  czy  panowania  nad  morzami  się  napra- 
wdę wyrzeka.  Świat  dał  się  koalicji  przekonać,  a  pro- 
paganda jej  znalazła  nawet  wstęp  do  Niemiec. 

Trzy  lata  zwycięskiej,  ale  morderczej  wojny  połą- 
czonej z  rosnącym  wskutek  blokady  głodem,  znużyły 
naród  niemiecki.  Zaczęto  coraz  częściej  winy  złego 
szukać  w  militaryzmie  pruskim,  który  nie  chce  pokoju 
możliwego,  lecz  dąży  do  zupełnego  złamania  przeci- 
wników i  do  aneksjif  Dwom  wielkim  stronnictwom, 
katolickiemu  „centrum"  i  socjalistom  zdawało  się,  że 
doprowadzą  do  pokoju,  gdy  Niemcy  same  za  poko- 
jem bez  aneksji  i  odszkodowań  się  oświadczą.  W  lipcu 
1917  r.  rezolucja  taka  uzyskała  większość  w  parla- 
mencie Rzeszy  niemieckiej. 

W  walce  i  propagandzie  publicystycznej  koalicji 
sprawa  polska  wysunęła  się  na  pierwsze  miejsce,  bo 
nic  nie  mogło  ugodzić  tak  dalece  w  Prusy  ,  i  stale  ich 
osłabić,  jak  zwrot  prowincyj  zagrabionych  Polsce.  Szło 
przytem  oczywiście  o  to,  aby  Polaków  oderwać  zu- 
pełnie od  państw  centralnych,  a  przeciągnąć  na  stronę 


158 


koalicji.  Rząd  francuski  d.  5  czerwca  1917  ogłosił  de- 
kret o  tworzeniu  wojska  polskiego  we  Francji.  Poli- 
tycy narodowo-demokratyczni  działający  na  emigracji 
zorganizowali  się  w  lipcu  1917  r.  formalnie  w  Komitet 
narodowy  w  Paryżu,  z  którym  rządy  koalicji  zawiązały 
ścisły  stosunek. 

Trzeba  mu  było  dać  broń  do  ręki,  aby  z  aktem 
mocarstw  centralnych  z  5  listopada  1916  r.  i  z  uro- 
czystą jego  proklamacją  na  zamku  warszawskim  mógł 
skutecznie  wojować.  Dyplomacja  koalicji  urządziła  więc 
6  lipca  1917  r.  uroczyste  zebranie  na  rzecz  Polski 
w  Sorbonie  paryskiej,  na  które  przybył  cały  świat  po- 
lityczny, naukowy  i  literacki.  Denis  Cochin  mówił 
w  imieniu  rządu  o  wskrzeszeniu  Polski,  a  przewodni- 
czący Pichon  streścił  dyskusję  oświadczeniem,  że  Fran- 
cja przyjęła  zobowiązanie  nie  złożyć  broni,  dopóki 
nie  uzyska  oswobodzenia  Polski,  połączenia  jej  trzech 
części,  zapewnienia  dostępu  do  morza  i  gwarancji  jej 
zupełnej  politycznej  niepodległości.  Podobne  oświa- 
dczenia składali  ministrowie  w  Anglji  i  we  Włoszech. 
Największą  manifestację  na  rzecz  Polski  urządzono 
jednak  w  d.  15  października  w  Petersburgu,  na  obcho- 
dzie kościuszkowskim.  Po  zagajeniu  Lednickiego,  prze- 
mawiał minister  spraw  zagranicznych  Tereszczenko, 
a  po  nim  ambasador  angielski  Buchanan,  francuski 
Noulens,  włoski  Carletti,  amerykański  Francis,  wszyscy 
na  rzecz  niepodległej,  zjednoczonej  Polski. 

Wpływ  Komitetu  paryskiego  na  opinję  publiczną 
w  Polsce  był  teraz  całkiem  inny  niż  wpływ  Komitetu 
petersburskiego.  Opierał  się  nie  o  pobitą  Rosję,  lecz 
o  koalicję  zachodnią,  która  niosła  nie  autonomję,  lecz 
niepodległość,  która  przeciw  Niemcom  i  ich  sprzymie- 
rzeńcom zmobilizowała  świat  cały,  która  oświadczała, 


159. 


że  nie  ustąpi  przed  osiągnięciem  zupełnego  zwycię- 
stwa i  dlatego  propozycje  mocarstw  centralnych  od- 
rzuca. Od  Komitetu  przychodziły  do  kraju  biuletyny 
dowodzące  bliskiego  zwycięstwa  koalicji  i  udzielające 
wskazówek  tym  stronnictwom  w  Polsce,  które  polityce 
koalicyjnej  hołdowały. 

Znaczną  rolę  wśród  Polaków  amerykańskich  ode- 
grał Paderewski.  Polacy  ci  w  chwili  wybuchu  wojny 
zrywali  się,  aby  walczyć  za  Polskę1,  ale  podzielili  się 
w  tern,  że  jedni  chcieli  pójść  do  legjonów  utworzo- 
nych w  Krakowie,  a  drudzy  walczyć  po  stronie  ko- 
alicji. Wskutek  blokady  angielskiej  pierwsi  do  Polski 
się  nie  dostali,  drudzy  uzyskali  przewagę  i  zasilili  po- 
tem wojsko  polskie  we  Francji.  Paderewski  stanął  po 
ich  stronie  i  zawarł  bliską  znajomość  z  wybitnymi  po- 
litykami Stanów  Zjednoczonych,  a  przedewszystkiem 
z  Wilsonem,  który  w  końcu  1916  r.  wybrany  został 
prezydentem.  Paderewski  doprowadził  do  tego,  że  Po- 
lacy w  Stanach  złączyli  się  ze  sobą,  wybrali  wydział 
narodowy  i  rzucili  głosy  na  Wilsona.  Zawdzięczać  temu 
może  należało,  że  Wilson  w  pierwszem  swojem  orę- 
dziu do  senatu  23  stycznia  1917  r.  osobny  ustęp  Pol- 
sce poświęcił. 

Zadanie  Komitetu  polegało  na  prowadzeniu  pro- 
pagandy na  ziemiach  polskich  przeciw  wszystkiemu, 
co  pochodziło  od  mocarstw  centralnych,  przeciw  ja- 
kimkolwiek zawiązkom  rządu  polskiego  w  Warszawie, 
a  przedewszystkiem  przeciw  legjonom  i  polskiej  armji. 
Uznając  tę  propagandę  Komitetu,  rząd  francuski  nie 
skąpił  mu  zaliczek  miljonowych,  które  państwo  polskie 


1  Dr.  Feliks  J.  Młynarski:  „Ameryka  a  wojna".  Warszawa 
1917. 

fe 


[ 

160 

potem  miało  mu  zwrócić,  a  także  rząd  angielski  pracę 
jego  przyjmował  z  uznaniem1. 

Propaganda  nie  osiągała  w  Polsce  pełnego  skutku 
dopóki  socjaliści  szli  przeciw  caratowi  i  Rosji.  Gdy 
rewolucja  rosyjska  w  przeciwną  popchnęła  ich  stronę, 
przyszedł  do  skutku  sojusz  narodowej  demokracji  i  jej 
sympatyków  z  socjalistami,  który  Koło  polskie  wie- 
deńskie popchnął  do  zamanifestowania  się  na  rzecz 
koalicji,  Radę  stanu  doprowadził  do  ustąpienia,  a  le- 
gjony  do  rozbicia. 

Komitet  paryski  walcząc  z  rząclem  polskim,  który 
się  tworzył  w  Warszawie,  uważał  się  sam  za  rząd  pol- 
ski, który  po  osiągnięciu  zwycięstwa  zjechać  »ma  i  za- 
siąść w  Warszawie.  Celu  tego  w  całości  nie  dopiął* 
ale  doprowadził  do  tego,  że  francuski  minister  spraw 
zagranicznych  Pichon  w  d.  29  grudnia  1918  nazwał  go 
rządem  polskim  wbrew  rządowi,  jaki  istniał  w  Warsza- 
wie po  usunięciu  niemieckiej  okupacji. 

Hasło  rzucone  przez  Wilsona  odezwało  się  najpierw 
u  Polaków  w  Niemczech.  Na  posiedzeniu  sejmu  Rze- 
szy niemieckiej  w  d.  1  marca  1917  poseł  Seyda  wy- 
toczywszy skargę,  że  po  akcie  z  5  listopada  nie  znie- 
siono wszystkich  us^aw  antypolskich  w  Prusiech,  para- 

1  I  tak  minister  angielski  Balfour  w  r.  1918  pisał  do  dele- 
gata Komitetu:  „Korzystam  ze  sposobności,  aby  zakomuniko- 
wać panu,  że  rząd  Jego  Król.  Mości  nie  omieszkał  śledzić 
z  zainteresowaniem  i  uznaniem  nieustannych  wysiłków,  jakie 
polski  Komitet  narodowy  czynił  od  chwili  uznania  go  przez 
sprzymierzone  rządy  ku  wzmocnieniu  oporu  ziomków  swoicłn 
na  całym  świecie  przeciw  państwom  centralnym  i  wszelkiemu 
kompromisowi  z  niemi  przy  rozwiązaniu  kwestji  polskiej.  Za- 
ufanie rządu  J.  K.  M  do  lojalności  Komitetu  w  sprawie  sprzy- 
mierzonych pozostaje  nienaruszone". 


161 


frazował  program  Wilsona:  „My  Polacy,  którzy  mimo 
państwowego  rozłączenia  nigdy  nie  utraciliśmy  poczucia 
narodowej  jedności,  którzy  wyznawaliśmy  zasadę  prawa 
decydowania  narodów  o  własnym  losie,  protestujemy 
przeciw  temu,  aby  przy  zakończeniu  wojny  całe  na- 
rody lub  części  narodów  zostały  wbrew  woli  własnej 
przyłączone  drogą  aneksji  do  innego  państwa.  Żywimy 
nadzieję,  że  mimo  wielkiej  nienawiści,  jaką  wywołała 
obecna  wojna  między  narodami,  ludzkość  po  przez 
morze  krwi  przyjdzie  do  przekonania,  iż  żaden  naród 
nie  ma  prawa  do  uciemiężania  drugiego  narodu,  że 
przeciwnie  każdy  naród  posiada  przyrodzone  prawo 
do  wolnego  i  nieskrępowanego  rozwoju  swej  narodo- 
wej istoty". 

Próbował  potem  w  d.  29  marca  ks.  Radziwiłł  w  pru- 
skiej izbie  panów  mówić  o  ułożeniu  się  stosunków 
Polaków  do  państwa  pruskiego  na  podstawie  całkowi- 
tego równouprawnienia  i  wywołał  tern  deklarację  rządu, 
że  rozpoczęto  już  rozważać  zniesienie  ustawy  o  wy- 
właszczeniu, ułatwienie  używania  ojczystego  języka 
i  stosowanie  ustawy  o  kolonizacji  t;akże  na  rzecz  Po- 
laków. 

Kiedy  w  lipcu  1917  r.  oświadczyła  się  za  pokojem  bez 
aneksji  i  odszkodowań  większość  parlamentu  Rzeszy, 
mówca  polski  witając  z  radością  ruch,  który  tak  silnie 
ujawnił  się  w  parlamencie  za  pokojem  i  za  wewnę- 
trznym swobodnym  rozwojem,  powtórzył  deklarację 
z  d.  1  marca. 

Gdy  jednak  minął  rok  i  większość  sejmu  pruskiego 
stanowisko  swoje  przeciwne  reformie  sejmu  uzasa- 
dniała obawą  przed  zwiększeniem  liczby  i  wpływu  po- 
słów polskich  i  namiętne  przeciw  ludności  polskiej 
podnosiła  skargi,  gdy  rząd  pruski  w  projekcie  budżetu 


Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego. 


11 


162 


utrzymał  pozycje  antypolskie,  posłowie  Korfanty  i  Trąm- 
pczyński  w  styczniu  1918  r.  podnieśli  rzuconą  ręka- 
wicę i  piętnując  system  pruski,  zażądali  autonomji  na- 
rodowej Polaków  w  Prusiech  i  zagwarantowania  jej 
międzynarodowego  charakteru  przez  sąd  rozjemczy.  Wy- 
wołało to  burzę  po  stronie  pruskiej,  a  minister  spraw 
wewnętrznych  Drews  ulegając  nastrojowi  większości 
sejmu  wygłosił  mowę,  w  której  odpierając  te  żądania, 
uzasadniał  dotychczasową  politykę  antypolską  i  godził 
się  tylko  na  uchylenie  „pewnych"  represalij  przeciw 
Polakom.  Pokój  brzeski  zaostrzył  jeszcze  stosunek 
Polaków  do  rządu,  który  ten  pokój  zawarł.  Dnia  8 
marca  1918  poseł  Seyda  oświadczył,  że  wszystkie  stron- 
nictwa i  wszystkie  warstwy  społeczeństwa  polskiego 
odrzuciły  koncesje  ofiarowane  przez  rząd,  jako  niedo- 
stateczne, i  uznał  wszelkie  dalsze  dyskusje  za  zbyteczne. 
Nowy  kanclerz  niemiecki  hr.  Hertling  Wspomniał  o  re- 
ktyfikacji granicy  zachodniej  Polski  ze  względów  woj- 
skowych, a  izba  panów  sejmu  pruskiego  oświadczyła 
się  za  tern,  nie  zważając  na  wywody  ks.  Ferdynanda 
Radziwiłła  i  żądała  konsekwentnego  prowadzenia  ko- 
lonizacji niemieckiej  w  prowincjach  wschodnich.  Polacy 
pruscy  oczekiwali  lepszej  doli  już  tylko  od  pogromu 
Niemiec  na  polach  bitew  i  zzapartym  oddechem,  awkrótce 
potem  z  nietajoną  radością  pochłaniali  wiadomości 
nadchodzące  z  ostatniej  ofensywy,  podjętej  przez  Niemcy 
w  lecie  1918  r.  przeciw  stolicy  Francji. 

Trudniej  było  przewidzieć,  że  hasło  rzucone  przez 
Wilsona  w  związku  z  rewolucją  rosyjską  przerzuci  także 
Polaków  w  Austrji  na  stronę  koalicji,  a  jednak  to  się 
stało.  Pismo  cesarskie  z  d.  4  listopada  1918,  zapowia- 
dające osobny  rząd  i  sejm  w  Galicji  z  kompetencją 


163 

rozciągającą  się  aż  do  tej  granicy,  która  jednością  pań- 
stwa i  pomyślnością  państwa  i  Galicji  jest  podykto- 
wana, zrobiło  dobre  wrażenie.  Ministrem  dla  Galicji 
został  Bobrzy ński,  a  z  jego  udziałem  komisja  parla- 
mentarna Koła  polskiego  zajęła  się  bezzwłocznie  opra- 
cowaniem szczegółowego  projektu  konstytucji  galicyj- 
skiej. Praca  trwała  dwa  miesiące  od  połowy  grudnia 
w  bezprzykładnej  zgodzie  wszystkich  stronnictw,  nie 
wyłączając  Głąbińskiego.  Socjaliści,  Daszyński  i  Dia- 
mand,  współpracowali  tak  dalece  z  konserwatystami, 
że  u  ludowców  wywołali  wrażenie  gotującego  się  po- 
litycznego sojuszu. 

W  d.  13  marca  1917  prezes  Koła  polskiego  zdawał 
Kołu  sprawę  z  pracy  komisji  parlamentarnej  i  Koło 
powzięło  uchwałę  domagającą  się  najpełniejszego  urze- 
czywistnienia aktów  z  d.  4  i  5  listopada  oraz  odda- 
nia legjonów  na  rzecz  polskiej  armji.  O  rewolucji  ro- 
syjskiej nikt  jeszcze  nie  myślał,  aje  prezes  Koła  Biliński, 
zdając  sprawę  z  rozmowy  swojej  z  nowym  ministrem 
spraw  zagranicznych,  hr.  Czerninem,  udzielił  Kołu  po- 
jfnie  wiadomości,  że  hr.  Czernin  nie  uważa  aktów 
tych  za  ostateczne,  lecz  że  przeciwnie  drogę,  prowa- 
dzącą do  dawnego  projektu  połączenia  Królestwa  z  Ga- 
licją w  związku  z  monarchją  austrjacko  -  węgierską, 
w  pertraktacjach  z  Niemcami  napowrót  otworzył.  We 
dwa  dni  potem  przyszła  wiadomość  o  rewolucji  rosyj- 
skiej i  położenie  w  Kole  zupełnie  się  zmieniło.  Socja- 
Hści  nie  wytrzymali.  Z  Rosją  rewolucyjną,  niosącą  hasła 
republikańskie  i  socjalistyczne,  walczyć  nie  śmieli  i  nie 
chcieli.  Dotychczas  opowiadali  się  przy  Habsburgach 
i  w  związku  z  Austrją  przyszłość  Polski  widzieli,  i  dla- 
sego  z  trudem  tylko  pogodzili  się  z  aktem  z  5  listo- 
pada. Teraz  nietylko  ten  akt,  ale  i  program  austro- 


164 


polski  połączenia  Królestwa  z  Galicją  już  ich  nie  za- 
dowalniał.  W  Kole  przerzucili  się  do  opozycji  i  znaleźli 
odrazu  pomocników  w  narodowych  demokratach,  któ- 
rzy przycichli  przedtem,  ale  nie  dali  za  wygranę.  Przy- 
wódca narodowych  demokratów  w  Kole  Głąbiński 
oświadczył  wprawdzie  w  d.  25  października  1915,  że 
on  i  jego  stronnictwo  stoi  dalej  przy  programie  z  16 
sierpnia  1914  r.  i  nie  podziela  hasła  rzuconego  przez 
pewien  odłam  stronnictwa  narodowo-demokratyczńego 
pod  zaborem  rosyjskim,  jakoby  idea  własnej  państwo- 
wości polskiej  mogła  być  zastąpiona  hasłem  zjedno- 
czenia wszystkich  ziem  polskich  przez  Rosję  lub  jakoby 
te  dwie  idee  'były  ze  sobą  równorzędne.  Protestował 
jednak  przeciw  temu  Grabski  („Sprawa  polska"  27  listo- 
pada), twierdząc,  że  Głąbiński  nie  miał  prawa  przema- 
wiać w  imieniu  stronnictwa,  a  rozgrzeszał  go  tylko  ze 
względu  na  położenie  przymusowe,  w  jakiem  się  zna- 
lazł. Tak  narodowi  d^nokraci  jako  też  ich  sympatycy, 
stojący  za  ks.  Witoldem  Czartoryskim,  orjentacji  swej 
naprawdę  się  nie  wyrzekli.  Zmiana  frontu,  jakiej  pod 
wpływem  rewolucji  rosyjskiej  dokonali  socjaliści,  otwarła 
im  nagle  widoki  powodzenia.  Ciż  sami  ludzie,  którzy 
nie  mogli  darować  Komitetowi  krakowskiemu,  że  dla 
walki  z  Rosją  mieścił  w  sobie  socjalistów,  zawarli  teraz 
z  nimi  sojusz  i  wspólnemi  siłami  przeciągnęli  na  swoją 
stronę  ludowców,  usposobionych  opozycyjnie,  bo  po- 
drażnionych ciężarami  wojny  i  nadużyciami  wojsk  a  go- 
towych opozycję  tę  ubrać  w  płaszcz  patrjotyczny.  Per- 
traktacje Koła  z  rządem  o  wyodrębnienie  Galicji  przy- 
brały ton  cierpki  i  ostry. 

Głąbiński  w  liście  do  prezesa  Koła  zaprotestował 
przeciw  jego  polityce  w  sposób  bezwzględny,  a  taki 


165 


sam  protest  wniosło  kilkudziesięciu  narodowych  demo- 
kratów, głównie  ze  sfer  uniwersyteckich. 

Rząd  próbował  jeszcze  wpłynąć  na  Koło  przez  po- 
dróż cesarza  i  cesarzowej  do  Krakowa  w  d.  5  maja 
i  przez  przemowę  cesarza  do  Koła  polskiego,  w  której 
cesarz  zapewniał  Polaków  o  swojem  „najgorętszern  zro- 
f  zumieniu  potrzeb  ich  ojczyzny",  a  „ożywiony  serde- 
c  z  nem  i  sympatjami  dla  narodu  polskiego  i  rozumiejąc 
ich  uczucia",  oświadczał,  że  pragnie  współdziałać  przy 
budowie  nowoutworzonego  państwa  polskiego  i  urze- 
czywistnić pismo  odręczne  swego  poprzednika  z  d.  4 
listopada.  Podróż  ta  nie  odniosła  spodziewanego  skutku. 
Polacy  galicyjscy  nie  podjęli  tym  razem  dłoni,  którą 
wyciągał  do  nich  nowy  monarcha  Austrji.  W  Kole  pol- 
śkiem  d.  15  maja  rozpoczęła  się  długa  dyskusja,  w  któ- 
rej rządowi  zarzucano,  że  nie  zgodził  się  zaraz  na 
ułożony  przez  Koło  projekt  wyodrębnienia  Galicji,  ale 
równocześnie  wyrzekano  się  wszelkiego  wyodrębnienia, 
srając  pod  hasłem  niepodległej  i  zjednoczonej  Polski. 
Gdy  konserwatyści  w  Kole  polskiem  głosowali  przeciw 
tym  uchwałom,  jako  zrywającym  z  Austrją  i  odbiera- 
jącym nam  jej  pomoc,  a  wzmacniającym, w  Galicji  Ru- 
sinów, postanowiono  odwołać  się  do  Koła  sejmowego 
w  Krakowie,  na  którem  w  d.  28  maja  przeprowadzono 
jednomyślnie  uchwałę:, że  jedynerh  dążeniem  narodu 
polskiego  jest  odzyskanie  zjednoczonej  niepodległej 
Polski  z  dostępem  do  morza,  stwierdzającą  dalej  mię- 
dzynarodowy charakter  tej  sprawy  i  uznającą  urzeczy- 
wistnienie jej  za  porękę  trwałego  pokoju,  wyrażającą 
w  końcu  nadzieję,  że  życzliwy  nam  cesarz  Austrji  sprawę 
tę  ujmie  w  swoje  ręce,  a  wskrzeszenie  państwa  pol- 
skiego przy  pomocy  Austrji  zapewni  jej  naturalnego 
i  trwałego  sprzymierzeńca. 


166 


W  uchwale  tej  uderzało  nie  to,  że  Polacy  austrjacoy 
przyznali  się  do  ideału  narodowego  Polski  zjednoczo- 
nej i  niepodległej,  ale  to,  że  domagali  się,  by  cesarz 
austrjacki  pomógł  im  w  tern  i  nietylko  odstąpił  Ga- 
licję, ale  także  na  Niemcach  wymógł  zwrot  Poznań- 
skiego, Śląska  i  Prus  polskich,  za  co  Koło  polskie 
ofiarowało  mu  trwałe  przymierze  Polski.  Uchwałą 
swoją  trzecią  Koło  polskie  schodziło  zupełnie  z  drogi 
polityki  realnej,  którą  dotychczas  prowadziło  w  Austrj:, 
i  dlatego  konserwatyści  krakowscy,  godząc  się  na  dwie 
pierwsze  uchwały,  pragnęli  zmienić  trzecią.  Steroryzo- 
wani  zmobilizowaną  ulicą,  ,  ulegli  w  końcu  i  wszystkie 
uchwały  przeszły  jednomyślnie.  Bobrzyński  ustąpił 
z  ministerstwa,  a  Koło  polskie  dokonawszy  wielkiej 
manifestacji  na  rzecz  koalicji  zachodniej,  chwiało  się 
odtąd  pomiędzy  kurczowem  trzymaniem  się  i  stwier- 
dzaniem tej  manifestacji  a  liczeniem  się  z  warunkami 
rzeczywistymi.  Na  zerwanie  stanowcze  z  rządem,  ria 
przejście  do  opozycji  przeciw  państwu  nie  mogło  się 
zdecydować,  bo  czyniąc  to,  trzeba  było  zrezygnować 
z  odbudowy  zniszczonego  kraju  kosztem  Austrji,  na 
czem  tak  zależało,  i  otworzyć  szeroką  bramę  wpływowi 
Ukraińców  galicyjskich,  który  wskutek  manifestacji  pol- 
skiej za  koalicją  i  tak  z  każdym  dniem  nabierał  wię- 
kszego znaczenia.  Socjaliści,  utworzywszy  w  Kole  poi- 
skiem  z  narodowymi  demokratami  i  ludowcami  wię- 
kszość, która  nazwała  się  „narodową",  postawili  sobie 
zadanie,  ażeby  wywrócić  Komitet  krakowski,  który 
przypominał  im  udział  ich  w  legjonach  walczących 
z  Rosją,  a  zarazem  pozbawić  wszelkiego  wpływu  kon- 
serwatystów, którzy  nie  umieli  wskutek  rewolucji  ro- 
syjskiej zmienić  z  dnia  na  dzień  swojej  orjentacji,  któ- 
rzy wytrwali  w  Komitecie  krakowskim  i  za  budową 


167 


rządu  i  wojska  polskiego  na  ziemi  polskiej  się  oświa- 
dczali. 

W  r.  1918  po  traktacie  brzeskim,  kiedy  monarchja 
austro-węgierska  już  trzeszczała  w  swoich  posadach, 
posłowie  narodowo -demokratyczni  rozpoczęli  rokowa- 
nia z  Czechami  i  południowymi  Słowianami  o  podział 
spadku  po  Austrji.  Głąbiński  zawierał  z  nimi  formalne 
umowy,  głównie  o  Śląsk,  i  robił  tern  reklamę  naro- 
dowej demokracji,  dopóki  się  nie  pokazało,  że  Czesi 
nie  myśleli  układów  dotrzymać. 


X!. 


RADA    S  T  A  N  U. 

Otwarcie  prowizorycznej  Rady  stanu  d.  14 'stycznia  1917. 
Stronnictwa  wobec  Rady  stanu  i  rokowania. 
Układ  o  wojsko  polskie  10  kwietnia  1917. 
Rozbicie  legjonów. 

Dymisja  Rady  stanu  26  sierpnia  1917. 

Zdawało  się,  że  Rada  stanu,'  rodzaj  rządu  polskiego, 
wprowadzi  pewien  ład  i  pewną  konsolidację  w  pol- 
skie stronnictwa1.  Stało  się  przeciwnie.  Nigdy  gra 
stronnictw  łączących  się  ze  sobą  i  rozdzielających,  po- 
wstających świeżo  i  gasnących,  nie  doszła  do,  takiej 
swawoli,  jak  za  jej  rządów.  Zaczęło  się  od  tęgo,  że 
stronnictwa  pragnąc  wziąć  udział  w  jej  powstaniu  i  no- 
minować do  niej  okupantom  kandydatów,  zamierzały 
połączyć  się  ze  sobą  w  formie  Rady  narodowej,  zło- 
żonej z  delegatów  wszystkich  stronnictw.  Myśl  ta  była 
jednak  hasłem  do  zaostrzenia  się  walki  między  akty- 


1  „Sprawa  wojska  polskiego  a  Tymczasowa  Rada  stanu. 
14  stycznia  1917  —  25  sierpnia  1917.  Dokumenty  i  wnioski". 
Warszawa  1917.  Drukowane  jako  rękopis. 

..Rada  stanu  —  Konstytuanta"  wydane  przez  polską  par- 
tję  socjalistyczną.  Warszawa  1917. 

„Czy  chcemy  tworzyć  wojsko?  '  drukowane  jako  rękopis 
10/VII  1917. 

„Die  Polen  auf  der  Anklagebank.  Eine  Erwiederung  und 
Mahnung  von  der  Redaktion  der  „Polnischen  Blatter".  Ber- 
lin— Charlottenbur<j.  Ais  Manuskript  gcdruckt. 


169 


wistami,  a  passywistami.  Posuwano  się  aż  do  bojkotu 
polityków,  którzy  jeździli  w  deputacji  do  Berlina  i  ma- 
nifestu potem  bronili.  Zmuszano  ich  do  ustąpienia 
z  instytucyj  niepolitycznych,  w  których  kierujące  zaj- 
mowali stanowiska,  Dzierżbickiego  i  hr.  Ronikiera 
z  Rady  Głównej  opiekuńczej,  Wieniawskiego,  Miku- 
łowskiego-Pomorskiega,  Targowskiego  z  Towarzystwa 
rolniczego,  Brudzińskiego  z  prezydjum  Rady  miasta 
Warszawy.  Po  wielu  rokowaniach  i  układach  przyszło 
wreszcie  do  „Rady  narodowej",  ale  wzięli  w  niej  udział 
tylko  aktywiści,  wzmocnieni  przez  secesję  tych  człon- 
ków narodowej  demokracji,  którzy  nie  mogąc  w  niej 
wytrzymać,  utworzyli  jeszcze  jedno  stronnictwo.  Nato- 
miast Koło  międzypartyjne,  złożone  z  realistów  i  na-; 
rodowej  demokracji,  a  więc  passywiści,  nie  wzięli 
w  niej  udziału.  Rada  narodowa  przedłożyła  Besele- 
rowi  memorjał,  w  którym  zażądała:  mianowania  re- 
genta przez  obu  monarchów,  mianowania  Rady  stanu 
w  porozumieniu  z  Radą  narodową,  ustanowienia  mi- 
nisterstwa sprawiedliwości  oraz  wyznań  i  oświaty, 
i  ustanowienia  departamentu  wojskowego  w  Radzie 
stanu. 

Odpowiedział  Beseler,  że  cieszy  się  z  powstania 
Rady  narodowej,  ale  spełnienie  jej  powyższych  życzeń 
napotyka  na  trudności  J  wymaga  pewnego  czasu.  Rów- 
nocześnie zaś  zgodził  się  na  wniosek  komendy  legjo- 
nów,  aby  legjony  uznane  zostały  jako  kadry  armji 
polskiej,  werbunek  oddany  został  władzom  legjono- 
wym,  a  legjony  rozmieszczone  zostały  w  Warszawie 
i  w  miastach  Królestwa. 

D.  6  grudnia  1916  r.  ogłoszone  zostało  rozporzą- 
dzenie generał-gubernatorów,  że  do  czasu  ustanowie- 
nia Rady  stanu  na  podstawie  wyborów,  co  do  kto- 


170 


rych  ma  nastąpić  porozumienie,  utworzoną  ma  być 
Rada  stanu  prowizoryczna,  złożona  z  25  członków, 
mianowanych  z  pośród  osób  znających  życzenia  i  in- 
teresy ludności,  z  tych  15  z  okupacji  niemieckiej,  10 
z  austrjackiej.  Dodani  jej  będą  komisarze  rządowi. 
Przewodniczący,  wybrany  przez  nią,  będzie  się  nazy- 
wał marszałkiem  koronnym.  Rada  stanu  dawać  będzie 
opinję  w  sprawach  ustaw  na  żądanie  okupantów  i  brać 
udział  w  dalszej  budowie  zarządzeń  państwowych 
w  Królestwie  Polskiem  a  w  szczególności  w  wypraco- 
waniu rozporządzeń  regulujących  wspólną  reprezenta- 
cję i  przygotowywać  rozporządzenia  polskiej  administra- 
cji. Oprócz  tego  ma  Rada  stanu  prawo  do  wniosków 
z  własnej  inicjatywy  w  sprawach  krajowych,  do  współ- 
udziału w  tworzeniu  armji  polskiej  z  jej  najwyższym 
wodzem,  oraz  do  uchwał  w  sprawie  usunięcia  szkód 
wojennych  i  ożywienia  gospodarczego  kraju  i  uchwa 
lania  na  to  dodatków  do  podatków  bezpośrednich 
i  pożyczek. 

Akt  z  d.  6  grudnia  był  ze  strony  Niemców  przy- 
znaniem się  do  błędu,  jaki  popełnili,  chcąc  armję  pol- 
ską bez  udziału  Polaków  organizować.  Dopuścili  do 
tego  zadania  obecnie  Radę  stanu,  a  wszystkich  oczy 
zwrócone  były  na  nią,  czy  przełamie  opozycję,  jaka 
w  polskiem  społeczeństwie  przeciw  armji  polskiej  pod 
dowództwem  niemieckiem  się  objawiła  i  czy  utworze- 
nie armji  tej  umożliwi.  W  tern  było  jej  główne  za- 
danie. 

Rada  stanu  tymczasowa  zebrała  się  dopiero  d.  14 
stycznia  1917  r.  Półtora  miesiąca  minęło  na  pertrakta 
cjach  pomiędzy  okupantami  i  pomiędzy  nimi  a  Radą 
narodową  o  szczegóły  jej  urządzenia.   Nie  skupiono 
w  Radzie  stanu  wszystkich  stronnictw,  gdyż  Koło  mię 


171 


dzypartyjne  ze  wzglądu  na  to,  że  Rada  stanu  miała 
przystąpić  zaraz  do  stworzenia  armji  polskiej,  do  niej 
wejść  nie  chciało. 

Passywiści  a  na  czele  ich  narodowa  demokracja 
odmawiała  Radzie  prawa  stanowienia  o  losach  kraju, 
a  przedewszystkiem  prawa  wypowiedzenia  wojny  ko- 
mukolwiek (rozumiało  się  Rosji)  i  ogłaszania  werbunku 
do  wojska,  którego  udział  po  jednej  ze  stron  walczą- 
cych byłby  z  góry  przesądzony.  Nie  ma  ona  prawa 
wiązać  się  w  imieniu  jakoby  narodu  z  tern  lub  innem 
mocarstwem  lub  grupą  mocarstw,  powinna  się  zająć 
przedewszystkiem  jak  najrychlejszem  zwołaniem  sejmu. 
Groźby  posypały  się  na  Radę  stanu,  gdyby  sięgnęła 
po  władzę,  bo  władzę  w  Polsce  stworzyć  może  tylko 
Sejm  wychodzący  z  wyborów.  Usunięcie  się  passywi- 
stów  z  Rady  stanu  ułatwiało  oddanie  jej  aktywistom4, 
ale  aktywistów  chcących  iść  wbrew  groźbom  passy  wi- 
stów było  zamało.  Oprócz  kilku  zdecydowanych  akty- 
wistów z  klubu  państwowców  i  z  Ligi  państwowości 
polskiej  wprowadzono  więc  do  Rady  stanu  ludzi,  któ- 
rzy nie  mieli  wprawdzie  na  sobie  wyraźnego  stempla 
Koła  międzypartyjnego,  ale  naprawdę  mu  ulegali.  We- 
szło nadto  do  Rady  kilku  reprezentantów  lewicy,  któ- 
rzy z  innych  powodów  przeciwni  byli  legjonom  i  re- 
gularnej armji.  Tak  dla  przeprowadzenia  proklamacji 
z  d.  5  i  z  d.  9  listopada  powstało  ciało,  niezdolne  do 
jakiejkolwiek  akcji.  Tłómaczyli  aktywiści  Radzie  stanu, 
że  wystąpiwszy  śmiało  za  werbunkiem  i  utworzeniem 
armji  porwie  za  sobą  wahające  się  żywioły,  natchnie 
otuchą  legjony,  które  jej  się  oddały,  zyska  wpływ  na 
Niemców,  nakłoni  ich  do  koncesyj  i  pokona  passy- 
wizm.    Czy  radzący  to  mieli  słuszność,  trudno  dziś 


172 


rozstrzygnąć ,  skoro  Rada  próby  takiej  nie  przedsię 
wzięła. 

Nie  mając  odwagi  wobec  opinji  publicznej,  opano- 
wanej przez  passywistów,  nie  miała  jej  Rada  także 
wobec  okupantów,  nie  zdobyła  się  na  to,  ażeby  utwo- 
rzeniu wojska  wprost  się  sprzeciwić,  a  tern  samem 
narazić  się  na  rozwiązanie  siebie,  a  może  także 
akt  z  d.  5  listopada  na  cofnięcie.  Zebrawszy  się,  wy- 
dała zaraz  w  d.  15  stycznia  1917  r.  odezwę,  w  której 
oświadczyła,  że  „stworzenie  licznej  a  karnej  armji  pol- 
skiej, która  wierna  naszym  wielkim  rycerskim  trady- 
cjom wskrzesiłaby  dawną  chwałę  oręża  polskiego,  sia- 
nowi dla  nas  radosną  i  pilną  konieczność.  Świadomi 
bowiem  jesteśmy,  że  taka  armja  to  pierwszy  niepod- 
ległego bytu  państwowego  warunek.  Przyczyni  się  ona 
do  uzyskania  potrzebnych  państwu  polskiemu  możli- 
wie szerokich  granic  i  będzie  powagi  tego  państwa 
rękojmią".  Zasłoniwszy  się  tern  hasłem,  obrała  jednak 
Rada  drogę,  ażeby  okupantom  stawiać  i  stopniować 
żądania  i  warunki,  nic  od  siebie  nawzajem  nie  dając, 
i  odraczać  powstanie  armji. 

Zastała  wszystko  przygotowane  do  werbunku,  bo 
Niemcy  zgodziły  się  na  utworzenie  biur  werbunkowych 
na  swojej  okupacji,  takich  samych,  jakie  na  okupacji 
austrjackiej  urządził  i  prowadził  departament  wojskowy 
Komitetu  krakowskiego.  Do  biur  tych  zgłosiło  się 
już  i  zapisanych  było  wielu  ochotników,  ale  pobór  ich 
został  wstrzymany  wskutek  utworzenia  Rady  stanu 
i  powołania  jej  do  współdziałania  w  sprawach  woj- 
ska. Oczekiwano  powszechnie,  żę  Rada,  jeżeli  nie  zdo- 
będzie się  na  nakaz  poboru  rekruta,  to  przynajmniej 
wyda  odezwę  wzywającą  ochotników  do  wstępowania 
do  wojska  i  do  ich  przyjęcia.    Projekt  takiej  odezwy 


173 


wygotowany  był  już  z  końcem  lutego,  ale  Rada  nie 
wydala  jej,  bo  znalazła  przeszkodę.  Legjony  były  już 
od  1  grudnia  w  Warszawie  i  czekały  na  wcielenie 
ochotników,  ale  to  Radzie  nie  wystarczało,  bo  brakło 
formalnego  aktu  oddającego  legjony  jako  kadry  woj- 
sku polskiemu.  Zamiast  odezwy  werbunkowej  d.  5  mar- 
ca Rada  postanowiła  udać  się  o  wydanie  takiego  aktu  * 
do  monarchów.  Proklamowali  uroczyście  w  d.  10 
kwietnia  1917  r.  na  zamku  warszawskim  wobec  zgro- 
madzonej w  komplecie  Rady  stanu  jenerałowie  guber- 
natorowie niemiecki  i  austrjacki.  Cesarz  Austrji  oddał 
korpus  posiłkowy,  który  dotychczas,  przekształcony 
z  legjonów,  był  w  związku  z  armją  austrjacko-węgier- 
ską,  jenerał  -  gubernatorowi  warszawskiemu,  Któremu 
zorganizowanie  wojska  polskiego  powierzono.  Korpus 
ten  odpowiednio  do  życzenia  narodu  polskiego  przy 
współudziale  Rady  stanu  tworzyć  ma  kadry  alą  armji 
polskiej,  która  bezzwłocznie  ma  powstać.  Marszałek 
koronny  dziękował  i  współudział  Rady  stanu  w  two- 
rzeniu wojska  na  tej  podstawie  przyrzekał,  chociaż 
Radę  stanu  spotkał  wielki  zawód,"  bo  Korpus  posiłko- 
wy oddany  został  nie  jej,  lecz  Beselerowi. 

Dnia  24  kwietnia  Rada  stanu  uchwaliła  nareszcie 
odezwę  werbunkową.  Brzmienie  jej  zastosowała  do 
wielkiej  zmiany  politycznej,  jaka  zaszła  wskutek  re- 
wolucji rosyjskiej  i  ogłoszenia  przez  nią  niepodległo- 
ści polskiej.  Wzywając  ochotników  do  zgłaszania  się 
do  wojska  polskiego,  Rada  stanu  nie  wskazywała  temu 
wojsku  walki  z  Rosją,  a  tern  mniej  walki  w  przymie- 
rzu z  państwami  centralnemi.  Ogłaszała  wojsko  pol- 
skie, armją  narodową,  która  wobec  bliskiego  pokoju 
żądaniom  polskim  zapewni  posłuch  i  wpływ  na  ukształ- 
towanie się  granic.  Dodała  wreszcie,  że  armja  ta  ojczy- 


174 


źnie  i  przyszłemu  królowi  polskiemu  będzie  zaprzy- 
siężoną. Uchwalając  taką  odezwę,  wykluczającą  Niem- 
ców od  udziału  w  wojsku  polskiem,  Rada  stanu  chyba 
się  nie  łudziła,  że  Niemcy  się  na  nią  zgodzą.  Wspo- 
minając, że  wojsko  to  polskie  służyć  będzie  pod  pol- 
skimi oficerami  i  polską  komendą,  nie  wspominała  ani 
słowem  o  dowództwie  niemieckiem,  które  przecież  do- 
starczyć miało  temu  wojsku  całego  uzbrojenia  i  utrzy- 
mania. Gdy  zaś  nadto  odezwa  proponowała  inną  for- 
mułę przysięgi,  niż  ta,  z  którą  Niemcy  wystąpili,  sprawa 
poszła  na  drogę  rokowań  o  tę  formułę  i  do  wydania 
odezwy  znów  nie  przyszło. 

Okupanci  z  rokowaniami  już  wcale  się  nie  spie- 
szyli. Niemcy  przekonali  się,  że  na  naród  polski  nie 
mogą  liczyć  i  nadziei  uzyskania  polskiego  wojska  dla 
zasłonięcia  swojej  wschodniej  granicy  muszą  się  wy- 
rzec. Jasnem  im  się  stało,  że  żądania,  które  Polacy 
stawiają  jako  warunek  poboru  wojskowego,  są  tylko 
pretekstem,  aby  uchronić  się  od  wystawienia  armji 
walczącej  po  ich  stronie.  Z  polityki  tej  społecżeństwa 
polskiego  zdawał  sobie  sprawę  już  nietylko  nieprzyja- 
zny nam  szef  sztabu  generalnego,  Ludendorff,  ale  także 
Beseler,  który  miał  ambicję  wojsko  polskie  wystawić 
i  który  jeszcze  15  grudnia  1916  r.  zaprosiwszy  do  sie- 
bie notablów  polskich,  gorąco  ich  do  tego  zachęcał. 
Odpierał  wobec  nich  insynuacje,  jakoby  Niemcy  dla- 
tego tylko  nastawali  na  utworzenie  wojska  polskiego, 
że  nieodzowną  im  jest  jego  pomoc.  Bez  tej  pomocy, 
rzekł,  jakkolwiekby  im  cenną  była,  Niemcy  się  obejdą. 
Ale  wojsko  być  musi,  bo  państwo  bez  wojska  to  mar- 
twa litera,  bez  żadnego  znaczenia.  Wojski  to  może 
być  zorganizowane  zaraz,  bo  Niemcy  ofiarują  Pola- 
kom swoich  instruktorów,  o  których  wiele  się  już  do- 


175 


bijało  narodów.  Później  d.  28  września  1917  r.  o  skutku 
swoich  usiłowań  tak  odezwał  się  w  kole  swoich  pod- 
władnych :  „Wskazaliśmy  Polakom  drogi  i  cele,  które 
były  utorowane  i  możliwe  do  osiągnięcia.  W  tern 
wszystkiem  nie  znaleźliśmy  dostatecznego  zrozumienia. 
Leży  już  w  temperamencie  tego  narodu,  że  łatwo  w  swych 
usiłowaniach  idzie  za  daleko  i  w  swych  planach  staje  się 
fantastycznym,  a  nadto,  co  jest  rysem  ubocznym,  że 
ten  naród  na  szczególną  niechęć  przyjmowania  czego- 
kolwiek, chociażby  to  była  rzecz  dobra,  co  pochodzi 
od  obcych.  Z  tego  powodu  praca  została  nam  bar- 
dzo utrudniona.  W  pierwszym  entuzjazmie  powiedziano 
nam  niejedno,  co  brzmiało  bardzo  obiecująco.  W  nie- 
jedno też  uwierzyliśmy,  ale  musieliśmy  uznać,  że  po- 
myliliśmy się.  Nazywało  się  zrazu  ze  wszystkich  stron: 
„dajcie  nam  nasze  legjony,  nasze  palladjum,  naszych 
bohaterów,  wówczas  powstaną  z  pod  ziemi  masy". 
Istotnie  legjony  przyszły,  ale  nie  było  rekrutów.  Po- 
wstało znów  hasło,  że  niema  jeszcze  polskiego  rządu. 
Moi  panowie,  skąd  wziąć  mieliśmy  tak  rychło  ten 
rząd..." 

Zanim  rokowania  o  formułę  przysięgi  dobiegły  do 
końca,  rozpoczęła  się  akcja  dążąca  do  rozsadzenia  le- 
gjonów.  Gdy  do  Rady  stanu  wszedł  Piłsudski,  powo- 
łany do  niej  przez  Austrię,  wówczas  „Polska  organi- 
zacja wojskowa"  w  osobnym  adresie,  wręczonym  dnia 
17  stycznia  1917,  oddała  Radzie  stanu  swe  „ siły  i  krew 
do  rozporządzenia",  zaś  Komitet  centralny  lewicy  w  d. 
22  stycznia  urządził  na  jej  cześć  wielki  pochód  mani- 
festacyjny na  ulrcach  Warszawy  i  wręczył  jej  adres, 
w  którym  powitał  ją  jako  reprezentację  narodową 
z  władzą  rządową  i  przysiągł  popierać  ją  energicznie 


176 


jako  najwyższą  władzę  polską,  wreszcie  zapewniał,  że 
„ambicją  naszą  będzie,  by  nas  nikt  nie  przewyższył 
w  gotowości  złożenia  na  ołtarzu  ojczyzny  najwięk- 
szych ofiar  z  mienia  i  krwi".  Ta  przykładna  zgoda 
Lewicy  z  Radą  stanu  trwała  jednakże  czas  krótki.  Pił- 
sudski wybrany  referentem  wojskowym,  wystąpił  w  Ra- 
dzie przeciw  tworzeniu  regularnego  wojska  z  legjo- 
nów,  a  oświadczył  się  za  rozwinięciem  „Polskiej  Or- 
ganizacji wojskowej".  Organizacja  ta  zwołała  w  dniu 
19  lutego  1917  zjazd  w  Warszawie,  na  którym  pomoc- 
nicze komitety  wojskowe,  utworzone  w  r.  1916  kon- 
spiracyjnie, wystąpiły  jawnie  i  wysłały  delegacje  do 
Rady  stanu.  Poddając  się  pod  jej  rozkazy,  żądały,  aby 
Rada  stanu  wydała  odezwę  do  społeczeństwa,  wzywa- 
jącą je  do  zapisywania  się  do  Polskiej  Orgąnizacji  woj- 
skowej. Żołnierze  rnieszkać  będą  w  domu  u  siebie, 
a  nie  w  koszarach,  nie  dostaną  mundurów  i  ćwiczyć 
się  będą  tylko  w  chwilach  wolnych  od  zajęć  zarobko- 
wych. Przetworzą  się  w  wojsko  prawdziwe  z  chwilą, 
gdy  od  mocarstw  centralnych  otrzymają  wszystko, 
czego  armja  współczesna  potrzebuje,  o  co  Rada  stanu 
ma  się  postarać1. 

Czy  projektodawcy  oddawali  się  złudzeniu,  że  oku- 
panci zgodzą  się  na  popieranie  a  choćby  tylko  na  to- 
lerowanie takiego  związku  wojskowego  przez  Radę 
stanu,  trudno  rozstrzygać.  Zwolennicy  „Organizacji" 
nie  kryli  się  z  tern,  że  legjony  trzeba  znieść,  bo  są 
zależne  od  okupantów.  Organizacja  ma  być  gotową 
na  wszelki  wypadek,  skoro  nawet  cofnięcie  aktu  z  dnia 
5  listopada  wykluczone  nie  jest.  Charakterystyczną 


1  Artykuł  A.  W.  (dra  Jodki  Narkiewicza)  w  numerze  10 
pisma  „Rząd  i  wojsko". 


177 


cechą  tego  projektu  było  zresztą,  że  Organizacja  woj- 
skowa poddawała  się  wprawdzie  Radzie  stanu,  ale  za- 
trzymywała całą  swoją  wewnętrzną  konspiracyjną  or- 
ganizację, w  której  Rada  stanu  nie  mogła  nic  zmienić, 
a  która  w  każdej  chwili  przeciw  niej  mogła  się  obrócić. 

Na  projekt  ten  Rada  stanu  zgodzić  się  nie  mogła 
ze  względu  na  siebie  i  ze  względu  na  okupantów.  Na 
zjazd  lewicy  odpowiedziała  zwołaniem  wielkiego  zja- 
zdu w  Warszawie,  na  który  w  d.  16  marca  1917  przy- 
było blizko  tysiąc  aktywistów  i  bezpartyjnych  z  całego 
Królestwa.  Przedstawiono  im  w  referatach  obraz  prac 
i  zamierzeń  Rady  stanu,  ale  skutek  tego  zjazdu  był 
bardzo  skromny,  bo  Rada  wyraźnego  programu  nie 
miała,  a  tern  mniej  nie  miała  odwagi,  aby  go  prze- 
prowadzać. Nie  miała  odwagi  nawet  zarządzić  prze- 
glądu i  wcielenia  do  wojska  tych  ochotników,  którzy, 
zgłosiwszy  się  do  niego  jeszcze  z  końcem  1916  r., 
napróżno  na  pobór  czekali  i  głośno  na  to  sarkali. 
Uspakajał*  ich,  wzywając  do  cierpliwości.  Cierpliwo- 
ści tej  nie  miał  jednak  członek  Rady  stanu  i  szef  de- 
partamentu spraw  wewnętrznych,  Łempicki,  i  d.  16  maja 
1917  zarządził  przegląd  tych  ochotników.  Przyjęto  ich 
półtora  tysiąca  na  trzy  tysiące  zgłoszonych,  bo  wielu 
się  już  w  ciągu  pięciu  miesięcy  od  zapisu  rozeszło 
i  za  granicę  wyjechało  za  zarobkiem.  Czyn  ten  Łem- 
pickiego  wywołał  na  niego  burzę  na  kilku  posiedze- 
niach Rady  i  potępienie. 

Gdy  legjony  oddane  zostały  pod  komendę  Bese- 
lera,  passywiści  a  z  nimi  Komitet  centralny  lewicy  zna- 
leźli w  tern  argument  do.  agitacji  w  obozach  ćwiczeń. 
Podburzano  żołnierzy  i  oficerów  przeciw  instruktorom 
niemieckim,  którzy  dopiero  „uczyli  się  po  polsku  i  po- 
sługiwali się  językiem  niemieckim44.  W  obozie  ćwiczeń 

Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego.  12 


178 


w  Zegrzu  oficerowie  Polacy,  zgłosiwszy  się  do  ra- 
portu, zażądali  przeniesienia  ich  napowrót  do  pułku. 
Dnia  10  maja  Komenda  musiała  w  rozkazie  do  woj- 
ska rozpraszać  powstałe  obawy  i  podejrzenia,  a  gdy 
agitacja  mimo  to  nie  ustawała,  d.  22  maja  sam  mar- 
szałek koronny  zwrócił  się  do  wojska  polskiego,  wzy- 
wając je  w  imieniu  Rady  stanu,  zastępującej  rząd  pol- 
ski, do  spokoju  i  rozwagi  i  zapewniając  przytem:  że 
wojsko  polskie  złoży  przysięgę  jedynie  według  roty 
zaakceptowanej  przez  Radę  stanu  ;  że  podział  na  od- 
działy wojskowe  i  oddziały  ćwiczeń  rekrutów  jest  je- 
dynie czasowym,  a  jednolite  dla  wojska  mundury  będą 
wykonane  według  wzorów  przyjętych  przez  komisję 
legjonową  komendantów  brygad,  pułków  i  oddziałów; 
że  językiem  urzędowym  w  wojsku  polskiem  jest  i  po- 
zostanie jedynie  język  polski;  że  wszelkie  obawy  o  wcie- 
lenie kogokolwiek  wbrew  jego  woli  do  wojsk  obcych 
uważa  za  płonne. 

Marszałek  koronny  streścił  w  końcu  stanowisko 
Rady  stanu  w  dwóch  punktach: 

1)  że  z  istoty  swojej  wojsko  winno  być  zawsze 
podporą  prawowitego  rządu  i  nie  może  brać  czynnego 
udziału  w  walce  o  prawo  państwowe, 

2)  że  mieszanie  się  wojska  do  polityki  jest  oznaką 
zupełnego  braku  zaufania  do  rządu.  Nawet  w  najpo- 
tężniejszych państwach  bywało  przyczyną  zaburzeń 
wewnętrznych,  'obcej  interwencji  i  rozkładu  państwa. 

Przeto  wzywa  Rada  stanu  jeszcze  raz  do  zacho- 
wania spokoju,  równowagi  i  karności  względem  ko- 
mend właściwych,  z  którerni  pozostaje  w  ścisłym  kon- 
takcie, gdyż  inaczej  położenie  jej  byłoby  trudnem, 
a  wtrącanie  się  wojska  do  spraw  będących  atrybutem 
rządu  poniża  powagę  Rady  stanu  tak  na  wewnątrz  jak 


179 


i  na  zewnątrz  kraju  i  wywołać  może  wprost  nieobli- 
czalne i  dla  tak  umiłowanej  przez  nas  ojczyzny  zgu- 
bne skutki.  Odezwa  nie  skutkowała. 

Spór  o  przysięgę  polegał  na  tern,  że  według  pro- 
pozycji okupantów  żołnierz  przysięgać  miał:  „służyć 
ojczyźnie  polskiej,  braterstwo  broni  wojskom  niemiec- 
kim i  austrjacko-węgierskim  i  posłuszeństwo  cesarzo- 
wi niemieckiemu,  jako  najwyższemu  wodzowi  w  obe- 
cnej wojnie,  cesarzowi  Austrji  i  królowi  Węgier,  jako 
leż  wszystkim  innym  przełożonym",  kiedy  Rada  stanu 
domagała  się,  aby  żołnierz  polski  przysięgał  „służyć 
ojczyźnie  i  przyszłemu  królowi  polskiemu,  dochować 
braterstwa  broni  wojskom  niemieckim  i  austrjacko- 
węgierskim  oraz  być  posłusznym  naczelnemu  dowódz- 
twu wyznaczonemu  na  czas  obecnej  wojny  przez  mo- 
narchów poręczających  niepodległość  państwa  polskiego 
oraz  wszystkim  przełożonym*.  Gdy  jednak  d.  2  lipca 
okupanci  zgodzili  się  na  rotę,  jakiej  Rada  stanu  żą- 
dała, a  Austrja  zgodziła  się  na  to,  ażeby  poddani  jej 
z  Galicji,  którzy  wstąpili  do  legjonów,  pozostali  w  woj- 
sku polskiem,  które  z  legjonów  się  tworzyło,  repre- 
zentanci Lewicy  z  Piłsudskim  wystąpili  z  Rady  stanu. 
Piłsudski  uzasadniał  to  tern,  że  pertraktując  o  wojsko 
z  władzami  niemieckiemi  i  austrjackiemi  sprawę  prze- 
grał i  nie  ma  nadziei  rozwoju  wojska  w  tych  warun- 
kach, jakie  dla  niego  zostały  stworzone.  Organ  Pol- 
skiej Organizacji  wojskowej  tłómaczył,  że  skoro  pań- 
stwa centralne  nie  chcą  czy  nie  umieją  zrozumieć  na- 
szych potrzeb  narodowych,  przeto  należy  samemu  przy- 
stąpić do  rzeczy,  a  mianowicie:  ujawnić  Polską  Orga- 
nizację wojskową  w  obu  okupacjach,  utworzyć  biura 
werbunkowe  wzywające  do  wstępowania  do  niej  i  wy- 
jaśnić w  odezwie,  dlaczego  Rada  stanu  nie  może  sko- 

12* 


180 


rzystać  z  oferty  Austro-Węgier  użycia  legjonów  jako 
kadrów  wojska  polskiego  Oraz  z  oferty  niemieckiej 
(wykształcenie  i  uzbrojenie  wojska),  wskazując  jedno- 
cześnie, od  czego  zależy  dojście  do  porozumienia  w  tej 
mierze.  Szło  przy  tern  oprócz  usunięcia  wpływu  Niem- 
ców na  wojsko  także  o  oddanie  dowództwa  naczel- 
nego Piłsudskiemu. 

Wrażenie  rozłamu  na  opinję  publiczną  było  tak 
wielkie,  że  Rada  stanu  w  odezwie  do  narodu  z  d  14 
lipca  postanowiła  odpowiedzieć  na  czynione  jej  i  woj- 
sku zarzuty.  Kreśląc  przebieg  wszystkich  swoich  kro- 
ków w  sprawie  wojska  wobec  okupantów,  przedsta- 
wiła, czemu  zapobiegła,  a  co  uzyskała.  Beseler  zarę- 
czył uroczystem  słowem,  że  wykształci  i  da  krajowi 
armję  narodową.  Uzyskano  udział  oficerów  polskich 
w  zarządzie  wojskowej  siły  zbrojnej,  oddanie  komendy 
bataljonów,  kompanij  i  plutonów  w  obozach  ćwicze- 
bnych oficerom  legjonowym  i  zapewnienie,  że  wszyst- 
kie stanowiska  oficerskie  aż  do  komendy  pułku  oddane 
będą  oficerom  legjonowym,  uzyskano  zatrzymanie  pol- 
skiej formy  umundurowania  i  polskiego  języka  ko- 
mendy, wreszcie  zgodę  w  zasadzie  na  utworzenie  pol- 
skiego departamentu  wojny  i  na  ujednostajnienie  są- 
downictwa wojskowego  dla  wszystkich  legjoniśtów. 
Zapewniała  Rada,  że  wojsko  polskie,  obowiązane  pod 
względem  wojskowym  do  posłuszeństwa  swej  zwierz- 
chności wojskowej,  pod  względem  politycznym  ma 
swoją  najwyższą  narodową  instancję  w  Radzie  stanu 
i  nie  może  być  użyte  inaczej,  jak  dla  sprawy  ojczystej 
i  za  jej  zgodą.  Nie  dość  na  tern.  Czyniąc  ustępstwo 
passywistom,  Rada  stanu  uspokajała  ich,  że  nie  chce 
rzucać  w  wir  walki  szczupłego  zawiązku  własnego 
wojska  i  nadwyrężać  przez  to  kadrów  przyszłej  armji 


181 

polskiej.  Zdobyła  się  na  to,, że  zaprzeczyła  komukol- 
wiek na  obczyźnie  poza  granicami  ziem  polskich  prawa 
do  szafowania  krwią  polską,  występując  w  tern  prze- 
ciw podjętym  podówczas  próbom  tworzenia  wojska 
polskiego  we  Francji  i  w  Rosji,  ale  umotywowała  to 
tern,  że  naród  polski  nie  chce  podsycać  orgji  między- 
narodowych nienawiści  i  pragnie  stać  się  czynnikiem 
pokojowym.  W  końcu  wspomniała  o  pracy  swej  nad 
zorganizowaniem  władz  państwowych  polskich. 

Nie  uspokoiła  4em  Koła  międzypartyjnego  ani  Le- 
wicy, a  tern  mniej  tych  legjonistów,  którzy  ulegli  agi- 
tacji. Brygada  pierwsza,  złożona  z  pierwszego  i  piątego 
pyłku,  szła  już  oddawna  za  kierunkiem  Polskiej  Orga- 
nizacji wojskowej,  a  wpływowi  jej  uległa  także  znaczna 
ilość  oficerów  i  żołnierzy  brygady  trzeciej.  W  tych  puł- 
kach tworzyły  się  rady  oficerskie  i  podoficerskie,  od- 
bywały się  wiece  i  pochody  z  czerwonym  sztandarem 
i  pieśnią  socjalistyczną.  Żołnierze  i  oficerowie  odma- 
wiali posłuszeństwa  rozkazom  Komendy  legjonów,  a  ci 
pośród  nich,  którzy  jako  poddani  państwa  polskiego 
mięli  mu  złożyć  przysięgę,  odmówili  to  uczynić,  sta 
ijąc  warunki.  Inni,  którzy  jako  poddani  austrjaccy 
przysięgi  składać  nie  mieli,  solidaryzując  się  z  tamtymi, 
zażądali  przeniesienia  do  wojska  austrjackiego.  Nie 
s cerpiał  tego  Beseler,  lecz  wszystkich  legjonistów  pod- 
danych Królestwa,  którzy  przysięgi  nie  złożyli,  polecił 
mternować  w  osobnych  obozach,  a  to  oficerów  w  Ben- 
inowie,  a  żołnierzy  w  Szczypiórnie,  zaś  Piłsud- 
skiego i  jego  szefa  sztabu  Sosnkowskiego  aresztować 
i  wywieść  do  jednej  z  twierdz  niemieckich.  W  piśmie 
do  Rady  stanu  z  d.  21  lipca  uzasadniał  to  jenerał- 
gubernator  tern,  że  „Polska  Organizacja  wojskowa ,Ł 
w  początkach  czerwca  przybrała  charakter  podziemnego 


182 


spisku,  który  grozi  zamieszkami.  Wodzem  zaś  w  tej 
Organizacji  jest  Piłsudski,  a  jego  pomocnikiem  Sosn- 
kowski.  Zjazd  polski  w  Petersburgu  naznaczył  Piłsud- 
skiego na  wodza  wojska  polskiego,  przeciw  czemu  nie 
remonstrował,  liczyć  się  więc  należy  z  tern,  że  będzie 
próbował  przedostać  się  do  Rosji  i  dla  tego  sprokuro- 
wał  sobie  fałszowany  paszport.  Przeciw  bezpodstaw 
nym  posądzeniom  o  zamiar  przejścia  na  stronę  Rosj: 
broniła  Rada  stanu  Piłsudskiego,  broniła  też  Polską 
Organizację  wojskową  przed  oskarżeniem,  że  może 
być  niebezpieczną  dla  tyłów  armji,  ale  przedstawienia 
te  pozostały  bez  skutku. 

Opinja  publiczna  polska  oba  zarządzenia  jenerał  - 
gubernatora  potępiła  zgodnie,  uważając  je  za  bezpra- 
wne, bo  do  wykonania  przysięgi  legjoniści  nie  bylfi 
przecież  zobowiązani,  zaś  aresztowanie  Piłsudskiego 
było  oparte  tylko  na  obawie  i  przypuszczeniu,  że  do 
rozruchów  się  posunie.  Niechętni  Piłsudskiemu,  a  ta- 
kich nie  brakło,  poczytali  Beselerowi  za  błąd,  że  z  niego 
robi  męczennika1. 

Wobec  legjonistów  internowanych  w  Benjaminowie 
i  Szczypiórnie  passywiści  w  jednym  chórze  z  socjali- 
stami wydobywali  z  siebie  wszystkie  tony  współczucia, 
uwielbienia  i  dumy.  Dopóki  legjoniści  walczyli  z  Rosją 
i  zachowywali  karność  wojskową,  krytykowano  ich 
nieraz  i  traktowano  z  niechęcią,  teraz  gdy  rozbili  ie- 
gjony,  sławiono  ich  jako  bohaterów  i  zbierano  na  nkk 
składki,  płakano  nad  srogiem  obchodzeniem  się  z  nimi 
w  obozach  Prusaków.  Była  w  tern  konsekwencja 
Z  chwilą,  w  której  odrzucono  utworzenie  armji  pol 

1  Jędrzej  Zakrzewski:  Polityka  Polska  a  uwięzienie  Pih 
sudskiego.  Bez  daty  i  miejsca  druku. 
„Odprawa".  Warszawa,  Sierpień  1917. 


183 


skiej  w  Królestwie,  miary  zniknąć  legjony,  które  od 
początku  taką  plamę  rzucały  na  usposobienie  Polaków 
oddanych  duszą  i  ciałem  koalicji  i  gotujących  wojsko 
polskie  do  walki  z  Niemcami  na  froncie  francuskim 
i  rosyjskim.  Dopraszano  się  wypuszczenia  na  wolność 
internowanych,  ale  w  Beselerze,  który  tyle  razy  ustę- 
pował, odezwał  się  żołnierz.  Gdy  oficerowie  interno- 
wani w  Benjaminowie  przedłożyli  mu  memorjał  o  ich 
położeniu,  otrzymali  od  niego  odpowiedź,  w  której 
zarządzenie  swoje  uzasadniał  jak  następuje :  „Ci  polscy 
oficerowie  i  żołnierze,  którzy  odmówili  złożenia  przy- 
sięgi, stanęli  przeciw  polskiej  Radzie  stanu  i  zarazem 
popełnili  niekarność,  od  której  cięższe  przewinienie  nie 
jest  do  pomyślenia  w  wojsku.  Oficerowie  i  żołnierze, 
którzy  z  powodów  politycznych  i  w  celu  poparcia  kno- 
wań politycznych  przeciw  tworzeniu  się  własnego  pań- 
stwa wnoszą  rozdwojenie  i  nieposłuszeństwo  w  szeregi 
własnego  wojska,  są  niebezpieczeństwem  dla  polskiego 
wojska  i  państwa.  Dlatego  musieli  być  wykluczeni 
z  wojska  polskiego.  Tacy  żołnierze  i  oficerowie  są 
podczas  obecnych  wojennych  stosunków  z  powodu 
wykazanej  przez  nich  skłonności  do  knowań  politycz- 
nych i  do  niekarności,  zarazem  niebezpieczeństwem 
dla  niemieckich  i  austrjackich  wojsk,  które  bronią  przy- 
szłych granic  Królestwa  polskiego  przeciw  właśnie 
w  ciągu  ostatnich  tygodni  ponawianym  atakom  wojsk 
rosyjskich,  gdyż  można  od  nich  oczekiwać,  że  będą 
próbowali  wywołać  niepokoje  polityczne  i  wrogie  dzia- 
łania przeciw  mocarstwom  okupacyjnym,  ich  władzom 
i  wojskom  na  tyłach  walczących  armij  i  przez  to  na- 
razić na  poważne  niebezpieczeństwo  i  spokojną  ludność 
polską  z  powodu  gwałtownych  środków  zapobiega- 
wczych, jakie  mogą  się  okazać  koniecznymi.  Dlatego 


184 

w  interesie  niemieckich  i  sprzymierzonych  z  niemi 
wojsk,  jak  również  w  interesie  bezpieczeństwa  polskiego 
kraju  i  polskiego  społeczeństwa  oficerowie  i  żołnierze 
polscy,  odmawiający  przysięgi,  internowani  pozostaną 
tak  długo,  jak  te  powody  będą  istniały.  Te  środki  za- 
radcze nie  mają  nic  wspólnego  z  degradacją  i  nie  ogra- 
niczają zupełnie  prawa  noszenia  niemieckich  i  austro- 
węgierskich  odznaczeń,  które  zostały  zdobyte  jeszcze 
w  czasach,  gdy  ci  oficerowie  i  żołnierze  nie  sprzenie- 
wierzyli się  najwyższemu  obowiązkowi  każdego  żołnie- 
rza, posłuszeństwu  i  wierności  dla  własnego  kraju 
i  jego  zwierzchności**. 

Cała  niechęć  społeczeństwa  polskiego,  a  przede - 
wszystkiem  Warszawy,  zwróciła  się  przeciw  tym  legjo- 
nistom,  którzy  przysięgę  złożyli  i  w  wojsku  polskiem 
zostali.  Projektowano  przysięgę  na  dzień  9  sierpnia 
jako  uroczystość  publiczną  pod  krzyżem  Traugutta. 
Obawiaj4c  się  demonstracji,  odbyto  ją  o  dwa  dni  pó- 
źniej w  dziedzińcu  koszar. 

Rozbicie  legjonów  dokonało  się  w  chwili,  w  której 
z  armji  rosyjskiej  wydzielały  się  korpusy  polskie,  ażeby 
razem  z  tą  armją  iść  przeciw  Niemcom  na  Warszawę. 

Postępowaniem  swojem  zraziła  i  osłabiła  Rada 
stanu  stronnictwa,  na  których  poparcie  mogła  liczyć. 
Klub  państwowców  stanął  wobec  niej  w  opozycji,  bo 
nie  spełniała  jegó  postulatów,  nie  tworzyła  armji1. 
Liga  państwowości  polskiej  weszła  zaś  w  d.  29  maja 
w  nowe  szersze  stronnictwo  „Centrum tt,  które  skupiało 
w  sobie  żywioły  umiarkowane,  a  program  aktywisty- 

'  „Dokumenty  do  charakterystyki  Tymczasowej  Rady  stanu 
Posiedzenie  TRS  d.  3  maja  1917".  Drukowane  jako  rękopis 
w  czerwcu  1917.  Warszawa,  wydawca  Władysław  Studnicki. 


185 


CĘtiy  nieco  zmieniło  Ponieważ  walka  z,  Rosją  wskutek 
proklamacji  rządu  rosyjskiego  z  d.  30  marca  1917  r. 
utraciła  swą  aktualność,  przeto  Centrum  ujrzało  swoje 
zadanie  w  „ utrzymaniu  ciągłości  pracy  nad  realizacją 
państwa  polskiego,  nie  oglądając  się  na  wynik  wojny, 
nad  utworzeniem  mocnego  rządu  i  silnej  armji,  jako 
gwarancji  istotnej  niepodległości,  wreszcie  w  przeciw- 
działaniu objawom  anarchji". 

Szukała  Rada  stanu  poparcia  żywiołów  konserwa- 
tywnych skupionych  w  stronnictwie  realistów.  Różni 

nkowie  tego  stronnictwa,  między  nimi  ks.  Zdzisław 
Lubomirski,  uwolniony  proklamacją  rządu  rosyjskiego 
od  słowa  danego  Rosji,  zbliżali  się  do  Rady  stanu, 
a  nawet  brali  udział  w  pracach  jej  komisji.  Arcybiskup 
K akowski  urządzał  zebrania  różnych  stronnictw,  nakła- 
niając je  do  konsolidacji.  Realiści  nie  wystąpili  jednak 
z  Koła  międzypartyjnego  i  nie  nakłonili  go  do  zanie- 
chania opozycji.  Nie  pomógł  nawet  zjazd  biskupów, 
którzy  w  d.  11  marca  uczynili  akces  do  Rady  stanu. 
Opozycja  przeciw  niej  sięgała  nawet  do  instytucyj,  które 
z  polityką  nie  miały  bezpośredniego  związku.  Na  ze- 
braniu delegatów  towarzystwa  „Macierzy  polskiej",  za- 
służonego w  obronie  szkoły  polskiej  w  czasach  rosyj- 
skiego ucisku,  odrzucono  wniosek  o  wysłanie  adresu 
do  Rady  stanu,  zasłaniając  się  formalnymi  względami. 

Też  same  stronnictwa,  które  z  początkiem  wojny 
1-914  r.  rozbiły  legjon  wschodni  w  Galicji,  popierały 
teraz. w  Warszawie  akcję  Lewicy,  zdążającą  do  ostate- 
cznego rozbicia  legjon  ów.  Czyniły  to  z  dziwną  namię- 


:. Sprawozdanie  z  krajowego  zjazdu  organizacyjnego  Cen- 
trum narodowego".  Drukowane  jako  rękopis.  Warszawa,  lipiec 
1917.  .  > 


186 


tnością.  W  lipcu  1917  r.  podjęła  Rosja,  już  rewolu- 
cyjna, ostatnią,  wielką  ofensywę  przeciw  mocarstwom 
centralnym  i  skierowała  ją  wprost  na  Galicję.  Huk 
armat  słychać  już  było  we  Lwowie.  Wobec  tego  no- 
wego najazdu  organ  narodowej  demokracji  i  jej  sym- 
patyków, „Zjednoczenie",  pisał:  „Dzięki  Bogu,  że  już 
intrygi  niemieckie  spełzły  na  niczem  i  Moskale  zaczęjii 
po  długiej  przerwie  natarcie,  które  rozwija  się  coraz 
lepiej !  Przerwano  już  front  i  zajęto  znaczną  część  Ga- 
licji!" Dla  kogo? 

Wśród  tego  Rada  stanu  pracowała  skrzętnie.  Orga- 
nizowała się  na  wewnątrz,  tworząc  departamenty,  wy- 
działy, komisje  i  podkomisje,  uchwalając  szczegółowe 
dla  nich  regulaminy  i  powołując  do  nich  licznych 
współpracowników;  pracowała  dalej  usilnie  nad  różnymi 
projektami:  konstytucji  państwa  polskiego,  projektem 
ustawy  dla  rad  gminnych,  projektem  organizacji  sądo- 
wnictwa i  objęcia  go  przez  Radę  stanu,  regulaminem 
„Komitetu  Ofiary  narodowej",  nad  szczegółowym  pro- 
jektem zaciągów  do  wojska  i  tworzenia  armji.  W  po- 
łowie kwietnia  uzyskała  od  Beselera  przyrzeczenie  od- 
dania jej  pod  zarząd  sądownictwa  i  szkolnictwa.  Wszyst- 
kie te  prace,  przechodząc  przez  wielogłowe  komisje, 
toczyły  się  tempem  nader  powolnem,  jakby  nic  nie 
nagliło. 

Im  więcej  Rada  stanu  czuła  swoją  niemoc  i  upadek 
powagi,  tern  więcej  szukała  stąd  jakiegoś  wyjścia.  Zda- 
wało jej  się,  że  byłoby  niem  powołanie  regenta  i  utwo- 
rzenie prawdziwego  rządu,  któryby  sprawą  publiczną 
skuteczniej  pokierował.  Zestawiła  więc  okupantów* 
wszystkie  swoje  żałoby:  że  stopniowe  przejmowanie 
władzy  dotychczas  nie  zostało  wprowadzone  w  życie. 


187 


że  sprawa  wojska  dotychczas  nie  została  rozstrzygniętą 
w  myśl  życzeń  Rady  stanu,  że  stosunek  władz  okupa- 
cyjnych do  ludności  nie  przyjął  form  przyjaźniejszych, 
a  zarządzenia  prawodawcze  są  nadal  wydawane  albo 
z  pominięciem  Rady  stanu  albo  bez  uwzględnienia  jej 
opinji.  Ażeby  temu  zaradzić  postawiła  okupantom  po- 
nownie żądania: 

1)  aby  okupanci  zgodzili  się  na  powołanie  przez 
nią  regenta,  którym  stosownie  do  życzeń  kraju  powinna 
być  osoba  władająca  biegle  językiem  polskim,!  religji 
katolickiej,  z  krajem  naszym  przynajmniej  do  pewnego 
stopnia  związana,  pochodząca  o  ile  możliwe  zdynastji 
panującej.  Szerokiemu  temu  określeniu  odpowiadał  naj- 
lepiej arcyksiąże  Karol  Stefan,  właściciel  rozległych 
dóbr  żywieckich  w  Galicji,  którego  kandydaturę  od  pe- 
wnego czasu  podnoszono  już  głośno.  Pierwszem  za- 
daniem regenta  powinno  być  powołanie  do  życia  sta- 
łego gabinetu  ministrów  o  charakterze  czysto  polskim 
i  zwołanie  sejmu. 

2)  natychmiastowego  utworzenia  tymczasowego 
rządu  polskiego,  złożonego  z  ministrów  Polaków,  wy- 
znaczonych w  myśl  życzeń  społeczeństwa,  a  stanowią- 
cych radę  ministrów,  która  do  czasu  rozpoczęcia  spra- 
wowania urzędu  przez  regenta  obejmować  będzie  wła- 
dzę wykonawczą  w  kraju.  Rząd  polski  przedstawi  rzą- 
dom państw  centralnych  opracowany  przez  tymczasową 
Radę  stanu  program  obejmowania  władzy  w  kraju 
z  uwzględnieniem  konieczności  wojennych. 

Przedstawiając  te  żądania,  Rada  stanu  zagroziła  ustą- 
pieniem, gdyby  nie  miały  być  spełnione.  Tym  razem 
okupanci  sprawą  na  serjo  się  zajęli,  rozpoczęli  między 
sobą  pertraktacje  i  oznajmiając  o  tern  Radzie  stanu1 
poprosili  ją  w  d.  15  maja  przez  swoich  komisarzy 


188 


0  krótką  zwłokę  w  odpowiedzi,  gdyż  ustąpienie  Rady, 
będącej  głównym  czynnikiem  konsekwentnego  rozwoju 
polskiej  państwowości,  byłoby  równoznacznem  conaj- 
mniej  z  przerwaniem  tego  rozwoju.  Dnia  8  czerwca 
komisarze  na  posiedzeniu  Rady  stanu  udzielili  jej  ocze- 
kiwaną niecierpliwie  odpowiedź. 

Oświadczyli,  że  życzenie  co  do  ustanowienia  re- 
genta odpowiada  zupełnie  zamiarowi  mocarstw  central- 
nych i  będzie  spełnione,  skoro  tylko  stworzone  zostaną 
warunki  dla  pomyślnej  działalności  regenta. 

Mocarstwa  już  teraz  uważają  tymczasową  Radę  stanu 
za  przedstawicielkę  tworzącego  się  państwa  polskiego 

1  spodziewają  się,  że  Rada  stanu  w  możliwie  krótkim 
czasie  ukończy  prace  przygotowawcze  około  konstytu- 
cyjnej! administracyjnej  organizacji  Królestwa  polskiego. 
Mocarstwa  zwracają  się  zarazem  do  Rady  stanu  z  we- 
zwaniem, by  wypracowała  i  przedłożyła  im  osobne 
wnioski  co  do  tego,  w  jaki  sposób  bez  naruszenia  sta- 
nowiska przysługującego  mocarstwom  okupacyjnym 
według  prawa  międzynarodowego  ma  się  odbyć  od- 
danie poszczególnych  gałęzi  administracji  polskim  wła- 
dzom centralnym  (ministerstwom),  oraz  w  jaki  sposób 
mają  być  pokryte  koszta  tych  gałęzi  administracyjnych. 
Temi  gałęziami  administracji  są,  prócz  sądownictwa 
i  szkolnictwa,  sprawy  wyznaniowe,  opieka  nad  sztuką 
i  nauką,  dalej  z  dziedziny  gospodarstwa  społecznego 
handel  i  rolnictwo  z  ograniczeniami,  które  mają  być 
jeszcze  bliżej  określone  ze  względu  na  gospodarkę  wo- 
jenną, organizacja  przemysłu,  usunięcie  szkód  wojen- 
nych i  odbudowa  kraju,  w  końcu  dobroczynność  pu- 
bliczna i  opieka  społeczna. 

Dalej  oczekują  mocarstwa  centralne,  że  Rada  stanu 
zaproponuje  osobistość,  którejby  aż  do  ustanowienia 


189 


regenta  poruczono  naczelne  kierownictwo  spraw  admi- 
nistracyjnych oddanych  rządowi  polskiemu.  Wymienione 
rządy  przypuszczają,  że  przy  wyborze  na  to  stanowisko 
przedewszystkiem  będzie  wzięty  pod  uwagę  wybór  prze- 
wodniczącego tymczasowej  Rady  stanu,  marszałka  ko- 
ronnego. 

Na  ustne  zapytanie  marszałka  co  do  udziału  Rady 
stanu  i  władz  polskich  w  sprawach  zaopatrzenia  w  śro- 
dki żywności,  komisarze  oświadczyli,  że  kwestja  apro- 
wizacji ludności,  a  zwłaszcza  rozdziału  nadwyżek,  na- 
leży do  dziedziny  gospodarstwa  społecznego,  uwzglę- 
dnią więc  wnioski  Rady  co  do  tej  sprawy  w  tej  mie- 
rze, jaka  jest  w  obecnych  warunkach  wyjątkowych 
możliwą,  a  organom  władzy,  które  Rada  stanu  utwo- 
rzy, dadzą  możność  współpracownictwa  przy  rozwinię- 
ciu tej  ważnej  sprawy. 

Wskutek  tego  oświadczenia  okupantów  cała  sprawa 
poszła  na  drogę  opracowania  projektów  i  na  drogę 
rokowań.  D.  3  lipca  Rada  stanu  uchwaliła  projekt  or- 
ganizacji władz  najwyższych,  a  sprawa  przejęcia  poszcze- 
gólnych gałęzi  administracji  dojrzała  tak,  że  sądowni- 
ctwo miało  być  przejęte  do  d.  1  września,  szkolnictwo 
z  początkiem  roku  szkolnego. 

Tymczasem  dojrzał  rozłam  w  legjonach.  Beseler 
nigdy  nie  był  ich  przyjacielem,  bo  przecież  reprezen- 
towały ideę  austro- polską.  Wydało  mu  się  więc,  że 
trzeba  skorzystać  ze  sposobności  i  wszystkich  poddanych 
austrjackich  legjonistów  beż  różnicy,  czy  burzyli  karność 
wojskową,  czy  też  ją  zachowywali,  odesłać  z  powrotem 
do  Austrji.  Pozostaliby  tylko  legjoniści  poddani  Króle- 
stwa, którzy  wykonali  przysięgę  i  nowi  ochotnicy,  a 
z  tych  możnaby  szczupłe,  ale  karne  wojsko  polskie 
utworzyć.  Dla  wyćwiczenia  go  potrzeba  narazie  nieco 


190 


oficerów  i  podoficerów  legjonowych,  poddanych  au- 
strjackich,  na  których  karność  można  liczyć  i  tych  się 
pozostawi  do  czasu,  a  potem  także  do  Austrji  odeśle. 
Otrzymawszy  na  ten  projekt  zgodę  Austrji,  Beseler 
przeprowadził  rzecz  zaraz  i  26  sierpnia  oznajmił  to 
Radzie  stanu. 

Tego  ciosu  Rada  stanu,  zwalczana  namiętnie  przez 
Lewicę  i  przez  passywistów,  wytrzymać  nie  była  w  sta- 
nie i  tegoż  dnia  członkowie  jej  zgłosili  swe  ustąpienie 
z  Rady,  motywując  to  jak  następuje: 

1)  Rada  stanu  stała  bezwzględnie  ni  swem  stano- 
wisku, uznanem  przez  mocarstwa  centralne,  źelegjony 
jako  takie  mają  być  kadrami  wojska  polskiego, 

2)  uznając  za  konieczność  sanację  legjonów,  Rada 
stanu  nie  sprzeciwiałaby  się  temu,  aby  oficerowie  i  żoł- 
nierze, którzy  zgłosili  prośby  o  zwolnienie,  a  nie  co- 
fnęli ich  w  przeciągu  48  godzin  od  chwili  wezwania 
do  cofnięcia,  opuścili  szeregi  wojska  polskiego.  Pułkf, 
które  uczyniły  zadość  wezwaniu  Rady  stanu  i  zacno 
waniem  swojem  dowiodły,  że  pragną  być  kadrami  woj- 
ska polskiego,  a  więc  2  i  3  pułk  piechoty,  2  pułk 
ułanów,  kompanja  saperów,  część  artylerji  z  innemi 
formacjami  i  zakładami  oraz  aparat  zaciągowy  i  re- 
kruci, mogłoby  tworzyć  zupełnie  dostateczną  podstawę 
do  dalszego  budowania  wojska  polskiego, 

3)  rozkaz  o  wysłanie  legjonów  na  front  przy  po- 
zostawieniu drobnej  ilości  zupełnie  niewystarczającej 
do  tworzenia  kadrów,  wydanie  tego  rozkazu  bez  za- 
pytania i  bez  wiedzy  Rady  stanu,  wytwarza  dla  niej 
położenie  pod  względem  politycznym  niemożliwe  i  zmu- 
sza członków  Rady  stanu  do  złożenia  swych  manda- 
tów w  ręce  członków  Rady  regencyjnej,  wybranej  we- 
dług projektu  „Organizacji  naczelnych  władz  państwo- 


191 

wych  polskich"  zakomunikowanego  władzom  okupacyj- 
nym w  d.  3  lipca  b.  r. 

Rzeczy  postąpiły  już  tak,  że  Rada  stanu  wybrała 
nawet  kandydatów  do  Rady  regencyjnej.  Gdy  zaś  w  d. 
1  września  sądownictwo  i  szkolnictwo  przejść  miało 
pod  Radę  stanu,  przeto  ustępując,  wybrała  komisję 
przejściową  dla  zlikwidowania  tych  agend. 


XII. 

RADA  REJENCYJNA 

Ustanowienie  Rady  rejencyjnej  12  września  1917  r 
Stosunek  jej  do  mocarstw  centralnych. 
Pokój  brzeski  z  d.  10  lutego  i  3  marca  1918. 
Rokowania  z  Berlinem. 

Nieprzyjazne  stanowisko,  jakie  społeczeństwo  pol- 
skie zajęło  wobec  Niemców,  ich  planów  wojskowych 
i  politycznych,  odbiło  się  na  polityce  niemieckiej  wo- 
bec Polaków.  Nie  było  już  o  tern  mowy,  ażeby  z  Kró- 
lestwem połączyć  kraj  zdobyty  na  wschodzie.  Zastoso- 
wali się  Niemcy  ściśle  do  granic  Polski  etnograficznej, 
którą  Polacy  wobec  Rosji  akceptowali.  Co  za  nią  po>- 
łóżone  było  na  wschód,  podlegało  bezpośrednio  rzą- 
dom wojskowym  Komendy  niemieckiej  wschodu, 
a  rządy  te  zaprowadzając  administrację  niemiecką,  wy- 
kluczyły od  niej  zasadniczo  Polaków  i  postanowiły 
nietylko  wpływ  ich  polityczny,  ale  także  stanowisko 
ekonomiczne  gruntownie  podkopać.  Pragnęły  do  tego 
użyć  Litwinów  i  Białorusinów.  Litwini,  u  których  prądy 
separatystyczne  przeciwne  Polakom  już  dawniej  siię 
zbudziły,  okazali  się  narzędziem  skutecznem  i  chętnern. 
Niemcy  podjęli  więc  myśl  utworzenia  państwa  litew- 
skiego związanego  i  podległego  Niemcom  i  wykroi- 
wszy je  wraz  z  polskiem  Wilnem  i  jego  okolicą  w  oso- 
bny okręg  administracyjny,  organizowali  z  niego  litew- 
skie państwo  z  pomocą  notablów  zwołanych  do  t..zw. 


193 


Taryby,  którą  uznano  za  naczelną  reprezentację.  Po- 
lakom nie  pozwalano  otwierać  szkół,  odmówiono  żą- 
daniu przywrócenia  uniwersytetu  w  Wilnie.  Większą 
własność,  która  znajdowała  się  w  ich  rękach,  pozba- 
wiono wszelkiego  wpływu,  a  odbierano  jej  dochody, 
obejmując  administrację  wielu  majątków  pod  pozorem, 
że  właściciel  nie  może  na  nim  gospodarować.  Pra- 
gnęli Niemcy  w  podobny  sposób  użyć  przeciw  Pola- 
kom Rusinów.  Znaleźli  chętnych  tylko  w  powiatach 
południowych  i  popierali  tam  sprowadzonych  umyśl- 
nie agitatorów  ukraińskich.  Z  Białorusinami  rzecz  się 
nie  powiodła,  a  Ludendorff  stwierdził  z  wielkiem  zdzi- 
wieniem, że  ci  podlegli  wpływowi  polskiemu  i  wpły- 
wowi polskiego  katolickiego  duchowieństwa  i  że  rząd 
rosyjski  nie  umiał  temu  zapobiec!  Utrzymując  więc 
na  Białorusi  rządy  wojskowe  i  wyciągając  z  niej,  co 
się  dało,  szczególnie  z  puszczy  białowieskiej,  gotowa 
była  Główna  Komenda  niemiecka  zwrócić  ten  kraj 
przy  pokoju  Rosji,  byle  go  nie  óddać  Polakom. 

Obcinając  z  góry  obszar  państwa  polskiego,  pro- 
klamowanego aktem  z  5  listopada  1916  r.,  Niemcy 
nie  mogły  się  odważyć  na  to,  ażeby  akt  ten  cofnąć. 
Byłoby  to  wzmocniło  w  opinji  całego  świata  prąd  upa- 
trujący przyczynę  wszystkiego  złego  w  militaryzrnie 
pruskim,  nie  byłoby  znalazło  poparcia  nawet  w  par- 
lamencie Rzeszy,  który  wyraźnie  przeciw  polityce  za- 
borczej się  oświadczał.  Niemcy  nie  chcieli  się  posu- 
nąć aż  do  jawnego  zerwania  z  Polską.  Zmaganie  się 
ich  z  armjami  koalicji,  chociaż  jeszcze  zwycięskie,  ka- 
zało im  oszczędzać  naród,  który  losów  swoich  po- 
wierzyć im  się  wzbraniał,  jednak  na  tyłach  ich  wojsk 
zachowywał  porządek  i  spokój  i  prawnie  czy  bezpraw- 
nie pozwalał  sobie  na  rzecz  wojny  zabierać  wszystko, 

Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego  13 


194 


nawet  pracowników  rolniczych  i  przemysłowych  do 
dóbr  i  fabryk  w  Niemczech.  Odwrócenie  się  Niemiec 
od  Polaków  byłoby  nadto  wyszło  na  korzyść  Austro- 
Węgier,  które,  podjąwszy  na  nowo  projekt  przyłącze- 
nia Królestwa  do  monarchji,  jednały  sobie  ustępstwami 
Polaków.  Dnia  28  czerwca  1917  cesarz  Karol  na  je- 
nerał-gubernatora  w  okupacji  austrjackiej  powołał  Po- 
laka hr.  Szeptyckiego,  komendanta  legjonów,  a  z  chwilą 
tej  nominacji  administracja  w  okupacji  austrjackiej 
przybrała  kierunek  przychylny  Polakom.  Władze  au- 
strjackie  winę  przewlekania  się  ustępstw  żądanych  przez 
Polaków  zwalały  chętnie  na  rząd  i  na  Komendę  nie- 
miecką. Komenda  pocieszała  się  tern,  że  przy  zawar- 
ciu pokoju  ze  względów  wojskowych  zabierze  cały 
pas  Królestwa,  ale  na  to  Austro-Węgry  nie  chciały  się 
zgodzić,  a  kanclerz  niemiecki  wobec  nich  powolnym 
się  okazywał. 

Do  tego  wszystkiego  przybył  wzgląd  na  koalicję, 
która  ogłosiła  również  niepodległość  Polski  i  to  zje- 
dnoczonej, stworzyła  czy  uznała  Komitet  polski  w  Pa- 
ryżu ś  przystąpiła  do  tworzenia  armji  polskiej  we 
Francji.  Można  było  przewidzieć,  że  to  zadanie  nie 
napotka  na  wielkie  przeszkody,  a  wrażenie  aktu  z  dnia 
5  listopada  1916  r.,  które  wskutek  targów  z  Radą  stanu 
już  bardzo  zbladło,  zupełnie  się  zatrze.  Trzeba  było 
ten  akt  podnieść  i  ożywić,  a  czyniąc  zadość  żądaniom 
Polaków,  stworzyć  także  dla  zagranicy  widomą  głowę 
państwa  polskiego.  Na  regenta  mocarstwa  nie  mogły 
się  zgodzić,  bo  regent,  mianowany  z  dynastji  panują- 
cej austrjackiej,  czy  jednej  z  niemieckich,  przesądzałby 
o  przyszłym  stosunku  państwa  polskiego  do  mocarstw. 
Wyjściem  z  trudności  było  ustanowienie  regencji  zło- 
żom j  z  kilku  Polaków. 


195 


W  d.  12  września  obaj  monarchowie  wydali  do 
fcnerał- gubernatorów  reskrypt,  w  którym  oświadczyli, 
e  „  pragną  kontynuować  budowę  państwa  polskiego 
zgodnie  z  manifestem  z  5  listopada  1916,  aby  kraj, 
wyswobodzony  z  pod  ciężkiego  jarzma,  już  dziś,  o  ile 
na  to  pozwoli  położenie  wojenne,  mógł  użyć  swoich 
iogatych  sił  państwowo-twórczych,  kulturalnych  i  go- 
spodarczych dla  błogosławionego  rozwoju.  Ponieważ 
przechodzimy  teraz  ciężkie  czasy  wojenne,  nie  jest  je- 
szcze możliwem,  by  król  'polski  z  prastarą,  okrytą 
sławą  koroną  Piastów  i  Jagiellonów  zjawił  się  w  sto- 
Hęy  kraju  i  by  reprezentacja  ludu,  oparta  na  zasadach 
iemokratycznych,  podjęła  dla  dobra  kraju  prace  w  War- 
szawie. Ale  już  dziś,  zgodnie  z  życzeniami  narodu, 
w  miejsce  dotychczasowych  instytucyj  wejść  mają  w  ży- 
cie organy  Królestwa  polskiego,  wyposażone  we  wła- 
dzę ustawodawczą  i  wykonawczą,  tak,  że  odtąd  wła- 
dza państwowa  w  zasadzie  spoczywać  będzie  w  ręku 
rządu  narodowego.  Zgodnie  z  wnioskami  mężów  za- 
ufania kraju,  mocarstwom  okupacyjnym  zastrzeżone 
będą  tylko  te  kompetencje,  których  domaga  się  stan 
wojenny.  Oby  temu  nowemu  ważnemu  krokowi,  pod- 
jętemu dla  ukończenia  budowy  państwa  polskiego,  to^ 
warzyszyło  błogosławieństwo  Wszechmocnego  i  oby 
ten  krok  przyczynił  się  ku  temu,  by  przyszłość  wol- 
nej Polski  w  dobrowoiriem  przyłączeniu  się  do  mo- 
carstw centralnych,  które  wyswobodziły  kraj  z  pod 
jarzma  rosyjskiego,  była  szczęśliwą  i  godną  wielkiej 
przeszłości  narodu  polskiego"  K 


1  „Der  gegenwartige  Stand  der  Polenfrage".  Materialiert 
and  Anregungen  von  der  Redaktion  der  „Polnischen  Blatter*. 
Berlin-Charlottenburg.  Ende  November  1917. 

13* 


1% 


W  tej  myśli  upoważnili  jenerał-gubernatorów  wy- 
dać następujący  patent  o  władzy  państwowej  w  Kró- 
lestwie polskiem: 

Art.  I.  1.  Najwyższą  władzę  państwową  w  Króle- 
stwie polskiem,  aż  do  jej  objęcia  przez  króla  lub  re- 
genta, oddaje  się  Radzie  regencyjnej,  z  zastrzeżeniem 
stanowiska  mocarstw  okupacyjnych  według  prawa  mię- 
dzynarodowego. 

2.  Rada  regencyjna  składa  się  z  trzech  członków, 
których  w  urzędowanie  wprowadzą  monarchowie  mo- 
carstw okupacyjnych. 

3.  Akty  rządowe  Rady  regencyjnej  wymagają  kora- 
trasygnatury  odpowiedzialnego  prezydenta  ministrów. 

Art.  II.  1.  Władzę  ustawodawczą  w  ramach  tego 
patentu  i  według  ustaw,  które  na  jego  podstawie  będą 
wydane,  wykonywa  Rada  regencyjna  przy  współdziała- 
niu Rady  stanu  Królestwa  polskiego. 

2.  We  wszystkich  sprawach,  których  zarząd  nie  jest 
jeszcze  oddany  polskiej  władzy  państwowej,  wnioski 
ustawodawcze  mogą  być  traktowane  w  Radzie  stanu 
tylko  za  zgodą  mocarstw  okupacyjnych.  W  sprawach 
tych  aż  do  dalszego  zarządzenia  może  obok  organów 
Królestwa  polskiego  powołanych  według  lit.  1,  także  je- 
nerał-gubernator  wydawać  rozporządzenia  z  mocą  usta- 
wową, jednakże  tylko  po  wysłuchaniu  Rady  stano, 
Prócz  tego  jenerał-gubernator  dla  strzeżenia  ważnych 
interesów  wojennych  wydawać  może  nieodzowne  za- 
rządzenia z  mocą  ustawy  i  zarządzać  ich  obowiązu- 
jące obwieszczenie  i  przeprowadzenie  także  przez  or- 
gany polskiej  władzy  państwowej.  Rozporządzenia  je- 
nerał-gubernatora' mogą  być  zniesione  lub  zmienione 
tylko  w  tej  drodze,  w  której  zostały  wydane. 

3.  Ustawy  i  rozporządzenia  polskiej  władzy  pań- 


197 


stwowej,  które  mają  być  podstawą  praw  i  obowiązków 
kidności,  muszą  być  przed  ich  wydaniem  podane  do 
wiadomości  jenerał-gubernatora  mocarstwa  okupacyj- 
nego, w  którego  obszarze  administracyjnym  wejść  mają 
w  życie,  i  mogą  osiągnąć  moc  obowiązującą  tylko 
wtedy,  jeżeli  tenże  w  przeciągu  dni  14  nie  założy  sprze- 
ciwu. 

Art.  lii.  Rada  stanu  złożona  będzie  według  posta- 
nowień specjalnej  ustawy,  którą  wyda  Rada  regencyjna 
za  zgodą  mocarstw  okupacyjnych. 

Art.  IV.  Zadania  wymiaru  sprawiedliwości  i  admi- 
nistracji, o  ile  oddane  są  polskiej  władzy  państwowej^ 
spełniane  będą  przez  polskie  sądy  i  władze;  zresztą 
zaś,  póki  trwa  okupacja,  przez  organy  mocarstw  oku- 
pacyjnych. 

2.  W  sprawach,  które  odnoszą  się  do  praw  lub  in- 
teresów mocarstw  okupacyjnych,  może  jenerał-guber- 
miov  zarządzić  rewizję  zgodności  z  ustawą  i  prawo- 
mocności rozstrzygnięć  i  zarządzeń  polskich  sądów  lub 
władz  w  drodze  ustawowego  toku  instancji,  ^zaś  o  ile 

•dzi  o  wyroki  lub  rozstrzygnięcia  najwyższej  instan- 
cji, może  u  niej  samej  przez  swego  przedstawiciela  za- 
warować  owe  prawa  lub  interesy. 

Art.  V.  Międzynarodowa  reprezentacja  Królestwa 
polskiego  i  prawo  zawierania  umów  międzynarodo- 
wych może  przysługiwać  polskiej  władzy  państwowej 
dopiero  po  ukończeniu  okupacji. 

Art.  VI.  Patent  niniejszy  wchodzi  w  życie  z  chwilą 
ysianowienia  Rady  regencyjnej. 

Do  patentu  tego  jenerał-gubernatorowie  dodali  ko- 
mentarz, że  „sprzymierzone  rządy  widzą  w  Radzie  re- 
gencyjnej środek  stosowny,  by  nietylko  polskiej  pań- 
stwowości dać  ogólnie  uznaną  reprezentację,  lecz  by 


198 


także  przygotować  przyszłą  monarchję,  gdyż  Rada -re- 
gencyjna uchodzi  za  naczelną  przedstawicielkę  państwa 
polskiego  aż  do  powołania  głowy  państwa  przyczerr 
mocarstwa  okupacyjne  zastrzegają  sobie  swoje  stano- 
wisko, według  prawa  międzynarodowego.  Pierwszerr 
zadaniem  Rady  regencyjnej  będzie  powołanie  prezy- 
denta ministrów.  Mocarstwa  sprzymierzone  zastrzegają 
sobie  zatwierdzenie  go.  Prezydent  ministrów  bezzwło- 
cznie podejmie  wszystkie  niezbędne  kroki,  by  w  dzie- 
dzinach administracji,  oddanych  polskiej  władzy  pań 
stwowej,  urzeczywistnić  organizację  ministerstw  i 
także  pod  innemi  względami  dokończyć  organizacji 
polskiej  władzy  państwowej  przez  rokowania  z  wła 
dzami  okupacyjnemi.  By  życzeniom  i  interesom  wszyst- 
kich kół  narodu  polskiego  zapewnić  reprezentację,  ma 
odżyć  Rada  stanu  w  nowej  formie  i  z  powiększone^ 
prawami.  Jest  ona  poprzedniczką  sejmu.  Zadania  jej 
leżą  na  polu  ustawodawstwa.  Podczas,  gdy  rozporzą- 
dzenie z  26  listopada  i  1  grudnia  1916  r.  przyznaje  tym- 
czasowej^ Radzie  stanu  tylko  głos  doradczy,  teraz  przy- 
sługiwać ma  Radzie  stanu  na  polu  ustawodawcze^ 
głos  decydujący.  Rada  regencyjna  zwołuje  Radę  stanu 
na  sesje.  Prawa  Rady  stanu  i  prerogatywy  mocarstw 
okupacyjnych  sa,  w  patencie  ściślej  określone.  Sprzy- 
mierzone  mocarstwa  wierzą,  że  w  rozpoczętej  teraz 
dalszej  budowie  państwa  polskiego,  urzeczywistniającej 
akt  z  5  listopada  1916,  wezmą  czynny  udział  najszer- 
sze warstwy  polskiego  ogółu.  Mocarstwa  żywią  na- 
dzieję, że  rokowania,  które  się  jeszcze  będzie  prowa- 
dzić co  do  szczegółów  organizacji,  szybko  się  potoczą 
i  że  dalszy  pomyślny  rozwój  stosunków  doprowadzi 
do  tego,  że  władza  rządowa  stopniowo  przejdzie  w  ręce 
polskie". 


199 


Przedstawieni  przez  tymczasową  Radę  stanu  na  re- 
gentów arcybiskup  warszawski  ks.  Kakowski,  prezydent 
Warszawy  Zdzisław  ks.  Lubomirski  i  właściciel  dóbr 
Józef  Ostrowski,  uzyskali  zatwierdzenie  okupantów 
i  d.  15  października  1917  r.  objęli  uroczyście  rządy. 

Osiągnęli  więc  Polacy  nareszcie  to,  czego  się  od 
dawna  domagali  i  co  miało  inny  obrót  nadać  spra- 
wom. Nie  otrzymali  wprawdzie  jednego  regenta,  ale 
otrzymali  Radę  regencyjną  z  prawami  regenta,  o  ile 
prawa  te  przez  rządy  okupantów  nie  były  do  czasu 
ograniczone,  jeżeli  jednak  Polacy  żądający  regencji  od- 
dawali się  nadziei,  że  okupanci  Radzie  regencyjnej  przez 
siebie  ustanowionej  oddadzą  rychło  władzę  i  admini- 
strację na  obszarze  obu  okupacyj,  to  doznali  zawodu. 
Rolę,  którą  Polacy  odgrywali  dotychczas  wobec  Niem- 
ców, objęli  teraz  Niemcy.  Jak  przedtem  Polacy  stawiali 
coraz  to  dalsze  warunki,  aby  tylko  nie  oddać  Niem- 
com swojego  wojska,  tak  teraz  Niemcy  okazali  się  nie- 
wyczerpanymi w  wynajdywaniu  pretekstów,  aby  Pola 
kom  nie  oddać  władzy,  bo  nie  mieli  do  nich  zaufania, 
a  Radę  regencyjną  starali  się  utrzymać  tylko  jako  ze- 
wnętrzny wyraz  państwa  polskiego,  które  stoi  po  ich 
stronie.  W  tym  samym  celu,  dla  demonstracji  przeciw 
wojsku  polskiemu  tworzonemu  we  Francji  i  wojsku 
polskiemu,  tworzącemu  się  w  Rosji,  utrzymywali  kilku- 
tysięczny zastęp  polski  wojskowy  w  Warszawie  i  jej 
okolicy  i  ćwiczyli  go  na  pokaz;  po  doznanym  zawo- 
dzie nie  żądali  jednak  już  utworzenia  wielkiego  wojska 
polskiego,  bo  obawiali  się  słusznie,  że  to  wojsko 
i  oparta  na  niem  władza  rządowa  przy  pierwszej  spo- 
sobności przeciw  nim  się  obróci.  Rada  regencyjna  nie 
zdołała  też  postępowaniem  swem  wpłynąć  na  Niem- 


200 


ców,  ażeby  nabrawszy  do  Polaków  zaufania,  stanowi- 
sko swoje  wobec  nich  zmienili. 

Rada  regencyjna,  mimo  wszystkich  hołdów  złożo- 
nych jej  przez  różne  instytucje  i  korporacje,  nie  sku- 
piła około  siebie  społeczeństwa  polskiego.  Stronnictwa 
lewicy  i  Polska  Organizacja  wojskowa  uprawiały  wo- 
bec niej  opozycję  bezwzględną  dlatego,  że  regenci  nie 
wyszli  z  ich  łona  i  władzy  odstąpić  im  nie  chcieli.  Boj- 
kotowały więc  rząd  i  wojsko-  a  lewica  nie  chciała 
wziąć  udziału  także  w  Radzie  stanu  utworzonej  później 
jako  organ  ustawodawczy. 

Zdeklarowanym  wrogiem  Rady  regencyjnej  była  da- 
lej narodowa  demokracja,  która  nie  uznawała  jej  jako 
pochodzącej  z  ramienia  mocarstw  centralnych  i  słu- 
chała ślepo  wskazówek  udzielanych  jej  przez  Komitet 
paryski,  działający  z  ramienia  koalicji.  Wiara  w  zwy- 
cięstwo koalicji  wzrosła  w  narodowej  demokracji  do 
tego  stopnia,  że  gotowa  była  doprowadzić  Niemców 
do  zniesienia  państwa  polskiego  przez  nich  utworzo- 
nego i  rozciągnięcia  surowych  rządów  nad  Polską, 
mniemała  bowiem,  że  się  przez  to  koalicji  najlepiej  za- 
służy i  jej  względy  Polsce  zapewni. 

Stanął  za  Radą  regencyjną  obóz  aktyWistyczny, 
a  wśród  niego  przede  wszy  stkiem  stronnictwo  Centrum, 
które  d.  18  września  1917  oświadczyło  się  za  przymie- 
rzem politycznem  z  mocarstwami  środkowemi,  widząc 
w  niem  „wskazany  i  skuteczny  w  danem  położeniu 
środek  do  odzyskania  istotnej  niepodległości  państwa 
polskiego  i  należnego  Polsce  stanowiska  międzynaro- 
dowego". Wyraziło  dalej  ufność,  że  korpus  posiłkowy 
po  dokonanej  w  nim  sanacji  zwrócony  zostanie  pań- 
stwu polskiemu  w  całości  t.  j.  bez  wykluczenia  znaj- 


201 


dojących  się  w  nim  obywateli  austro-węgierskich  i  sta- 
nowić będzie  podstawę  —  kadry  dla  formowania  pol- 
skiej regularnej  armji  na  zasadzie  poboru.  „Niezwłoczne 
utworzenie  armji  polskiej,  gotowej  do  akcji  czynnej  dla 
poparcia  i  zdecydowania  sprawy  granic  wschodnich 
w  myśl  narodowych  postulatów  polskich,  jest  podsta- 
wowym warunkiem,  ażeby  pojęcie  państwa,  niepodle- 
głości i  rządu  w  stosunku  do  Polski  nabrały  właściwej 
treści,  a  istnienie  polskiego  państwa  mogło  być  uwa- 
żane za  zabezpieczone". 

Pomiędzy  sprzecznymi  kierunkami  rozstrzygać  mieli 
realiści.  Oczekiwano,  że  pójdą  za  Centrum,  gdyż  dwaj 
regenci,  Lubomirski  i  Ostrowski,  wyszli  z  ich  grona, 
arcybiskup  Rakowski  przekonaniem  swojem  do  nich 
należał,  a  sekretarz  Rady  regencyjnej  ks.  Chełmickś 
był  jednym  z  najwybitniejszych  członków  ich  stronni- 
ctwa. Nadzieja  ta  jednak  zawiodła,  gdyż  stronnictwo 
realistów  nietylko  za  nimi  nie  poszło,  lecz  zniewoliło 
ich  do  wystąpienia  z  niego. 

Realiści  odgrażali  się  nieraz  narodowym  demokra- 
łoim,  ale  nie  wystąpili  ze  związku  z  nimi  w  Kole  mię- 
dzy party  j  nem.  Wskutek  tego  wstrzymali  Koło  od  bru- 
talnych ataków,  właściwych  narodowej  demokracji,  ale 
polityce  ich  opozycyjnej  ulegali.  Liczne  enuncjacje  Koła 
wobec  różnych  poczynań  Rady  regencyjnej  nie  pozo- 
stawiały żadnych  wątpliwości. 

Wobec  takiego  stanowiska  i  usposobienia  stron - 
nictw  reprezentujących  większość  opinji  publicznej,  Rada 
regencyjna,  chcąc  cokolwiek  stworzyć,  musiałaby  wo- 
bec nich  iść  przebojem,  a  to  na  chwilę  nie  postało 
w  myśli  regentom.  Nie  umieli  regenci  zatrzymać  się 
w  wstąpieniach  swoich  na  granicy,  która  stanowiskiem 
ich  ponad  rządem  była  podyktowaną,  a  mieszając  się 


202 


ciągle  w  czynności  rządu  i  zawiązując  bezpośrednie 
stosunki  ze  stronnictwami,  wywoływali  w  społeczeń- 
stwie wrażenie,  że  rządem  jest  Rada  regencyjna,  a  mi- 
nisterstwo jest  tylko  organem  jej  wykonawczym  bez  ża  - 
dnej samodzielności. 

Zamierzała  Rada  regencyjna  na  prezydenta  mini- 
strów powołać  Adama  hr.  Tarnowskiego,  jednakże 
Niemcy  nie  zgodzili  się  na  to,  obawiając  się,  że  dyplo- 
mata ten,  który  z  wielkiem  przejęciem  pracował  na 
rzecz  programu  austro- polskiego,  będzie  im  w  rządacin 
Królestwa  polskiego  sprawiał  trudności.  Wówczas  mi- 
sję utworzenia  gabinetu  poruczyła  Rada  Janowi  Kii- 
charzewskiemu,  który  znosząc  się  przed  objęciem  urzędu 
ze  stronnictwami,  d.  26  listopada  rozwinął  progranr 
swój  wobec  Koła  międzypartyjnego,  a  w  programie 
tym  podał  zamiar  utworzenia  armji  przez  powołanie 
trzech  do  czterech  roczników  t.  j.  około  sto  pięćdzie- 
siąt tysięcy  ludzi  na  podstawie  rekrutacji  i  na  mocy 
dekretu  Rady  regencyjnej.  Armja  ta  ma  być  natych- 
miast użyta  na  froncie  wschodnim,  między  innemi  ze 
względu  na  konieczność  odgrodzenia  się  w  ten  sposób 
od  wpływów  socjalnej  rewolucji  rosyjskiej.  Usłyszawszy 
ten  program  delegaci  stronnictwa  realistów,  a  następnie 
całego  Koła  międzypartyjnego,  udali  się  do  Rady  re- 
gencyjnej z  przedstawieniem,  że  utworzenie  armji  bez 
woli  kraju,  bez  Rady  stanu,  wybranej  przez  naród,  w\y 
wołałoby  wielkie  wzburzenie  w  kraju,  według  wszel- 
kiego prawdopodobieństwa  opór  ludności  i  popchnę- 
łoby stronnictwo  do  bezwzględnej  opozycji.  Rada  re- 
gencyjna uspokoiła  protestujących  oświadczając,  że  po 
boru  przed  zwołaniem  Rady  stanu  nie  ogłosi,  a  decyzji  i 
żadnej  co  do  przeznaczenia  armji  na  front  nie  przesą- 
dziła. Pomimo  tego  Rada  regencyjna  d.  8  grudnia  m- 


203 


mianowała  Kucharzewskiego  prezydentem  gabinetu  zło- 
żonego z  dziewięciu  ministrów,  ale  pilnowała  następnie, 
ażeby  ten  wybitny  aktywista  prowadził  politykę  nie 
wywołującą  opozycji  passywistów,  a  przynajmniej  opo- 
zycji zbyt  wyraźnej.  Rządy  Rady  regencyjnej  zaznaczyły 
się  też  tern,  że  zebrały  wszystkie  ujemne  następstwa 
związku  państwa  polskiego  z  mocarstwami  centralnemi, 
a  nie  osiągnęły  dodatnich,  ani  armji  polskiej  ani  wła- 
dzy wykonawczej  rządowej. 

Do  polityki  swojej  zastosowała  Rada  regencyjna 
ściśle  skład  Rady  stanu,  ciała  prawodawczego,  które 
miała  utworzyć.  Po  wielu  naradach  i  namysłach  ustawa 

0  Radzie  stanu  ukazała  się  dnia  7  lutego  1918,  ale  jej 
pierwsze  posiedzenie  nastąpiło  dopiero  d.  23  czerwca. 
Tworząc  ją  po  części  z  wyborów,  po  części  z  własnej 
nominacji,  Rada  regencyjna  miała  na  myśli,  aby  nie- 
chętnych sobie  zjednać,  nie  zaś  aby  utworzyć  ciało 
idące  w  pewnym  kierunku,  i  dlatego  w  Radzie  stanu, 
gdy  się  zebrała,  okazało  się,  że  niema  żadnej  stałej 
większości.  Rada  stanu  obradowała  skrzętnie  aż  do 
5  września  nad  projektami,  które  jej  rząd  przygotował 

1  z  prac  jej  zebrał  się  obfity  materjał  na  papierze,  na- 
wet cały  obszerny  projekt  konstytucji  państwa  pol- 
skiego, ale  nic  z  tego  nie  weszło  w  życie.  Utrzymało 
się  tylko  sądownictwo  i  szkolnictwo,  które  okupanci 
równocześnie  prawie  z  utworzeniem  Rady  regencyjnej 
oddali  rządowi  polskiemu. 

Cofając  się  przed  tworzeniem  wojska,  regenci  nie 
mogli  jednak  uchylić  się  od  zamanifestowania  swego 
stosunku  do  okupantów.  Rola  reprezentacyjna,  którą 
na  siebie  przyjęli,  wprost  ich  do  tego  zmuszała.  Uwol- 
liło  Radę  od  zawierania  formalnego  przymierza  z  mo- 


204 


carstwami  postanowienie  patentu,  w  którym  okupanci, 
ustanawiając  ją,  wyłączyli  z  pod  jej  zakresu  działania 
zawieranie  umów  międzynarodowych.  Postanowienie 
to  odnosiło  się  nietylko  do  wszystkich  innych  państw, 
lecz  także  do  okupantów,  którzy  stosunek  swój  do 
Polski  określali  jednostronnemi  swojemi  postanowie- 
niami. Nie  przyszło  więc  do  żadnego  formalnego  układu 
z  okupantami,  lecz  nie  mogło  się  obejść  bez  wymiany 
grzeczności,  podziękowania  za  utworzenie  państwa  pol- 
skiego, prośby  o  pomoc  dalszą  i  zapewnienia  o  niej. 
Nastąpiło  to  przy  uroczystem  przyjęciu  Rady  regen- 
cyjnej w  Berlinie  d.  8  stycznia  1918,  a  d.  11  stycznia 
w  Wiedniu. 

Serdeczny  był  ton  przemów  w  Wiedniu  wygło- 
szonych, bo  mógł  zaczepić  o  uznanie  praw  narodo- 
wych Polaków  w  Austrji  od  przeszło  pół  wieku.  W  mo- 
wie ks.  Zdzisława  Lubomirskiego  do  cesarza  Wilhelma 
znalazł  się  za  to  ustęp:  „Wiemy,  że  Wasza  cesarska 
Mość  wnikając  swoim  głębokim  i  twórczym  duchem 
w  wielkie  zadania  przyszłości,  będzie  dla  niemieckiego 
narodu  kierownikiem  na  drodze,  której  celem  jest  po- 
kój owe  i  owocne  współdziałanie  wszyst- 
kich narodów.  W  nowopowstałej  ojczyźnie  będziemy 
zwolennikami  tych  zasad.  W  osobie  Waszej  cesarskiej 
Mości  widzimy  i  witamy  bojownika  tych  zasad,  które 
powinny  zapanować  nad  światem  i  przynieść  wszyst- 
kim warstwom  ludzkich  społeczności  narodowych  szczę- 
ście i  błogosławieństwo". 

Odpowiadając  na  to  cesarz  Wilhelm  rzekł: 
„Z  wdzięcznością  odczuwam,  że  wbrew  oszczerstwom 
nieprzyjaciół  Panowie  zrozumieliście  moje  nieustanne 
trudy,  aby  w  ciągu  moich  prawie  już  trzydziestoletnich 
rządów  stać  się  bojownikiem  tych  zasad". 


205 

Wdzięczność  cesarza  Wilhelma  była  z  pewności 
szczerą,  skoro  Polak  wziął  go  w  obronę  przed  najdo- 
tkliwszym zarzutem  koalicji,  że  wojnę  wywołał  i  za- 
winił. Polakom,  którzy  pamiętali  trzydzieści  lat  jego 
rządów,  trudno  było  przemowę  tę  przełknąć. 

Ustanowienie  Rady  regencyjnej  podnieciło  silnie  wy- 
obraźnię tych  Polaków,  którzy  mimo  aktu  z  d.  5  listo 
pada  1916  r.  nie  mogli  się  pogodzić  z  myślą,  że  Ga- 
licja nie  ma  być  połączona  z  Królestwem.  Słyszeli,  że 
cesarz  Karol,  który  po  śmierci  Franciszka  Józefa  dnia 
21  listopada  1916  r.  objął  rządy,  oraz  jego  minister 
nr.  Czernin  tego  połączenia  gorąco  pragną  i  z  Niem- 
cami o  nie  konferują.  Zdawało  im  się,  że  jeżeli  Polacy 
za  niem  się  sami  oświadczą,  to  Niemcy,  uznawszy  nie- 
podległość Polski,  nie  będą  mieli  podstawy,  ażeby  się 
temu  sprzeciwić. 

Aktywiści  polscy  powzięli  więc  myśl,  aby  w  ciągu 
lutego  1918  na  całym  obszarze  Królestwa  i  Galicji 
urządzić  wielkie  zgromadzenie  ludowe  i  obwołać  cesa- 
rza Karola  królem  polskim.  Nie  kryli  się  z  tern  przed 
hr.  Czerninem,  a  pewni  byli  powodzenia. 

Pierwsze  takie  zgromadzenie  publiczne  odbyło  się 
d.  2  lutego  1918  we  Lwowie.  Wzięły  w  niem  udział 
najpoważniejsze  osobistości,  konserwatyści  i  demokraci, 
którzy  postanowili  się  połączyć  we  wspólnej  organi- 
zacji państwowotwórczej.  Zagaił  zjazd  demokrata,  czło- 
nek wydziału  krajowego  dr.  Jahl,  który  pogląd  na  po- 
łożenie streścił  w  słowach  następujących: 

„Tak  liczny  zjazd  jest  dowodem,  że  większość  spo- 
łeczeństwa solidaryzuje  się  z  celami  i  zadaniami  Kół 
pracy  narodowej,  któremi  są  tworzenie  podstaw  i  kła- 
dzenie fundamentów  pod  gmach  państwowości  polskiej, 


206 


praca  około  budowy  państwa  polskiego.  W  tej  pracy 
powinni  się  znaleść  wszyscy  Polacy  bez  względu,  do 
jakiego  stronnictwa  politycznego  należą,  aby  państwo 
polskie,  istniejące  politycznie  od  5  listopada  1916,  a  fa- 
ktycznie od  12  września  1917,  było  z  chwilą  zawarcia 
pokoju  przygotowane  do  samoistnego  bytu.  Niestety, 
nie  wszyscy  chcemy  zrozumieć,  że  nareszcie  nadszedł 
czas  samemu  stanąć  do  roboty.  Zdobyliśmy  się  16  sier- 
pnia 1914  na  wielki  czyn  i  stworzyliśmy  legjony;  po- 
tem jednak  robiliśmy  wszystko,  aby  je  rozbić.  Nie  po- 
trafiliśmy się  zdobyć  na  własną  armję,  a  gdybyśmy 
dziś  mieli  choć  kilka  korpusów,  to  przy  rokowaniach 
pokojowych  ani  państwa  centralne  ani  żadne  moce  bol- 
szewickie nie  mogłyby  nam  głosu  odmówić.  Tymcza- 
sem dziś  w  Brześciu  mówi  się  o  nas  bez  nas.  Powi- 
taliśmy akt  z  5  listopada  1916  i  Tymczasową  Radę 
stanu  z  entuzjazmem,  a  potem  nękaliśmy  ją,  aż  zmu- 
siliśmy ją  do  rezygnacji. 

Domagaliśmy  się  Regencji,  a  dziś  stawiamy  jej 
wszelkie  możliwe  trudności.  Jeszcze  nie  weszła  w  ży- 
cie Rada  stanu,  a  już  ją  zwalczamy;  zwalczać  też  bę- 
dziemy Sejm,  chociażby  wyszedł  z  najdemokratyczniej- 
szych  wyborów.  Dają  nam  monarchję,  my  chcemy  rze- 
czypospolitej.  Mówimy,  że  chcemy  Polski  w  najszer- 
szych granicach,  a  gdy  nadarza  się  sposobność  rze- 
czywistego jej  rozszerzenia,  nie  robimy  nic,  coby  nas 
do  tego  prowadziło.  Przecież  dziś  jest  możliwość  wcie- 
lenia Galicji  do  samoistnego  Królestwa  polskiego, 
oczywiście  z  cesarzem  Karolem  L  na  tronie  polskim. 
A  dotąd  nie  wydaliśmy  żadnej  enuncjacji  zbiorowej,  nie 
uczyniliśmy  żadnego  kroku,  któryby  ujawnił,  że  tego 
pragniemy,  chociaż  żaden  Polak  nie  zgodziłby  się,  aby 
w  Polsce  brakło  Krakowa,  tego  panaceum  naszych 


207 


świętości  narodowych  lub  Lwowa  i  Czerwonej  Rusi 
od  sześciuset  lat  uprawianej  pługiem  polskim  i  budo- 
wanej kulturą  polską.  Dyplomacja  państw  centralnych 
słusznie  może  twierdzić,  że  nic  nie  wie  o  tern,  abyśmy 
rzeczywiście  pragnęli  habsbursko- polskiej  koncepcji. 
Czas  więc  najwyższy  zerwać  się  do  czynu.  Nie  zrzeka- 
jąc się  niczego,  owszem  stojąc  na  gruncie  uchwał  z  d. 
28  maja  1917,  musimy  się  liczyć  z  tern,  co  w  danych 
warunkach  jest  możliwem  do  osiągnięcia.  Trzeba  wejść 
na  drogę  polityki  realnej.  Pamiętajmy,  że  za  wszystko, 
co  się  dziś  dzieje,  sami  jesteśmy  odpowiedzialni". 

Po  licznych  zgodnych  przemówieniach  zgromadze- 
nie przyjęło  jednogłośnie  wniosek: 

„Jesteśmy  świadkami  radosnego,  dawno  oczekiwa- 
nego zdarzenia,  iż  powstają  w  naszych  oczach  pod- 
waliny samoistnego,  niepodległego  państwa  polskiego, 
jest  wobec  tego  naszym  świętym  obowiązkiem  budowę 
tego  państwa  z  całym  zapałem  popierać  i  dalej  pro 
wadzić  i  w  tym  celu  oświadczamy  się  jak  najgoręcej 
«a  przyłączeniem  całej  Galicji  do  tworzącego  się  sa- 
moistnego państwa  polskiego  z  cesarzem  Karolem  I. 
i  jego  dynastją  na  prastarym  tronie  polskim". 

Znaczenie  tej  uchwały  podnosiła  okoliczność,  że 
przyszła  do  skutku  w  mieście  Lwowie,  które  naro- 
dowa demokracja  od  dawna  obrała  sobie  za  twierdzę 
swej  polityki.  Dlatego  też,  gdy  członkowie  zgromadze- 
nia wieczorem  tegoż  dnia  zebrali  się  na  wspólną  wie- 
czerzę, narodowa  demokracja  popchnęła  młodzież, 
przeważnie  szkolną,  do  urządzenia  hałaśliwej  demon- 
stracji. Policja  starała  się  temu  przeszkodzić,  przyczem 
padły  strzały,  jeden  student  został  zabity,  drugi  ranny. 
Wyprowadzenie  młodzieży  szkolnej  na  ulicę  było  jed- 
nak dowodem,  że  demokracja  narodowa  ogólnemu 


208 


prądowi  nie  jest  w  stanie  przeszkodzić.  W  ostai 
chwili  przed  zjazdem  lwowskim  z  ministerstwa  spraw 
zagranicznych  otrzymali  Polacy  radę,  aby  manifestację 
na  rzecz  cesarza  jako  króla  polskiego  odroczyli,  ale 
rada  ta  przyszła  bez  powodów,  nie  poszli  też  za  nią 
z  obawy,  że  odroczenie  wywrze  najgorsze  wrażenie. 

Zanim  za  przykładem  uchwał  lwowskich  mógł  pójść 
kraj  cały,  spadł  na  Polskę  cios,  którego  najmniej  mo- 
gła się  spodziewać.  Od  tygodni  już  toczyły  się  w  Brze- 
ściu litewskim  pomiędzy  Niemcami  i  Austro- Węgrami 
z  jednej,  a  Rosją  z  drugiej  strony  rokowania  o  pokój. 
Sprawa  wojny  z  końcem  roku  1917  nie  układała  się 
dla  mocarstw  centralnych  pomyślnie.  Walka  łodziami 
podwodnemi  nie  spełniła  przywiązanych  do  niej  na- 
dziei, wyrządziła  ogromne  szkody  handlowi  angiel- 
skiemu, utrudniła  dowóz,  ale  go  nie  przerwała.  Ni- 
knęła też  nadzieja,  żeby  transportowi  wojsk  amerykań- 
skich do  Francji  mogła  przeszkodzić.  Natomiast  od- 
cięcie mocarstw  centralnych  od  reszty  świata  przez 
blokadę  morską  było  zupełnem  i  zajęcie  Rumunji  nie 
wystarczało  do  zażegnania  w  nich  widma  głodth  Trzeba 
było  zająć  dalsze  żyzne  obszary,  a  takiemi  dla  mocarstw 
centralnych  mogły  być  tylko  ziemie  południowej  Rosji. 
Od  czasu  drugiej  bolszewickiej  rewolucji  Rosja  nie  była 
już  groźną  militarnie,  lecz  groziła  propagandą  anar- 
chistycznych zasad  i  państwom  sąsiadującym  z  nią  mu- 
siało zależeć  na  teni,  ażeby  się  od  niej  pod  tym  wzglę- 
dem odgrodzić.  Mocarstwa  centralne  postanowiły  też 
zabezpieczyć  się  ostatecznie  od  wschodu  i  zawrzeć  po- 
kój z  Rosją,  ażeby  przez  to  ułatwić  sobie  pokój,  a  ewen- 
tualnie dalszą  wojnę  z  koalicją.  Austro- Węgry  wyczer- 
pane zupełnie  do  pokoju  tego  parły  za  wszelką  cenę 


209 

Minister  hr.  Czernin  ofiarował  Niemcom  nawet  odstą- 
pienie Galicji  z  Królestwem,  aby  im  ułatwić  zwrócenie 
Alzacji  i  Lotaryngji  Francji,  bez  czego  pokój  z  koalicją 
osiągnąć  się  nie  dał ł.  Gdy  Niemcy  na  tę  propozycję 
się  nie  godziły,  a  rokowania  z  delegatami  rządu  bol- 
szewickiego w  Brześciu  się  przeciągały,  hr.  Czernin 
podjął  myśl,  ażeby  skorzystać  z  prądu  separastycznego, 
który  się  objawiał  na  Ukrainie,  a  podsycany  był  przez 
Rusinów  galicyjskich,  oderwać  Ukrainę  od  Rosji,  uznać 
ją  za  osobne  państwo  i  zawrzeć  z  nią  pokój  „chle- 
bowy" o  dostarczenie  zboża.  Powziąwszy  tę  myśl,  nie 
dopuścił  delegatów  rządu  polskiego  do  układów  po- 
kojowych w  Brześciu,  a  natomiast  ściągnął  do  nich 
delegatów  ukraińskich  f  przyjął  wszystkie  stawiane  przez 
nich  warunki,  a  raczej  podsuwane  mu  myśli.  W  dniu 
10  lutego  1918  państwa  centralne  zawarły  pokój  od- 
rębny z  delegatami  republiki  ukraińskiej, 2  uznając  ją, 
chociaż  w  trwałość  jej  nie  bardzo  wierzyły.  Środek 
skutkował,  gdyż  dnia  21  lutego  delegaci  rosyjscy  przy- 
jęli warunki  Niemiec  i  Austrji.  D.  7  marca  przyszedł 
z  nimi  do  skutku  pokój,  który  w  artykule  3  stanowił, 
że  „obszary,  które  leżą  na  zachód  od  linji  umówionej 
między  kontraktującemi  stronami,  a  należały,  do  Rosji, 
nie  będą  już  podlegały  rosyjskiemu  zwierzchnictwu 
państwowemu.  Obszary  wspomniane  nie  będą  miały 
żadnych  zobowiązań  względem  Rosji  z  tytułu  swej  po- 
przedniej przynależności  do  Rosji.  Rosja  zrzeka  się 


1  Ottokar  Czernin:  „Im  Weltkriege".  Berlin  und  Wien  1919. 

2  W.  Feldman:  „Vor  der  neuen  Teilung  Polens".  Offenes 
.  Schreiben  an  Herrn  Dr.  Friedrich  Naumann.  Berlin  —  Charlotten. 

burg.  Den  13  Februar  1918.  Ais  Manuskript  gedruckt.  ' 

„Sprawa  polska"  drukowane  jako  rękopis.  D.  31  sierpnia 
1919. 


Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego 


14 


210 


wszelkiego  mieszania  się  do  wewnętrznych  stosunków 
w  tych  obszarach.  Niemcy  i  Austro-Węgry  zamierzają 
przyszły  lós  tych  obszarów  urządzić  w  porozumieniu 

z  ich  ludnością". 

Linja  graniczna,  o  której  w  układzie  mowa,  wy- 
kreśloną została  tak,  że  zaczynała  się  na  północ  od 
Rygi,  dalej  niedaleko  od  Dyneburga  do  Dźwiny,  a  da- 
lej poprzek  Litwy  tak,  że  prawie  całe  Inflanty,  Esto- 
nja,  gubernja  witebska  i  wschodnie  części  gubernij  wi- 
leńskiej i  grodzieńskiej,  tern  samem  cała  gubernja  miń- 
ska, pozostać  miały  przy  Rosji,  zaś  Brześć  litewski 
i  znaczna  część  Podlasia  przy  Ukrainie.  Szło  tu  Niem- 
com widocznie  o  to,  aby  wykroić  Kurlandję  niemiecką 
i  Litwę  etnograficzną  z  dodatkiem  Grodna  i  Wilna 
i  stworzyć  z  niej  państwo  sobie  podległe. 

Pokój  z  Rasją  podyktowany  był  widoczną  nieprzy- 
jaźnią  Niemiec  do  Polski,  której  dla  siebie  mimo  ogło- 
szenia niepodległości  i  ustanowienia  Rady  regencyjnej 
zjednać  nie  zdołały,  postanowienia  jego  przynosiły  je- 
dnak Polsce  uwolnienie  ostateczne  od  Rosji.  Pokój 
z  Ukrainą  okupiono  zato  w  jawnym  traktacie  przyzna- 
niem jej  gubernji  chełmskiej,  której  granicę  posunięto 
jeszcze  na  zachód,  zaś  w  tajnym  układzie,  o  którym 
jednak  wieść  się  zaraz  rozeszła,  przyrzeczeniem  po- 
działu Galicji  na  część  zachodnią  polską  i  wschodnią 
ruską. 

Na  wieść  o  tern  jeden  krzyk  oburzenia  wydarł  się 
z  piersi  Polaków.  Protestowali  wszyscy  we  wszystkich 
trzech  zaborach,  wszystkie  korporacje  i  instytucje,  od 
Rady  regencyjnej  i  Koła  polskiego  wiedeńskiego  po- 
czynając. Żaden  Polak  nie  mógł  zrozumieć  i  uznać, 
żeby  delegaci  niemieccy  i  austrjaccy,  sekretarz  stanu 
Kuhlmann  i  minister  hr.  Czernin,  wobec  republiki  ukra- 


211 


reskiej,  która  im  miała  zawdzięczać  uznanie,  znajdo- 
wali się  w  przymusowem  położeniu  czynienia  takich 
ustępstw  kosztem  Polaków  i  kosztem  upokorzenia  pań- 
stwa austriackiego,  pozwalającego  republice  ukraińskiej 
mieszać  się  w  Galicji  w  swoje  wewnętrzne  sprawy, 
Tłómaczył  się  Czernin,,  że  widmo  głodu  go  do  tego 
aamusiło,  bo  za  tę  cenę  uzyska-  od  Ukraińców  miijony 
K)n  zboża;  naprawiał  nawet  układ  z  Ukrainą  postano- 
wleniem,  że  plebiscyt  będzie  o  gubernji  chełmskiej  roz- 
strzygał, że  postanowienie  o  Galicji  nie  wejdzie  w  ży- 
cie i  będzie  przy  pierwszej  sposobności  cofnięte.  Im 
większe  nadzieje  Polacy  pokładali  w  Austrji,  tern  wię- 
cej przekonali  się,  że  na  niej  i  na  jej  monarsze  Ka- 
ir olu  nie  mogą  polegać.  Tłómaczyii  sobie  jeszcze,  że 
postanowienie  brzeskie  narzucone  zostało  hr.  Czerni- 
kowi przez  delegatów  niemieckich,  ale  ci  przeciw  ta- 
kiemu posądzeniu  protestowali.  Orjentacja  austrjacka 
skończyła  się  niepowrotnie,  zaczynając  od  Polaków 
w  Austrji.  Posłowie  polscy  w  izbie  deputowanych,  a  na- 
wet członkowie  polscy  izby  panów  po  pięćdziesięciu 
latach  popierania  interesów  państwa  przeszli  do  opo- 
zycji, a  jeżeli  nie  głosowali  zaraz  przeciw  budżetowi, 
iecz  tylko  usunęli  się  od  głosowania,  to  uzasadnili  to 
tern,  że  nie  chcą  dać  ^rządowi  nienawistnemu  pretekstu 
do  zaprowadzenia  rządów  militarnych  i  podziału  Ga- 
licji. Czernin  wkrótce  upadł,  ministerstwo  spraw  zagra- 
nicznych otrzymał  znowu  Burian,  który  cofnął  układ 
z  Ukraińcami  o  podział  Galicji,  a  nęcił  jeszcze  Pola- 
ków widokiem  połączenia  Galicji  z  Królestwem,  ale 
w  to  nie  wierzono.  Rząd  austrjacki  straszył  ich  kon- 
szachtami z  Rusinami.  W  Kole  polskiem  wiedeńskieni 
zapanowała  orjentacja  koalicyjna  i  tu  także  oczekiwano 
jej  zwycięstwa. 


14* 


212 


Pokój  brzeski  zapewniał  państwom  centralnym  mi- 
liony cetnarów  zboża,  których  tak  potrzebowały,  ale 
po  to  zboże  trzeba  się  było  wyprawić  zbrojnie  na 
Ukrainę  i  wydobyć  je  z  zamętu  socjalnego,  w  który 
popadła.  Rewolucja  podkopała  bowiem  w  ludzie  ru- 
skim poszanowanie  władzy  i  lud  ten  rzucił  się  na  dwory 
z  rabunkiem  i  mordem.  Dwory  i  wogóle  ludność  poi- 
ska  gotowa  była  powitać  jako  zbawców  wojska  nie- 
mieckie, licząc  na  to,  że  przywrócą  zburzony  porządek 
publiczny  i  położą  tamę  grabieżom  i  gwałtom.  Przyszło 
w  istocie  do  tego,  że  liczna  armja  niemiecka  na  mocy 
układu  z  rządem  ukraińskim  zaraz  po  zawarciu  tra- 
ktatu brzeskiego  wkroczyła  na  Wołyń,  a  następnie  po- 
sunęła się  do  Kijowa.  Nieco  później  armja  austrjacka 
zSjęła  Podole,  Wówczas  jednak  ludność  polską  spo- 
tkało rozczarowanie,  ^ifmje  te  podtrzymały  rząd  ukra- 
iński, który  miał  im  ułatwić  nabycie  zboża,  zajęły  ko- 
leje żelazne  i»  utrzymały  porządek,  ale  tylko  o  tyle. 
o  ile  to  do  nabycia  i  wywozu  zboża  było  potrzebne, 
W  stosunki  wewnętrzne,  w  sprawy  agrarne,  w  zabór 
gruntów  dworskich  przez  chłopów,  w  wymiar  sprawie- 
dliwości się  nie  mieszały  i  ogłaszały  to  publicznie. 
Ludność  polska,  której  wielka  część  ze  wsi  zbiegła 
tłumnie  do  miast  i  miasteczek,  nie  doczekała  się  od 
nich  opieki  i  niejeden  Polak,  który  przeciwny  był  le- 
gionom i  wojsku  polskiemu,  wówczas  dopiero  pomy- 
ślał, że  przecież  inaczej  wyglądałaby  okupacja  tych 
krain  przez  wojsko  polskie,  choćby  pod  dowództwem 
Beselera.  jeśli  w  myślach  swoich  posuwał  się  dalej, 
to  zadawał  sobie  pytanie,  czy  tak  byłby  wyglądał  po- 
kój brzeski,  czy  byłoby  przyszło  do  takiego  tępienia 
polskości  w  ziemiach  ruskich,  gdyby  na  froncie  rosyj- 


213 


skim  stały  legjony  przez  cały  naród  poparte,  w  silną 
przetworzone  armję? 

Wskutek  traktatu  brzeskiego  ustąpił  d.  11  lutego 
gabinet  polski  Kucharzewskiego,  który  w  d.  7  grudnia 
stanął  u  steru  i  kierował  nim  ku  Aiistro- Węgrom,  a  m 
jego  miejsce  po  dłuższem  prowizorjum  *Rada  regen- 
cyjna mianowała  w  d.  4  kwietnia  gabinet  Jana  Ste- 
czkowskiego, w  którym  ks.  Janusz  Radziwiłł  objął  de- 
partament spraw  zagranicznych,  zwany  departamentem 
stanu.  Nowy  prezydent  ministrów,  zanim  zdecydowai 
się  przyjąć  to  stanowisko,  pojechał  do  Berlina  i  u  rządu 
niemieckiego  stawiał  za  warunek,  że  poza  sądowni- 
ctwem i  szkolnictwem,  których  oddanie  Polsce  nastą- 
piło równocześnie  z  ustanowieniem  Rady  regencyjnej, 
inne  gałęzie  administracji  będą  Polakom  oddane.  Otrzy- 
mawszy w  tym  kierunku  przyrzeczenia,  przyjął  urząd 
prezydenta  ministrów  i  d.  29  kwietnia  wystosował  do 
Wiednia  i  do  Berlina  pismo,  w  którem  zasadnicze  żą- 
dania polskie  w  następujący  sposób  skreślił: 

Nowoutworzony  rząd  państwa  polskiego  powołuje 
się  na  rokowania  w  Berlinie  i  w  Wiedniu  przez  podL 
pisanego  przeprowadzone  przed  utworzeniem  gabinetu, 
pozwala  sobie  podać  do  łaskawej  wiadomości  Waszej 
Ekscelencji,  iż  uważałby  za  bardzo  pożądane,  gdyby 
mógł  już  teraz  rozpocząć  rokowania,  zmierzające  do 
definitywnego  rozwiązania  kwestji  polskiej  pod  wzglę- 
dem politycznym,  wojskowym  i  gospodarczym. 

Rychłe  rozpoczęcie  się  tych  rokowań  naszem  zda- 
niem  jest  już  z  tego  względu  koniecznem,  iż  ponownie 
w  ostatnich  czasach  pojawiające  się  z  całą  ostrożno- 
ścią pogłoski  o  rzekomo  zamierzonej  regulacji  granic 
zaniepokoiły  w  najwyższym  stopniu  opinję  publiczną 


214 


w.  całym  kraju,  jako  też,  ponieważ  rząd  polski  z  po- 
wodów zupełnie  od  niego  niezależnych  nie  zdołał  uzy- 
skać niczego,  co  mogłoby  być  uważane  za  stwierdze- 
nie na  nowo  wielkodusznym  aktem  obu  sprzymierzo- 
nych monarchów  do  życia  powołanego  organizmu  pań- 
stwowego. Ten  ubolewania  godny  stan  rzeczy  nie  może 
pozostać  bez  wpływu  na  zajęcie  stanowiska  wobec 
rządu  przez  [Radę  stanu  zbierającą  się  w  najbliższym 
czasie. 

Rząd  polski,  rozumie  się  samo  przez  się,  nie  będzie 
uprzedzał  kwestji,  który  z  pośród  wchodzących  pol 
uwagę  sposobów  rozwiązania  sprawy  polskiej  będzie 
stanowił  wynik  narad,  które  w  najbliższym  czasie  mają 
się  odbyć  pomiędzy  obu  cesarstwami.  Pozwala  sobie 
jednak  zauważyć,  iż  tylko  takie  rozwiązanie  mógłby 
uważać  za  odpowiadające  obustronnym  interesom,  któ- 
reby  państwu  polskiemu,  pod  warunkiem  przymierza 
z  mocarstwami  centralnemi  i  konwencji  wojskowej, 
zapewniło  niepodległość,  integralność  dotychczasowego 
terytorjum  Królestwa  kongresowego,  odpowiadającą 
potrzebom  strategicznym,  regulację  granic  ze  strony 
Ukrainy,  kompensaty  terytorjalne  w  etnograficznie  pol- 
skich obszarach  na  wschód  od  linji  Narew- Bóbr- Nie- 
men za  utratę  czterech  północnych  'okręgów  giibernji 
suwalskiej,  w  końcu  możliwość  rozwoju  gospodarczego 
przez  zawarcie  traktatu  handlowego,  zapewniającego 
1akże  przystęp  do  morza  (wolna  żegluga  na  Wiśle). 

Rząd  polski  pozwala  sobie  dać  wyraz  przekonani^ 
ii  państwo  polskie,  w  ten  sposób  oparte  o  mocarstwa 
centralne  i  w  swych  najbardziej  żywotnych  interesacih 
zadowolone,  będzie  stanowić  najlepszą  trwałą  osłonę 
Europy  środkowej  od  wschodu,  i  t.  z.  regulację  granic 
politycznie  i  wojskowo  uczyni  w  zupełności  zbyteczną, 


215 

Na  przedstawienia  te  rząd  polski  długo  nie  otrzy- 
mywał odpowiedzi.  Toczyły  się  właśnie  na  polach 
Francji  boje,  które  o  losach  wojny  miały  ostatecznie 
rozstrzygnąć,  a  w  których  po  stronie  Francji  i  Anglji 
wzięły  już  udział  wojska  Stanów  Zjednoczonych.  Fran- 
cja miała  świadomość,  że  tu  idzie  o  jej  życie  i  stawiała 
wszystko  na  kartę. 

Wystąpiwszy  do  wojny  z  państwami  centralnemu, 
prezydent  Wilson  w  orędziu  do  kongresu  Stanów  Zje- 
dnoczonych w  d.  10  stycznia  1918  wyłożył  warunki 
pokoju,  sformułowane  na  zasadach,  które  d.  23  sty- 
cznia 1917  r.  ogłosił.  Znalazło  się  w  nich  opróżnienie 
i  odbudowanie  krajów,  które  Niemcy  i  Austrja  w  ciągu 
wojny  zajęły  i  zniszczyły,  a  więc  departamentów  fran- 
cuskich,: Belgji,  Rumunji,  Serbji,  Czarnogóry,  Polski 
i  Rosji,  wolność  żeglugi  na  morzu,  usunięcie  gospo- 
darczych ograniczeń,  autonomiczny  rozwój  ludów  Au- 
stro-Węgier  i  Turcji,  a  wśród  tego  warunek  trzynasty 
następującej  treści: 

„Niezawisłe  państwo  polskie,  któreby  musiało  za- 
mknąć w  sobie  niewątpliwie  przez  polską  ludność  za- 
mieszkałe obszary,  musiałoby  być  stworzone,  jego  go- 
spodarcza niezawisłość  i  terytorjalna  nienaruszalność 
musiałaby  być  zagwarantowana  przez  międzynarodowy 
układ". 

W  d.  3  czerwca  na  zjeździe  prezydentów  ministrów 
Francji,  Wielkiej  Brytanji  i  Włoch  powziętą  została 
uchwała,  że  „utworzenie  jednego,  zjednoczonego  i  nie- 
zawisłego państwa  polskiego  z  wolnym  dostępem  do 
morza  jest  jednym  z  warunków  trwałego  i  sprawiedli- 
wego pokoju  i  panowania  sprawiedliwości  w  Europie". 

Uchwały  te  wobec  postępów  niemieckiego  oręża 
nie  robiły  na  razie  wrażenia.  Trzykrotnie  w  miesiącu 


216 


^kwietniu,  maju  i  czerwcu  podejmowały  Niemcy  wielką 
ofensywę  i  robiły  w  niej  ciągłe  postępy.  Z  dział  da- 
lekonośnych  ostrzeliwały  już  Paryż.  Zwycięstwo  ich 
ostateczne  wydawało  się  bliskiem.  W  tych  warunkach 
rządowi  polskiemu  wydało  się,  że  za  stroną  zwycię- 
żającą powinien  się  oświadczyć  i  dla  postulatów  swoich 
przychylność  jej  zyskać.  Dlatego  w  d.  13  czerwca  ogło- 
sił oświadczenie  następujące ; 

„Nie  wdając  się  w  rozważanie  uchwały  koalicji  z  d, 
3  czerwca  jako  takiej,  rząd  polski  nie  może  nie  zwró- 
cić uwagi  na  chwilę,  w  której  ta  uchwała  przyszła  do 
skutku  i  na  okoliczności,  jakie  temu  towarzyszyły.  Za- 
nadto boleśnie  przypomina  ona  nam  chwile,  gdy  do- 
piero po  opuszczeniu  Królestwa  polskiego  przez  woj- 
ska rosyjskie  rząd  carski  zdecydował  się  przystąpić  do 
urzeczywistnienia  jednego  z  tych  samych  praw,  o  które 
przez  sto  lat  bezskutecznie  dopominaliśmy  się.  Chwila, 
w  której  uchwała  została  powziętą,  a  nie  jej  treść,  na- 
daje jej  właściwego  charakteru.  Rząd  polski  zgadza  się 
z  całym  narodem  w  niestrudzonem  dążeniu  do  stwo- 
rzenia niezawisłego,  uposażonego  w  podstawowe  wa- 
runki politycznego,  kulturalnego  i  gospodarczego  roz- 
woju państwa  i  w  tej  mierze  nie  da  się  wytrącić  z  ró- 
wnowagi przez  rezolucję  wersalską.  Nie  zważając  na 
wszelkie  przeszkody  i  trudności,  będzie  dążył  niezłom- 
nie do  urzeczywistnienia  podstawowych  potrzeb  na- 
rodu, które  mu  we  współpracy  z  sąsiedniemi  mocar- 
stwami central nemi  umożliwią  rozwiązanie  historycznego 
zadania,  oczekującego  go  na  wschodzie  Europy.  To 
wymaga  trzeźwego  ocenienia  naszych  własnych  inte- 
resów, które  są  jedynie  dla  nas  miarodajne*'. 

Ogłosiwszy  to,  rząd  polski  próbował  dojść  do  celu 
głównie  przez  Niemcy,  nie  liczył  bowiem  na  Austrię* 


217 

która  tak  haniebnie  zawiodła.  Wysyłał  więc  misje  do 
Berlina,  które  konferując  z  kołami  tamtejszemi  parla- 
-FBentarnemi,  miały  im  sprawę  polską  wyjaśnić  i  przy- 
chylniej je  dla  niej  usposobić,  oraz  misje  do  rządu  nie- 
mieckiego, do  głównej  kwatery  i  cesarza  niemieckiego, 
aby  przecież  decyzję  uzyskać.  Prowadził  je  głównie 
hr.  Ronikier,  ale  mimo  wielkiej  usilności  i  niecierpliwości 
skutku  nie  zdołał  osiągnąć,  bo  rząd  niemiecki  sobą 
był  zajęty  i  na  porozumienie  się  z  Austrją  nie  miał 
zmysłu  i  czasu  l.  Jeszcze  w  d.  28  września  1918  r.  Be- 
seler  wystosował  do  Rady  regencyjnej  pismo,  w  któ- 
rem  godził  się  na  przekazanie  rządowi  polskiemu  nie- 
których dalszych  gałęzi  zarządu,  ale  tak  małej  donio- 
słości i  z  takiemi  zastrzeżeniami,  że  Rada  regencyjna 
4  października  stanowczo  je  odrzuciła.  Dopiero  7  pa- 
ździernika odstąpił  od  warunków  i  zażądał  wskazania 
mu  rozmiarów  i  terminu  oddania  gałęzi  administracji, 
których  sobie  Rada  życzy.  Oddał  je,  gdy  sam  z  woj- 
skiem swojem  Warszawę  opuścił. 


*  Adam  Ronikier:  „W  świetle  prawdy.  Kartki  z  przetyć 
z  ostatnich  lat".  1919. 


XIII. 


WOJSKO  POLSKIE. 

Wojsko  polskie  w  Warszawnc 
Wyprawa  Hallera  pod  Kaniów. 
Korpus  Muśnickiego. 
Wojsko  polskie  we  Francji 
Pogrom  Niemców  i  Austrjś. 

Jedynym  szczątkiem,  który  pozostał  po  wszystkich 
usiłowaniach,  aby  wojsko  polskie  stworzyć,  był  kilku- 
tysięczny oddział  uratowany  z  rozbicia  iegjonów  i  utrzy- 
many w  Warszawie.  Przyjęto  do  niego  później  także 
kilkuset  legjonistów,  których  za  niezłożenie  przysięga 
pierwotnie  internowano  w  Szczypiórnie,  którzy  jednak 
ochłonąwszy  od  agitacji  zgłosili  się  napowrót  z  goto- 
wością złożenia  przysięgi.  Beseler  nie  szczędził  trudy, 
aby  z  niego  uczynić  wojsko  na  pokaz,  ażeby  Polakom 
dowieść,  jak  z  rąk  niemieckich  wyszłaby  armja  polska, 
gdyby  ją  byli  chcieli  utworzyć.  Oddział  ten,  niepopu- 
larny, znieważany  nawet  przez  gawiedź  uliczną  w  War- 
szawie, nazywany  po  niemiecku  „Polnische  Wermacht" 
albo  „Beselerczykami",  zdobył  sobie  imię  dopiero  wów- 
czas, gdy  w  d.  10  listopada  1918  usunięcie  licznej  za- 
łogi niemieckiej  z  Warszawy  wraz  z  Beselerem  i  obję- 
cie władzy  przez  Radę  regencyjną  umożliwił.  D.  17  pa- 
ździernika regent  ks.  Lubomirski  odbył  w  Ostrowic 
łomżyńskim  rewję  pierwszej  brygady  tej  siły  zbrojnej 


219 


i  wygłosił  mowę  streszczającą  jej  dzieje  od  początku 
wojny. 

Za  wasze  znojne  trudy,  mówił,  za  hojnie  przele- 
waną krew,  za  cięższe  może  jeszcze  od  poświęcenia 
życia  przetrwanie  na  stanowiskach  żołnierskich  w  naj- 
bardziej rozpaczliwych  warunkach,  w  zwątpieniach  ni- 
szczących ducha,  odejmujących  myśl  i  wolę,  niechaj 
wam  będzie  sowitą  zapłatą,  że  wy  pierwsi  nie  słowem, 
ale  czynem  stwierdzacie  przed  światem  niepodległy 
byt  Polski,  że  stanowicie  jądro  i  zawiązek  silnej,  zdro- 
wej i  czynnej  armji,  że  dzięki  waszej  wytrwałości  po- 
siadamy dzisiaj  kadry  przyszłego  wojska.  Wy  dzisiaj 
jesteście  spadkobiercami,  mogącymi  żywić  słuszne 
i  głębokie  przekonanie  w  walkach  zdobyte,  w  cierpie- 
niach zrodzone,  że  historja  nowej  Polski  kreśląc  dzieje 
swojej  armji,  legjony  z  r.  1914  w  pierwszym  rzędzie 
postawi  i  we  wdzięcznej  zachowa  pamięci,  legjony,  co 
w  chwili  wybuchu  wojny  z  jedyną  myślą  o  Polsce 
w  bój  poszły,  a  bój  toczyły  nietylko  z  zewnętrznym 
wrogiem,  ale  niestety  z  wrogą  sobie  częścią  społeczeń- 
stwa. 

Słowa  te  w  ustach  ks.  Zdzisława  Lubomirskiego, 
który  tak  długo  stał  przeciw  legjonom,  nabierały  po- 
dwójnego znaczenia,  ale  to  wojsko,  na  którem  wskrze- 
szona Polska  mogła  się  oprzeć,  liczyło  tylko  kilka 
tysięcy.  Nie  było  wojska  polskiego  na  zajęcie  Litwy, 
gdy  z  niej  rozprzężone  wojsko  niemieckie  się  cofało, 
nie  było  go  nawet  na  utrzymanie  Galicji  wschodniej. 

Stanął  tam  w  r.  1917,  zrazu  w  Przemyślu,  potem 
na  granicy  besarabskiej,  łegjon  złożony  z  poddanych 
austrjackich,  przeniesiony  nagle  z  Królestwa  wskutek 
rozbicia  łegjonów.  Z  przeniesieniem  do  Przemyśla  nie 
skończyło  się  przesilenie  wewnętrzne  w  tym  legjonie. 


220 


Groziło  niebezpieczeństwo,  że  Komenda  naczelna  au- 
strjacka,  sprzykrzywszy  sobie  walki  polityczne  w  legjo- 
nie,  rozwiąże  go  i  tych,  którzy  podlegają  obowiązkowi 
służby  wojskowej  w  Austrji,  do  wojska  swego  wcieli, 
a  resztę  do  domów  rozpuści.  Potrzeba  było  wielkich 
starań  ze  strony  Komitetu  krakowskiego  i  Koła  pol- 
skiego, aby  do  tego  nie  dopuścić,  lecz  usunąwszy  z  le- 
gjonu żywioły  rew^Jfujące,  resztę  karną  w  legjonie 
utrzymać.  Sanacja  ta  legjonu  nie  odbyła  się  bez  trudu. 
Ci,  którzy  zgłosili  się  do  armji  austrjackiej,  z  chwilą 
przyjęcia  do  niej,  ujrzeli  zawiedzione  nadzieje,  któremi 
żywiła  ich  agitacja,  że  zatrzymają  w  niej  stopnie,  jakie 
osiągnęli  w  legjonach,  i  że  będą  tworzyć  nadal  jakąś 
osobną  całość.  Przyznano  im  tylko  te  stopnie,  jakie 
mieli  w  armji  austrjackiej  przed  wstąpieniem  do  legjo- 
nów, wskutek  czego  niejeden  wyższy  oficer  schodził 
na  podoficera,  ujęto  ich  w  karby  surowej  dyscypliny 
i  wysłano  na  front  włoski.  Stąd  narzekania  głośne, 
u  wielu  chęć  powrotu  do  legjonu,  apel  do  posłów  so- 
cjalistycznych w  Kole  polskiem  wiedeńskiemu  Nowa 
jego  większość,  złożona  z  narodowych  demokratów, 
socjalistów  i  ludowców,  zaopiekowała  się  gorliwie, 
ażeby  uzyskać  przyjęcie  do  legjonu  tych,  którzy  z  niego 
wystąpili,  a  którzy  wracając  wnieśliby  do  niego  napo- 
wrót  zamęt  i  doprowadzili  do  rozwiązania. 

Poseł  socjalistyczny  Daszyński  w  d.  15  września 
1917  r.  wniósł  do  ministerstwa  spraw  zagranicznych 
memorjał,  w  którym  domagał  się  uwolnienia  Piłsud- 
skiego i  oddania  mu  komendy  i  organizacji  legjonów, 
a  jenerałom  austrjackim  Polakom  postawionyntna  czele 
legjonów  czynił  zarzut,  że  nie  bronili  skutecznie  inte- 
resu Austrji  i  doprowadzili  do  oddania  legjonów  Niem- 
com. Oni  dopuścili  do  tego,  że  Niemcy  wyrugowali 


221 


poddanych  austrjackich  stopniowo  z  legjonów  i  to  tych, 
którzy  od  początku  bronili  interesów  Austrji  przeciw 
Niemcom.  Z  memorjału  wynikało  więc,  że  ci,  którzy 
z  powodu  przysięgi  wystąpili  z  legjonów,  uczynili  to 
nietylko  z  pobudek  patrjotycznych  polskich,  ale  także 
w  interesie  Austrji.  Od  dawna  już  Polacy  galicyjscy 
stawiając  różne  żądania  wojowali  argumentem,  że  inte- 
res polski  zgodny  jest  z  interesem  Austrji.  Zdarzało  się 
czasem,  że  ktoś,  a  w  szczególności  Biliński  identyczność 
tych  interesów  naznaczył  zbyt  jaskrawo,  za  co  go  spo- 
tykały zarzuty.  W  takiem  zidentyfikowaniu  interesów 
polskich  z  austrjackimi  rekord  chyba  w  tym  memorjale 
osiągnął  Daszyński,  a  co  gorsza  nie,  znalazł  w  Austrji 
naiwnych,  którzyby  na  lep  jego  poszli. 

Komitet  krakowski,  który  zawiesił  swoje  czynności 
z  chwilą  przejścia  legjonistów  db  Królestwa,  nie  roz- 
wiązał się  jeszcze  formalnie,  czekając  napróżno,  aż 
Rada  stanu  a  potem  Rada  regencyjna  obejmie  jego 
funkcje.  Gdy  legjon  wrócił  do  Galicji,  Komitet  ożywił 
się  zaraz  i  zajął  się  gorliwie,  aby  i  zdrową  jego  resztę 
ratować  i  od  rozbicia  go  uchronić.  Wywołało  to  ko- 
lizję z  większością  Koła,  która  nie  mogąc  rozbić  le- 
gjonu,  postanowiła  rozbić  Komitet.  Socjaliści  i  ludowcy 
wystąpili  z  Komitetu,  ale  do  rozbicia  Komitetu  to  nie 
wystarczało.  W  Kole  polskiem  wiedeńskiem  z  pomocą 
ludowców  mieli  większość,  ale  Komitet  powstał  wsku- 
tek uchwały  zgromadzenia  z  d.  16  sierpnia  1914  r., 
w  którem  oprócz  członków  Koła  wiedeńskiego  zasia- 
dali posłowie  sejmowi  i  członkowie  izby  panów,  z  tych 
wielu  konserwatystów,  tak,  że  na  zgromadzeniu  ogól- 
nem  konserwatyści  i  demokraci  t.  z.  polscy  mieli  wię- 
kszość. Gdy  więc  zgromadzenie  zwołane  na  2  wrze- 
śnia 1917  zeszło  się  w  Krakowie,  podjęto  próbę  ste- 


222 


roryzowania  większości  żądaniem  rozwiązania  Komi- 
tetu bez  dyskusji,  a  potem  zakwestionowaniem  głosów 
członków  izby  panów,  nie  będących  posłami  sejmowymi. 
Większość  krzykami  i  obelgami,  w  których  Cieński  ry- 
walizował z  ks.  Okoniem,  nie  dała  się  jednak  zastra- 
szyć. Mniejszość  opuściła  zgromadzenie,  Komitet  się 
utrzymał,  jednak  tylko  na  krótko.  W  Kole  polskiem 
wiedeńskiem  rozgrywały  się  dzikie  napaści  na  konser- 
watystów i  demokratów.  Przywódca  ludowców  Witos 
wyuczony  przez  narodowych  demokratów,  nazwał  le- 
gionistów, którzy  wytrwali  przy  chorągwi,  zaprzańcami, 
lub  jak  potem  prostował,  zarzucił  im  deprawację,  a  przy- 
znał się,  że  kiedy  zasiadał  w  Komitecie  krakowskim, 
nie  było  mu  przyjemnie.  W  końcu  demokraci,  zostaw- 
szy sam  na  sam  z  konserwatystami,  nie  wytrzymali 
i  Komitet  krakowski  w  d.  15  października  uchwalił 
z  chwilą  powstania  rządu  polskiego  się  rozwiązać 
i  agendy  swoje  oddać  temu  rządowi,  a  celem  przepro- 
wadzenia tego  oddania,  a  w  szczególności  oddania  le- 
gjonów  jako  kadr  armji  polskiej,  wybrał  komisję  wy- 
konawczą. 

Po  ostatniem  przesileniu  w  legjonie  pozostały  w  nim 
dwa  pułki  piechoty,  jeden  pułk  ułanów,  dwie  baterje 
artylerji  i  oddziały  techniczne  i  sztabowe  razem  ponad 
6000  ludzi  pod  dowództwem  jenerała  Zielińskiego  i  bry- 
gadjera  Hallera,  rozlokowanych  na  granicy  rosyjskiej 
w  Bukowinie  i  Galicji. 

Gdy  na  wieść  o  pokoju  brzeskim  oburzenie  ogólne 
udzieliło  się  legjonowi,  dowództwo  jego  zwróciło  się 
do  Rady  regencyjnej  o  wskazówkę,  co  ma  począć.  Nie 
otrzymawszy  jej,  brygadjer  Haller  w  nocy  z  d.  15  na 
16  lutego  przeszedł  przez  granicę  w  kilka  tysięcy  ka- 
rabinów, bo  resztę  wraz  z  armatami  i  trenem  zagarnęli 


223 


w  czasie  przejścia  Austrjacy,  i  puścił  się  w  głąb  Po- 
dola i  Wołynia,  gdzie  miał  nadzieje,  spotkać  się  z  od- 
działami polskimi  wyłączonymi  z  armji  rosyjskiej.  Fakt 
ten  wywarł  wielkie  wrażenie  w  koalicji  zachodniej,  jako 
dowód,  że  główna  podpora  mocarstw  centralnych  w  Pol- 
sce, legjony,  sprawę  ich  opuszcza.  Zato  Komenda  na- 
czelna austrjacka,  uwięziwszy  legjonistów,  których  przy 
przejściu  schwytała,  i  wytoczywszy  im  długi  proces 
w  Marmarosz-Sziget  na  Węgrzech,  rada  była  w  niechęci 
swojej  do  Polaków,  że  ich  może  okrzyczeć  za  zdraj- 
ców i  w  Galicji  wschodniej  oprzeć  się  jawnie  na  Ukra- 
ińcach . 

Natomiast  nie  spełniły  się  nadzieje,  jakie  mógł  mieć 
Haller  przeprawiając  się  na  Ukrainę. 

W  wydzieleniu  oddziałów  polskich  z  armji  rosyj- 
skiej i  utworzeniu  z  nich  wojska  polskiego  tkwiły  nie 
jeden,  lecz  dwa  grzechy  pierworodne.  Jednym  było 
przeznaczenie  tego  wojska  do  walki  z  państwami  cen- 
fcralnemi,  a  tern  samem  z  Radą  regencyjną,  rządem 
polskim  i  wojskiem  polskie  rn  w  Warszawie.  Drugim 
byi  początek  tego  wojska  z  zamętu  rewolucyjnego, 
który  armję  rosyjską  ogarnął,  a  żołnierzy  i  oficerów 
Polaków  nie  oszczędził. 

Wskutek  agitacji  bolszewickiej  nie  wszyscy  żołnie- 
rze i  oficerowie  Polacy  wstępowali  do  polskich  oddzia- 
łów. Wielu  z  nich,  zarażonych  bolszewizmem,  prze- 
ciwnych było  od  dawna  dalszej  wojnie  z  Niemcami 
i  pragnęło  wziąć  udział  w  rewolucji  socjalnej  w  Rosji. 
Ci  zamiast  wstąpić  do  wojska  polskiego,  woleli  pozo- 
stać w  wojskach  bolszewickich  i  dzielić  ich  losy.  W  tych, 
którzy  weszli  do  oddziałów  polskich,  odzywały  się  dą- 
żenia bolszewickie  i  dowództwo  musiało  używać  wiel- 


224 


kiego  rygoru,  ażeby  niekarność  poskromić.  Przed  ry- 
gorem tym  zbiegało  zaś  wielu  z  tych,  którzy  się  do 
oddziałów  polskich  zgłaszali.  W  miejsce  spodziewa- 
nych trzech  korpusów  skończyło  się  na  jednym  Mu- 
śnickiego,  który  z  pierwotnych  29.000  ludzi  spadł  wkrótce 
do  12.000  oraz  na  dwóch  kilkutysięcznych  oddziałach, 
którymi  dowodzili  jenerałowie  Michaelis  i  Stankiewicz 
na  południu. 

Położenie  tego  korpusu  i  oddziałów  stawało  się 
coraz  cięższem  z  innego  powodu.  Uważając  się  za  woj- 
sko polskie,  Polacy  pragnęli  zachować  się  dla  Polski; 
dla  polskiego  rządu  i  wobec  walk  domowych,  które 
w  Rosji  wybuchły,  zachować  ścisłą  neutralność.  Istnie- 
nie takiego  obcego  żywiołu  na  ziemiach  rosyjskich  na- 
pawało jednak  bolszewików  i  ich  rząd  obawą,  że  przy 
pierwszej  sposobności  da  się  użyć  za  narzędzie  kontr  - 
rewolucji. Naczelny  wódz  rosyjski,  Krylenko,  stwier- 
dzając w  d.  29  grudnia  1917  niezaprzeczalne  prawo  do 
tworzenia  pułków  narodowościowych,  postawił  żądanie, 
aby  w  ich  wewnętrznym  ustroju  urzeczywistniono  za- 
sady przyświecające  organizującej  się  armji  rewolucyj- 
nej rosyjskiej  i  sprzeciwił  się  neutralnemu  stanowisku 
oddziałów  polskich,  gdyż  interesy  wszystkich  warstw 
pracujących  są  jednakowe.  Dowódca  korpusu  polskiego, 
jenerał  Muśnicki  sprzeciwił  się  temu  rozkazowi  Kry- 
lenki  i  nietylko  nie  dopuścił  do  wprowadzenia  komi- 
tetów żołnierskich  i  wyboru  dowódców,  ale  stojąc  na 
Białej  Rusi  wbrew  zakazowi  chronił  zbrojnie  obywateli 
grabionych  i  mordowanych  przez  bandy  chłopskie. 
Wyniknęły  stąd  krwawe  między  korpusem  a  armją  bol- 
szewicką starcia,  w  których  stojące  osobno  oddziały 
polskie  ulegały  przemocy,  Krylenko  rozkazem  z  dnia 
4  lutego  1918  zabronił  dostarczania  żywności  wojsku 


225 


polskiemu,  które  przyłączyło  się  do  kontrrewolucji, 
Muśnickiego  wyjął  z  pod  prawa,  żołnierzom  jego  po- 
lecił aresztować  oficerów,  a  pochwyconych  z  bronią 
w  ręku  oddawać  na  miejscu  pod  sąd  rewolucyjny.  Wło- 
ścianom pozostawił  swobodę  postępowania  z  tymi  wro- 
gami rewolucji. 

Zagrożony  przez  bolszewicką  Rosję,  Muśnicki  sku- 
pił swoje  siły,  zajął  Bobrujsk  z  wielkimi  zapasami 
broni  i  amunicji  i  stawiał  mężnie  czoło  wojskom  bol- 
szewickim, które  go  coraz  więcej  otaczały  i  które  go 
zupełnie  znieść  zamierzały.  Od  zachodu,  nad  Berezyną, 
korpus  spotkał  się  nie  z  armją  polską,  lecz  z  armją 
niemiecką.  Hasło  walki  z  Niemcami,  pod  którem  się 
zorganizował,  zginęło  mu  nagle  z  przed  oczu,  bo  Ro- 
sja bolszewicka  gotowała  się  za  każdą  cenę  do  pokoju 
z  Niemcami.  Zamiast  wywracać  rząd  warszawski  z  po- 
mocą Rosji,  korpus  Muśnickiego  ujrzał  teraz  jedyną 
deskę  ratunku  w  poddaniu  się  temu  rządowi.  Mógł  to 
Muśnicki  uczynić  tylko  porozumiawszy  się  z  Niemcami 
i  w  d.  25  lutego  1918  zawarł  układ  z  komendantem 
wojsk  niemieckich,  mocą  którego  wyznaczono  mu  ob- 
szar między  Dnieprem  a  Berezyną,  którym  miał  admi- 
nistrować. Miał  zachować  neutralność,  a  walczyć  tylko 
w  tym  razie,  gdyby  na  terenie  tym  był  napadnięty,  i  pod- 
legać niemieckiej  komendzie,  o  ile  wojska  niemieckie 
wezmą  udział  w  odparciu  napadu.  Bezpośrednio  potem 
delegacja  jenerała  Muśnickiego  przybyła  do  Warszawy 
i  poddała  się  pod  władzę  i  rozkazy  Rady  regencyjnej, 
jako  najwyższej  władzy  państwowej  w  powstającem 
państwie  polskiem,  a  równocześnie  delegaci  Komitetu 
wojskowego  oznajmili,  że  składają  władzę  swoją  nad 
formacjami  wojskowemi  polskiemi  na  Białej  Rusi  i  na 
Ukrainie.  Wskutek  tego  poddania  się  Radzie  regencyjnej 


Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego,. 


15 


226 


korpus  Muśnickiego  pod  względem  wojskowym  w  dniu 
5  kwietnia  poszedł  pod  rozkazy  naczelnego  dowódcy 
polskiej  siły  zbrojnej,  jenerała  Beselera. 

Nadzieje,  które  z  tern  łączył  korpus  i  Rada  regen- 
cyjna, nie  ziściły  się.  Niemcy  obawiały  się  wojska,  które 
wydzieliło  się  z  rosyjskiego,  a  utworzyło  pod  hasłem 
walki  z  nimi.  Rokowania  toczące  się  między  Radą 
a  Beselerem,  pomiędzy  komendą  niemiecką  a  Muśni- 
ckim  utykały,  wreszcie  po  aferze  kaniowskiej  Niemcy 
postanowiły  skończyć  także  z  korpusem  Muśnickiego 
i  w  d.  21  maja  narzuciły  mu  przymusowe  rozwiązanie 
i  odesłanie  oficerów  i  żołnierzy  do  domu.  Tłómaczyły 
to  w  dzienniku  urzędowym  warszawskim  ukształtowa- 
niem się  stosunków  w  korpusie  takiem,  że  szybkie  ich 
wyjaśnienie  stało  się  naglącem,  podobnie  jak  wywojsku 
rosyjsko -polskiem  na  Ukrainie.  Zresztą  korpus  nie  roz 
porządzał  środkami  pieniężnymi  i  żołnierze  odbierali 
chłopom  zboże  i  bydło  bez  zapłaty  często  przemocą, 
co  wywoływało  rozgoryczenie.  Wreszcie  żołnierze  nie 
ograniczali  się  do  obszaru  wyznaczonego  korpusowi, 
lecz  podejmowali  też  wycieczki  poza  Dniepr  do  Wiel- 
korosji,  które  doprowadziły  do  krwawych  starć  z  mie- 
szkańcami tamtejszymi  i  żołnierzami  rosyjskimi.  Znie- 
woliło to  znów  korpus  polski  do  wysyłania  poza  Dniepr 
wypraw  karnych,  które  paliły  całe  folwarki  i  wsi 
w  Wielkorosji  (z  którą  Niemcy  pokój  przecież  zawarły). 
Coraz  cięższe  położenie  finansowe  i  aprowizacyjne 
korpusu  zaczęły  silnie  oddziaływać  na  wartość  we- 
wnętrzną wojska  i  sprawiły,  że  szybkie  wyjaśnienie  po- 
łożenia stało  się  konieczne. 

Likwidację  korpusu  Muśnickiego  przyspieszyły  wy- 
padki, które  niewiele  przedtem  rozegrały  się  z  wojskiem 
polskiem  na  Ukrainie.  Brygadjer  Haller  z  częścią  le- 


227 


gjonu  połączył  się  z  oddziałami  jenerałów  Michaelisa 
i  Stankiewicza,  a  dowództwo  nad  siłą  polską  objął 
jenerał  Osiński.  W  d.  18  kwietnia  1918  zawarto  umowę 
z  rządem  ukraińskim,  według  której  oddziały  polskie 
miały  się  skoncentrować  w  gubernji  czernichowskiej 
i  otrzymywać  tam  zaopatrzenie.  Usuwano  je  z  obszaru, 
na  którym  chciały  bronić  własności  polskiej  przeciw 
czerni  ruskiej  podburzonej  przez  bolszewików.  Usuwano 
je  zarazem  z  obszaru,  który  po  traktacie  brzeskim  zaj- 
mowały wojska  niemieckie  dla  przywrócenia  porządku 
i  rekwizycji  środków  żywności. 

Nieliczny  korpus  polski,  który  zgromadził  się  pod 
Kaniowem,  znalazł  się  wobec  armji  niemieckiej,  która 
zażądała  od  niego  kapitulacji.  Według  jej  warunków 
broń  i  cały  majątek  korpusu  riiiał  być  przewieziony 
do  Królestwa  jako  własność  skarbu  polskiego,  żołnie- 
rze i  oficerowie  mieli  być  wysyłani  partjami  do  Kró- 
lestwa i  użyci  tam  jako  kadry  wojsk  polskich.  Dowo- 
dzący korpusu  jenerał  Osiński  odniósł  się  do  Rady 
regencyjnej,  a  gdy  od  niej  w  d.  2  maja  otrzymał  od- 
powiedź, że  wszelkie  pertraktacje  o  dalszym  losie  wojsk 
polskich  na  Ukrainie  odbywać  się  powinny  bezpośre- 
dnio między  rządem  polskim  a  przedstawicielem  nie- 
mieckiej kwatery  głównej,  odmówił  podpisu  pod  kapi- 
tulacją oświadczając,  że  broń  złożyć  może  tylko  na  roz- 
kaz rządu  polskiego.  Na  to  w  d.  10  maja  wojska  nie- 
mieckie zaatakowały  korpus  polski,  wskutek  czego  wy- 
wiązała się  dwudniowa  walka,  prowadzona,  dopóki 
starczyło  żywności  i  amunicji,  a  zakończona  tern,  że 
część  korpusu,  a  w  niej  i  brygadjer  Haller  przedarła 
się  na  drugą  stronę  Dniepru,  a  reszta  się  poddała. 

Tak  na  Ukrainie  i  na  Litwie  rozwiały  się  nadzieje, 
któremi  przez  jakiś  czas  demokracja  narodowa  rozko- 


15* 


228 


łysała  uczucie  i  wyobraźnię  społeczeństwa  polskiego, 
przedstawiając  mu,  że  na  jego  rozkazy  i  na  pomoc 
dla  koalicji  zachodniej  stoi  w  Rosji  armja  polska  siedm- 
kroćstotysięczna.  Wielu  zadawało  sobie  wówczas  py- 
tanie, jakim  torem  byłyby  się  potoczyły  wypadki,  gdyby 
korpusy  polskie  wydzielające  się  z  armji  rosyjskiej  były 
znalazły  oparcie  o  wojsko  polskie  zorganizowane  w  Pol- 
sce i  stojące  na  jej  kresach,  pytanie  niewczesne,  jak 
każde  oparte  na  historycznem  „gdyby". 

Wszystkie  nadzieje  skupiły  się  ostatecznie  w  tern 
wojsku  polskiem,  które  od  połowy  1917  organizowało 
się  we  Francji. 

Ponieważ  legjony  utworzone  w  początkach  wojny 
światowej  w  Krakowie  i  walczące  za  sprawą  polską 
u  boku  Austro- Węgier  mimo  wszelkich  naigrawań  się 
z  nich  i  protestów  oddziaływały  na  opinję  publiczną 
Zachodu  i  psuły  w  niej  kredyt  Polsce,  przeto  emigracja 
polska,  pragnąc  poczynaniom  swoim  dodać  wagi,  do- 
kładała starań,  aby  jakąkolwiek  siłę  zbrojną  polską 
postawić  po  stronie  koalicji,  Dmowski  i  Piltz  zabie- 
gali u  rządu  francuskiego  o  utworzenie  armji  polskiej 
we  Francji,  zaś  Paderewski  o  utworzenie  jej  z  Polaków 
amerykańskich. 

W  d.  6  czerwca  1917  prezydent  Rzeczypospolitej 
francuskiej  wydał  dekret,  mocą  którego  we  Francji  na 
czas  trwania  wojny  tworzy  się  armję  polską  autono- 
miczną, poddaną  pod  rozkazy  naczelnej  komendy  fran- 
cuskiej, a  walczącą  pod  sztandarem  polskim.  Wysta- 
wienie i  utrzymanie  zapewnia  rząd  francuski.  Zacho- 
wane będą  wszelkie  przepisy  armji  francuskiej,  tyczące 
się  organizacji,  zwierzchnictwa,  administracji  i  sądo- 
wnictwa wojskowego.  Armja  ma  się  rekrutować  z  Po- 
laków służących  obecnie  w  armji  francuskiej  oraz  z  Po- 


229 


laków  innego  pochodzenia,  dopuszczonych  do  przejścia 
w  szeregi  armji  polskiej  we  Francji  lub  do  zawarcia 
dobrowolnej  umowy  na  czas  trwania  wojny.  Liczono 
najwięcej  na  Polaków  amerykańskich.  Utworzono  we 
Francji  misję  francusko-polską  dla  organizacji  armji 
polskiej,  organizację  poruczono  jenerałowi  Archinar- 
dowi. 

Armja  organizowała  się  na  tych  podstawach.  Nie 
było  nikogo,  ktoby  jej  stawiał  przeszkody.  O  przysięgę, 
o  komendę  naczelną  francuską,  o  instruktorów  Fran- 
cuzów nie  było  sporów.  Komitet  paryski  dążąc  do  uzna- 
nia go  przez  Francję  za  rząd  polski,  nie  stawiał  sprawy 
tak,  że  pierwej  rząd,  a  potem  wojsko.  Ale  też  nie  było 
we  Francji  żadnego  stronnictwa  polskiego,  któreby  po- 
wstaniu wojska  tego  przeszkadzało,  nie  było  „Polskiej 
Organizacji  wojskowej",  Francja  przez  granicę  swoją 
nie  puszczała  żadnego  Polaka,  któryby  nie  stał  jawnie 
po  jej  stronie.  A  zresztą  wojsko  polskie  tworzone  we 
Francji,  nie  miało  szturmować  Warszawy. 

Znacznego  kontyngentu  do  niego  dostarczyli  emi- 
granci polscy  w  Ameryce  od  chwili,  w  której  depar- 
tament wojenny  Stanów  Zjednoczonych  zgodził  się  na 
plan  rekrutacyjny  i  wyraził  nadzieję,  że  kampanja  re- 
krutacyjna podjęta  w  celu  wzmocnienia  armji  polskiej, 
wałczącej  już  ze  sprzymierzonemi  armjami  we  Francji, 
uwieńczona  będzie  sukcesem.  Znalazło  się  wreszcie 
trzecie  źródło  zasilania  tej  armji,  a  byli  niem  polscy 
żołnierze  z  armji  austrjackiej  i  niemieckiej,  pojmani 
w  ciągu  walk  staczanych  we  Francji  i  Włoszech. 

Na  czele  całej  armji  tworzącej  się  we  Francji  stanął 
jenerał  Haller,  który  przedostawszy  się  z  oddziałem 
liczącym  około  tysiąca  oficerów  i  żołnierzy  z  Kaniowa 
do  Murmania,  przybył  morzem  do  Francji  i  tradycję 


230 


legjonów  wojsku  temu  przekazał.  Rząd  polski  w  War- 
szawie w  chwili  usunięcia  się  wojsk  obcych  wojska 
tego  nie  miał  jednak  na  swoje  rozkazy  i  nie  wiedział, 
kiedy  mu  go  Francja  zechce  i  będzie  mogła  oddać. 


W  lipcu  1918  r.  zwycięska  dotąd  armja  niemiecka, 
dotarłszy  po  raz  drugi  niemal  do  bram  Paryża,  pobitą 
została  w  drugiej  już  bitwie  nad  Marną.  Cofając  się 
miała  jeszcze  kilka  linij  obronnych,  wybudowanych  na 
ziemi  francuskiej,  miała  ogromne  obszary  zdobyte  na 
Rosji,  nie  utraciła  ani  jednej  piędzi  ziemi  niemieckiej, 
a  jednak  wojnę  już  niepowrotnie  przegrała.  W  cztero- 
letnich zapasach  i  zwycięstwach  wyczerpała  się  energja 
niemieckiego  narodu,  stawiająca  siłę  przed  prawem. 
Blokada  morska  osłabiła  ją  materjalnie,  hasło  wolno- 
ści ludów  wywieszone  przez  koalicję  podcięło  ją  mo- 
ralnie nawet  w  opinji  własnego  społeczeństwa.  Kiedy 
Clemenceau  we  Francji,  a  Lloyd  George  w  Anglji,  ła- 
miąc bezwzględnie  pacyfistów,  doprowadzili  siły  narodu 
a  zarazem  wojska  do  możliwego  napięcia,  w  Niemczech 
większość  parlamentu  oświadczyła  się  za  pokojem  bez 
aneksji  i  odszkodowań  i  podnosiła  oskarżenie  przeciw 
głównej  Komendzie  armji,  która  pragnęła  walczyć  do 
ostatka.  Propaganda  pokojowa,  a  obok  niej  bolszewizm 
rosyjski  wtargnął  do  armji  niemieckiej,  która  dotych- 
czas karnością  swoją  i  patrjotyzmem  zadziwiała  świat, 
i  zaczął  ją  trawić.  W  miesiącu  sierpniu  całe  dywizje 
opuszczały  swoje  stanowiska  bez  walki,  lub  poddawały 
się  wrogowi.  Wódz,  którego  koalicja  postawiła  na  czele 
wszystkich  swoich  wojsk,  marszałek  francuski  Foch, 
wypierał  armję  niemiecką  z  jednego  stanowiska  na  dru- 


I 


231 


gie.  Cofnięcie  się  armji  bułgarskiej  z  pod  Salonik,  a  na- 
stępnie rozsypka  armji  austrjackiej  po  przegranej  nad 
Piawą  rozstrzygnęły  o  zupełnem  zwycięstwie  koalicji. 
W  miesiącu  wrześniu  Niemcy  i  Austrja  prosiły  o  pokój, 
przyjmując  warunki  Wilsona,  a  w  nich  także  warunek 
XIII.,  tyczący  się  Polski  „niepodległej,  obejmującej  nie- 
wątpliwie przez  ludność  polską  zamieszkałe  obszary". 
Hasło  to  wydobyło  się  z  zamętu  wojny  światowej  zwy- 
cięsko. 

Po  stupięćdziesięciu  latach  ciężko  zapłacić  miały 
państwa  rozbiorowe  za  gwałt  zadany  Polsce  i  za  dłu- 
gie znęcanie  się  nad  narodem,  który  z  liczby  żyjących 
próbowały  wymazać.  Kwiat  ich  młodzieży  legł  na  po- 
bojowiskach wojny  światowej,  zasoby  nagromadzone 
pracą  pokoleń  zmarniały.  Potomkowie  Fryderyka,  Ka- 
tarzyny i  Marji  Teresy  zniknęli  z  widowni  dziejów 
w  chwili,  w  których  w  stosunkach  międzynarodowych 
idea  prawa  wzniosła  się  ponad  brutalną  silę. 

Uczuciem  radości  i  szczęścia  wezbrała  pierś  każdego 
Polaka,  który  przed  oczyma  duszy  swej  ujrzał  już  oj- 
czyznę zmartwych powstałą,  zjednoczoną  i  niepodległą. 
Zawiedli  się  jednak  ci,  którzy  mniemali,  że  wskutek 
pogromu  państw  rozbiorowych  państwo  polskie  spadnie 
Polakom  na  łono  jako  dar  koalicji,  bez  ich  pracy 
i  trudu. 

Zupełne  zwycięstwo  koalicji  nad  Niemcami  usunęło 
niebezpieczeństwo  pokoju  kompromisowego,  który  ko- 
sztem Polski  byłby  przyszedł  do  skutku,  który  wza- 
mian  za  Belgję,  Alzację  i  Lotaryngję  los  Polski  byłby 
wydał  w  ręce  Niemiec.  Koalicja  wskrzeszając  Polskę 
liczyć  się  z  wolą  mocarstw  centralnych  nie  potrzebo- 
wała, mogła  Polsce  dowolnie  wytknąć  jej  zachodnią 
i  południową  granicę,  wcielając  do  niej  jej  prastare 


232 


piastowskie  dzielnice  i  otwierając  jej  ujście  Wisły  i  do- 
stęp do  Bałtyckiego  morza. 

Wszystko  natomiast  przemawiało  za  tern,  że  wscho- 
dnią granicą  państwa  polskiego  będzie  jego  granica 
etnograficzna,  którą  uznała  Rosja,  że  poza  jego  gra- 
nicą pozostanie  Litwa  i  Ruś  południowa,  które  państwa 
centralne  oderwały  od  Rosji,  ale  których  do  Polski 
sympatyzującej  z  koalicją  przyłączyć  nie  chciały,  że 
poza  nią  znajdzie  się  nawet  Galicja  wschodnia,  którą 
Austrja  mszcząca  się  na  Polakach  w  ostatniej  chwili 
wydała  w  ręce  Ukraińców.  Za  posunięciem  granicy  pol- 
skiej ku  wschodowi  przemawiał  artykuł  XIII.  Wilsona, 
który  jakby  umyślnie  mówił  o  Polsce  obejmującej  n  i  e- 
wątpliwie  przez  ludność  polską  zamieszkałe  obszary. 
Co  gorsze,  koalicja  utrzymując  granicę  Polski  etnogra- 
ficzną, mogła  się  oprzeć  na  głosach  tych  Polaków, 
którzy  dla  „zjednoczenia"  ziem  polskich  wyrzekali  się 
na  rzecz  Rosji  swoich  kresów  wschodnich  i  wschodniej 
Galicji.  W  chwili  też,  w  której  potężne  armje  państw 
rozbiorowych  się  rozpadały,  brakło  dywizyj  polskich 
stojących  nad  Dnieprem  i  Dźwiną,  brakło  ich  nawet 
dla  obrony  Galicji  wschodniej  przed  ukraińskim  naja- 
zdem. Kiedy  pokój  się  rozstrzygał,  Polska  nie  zdobywszy 
się  na  własne  wojsko,  nie  przynosiła  koalicji  zacho- 
dniej potrzebnej  na  wschodzie  pomocy,  nie  przedsta- 
wiała rzeczywistej  siły,  z  którą  liczyćby  się  wypadało. 

Groziło  więc  Polsce,  że  zamknięta  w  swoich  cia- 
snych, etnograficznych  granicach,  utraci  niepowrotnie 
liczną  ludność  i  kulturę  polską  rozsianą  na  kresach, 
a  ściśnięta  między  Niemcami  i  Rosją,  ulegać  będzie 
ich  przemocy.  Groziło  jej,  że  jako  państwo  drugo  czy 
trzeciorzędne  nie  stanie  się  czynnikiem  równowagi  eu- 
ropejskiej i  nie  będzie  miała  głosu  w  koncercie  mocarstw. 


/ 


233 


Jeźii  też  koalicja  zachodnia  w  chwili  pokonania 
Niemiec  nie  powróciła  do  swego  przymierza  z  Rosją, 
a  temsamem  nie  zamknęła  Polski  w  jej  etnograficznych 
granicach,  to  przyczyna  leżała  w  tern,  że  z  Rosją  tra- 
wioną bolszewicką  anarchją,  nie  można  było  wogóle 
zawierać  układów  czy  przymierza.  Koalicja  stanęła 
przed  zadaniem  zwalczania  bolszewizmu,  a  do  tego 
z  natury  rzeczy  powołaną  została  także  i  Polska.  Wra- 
cało państwo  polskie  do  swego  historycznego  zadania 
przedmurza  zachodniej  cywilizacji,  a  z  tern  zadaniem 
łączyło  się  ściśle  i  od  jego  spełnienia  zależało  posu- 
nięcie się  jej  ku  dawnym  swoim  historycznym  na  wscho- 
dzie granicom. 

Dia  mocarstw  zachodnich  wojna  się  skończyła,  dla 
Polski  wojna  jej  własna  o  jej  granicę  wschodnią  i  o  jej 
mocarstwowe  stanowisko  się  zaczęła.  Wśród  tej  wojny 
wypadło  budować  rząd  i  wojsko  i  utrzymać  porządek 
publiczny  jako  warunek  zwycięstwa  i  rękojmię  dla 
Europy,  że  Polska  wskrzeszona  pójdzie  zawsze  z  za- 
chodem. 


KONIEC  TOMU  PIERWSZEGO 


ś 


SPIS 


OSÓB. 


Andrassy  J.  hr.  75 
Archinard  jen.  229 
Askenazy  Sz.  12,  153 
Asqi*ith  68 

Baczyński  jen.  29,  38 
Balfour  160 

Bandurski  ks.  bp.  51,  151 
Belarius  12 
Benedykt  XV  150 
Berchtold  30 

Beseler  62,  72,  111,  124,  125, 
129,  130,  131,  132,  134,  169, 
173,  174,  177,  180,  181,  182, 
183,  186,  189,  190,  212,  217, 
218,  226 

Bethmann-Hollweg  65,  66,  126 

Biliński  L.  26,  30,  100,  101,  102, 
103,  104,  117,  125,  163,  221 

Bismark  67,  72 

Bobryński  hr.  42,  44 

Bobrzyński  M.  19,  20,  163,  166 

Brudziński  119,  125,  128,  168 

Brusiłow  jen.  96 

Buchanan  158 

Biilow  67 

Burian  75,  78,  79,  105,  110, 112, 
117,  124,  126,  211 

Caprivi  69 
Carletti  158 
Chełmicki  ks.  201 


Chlamtacz  M.  42 
Chołoniewski  A.  16 
Cieński  Tad.  41,  50,  222 
Cleinow  J.  34 
Clemenceau  230 
Cochin  Denis  1 
Collard  jen.  78 

Conrad  v.  Hótzendorf  76,  77,  78, 
111,  125 

Czartoryski  W.  ks.  103,  104,  154, 
164 

Czernin  O.  hr.  163,  205,  209, 
210,  211 

Daszyński  I.  163,  220,  221 
Diamand  H.  163 
Diller  78 

Dmowski  R.  10,  11,  18,  91,  120 

144,  151,  153,  154,  228 
Downarowicz  33 
Drews  162 
Durski  jen.  56,  106 
Dzierzbicki  169 

Etzdorf  jen.  134 
Euiogjusz  arcybp  43 

Feldman  W.  7,  34,  138,  209 
Fiedler  L.  K.  73 
Filipowicz  T.  33 
Foch  230 
Francis  158 


236 


Franciszek  Józef  I  23,  76,  130, 
205 

Fryderyk  arcyks.  76 

Głąbiński  St.  163,  164,  167 
Gołuchowski  Ag.  hr.  1O0,  101 
Gorczyński  48 
Goremykin  91,  93 
Grabiec  83 

Grabski  St.  43,  44,  45,  46,  91, 

144,  146,  164 
Grużewski  T.  33 
Grzesicki  82 

Haller  J.  21,  42,  88,  109,  222, 

223,  226,  227,  229 
Harden  Maks.  34 
Harusewicz  146 
Hertling  162 
Hindenburg  55,  61,  62 
Hutten-Czapski  72 

Inlender  A.  31 
Iz  wolski  152 

Jani  205 

Januszajtis  M.  109 
Jaroński  13  x 

Jaworski  Wł.  L.  58,  100,  101, 

102,  107,  151 
Jodko-Narkiewicz  W.  54,  176 
Józef  Ferdynand  arcyks.  52,  96 

K.  E.  p.  Szpotański 
Kakowski  arcybp  185,  199,  201 
Karol  cesarz  194,  205,  206,  207 
211 

Karol  Stefan  arcyks.  187 
Kiereński  144,  147 
Korfanty  162 


Kozicki  St  12 
Kozłowski  Włodz.  46 
Koźmian  St.  33,  52 
Krylenko  224 
K^ski  St  12  , 

Kucharzewski  J.  33,  121,  153, 

202,  203,  213 
Kuhlmann  210 
Kukieł  M.  20 
Kulczycki  L.  82 
Kummer  29 
Kutrzeba  St.  16 
Kwilecki  72 

Lednicki  Al.  144,  146,  158 
Leo  Jul.  26,  27,  28,  40,  58 
Likowski  arcybp  24 
Lloyd  George  230 
Loebell  69,  122 
Loubet  152 

Lubomirski  Zdz.  ks.  98,  185, 199, 

201,  204,  218,  219 
Ludendorff  174,  193 
Lwowianin  43 

Ł.  A.  p.  Ładoś 
Ładoś  Al.  12,  31,  106 
Łempicki  M.  33,  S3,  177 
Łęski  S.  T.  12 
Łosiński  ks.  bp  38 

Madejski  105 
Makłakow  92 
Meysztowicz  13 
Michaelis  jen.  224,  227 
Mikołaj  w.  ks.  13,  15,  37,  42.  61, 

90,  116,  154 
Mikułowski-Pomorski  169 
Milewski  j.  46 
Miliukow  92 


237 


Młynarski  F.  159 
Moraczewski  J.  12 
Motz  Boi.  121 

Muśnicki-Dowbór  148,  224,  225, 
226 

Naumaiin  Fr.  209 
Niegolewski  71 
Niezabitowski  100 
Noulens  158 
^"Nowodworski  146 

Okoń  ks.  222 
Osiński  jen.  227 
Ostrowski  J.  199,  201 

Paderewski  I.  120,  150,  151, 152, 

154,  159,  228 
Parczewski  A.  83 
Pichon  158,  160 
Pietraszkiewicz  jen.  29 
Piltz  E.  120,  144,  152,  154,  228 
Piłsudski  J.  20,  22,  25,  29,  30, 

53,  55,  86,  87,  88,  89, 106,  107, 

108,  109,  127,  128,  175,  176, 

179,  181,  182,  220. 
Pinifiski  L.  hr.  46. 
Protopopow  116. 
Przysiecki  F.  42 
Puchalski  jen.  106. 

Radziwiłł  F.  161,  162 
Radziwiłł  J.  213 
Ronikier  A.  169,  217 
Rosner  I.  33 

Rostworowski  M.  33,  153 

Sapieha  ks.  bp  152 
Sazonow  93,  153 
Seyda  M.  113,  120,  154 


Seyda  Wł.  70,  160,  162 
Sienkiewicz  H.  120,  150,  151 
Sienkiewicz  H.  J.  (syn)  16 
Sikorski  Wł.  82,  88,  109 
Skarbek  Al.  41,  42,  50,  100,  154 
Smolka  St.  18 
Sokolnicki  M.  54 
Sosnkowski  K.  181,  182 
Srokowski  K.  12 
Stankiewicz  jen.  224,  227 
Steczkowski  J.  K.  213 
Straszewski  M.  34 
Studnicki  Wł.  75,  184 
Sturgkh  75,  78 
Styczyński  123 
Szebeko  119 
Szeptycki  A.  metrop..  44 
Szeptycki  jen.  130,  194 
Szpotański  Tad.  30 

Targowski  169 
Tarnowski  Ad.  95,  125,  202 
Tarnowski  St.  52,  118,  119 
Tarnowski  Zdz.  95,  102 
Tennenbaum  H.  33 
Tereszczenko  158 
Theodorowicz  arcybp.  152 
Thugutt  St.  33 
Tisza  30,  75 
Trąmpczyński  71,  162 

W.  A.  p.  Jodko 
Wasilewski  L.  81 
Wielopolski  91,  136,  144,  146 
Wieniawski  169 

Wilhelm  II  23,  24,  65,  69,  204, 
205 

Wilson  155,  156,  157,  159,  161, 
162,  215,  231,  232 


238 


Witos  222 

Wojciechowski  St.  144 
Wojnar  K.  31 

Zabiełło  J.  84 
Zagórski  A.  12 


Zagórski  Wł.  30 
Zakrzewski  J.  (pseud.^182 
Zaleski  Aug.  121 
Zamoyski  M.  120,  144,  153 
Zarański  Boi.  12 
Zieliński  Z.  jen.  56,  109,  222 


SPIS  ROZDZIAŁÓW 

Przedmowa.  str. 

I.  KU  ZJEDNOCZENIU. 

Wybuch  wojny  między  mocarstwami  rozbiorowemi.  — 
Polityka  polskich  powstań  i  polityka  ugodowa.  —  Idea 
odbudowania  Polski  z  pomocą  Austrji.  —  Idea  związku 
z  Rosją  pochwycona  przez  narodową  demokrację. 
—  Posłowie  polscy  do  dumy  z  Rosją.  —  Odezwa  wiel- 
kiego księcia  z  14  sierpnia  1914.     ........  5 

H.  KU  PAŃSTWU  POLSKIEMU. 

Hasło  pracy  narodowej  w  Galicji.  —  Przygotowania 
do  wojny  z  Rosją.  —  Wyprawa  Piłsudskiego  d.  6  sier- 
pnia 1914.  —  Proklamacje  wojsk  austrjackich  i  nTemiec- 
kich.  —  Akcja  Bilińskiego  i  Lea.  —  Uchwały  krakow- 
skie z  d.  16  sierpnia  1914  16 

HI.  KOMITET  NARODOWY  WARSZAWSKI. 

Akcja  Królestwa  przeciw  uchwałom  krakowskim.  —Roz- 
bicie legionu  wschodniego.  —  Polityka  Rosji  w  zajętej 
Galicji  i  udział  w  niej  narodowej  demokracji.  —  O- 
dezwa  Komitetu  narodowego  polskiego  w  Warszawie 
25  listopada  19 14.  —  Legjon  polski  po  stronie  Rosji.  32 

IV.  KOMITET  NARODOWY  KRAKOWSKI. 

Secesja  z  Komitetu  8  listopada  1914.  —  Rozterki  jego 
wewnętrzne.  —  Byt  legjonów  zachwiany.  —  Reorgani- 
zacja Komitetu.  —  Przeniesienie  akcji  do  Królestwa 
22  grudnia  1914  50 

V.  RYWALIZACJA  MOCARSTW. 

Pogrom  armii  rosyjskiej.  —  Rusyfikacja  Galicji  Wscho- 
dniej —  Propaganda  niemiecka.  —  Polityka  Austro- 
Węgier   .  61 

VI.  AKTYWIŚCI  l  PASSYWIŚCI. 

Akcja  Komitetu  krakowskiego.  —  Secesja  lewicy.  — 
Polska  organizacja  wojskowa.  —  Passywiści.     ...  80 


VII.  PAŃSTWO  POLSKIE. 

Ugoda  Komitetu  krakowskiego  z  Kołem  polskiem 
18  marca  1916.  —  Reforma  administracji  w  okupacji 
austrjackiej.  —  Korpus  posiłkowy  polski  20  września 
1916  i  dymisja  Piłsudskiego.  —  Państwo  polskie  nie- 
podległe, proklamowane  5  listopada  1916.  —  Wyodrę- 
bnienie Galicji,  4  listopada  1916  ,99 

VIII.  PRZYJĘCIE  MANIFESTU. 

Wrażenie  manifestu.  —  Próba  utworzenia  armji  pol- 
skiej przez  Niemców.  —  Zapowiedź  Sejmu  i  Rady  sta- 
nu. —  Komitet  petersburski.  —  Ustępstwa  rosyjskie.  .  115 

IX.  REWOLUCJA  ROSYJSKA. 

Uznanie  niepodległości  Polski  przez  rząd  rewolucyjny 
rosyjski  30  marca  1917.  —  Rozłam  między  Polakami 
w  Rosji.  —  Komisja  likwidacyjna.  —  Sprawa  wojska 
polskiego  w  Rosji.   138 

X.  KOMITET  PARYSKI. 

Komitet  w  Vevey.  —  Agencja  lozańska.  —  Program 
Wilsona  z  23  stycznia  1917.  —'Komitet  paryski.  -  Po- 
lacy pruscy  i  austrjaccy  za  koalicją   .  149 

XI.  RADA  STANU. 

Otwarcie  prowizorycznej  Rady  stanu.  —  Stronnictwa 
wobec  Rady  stanu.  —  Układ  o  wojsko  polskie  10  kwietnia 
1917.  -  Rozbicie  legjonów.   —  Dymisja  Rady  stanu 


26  sierpnia  1917   168 

XII.  RADA  REGENCYJNA. 

Ustanowienie  Rady  regencyjnej  12  września  1917.  — 
Stosunek  jej  do  mocarstw.  —  Pokój  brzeski  z  d.  10  lu- 
tego i  3  marca  1918.  —  Rokowania  z  Berlinem.    .   .  192 

XIII.  WOJSKO  POLSKIE. 

Wojsko  polskie  w  Warszawie,  -  Wyprawa  Hallera  ped 
Kaniów.  Korpus  Muśnickiego.  —  Wojsko  polskie 
we  Francji.  '  218 

SPIS  "OSÓB   235 


Wskrzeszenie 
Państwa  Polskiego 

i  i 


Wskrzeszenie 

Pa,ństwa  Polskiego 


Szkic  historyczny 


Tom  II. 


1918—1923 


Krakowska  Spółka  Wydawnicza     ::     Kraków  1925 


CZCIONKAMI  DRUKARNI  LUDOWEJ  W  KRAKOWIE 


PRZEDMOWA 


Non  enim  ignavia  magna  imperia 
contineri;  virorum  armorumąue  facien- 
dum  certamen. 

Tacit  Annal. 

Doprowadziwszy  szkic  mój  „Wskrzeszenie  państwa 
polskiego"  do  upadku  państw  rozbiorowych  i  zwycię- 
stwa hasła  Polski  zjednoczonej  i  niepodległej,  zapo- 
wiedziałem w  przedmowie  tom  drugi,  mający  objąć 
prace  i  usiłowania  narodu  nad  budową  państwa,  gdy 
dobiegną  końca.  Pisząc  to  w  r.  1919,  nie  przypuszcza- 
łem, że  z  zapowiedzi  tej  będę  się  mógł  wywiązać  do- 
piero w  r.  1925,  i  to  tylko  częściowo.  Prace  nasze  nad 
budową  państwa  polskiego  dziś  jeszcze  nie  dobiegły 
końca.  Zadanie  zespolenia  dzielnic  rozbiorowych  i  stwo- 
rzenia organizacji  wewnętrznej  państwa  i  społeczeństwa 
leży  jeszcze  przed  nami,  zaledwie,  i  to  zwykle  niefor- 
tunnie, dotknięte.  Zewnętrzna  budowa  państwa  jednak 
się  dokonała.  Państwo  polskie  uzyskało  granice  uznane 
w  stosunkach  międzynarodowych  i  stanęło  w  rzędzie 
państw  europejskich.  Data  15  marca  1923  r.,  kiedy 
uznanie  granic  ostatecznie  nastąpiło,  zamyka  okres 
jego  wskrzeszenia  i  do  tej  daty  doprowadzam  opowia- 
danie przerwane  w  tomie  pierwszym. 

W  polityce  tych  czterech  lat  nie  brałem  osobiście 
udziału,  patrzyłem  na  wypadki  zdała  od  miejsc,  w  któ- 
rych się  rozgrywały,  ale  przeżywałem  je  wszystkiemi 
fibrami  mego  uczucia.  Doświadczenie  moje  długoletnie 
w  sprawach  publicznych  ułatwiało  mi  krytykę  ludzi, 
ich  działań  i  urządzeń,  które  tworzyli,  a  wszystko  to 
odbiegało  daleko  od  tego,  czego  gorące  uczucie  patrjo- 


6 


tyczne  dla  Polski  wskrzeszonej  pragnęło.  Krytyka  wy- 
padała  czarno,  a  wrażenie  było  nieraz  bolesne. 

Ci,  których  powszechne  głosowanie  powoływało  do 
budowy  państwa,  zależni  od  zmiennej  łaski  stronnictw, 
do  pracy  tej  nie  wnosili  z  reguły  ani  wiedzy  zawodowej 
ani  doświadczenia.  Pracowali  jednak  wśród  najcięższych 
zewnętrznych  warunków,  wśród  rewolucji  socjalnej  sza- 
lejącej u  granic  Polski.  Nie  dopuścili  do  tego,  aby  re- 
wolucja ta  przedarła  się  z  Rosji  czy  Niemiec  do  Polski, 
nie  dopuścili,  aby  przeciwieństwa  socjalne  czy  poli- 
tyczne wybuchły  jasnym  płomieniem,  jedyną  wojnę 
domową  w  Galicji  wschodniej  stłumili.  Błądząc  w  wielu 
kierunkach,  mieli  zrozumienie,  czem  dla  państwa  jest 
wojsko,  i  na  postawienie  go  i  utrzymanie  nie  szczędzili 
ani  rekruta  ani  wydatków. 

Ktoby  jednak  na  stwierdzeniu  tego  faktu  poprzestał, 
ten  nie  dotarłby  do  wątka  tego,  co  z  Polską  w  owych 
czterech  latach  się  dokonało.  Wskrzesił  Polskę  przebieg 
i  wynik  wielkiej  wojny  światowej,  która  trzy  mocarstwa 
rozbiorowe  powaliła  na  ziemię.  Dla  równowagi  europej- 
skiej potrzebne  było  państwo,  któreby  połączeniu  Nie- 
miec i  Rosji  postawiło  tamę,  i  dlatego  Koalicja  zwycięska 
mocarstw  zachodnich  państwo  polskie  stworzyła.  Speł- 
niając to,  miała  uczucie,  że  okupiła  to  miljonami  swoich 
żołnierzy  zabitych  i  rannych,  kiedy  naród  polski  żadnym 
wielkim,  ogólnym  wysiłkiem  do  swego  wyzwolenia  nie 
przyłożył  ręki.  Wskrzeszając  państwo,  które  niegdyś 
wskutek  swego  nierządu  upadło,  Koalicja  nie  miała 
pewności,  czy  naród  polski  teraz  potrafi  się  rządzić, 
czy  dar,  jaki  otrzymał,  uszanuje  i  zachowa,  czy  zadanie 
swoje  zrozumie  i  wypełni. 

Powiedzmy  otwarcie :  wszystko  niemal,  co  w  Polsce 
się  działo  na  polu  odbudowy  państwa  i  jego  rządu : 


7 


wysunięcie  interesów  klasowych  przeciw  interesowi  pań- 
stwa, interesu  stronnictw  przeciw  dobru  ogółu,  gorszący 
dyletantyzm  zmieniających  się  rządów  i  nieudolność 
administracji,  wszystko  to  mogło  upoważniać  zagranicę 
do  mniemania,  że  naród  polski  wśród  wiekowej  niedoli 
nie  ozdrowiał  i  nie  dojrzał,  mogło  i  narodowi  samemu 
odbierać  otuchę,  czy  ze  wszystkich  przeszkód  i  przeci- 
wieństw, jakie  towarzyszyły  wskrzeszeniu  jego  państwa, 
wyjdzie  zwycięsko  i  przyszłość  swoją  sobie  zapewni. 

I  stało  się  znowu  1  Opatrzność,  która  na  powalenie 
Rosji  wybrała  spólnika  jej  zbrodni  rozbiorów,  Prusy, 
sprawiła  teraz,  że  Polska  wyzwolona  ujrzała  się  nagle 
na  brzegu  przepaści  i  zaraz  na  wstępie  swojego  nowego 
bytu  musiała  pokazać,  czy  poczuje  się  znowu  gotową 
do  spełnienia  misji  swej  historycznej.  Najazd  dziczy 
wschodniej  stanął  u  bram  Warszawy  i  cały  świat  patrzył 
z  zapartym  oddechem  i  z  niedowierzaniem,  co  pocznie 
polski  naród?  Wówczas  jednak  stał  się  cud,  polegający 
nie  na  samem  tylko  odparciu  najazdu,  ale  na  tern,  że 
w  narodzie  polskim  obudziło  się  to,  co  w  nim  drzemało, 
i  w  chwili  przełomowej  wydobyło  się  na  jaw  z  niepoha- 
mowaną siłą,  że  wszystkie  warstwy  chwyciły  za  broń 
i  ruszyły  w  bój  z  jedną  myślą  i  z  takim  rozmachem, 
któremu  wróg  nie  mógł  sprostać.  Dokonał  się  cud,  że 
naród  polski  odzyskał  znowu  misję  swą  historyczną 
przedmurza  chrześcijaństwa,  a  razem  z  nią  wiarę  w  swój 
byt  państwowy.  Ostatni  akt  zamykający  wojnę  świa- 
tową a  ratujący  jej  owoce  był  jego  dziełem.  Wówczas 
i  ci,  którzy  go  wyzwolili,  przestali  mu  wypominać  swój 
wysiłek. 

Na  pierwsze  lata  wskrzeszonej  Polski  padł  promień 
jasny,  przed  którym  wszystkie  jej  błędy  i  grzechy  kryły 
się  w  cieniu. 


W6ne»r  Tadetrez 


I 


WALKA  O  WŁADZĘ 

Rozejm  w  wojnie  światowej. 

Gabinet  Świeżyńskiego. 

Piłsudski  naczelnikiem  państwa. 

Gabinet  Moraczewskiego. 

Wojsko. 

Dzielnice. 

Komitet  paryski. 

Gabinet  Paderewskiego. 

Sejm. 

Mała  konstytucja. 

W  dniu  4  października  1918  r.  prosząc  o  pokój, 
przyjęły  Niemcy  warunki  postawione  w  mowie  prezy- 
denta Wilsona  z  d.  8  stycznia  tegoż  roku,  ale  odpo- 
wiedź przychylną  na  tę  prośbę  otrzymały  dopiero 
d.  5  listopada,  a  d.  11  listopada  przyszło  do  skutku 
zawieszenie  broni.  Naturalnem  jego  postanowieniem 
było  zobowiązanie  Niemiec  do  bezzwłocznego  opusz- 
czenia obszaru,  jaki  zajęły  w  Rosji,  i  takie  postanowienie 
zamierzała  podyktować  Koalicja.  Komitet  polski  w  Pa- 
ryżu wytłumaczył  jej  jednak,  że  w  takim  razie  wojska 
bolszewickie  zagarną  zaraz  bezbronną  Polskę,  i  uzyskał 
postanowienie  art.  12  rozejmu,  że:  „Wszystkie  wojska 
niemieckie,  które  się  znajdują  obecnie  na  obszarach, 
które  przed  wojną  tworzyły  część  Rosji,  powinny  wrócić 
do  granic  Niemiec,  takich,  jakie  były  w  dniu  1  sierpnia 
1914,  skoro  tylko  Alianci  uznają,  że  chwila  po  temu 
nadeszła  ze  względu  na  położenie  wewnętrzne  tych 
obszarów". 


10 


W  tern  czarnem  przedstawieniu  niemocy  polskiej 
przez  Komitet  kryła  się  myśl,  że  nadejdzie  chwila, 
w  której  Komitet  paryski  wraz  z  dywizjami  wojska 
utworzonego  we  Francji  będzie  mógł  zjechać  do  Polski, 
a  wówczas  Koalicja,  zarządzając  cofnięcie  wojsk  nie- 
mieckich, otworzy  mu  wrota  do  niej  i  do  objęcia  w  niej 
rządów.  Całe  to  obliczenie  było  błędne  i  dowodziło 
tylko,  jak  dalece  Komitet  na  emigracji  utracił  łączność 
z  krajem  i  nie  znał  jego  „położenia". 

Niebezpieczeństwo  bolszewizmu  nie  było  nagłe,  bo 
Rząd  bolszewicki,  zajęty  organizacją  swoją  i  tłumie- 
niem kontrrewolucji,  nie  mógł  myśleć  o  najeździe 
Polski,  zanim  Polska  do  odparcia  go  się  zorganizowała. 
Wezwanie  Niemiec  do  wycofania  wojsk  z  obszaru  Polski 
odpadło  zupełnie,  bo  wojska  te  już  w  d  11  listopada, 
dniu  zawarcia  rozejmu,  wskutek  zupełnego  rozprzężenia 
opuszczały  Warszawę,  a  przedtem  jeszcze  opuściły  Kró- 
lestwo wojska  austrjackie. 

Po  rozbiciu  legjonów  i  udaremnieniu  utworzenia 
wojska  polskiego  przez  Niemcy  nie  mogła  Polska 
w  braku  armji  zająć  granic  zamierzonych,  sięgających 
poza  obszar  ściśle  etnograficzny,  ale  znalazła  dość  siły, 
aby  zająć  zaraz  obszar  opuszczony  Królestwa  i  na  nim 
się  utrzymać. 

Nie  była  krajem  bezpańskim,  na  którymby  dopiero 
Komitet  paryski  miał  rząd  polski  tworzyć.  Na  obszarze 
Królestwa  kongresowego  istniało  już  od  5  listopada 
1916  r.  państwo  polskie  „niepodległe",  którego  ośrod- 
kiem była  Rada  regencyjna  i  Ministerstwo  polskie, 
i  które  miało  już  własne  sądownictwo  i  szkolnictwo  oraz 
zawiązek  własnego  wojska.  Dopóki  trwała  okupacja 
niemiecka  i  austrjacka,  niepodległość  tego  państwa  była 
teoretyczną,  a  władza  jego  słabą  i  ograniczoną,  ale 


11 


z  chwilą  usunięcia  się  okupantów  niepodległość  sta- 
wała się  istotną  i  Rząd  wchodził  w  pełne  swe  prawa. 

0  dostanie  się  do  tego  Rządu  i  opanowanie  go  roz- 
poczęła się  też  namiętna  walka,  bo  wszystkie  czynniki 
społeczne  i  polityczne  z  chwilą  ustania  zewnętrznego 
nacisku  wydobyły  się  na  jaw  z  podwójnym  impetem, 
a  Komitet  paryski  nietylko  walki  tej  nie  uspokoił,  lecz 
wstąpił  do  niej  i  niepospolicie  ją  zaostrzył. 

Rada  regencyjna,  jak  tylko  państwa  centralne  po- 
prosiły o  pokój,  nie  czekając  na  niego,  ani  nawet  na 
rozejm,  a  licząc  się  ze  zwycięstwem  Koalicji  zachodniej, 
zaraz  dnia  7  października  1918  r.  ogłosiła  zjednoczenie 

1  niepodległość  Polski.  Odwołując  się  do  zasad  zawar- 
tych w  orędziu  Wilsona  i  przez  świat  cały  przyjętych, 
a  w  szczególności  do  art.  XIII,  tyczącego  się  utworzenia 
państwa  polskiego,  wzywała  naród  do  wytężenia  wszyst- 
kich sił,  ażeby  wola  jego  została  zrozumiana  i  uznana 
przez  świat  cały.  W  tym  celu  Rada  regencyjna  posta- 
nowiła rozwiązać  Radę  stanu,  powołać  zaraz  Rząd  zło- 
żony z  przedstawicieli  najszerszych  warstw  narodu 
i  kierunków  politycznych,  włożyć  na  niego  obowiązek 
wypracowania  wspólnie  z  przedstawicielami  grup  poli- 
tycznych ustawy  wyborczej  do  Sejmu  polskiego,  opartej 
na  szerokich  zasadach  demokratycznych,  i  przedstawie- 
nia jej  najdalej  w  ciągu  miesiąca  do  zatwierdzenia 
i  ogłoszenia  Radzie  regencyjnej,  wreszcie  niezwłocznie 
potem  zwołać  Sejm  i  poddać  jego  postanowieniu  dalsze 
urządzenie  zwierzchniej  władzy  państwowej,  w  której 
ręce  Rada  regencyjna  zgodnie  z  złożoną  przysięgą 
władzę  swoją  ma  złożyć.  Kończyła  się  odezwa  sło- 
wami :  „Niech  zamilknie  wszystko,  co  nas  wzajemnie 
dzielić  może,  a  niech  zabrzmi  jeden  wielki  głos:  Polska 
zjednoczona  i  niepodległa!" 


12 


Program  ten,  nie  przesądzając  niczego,  ani  ustroju 
państwa,  ani  też  organizacji  społecznej  narodu,  mógł 
państwo  przeprowadzić  bez  zamętu  i  wstrząśnień  i  sku- 
pić w  najkrótszym  czasie  jego  siły,  ale  warunkiem  jego 
był  postulat,  aby  zamilkło  wszystko,  co  nas  wza- 
jemnie dzielić  może.  W  pierwszej  linji  powinny  były 
zamilknąć  różne  orjentacje  polityczne,  które  w  czasie 
wojny  światowej  powstały,  a  które  teraz  wobec  jednego, 
jedynego  programu  Polski  zjednoczonej  i  niepodległej 
utraciły  wszelką  rację  bytu.  W  drugiej  linji  zamilknąć 
były  powinny  sprzeczne  dążenia  socjalne,  bo  na  walkę 
ich  chwila  przełomowa  narodu  nie  była  zaiste  właściwą 
porą.  Ani  jeden  ani  drugi  z  tych  postulatów  się  nie 
spełnił. 

Usuwając  gabinet  dotychczasowy,  który  liczył  się 
ze  zwycięstwem  mocarstw  centralnych  i  starał  się  ra- 
tować sprawę  polską  w  związku  z  niemi,  postanowiła 
Rada  w  myśl  swojej  odezwy  powołać  do  steru  gabinet 
złożony  z  reprezentantów  wszystkich  stronnictw  pol- 
skich i  poruczyła  utworzenie  go  Kucharzewskiemu.  Gdy 
zaś  stronnictwa  pogodzić  się  ze  sobą  nie  mogły,  za- 
mianowała gabinet  ze  stronnictw  złączonych  w  Kole 
międzypartyjnem,  t.  j.  narodowych  demokratów  i  rea- 
listów. Na  czele  jego  stanął  realista  ziemianin  Świe- 
źyński,  a  ministrem  spraw  zagranicznych  został  naro- 
dowy demokrała  Głąbiński,  po  którym  oczekiwano,  że 
zawiąże  stosunek  z  Komitetem  paryskim  i  na  normalny 
tor  Delegacji  rządu  polskiego  go  sprowadzi.  Dla  uspo- 
kojenia żywiołów  radykalnych  i  pozyskania  sobie  tajnej 
„Polskiej  organizacji  wojskowej"  ministrem  wojny  za- 
mianowano Piłsudskiego. 

Dnia  23  października  Świeżyński  zawiadomił  kan- 
clerza Niemiec  o  utworzeniu  się  nowego  gabinetu  i  za- 


13 


żądał  uwolnienia  Piłsudskiego,  a  nie  czekając  na  jego 
przybycie,  d.  27  października  postanowił  przystąpić  do 
formowania  armji  regularnej  na  podstawie  tymczasowej 
ustawy  o  powszechnym  obowiązku  służby  wojskowej, 
którą  Rada  regencyjna  ogłosiła  równocześnie.  Beseler 
przeciw  temu  wszystkiemu  już  nie  protestował. 

W  dniu  29  października  Świeźyński  odczytał  pro- 
gram Rządu  przedstawicielom  prasy  warszawskiej.  Rząd 
ma  przeprowadzić  likwidację  stosunków  okupacyjnych 
w  porozumieniu  z  okupantami,  zwołać  Sejm  ustawo- 
dawczy, ogłosić  pożyczkę  wewnętrzną,  powołać  do  życia 
armję  przez  wcielenie  do  szeregu  ochotników  oraz  do- 
konanie poboru,  zająć  się  sprawą  administracji  i  utrzy- 
maniem ładu  i  porządku,  wreszcie  podjąć  pracę  przy- 
gotowawczą w  kierunku  reformy  agrarnej  oraz  doty- 
czącą bytu  i  rozwoju  warstw  pracujących.  Program  ten 
tylko  w  ostatnim  punkcie  wychodził  poza  rzeczy  nie- 
zbędne i  same  przez  się  zrozumiałe.  Uznając  potrzebę 
reform  społecznych,  pożądanych  przez  ludowców  i  socja- 
listów, gabinet  liczył  na  to,  że  go  pozostawią  u  steru, 

1  w  tern  się  przeliczył.  Przekonały  go  o  tem  prędko 
wypadki  w  Galicji. 

Austro- Węgry  na  propozycję  swoją  zawieszenia 
broni  i  pokoju  w  myśl  warunków  Wilsona  otrzymały 
odpowiedź,  że  narody  wchodzące  w  skład  monarchji 
stanowić  mają  same  o  swoim  losie.  Cesarz  i  Rząd 
austrjacki  poddali  się  temu  werdyktowi,  zamykającemu 
historję  monarchji.  Zarządzono  więc,  a  potem  dnia 

2  listopada  ogłoszono  urzędowo,  że  narodowe  państwa 
w  Austrji  utworzą  własne  armje,  że  stacje  wojskowe 
potrzebne  do  przeobrażenia  się  wojska  w  narodowe 
armje  pozostają  nadal  celem  zupełnego  oddania  wszyst- 
kich agend  narodowym  rządom,  jak  np.  Naczelna  Ko- 


14 


menda  armji,  dopóki  armja  w  polu  nie  będzie  odesłana 
do  domu.  Wszyscy  wojskowi  w  głębi  kraju  i  w  polu, 
ci  ostatni  po  powrocie  do  ojczyzny,  mają  zgłosić  się 
u  przełożonych  tych  tworzących  się  narodowych  armij, 
do  których  zamierzają  wstąpić,  przyczem  wolno  im 
złożyć  ślubowanie.  Akt  tej  treści  otrzymał  już  przed- 
tem prezes  Koła  polskiego  we  Wiedniu  dr  Tertil  od 
ministra  wojny,  z  wezwaniem  o  wyznaczenie  delegatów 
do  likwidacji  spraw  wojskowych  w  Galicji  zachodniej. 
Jakoż  dr  Tertil  utworzył  dnia  27  października  Komisję 
likwidacyjną,  do  której  wszedł  socjalista  Daszyński, 
ludowiec  Witos  i  narodowy  demokrata  Skarbek,  i  Ko- 
misja ta  dnia  30  października  odebrała  w  Krakowie 
władzę  wojskową  i  oddała  ją  brygad  jerowi  legionowemu 
Roji.  Wszystkie  władze  i  urzędy  złożone  z  Polaków 
poddały  się  Komisji  likwidacyjnej  i  Rządowi  polskiemu, 
oczekiwano  bowiem,  że  Komisja  podda  mu  się  natych- 
miast, usuwając  granicę  rozbiorowego  kordonu. 

Rząd  zamianował  już  d.  29  października  komisarzy 
swoich  do  objęcia  władzy  na  okupacji  austrjackiej 
w  Lublinie  oraz  w  Krakowie.  Komisarz  Zdanowski 
objął  w  Lublinie  władzę  cywilną,  a  pułkownik  Pasławski 
zaprzysiągł  na  imię  Rządu  polskiego  oficerów  garnizonu 
lubelskiego  d.  1  listopada.  Natomiast  mianowany  ko- 
misarzem Rządu  dla  Galicji  ks.  Witold  Czartoryski, 
który  w  czasie  wojny  odgrywał  w  Galicji  rolę  delegata 
Koła  międzypartyjnego  z  Królestwa  i  dlatego  zapewne 
został  wyznaczony  komisarzem,  po  kilku  dniach  bez- 
owocnych pertraktacyj  z  Komisją  likwidacyjną  już  dnia 
4  listopada  odjechał  z  niczem.  Jako  pan  położenia  na- 
rzucił się  Krakowowi  Daszyński.  Rewolucja  polityczna 
i  socjalna  zwyciężyła  w  Rosji,  to  też  socjaliści  posta- 
nowili skorzystać  z  ciężkiego  przesilenia,  przez  które 


15 


przechodziła  Polska,  aby  tern  łatwiej  przeprowadzić 
swój  program  socjalny.  Pociągnęli  za  sobą  ludowców, 
dla  których  wywłaszczenie  wielkiej  własności  ziemskiej 
na  rzecz  włościan  było  postulatem  najbliższym.  Że 
jednak  Daszyński  z  Witosem  osiągnęli  swój  cel  w  Kra- 
kowie bez  wysiłku,  zawdzięczali  to  narodowej  demo 
kracji,  dla  której  pierwszem  zadaniem  było  usunąć  od 
wszelkiego  wpływu  konserwatystów,  którzy  do  nie- 
dawna kierowali  polityką  polską  w  Austrji. 

Pierwszy  atak  przeciw  gabinetowi  Swieźyńskiego 
wyszedł  od  ludowców,  którzy  odczuli,  że  zarówno 
socjaliści  jakoteź  narodowa  demokracja  ubiega  się  o  ich 
względy  i  źe  oni  będą  rozstrzygać.  Delegaci  ich  pod 
pod  przewodem  Witosa  zebrali  się  d.  30  października 
w  Krakowie  i  uchwalili  żądać  niemal  połowy  tek  w  ga- 
binecie, odpowiednio  do  liczby  ludu  wiejskiego  w  pań- 
stwie. Obecni  na  tym  zjeździe  ministrowie  Głąbiński 
i  Władysław  Grabski  próbowali  kompromisu,  bez  skutku. 
Liczny  zjazd  ludowców  w  d.  1  listopada  w  Warszawie 
wystąpił  ze  stanowczą  opozycją  przeciw  gabinetowi. 
Opozycja  socjalistów  objawiła  się  zaprotestowaniem 
przeciw  powołaniu  wojska  przed  zwołaniem  Sejmu  lub 
utworzeniem  Rządu  posiadającego  zaufanie  narodu. 
Poparto  zato  Polską  organizację  wojskową  i  wysunięto 
na  pierwszy  plan  Piłsudskiego. 

Wobec  tego  naporu  gabinet,  chcąc  się  ratować,  zdo- 
był się  na  krok  rozpaczliwy,  postanowił  rzucić  socjali- 
stom i  ludowcom  na  żer  Radę  regencyjną,  rzekomo 
dlatego,  że  pochodzi  od  zaborców,  chociaż  i  gabinet, 
jako  zamianowany  przez  Radę,  od  tychże  zaborców 
się  wywodził.  Dnia  4  listopada  ukazała  się  jedyna 
w  swoim  rodzaju  odezwa.  Rząd  będący  u  władzy 
oświadczył,  źe  podejmuje  inicjatywę  natychmiastowego 


16 


utworzenia  Rządu  narodowego,  który  obejmie  władzę 
niepodzielną  do  czasu  zwołania  Sejmu  ustawodawczego. 
Władza  „niepodzielna"  oznaczała  usunięcie  Regentów. 
Rząd  przez  nich  mianowany  uznał  się  nienarodowym, 
a  postanowił  wytrwać  na  posterunku  aź  do  utworzenia 
Rządu  narodowego.  Po  raz  pierwszy  narodowa  demo- 
kracja do  aktu  urzędowego  przemyciła  użycie  słowa 
„narodowy"  w  znaczeniu  narodowo  -  demokratyczny, 
uznając  za  nienarodowe  wszystko,  w  czem  ona  nie 
bierze  udziału  i  czem  nie  włada,  i  rzucając  tem  samem 
płonącą  żagiew  w  życie  nasze  publiczne. 

Odezwa  rządu  Świeżyńskiego  była  aktem  rewolu- 
cyjnym, ale  była  zarazem  programem  demagogicznym, 
bo  narodowa  demokracja  dla  utrzymania  swojej  poli- 
tyki wobec  Rady  regencyjnej  w  odezwie  tej  wywiesiła 
sama  hasło  „Polski  ludowej",  apelując  do  pracującego 
ludu  polskiego.  Zapowiedziała  też,  że  Rząd  narodowy 
utworzy  „w  porozumieniu  z  politycznemi  stronnictwami 
pracujący  lud  polski",  że  „interesy  warstw  uprzywile- 
jowanych powinny  ustąpić  w  tej  historycznej  godzinie 
dobru  ojczyzny".  Tak  przeciw  programowi  Rady  regen- 
cyjnej budowy  państwa  polskiego  na  podstawie  ogólno- 
narodowej stanął  program,  opierający  się  na  podstawie 
partyjno-narodowej  i  na  wskroś  demagogicznej. 

Narazie  przerachowali  się  narodowi  demokraci.  Re- 
genci, dowiedziawszy  się  o  rewolucyjnej  odezwie  swego 
własnego  gabinetu,  zdobyli  się  natychmiast  na  krok 
energiczny,  zdaje  się  jedyny  energiczny  w  swojej  historji, 
i  dali  rządowi  Świeżyńskiego  zaraz  4  listopada  dymisję, 
poruczając  prowadzenie  spraw  najstarszym  urzędnikom 
ministerjalnym  pod  kierownictwem  Wróblewskiego. 


17 


Lud  pracujący  przyjął  tę  dymisję  ze  spokojem, 
a  wkrótce  pokazał,  którą  drogą  pragnie  dojść  do  Polski 
ludowej.  Przywódca  stronnictwa  socjalistycznego  w  Ga- 
licji Daszyński  zjechał  do  Lublina  i  tam  d.  8  listopada 
utworzył  rząd.  Nie  omieszkał  też  wydać  odezwy,  która 
stanęła  jako  trzeci  progpam  budowy  państwa  polskiego 
naprzeciw  odezwy  Rady  regencyjnej  i  odezwy  rządu 
Świeźyńskiego.  Różni  się  od  nich  tern,  źe  wynikiem 
wojny  światowej  nie  jest  dla  niego  pogrom  państw  roz- 
biorowych, lecz  „walące  się  w  gruzy  rządy  kapitalistów, 
fabrykantów  i  obszarników,  rządy  militarnego  ucisku 
i  społecznego  wyzysku  mas  pracujących".  Odezwa  pod 
firmą  Polski  ludowej  ogłasza  najdalej  posunięty  pro- 
gram socjalistyczny,  uznaje  za  własność  państwa  wszel- 
kie majoraty  oraz  lasy  tak  rządowe  jak  prywatne,  na- 
stępnie zapowiada  wywłaszczenie  wielkiej  i  średniej 
własności  ziemskiej  i  oddanie  jej  w  ręce  ludu  pracują- 
cego pod  kontrolą  państwa,  upaństwowienie  kopalń, 
salin,  przemysłu  naftowego,  dróg  komunikacyjnych  oraz 
innych  działów  przemysłu,  gdzie  się  to  odrazu  da  uczy- 
nić, zaprowadzenie  ośmiogodzinnego  dnia  roboczego 
w  przemyśle,  rzemiosłach  i  handlu  itd.  Program  zapo- 
wiadał utworzenie  milicji  ludowej  dla  utrzymania  we- 
wnętrznego ładu  i  bezpieczeństwa,  wreszcie  organizo- 
wanie regularnej  armji  dla  odparcia  niemieckiej  okupacji. 
Charakterystyczną  cechą  programu  jest  oświadczenie  się 
za  odbudowaniem  państwa  litewskiego  w  dawnych  jego 
historycznych  granicach  i  wezwanie  Polaków  zamieszka- 
łych w  tych  granicach,  aby  do  tego  celu  dążyli  w  bra- 
terskiej zgodzie  z  narodem  litewskim  i  białoruskim, 
oraz  wezwanie  Polaków  we  wschodniej  Galicji  i  na 
Ukrainie  do  pokojowego  załatwienia  kwestyj  spornych 


Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego 


2 


18 


z  narodem  ukraińskim,  aź  do  ostatecznego  ich  uregu- 
lowania przez  miarodajne  czynniki  obu  narodów. 

Program  ten  Rządu  lubelskiego,  ułożony  na  wzór 
programów  bolszewickich,  przygotowywał  Polskę  do 
wstąpienia  obok  Ukrainy  i  Litwy  do  Sowietów  rosyj- 
skich. Nie  brakło  mu  i  groźby.  Radzie  regencyjnej 
i  Rządowi  przez  nią  utworzonemu,  gdyby  tej  woli  ludu 
polskiego  nie  chciały  się  poddać,  zagrożono,  że  „będą 
wyjęte  z  pod  prawa,  a  ściganie  ich  i  ujęcie  w  ręce  na- 
szych władz  wykonawczych  będzie  obowiązkiem  każdego 
obywatela  państwa  polskiego".  Droga  do  terroru  i  krwa- 
wych gwałtów  stanęła  otworem.  Odezwę  podpisali  mię 
dzy  innymi,  oprócz  Daszyńskiego  Jędrzej  Moraczewski, 
Wacław  Sieroszewski,  Stanisław  Thugutt,  jako  tymcza- 
sowy rząd  Republiki  polskiej.  Podpisano  Witosa,  który 
przeciw  temu  zaprotestował.  Podpisał  ją  także  puł- 
kownik legjonowy  Rydz- Śmigły  jako  „zastępca  komen- 
danta Józefa  Piłsudskiego,  minister  wojny  i  naczelny 
dowódca  polskiej  republiki  ludowej". 

Redukowało  to  znaczenie  odezwy  do  tego,  że  to- 
rowała rządy  —  Piłsudskiemu.  Uwolniony  z  twierdzy 
magdeburskiej,  przybył  dnia  10  listopada  do  Warszawy 
i  wobec  rządów  lubelskich  wydał  się  zbawcą.  Należąc 
do  obozu  socjalistycznego,  zbyt  jednak  był  autoryta- 
tywny i  zbyt  przejęty  misją  swoją  walki  z  Rosją,  aby 
miał  pójść  za  wzorem  Sowietów  i  do  nich  Polskę 
prowadzić.  Jako  zbawcę  powitała  go  Rada  regencyjna, 
która  usunąwszy  rząd  Świeżyńskiego  oddała  prowa- 
dzenie spraw  urzędnikom,  ale  nie  była  w  stanie  stwo- 
rzyć rządu,  któryby,  zwalczany  przez  narodową  demo- 
krację, umiał  stawić  czoło  socjalistom.  Regent  Zdzisław 
ks.  Lubomirski  pojechał  na  dworzec  przywitać  przyby- 
wającego do  Warszawy  Piłsudskiego,  a  Rada  regencyjna 


19 


dekretem  z  dnia  11  listopada  1918  r.  przekazała  mu 
władzę  wojskową  i  naczelne  dowództwo  wojsk  polskich. 
Zaraz  tegoż  samego  dnia  powiodło  mu  się  łatwo  w  dro- 
dze rokowań  z  wojskiem  niemieckiem,  które  rozprzęgło 
się  zupełnie  i  pragnęło  jak  najrychlej  wrócić  do  swojej 
ojczyzny,  ułożyć  ten  powrót  spokojnie.  Beselerowi 
ułatwił  ucieczkę.  Autorytet  jego  rósł,  a  Rada  regencyjna 
traciła  grunt  pod  nogami.  Demonstracja  na  ulicach  War- 
szawy z  okrzykiem  „precz  z  Radą  regencyjną!"  i  pe- 
tarda, rzucona  na  podwórze  pałacu  arcybiskupa  war- 
szawskiego i  regenta  Kakowskiego,  dokonały  reszty. 
Rada  regencyjna  d.  14  listopada  rozwiązała  się  i  obo- 
wiązki swoje  i  odpowiedzialność  względem  narodu 
polskiego  złożyła  w  ręce  Piłsudskiego  do  przekazania 
„Rządowi  narodowemu",  t.  zn.  Rządowi  ustanowić  się 
mającemu  przez  Sejm  ustawodawczy. 

Tak  do  naczelnej  władzy  w  Polsce  doszedł  czło- 
wiek, który,  wyszedłszy  z  obozu  socjalistycznego,  pra- 
gnął porwać  naród  do  czynnego  udziału  w  wojnie 
światowej  i  za  którym  w  tym  kierunku  poszedł  tylko 
mały  odłam  tego  narodu ;  człowiek,  który,  stworzywszy 
legjony,  rozbił  je  potem,  ale  miał  za  sobą  tajną  „Pol- 
ską organizację  wojskową*  i  poparcie  socjalistów  i  ra- 
dykalnych żywiołów ;  człowiek  jedyny,  którego  wpływu, 
zająwszy  Polskę,  obawiali  się  Niemcy  i  któremu,  więżąc 
go  w  Magdeburgu,  zgotowali  aureolę  męczennika. 
Upadli  w  dążeniu  do  władzy  ci,  co  w  czasie  wojny 
nie  umieli  się  zdobyć  na  nic  więcej,  jak  na  bierność 
i  negację  i  hasłem  tern  uśpili  cały  swój  liczny  obóz, 
a  w  ostatniej  chwili  zamiast  stanąć  z  własnym  progra- 
mem i  za  niego  walczyć,  wywiesili  program  demago- 
giczny. Członkowie  ziemiańscy  rządu  Świeźyńskiego, 
którzy  podpisali  hasło  „Polski  ludowej",  okazali  tem 

2* 


20 


samem,  że  ich  warstwa  społeczna  przestaje  być  w  bu- 
dowie państwa  samodzielnym  czynnikiem,  że  w  budowie 
tej  historyczna  polska  tradycja  i  zasady  konserwatywne 
nie  znajdą  odważnego  obrońcy. 

Otrzymawszy  pełną  władzę,  w  d.  14  listopada  wy- 
dał Piłsudski  dekret,  w  którym  ogłosił  swój  program 
rządzenia.  Oznajmił  w  nim,  że  licząc  się  z  potęźnemi 
prądami,  zwyciężającemi  dziś  na  Zachodzie  i  Wschodzie 
Europy,  zdecydował  się  zamianować  prezydentem  ga- 
binetu Daszyńskiego,  prezydenta  tymczasowego  rządu 
ludowego  Republiki  polskiej  w  Lublinie,  który  mu  się 
zaraz  poddał  i  rozwiązał.  Postanowienie  to  mogło  obóz 
przeciwny  przestraszyć,  ale  reszta  dekretu  obliczoną 
była  na  to,  żeby  go  uspokoić.  Daszyński  z  rąk  Pił- 
sudskiego otrzymał  polecenie  zgodnej  współpracy  ze 
wszystkiemi  żywiołami  i  polecenie,  ażeby  wzmocnił 
skuteczność  pracy  swojego  gabinetu  przez  udział  w  nim 
wybitnych  sił  fachowych,  niezależnie  od  ich  przekonań 
politycznych.  Najważniejszem  było  oświadczenie,  że 
charakter  rządu  tymczasowy  nie  pozwala  na  przepro- 
wadzenie głębokich  zmian  społecznych,  które  uchwalić 
może  tylko  Sejm  ustawodawczy.  Rząd  miał  natomiast 
zwołać  w  krótkim  kilkomiesięcznym  terminie  Sejm 
i  przedłożyć  projekt  utworzenia  najwyższej  władzy  re- 
prezentacyjnej, obejmującej  wszystkie  trzy  zabory. 

Program  ten  Piłsudskiego  zbliżał  się  najwięcej  do 
programu  Rady  regencyjnej,  górował  niezmiernie  nad 
programem  demagogicznym  rządu  Świeźyńskiego,  z  ode- 
zwy zaś  lubelskiej  przyjmował  tylko  nazwanie  Polski 
republiką,  ale  bez  dodatku  „ludową",  a  zresztą  wyglą- 
dał jak  proste  jej  przeciwieństwo.  Treść  programu  nie 
odegrała  jednak  większej  roli  wobec  poruczenia  rzą- 
dów Daszyńskiemu,  skompromitowanemu  świeżą  swoją 


21 


eskapadą  lubelską.  Zerwało  się  w  Warszawie  oburzenie 
powszechne,  tłumne  manifestacje  uliczne  i  protesty 
przybyłych  właśnie  delegatów  z  Poznańskiego.  Wobec 
tego  Daszyński  odmówił  przyjęcia  ofiarowanej  mu  pre- 
zydentury gabinetu,  a  inny  członek  partji  socjalistycznej, 
Moraczewski,  który  w  niej  nigdy  nie  odgrywał  roli  prze- 
wodniej, wzbraniał  się  także  ją  przyjąć,  aż  Piłsudski  jako 
wódz  naczelny  kazał  mu  —  oficerowi  legjonowemu  — 
stanąć  na  baczność  i  przyjąć  prezydenturę  gabinetu  za 
rozkazem  wojskowym !  Piłsudski,  oceniając,  że  rząd 
koalicyjny  dla  niezgody  stronnictw  utworzyć  się  nie  da 
i  nie  byłby  dla  niego  żadnem  oparciem,  wolał  oprzeć 
się  na  jednem,  ale  karnem  i  oddanem  mu  stronnictwie, 
na  socjalistach  i  zbliżonych  do  nich  radykalnych  lu- 
dowcach. 

Nowy  gabinet  powstał  d.  18  listopada,  a  d.  22  listo- 
pada ukazał  się  dekret,  w  którym  Piłsudski  oświadczał, 
że  jako  tymczasowy  Naczelnik  państwa  obejmuje  naj- 
wyższą władzę  Republiki  polskiej  i  będzie  ją  sprawować 
aż  do  czasu  zwołania  Sejmu  ustawodawczego.  Rząd 
Republiki  polskiej  stanowią  mianowani  przez  niego 
i  odpowiedzialni  przed  nim  prezydent  ministrów  i  mi- 
nistrowie. Projekty  ustawodawcze  uchwalone  przez  Radę 
ministrów  ulegają  jego  zatwierdzeniu  i  uzyskują  moc 
obowiązującą,  o  ile  sama  ustawa  inaczej  nie  stanowi, 
z  chwilą  ogłoszenia  w  Dzienniku  praw  państwa  pol- 
skiego, tracą  zaś  moc  obowiązującą,  o  ile  nie  będą 
przedstawione  na  pierwszem  posiedzeniu  Sejmu  usta- 
wodawczego do  jego  zatwierdzenia.  Sądy  wydają  wy- 
roki w  imieniu  Republiki  polskiej.  Wszyscy  urzędnicy 
składają  przysięgę  na  wierność  Republice  polskiej  we- 
dług ustalić  się  mającej  przez  Radę  ministrów  roty. 
Mianowanie  wyższych  urzędników  państwowych,  za- 


22 


strzeżone  w  myśl  przepisów  dotychczasowych  Głowie 
państwa,  wychodzić  będzie  od  Naczelnika  państwa  pol- 
skiego na  propozycję  prezydenta  ministrów  i  właści- 
wego ministra.  Budżet  Republiki  polskiej  na  pierwszy 
okres  budżetowy  uchwali  Rząd  i  przedłoży  Naczelni- 
kowi państwa  do  zatwierdzenia. 

Organizacja  naczelnej  władzy,  krótka  i  jasna,  na- 
dawała jej  formę  dyktatury,  powierzonej  Piłsudskiemu 
do  czasu  zebrania  się  Sejmu,  ale  nie  nadała  jej  treści. 
Dyktatura  niewątpliwie  wskazaną  była,  bo  Polska  po- 
trzebowała w  tej  chwili  silnej  woli  i  ręki  dla  skupienia 
wszystkich  sił  swoich  i  dla  przeprowadzenia  pierwszej 
swojej  organizacji.  Powołaniem  rządu  socjalistycznego 
Piłsudski  dyktaturę  udaremnił,  bo  nie  stanął  ponad 
stronnictwami  i  nie  uśmierzył  ich  walki,  nie  dobrał  też 
sobie  doradców,  którzyby  mu  w  zadaniu  tern  wiedzą 
swoją  i  doświadczeniem  dopomóc  umieli. 


Oprócz  socjalistów  weszli  do  gabinetu  tylko  repre- 
zentanci radykalnego  skrzydła  ludowego,  a  mianowicie 
jako  minister  spraw  wewnętrznych  Thugutt.  Mieli  orga- 
nizować rząd  ludzie,  którzy  nie  na  udziale  w  rządzie, 
lecz  na  opozycji  i  walce  z  rządem  wyrośli.  Teraz 
skosztowali  sami  ogólnej,  zażartej  opozycji. 

Ludowcy  galicyjscy  z  Witosem  na  czele  odmówili 
udziału  w  gabinecie  i  postawili  żądanie  jego  rekon- 
strukcji, ażeby  objął  przedstawicieli  stronnictw  ludo- 
wych, robotniczych  i  szczerze  demokratycznych  ze 
wszystkich  dzielnic  Polski,  a  —  o  co  szło  głównie  — 
zastrzegli  sobie  udział  w  gabinecie,  odpowiadający  zna- 
czeniu i  sile  ludu  i  zastrzeżenie  to  powtarzali  natrętnie. 
Raził  ich  najwięcej  w  gabinecie  Thugutt,  po  którym 


23 


się  obawiali,  że  własności  indywidualnej  chłopskiej  nie 
uszanuje. 

Dalej  w  opozycji  poszła  narodowa  demokracja 
i  wszystkie  odcienia  z  nią  związane,  ogłosiły  bowiem 
natychmiast  protest  i  opozycję  swą  wobec  gabinetu 
przeniosły  na  ulicę.  Wiece  i  demonstracyjne  pochody 
nie  ustawały.  Wyzyskiwano  na  nich  wszystko,  co  mogło 
przemawiać  przeciw  gabinetowi :  sprawę  przyłączenia 
kresów,  aprowizacji,  rekrutacji  i  utworzenia  gabinetu 
z  przedstawicieli  wszystkich  dzielnic.  Dnia  1  grudnia 
tłum  demonstrantów  wtargnął  do  pałacu  t.  zw.  na- 
miestnikowskiego, w  którym  obradowała  Rada  mini- 
strów, a  nie  zastawszy  jej,  bo  posiedzenie  właśnie  się 
skończyło,  udał  się  zato  już  w  nocy  przed  pałac  bel- 
wederski,  w  którym  mieszkał  Naczelnik  państwa,  i  wy- 
słał do  niego  delegację  domagającą  się  natychmiasto- 
wego ustąpienia  partyjnego  gabinetu  Moraczewskiego, 
jako  wnoszącego  zamęt  i  anarchję  w  życie  całego  kraju, 
oraz  natychmiastowego  rozbrojenia  wszystkich  partyj- 
nych bojówek,  których  terror  zagraża  życiu  spokojnych 
obywateli.  Miano  oczywiście  na  myśli  Polską  organi- 
zację wojskową.  Piłsudski,  odpowiadając  delegacji,  za- 
powiedział utworzenie  bezpartyjnego  rządu,  nie  zobo- 
wiązując się  jednak  co  do  czasu,  natomiast  oświadczył, 
że  nie  dopuści  do  wytworzenia  rządu  przedstawiającego 
wszystkie  kierunki  myśli  politycznej,  gdyż  przy  takim 
rządzie  nie  umiałby  kierować  państwem. 

Oparty  o  Piłsudskiego  gabinet,  nic  sobie  nie  robił 
z  krytyki  i  żądań  rekonstrukcji  czy  ustąpienia  i  szedł 
w  swoim  kierunku.  Dla  pozyskania  sobie  robotników 
w  d.  23  listopada  ogłosił  ośmiogodzinny  czas  pracy, 
a  nie  wiedząc,  jak  długo  pozostanie  u  steru,  pospie- 
szył się  w  d.  28  listopada  z  wydaniem  ordynacji  wy- 


24 


borczej  do  Sejmu,  ułożonej  na  zasadach  najskrajniej 
demokratycznych  powszechnego,  równego  prawa  wy- 
boru, służącego  tak  mężczyznom  jak  kobietom  od  dwu- 
dziestego pierwszego  roku  życia.  Głosowanie  na  listy 
kandydatów  zgłoszone  poprzednio  w  komisji  wyborczej 
i  rozdzielenie  mandatów  pomiędzy  poszczególne  listy 
na  podstawie  wyniku  głosowania  zapewniły  ogromną 
większość  mandatów  stronnictwom  ludowym  i  socjali- 
stycznym, a  nieutworzenie  osobnych  okręgów  miej- 
skich, z  wyjątkiem  Warszawy,  sprawiło,  że  inteligencja 
miejska  utopiona  została  w  wielkiej  masie  wyborców 
włościańskich.  Włościanin,  mając  w  robotniku  socja- 
liście poparcie,  poczuł  się  panem  położenia*  Wielka 
i  średnia  własność  ziemska  i  mieszczaństwo  posiada- 
jące traciły  możność  wyboru,  o  ile  nie  chciały  hoł- 
dować polityce  demagogicznej  i  wyzyskiwać  anta- 
gonizmów socjalnych  i  narodowych;  Byłoby  nie  do 
uwierzenia,  gdyby  tego  nie  stwierdził  sam  Głąbiński, 
że  gabinet  socjalistyczny  projekt  ordynacji  tej  znalazł 
gotowy  jako  spuściznę  po  rządzie  narodowo  demokra- 
tycznym-ziemiańskim  Świeżyńskiego  i  po  jego  progra- 
mie Polski  „ludowej",  którego,  otrzymawszy  nagle  dy- 
misję, ogłosić  już  nie  zdołał. 

Tak  łatwo  jak  ordynację  wyborczą  nie  można  było 
zaimprowizować  wojska.  Już  Rada  regencyjna  przyszła 
do  przekonania,  że  ogólny  pobór  wojskowy,  postano- 
wiony przez  nią  d.  27  października,  nie  prowadzi  do 
celu,  i  dlatego  d.  4  listopada  postanowiła  powołać 
wszystkich  zdatnych  do  broni  oficerów  Polaków,  tak 
z  obcych  wojsk  jak  w  kraju  się  już  znajdujących,  dalej 
przyjmować  ochotników  na  całym  obszarze  polskim 
bez  ograniczeń,  a  więc  tak  z  grona  starszych  już  wy- 
służonych żołnierzy,  jak  i  z  młodszych  roczników,  dalej 


25 


wypełniać  formacje  linjowe  polskie  przejęte  z  wojsk 
austrjackich  żołnierzem  własnym  i  tworzyć  z  nich  wyż- 
sze jednostki  bojowe,  wreszcie  rozpocząć  natychmiast 
tworzenie  w  odnośnych  okręgach  wojskowych  tak  puł- 
ków jako  i  też  szwadronów  ochotniczych. 

Na  tej  podstawie  tworzyło  się  wojsko  polskie  w  miarę 
ustępowania  wojsk  austrjackich  i  niemieckich.  Objąwszy 
władzę  nad  niem,  Piłsudski  przybrał  sobie  do  pomocy 
jenerała  niegdyś  austrjackiego  a  potem  legjonowego 
Szeptyckiego,  mianując  go  d  16  listopada  szefem  sztabu 
generalnego,  i  ustanowił  pięć  okręgów  generalnych  woj- 
skowych, na  których  czele  postawił  po  części  pułkowni- 
ków legjonowych,  po  części  generałów  austrjackich, 
Polaków. 

Organizacja  ta  miała  do  walczenia  z  brakiem  uzbro- 
jenia, amunicji  i  wyekwipowania,  bo  ograniczoną  była 
w  tern  do  zapasów  pozostawionych  przez  wojsko  nie- 
mieckie i  austrjackie,  a  sprowadzanie  materjałów  z  za- 
granicy, zwłaszcza  w  braku  pieniędzy,  największą  przed- 
stawiało trudność. 

Wielkie  zadanie  polegało  też  na  stopieniu  w  jedną 
całość  czynników,  z  których  się  to  wojsko  składało, 
legjonowych,  austrjackich  i  rosyjskich,  różniących  się 
od  siebie  wykształceniem  wojskowem,  a  przedewszyst- 
kiem  duchem.  Odpowiadając  na  zarzuty,  że  nie  przy- 
stępuje do  rekrutacji,  wyjaśniał  Piłsudski  d.  22  listo- 
pada, że  ma  zamiar  szersze  masy  pod  bron  powołać, 
ale  zaczyna  od  elementów  najgorętszych  i  najbardziej 
przyzwyczajonych  do  idei  wojskowości  polskiej.  To 
pewne,  że  bez  postawienia  kadrów,  przejętych  jednym 
duchem,  o  powołaniu  i  poborze  większej  ilości  rekruta 
nie  mogło  być  mowy.  Do  utworzenia  takich  kadrów 
powołani  byli  przedewszystkiem  legjoniści,  którzy  za 


26 


Polskę  już  walczyli.  W  rozkazie  dziennym  z  d.  12  listo- 
pada położył  Piłsudski  nacisk  na  usunięcie  różnic  i  tarć, 
klik  i  zaścianków  w  wojsku  dla  szybkiego  wytworze- 
nia koleżeństwa  i  ułatwienia  prac.  W  praktyce  poszedł 
jednak  inaczej.  Licznego  kontyngentu  ochotników  do- 
starczyła mu  „ Polska  organizacja  wojskowa",  oficerów 
i  żołnierzy,  do  której  po  rozbiciu  legjonów  weszło  wielu 
legjonistów.  Na  nią  najwięcej  mógł  liczyć,  a  jako  związku 
tajnego  wojskowego  nie  mógł  jej  pozostawić,  dlatego 
też  kazał  z  niej  tworzyć  osobne  oddziały  wojskowe. 
Szef  sztabu  Szeptycki  w  rozkazie  z  d.  19  listopada 
tłumaczył  to  niezwykłe  zarządzenie  zamiarem  zlikwi- 
dowania organizacji  na  korzyść  tworzącego  się  wojska: 
„Zarówno  Polska  organizacja  wojskowa  jako  też  inne 
formacje  wojskowe  podlegają  jedynie  władzy  naczel- 
nego wodza,  a  wszelkie  tarcia  zdarzające  się  jeszcze, 
winny  ustąpić  w  zgodnej  i  wzajemnej  współpracy".  Po- 
stulat zgody  nie  dał  się  oczywiście  prędko  urzeczy- 
wistnić, zwłaszcza,  że  gabinet  socjalistyczny  wyod- 
rębnieniu się  oddziałów  Polskiej  organizacji  sprzyjał. 
Osobne  pułki  tej  Organizacji  tworzyły  się  oprócz  War- 
szawy także  i  w  Łowiczu,  Włocławku,  Kaliszu  i  Łodzi. 
Nie  dość  na  tern,  gabinet  postanowił  utworzyć  dla  siebie 
osobną  gwardję  w  postaci  milicji  ludowej,  zwerbowanej 
osobno  w  liczbie  12.000  ludzi,  a  zależną  bezpośrednio 
od  ministra  spraw  wewnętrznych,  wywołując  tern  ostrą 
krytykę  tych  wszystkich,  którym  jedność  wojska  leżała 
na  sercu,  a  których  milicja  socjalistyczna  napełniała 
najwyższym  niepokojem. 

Dnia  29  grudnia  zarządził  wreszcie  Piłsudski  obo- 
wiązkowy pobór  czterech  roczników,  ale  tylko  na  ob- 
szarze jeneralnego  okręgu  krakowskiego,  bo  szło  tu 


27 


o  zasilenie  wojska  walczącego  z  Ukraińcami  na  wscho- 
dzie kraju. 

Wśród  ciężkich  trudów  i  tarć  tworzyło  się  wojsko 
polskie,  a  jednak  się  tworzyło.  W  przeciągu  kilku  mie- 
sięcy po  ustąpieniu  okupacji  niemieckiej  stanęło  go  już 
kilka  dziesiątek  tysięcy,  a  każdy  dzień  przynosił  ulepsze- 
nie jego  organizacji. 


Dopóki  jednak  wojsko  się  nie  zorganizowało,  zie- 
mie polskie  były  widownią  bandytyzmu,  pogromów 
i  nieładu. 

Najpierw  i  najjaskrawiej  widowisko  to  wystąpiło 
na  jaw  w  Galicji.  Spółka,  która  pod  postacią  Komisji 
likwidacyjnej  w  Krakowie  chwyciła  za  rządy,  rozwinęła 
sztandar  separatyzmu  dzielnicowego  bynajmniej  nie 
w  tym  celu,  aby  zadania  rządu  na  mniejszym  obszarze 
spełnić  prędzej  i  lepiej ;  nie  umiała  utrzymać  pułków 
polskich  wracających  z  rozbitej  armji  austrjackiej,  nie 
odważyła  się  zarządzić  rekrutacji,  nakładać  i  ściągać 
podatków  i  iść  na  obronę  zagrożonego  i  zajętego  przez 
Ukraińców  Lwowa.  Tę  troskę  pozostawiła  Rządowi 
w  Warszawie,  oddając  mu  sprawy  wojskowe  i  zrzucając 
na  niego  odpowiedzialność.  Zadanie  swoje  ujrzała  zato 
w  burzeniu  fządów  „austrjackich"  w  Galicji  zachodniej, 
dokąd  jej  władza  sięgała,  nie  zdając  sobie  sprawy 
z  tego,  że  interes  narodowy  wymaga  utrzymania  do- 
tychczasowej administracji,  będącej  w  rękach  urzędni- 
ków Polaków,  dopóki  się  jej  lepszą  nie  zastąpi.  Lu- 
dowcy, idąc  za  pragnieniem  odczuwanem  oddawna, 
postanowili  poddać  ją  pod  rządy  chłopskie  w  każdym 
powiecie.  Na  żądanie  nieodpowiedzialnych  miejscowych 
czynników  usuwano  teraz  wielu  urzędników  administra- 


28 


cyjnych,  zastępując  ich  ludźmi,  których  nieraz  jedyną 
kwalifikacją  było,  że  mieli  być  narzędziem  miejscowej 
jakiejś  koterji.  Przedewszystkiem  zaś  rozpędzono  żan- 
darmerję  austrjacką,  która  w  czasie  wojny  była  dla 
ludności  ciężką,  ale  utrzymywała  porządek  i  bezpie- 
czeństwo publiczne. 

„Reforma"  ta  nie  zdobyła  rządowi  powagi  w  naj- 
niższych warstwach  społeczeństwa.  Zaczęły  się  tworzyć 
bandy,  złożone  głównie  z  dezerterów  wojskowych,  i  ra- 
bować po  wsiach  i  miasteczkach,  przedewszystkiem  ży- 
dów. Nie  oszczędzano  także  pociągów  towarowych, 
i  ruch,  nawet  na  linji  Kraków— Lwów,  był  często  wsku- 
tek napadów  tamowany.  Najjaskrawszym  objawem  ru- 
chu anarchicznego  było  utworzenie  w  Tarnobrzegu 
rządu  ludowego  przez  chłopów  za  poduszczeniem  ra- 
dykalnych posłów,  ks.  Okonia  i  Dąbala.  Wiec  ludowy 
pozbawił  w  okolicy  wszystkich  urzędników  dotychcza- 
sowych władzy,  a  zamianował  własnych,  i  takie  miał 
przekonanie,  iż  już  nastała  epoka  rządów  ludowych, 
że  o  uznanie  swoich  uchwał  udał  się  do  Komisji  likwi- 
dacyjnej w  Krakowie,  na  której  czele  stał  przecież  przy- 
wódca ludowców,  Witos.  Niemało  trudów  kosztowało 
uśmierzenie  tej  anarchji,  przed  którą,  zdarzyło  się,  że 
jeden  oddział  wojskowy  się  cofnął.  Inne  oddziały  woj- 
skowe lepiej  się  sprawiły,  a  dla  poskromienia  maso 
wych  rabunków  używały  również  masowej  kary  chłosty, 
nie  pytając  się  o  przepisy,  ale  z  widocznym  skutkiem. 
Powoli  wracał  porządek  publiczny  i  bezpieczeństwo. 

Toż  samo  działo  się  w  Królestwie,  w  którem  Rząd 
socjalistyczny  usuwał  urzędników  niemieckich  i  austrja- 
ckich,  nieraz  nawet  Polaków,  a  zastępował  ich  swoimi 
zwolennikami.  Tam  anarchja  posunęła  się  do  urządzania 
formalnych  napadów  uzbrojonych  band  na  miasteczka, 


29 


jak  na  Działoszyce  i  Wodzisław,  gdzie  po  ubezwładnie- 
niu  milicjantów  urządzono  gruntowne  obrabowanie 
składów  kupieckich,  przeważnie  żydowskich.  Z  końcem 
listopada  pojawiły  się  w  Lubelskiem  rady  robotniczo- 
chłopskie,  a  fornale  dworscy  zaczęli  zajmować  majątki 
ziemskie,  przedsiębiorąc  w  ten  sposób  podział  większej 
własności.  Nie  brakło  też  prób  zorganizowania  powia- 
towych rządów  ludowych,  jak  w  Tarnobrzegu,  ponie- 
waż w  tym  samym  czasie  niejaki  Lisowski  urządził 
republikę  ludową  w  Pińczowie,  zainaugurowaną  rabun- 
kiem w  mieście.  Rząd  kładł  temu  ostatecznie  tamę, 
ale  z  wielkiem  ociąganiem  się  i  unikając  o  ile  można 
bezwzględnych  środków.  Najgorszym  może  objawem 
anarchji  w  Królestwie  było  tworzenie  się  bojówek  na 
usługach  stronnictw  socjalno  politycznych,  a  to  z  jednej 
strony  stronnictwa  socjalistycznego,  z  drugiej  strony 
demokracji  socjalnej  bolszewickiej.  Bojówki  takie  po- 
wstały i  zorganizowały  się  niemal  jawnie  w  Warszawie. 
Dnia  29  grudnia  przyszło  tam  do  demonstracji  komu- 
nistycznej, która  się  skończyła  strzałami  wojska  i  za- 
biciem oraz  zranieniem  kilkunastu  demonstrantów. 

Stronnictwa  przeciwne  gabinetowi  socjalistycznemu 
ze  wszystkich  tych  objawów  anarchji  formułowały  prze- 
ciw niemu  akt  oskarżenia,  gabinet  zaś  chełpił  się,  że 
on  tylko  powstrzymał  żywioły  anarchiczne  od  takich 
przewrotów,  jakich  widownią  była  Rosja  a  nawet  Niemcy. 

Największą  raną  na  ciele  Polski  była  Galicja  wschod- 
nia. Legjony  polskie,  które  stały  na  jej  granicy,  opuściły 
ją  pod  wodzą  Hallera,  a  po  części  dostały  się  do  wię- 
zień austrjackich.  Komenda  naczelna  austrjacka,  odda- 
jąc władzę  nad  wojskiem  Polakom  w  Krakowie,  oddała 
równocześnie  d.  30  października  żołnierzy  ruskich  Ra- 
dzie narodowej  ukraińskiej  we  Lwowie.  Komenda  ta 


30 


oddawna  niechętna  Polakom  i  dążąca  do  podziału  Ga- 
licji na  część  polską  i  ruską,  przygotowała  oddanie 
Galicji  wschodniej  Ukraińcom  przez  to,  źe  usunęła 
z  niej  oddziały  wojskowe  polskie,  a  zatrzymała  pułki 
złożone  z  żołnierzy  ruskich.  Pułki  te,  dowodzone  przez 
oficerów  niemieckich,  nie  rozsypały  się  jak  pułki  za- 
chodnio galicyjskie  złożone  z  Polaków.  Cały  materjał 
wojenny  nietylko  na  obszarze  wschodniej  Galicji,  lecz 
także  na  okupacji  austrjackiej  rosyjskiego  Podola  do- 
stał się  w  ich  ręce.  Z  wielką  też  łatwością  d.  1  listo- 
pada Rada  narodowa  ukraińska  przez  wojsko  oddane 
jej  opanowała  Lwów,  a  następnie  wszystkie  powiaty 
wschodniej  Galicji.  Tylko  w  pogranicznym  Przemyślu 
podjęto  próbę  zaprowadzenia  wspólnych  rządów  polsko- 
ruskich,  ale  i  tym  powiatem  zawładnęli  po  kilku  dniach 
Ukraińcy.  Cios  po  ciosie  spadał  na  kraj,  na  którym 
kultura  polska  od  sześciu  wieków  takie  wycisnęła  pię- 
tno, którego  rządy  przed  wybuchem  wojny  znajdowały 
się  w  rękach  polskich.  Dzierżąc  te  rządy  z  ramienia 
Austrji  i  popierając  ruch  narodowy  ruski  przeciw  groź- 
nej propagandzie  rosyjskiej,  Polacy  nie  zdołali  się 
jednak  ostatecznie  pogodzić  z  Ukraińcami  i  ich  dla 
siebie  pozyskać.  Przeszkodziła  temu  przed  wojną  na- 
rodowa demokracja,  która  natomiast  zgodziła  się  na 
oddanie  tego  kraju  Rosji,  kołysząc  się  złudną  nadzieją, 
źe  wojska  rosyjskie  zdobędą  nam  zato  zabór  pruski. 
Po  ostatecznem  wyparciu  i  pogromie  Rosji,  kraj  ten 
znalazł  się  teraz  nagle  nie  w  rękach  polskich,  lecz 
ukraińsko- ruskich. 

Opór  czynny  przeciw  rządom  ukraińskim  wyszedł 
od  garstki  młodzieży  polskiej  w  mieście  Lwowie,  która 
na  nieprzyjacielu  zajmowała  broń  i  amunicję,  a  walcząc 
krwawo  zdobyła  sobie  pewien  teren  w  mieście  Lwowie 


31 


i  z  bohaterskim  wysiłkiem  go  broniła,  odcięta  zupełnie 
od  styczności  z  Rządem  i  społeczeństwem  polskiem 
w  Krakowie  czy  Warszawie.  Dnie  i  tygodnie  mijały, 
a  upragniona  odsiecz  nie  nadchodziła.  Podniósł  się 
krzyk,  a  przeciw  Piłsudskiemu  oskarżenie,  że  wojsko 
polskie  zatrzymuje  dla  odzyskania  swego  rodzinnego 
Wilna,  poświęcając  zupełnie  Lwów.  Tłumaczył  się  Pił- 
sudski, sprawa  była  jednak  trudniejsza,  niż  się  zdawać 
mogło,  gdyż  chcąc  przyjść  z  pomocą  Lwowowi,  trzeba 
było  pierwej  przebić  pierścień  ukraiński  otaczający  go 
od  zachodu,  poczynając  od  Przemyśla.  Dopiero  dnia 
1 1  listopada  silniejszy  oddział  wojska  polskiego  z  uży- 
ciem pociągu  pancernego  i  artylerji  sforsował  most 
na  Sanie  w  Przemyślu,  a  d.  23  listopada  zajęty  został 
przez  wojsko  polskie  Lwów  z  użyciem  ciężkiej  artylerji. 
Na  oczyszczeniu  miasta  i  okolicy  z  wojsk  ukraińskich 
nie  skończyła  się  walka.  Wojsko  polskie  nie  było  dość 
silne,  ażeby  od  jednego  zamachu  zająć  resztę  kraju, 
której  broniło  zacięcie  wojsko  ukraińskie,  a  odparte 
w  jednem  miejscu,  po  jakimś  czasie  do  niego  wracało. 
Połączenie  Przemyśla  ze  Lwowem  było  jeszcze  nieraz 
zagrożone,  a  w  końcu  grudnia  Ukraińcy  podjęli  znowu 
atak  na  Lwów,  ażeby  go  opanować.  Wschodnia  Galicja 
stała  się  terenem  długiej  i  krwawej  wojny  domowej, 
w  której  lud  ruski  wziął  udział,  a  w  której  od  rabun- 
ków i  mordów  ucierpiały  najwięcej  mniejszości  polskie, 
pozostałe  poza  frontem  ukraińskim.  Do  stłumienia  po- 
wstania i  przywrócenia  rządów  polskich  przyszło  do- 
piero w  następnym  roku. 

Na  odzyskanie  Lwowa  padła  jednak  przykra  plama. 
Żydzi  galicyjscy  w  czasie  wojny  światowej  podzielili 
się  w  swojej  orjentacji.  Jedni  szli  nadal  z  Polakami, 
drudzy  przechylili  się  ku  Ukraińcom  i  w  chwili  zajęcia 


32 


Lwowa  i  wschodniej  Galicji  przez  nich  jawnie  po  ich 
stronie  stanęli.  Wywołało  to  oburzenie  wśród  Polaków, 
którzy  przez  cały  czas  swoich  rządów  w  Galicji  trzy- 
mali się  wobec  żydów  zasady  równouprawnienia  i  ocze- 
kiwali ich  assymilacji.  W  chwili  wyparcia  Ukraińców 
ze  Lwowa  w  d.  22  listopada  oburzenie  przeciw  ich 
sprzymierzeńcom,  żydom,  wywołało  w  mętach  społe- 
czeństwa polskiego  wybuch,  w  którym  niemałą  rolę 
odegrali  kryminaliści  wypuszczeni  z  więzienia.  Przyłą- 
czyła się  do  nich  niestety  i  część  żołnierzy,  obrońców 
Lwowa,  i  tłum  ten  rzucił  się  na  dzielnicę  żydowską, 
rabując,  mordując  żydów  i  podpalając  ich  domy.  Woj- 
sko po  jakimś  czasie  położyło  kres  pogromowi,  wy- 
chwytano  rabusiów  i  sądy  doraźne  zrobiły  swoje,  ale 
naród  i  państwo  polskie  poniosły  niepowetowaną  szkodę. 
Pogromy  żydów  w  Rosji  były  oddawna  na  porządku 
dziennym  i  znajdowały  wielki  odgłos  u  żydów  i  nie- 
żydów  na  całym  świecie,  ale  Rosja  była  potężną  i  opinja 
publiczna  Zachodu  nie  przynosiła  jej  bezpośrednio 
szkody.  Przeciwnie  pogrom  lwowski,  dokonany  w  wiel- 
kiem  mieście  i  to  w  chwili  odzyskania  go  przez  wojsko 
polskie,  rzucił  ponure  światło  na  naród,  który  sam  pod 
hasłem  wolności  ludów-  wydobywał  się  z  długoletniej 
niedoli  i  ucisku,  a  o  którego  zdolności  do  utworzenia 
państwa  miała  dopiero  zadecydować  Koalicja  państw 
zachodnich. 

Od  tego  zamętu,  z  którego  wydobywała  się  odra- 
dzająca Polska,  korzystnie  odbijało  Poznańskie.  Na 
wiadomość  o  rewolucji  w  Berlinie  i  tworzeniu  się 
w  wojsku  niemieckiem  rad  żołnierskich,  wojsko  nie- 
mieckie w  Poznańskiem  wzburzyło  się  także  i  przestało 
słuchać  swoich  przełożonych.  Wówczas  d.  14  listopada 
posłowie  polscy  do  parlamentu  niemieckiego  i  do  sejmu 


33 


pruskiego  utworzyli  komitet,  który  z  radami  źołnier- 
skiemi  w  Poznańskiem  się  porozumiał  i  dopuszczenie 
delegatów  polskich  do  nich  uzyskał.  Rady  te,  zbunto- 
wane przeciw  Rządowi  i  kierunkowi  jego  nacjonali- 
stycznemu, stanęły  na  stanowisku  zgody  z  ludnością 
polską  i  przyznania  jej  prawa  stanowienia  o  sobie, 
a  licząc  się  z  odstąpieniem  Poznańskiego  na  rzecz  pań- 
stwa polskiego,  pragnęły  to  w  drodze  wzajemnego  po- 
rozumienia przeprowadzić.  Wyrodziły  się  stąd  osobliwsze 
stosunki.  Poznańskie  zajęte  było  przez  wojsko  nie- 
mieckie, ale  prawie  pod  jego  osłoną  organizowało  się 
społeczeństwo  polskie  jawnie  i  tworzyło  instytucje, 
które  coraz  to  większy  wpływ  zdobywały  sobie  na 
rządy  i  gotowały  się  do  ich  objęcia.  Za  zgodą  rad 
żołnierskich  usuwano  skompromitowanych  hakatystów 
z  urzędów,  wprowadzano  Polaków  do  rad  miejskich  itd. 
Komitet  rozszerzył  się  i  przekształcił  w  naczelną  Radę 
ludową,  a  Komisarjat  tej  Rady  wydał  d.  17  listopada 
odezwę,  w  której  zapowiedział,  że  pokojową  drogą 
pragnie  dojść  do  utworzenia  zjednoczonej  Polski  i  za- 
powiedział wybór  delegatów  do  polskiego  Sejmu  dziel- 
nicowego, który  ma  się  zebrać  d.  3  grudnia,  wybrać 
Naczelną  radę  ludową,  określić  zasady  sprawowania 
jej  tymczasowych  rządów  i  zatwierdzić  nasze  żądania 
narodowe.  Powiatowe  Rady  ludowe  gminne  i  miejskie 
mają  powstać  przez  wybory  i  zająć  się  utrzymaniem 
porządku  i  bezpieczeństwa  publicznego,  wchodząc  w  po- 
rozumienie z  radami  żołnierzy  i  robotników  oraz  z  do- 
tychczasowemi  władzami.  Organizacja  polska  bez  usu- 
nięcia rozprzężonego  wojska  pruskiego  ugruntowała  się 
tak  dalece,  że  d.  7  grudnia  zebrał  się  jawnie  Sejm  dziel- 
nicowy w  Poznaniu,  złożony  z  posłów  do  sejmu  pru- 


Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego 


3 


34 


skiego  i  parlamentu  niemieckiego  oraz  z  delegatów 
stowarzyszeń. 

Sejm  ten  w  szeregu  rezolucyj  oświadczył  się  za 
utworzeniem  rządu  koalicyjnego,  który  ma  zorganizo- 
wać wojsko  i  administrację.  Oświadczył  się  za  reformą 
socjalną  w  drodze  ewolucji,  a  przeciw  rewolucyjnym 
wstrząśnieniom.  Oczekując  od  Koalicji  zachodniej  jak 
najrychlejszego  przyłączenia  ziem  polskich  z  pod  za- 
boru pruskiego  do  polskiego  państwa,  zastrzegł  się 
jednak,  że  „o  sprawie  naszej  dzielnicy  bez  zgody  na- 
szej i  bez  współdziałania  naszego  przesądzać  nie  wolno". 
Wkońcu  wybrał  Radę  narodową  jako  organ  swój  wy- 
konawczy. 

Rada  ta  ogłosiła  wezwanie  do  utworzenia  we  wszyst- 
kich powiatach  straży,  rzekomo  dla  utrzymania  po- 
rządku ;  gdy  jednak  organizacja  tych  straży  się  doko- 
nała, skorzystała  z  pierwszej  sposobności  zatargu  z  żoł- 
nierzami niemieckimi  w  Poznaniu  i  dała  d.  27  grudnia 
hasło  do  rozbrojenia  i  usunięcia  wojsk  niemieckich. 
Wojska  te  były  przygotowane  na  to,  że  Poznańskie  od 
Niemiec  odpadnie,  i  stawiły  stanowczy  opór  dopiero 
na  jego  kresach  silnie  zniemczonych.  Straty  były  sto- 
sunkowo niewielkie,  a  Poznańskie  znalazło  się  niepo- 
dzielnie w  rękach  polskich.  Na  Śląsku  Górnym  i  na 
Pomorzu  żywioł  niemiecki  był  zbyt  silny,  ażeby  się 
Polacy  na  taką  próbę  mogli  odważyć,  zwłaszcza,  że 
Niemcy  nie  tracili  nadziei,  że  Koalicja  prowincje  te 
przy  nich  pozostawi. 


Istotna  walka  o  władzę,  osłabiająca  najwięcej  pań- 
stwo w  pierwszych  miesiącach  po  jego  oswobodzeniu 
od  obcej  przemocy,  toczyła  się  jednak  nie  pomiędzy 


35 

stronnictwami  polskiemi  w  kraju,  lecz  pomiędzy  Rzą- 
dem polskim  w  Warszawie  a  jego  przeciwnikiem,  Ko- 
mitetem polskim  w  Paryżu. 

Komitet  powstał  z  grona  emigrantów  polskich  w  d. 
15  sierpnia  1917  r.,  kiedy  rewolucja  rosyjska  uznała  już 
niepodległość  Polski  i  rozwiązała  przez  to  ręce  swoim 
aljantom  zachodnim.  Francja,  pragnąc  zgóry  zjednać 
sobie  przyjaźń  Polski  wobec  wspólnego  nieprzyjaciela, 
Niemiec,  użyczyła  mu  swojego  poparcia.  Tworząc  woj- 
sko polskie,  poddała  je  d.  20  marca  1918  r.  kierunkowi 
Komitetu  i  uznała  go  za  legalną  reprezentację  Polski 
z  prawem  wysyłania  delegatów  do  innych  państw  koa 
licyjnych  i  prawem  wystawiania  i  odmawiania  paszpor- 
tów dla  Polaków.  Rządy  Koalicji  przyjmowały  jego 
delegatów  i  informowały  się  u  nich  o  Polsce  i  warun- 
kach jej  odbudowania.  Wobec  tego,  że  Zachód  o  Polsce 
miał  bardzo  skąpe  i  mętne  wiadomości  i  pojęcia,  Ko- 
mitet spełniał  zadanie  bardzo  pożyteczne.  W  razie 
zwycięstwa  Niemiec  i  Austrji  znikał,  nie  wyrządziwszy 
szkody,  bo  Rząd  warszawski  sprawę  polską  miał  na 
pieczy.  W  razie  zwycięstwa  mocarstw  zachodnich  na- 
bierał znaczenia  i  mógł  służyć  jako  pomost  pomiędzy 
Rządem  polskim  w  Warszawie  a  Rządami  koalicji.  Tego 
zadania  swego  nie  rozumiał  jednak  Komitet  i  jego 
przywódca,  Dmowski.  Uznanie  rządów  upoiło  go,  a  nie 
wiele  brakowało,  żeby  samo  wskrzeszenie  Polski  uznał 
swojem  dziełem. 

Dopóki  Rząd  warszawski  ulegał  jeszcze  supremacji 
okupantów,  stał  po  ich  stronie  i  nie  miał  prawa  utrzy- 
mywania stosunków  z  zagranicą,  Komitet  paryski  miał 
powody  do  nieuznawania  go  i  do  uważania  siebie  za 
jedyną  reprezentację  interesów  polskich  wobec  państw 
zachodnich.  Ale  kiedy  okupacja  ustała,  państwo  polskie 

3* 


36 


uzyskało  niepodległość  prawdziwą,  a  w  osobie  Naczel- 
nika Piłsudskiego  Rząd  uznany  przez  społeczeństwo, 
powody  te  odpadły.  Naczelnik  państwa  dzierżył  nad 
krajem  władzę,  oparty  na  społeczeństwie,  Komitet  pa- 
ryski stanowisko  swoje  zawdzięczał  woli  państw  ob- 
cych, nie  ulegało  więc  chyba  kwestji,  kto  komu  powi- 
nien był  się  poddać.  Jak  słabem  było  zaufanie  do  niego 
w  kraju,  dowodem  było  najlepszym,  że  nie  mógł  wy- 
datków swych,  około  300.000  franków  miesięcznie, 
opędzić  ze  składek,  chociaż  w  Kole  międzypartyjnem, 
z  którego  wyszedł,  zasiadali  najzamożniejsi  ludzie. 
Wyjątek  pod  tym  względem  stanowił  Maurycy  hr.  Za- 
moyski. Komitet  ostatecznie  musiał  się  prosić  i  uzy- 
skał od  Francji  i  Anglji  miesięczne  subwencje,  które 
Polska  miała  potem  zwrócić.  Szkodziło  to  oczywiście 
jego  powadze,  ale  nie  zważając  na  to  wszystko,  Komi- 
tet uwierzył,  że  on  jest  właściwym  i  jedynym  Rządem 
polskim  i  Rządowi  w  Warszawie  odmówił  uznania, 
i  dwóch  dywizyj  wojska,  któremi  rozporządzał  już  we 
Francji,  nie  wysłał  do  Polski  w  chwili,  kiedy  były  dla 
niej  najpotrzebniejsze.  Oddawał  sic  iluzji,  że  sam,  jako 
uznany  przez  zagranicę  Rząd,  wróci  razem  z  tern  woj- 
skiem do  Polski  i  władzę  w  niej  obejmie. 

Do  tego  potrzebne  mu  było  uznanie  mocarstw  nie- 
tylko  za  reprezentację,  lecz  wprost  za  Rząd  polski. 
Dnia  15  listopada  minister  francuski  Pichon  wystoso 
wał  do  ministra  angielskiego  Balfoura  pismo,  w  któ- 
rem  go  poinformował,  że  Komitet  narodowy  polski 
poddał  Rządowi  francuskiemu  myśl  przyznania  Komi- 
tetowi przez  aljantów  praw  istotnego  (de  fait)  rządu 
w  sprawach  odnoszących  się  do  polityki  zagranicznej, 
do  kierownictwa  politycznego  armją  polską  i  do  pro- 
tekcji nad  narodowością  polską  zagranicą.  Dodał  Pichon, 


37 

że  takie  uznanie  Komitetu  narodowego  wzmocniłoby 
jego  pozycję  i  stworzyłoby  organizację  centralną,  około 
której  żywioły  w  kraju  przychylne  Koalicji  mogłyby 
się  skupić. 

W  ostatnich  słowach  ministra  odbiły  się  oskarżenia, 
któremi  Komitet  paryski  i  narodowa  demokracja  pię- 
tnowała aktywistów  jako  germanofilów,  chociaż  już 
Niemcy  i  Austrja  upadły,  a  dawni  aktywiści  przeszli 
na  stronę  Koalicji.  Nie  zważał  Komitet,  że  temi  oskar- 
żeniami nietylko  szkodzi  Polsce,  ale  także  osłabia  swoje 
stanowisko,  skoro  reprezentuje  nie  całą  Polskę,  lecz 
tylko  niektóre  jej  w  kraju  żywioły. 

Okazało  się  to  zaraz  z  odpowiedzi,  jaką  przychylny 
Polsce,  ale  trzeźwiejszy  w  zdaniu  Balfour  d.  30  listo- 
pada 1918  Pichonowi  udzielił.  Zaczął  od  stwierdze- 
nia, że  Rząd  angielski  podziela  opinję  Pichona  co  do 
wierności  Komitetu  narodowego  polskiego  dla  sprawy 
aljantów  i  że  Rząd  angielski  od  chwili  utworzenia  się 
tej  organizacji  ją  popierał.  Co  się  jednak  tyczy  propo- 
zycji uczynionej  obecnie  przez  Rząd  francuski,  znaczy- 
łaby ona  przyznanie  Komitetowi  narodowemu  polskiemu 
funkcyj,  które  w  rzeczywistości  służą  państwu  uznanemu 
za  niezawisłe.  Rząd  angielski  dlatego  sądzi,  że  byłoby 
przedwczesnem  przyznać  Komitetowi  narodowemu  pol- 
skiemu uznanie  oficjalne,  którego  się  domaga  w  chwili 
obecnej,  aż  do  nadejścia  dokładniejszych  informacyj 
o  położeniu  w  Polsce.  Taka  decyzja  mogłaby  zrazić 
opinję  powszechną  w  Polsce,  której  życzenia  do  tego 
czasu  nie  doszły  do  rządów  sprzymierzonych  w  sposób 
formalny. 

Jaki  był  wynik  tej  wymiany  zdań  między  Anglją 
a  Francją,  nie  doszło  do  wiadomości  publicznej.  Ale 
d.  29  grudnia  1918  r.  minister  Pichon  w  mowie,  którą 


38 


miał  w  Izbie  deputowanych,  nawiązując  widocznie  do 
tej  sprawy  podniósł,  że  do  Komitetu  narodowego  pol- 
skiego, uznanego  dziś  za  rząd  prawidłowy  (regalier) 
przez  Japonję,  Anglję,  Stany  Zjednoczone  i  Włochy, 
napływają  do  Polski  ze  wszystkich  stron  uznania  i  do- 
dał, „a  my  pracujemy  nad  połączeniem  zupełnem 
różnych  żywiołów  Polski,  grożących  wznowieniem 
różnic,  które  sprowadziły  niegdyś  upadek  tego  nie- 
szczęśliwego państwa".  Aby  jednak  nie  było  wątpli- 
wości, że  Rząd  francuski  nie  stoi  wyłącznie  po  stronie 
Komitetu,  minister  oświadczył  w  końcu:  „zgodziliśmy 
się  i  wywołaliśmy  sami  przybycie  do  Francji  re- 
prezentantów jenerała  Piłsudskiego,  t.  j.  (ć  est  a  dire) 
Rządu  warszawskiego,  i  spodziewamy  się,  że  w  bliskim 
czasie  nastąpi  absolutna  zgoda  pomiędzy  różnemi  czyn- 
nikami, które  są  powołane  do  odbudowania  przyszłej 
Polski". 

Komitet  paryski  nietylko  więc  u  rządów  Koalicji 
nie  znalazł  zachęty  do  walki  z  Naczelnikiem  państwa 
polskiego,  lecz  przeciwnie,  nacisk  do  zgody.  Rządy  te 
nie  obawiały  się  byłych  aktywistów,  przedstawianych 
przez  Komitet  jako  zwolenników  pokonanych  Niemiec 
i  nieistniejących  już  Austro- Węgier,  gdyż  przeciwnie 
widziały  korzyść  dla  siebie  w  ich  pozyskaniu.  Chciały 
mieć  do  czynienia  z  jednolitą  Polską.  Wobec  tego  tern 
smutniej  przedstawia  się.  walka  Komitetu  z  Rządem 
polskim  w  Warszawie. 

Piłsudski  zaraz  po  objęciu  swego  stanowiska  pra- 
gnął nawiązać  stosunki  z  zagranicą.  Dnia  16  listopada 
jako  wódz  naczelny  armji  polskiej  notyfikował  Sta- 
nom Zjednoczonym,  Francji,  Anglji,  Włochom,  Japonji, 
a  także  Niemcom  i  wogóle  wszystkim  państwom,  wo- 
jującym i  neutralnym,  istnienie  państwa  polskiego  nie- 


39 


podległego,  obejmującego  wszystkie  ziemie  zjednoczo- 
nej Polski,  podnosząc  przy  tern,  że  nastąpiło  to  wskutek 
świetnych  zwycięstw  armij  sprzymierzonych,  a  wyrażając 
przekonanie,  źe  potężne  demokracje  Zachodu  udzielą 
swej  pomocy  i  braterskiego  poparcia  Polskiej  Republice 
odrodzonej  i  niepodległej.  Równocześnie  zaś  na  ręce 
wodza  armji  francuskiej  Focha  wysłał  prośbę  do  Rządu 
francuskiego  o  przysłanie  wojska  polskiego  utworzo- 
nego we  Francji.  Zaraz  następnego  dnia  zastępca  mi- 
nistra spraw  zagranicznych  Filipowicz  wystosował  do 
ministrów  spraw  zagranicznych  państw,  które  swemi 
zwycięstwami  zapewniły  oswobodzenie  Polski,  prośbę 

0  wysłanie  do  Warszawy  reprezentanta  oficjalnego,  za- 
powiadając przytem  wysłanie  delegacji  oficjalnej  Rządu 
polskiego  celem  formalnej  notyfikacji  niepodległości 
państwa  polskiego. 

Pisma  te  mogły  być  wysłane  bez  zachowania  utar- 
tych form  dyplomatycznych,  ale  skierowanie  sprawy 
na  właściwą  drogę  zależało  w  wielkiej  mierze  od  sta- 
nowiska, jakie  wobec  nich  zajmie  Komitet  paryski. 
Gabinet  Moraczewskiego  rozumiał  to,  i  d.  21  listopada 
na  ręce  Paderewskiego,  którego  uważał  za  przewodni- 
czącego Komitetu,  wystosował  telegram  następujący: 

„Podczas  wojny  obecnie  skończonej  setki  tysięcy 
Polaków  przemocą  wciśniętych  w  szeregi  armji  rosyj- 
skiej i  niemieckiej  krwawiło  się  jako  poddani  państw, 
które  przed  półtora  wiekiem  anektowały  ziemie  polskie, 

1  nie  cofając  się  przed  żadnem  pogwałceniem  praw 
boskich  i  ludzkich,  chciały  samo  imię  Polski  zetrzeć 
z  oblicza  ziemi.  Refleksem  straszliwych  warunków  na- 
szego bytu  była  rozterka  dzieląca  dusze  Polaków.  Dziś 
gdy  autokracja  Rosji  i  Niemiec  została  powalona,  a  żoł- 
nierze Polacy  spieszą  z  dawnej  armji  rosyjskiej,  nie- 


40 


mieckiej  i  austrjackiej  do  szeregów  tworzącej  się  armji 
polskiej,  nadszedł  czas  harmonijnego  skoordynowania 
wszystkich  polskich  uczuć  i  wysiłków.  W  tej  radosnej 
chwili  Rząd  polski  przesyła  na  ręce  Pańskie  pozdro- 
wienie dla  wszystkich  rodaków  w  Ameryce  i  w  zachod- 
niej Europie  oraz  wyrazy  nadziei,  że  już  w  tych  dniach 
wysłańcy  polskich  Komitetów  narodowych  wyjadą  do 
Warszawy". 

Nie  żądał  więc  Rząd  bezwzględnego  uznania  i  pod- 
porządkowania się  Komitetu  paryskiego  i  jego  oddzia- 
łów w  Londynie  i  Stanach,  lecz  zaprosił  go  do  poro- 
zumienia  przez  wysłanie  delegacji.  Wskazał  zarazem 
za  podstawę  tego  porozumienia  zapomnienie  i  przekre- 
ślenie różnic,  jakie  w  czasie  wojny  rozdzieliły  Polaków. 

Jak  na  to  zareagował  Komitet  paryski,  zapisał  Dmow- 
ski w  swojej  apologji,  którą  wydał  p.  t.  „Polityka  polska 
i  odbudowanie  państwa*1.  Zapiskę  tę  musimy  dosłownie 
powtórzyć,  bo  wszelka  parafraza  wyglądałaby  na  insy- 
nuację : 

„Parę  tygodni  po  rozejmie  marszałek  Foch  pokazał 
mi  radjo  od  Piłsudskiego,  żądające  wysłania  armji  pol- 
skiej z  Francji  do  kraju  pod  jego  rozkazy.  „Co  mam 
na  to  powiedzieć,  przecież  ta  sprawa  należy  przede- 
wszystkiem  do  Komitetu  narodowego?"  Myśmy  (t.  j. 
Komitet)  walczyli  o  to,  aby  nam  pozwolono  wysłać 
wojsko  przez  Gdańsk  do  Polski,  wojsko,  nad  którem 
władzę  polityczną  Komitetu  uznali  Sprzymierzeńcy,  ale 
Naczelnik  państwa  z  Warszawy  zwraca  się  o  to  wojsko 
tak,  jakgdyby  władza  nad  niem  należała  do  państw 
obcych.  W  następstwie  wyjechała  zagranicę  specjalna 
misja  w  celu  unotyfikowania  Głowom  państw  zachodnich 
objęcia  stanowiska  Naczelnika  państwa  polskiego  przez 
Józefa  Piłsudskiego.  Po  pewnych  trudnościach  paszpor- 


41 


towych,  które  ją  zatrzymały  w  Szwajcarji,  misja  ta  na- 
reszcie dostała  się  do  Paryża  i  zgłosiła  się  o  audjencję 
u  Prezydenta  Rzeczypospolitej.  Z  polecenia  ministra 
spraw  zagranicznych  odpowiedziano  jej,  że  Polskę  re- 
prezentuje w  Paryżu  Komitet  narodowy  i  że  audjencję 
mogą  otrzymać  tylko  te  osoby  z  Polski,  dla  których 
Komitet  o  nią  prosi.  Po  tej  odpowiedzi  misja  parę  dni 
się  namyślała,  wreszcie  zgłosiła  się  do  Komitetu.  Za 
pytaliśmy  ich,  co  ma  być  celem  audjencji  u  prezydenta, 
której  żądają.  Gdy  powiedzieli,  że  chcą  notyfikować 
objęcie  władzy  przez  Piłsudskiego,  zwróciliśmy  im 
uwagę,  że  to  jest  niemożliwe.  Według  przyjętych  zwy- 
czajów tylko  monarchowie  wstępując  na  tron  notyfikują 
to  przez  osobne  misje  i  że  nie  można  Polski  ośmieszać 
tą  niewłaściwą  ceremonją,  wystarczy  zupełnie  zawiado- 
mienie rządów  państw  sprzymierzonych  przez  Komitet 
narodowy.  Dosyć  trudno  było  przekonać  członków 
misji,  że  wyprawa  ich  nie  ma  sensu". 

Misja  Rządu  polskiego  nie  znalazła  dostępu  nie- 
tylko  do  Prezydenta,  ale  nawet  do  Rządu  francuskiego, 
bo  Komitet  nie  znalazł  sposobu,  ażeby  się  z  nią  poro- 
zumieć i  drogę  jej  utorować.  Misja  wróciła  do  kraju, 
ale  w  miesiąc  potem  Piłsudski  wysłał  inną,  już  na  ży- 
czenie Rządu  francuskiego.  Dla  Komitetu  paryskiego 
dość  było,  że  przy  pierwszej  misji  uratował  Polskę  od 
ośmieszenia!  Uratował  też  armję  swoją  we  Francji, 
że  nie  poszła  pod  rozkazy  Naczelnika  państwa,  chociaż 
wskutek  tego  Lwów  i  wschodnia  Galicja  krwawiła  się 
wojną  domową  przez  długie  miesiące,  a  Księstwo  Cie- 
szyńskie padło  ofiarą  czeskiego  najazdu. 

Komitet  paryski  wysłał  natomiast  jako  swego  de- 
legata do  Polski  Stanisława  Grabskiego,  który  jednak 
nie  zgłosił  się  wprost  do  Naczelnika  państwa  i  do 


42 


Rządu,  lecz  objeżdżając  kraj,  przedstawiał  mapę  przy- 
szłej Polski,  obejmującej  i  Śląsk  i  Gdańsk  i  Mazurów 
pruskich,  a  na  wschodzie  nietylko  Wilno,  lecz  także 
Połock,  Mińsk  i  Kamieniec  podolski,  i  oświadczał,  że 
Komitet  ma  wszelkie  widoki  uzyskania  tych  granic  na 
Konferencji  pokojowej.  Robiąc  w  ten  sposób  propa- 
gandę za  Komitetem,  uderzał  zresztą  Grabski  oficjalnie 
w  nutę  pokojową.  W  dniu  3  grudnia  wyjaśnił  sprawo- 
zdawcom pism  krakowskich  cel  swego  przybycia.  Dla 
obrony  sprawy  polskiej,  twierdził,  powinien  cały  naród 
polski  zjednoczyć  się  i  skonsolidować,  zarówno  na  we- 
wnątrz jak  i  na  zewnątrz,  by  ten  jednolity  front  zawa- 
żył w  chwili  decydującej.  Komitet  nie  stał  nigdy  na 
stanowisku,  aby  z  zagranicy  rządzić  krajem.  Póki  na 
terenie  Polski  byli  okupanci,  musiał  Komitet  polski 
w  Paryżu  wziąć  całą  obronę  spraw  polskich  przed 
koalicją  na  swoją  odpowiedzialność.  Obecnie,  gdy  sto- 
sunki na  to  pozwoliły,  pierwszym  czynem  Komitetu 
było  wysłać  swego  reprezentanta  do  kraju,  aby  ze 
wszystkiemi  czynnikami  dojść  do  jak  najszybszego  po- 
rozumienia w  sprawie  tych  zadań,  jakie  Komitet  ma 
do  spełnienia.  Sytuacja  międzynarodowa  pozwala  na 
najdalej  sięgające  nadzieje.  Nie  mogę  jednak  ukryć 
moich  obaw  o  los  sprawy  Polski  wobec  tego,  co  się 
w  kraju  dzieje.  Koniecznem  jest  zdać  sobie  sprawę 
z  tego,  że  wszystko  może  być  zaprzepaszczone,  jeźeli- 
byśmy  swem  postępowaniem  zawiedli  te  nadzieje,  jakie 
w  nas  położono,  jako  w  tamie  przeciwko  bolszewizmowi 
z  jednej,  a  germanizmowi  z  drugiej  strony,  lub  jeśli- 
byśmy zeszli  na  stanowisko  państwa  neutralnego. 

Do  tej  ostatniej  przestrogi  dały  Grabskiemu  przy- 
czynę rokowania  nawiązane  z  Rządem  niemieckim,  nie- 
tylko ażeby  wyjazd  ich  wojsk  z  Królestwa  i  z  zajętych 


43 


obszarów  na  Litwie  uregulować,  lecz  także,  ażeby 
opuszczane  przez  nich  obszary  wojsko  polskie  mogło 
zajmować  i  bolszewików  w  tern  uprzedzać.  Porozu- 
mienie ciągłe  wydawało  się  koniecznem  i  Rząd  nie- 
miecki wysłał  d.  19  listopada  posła  swojego  hr.  Kesslera 
do  Warszawy,  a  Rząd  polski  Niemojewskiego  do  Ber- 
lina. Wskutek  tego  Rząd  niemiecki  zdecydował  się  pięć 
powiatów  podlaskich,  zamieszkałych  przez  ludność  pol- 
ską, oddać  Polsce,  a  d.  10  grudnia  zastrzeżono  Niem- 
com tylko  korytarz  z  koleją  żelazną,  po  której  wojska 
swoje  z  Ukrainy  miały  sprowadzić  dp  Prus.  Ludność 
jednak  miejscowa  polska,  nie  czekając  na  ściągnięcie 
wszystkich  posterunków  z  Podlasia,  zaczęła  je  rozbra- 
jać, aby  im  nie  pozwolić  na  wywóz  zarekwirowanych 
zapasów.  Posterunki  stawiły  opór.  Przyszło  do  krwa- 
wych starć,  a  następnie  do  urządzania  przez  większe 
komendy  niemieckie  okrutnych  ekspedycyj  karnych 
przeciw  gminom,  w  których  na  posterunki  napadnięto. 

Tak  wyglądało  utrzymanie  stosunków  z  Niemcami. 
Rokowania  prowadzone  z  niemi  narodowa  demokracja 
wyzyskała,  ażeby  oskarżyć  Rząd  o  germanofilstwo. 
Oskarżono  go,  że  cierpi  posła  niemieckiego  w  War- 
szawie,  kiedy  niema  w  niej  posłów  Koalicji.  Podbu- 
rzona ulica  wtargnęła  d.  29  listopada  do  mieszkania 
poselstwa  niemieckiego  i  zdemolowała  jego  urządze- 
nie. Nadzieje,  jakie  łączono  z  nawiązaniem  stosunków 
z  Niemcami,  zawiodły,  dlatego  Rząd  polski  15  grudnia 
wręczył  hr.  Kesslerowi  paszporty.  Nie  jego,  jak  widzie- 
liśmy, było  winą,  że  Koalicja  do  Warszawy  nie  wysłała 
swoich  posłów  ani  nawet  misji. 

Wracając  do  delegata  Grabskiego  i  jego  programu, 
zauważyć  musimy,  że  Komitet  wysłał  go  nie  w  tym 
celu,  ażeby  uznać  Rząd  polski  i  jako  jego  delegacja 


44 


wobec  państw  Koalicji  stanąć,  lecz  wysłał  go,  ażeby 
porozumiał  się  bezpośrednio  ze  społeczeństwem  pol- 
skiem  co  do  „zadań  Komitetu44.  O  ile  twierdzenie  Grab- 
skiego, że  Komitet  nie  uważa  się  za  rząd  polski,  od- 
powiadało prawdzie,  widzieliśmy  ze  starań  Komitetu 

0  uznanie  go  za  rząd  przez  Koalicję,  o  czem  jednakże 
publicznie  nie  wiedziano.  Na  delegata  swego  wybrał 
też  Komitet  jednego  z  najnamiętniejszych  narodowych 
demokratów,  Stanisława  Grabskiego,  który  z  obozem 
przeciwnym  od  lat  prowadził  walkę  bez  przebierania 
w  środkach.  Od  jego  przybycia  do  Polski  walka  naro- 
dowej demokracji  nietylko  z  Piłsudskim  i  rządem  so- 
cjalistycznym, dzierżącym  władzę,  ale  ze  wszystkimi 
dawnymi  aktywistami  ze  stronnictw  konserwatywnego 

1  demokratycznego  wzmogła  się  niezmiernie.  Wma- 
wiano w  społeczeństwo,  że  trzeba  ich  usunąć,  ażeby 
nie  straszyć  Koalicji.  Najwybitniejsi  pośród  nich  dostali 
się  imiennie  na  listę  proskrypcyjną.  Tak  wyglądało 
„porozumienie  ze  wszystkiemi  czynnikami41,  głoszone 
przez  Grabskiego. 

W  dniu  18  grudnia  Grabski  był  na  audjencji  u  Pił- 
sudskiego w  obecności  ministra  spraw  zagranicznych 
Wasilewskiego,  ale  nie  doprowadził  do  porozumienia. 
Przemawiał  oczywiście  za  utworzeniem  gabinetu  „na- 
rodowego" z  wykluczeniem  aktywistów.  Piłsudski  nie 
zgodził  się,  bo  nie  chciał  wypuścić  władzy  z  ręki. 

Opinja  publiczna  w  Polsce  parła  do  nawiązania  sto- 
sunków i  sojuszu  z  państwami  Koalicji.  Dnia  20  grudnia 
wszystkie  stronnictwa  z  wyjątkiem  socjalistów  i  rady- 
kalnych ludowców  ogłosiły,  „że  jest  niezłomną  wolą 
i  stanowczem  żądaniem  całego  narodu  polskiego,  zwią- 
zanego z  państwami  sprzymierzonemi  wspólnością  idei 
i  tradycji  dziejowej,  aby  ścisły  sojusz  narodów,  zawią- 


45 


zany  w  czasie  wojny  z  państwami  Koalicji,  przypieczę- 
towany braterstwem  broni  i  przelaną  krwią  bratnich 
zwycięskich  armij,  także  nadal  po  zawarciu  pokoju 
w  całej  mocy  pozostał".  Socjaliści  i  radykalni  ludowcy 
nie  przystąpili  do  tej  deklaracji,  ale  Piłsudski  wysłał 
nową  misję  do  Paryża  celem  rokowań  z  rządem  fran- 
cuskim i  Komitetem.  Grabski  w  otwartym  liście  do 
socjalistów  zapewniał,  że  nie  będzie  przyjętą.  Nie  wie- 
dział zapewne,  że  Rząd  francuski  dał  do  wysłania  jej 
inicjatywę. 

Położenie  zaostrzało  się,  namiętności  partyjne  ro 
sły.  Gabinet,  gdy  pożyczka  wewnętrzna  się  nie  udała, 
a  trudności  aprowizacyjne  się  wzmagały,  dobywał 
ostatnich  sił,  ale  nie  kapitulował.  Dnia  29  grudnia 
Moraczewski,  zmieniając  go  częściowo,  wciągnął  do 
niego  kilku  radykalnych  ludowców  z  Galicji  z  pod 
znaku  Stapińskiego,  ażeby  się  wzmocnić,  co  jednak 
nie  dodało  mu  ani  powagi  ani  siły. 

Na  to  przyjechał  do  Gdańska  na  okręcie  francuskim 
Paderewski,  z  Gdańska  udał  się  do  Poznania,  tryum- 
falnie przyjęty,  a  stamtąd,  przyjmowany  również  uro- 
czyście na  większych  stacjach  w  Kaliszu  i  Łodzi,  stanął 
w  Warszawie.  Zgłosił  się  do  Piłsudskiego  d.  4  stycznia, 
ale  rozmowa  nie  doprowadziła  do  skutku.  Wieczorem 
tegoż  dnia  wyjechał  na  kilka  dni  do  Krakowa.  Tym- 
czasem w  nocy  z  d,  4  na  5  stycznia  wybuchł  w  War- 
szawie spisek.  Na  czele  jego  stali  ks.  Eustachy  Sapieha, 
dr  Dymowski  i  Jerzy  Zdziechowski,  narodowi  demo- 
kraci. Pozyskali  za  narzędzie  pułkownika  Januszajtisa, 
który  wyszedł  z  legjonów,  i  pewną  liczbę  oficerów. 
Dowodzone  przez  nich  oddziały  21  pułku  piechoty 
i  szkoły  podchorążych  (!)  zajęły  na  główną  kwaterę 
spisku  gmach  komendantury  i  wyprawiły  się  na  za- 


46 


aresztowanie  szefa  sztabu  jeneralnego  Szeptyckiego, 
oficerów  oddanych  Piłsudskiemu  i  ministrów.  W  roz- 
kazie wydanym  zaznaczono,  źe  Haller  jest  naczelnym 
wodzem  wojska  polskiego,  a  jenerał  Dowbor- Muśnicki 
jego  szefem  sztabu.  Aresztowano  rzeczywiście  ministrów 
Moraczewskiego,  Wasilewskiego  i  Thugutta  i  zamknięto 
ich  w  lokalu  stowarzyszenia  narodowo  demokratycznego 
„Rozwój".  Aresztowania  jenerałów  nie  powiodły  się. 
Żołnierze,  zrozumiawszy,  że  zamach  skierowany  jest 
przeciw  Piłsudskiemu,  odmówili  posłuszeństwa.  Komen- 
dant miasta  Zawadzki  wydobył  się  na  wolność  i  za- 
alarmował załogę.  Jenerał  Szeptycki,  przemówiwszy  do 
żołnierzy,  którzy  w  hotelu  Bristol  przyszli  go  areszto- 
wać, odwiódł  ich  od  buntu,  stanął  na  ich  czele,  przybył 
do  gmachu  komendantury  i  zjednawszy  sobie  wojsko 
przed  nim  postawione,  zajął  gmach  i  zaaresztował 
spiskowców  w  nim  będących.  Zarządzone  rewizje  zna- 
lazły gotowe  proklamacje  nowego  gabinetu,  na  którego 
czele  miał  stanąć  ks.  Eustachy  Sapieha. 

Zamach  spalił  na  panewce  i  ośmieszył  polityków, 
którzy  go  podjęli.  Piłsudski  nie  wziął  go  też  na  serjo, 
a  widząc,  że  wyszedł  z  niego  ze  zwiększonym  autory- 
tetem, nie  pociągnął  ich  do  odpowiedzialności.  Tylko 
spiskowcy  oficerowie  pozostali  w  areszcie. 

Z  polecenia  Piłsudskiego  jenerał  Szeptycki  wyjechał 
do  Krakowa,  ażeby  bawiącego  tam  Paderewskiego  na- 
kłonić do  powrotu.  Nasuwało  się  powszechne  podej- 
rzenie, że  Paderewski,  wyjeżdżając  tak  nagle  do  Kra- 
kowa, wiedział  o  gotującym  się  zamachu,  dlatego  wró- 
ciwszy d.  7  do  Warszawy  zaczął  od  głośnego  potępienia 
zamachu  i  rozpoczął  rokowania  z  Piłsudskim.  Wystąpił 
z  pomysłem  utworzenia  „Naczelnej  rady  narodowej", 
złożonej   ze  stu  przedstawicieli,  a  to  25  z  zaboru 


47 


austrjackiego,  25  z  zaboru  pruskiego,  a  50  z  zaboru 
rosyjskiego.  Rada  ta  miała  mieć  charakter  Sejmu  aż 
do  chwili  ukonstytuowania  się  Sejmu  z  wyborów,  które 
zresztą  były  już  bliskie.  Ta  Rada  naczelna  powołałaby 
do  życia  organ,  złożony  z  pięciu  osób  i  dzierżący 
w  swoim  ręku  zwierzchnią  władzę  państwową,  a  więc 
usuwający  naczelnika  Piłsudskiego.  Organ  ten  zamia- 
nowałby znowu  gabinet,  którego  celem  miałby  być 
wyraźny  akces  do  Koalicji  i  zarządzenie  poboru  woj- 
skowego. Piłsudskiemu  ofiarował  Paderewski  rząd  nad 
armją  polską.  Dziwaczny  ten  i  bałamutny  pomysł,  który 
zamiast  wyjścia  z  trudnego  położenia  wnosił  w  nie  za- 
męt, znalazł  obrońcę  tylko  w  Stanisławie  Grabskim 
i  narodowej  demokracji,  a  wskutek  opozycji  innych 
stronnictw  i  Rządu  upadł  jako  płód  poroniony.  Roko- 
wania się  przewlekły. 

Opinja  publiczna  państw  Koalicji  walką  dwóch  rzą- 
dów polskich  zaczęła  się  już  niecierpliwić.  Dziennik 
francuski  stojący  blisko  rządu  „Temps"  dnia  14  stycznia 
umieścił  artykuł,  który  tej  niecierpliwości  wybitny  dał 
wyraz,  pisząc: 

„Są  dwa  rządy  polskie,  jeden  w  Warszawie,  drugi 
w  Paryżu.  Rząd  warszawski  jest  w  bezpośredniem  ze 
tknięciu  z  krajem,  ale  nie  ma  stosunków  z  Koalicją. 
Rząd  paryski  jest  oficjalnie  uznany  przez  aljantów,  ale 
nie  może  się  zainstalować  w  swoim  kraju.  Dochodzimy 
w  ten  sposób  do  dziwnego  rezultatu,  że  przeciwnicy 
Rządu  warszawskiego  uważają,  że  mają  stałą  zachętę 
do  konspirowania  przeciw  niemu,  skoro  aljanci  nie 
chcą  go  uznać,  podczas  gdy  przeciwnicy  Rządu  bawią- 
cego w  Paryżu  nie  mają  środków,  ażeby  go  przewró- 
cić... Oby  wszyscy  patrjoci  polscy  mogli  się  pogodzić 
na  punkcie  uznania  Rządu  warszawskiego...  Życzymy 


48 


także,  żeby  aljanci  pracowali  bezstronnie  nad  przyspie- 
szeniem tego  szczęśliwego  rezultatu". 

Tymczasem  pomiędzy  Paderewskim  a  Naczelnikiem 
państwa  porozumienie  przyszło  nareszcie  do  skutku. 
Dnia  16  stycznia  Piłsudski  udzielił  dymisji  gabinetowi 
Moraczewskiego,  a  Paderewskiemu  poruczył  utworzenie 
gabinetu  z  ludzi  fachowych,  w  polityce  nie  odgrywa- 
jących roli.  Komitet  paryski  uznał  Rząd  polski  w  War- 
szawie. Paderewski  i  Dmowski  otrzymali  mandat  Rządu 
polskiego  jako  delegaci  na  konferencję  pokojową;  na 
zastępcę  Paderewskiego  Piłsudski  wyznaczył  Dłuskiego. 
Komitet  paryski  miał  się  uzupełnić  kilku  członkami 
mianowanymi  przez  Piłsudskiego.  Wojsko  polskie 
z  Francji  miało  wrócić  do  kraju. 

Komitet  paryski  d.  21  stycznia  zawiadomił  rządy 
Koalicji,  że  uznał  rząd  utworzony  w  Polsce  przez  Pa- 
derewskiego, a  Paderewski  jako  minister  spraw  zagra- 
nicznych zawiadomił  Komitet,  że  uznaje  go  jako  re- 
prezentanta interesów  polskich  przy  rządach  koalicji 
i  rządzie  szwajcarskim.  Niejedno  tym  zawiadomieniom 
można  było  zarzucić,  ale  marna  i  tak  szkodliwa  walka 
z  Naczelnikiem  państwa  ustała.  Państwa  koalicji  przy- 
słały zaraz  misje  swoje  do  Polski. 

Wybory  do  Sejmu,  naznaczone  poprzednio  na  dzień 
26  stycznia,  odbyły  się  teraz  spokojnie  i  prawidłowo, 
a  Sejm  zebrał  się  w  Warszawie  d.  10  lutego  1919  r. 
i  d.  20  lutego  powziął  jednomyślną  uchwalę  tyczącą 
się  Naczelnika  państwa. 

W  uchwale  tej  Sejm  przyjął  oświadczenie  Józefa 
Piłsudskiego,  że  składa  w  ręce  Sejmu  urząd  Naczelnika 
państwa,  do  wiadomości  i  wyraził  mu  podziękowanie 
za  pełne  trudu  sprawowanie  urzędu  w  służbie  dla 
ojczyzny,  powierzył  mu  też  dalsze  sprawowanie  tego 


49 


urzędu  aż  do  ustawowego  uchwalenia  tej  treści  kon- 
stytucji, która  określi  zasadniczo  przepisy  o  organizacji 
naczelnych  władz  w  państwie.  Zarazem  władzę  Naczel- 
nika państwa  ograniczył  Sejm  bardzo  znacznie  nastę- 
pującemi  zasadami: 

1)  Władzą  suwerenną  i  ustawodawczą  w  państwie 
jest  Sejm  ustawodawczy,  ustawy  ogłasza  Marszałek 
z  kontrasygnacją  prezydenta  ministrów  i  odnośnego 
ministra  fachowego. 

2)  Naczelnik  państwa  jest  przedstawicielem  państwa 
i  najwyższym  wykonawcą  uchwał  Sejmu  w  sprawach 
cywilnych  i  wojskowych. 

3)  Naczelnik  państwa  powołuje  Rząd  w  pełnym 
składzie  na  podstawie  porozumienia  Sejmu. 

4)  Naczelnik  państwa  oraz  Rząd  są  odpowiedzialni 
przed  Sejmem  za  sprawowanie  swego  urzędu. 

5)  Każdy  akt  państwowy  Naczelnika  państwa  wy- 
maga podpisu  odnośnego  ministra. 

Uchwałę  tę  d.  23  lutego  uzupełnił  Sejm  postano- 
wieniem, że  emisja  biletów  Polskiej  kasy  pożyczkowej 
lub  innych  biletów  obciążających  skarb  państwa,  nie- 
mniej zaciąganie  pożyczek  państwowych  tudzież  przyj- 
mowanie przez  państwo  gwarancyj  finansowych  nie 
może  nastąpić  bez  uprzedniego  zezwolenia  Sejmu. 

Piłsudski  przestał  więc  być  dyktatorem ;  usunięty 
od  ustawodawstwa,  stał  się  w  zakresie  władzy  wyko- 
nawczej urzędnikiem,  ograniczonym  do  wykonywania 
ustaw  Sejmu,  odpowiedzialnym  przed  Sejmem,  ograni- 
czonym nadto  przez  Rząd,  na  którego  powołanie  uzy- 
skać musi  porozumienie  ze  Sejmem.  Zasada  równowagi 
władz  złamaną  została  na  rzecz  wszechwładzy  Sejmu. 
Na  uchwałę  tę,  t.  zw.  Małą  konstytucję,  która  miała 
być  tymczasową,  a  jednak  przeszło  dwa  lata  obowią- 


Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego 


4 


50 


zywała,  złożyło  się  dążenie  posłów  i  stronnictw  ultra- 
demokratycznych  do  wszechwładzy  Sejmu  z  nieufnością 
narodowych  demokratów  do  Piłsudskiego,  która  im 
podyktowała  ograniczenie  władzy  Naczelnika  państwa. 
Paderewski  i  jego  Rząd  dbający  o  popularność  nie 
śmiał  stawić  tym  dążeniom  oporu. 

Uchwalenie  „Małej  konstytucji"  sprowadziło  for- 
malne uznanie  państwa  polskiego  przez  rządy  państw 
Koalicji.  Jakiekolwiek  też  były  błędy  Piłsudskiego,  to 
jednak  w  ciągu  trzech  miesięcy  od  objęcia  władzy 
przeprowadził  Polskę  przez  wszystkie  burze,  na  które 
zewnątrz  i  wewnątrz  była  wystawiona,  do  tego  portu, 
jakim  dla  niej  miał  być  Sejm  ustawodawczy,  a  właści- 
wie konstytucyjny.  Wszystkie  dążenia  i  walki  dzielnic, 
stronnictw  i  ludzi  ustąpiły  przed  wolą  narodu,  który, 
dźwigając  się  z  rozbiorów,  chciał  mieć  wyraz  swej 
jedności  i  swojej  władzy,  jakim  był  Sejm  i  Naczelnik 
państwa.  Nie  jego  było  winą,  że  port,  do  którego  za- 
winęła jego  nawa  państwowa,  wskutek  ordynacji  wy- 
borczej, wydanej  dekretem  Piłsudskiego,  pozbawiony 
był  tamy,  którą  porty  bronią  się  przed  naporem  fal 
wzburzonych  wichrami. 


II 


TRAKTAT  WERSALSKI 


Memorjały  Dmowskiego. 

Akcja  jego  na  konferencji  pokojowej. 

Akcja  Paderewskiego. 

Traktat  wersalski  i  traktat  o  mniejszościach  narodowych. 
Sprawa  Śląska  cieszyńskiego. 
Sprawa  Galicji  wschodniej. 
Granica  wschodnia. 


Przez  walkę  swoją  z  Rządem  polskim  w  Warszawie 
utrudnił  Komitet  paryski  zjednoczenie  czynników,  które 
na  państwo  polskie  się  składały,  ale  sam  w  wyższym 
jeszcze  stopniu  utrudnił  swoje  zadanie  reprezentowania 
Polski  wobec  mocarstw  zwycięskich  w  czasie,  w  którym 
los  jej  się  rozstrzygał.  Był  to  czas  między  rozejmem 
z  d.  11  listopada  1918  r.  a  zebraniem  się  konferencji 
pokojowej  w  d.  20  stycznia  1919  r.  W  rokowaniach 
poufnych  mocarstw  zwycięskich  przygotowywały  się 
najważniejsze  postanowienia  pokoju.  Anglja  wbrew  za- 
sadom Wilsona  broniła  swego  panowania  nad  morzami 
i  kolonjami,  Francja  upierała  się  przy  granicy  Renu, 
a  mniejsze  narody  i  państwa  piekły  swoją  pieczeń,  za- 
pewniając sobie  niejedno  ze  swoich  żądań. 

Nie  mógł  się  podobnym  sukcesem  pochwalić  nasz 
Komitet  paryski.  Dmowski  tłumacząc  to  tern,  że  Polska 
wobec  Koalicji  stanęła  rozbita  na  dwa  obozy  i  że  Ko- 
mitet nie  mógł  wchodzić  w  umowy  i  dawać  w  imieniu 
całej  Polski  zobowiązań,  zapominał,  że  od  7  paździer- 
nika i  ogłoszenia  przez  Radę  regencyjną  Polski  zjedno 

4* 


52 


czonej  i  niepodległej  Komitet  miał  możność  i  obowią- 
zek wytłumaczenia  Koalicji,  że  cała  Polska  stoi  w  jej 
obozie ;  tymczasem  nietylko  tego  nie  uczynił,  lecz  prze- 
ciwnie wbrew  rzeczywistości  wyszukiwał  w  niej  germa- 
nofilów.  Od  Komitetu  tylko  zależało,  ażeby,  uznając 
Rząd  polski  w  Warszawie,  jako  jego  delegacja  przyj- 
mować zobowiązania  i  wchodzić  w  umowy ;  tymczasem 
nietylko  tego  nie  uczynił,  lecz  przeciwnie,  starał  się 
u  Koalicji  o  uznanie  go  jako  Rządu  polskiego,  wbrew 
Rządowi  w  Warszawie.  Na  te  starania  marnował  swoje 
siły,  a  sprawa  polska  zawisła  razem  z  Komitetem 
w  powietrzu,  bo  Koalicja  z  podjęciem  sprawy  polskiej 
czekała  na  powstanie  jednego  polskiego  Rządu. 

Zanim  przejdziemy  do  działalności  Komitetu  na 
Konferencji,  musimy  skreślić  jego  usiłowania  poprzed- 
nie, podjęte  około  pozyskania  Koalicji  dla  sprawy  pol- 
skiej, bo  kroki  te  Komitetu  zaważyły  na  jej  postano- 
wieniach. 

Podjął  je  i  prowadził  niemal  autorytatywnie  Dmow- 
ski, wysłany  z  końcem  1915  r.  przez  Komitet  polski 
w  Petersburgu.  Przybył  do  Paryża  obciążony  swoją 
przeszłością  polityczną,  a  w  szczególności: 

1)  hasłem  bezwzględnej  walki  Polski  z  Niemcami 
i  Austrją, 

2)  zgodzeniem  się  na  zjednoczenie  ziem  polskich 
i  autonomję  ich  w  obrębie  rosyjskiego  imperjum, 

3)  przyjęciem  i  podpisaniem  zrzeczenia  się  przez 
Polaków  na  rzecz  Rosji  obszarów  położonych  poza 
polską  granicą  etnograficzną, 

4)  wreszcie  hasłem  antysemityzmu  i  walką,  którą 
pod  tern  hasłem  w  Polsce  prowadził. 

Przybył  z  zapewnionem  poparciem  ambasadorów 
rosyjskich  w  Paryżu  i  Londynie,  bo  polityka,  którą 


53 


miał  przedstawiać,  godziła  się  z  interesem  Rosji  wobec 
Koalicji  zachodniej,  a  Rząd  rosyjski  mógł  tylko  zyskać 
na  tern,  źe  reprezentant  Polaków  przedstawia  wobec 
Zachodu  zgodę  ich  z  Rosją.  Łatwiej  było  jednak  Po- 
lakowi godzić  się  na  zasady  ugody  z  Rosją,  dopóki 
znajdował  się  w  Rosji,  oddychał  wiatrem  wiejącym  od 
Wschodu  i  ulegał  przemożnemu  wpływowi  otoczenia 
rosyjskiego,  niż  dotrzymać  ich,  kiedy  stanął  w  Paryżu, 
kiedy  na  niego  powiał  wiatr  z  Zachodu  i  stopy  jego 
palić  zaczął  grunt  napojony  tyloma  wspomnieniami 
pokoleń  polskich,  które  od  czasu  rozbiorów  szukały 
tam  przytułku.  W  duchu  Dmowskiego  i  jego  towarzy- 
szy dokonał  się  prędko  przewrót.  Z  autonomji  Polski 
i  z  zasady  granicy  etnograficznej  z  Rosją  chciał  się 
Dmowski  jak  najprędzej  wydobyć,  ale  przyszło  mu  to 
trudniej  niż  innemu  Polakowi,  który  niemi  się  nigdy 
nie  związał,  i  popychało  go  do  błędnych  pociągnięć 
na  widowni  polityki  mocarstw  zachodnich. 

Hasło  autonomji  Polski  w  obrębie  Rosji  raziło  go 
wobec  tego,  że  wojna  toczyła  się  pod  hasłem  wolności 
ludów  i  wydobycia  ich  z  pod  obcej  przemocy.  Napisał 
więc  zaraz  w  marcu  1916  r.  memorjał,  w  którym  oświad- 
czył się  za  niepodległością  Polski,  i  memorjał  ten  wrę- 
czył nietylko  rządom  Koalicji,  ale  także  ambasadorowi 
rosyjskiemu,  Izwolskiemu  w  Paryżu.  Skutek  tego  naiw- 
nego kroku  był  jednak  ten,  że  Izwolski  otrzymał  wkrótce 
od  swego  ministra  Sazonowa  instrukcję,  uznającą  wszel- 
kie propozycje,  dotyczące  przyszłych  rozgraniczeń  w  Eu- 
ropie środkowej,  za  przedwczesne.  Wogóle  trzeba  pamię- 
tać, brzmiała  instrukcja,  że  jesteśmy  gotowi  pozostawić 
Francji  i  Anglji  całkowitą  swobodę  określenia  zachod- 
nich granic  Niemiec,  licząc,  że  ze  swej  strony  Sprzy- 
mierzeńcy pozostawią  nam  taką  samą  swobodę  w  na- 


54 


szem  rozgraniczeniu  z  Niemcami  i  Austrją.  W  szcze- 
gólności konieczną  jest  rzeczą  kłaść  nacisk  na  wyłą- 
czenie kwestji  Polski  z  przedmiotów  dyskusyj  między- 
narodowych i  na  przeszkodzenie  wszelkim  próbom 
postawienia  przyszłości  Polski  pod  gwarancją  i  kontrolą 
mocarstw.  Rząd  francuski,  związany  przymierzem  z  Rosją, 
zakazał  pisać  o  sprawie  Polski. 

Możność  odezwania  się  w  tej  sprawie  otworzył 
Dmowskiemu  dopiero  w  rok  potem  wybuch  rewolucji 
rosyjskiej  i  uznanie  przez  nią  d.  30  marca  1917  nie- 
podległości Polski.  Korzystając  z  tego,  przedłożył  za- 
raz sekretarzowi  dla  spraw  zagranicznych  w  Anglji, 
Balfourowi,  program  odbudowania  Polski  jako  prze- 
ciwwagi Niemiec,  potrzebnej  do  utrzymania  równowagi 
europejskiej,  a  więc  dostatecznie  wielkiej  i  silnej  i  ma- 
jącej warunki  niezależności  ekonomicznej,  (dostęp  do 
morza  i  śląskie  zagłębie  węglowe). 

Polska  silna  i  wielka  nie  mieściła  się  w  granicach 
ściśle  etnograficznych,  porzucił  je  więc  Dmowski  i  na- 
kreślił mapę  Polski,  obejmującej  na  Zachodzie  oprócz 
Poznańskiego  i  Prus  zachodnich  także  powiat  lemborski 
z  Pomorza  szczecińskiego,  Warmję  i  kraj  Mazurów 
pruskich  i  Śląsk  Górny  i  cieszyński,  wreszcie  Spisz 
i  Orawę,  na  wschodzie  zaś  niedochodzącej  do  granicy 
swej  historycznej,  ale  obejmującej  Wilno,  Dź wińsk, 
Mińsk,  Pińsk,  Równo  i  Kamieniec  podolski.  Tern  dziw- 
niejszą też  było  rzeczą,  że  tę  granicę,  wychodzącą  tak 
dalece  poza  granicę  etnograficzną,  starał  się  Dmowski 
poprzeć  zasadą  etnograficzną. 

Wyraziwszy  przekonanie,  że  „odbudowanie  Polski 
w  jej  granicach  historycznych  byłoby  chyba  niemożliwe 
do  urzeczywistnienia  i  nie  wydałoby  państwa  istotnie 
silnego",  oświadczył,  „że  podstawą  siły  polskiej  jest 


55 

terytorjum,  na  którem  większość  ludności  mówi  po 
polsku,  jest  świadoma  swej  polskiej  narodowości  i  wy- 
kazuje przywiązanie  do  sprawy  polskiej",  i  w  imię  tej 
zasady  żądał  dla  Polski  także  Górnego  Śląska  i  pasa 
południowego  Prus  wschodnich,  „gdzie  ogół  ludności 
nietylko  mówi,  ale  i  myśli  i  czuje  po  polsku".  Nie 
wiedzieć,  czy  tern  łudzić  chciał  zagranicę,  czy  też  łudził 
i  samego  siebie,  przypuszczając  myśli  i  uczucia  polskie 
u  ogółu  ludności  wystawionej  przez  tyle  lat  na  germa- 
nizację ze  strony  państwa  i  kościoła.  Nie  liczył  się  też 
z  tern,  że  w  obrębie  granicy  przez  siebie  nakreślonej 
i  na  Śląsku  i  w  Prusiech,  a  nawet  w  Poznańskiem, 
znajdowały  się  całe  powiaty  i  miasto  Gdańsk,  w  których 
większość  ludności  mówiła  nie  po  polsku,  lecz  po  nie- 
miecku, była  świadoma  swej  narodowości  niemieckiej 
i  wykazywała  przywiązanie  nie  do  sprawy  polskiej 
lecz  niemieckiej.  Przyłączenie  Gdańska  do  Polski  uza- 
sadnił tem,  że,  chociaż  jest  miastem  niemieckiem,  to 
jednak  obumarłem  pod  względem  gospodarczym,  z  lud- 
nością  150  tysięczną,  w  razie  zaś  połączenia  z  Polską 
stałby  się  wkrótce  najbogatszem  miastem  nad  Bałty- 
kiem, mającem  co  najmniej  półmiljonową  ludność,  przy- 
czem  cała  imigracja  do  miasta  byłaby  polską. 

Zasada  etnograficzna  Dmowskiego,  która  zawodziła 
już  przy  żądaniu  granicy  wobec  Niemiec,  wykluczała 
żądanie  przyłączenia  do  Polski  gubernji  kowieńskiej, 
wileńskiej,  grodzieńskiej,  części  mińskiej  i  wołyńskiej. 
Stawiając  takie  żądanie,  trzeba  było  tę  zasadę  zmodyfi- 
kować. Na  wschód  kraju  z  mową  polską,  dowodził 
Dmowski,  znajduje  się  wielkie  terytorjum  z  ludnością 
dwudziestopięciomiljonową,  które  należało  do  dawnej 
Rrzeczypospolitej  polskiej  (1772)  i  gdzie  Polacy  stano- 
wią mniejszość  wynoszącą  od  35—5%.  Większość  lud- 


56 


ności  mówi  albo  po  litewsku,  albo  po  białorusku,  na 
południu  zaś  po  małorusku.  Wprawdzie  mniejszość 
polska  reprezentuje  kulturę,  a  cywilizacja  polska  mimo 
wrogich  wysiłków  rządu  rosyjskiego  jest  na  tym  obsza- 
rze przemożna,  cywilizacja  rosyjska  jest  tam  bezsilna 
i  niezdolna  do  prowadzenia  tego  kraju  po  drodze  po- 
stępu, jedynemi  bowiem  czynnikami  postępu  są  tam 
siły  polskie,  wreszcie  ogół  ludności  nie  jest  tam  do 
Rosji  przywiązany.  Niemniej  przeto  ludność  tego  kraju 
przedstawiałaby  pole  do  agitacji  antypolskiej  i  mogłaby 
na  skutek  swej  liczebności  stać  się  wielkiem  niebezpie- 
czeństwem dla  państwa  polskiego.  Nie  wynika  stąd, 
aby  cały  ten  obszar  pozostać  miał  w  granicach  cesar- 
stwa rosyjskiego ;  część  jego  północno-zachodnia  wraz 
z  Wilnem,  gdzie  Polacy  są  o  wiele  silniejsi  niż  w  po- 
zostałych częściach  (gubernja  wileńska  posiada  35% 
mówiącej  po  polsku  ludności  i  reprezentowaną  jest 
w  Dumie  wyłącznie  przez  posłów  Polaków)  i  gdzie 
ogół  ludności  składa  się  z  trzech  elementów :  Polaków, 
Litwinów  (rzymskich  katolików)  oraz  Biało-  i  Mało- 
rusinów  (wcielonych  do  cerkwi  rosyjskiej  około,  połowy 
dziewiętnastego  wieku  po  skasowaniu  kościoła  unickiego 
przez  Mikołaja  L),  posunęłaby  się  szybko  w  rozwoju 
dzięki  połączeniu  z  państwem  polskiem  i  przyczyniłaby 
się  znacznie  do  jego  wzmocnienia. 

Argumentacja  ta  opierała  się  na  mniemaniu,  roz- 
powszechnionem  u  nas,  że  ludność  ruska  a  zwłaszcza 
białoruska,  narodowo  nieuświadomiona,  do  tej  świado- 
mości się  nie  zbudzi,  dla  państwa  polskiego  da  się 
łatwo  pozyskać  i  ulegnie  polonizacji,  zwłaszcza  o  ile 
jest  katolicka.  Ile  w  tern  mniemaniu  było  iluzji,  poka- 
zała wkrótce  rzeczywistość.  Dziwniejszą  jest  rzeczą,  że 
Dmowski,  znający  przecież  stosunki,  do  terytorjum  ma- 


57 


jącego  przystąpić  do  Polski  zaliczył  także  gubernję 
kowieńską,  zamieszkałą  przez  Litwinów,  którzy  do  świa- 
domości narodowej  zbudzili  się  w  ostatnich  dziesiąt- 
kach lat,  stając  wrogo  przeciw  Polakom.  Wywód 
Dmowskiego  przeciwnikom  naszym,  Niemcom,  dostar- 
czał do  odparcia  naszych  żądań  argumentów,  zwolen- 
ników zaś  naszych  w  uznaniu  tych  żądań  zachwiał. 
Niemcy  argumentami  temi  bronili  utrzymania  Śląska 
Górnego  i  prowincyj  pruskich.  Politycy  Koalicji  odnieśli 
wrażenie,  że  Polacy  przy  granicy  swojej  historycznej  na 
wschodzie  nie  obstają,  a  granicy  żądanej  w  memorjale 
nie  są  w  stanie  o  nic  pewnego  oprzeć  i  uzasadnić, 
że  pewną  granicą  może  być  tylko  granica  etnogra- 
ficzna. Odbiło  się  to  zaraz  w  słowach  Wilsona  o  ob- 
szarach zamieszkałych  „niewątpliwie"  przez  polską  lud- 
ność, które  się  znalazły  w  jego  orędziu  z  d.  9  stycz- 
nia 1918. 

Sprawa  nie  przedstawiała  się  dobrze.  Dmowski  na- 
pisał trzeci  memorjał,  na  który  Komitet  paryski  się 
zgodził,  i  w  dniu  8  października  1918  r.  złożył  go 
osobiście  Wilsonowi  w  Washingtonie.  W  memorjale 
tym  powtórzył  żądania  i  wywody  swego  poprzedniego 
memorjału  z  małemi  zmianami.  Nie  wysuwając  już  na 
czoło  zasady  etnograf iczaej,  oparł  się  na  potrzebie 
utworzenia  państwa  polskiego  silnego,  zupełnie  nieza- 
wisłego, zdolnego  troszczyć  się  o  siebie,  „ażeby  było 
szańcem  przeciw  naporowi  niemieckiemu,  a  równo- 
cześnie broniło  się  przeciw  wpływom  rozkładowym", 
zapewne  Rosji.  Dlatego  Polska  musi  obejmować  roz- 
ległe terytorjum  i  posiadać  liczną  ludność,  a  granice 
jej  odpowiadać  muszą  wymaganiom  geograficznym  tak, 
ażeby  jej  zapewniły  niezależność  od  sąsiadów.  Ludność 
polska  musi  być  jednak  w  państwie  dostatecznie  jedno- 


58 


lita.  Polacy  są  obecnie  za  słabi,  ażeby  rządzić  z  powo- 
dzeniem całym  obszarem  dzielnic  wschodnich.  Wobec 
tego,  że  niema  tam  żadnego  innego  elementu  kultu- 
ralnego, któryby  był  dostatecznie  silny,  problem  przy- 
szłości politycznej  tych  wschodnich  prowincyj  polskich 
staje  się  niemal  nie  do  rozwiązania.  Utworzenie  nieza- 
leżnego państwa  litewskiego  (w  granicach  historycznych) 
i  ukraińskiego  oznaczałoby  albo  anarchję  albo  rządy 
cudzoziemców,  Niemców.  Powrót  tych  ziem  do  Rosji 
pociągnąłby  za  sobą  niemniejszą  anarchję  i  stagnację 
w  zakresie  umysłowym  i  ekonomicznym.  Odbudowa- 
nie zaś  Polski  na  całem  tern  terytorjum  obciążyłoby 
państwo  polskie  zadaniem  ponad  siły  i  pozbawiłoby 
je  spoistości  wewnętrznej,  niezbędnej  dla  każdego  pań- 
stwa, w  szczególności  zaś  dla  Polski,  bezpośredniej 
sąsiadki  Niemiec.  Niema  żadnego  dobrego  rozwiąza- 
nia tego  zagadnienia  i  trzeba  koniecznie  wybrać  takie, 
które  przedstawia  najmniej  stron  ujemnych.  Rozwią- 
zanie takie  możnaby  osiągnąć,  dzieląc  terytorjum  pol- 
skich prowincyj  wschodnich  na  dwie  części :  część  za- 
chodnia, gdzie  żywioł  polski  jest  liczniejszy  i  gdzie 
wpływ  polski  jest  stanowczo  przeważający,  winnaby 
należeć  do  państwa  polskiego,  część  zaś  wschodnia 
powinnaby  zostać  w  posiadaniu  rosyjskiem. 

Terytorjum  zaś  z  większością  mówiącą  po  litewsku, 
w  części  północnej,  winno  być  zorganizowane  jako  kraj 
odrębny,  związany  z  państwem  polskiem  na  zasadzie 
autonomji.  Ustępstwo  to  czynił  Dmowski  dlatego,  że 
„ruch  narodowy  litewski  uczynił  już  znaczne  postępy", 
a  zapewne  także  dlatego,  że  państwo  litewskie  istniało 
już,  utworzone  przez  okupację  niemiecką. 

Rozdzielał  więc  Dmowski  cięciem  od  północy  na 
południe  ziemie  zamieszkałe,  oprócz  mniejszości  pol- 


59 


skich,  przez  Białorusinów  i  przez  Małorusinów-Ukraiń- 
ców.  Sąd  ten  Salomonowy  uzasadniał  tern,  że  Biało- 
rusini przedstawiają  element  rasowy  zupełnie  bierny, 
źe  niema  wśród  nich  żadnego  ruchu  narodowego,  zaś 
wśród  Ukraińców  objawiła  się  w  ostatnich  latach  pięć- 
dziesięciu pewna  działalność  literacka,  której  towarzy- 
szył słaby  ruch  polityczny  w  kierunku  odrębności  na- 
rodowej, ruch  ten  jednakże  był  ograniczony  do  pew- 
nych kół,  złożonych  ze  studentów  uniwersytetu,  prze- 
ważnie synów  księży  i  chłopów,  nie  rozwinął  się  jed- 
nak dostatecznie,  by  wytworzyć  wśród  Ukraińców  silną 
klasę  intelektualną. 

Przytaczamy  całą  tę  propozycję  Dmowskiego,  bo 
ciężko  zaważyła  na  Konferencji.  Do  podobnego  po- 
działu ziem  ruskich  przyszło  ostatecznie,  ale  był  to 
wynik  nie  uchwał  Konferencji,  lecz  wielkiej  wojny  po- 
między Polską  a  Rosją,  która  podziałem  takim  w  po- 
koju ryskim  się  skończyła.  Podyktował  go  miecz. 

O  tym  argumencie,  pisząc  swój  memorjał,  najmniej 
wówczas  myślał  Dmowski,  twórca  teorji  oparcia  Polski 
o  Rosję  przeciw  Niemcom.  Jechać  jednak  z  taką  pro- 
pozycją do  Wilsona  i  liczyć  na  to,  że  się  go  dla  niej 
pozyska,  było  wprost  zaślepieniem.  Wszak  propozycja 
ta  wywracała  zasadę  stanowienia  o  sobie  każdego  na- 
rodu, która  była  kamieniem  węgielnym  polityki  i  apo- 
stolstwa Wilsona.  Wilson  potępiał  podobne  podziały 
ludów,  kiedy  żądał,  aby  „pokój  uznał  zasadę,  iż  rzą- 
dzący władzę  przyjmują  od  ludów  przez  się  rządzonych, 
oraz  źe  niema  takiego  prawa,  któreby  zezwalało  na 
oddawanie  ludów  z  jednego  panowania  pod  inne,  jak- 
gdyby  były  one  czyjąś  własnością".  Wilson  nie  czynił 
różnicy  pomiędzy  narodami  wielkiemi  czy  małemi,  tern 
mniej  zapuszczał  się  w  ocenę,  czy  dany  naród  ma  już 


60 


pełną  świadomość  swojej  narodowości  i  wszelkie  wa- 
runki tworzenia  własnego  państwa.  Dla  niego  istotą 
rzeczy  była  zgoda  narodu  na  te,  czy  inne  rządy.  Zda- 
nia wygłaszane  przez  Polaków,  że  lud  ruski  czy  litewski 
nie  zdoła  się  sam  rządzić,  wywoływały  wrażenie  ujemne, 
tak  że  Balfour  zapytał  jednego  Polaka:  „Czy  też  Po- 
lacy potrafią  się  sami  rządzić?". 

Coraz  jaśniej  okazywało  się,  że  droga,  po  której 
szedł  Dmowski,  nie  prowadzi  do  celu.  Już  w  samem 
jego  założeniu  tkwił  błąd.  Odbudowanie  Polski  miało 
za  sobą  dwa  argumenty.  Jednym  z  nich  było  napra- 
wienie gwałtu  popełnionego  przez  jej  rozbiór,  a  więc 
powrót  jej  do  historycznych  granic  z  przed  pierwszego 
rozbioru.  Drugim  potrzeba  jej  jako  wielkiego  państwa 
niezbędnego  dla  równowagi  europejskiej,  broniącego 
jej  przed  zachłannością  Niemiec  i  przed  zachłannością 
Rosji.  Pierwszym  z  tych  argumentów  Dmowski  się  nie 
posłużył,  a  nawet  granic  historycznych  wprost  się  wy- 
parł. Drugim  posłużył  się,  ale  tylko  co  do  Niemiec, 
nie  co  do  Rosji,  której  oddawał  połowę  ziem  ruskich, 
poświęcając  na  niej  żywioł  polski  i  jego  kulturę. 

Wojna  światowa  dokonała  takiego  przewrotu  pojęć 
i  stosunków,  że  żądanie  granic  historycznych  ze  strony 
Polski  nie  byłoby  czemś  nadzwyczajnem.  Zażądali  ta- 
kich granic  Czesi,  a  nawet  wyszli  poza  nie,  i  osiągnęli 
je  na  konferencji. 

Trudność  odbudowania  wielkiej  Polski  wobec  zasad 
postawionych  przez  Wilsona  polegała  na  tern,  że  miała 
ogarnąć  kilka  miljonów  Niemców,  a  więcej  jeszcze 
Biało  i  Małorusinów.  Z  trudności  tej  jedno  istniało 
wyjście:  powrót  do  historycznej  polskiej  tradycji,  do 
autonomji  i  federacji  ludów,  które  się  z  Polską  łączyły. 
Z  tern  hasłem  mogła  żądać  Gdańska,  a  także  przekra- 


61 


czając  granicę  historyczną  mogła  żądać  Śląska  Górnego 
jako  zagłębia  węglowego  niezbędnego  dla  niej,  a  groź- 
nego dla  niej  i  dla  pokoju  światowego,  dopóki  się 
znajdowało  w  rękach  Niemiec.  Odpierając  najazd  Bol: 
szewików  i  uwalniając  z  pod  ich  rządów  Białorusinów 
czy  Ukraińców  pod  hasłem  ich  autonomji  czy  federacji 
z  nimi,  mogła  Polska  liczyć  na  sympatje  Koalicji 
i  uwzględnienie  swoich  żądań. 

W  polityce  Stanów  Zjednoczonych  i  Anglji  zasada 
etnograficzna  żadnej  nie  odgrywała  roli.  Odgrywały  ją 
autonomja  terytorjalna  i  federacja.  Stany  Zjednoczone, 
złożone  z  tylu  narodów,  opierały  się  na  ustroju  fede- 
racyjnym swoich  licznych  stanów.  Anglja  panowanie 
swoje  nad  tylu  ludami  starała  się  coraz  wyraźniej  oprzeć 
na  zasadzie  federacyjnej.  Po  wojnie  z  Boerami  nadała 
im  autonomję,  a  nadaniem  autonomji  Irlandji  starała 
się  ją  dla  swego  imperjum  światowego  pozyskać.  Z  ca- 
łym tym  kierunkiem  polityki  nie  liczył  się  Dmowski 
i  wywieszenie  hasła  ftderacji  czy  autonomji  ziem,  któ- 
rych Polska  od  Konferencji  się  domagała,  wykluczał 
bezwzględnie,  razem  z  całym  swoim  obozem  narodowo- 
demokratycznym.  Według  niego  „państwo  polskie  mo- 
głoby się  stać  wałem  ochronnym  przeciw  ekspanzji 
niemieckiej  jedynie  pod  dwoma  warunkami,  a  miano- 
wicie, że  będzie  równocześnie  państwem  dem  o  kra 
tycznem  i  państwem  narodowem".  Oba  te  wa- 
runki były  jednak  tak  dla  wcielenia  Kresów  wschod- 
nich, którego  żądał  Dmowski,  jako  też  dla  utrzymania 
ich  przy  Polsce  zabójcze. 

Jeżeli  Polska,  wcielając  miljony  Rusinów,  miała  po- 
mimo tego  występować  jako  państwo  „narodowe",  t.  j. 
narodowo-polskie,  to  musiała  w  polityce  wewnętrznej 
oprzeć  się  na  bezwzględnej  polonizacji  Rusinów  i  wejść 


62 


na  drogę,  po  której  Niemcy  w  zaborze  pruskim  szli 
wobec  Polaków.  Czego  potężne  Niemcy  nie  mogły 
dokazać,  co  pozbawiło  ich  sympatji  w  świecie,  na  to 
miała  się  porwać  Polska  osłabiona  stuletnią  niewolą, 
naród,  po  którym  oczekiwano  powszechnie,  że,  wyzwa- 
lając się  sam  z  pod  stuletniego  ucisku,  innym  ludom 
do  wolności  będzie  dopomagał.  Wrócimy  do  tego  jeszcze 
w  dalszym  ciągu  naszego  opowiadania. 

Również  szkodliwem  musiało  się  okazać  hasło  de- 
mokratyczne w  odniesieniu  do  Kresów.  Znaczyło  ono, 
że  Polska  zaprowadzi  tam  zaraz  powszechne  równe 
głosowanie,  a  za  niem  wszystkie  urządzenia  wolno- 
ściowe, których  agitacja  ruska  użyje  przeciw  Polsce, 
że  wreszcie  rozciągnie  na  te  ziemie  wywłaszczenie  wiel- 
kiej własności  ziemskiej,  zostającej  w  rękach  Polaków. 
Na  tych  Polaków  państwo  polskie  na  Kresach  mogło 
liczyć  i  na  nich  się  przedewszystkiem  oprzeć,  ale  dok- 
tryna narodowo  demokratyczna,  poświęcając  ich,  zale- 
cała polonizację  Rusinów.  Z  kim  Rząd  polski  miał  ją 
przeprowadzać? 

Nie  możemy  wkońcu  pominąć  stanowiska,  jakie 
memorjał  Dmowskiego  zajął  wobec  Galicji  wschodniej. 
Uznając,  że  w  niej  Polacy  stanowią  jedynie  25%  ogółu 
mieszkańców,  starał  się  osłabić  znaczenie  ruskiego 
ruchu  narodowego,  którego  istnieniu  zaprzeczyć  nie 
można,  ale  godził  się  na  zaspokojenie  ruskich  dążeń 
narodowych  przez  uznanie  charakteru  oficjalnego  ję- 
zyka ruskiego,  przez  nauczanie  ruskie  w  zakładach 
wychowawczych  w  kraju  i  t.  p.,  a  więc  na  utrzymanie 
status  quo,  ale  tak  długo,  jak  długo  narodowość  ruska 
będzie  pozostawała  w  stanie  embrjonalnym ;  jak  długo 
poziom  życia  umysłowego  ruskiego  będzie  za  niski, 
by  wytworzyć  postępowy  rząd  nowożytny,  kierowany 


63 


przez  Rusinów,  tak  długo  Galicja  wschodnia  winna 
stanowić  część  nieodłączną  państwa  polskiego.  Czyta- 
jąc te  słowa,  trudno  pojąć,  że  Dmowski  nie  zdawał 
sobie  sprawy  z  wrażenia,  jakie  musiały  wywołać  za- 
granicą Skoro  Polak  rządom  polskim  w  Galicji  wschod- 
niej przyznawał  uzasadnienie  tylko  do  pewnego  czasu, 
to  Koalicja  musiała  to  przyjąć  i  zająć  się.  tylko  pyta- 
niem, jak  długi  teimin  im  wyznaczyć. 

Zanim  Konferencja  pokojowa  się  zebrała,  sprawa 
Polski  w  opinji  mocarstw  i  ich  rządów  była  już  w  głów- 
nych zarysach  przesądzona.  Mocarstwa  stały  przy 
uchwale  swojej  z  dnia  3  czerwca  1918  r.,  że  „utwo- 
rzenie jednego,  zjednoczonego  i  niezawisłego  państwa 
polskiego  z  wolnym  dostępem  do  morza  jest  jednym 
z  warunków  trwałego  i  sprawiedliwego  pokoju  i  pano- 
wania sprawiedliwości  w  Europie",  ale  zdecydowane 
były  państwo  to  zamknąć  w  jego  etnograficznych  gra- 
nicach, a  do  tego  w  memorjałach  Dmowskiego,  zarówno 
co  do  granicy  zachodniej,  jako  też  co  do  wschodniej, 
znalazły  cały  zapas  argumentów.  Szło  właściwie  tylko 

0  to,  o  ile  tę  granicę  etnograficzną  pociągnie  się  sze- 
rzej lub  ciaśniej  na  szerokim  pasie,  zamieszkałym  przez 
ludność  polską  i  niemiecką  względnie  ruską,  w  zmie- 
niającym się  okolicami  procentowym  stosunku. 

Osobisty  wpływ  i  stosunek  delegatów  polskich  do 
wpływowych  członków  Konferencyi  pokojowej,  pozy- 
skanie sobie  poparcia  w  ich  otoczeniu  najbliższem 

1  poparcia  w  prasie,  wreszcie  doskonała  zawodowa 
wiedza  w  kwestjach  prawniczych,  statystycznych,  finan- 
sowych mogła  wiele  dla  sprawy  polskiej  zdziałać  i  na- 
prawić. O  to  Dmowski  postarać  się  nie  umiał,  czy  nie 
chciał.  Miał  do  pomocy  liczne,  zwiększające  się  coraz 
grono  Komitetu  oraz  jeszcze  liczniejsze  biuro  znawców, 


64 


wysłanych  przez  Rząd,  ale  znawców  tych  przesiewano 
przez  wąskie  sito,  ażeby  się  pomiędzy  nich  nie  dostał 
żaden  z  dawnych  aktywistów,  a  los  zrządził,  że  pośród 
tych  aktywistów  znajdowali  się  właśnie  najwybitniejsi 
znawcy  prawa  politycznego  i  międzynarodowego.  Brak 
ich  odbił  się  na  wielu  postanowieniach  Konferencji,  od- 
noszących się  do  Polski,  błędnie  lub  niejasno  sformu- 
łowanych, tak  że  interpretacja  wypadała  na  naszą  nie- 
korzyść. 

Rozumiał  wreszcie  Dmowski  i  wiedział,  że  żydow- 
stwo  światowe  wielką  na  Konferencji  odgrywać  będzie 
rolę,  że  w  najbliższem  otoczeniu  prezydenta  Wilsona 
i  premjera  angielskiego  Lloyd  Georgea  znajdują  się 
żydzi  na  wysokich  urzędowych  stanowiskach;  wiedział, 
że  on  sam  z  powodu  swojej  przeszłości  antysemickiej 
jest  czerwoną  chustą  dla  żydów;  że  gwałty,  popeł- 
niane na  żydach  w  Polsce  w  pierwszych  miesiącach  po 
ukończeniu  wojny  światowej,  odbiły  się  niekorzystnie 
w  opinji  Zachodu,  olbrzymiejąc  w  miarę  oddalenia. 
Wiedząc  i  widząc  to  wszystko,  żadnego  jednak  dla 
złagodzenia  niechęci  żydowskiej  nie  uczynił  kroku.  Gdy 
żydzi  amerykańscy  zwrócili  się  do  niego,  nie  skorzystał 
z  tego,  aby  ich  uspokoić.  Ulegając  prawdziwej  idjo 
synkrazji  wobec  żydów,  doprowadził  do  tego,  że  cały 
obóz  żydowski,  złożony  z  małych  i  wielkich,  stanął 
na  Konferencji  wrogo  wobec  Polski  we  wszystkich  po- 
czynaniach jej  delegata.  Szorstkością  swoich  wystąpień 
zrażał  sobie  Dmowski  niejednego  z  członków  Konfe- 
rencji, a  z  premjerem  angielskim  Lloyd  Georgem  obra- 
źającemi  go  osobiście  wycieczkami  jeszcze  przed  ze- 
braniem się  Konferencji  popsuł  sobie  tak  dalece  stosu- 
nek, że  się  to  równało  zupełnemu  zerwaniu.  Szkodą 
było  dla  Polski,  że  drugi  delegat  Paderewski  jako 


65 


minister-prezydent  bawić  musiał  w  Warszawie,  bo  wła- 
śnie najlepszym  swoim  stosunkiem  osobistym  z  człon- 
kami Konferencji  i  darem  jednania  sobie  ludzi  mógł 
był  niejedno  zdziałać.  Wiadome  było,  źe  jest  zwo- 
lennikiem federacji  na  kresach.  Zastępca  jego  Dłuski 
do  prowadzenia  rokowań  nie  miał  danych. 


Dnia  20  stycznia  1919  r.  nastąpiło  otwarcie  Konfe- 
rencji pokojowej.  Delegacja  polska  dopuszczona  do 
niej  została  razem  z  delegacjami  wszystkich  innych 
państw  sprzymierzonych,  ale  na  nierównych  prawach. 
Decyzję  chwyciły  w  swoje  ręce  tylko  główne  mocar- 
stwa: Francja,  Anglja,  Włochy,  Stany  Zjednoczone 
i  Japonja.  Utworzyły  t.  zw.  Radę  najwyższą,  złożoną 
z  prezydenta  Stanów,  z  premjerów  innych  rządów 
i  z  ministrów  spraw  zagranicznych.  Wkrótce  ta  Rada 
dziesięciu  wydała  się  ciałem  za  cięźkiem,  usunięto 
z  niej  ministrów  spraw  zagranicznych.  Pozostała  Rada 
pięciu,  stanowiąca  o  wszystkiem.  Delegaci  innych 
państw  dopuszczeni  byli  do  narad  tylko  w  sprawach 
ich  państwa.  Stawiali  żądania  i  bronili  ich,  ale  decyzja 
zapadała  w  ich  nieobecności.  Wzywano  ich  także  na 
uroczyste  posiedzenia,  na  których  mieli  bez  dyskusji 
zgodzić  się  i  podpisywać  postanowienia,  zapadłe  już 
na  Radzie  najwyższej. 

Rychło  po  otwarciu  Konferencji,  bo  już  29  stycznia 
1919  r.,  Dmowski  powołany  został  przez  Radę  najwyż- 
szą i  na  dwóch  posiedzeniach  przedstawiał  i  tłumaczył 
żądania  Polski.  Ponieważ  Komitet  paryski  przeszkadzał 
dotychczas  bliższemu  zetknięciu  się  Koalicji  z  Polską 
i  stosunki  jej  były  członkom  Konferencji  nieznane  i  nie- 
zrozumiałe, Rada  postanowiła  wydelegować  misję  swoją 

Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego  5 


66 


do  Polski  dla  zbadania  rzeczy  na  miejscu  i  sprawo- 
zdania. Jakie  sprawozdanie  złożyli  członkowie  misji 
niewiadomo,  ale  przybyli  do  Polski  w  czasie  gorącej 
walki  około  Lwowa,  który  zwiedzili  i  w  którym  do 
rozejmu  chcieli  doprowadzić,  i  wynieśli  ze  sobą  prze- 
dewszystkiem  wrażenie  wojny  domowej  w  dzielnicy, 
do  której  utrzymania  Polacy  największą  przykładali 
wagę. 

Tymczasem  Rada  najwyższa  w  dniu  12  lutego  wy- 
znaczyła z  osobistości  wybitnych,  ale  nie  będących  jej 
członkami,  pod  prezydencją  Francuza  Cambona  osobną 
„Komisję  do  spraw  polskich",  która  miała  je  roztrząsnąć 
i  wnioski  Radzie  przedłożyć.  Tej  to  Komisji  Dmowski 
d.  28  lutego  przedłożył  oprócz  poprzedniego  me- 
morjału  krótszy  wywód  w  sprawie  granicy  zachodniej, 
a  d.  3  marca  takiż  wywód  o  granicy  wschodniej. 

Komisja  zajęła  się  najpierw  granicą  zachodnią, 
a  traktując  sprawę  rzeczowo,  d.  20  marca  przedłożyła 
raport  swój  i  wnioski  Radzie  najwyższej,  nie  odbiega- 
jące wiele  od  projektu  Dmowskiego.  Kiedy  jednak 
d.  29  marca  Rada  zajęła  się  temi  wnioskami,  repre- 
zentant Anglji  Lloyd  George  wystąpił  z  zarzutem,  że 
projekt  włącza  do  Polski  zbyt  wiele  ludności  niemieckiej, 
a  w  szczególności  cztery  powiaty  niemieckie  z  Kwidzy- 
niem,  leżące  na  prawym  brzegu  Wisły  przy  jej  ujściu, 
oraz  niemieckie  miasto  Gdańsk.  Proponował  więc  za- 
rządzenie plebiscytu  w  owych  powiatach  i  utworzenie 
z  Gdańska  i  jego  okręgu  Wolnego  Miasta.  Za  tą  troską 
o  ludność  niemiecką  kryła  się  polityka  Anglji,  ażeby 
nie  dopuścić  do  supremacji  Francji  w  Europie,  osłabić 
jej  przyszłą  sojuszniczkę  Polskę,  a  uzyskać  dla  siebie 
punkt  oparcia  na  Bałtyku.  Dmowski  wystąpienie  Lloyd 
Georgea  przeciwne  Polsce  przypisał  wpływowi  żydów. 


67 


Za  Lloyd  Georgem  poszedł  Wilson,  bo  to  odpowiadało 
jego  hasłu,  a  poszedł  także,  a  przynajmniej  nie  oparł 
mu  się  Clemenceau,  który  zgody  Anglji  dla  swoich 
żądań  potrzebował,  a  pewien  jej  nie  był.  Była  to  dla 
Polski  przegrana,  bo  przyrzeczony  jej  dostęp  do  morza 
został  ograniczony  i  podany  w  wątpliwość.  Wieści  do- 
chodzące o  tern  do  Polski  zrobiły  przykre  wrażenie, 
a  w  Sejmie  głośna  krytyka  się  odezwała.  Winę  przy- 
pisywano Dmowskiemu,  i  Paderewski,  czyniąc  zadość 
powszechnemu  życzeniu,  d.  5  kwietnia  przyjechał  do 
Paryża,  ażeby  sprawę  ratować.  Ufano  jego  osobistym 
stosunkom  z  Wilsonem  i  Lloyd  Georgem,  ufał  może 
i  Paderewski,  ale  wkrótce  przekonał  się,  że  to  nie  wy- 
starcza, bo  droga,  którą  obrał  Dmowski,  nie  prowadzi 
do  celu.  Najlepsze  stosunki  osobiste  i  największa  wy- 
mowa Paderewskiego  nie  wystarczały,  ażeby  zmienić 
postanowienie,  które  w  sprawie  granicy  zachodniej  za- 
padło, o  ile  było  dla  nas  co  do  Gdańska  i  powiatów 
prawobrzeżnych  Wisły  niekorzystne. 

Gorsze  postanowienia  groziły  nam  jednak  co  do 
wschodniej  granicy.  Projekt  Dmowskiego,  ażeby  zrzec 
się  całej  wschodniej  części  historycznej  Litwy,  a  za  to 
część  jej  zachodnią  do  państwa  polskiego  poprostu 
wcielić,  znalazł  już  w  Komitecie  polskim  w  Paryżu 
przeciwników  i  na  posiedzeniu  jego  z  d.  2  marca  uzy- 
skał tylko  większość  głosów.  Przedłożony  Komisji  dla 
spraw  polskich  nie  uzyskał  w  niej  zupełnie  uznania. 
Dnia  29  marca  oświadczyła  się  Komisja  za  wytknięciem 
granicy  na  podstawie  etnograficznej,  uznanej  w  dekla- 
racji Rządu  rosyjskiego  z  d.  30  marca  1917,  przyznając 
Polsce  obszary  zamieszkałe  w  większości  przez  ludność 
polską,  zastrzegając  nawet  przy  tern,  że  obszary,  co  do 
których  zachodzi-  wątpliwość,  czy  mogą  być  uznane 

5* 


68 


za  polskie,  nie  mają  Polsce  przypaść.  Na  wniosek  de- 
legata amerykańskiego  Komisja  postanowiła  nadto  za- 
żądać od  Rady  najwyższej  upoważnienia  do  określenia 
na  wschód  od  tej  granicy  terytorjum  spornego  między 
Polską  a  Rosją,  a  zarazem  przeprowadzenia  w  tym  celu 
ankiety  na  miejscu  co  do  stosunków  etnicznych,  języko- 
wych i  religijnych  oraz  co  do  woli  ludności  pod  wzglę- 
dem jej  przynależności  państwowej.  Wkońcu  oświadczyła 
się  Komisja  za  tern,  ażeby  decyzja  ostateczna  w  sprawie 
granicy  polsko-rosyjskiej  zapadła  z  chwilą,  gdy  w  Rosji 
będzie  istniał  rząd,  z  którym  mocarstwa  będą  mogły 
w  tej  sprawie  traktować. 

Z  uchwał  tych  wynikało  jasno,  że  Koalicja  nie  chce 
przyznać  Polsce  żadnej  części  terytorjum  spornego  mię- 
dzy Polską  a  Rosją  inaczej,  jak  w  drodze  układu  z  Rosją, 
a  następnie,  że  roszczenia  Polski  w  tym  kierunku  go- 
towaby  była  poprzeć  tylko  o  tyle,  o  ileby  się  zgadzały 
z  wolą  ludności  zamieszkującej  to  terytorjum. 

Francja  liczyła  na  sojusz  z  Polską  przeciw  Niemcom, 
ale  nie  wiedziała,  jaką  siłę  ten  sojusz  będzie  przedsta- 
wiał. Liczyła  zaś  na  kontrrewolucję  w  Rosji,  na  której 
poparcie  nie  szczędziła  nakładu.  Emigracja  rosyjska, 
która  przytułek  znalazła  we  Francji,  łudziła  ją  bliskiem 
zwycięstwem  kontrrewolucji,  zwycięstwem  wojsk  Deni- 
kina  i  Kołczaka,  przywróceniem  Rosji  carskiej  i  odno- 
wieniem z  nią  przymierza.  Francuzi  pokładali  w  niem 
wielką  ufność  i  dlatego,  popierając  Polskę,  czynili  ta 
z  zastrzeżeniem,  aby  nie  urazić  Rosji. 

Clemenceau  w  liście  do  prezesa  Komitetu  paryskiego 
w  lipcu  1918  r.  oświadczył  wprawdzie,  że  Francja  w  po- 
rozumieniu ze  swoimi  sojusznikami  dołoży  wszystkich 
starań  do  odbudowania  Polski  w  granicach  jej  „histo- 
rycznych", a  później  jeszcze  w  styczniu  1919  minister 


69 


francuski  Pichon,  witając  Paderewskiego  jako  prezy- 
denta ministrów,  wspomniał  również  o  powstaniu  pań- 
stwa polskiego  w  jego  „historycznych"  granicach,  ale 
dowodziło  to  chyba,  że  Francuzi  z  doniosłości  tych 
słów  nie  zdawali  sobie  sprawy,  skoro  reprezentant  Ko- 
mitetu polskiego  przeciw  uzyskaniu  przez  Polskę  granic 
jej  historycznych  na  wschodzie  się  zastrzegał. 

W  lutym  1919  r.  organizacja  wojska  polskiego,  gdy 
po  nawiązaniu  stosunków  z  Francją  zaczął  napływać 
z  niej  do  Polski  materjał  wojenny,  postąpiła  o  tyle, 
że  wojsko  to  mogło  przystąpić  do  zajmowania  kresów 
wschodnich,  łamiąc  zwycięsko  opór,  jaki  stawiali  mu 
Bolszewicy.  W  lutym,  postępując  kilkoma  grupami,  za- 
jęto Brześć  litewski,  Kobryń,  Wołkowysk  i  Białystok, 
w  marcu  Słonim  i  Pińsk,  w  kwietniu  Lidę  i  Nowogró- 
dek, a  w  dniu  19  kwietnia  Wilno,  Postępy  te,  które 
wojsko  polskie  w  walce  z  Bolszewikami  czyniło,  odpo- 
wiadały Koalicji  jednak  tylko  o  tyle,  o  ile  ułatwiały 
działanie  wojenne  rosyjskiej  kontrrewolucji.  Nie  cie- 
szyły się  naprawdę  jej  względami,  bo  dążyły  do  za- 
garnięcia ziem  zdobytych.  Wszelką  wątpliwość  w  tym 
względzie  pospieszył  się  usunąć  Sejm,  który  d.  4  kwietnia 
wezwał  Rząd  i  Naczelne  dowództwo  nietylko  do  wy- 
zwolenia z  pod  najazdu,  lecz  także  do  trwałego  zjedno- 
czenia z  Polską  północno  wschodnich  dzielnic  z  ich  sto- 
licą Wilnem.  Uchwała  ta  miała  ten  skutek,  że  uzasad- 
niała oskarżenia  Polski  o  politykę  „imperjalistyczną". 

Wtem  do  Paryża  nadeszła  wiadomość  o  odezwie, 
którą  po  zajęciu  Wilna  Piłsudski  d.  22  kwietnia  wydał 
do  mieszkańców  Litwy.  W  odezwie  tej  oświadczył 
mieszkańcom  byłego  Wielkiego  Księstwa  Litewskiego, 
że  chce  dać  wszystkim  możność  rozwiązania  spraw 
wewnętrznych  narodowościowych  i  wyznaniowych,  tak 


70 


jak  sami  sobie  tego  życzyć  będą,  bez  jakiegokolwiek 
gwałtu  i  ucisku  ze  strony  polskiej.  Dlatego  zaprowa- 
dzał zarząd  cywilny,  do  którego  powoływać  przyrzekł 
ludzi  miejscowych,  synów  tej  ziemi.  Zadaniem  tego 
zarządu  miało  być:  1)  ułatwienie  ludności  w  wypowie- 
dzeniach się  co  do  losu  i  potrzeb  przez  swobodnie  wy- 
branych przedstawicieli ;  wybory  te  miały  odbyć  się  na 
podstawie  tajnego  powszechnego  bezpośredniego  bez 
różnicy  płci  głosowania;  2)  danie  potrzebującym  pomocy 
w  żywności,  poparcie  pracy  wytwórczej,  zapewnienie 
ładu  i  spokoju,  otoczenie  opieką  wszystkich,  nie  czy- 
niąc różnicy  z  powodu  wyznania  i  narodowości.  Na 
czele  zarządu  postawił  Jerzego  Osmółowskiego.  Odezwa, 
jak  się  wyraził  Paderewski,  wywołała  w  Paryżu  „en- 
tuzjazm". Polska  i  na  wschodniej  swojej  granicy  go- 
dziła się  na  zasadę  Wilsona.  Zanim  jednak  delegacja 
polska  wyzyskać  mogła  tę  zmianę  usposobienia,  na- 
deszła do  Paryża  wiadomość  o  uchwale  aneksyjnej 
Sejmu. 

Dnia  29  kwietnia  stanęły  na  porządku  dziennym 
dyskusji  sejmowej  trzy  wnioski.  Najdalej  idący  demo- 
kracji narodowej  i  jej  adherentów  wzywał  Rząd,  aby 
ziemie  zjednoczone  z  Polską  Unją  lubelską  a  kon- 
stytucją 3  maja  w  jeden  organizm  z  Koroną  zespo- 
lone, w  jedną  państwową  całość  z  Polską  ponownie 
zjednoczyć.  Zgadzał  się  z  tern  wniosek  ludowców,  za- 
strzegając się,  że  ukształtowanie  tych  ziem  nastąpić 
może  tylko  przez  wspólny  Sejm  Rzeczypospolitej  pol- 
skiej przy  udziale  wybranych  przedstawicieli  ziem  oswo- 
bodzonych. Tylko  trzeci  wniosek,  socjalistów,  godził  się 
na  odezwę  Naczelnego  wodza.  Sejm  jednak  tylko  dwom 
pierwszym  wnioskom  przyznał  nagłość,  trzeciemu  jej 
odmówił.  Sympatja  dla  Polski  wywołana  na  Konferencji 


71 


przez  odezwę  Piłsudskiego,  odwróciła  się.  Korzystna 
chwila  minęła.  Odczuł  to  Paderewski,  a  zawód,  ja- 
kiego doznał  Wilson,  odbił  się  zaraz  w  sprawie  Galicji 
wschodniej. 

Pierwszorzędny  interes  Polski  tkwił  w  tej  sprawie. 
Szło  o  utrzymanie  dzielnicy,  która  jeszcze  przed  Litwą 
związała  się  z  Polską,  w  której  administracja  polska 
utrzymała  się  nawet  w  czasie  wojny  i  w  której  liczba 
ludności  polskiej  i  jej  siła  kulturalna  i  ekonomiczna 
była  większa,  niź  w  jakiejkolwiek  innej  prowincji  z  lud- 
nością mieszaną.  Państwo  polskie  musiało  tę  dzielnicę 
utrzymać,  ażeby  uzyskać  zetknięcie  z  Rumunją,  a  przez 
nią  dostęp  do  Morza  Czarnego,  ażeby  utrzymać  dla 
siebie  kopalnie  nafty,  źródło  bogactwa  i  wielki  środek 
wojenny,  ażeby  wreszcie  odepchnąć  Ukraińców,  pobie- 
ranych przez  Bolszewików,  prawie  od  bram  Krakowa. 
Rozumiał  to  Piłsudski,  ale  organizując  wojsko,  użył  go 
głównie  dla  zajęcia  Litwy  i  słabo  tylko  popierał  walkę 
polską  z  Ukraińcami,  którzy,  zająwszy  całą  wschodnią 
Galicję,  posiłkowani  przez  Ukraińców  z  poza  gra- 
nicznego Zbrucza,  przypuszczali  szturm  po  szturmie 
do  Lwowa.  Pół  roku  już  ciągnęła  się  ta  krwawa  wojna 
domowa,  która  u  Koalicji  wywoływała  najgorsze  wra- 
żenie. Była  dowodem  naszej  słabości,  a  brano  ją  za- 
razem jako  dowód  jaskrawy  „imperializmu",  t.  j.  na- 
rzucania panowania  ludowi,  który  przeciw  temu  prote- 
stuje walką  orężną  tak  wytrwale  i  skutecznie. 

Nad  walką  tą  zawisło  usiłowanie  Koalicji,  ażeby 
utworzyć  linję  demarkacyjną  i  rozejm  stronom  walczą- 
cym podyktować.  Krok  taki  musiał  wypaść  dla  Polski 
niekorzystnie,  bo  linja  rozejmu  odcinała  część  kraju 
dla  Ukraińców,  i  to  część  wschodnią,  a  tern  samem 
dzieliła  Polskę  od  Rumunji  i  łączyła  państwo  Czecho- 


72 


słowackie  z  Ukrainą-Rosją.  A  jednak  Rada  najwyższa 
przysłała  do  Galicji  osobną  misję  z  jenerałem,  niegdyś 
wodzem  Boerów  afrykańskich,  Botr^em  na  czele,  aby 
linję  taką  wyznaczyć,  i  misja  ta  wyznaczyła  tę  linję, 
zaczynając  od  Bugu  na  północy  i  okalając  Lwów,  w  ten 
sposób,  że  Borysław  i  Drohobycz  z  kopalniami  nafty 
zostać  miały  przy  Ukrainie. 

Przybyli  do  Paryża  delegaci  cierpiącego  nad  wyraz 
miasta  Lwowa  z  prośbą  o  pomoc  i  zawieszenie  broni. 
Temu  Dmowski  sprzeciwił  się  stanowczo,  obawiając 
się  słusznie,  że  wszelka  linja  rozejmu  gotowa  zamienić 
się  na  ostateczną.  Nie  zważając  na  to,  Komisja  do 
spraw  polskich  ,  d.  12  maja  linję  powyższą  uchwaliła 
istotnie  jako  wniosek  dla  Rady  najwyższej.  Przed  tern 
jeszcze  Paderewski,  nie  mogąc  odeprzeć  gorzkich  wy- 
rzutów Wilsona  i  Lloyd  Georgea,  starał  się  ich  prze- 
jednać i  ustępując  ich  żądaniu,  przyjął  zobowiązanie, 
że  Polska  akcji  zaczepnej  przeciw  Ukraińcom  w  Galicji 
prowadzić  nie  będzie. 

W  tym  właśnie  czasie  gotował  się  spóźniony  przy- 
jazd armji  Hallera  z  Francji  do  Polski.  Okazała  się 
trudność  w  oznaczeniu  drogi,  którą  ma  wracać.  Najłat- 
wiejsza droga,  wymieniona  w  rozejmie  z  Niemcami, 
była  to  droga  na  Gdańsk,  bo  tak  unikało  się  przejazdu 
wojska  polskiego  kolejami  na  przełaj  Niemiec,  drażnią- 
cego uczucia  ludności  niemieckiej.  Jednakże  Niemcy 
wolały  przyjąć  gwarancję  swobodnego  przejazdu  tych 
wojsk  drogą  lądową,  byle  ich  nie  dopuścić  do  Gdańska. 
Obawiały  się,  że  stanąwszy  tam,  nie  zechcą  się  z  niego 
ruszyć,  albo  że  samem  wylądowaniem  w  Gdańsku 
stworzą  prejudykat,  że  Gdańsk  do  Polski  należy.  Dość, 
że  wojsko  Hallera  w  dniu  13  maja  i  następnych  przy- 
było do  Polski  drogą  lądową.  Z  dwóch  dywizyj,  posta- 


73 


wionych  w  czasie  wojny,  urosło  do  sześciu  przez  wstą- 
pienie do  niego  jeńców  polskich,  głównie  z  wojska 
austrjackiego,  zagarniętych  przez  Włochów.  Uzbroje- 
niem i  środkami  technicznemi  górowało  nad  wojskiem, 
które  Rząd  polski  w  kraju  mógł  dotychczas  zorgani- 
zować. Koszta  jego,  wynoszące  około  czterystu  miljo- 
nów  franków,  miała  Polska  zwrócić  Francji.  Francja 
oddała  wojsko  to  do  dyspozycji  Komitetu  polskiego 
w  Paryżu,  ale  teraz  sama  niem  dysponując,  zastrzegła 
się  wobec  Paderewskiego,  że  do  walki  z  Ukraińcami 
w  Galicji  nie  wolno  go  użyć. 

Dnia  7  maja  na  uroczystem  posiedzeniu  w  Wersalu 
Koalicja  wręczyła  Niemcom  projekt  traktatu  pokojo- 
wego, dając  im  termin  do  wniesienia  swoich  uwag. 
Delegaci  polscy  wzięli  udział  w  tern  posiedzeniu,  poczem 
Paderewski  wyjechał  do  Polski.  Wybrał  się  do  War- 
szawy, ażeby  razem  z  Naczelnikiem  państwa  i  Sejmem 
naprawić  to,  co  memorjały  Dmowskiego  i  uchwała 
aneksyjna  Sejmu  popsuły,  i  z  nową  zasadniczą  uchwałą 
Sejmu  w  sprawie  granic  państwa  polskiego  stanąć 
na  Konferencji  pokojowej. 

Z  pierwszej  rozmowy  z  Naczelnikiem  państwa,  którą 
odbył  zaraz  po  przyjeździe  do  Warszawy  d.  11  maja 
przekonał  się,  że  zobowiązań  swoich  o  wstrzymaniu 
akcji  zaczepnej  i  uieużyciu  armji  Hallera  dotrzymać 
nie  może.  Piłsudski,  odzyskawszy  Wilno,  mógł  większą 
siłę  skierować  do  Galicji  i  podjąć  ofensywę  dla  oswo- 
bodzenia jej  od  Ukraińców.  Od  tego  zamiaru  nie  dał 
się  odwieść,  tern  mniej  od  użycia  armji  Hallera,  zło- 
żonej z  Polaków  i  postawionej  za  miljony  franków 
zaliczone  Polsce,  a  kampanja  podjęta  z  pomocą  armji 
Hallera  uwieńczona  została  rychło  pełnym  skutkiem. 
Dnia  18  maja  wojska  polskie  zajęły  Borysław  i  Droho- 


74 


bycz,  dnia  20  maja  Stryj  i  Kamionkę,  dnia  27  maja  Brody, 
dnia  28  maja  Złoczów  i  Stanisławów.  Równocześnie 
wojsko  rumuńskie  zajęło  Kołomyję  z  Pokuciem  i  uprag- 
nione zetknięcie  Polski  z  Rumunją  się  dokonało.  — 
W  rękach  Ukraińców  pozostał  okręg  tarnopolski. 

Sprawy  granicy  wschodniej,  z  którą  przyjechał,  nie 
wprowadził  zaraz  Paderewski  na  forum  sejmowe.  Na- 
rodowa demokracja  uznała  chwilę  tę  za  właściwą  do 
wywołania  przesilenia  gabinetowego,  wyłączając  z  niego 
samego  Paderewskiego,  na  co  tenże,  dźwigając  w  pierw- 
szym względzie  odpowiedzialność,  zgodzić  się  nie  mógł. 
Musiał  jednak  łagodzić  opozycję  i  ustąpić  jej  w  spra- 
wie paryskiego  Komitetu.  Rozwiązał  go  krótko  przed- 
tem jako  instytucję,  która,  nie  pomagając  na  Konferencji, 
uzurpowała  sobie  zagraniczne  przedstawicielstwo  Polski, 
mianowała  swoich  posłów  po  różnych  dworach  i  prze- 
szkadzała utworzeniu  poselstw  Rządu  polskiego.  Teraz, 
ulegając  narodowej  demokracji,  rozwiązanie  to  cofnął. 
Ułagodziwszy  opozycję,  sprawę  granicy  wschodniej 
przedstawił  d.  17  maja  na  konwencie  senjorów  sejmo- 
wych, a  następnie  na  połączonej  Komisji  spraw  zagra- 
nicznych i  wojskowych.  Komisja  po  dłuższej  dyskusji 
powzięła  szereg  uchwał,  w  których  skreśliła  program 
naszej  polityki  zagranicznej,  a  w  szczególności : 

1)  Rzeczpospolita  polska  pragnie  być  czynnikiem 
międzynarodowego  pokoju,  opartego  na  prawie  każdego 
narodu  do  niepodległości  i  określenia  swego  bytu 
państwowego.  Polska  oświadcza  się  za  związkiem  na- 
rodów wolnych  i  równych,  celem  uniknięcia  wojen 
i  urzeczywistnienia  trwałego  pokoju  między  narodami. 
Rzeczpospolita  dąży  do  zespolenia  wszystkich  ziem  pol 
skich  i  gwarantuje  mniejszościom  równouprawnienie 
oraz  samorząd  narodowy  i  kulturalny  na  terytorjach 


75 


narodowości  mieszanej.  Sejm  stwierdza,  źe  hasła,  wy- 
powiedziane i  z  wielkiem  męstwem  ducha  bronione 
przez  prezydenta  Stanów  zjednoczonych  Wilsona,  znaj- 
dują w  kraju  głęboki  oddźwięk  i  uznanie.  W  myśl 
tych  zasad  Rzeczpospolita  dąży  do  takiego  współżycia 
z  wszystkiemi  narodami  i  państwami,  które  zabezpie- 
czy ważne  interesy  narodowe  i  ekonomiczne  narodu 
polskiego. 

2)  Sejm  stwierdza :  państwa  Koalicji,  przyznając 
Polsce  w  traktacie  pokojowym  ziemie  byłego  zaboru 
pruskiego  ze  Śląskiem  Górnym,  uczyniły  naogół  zadość 
sprawiedliwym  i  nieprzedawnionym  prawom  narodu 
polskiego  do  zjednoczenia.  Jednakże  wyłączenie  z  Polski 
jedynego  jej  portu,  Gdańska  i  niektórych  powiatów 
niewątpliwie  polskich  oraz  pozbawienie  kraju  najkrót- 
szej linji  komunikacyjnej  z  Gdańskiem,  nie  odpowiada 
zasadniczej  idei  sprawiedliwego  pokoju  i  zagraża  eko- 
nomicznemu rozwojowi  Polski.  Stojąc  na  straży  ży- 
wotnych praw  narodu,  Sejm  stwierdza,  że  także  po- 
wyższe uprawnione  żądania  Polski  zostaną  urzeczy- 
wistnione. 

Na  Śląsku  cieszyńskim  Rzeczpospolita  domaga  się 
oddania  Polsce  całego  terytorjum  etnograficznego  pol- 
skiego, t.  j.  ustalenia  granicy  polsko-czeskiej,  tak  jak 
ją  wyznacza  dobrowolna  umowa  tymczasowa  z  d.  5 
listopada  1918,  z  niezbędną  jedynie  poprawką  w  myśl 
prawa  ludności  do  swobodnego  określenia  swej  przy- 
należności państwowej  (powiat  frysztacki  oraz  Gruszów 
przypaść  powinien  Polsce).  W  tym  celu  należy  prze- 
prowadzić w  granicznych  powiatach  spornych  głoso- 
wanie ludowe.  Obwód  czacki  w  komitacie  trenczyńskim, 
Spisz  i  Orawa  powinny  wrócić  do  Polski. 

3)  Rzeczpospolita  polska  dąży  do  uwolnienia  ziem 


76 


byłego  wielkiego  księstwa  litewskiego  od  obcej  prze- 
mocy i  do  umożliwienia  narodom  tych  ziem  wypowie- 
dzenia się  co  do  losów  swych  własnych  i  stosunku 
swego  do  państwa  polskiego.  Rzeczpospolita  dąży  do 
łączności  z  narodami  byłego  księstwa  litewskiego  na 
podstawie  wspólnych  interesów  politycznych,  gospo- 
darczych i  kulturalnych.  Wyraz  prawnopaństwowy  tej 
łączności  odpowiadać  ma  prawu  każdego  narodu  de- 
cydowania o  swoim  losie.  Zasada  zatem  samostano- 
wienia o  sobie  narodów  dotyczyć  musi  i  tej  części 
historycznej  Litwy,  która  ma  większość  ludności  pol- 
skiej i  która  dąży  do  zjednoczenia  z  Polską.  Sejm 
oświadcza,  że  Rzeczpospolita  polska  nie  zamierza  włą- 
czyć w  skład  państwowy  polski  ziem  byłego  wielkiego 
księstwa  litewskiego  na  mocy  uchwały  jednostronnej 
ciała  ustawodawczego  Polski. 

4)  Sejm  uznaje  zasadę  samostanowienia  o  sobie 
narodów  byłego  wielkiego  księstwa  litewskiego,  wypo- 
wiedzianą zarówno  w  sprawozdaniu  Komisji  dla  spraw 
zagranicznych  przyjętem  przez  Sejm  i  odezwie  naczel- 
nego wodza  z  d.  22  kwietnia,  wydanej  po  zdobyciu 
Wilna  przez  wojsko  polskie,  nie  przesądzając  sposobu 
wykonania  tej  zasady. 

5)  Sejm,  witając  z  sympatją  wszelkie  dążenia  na- 
rodów wyzwolonych  z  pod  jarzma  rosyjskiego  do  własnej 
państwowości  i  nie  mając  zamiaru  sprzeciwiać  się  dą- 
żeniom Ukraińców  do  stworzenia  własnej  państwowości 
na  terytorjum  państwa  rosyjskiego,  wyraża  przekonanie, 
że  Galicja  wschodnia  ze  względu  na  odwieczną  histo- 
ryczną łączność  z  Polską,  wielowiekową  jej  pracę  kultu- 
ralną oraz  konieczność  wspólnej  granicy  z  Rurnunją 
dla  uzyskania  dostępu  do  Morza  Czarnego  musi  należeć 
do  państwa  polskiego.  Sejm  oświadcza,  że  ludności 


77 


ruskiej  w  granicach  Rzeczypospolitej  będą  dane  takie 
same  prawa  autonomiczne,  jakie  dane  będą  ludności 
polskiej  na  Ukrainie. 

Przeciw  tej  ostatniej  uchwale  oświadczyła  się  mniej- 
szość Komisji,  proponując  z  swojej  strony  zastąpienie 
jej  następującym  wnioskiem :  „Stając  na  stanowisku 
wyzwolenia  narodów  dawniej  przez  carat  ujarzmionych, 
wyrażamy  sympatję  dążeniom  do  utworzenia  niepod- 
ległego państwa  ukraińskiego.  Sejm  wyraża  gotowość 
ustalenia  sprawiedliwej  między  Polską  a  niepodległą 
Ukrainą  granicy,  będącej  gwarancją  sąsiedniej  zgody 
i  pokoju  między  temi  narodami  oraz  potrzeby  obu  na- 
rodów obrony  przed  zaborczością  sąsiadów.  Wojna 
z  Ukraińcami  została  nam  narzucona  i  ma  na  celu 
obronę  ludności  polskiej  na  Ukrainie,  przez  wojska 
ukraińskie  teroryzowanej,  i  zabezpieczenie  narodowych 
państwowych  interesów  Polski". 

Sejm  dnia  23  maja  uchwalił  wnioski  Komisji.  Wciągu 
dyskusji  porzedzającej  tę  uchwałę  Daszyński,  broniąc 
wniosku  mniejszości,  uczynił  Komisji  zarzut,  że,  oświad- 
czając się  przeciw  imperjalizmowi  na  Litwie,  hołduje 
mu  w  Galicji.  Na  czoło  dyskusji  wysunął  się  Pade- 
rewski, gdy  mówił:  „Zarzut  imperjalizmu  podniesiony 
został  przeciw  nam  oddawna,  a  podniesiony  został 
właśnie  przez  te  trzy  imperjalizmy,  które  nas  grabiły, 
łupiły  i  poćwiartowały.  Dziś  ten  zarzut  podnoszą  właś- 
ciwie tylko  ci,  którzy  po  polską  ziemię,  po  jej  bogactwa 
najskwapliwiej  wyciągają  swe  chciwe  ręce.  Aczkolwiek 
jest  łatwiej  tysiąc  twierdz  zburzyć,  tysiąc  miast  obrócić 
w  perzynę,  niż  jeden  przesąd  obalić,  uważam,  że  na- 
deszła chwila,  aby  oto  w  tej  izbie  powstał  głos  wielki  i  po- 
tężny, głos  polskiego  ludu,  zadając  kłam  stanowczy  tym 
wszystkim  bezpodstawnym  zarzutom  zagranicznym...14. 


78 


Paderewski  osiągnął  w  Sejmie,  co  zamierzał  i  po  co 
przyjechał.  Sejm  uchwałami  swojemi  uwolnił  go  od 
popierania  polityki,  którą  Dmowski  w  memorjałach 
swoich  nakreślił,  którą  na  Konferencji  prowadził  i  która 
takie  niebezpieczeństwo  dla  wytknięcia  wschodnich  gra- 
nic Polski  wywołała.  Polityka  Dmowskiego  przegrała 
i  na  Sejmie  polskim.  Nawet  narodowa  demokracja 
odstąpiła  go,  a  wnioski  Komisji  referował  Stanisław 
Grabski,  który  w  kraju  odgrywał  rolę  delegata  Komi- 
tetu paryskiego.  Paderewski,  wracając  do  Paryża  d.  25 
maja,  mógł  sprawy  polskiej  bronić  na  podstawie  tych 
zasad,  które  uchwalił  Sejm  zgodnie  z  kierunkiem  Koa- 
licji. Jechał  z  nadzieją,  że  pozyska  teraz  dla  sprawy 
polskiej  tych,  którzy  jej  byli  przeciwni.  Występując 
na  Konferencji,  miał  wszakże  za  sobą  Sejm,  który  uchwa- 
lając program,  przyjął  jego  sprawozdanie  do  wiado- 
mości i  wyraził  mu  podziękowanie  za  gorliwe  zabiegi 
około  sprawy  polskiej  na  Konferencji. 


Na  projekt  traktatu,  udzielony  Niemcom  na  posie- 
dzeniu Konferencji  pokojowej  z  dnia  7  maja,  odpowie- 
dzieli Niemcy  29  tegoż  miesiąca.  Co  do  granicy  ich 
z  Polską  sprzeciwili  się  oderwaniu  Górnego  Śląska, 
wojując  głównie  argumentem,  że  bez  niego  nie  byliby 
w  stanie  dopełnić  nałożonych  na  nich  odszkodowań  wo- 
jennych ;  domagali  się  dalej  pozostawienia  im  Gdańska 
ze  znikomą  polską  ludnością,  przyrzekając  za  to  utwo- 
rzenie osobnych  portów  w  Kłajpedzie,  Królewcu  i  Gdań- 
sku i  ofiarując  w  nich  Polakom  daleko  idące  prawa 
i  urządzenia  portowe;  odrzucili  wreszcie  oderwanie 
części  Prus  wschodnich,  przedstawiając,  że  ludność 
ich  nie  oświadczy  się  nigdy  za  tem.  Godząc  się  na 


79 


odstąpienie  Polsce  polskich  powiatów  Poznańskiego 
i  Prus  zachodnich,  żądali  jednak  utrzymania  terytorjal- 
nego  połączenia  z  Prusami  wschodniemi,  przez  co 
Polska  byłaby  odcięta  od  morza.  Wogóle  zaś,  odwo- 
łując się  do  warunków  Wilsona,  żądali  co  do  przyna- 
leżności terytorjów  spornych  głosowania  według  gmin. 
W  głosowaniu  tern  mają  brać  udział  wszyscy  mężczyźni 
i  kobiety,  przynależący  do  państwa  niemieckiego,  któ- 
rzy przekroczyli  lat  dwadzieścia  i  którzy  dane  gminy 
zamieszkują  lub  na  rok  przed  zawarciem  pokoju  za- 
mieszkiwali. Głosowanie  ma  być  tajne.  Wszystkie  woj- 
ska mają  być  oddalone  z  terytorjów  spornych,  a  zarząd 
terytorjów  aż  do  ukończenia  głosowania  ma  być  pod- 
dany władzy  złożonej  z  państw  neutralnych.  Zażądali, 
aby  traktat  pokojowy  zaręczał  opiekę  mniejszościom 
narodowym. 

Dnia  5  czerwca  Paderewski  wezwany  został  na  po- 
siedzenie Rady  najwyższej,  gdzie  Lloyd  George  oświad- 
czył mu,  że  postanowiono  przyznać  Niemcom  pewne 
ustępstwa  terytorjalne  na  granicy  zachodniej,  a  w  szcze- 
gólności w  powiecie  lemborskim  i  na  Śląsku,  a  oprócz 
tego  los  Górnego  Śląska  ma  być  rozstrzygnięty  przez 
plebiscyt.  Paderewski,  zapytany,  godził  się  na  pozosta- 
wienie przy  Niemcach  niektórych  wsi  na  granicy,  prze- 
ważnie niemieckich,  które  w  poprzednim  projekcie  od- 
dawano Polsce  ze  względów  strategicznych ;  wytoczył 
natomiast  wszystkie  argumenty  przeciw  plebiscytowi 
na  Śląsku,  w  kraju  teroryzowanym  przez  Niemców, 
na  którym  dzięki  biskupowi  wrocławskiemu  kardyna- 
łowi Koppowi,  Hindenburgowi  i  magnatom  węglowym 
ciąży  jarzmo  tłumiące  wszelką  wolność.  Wtedy  Lloyd 
George  w  dłuższej  mowie  a  we  wielkiem  podrażnieniu 
wystąpił  przeciw  Polakom.  Polska  —  mówił  —  powstała 


80 


z  naszej  krwi.  Nikt  przed  wojną  nie  myślał  o  jej  od- 
budowaniu i  sami  Polacy  nie  łudzili  się  pod  tym 
względem.  Trzeba  było  śmierci  miljona  siedmkroćstu- 
tysięcy  Francuzów  i  miljona  Anglików,  aby  wskrzesić 
państwo  polskie!  Nie!  zbieracie  tylko  owoce  zwycię- 
stwa. Nie  umieliście  nawet  tego  uniknąć,  aby  jedni 
z  was  nie  walczyli  przeciw  drugim.  I  teraz  chcielibyście 
może,  abyśmy  dla  was  rozpoczęli  drugą  wojnę  ?  Tego 
nie  zrobimy.  Oprócz  tego  zdradzacie  na  każdym  kroku 
plany  imperjalistyczne  i  pragniecie  anektować  rosyjskie 
obszary. 

Paderewski,  nie  wdając  się  w  polemikę,  odczytał 
dosłownie  ostatnie  uchwały  Sejmu  dotyczące  Litwy, 
Białorusi  i  Galicji  wschodniej. 

Lloyd  George  słuchał  uważnie,  potakując  czasami, 
poczem  powiedział :  To  dobrze,  to  dobrze,  nie  wiedzia- 
łem o  tern. 

Wilson  zaproponował  wkońcu,  aby  sporządzić  mapę 
granicznych  obszarów  i  jeszcze  raz  przejść  szczegółowo 
linję  zakreśloną  w  traktacie.  Wśród  dyskusji,  jaka  się 
wywiązała,  nastąpiło  pewne  złagodzenie  dotychczaso- 
wego napięcia.  Wyznaczono  komisję  z  trzech  dla  zba- 
dania zmian  możliwych.  Zmiana  polityki,  którą  Pade- 
rewski przeprowadził  na  Sejmie,  przyszła  jednak  zapóźno. 
Wszystko  nagliło,  ażeby  traktat  jak  najprędzej  zawrzeć. 
Pół  roku  już  upłynęło  od  zawarcia  rozejmu.  Demobi- 
lizacja wojsk  postąpiła  daleko.  Dla  spornych  szczegó- 
łów traktatu  nikt  nie  poważyłby  się  powołać  ludności 
na  nową  wojnę.  Budziły  się  obawy,  ażeby  Niemcy 
w  ostatniej  chwili  nie  zerwały  układów,  podnosił  się 
głos,  ażeby  ich  nie  doprowadzać  do  rozpaczy  w  sprawie 
polskiej,  której  interes  na  Konferencji  stał  na  drugim 
planie.  Plebiscyt  na  Śląsku  się  utrzymał.  Gdańska  oraz 


81 


korytarza  łączącego  ich  z  Prusami  wschodniemi  Niemcy 
nie  otrzymali.  Granicę  zachodnią  w  szczegółach  na  ich 
korzyść  zmieniono. 

Przesyłając  Niemcom  d.  17  czerwca  postanowienia 
Koalicji,  Clemenceau  wyjaśniał  postanowienia  odno- 
szące się  do  Polski: 

„Nie  można  powątpiewać  o  zamiarach  mocarstw 
sojuszniczych  i  sprzymierzonych,  mianowicie  iż  biorą 
za  podstawę  uregulowania  spraw  europejskich  zasadę 
uwolnienia  gnębionych  naiodów  i  utworzenia  granic 
narodowych,  o  ile  możności  według  woli  zaintereso- 
wanych narodów,  dając  każdemu  narodowi  wszystkie 
ułatwienia  prowadzenia  życia  niezależnego  narodowo 
i  ekonomicznie. 

„Zastosowując  te  zasady,  mocarstwa  sojusznicze 
i  sprzymierzone  powzięły  uchwałę  co  do  odbudowania 
Polski,  jako  państwa  niezależnego  z  wolnym  i  pewnym 
dostępem  do  morza.  Wszystkie  terytorja,  zamieszkałe 
przez  ludność  niewątpliwie  polską,  zostały  przy- 
znane Polsce.  Wszystkie  terytorja,  zamieszkałe  przez 
większość  niemiecką,  z  wyjątkiem  kilku  izolowanych 
miast  i  kolonij  założonych  na  ziemiach  niewątpliwie 
polskich,  zostały  pozostawione  Niemcom.  Wszędzie, 
gdzie  wola  ludu  mogłaby  być  wątpliwa,  przewidziano 
plebiscyt. 

„Miasto  Gdańsk  otrzyma  konstytucję  Wolnego  Mia- 
sta. Mieszkańcy  będą  mieli  autonomję,  nie  będą  pod 
panowaniem  polskiem  i  nie  będą  tworzyli  części  pań- 
stwa polskiego.  Polska  otrzyma  pewne  prawa  ekono- 
miczne w  Gdańsku.  Miasto  zostało  odcięte  od  Niemiec, 
ponieważ  nie  było  innego  sposobu  dostarczenia  Polsce 
tego  wolnego  i  pewnego  dostępu  do  morza,  które 
Niemcy  przyrzekli  odstąpić. 

Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego  6 


82 


„Kontrpropozycje  niemieckie  są  w  zupełnej  sprzecz- 
ności z  podstawą,  która  została  przyjęta  dla  zawarcia 
pokoju.  Przewidują  one,  że  wielkie  części  ludności  nie- 
wątpliwie polskiej  pozostaną  nadal  pod  panowaniem 
Niemiec.  Odmawiają  wolnego  dostępu  do  morza  naro- 
dowi o  przeszło  dwudziestu  miljonach  mieszkańców. 
Te  kontrpropozycje  nie  mogą  być  przeto  przyjęte  przez 
mocarstwa  sojusznicze  i  sprzymierzone.  Mimo  to  nota 
niemiecka  usprawiedliwiła  poprawkę,  która  zostanie  zro- 
biona. Ze  względu  że  Górny  Śląsk,  jakkolwiek  za- 
mieszkały przez  większość  polską  w  stosunku  2 : 1 
(1,250.000  na  650.000  według  censusu  niemieckiego 
z  r.  1911),  pragnie  pozostać  niemieckim,  mocarstwa 
godzą  się,  ażeby  kwestja,  czy  Śląsk  Górny  ma  być 
częścią  Niemiec  czy  Polski,  została  rozstrzygnięta  przez 
głosowanie  samych  mieszkańców." 

Niemcy  zmieniony  w  ten  sposób  projekt  traktatu 
ostatecznie  przyjęły  i  w  dniu  28  czerwca  1919  r.  na 
uroczystem  posiedzeniu  w  Wersalu  podpisano  go, 
a  w  imieniu  Polski  podpisali  go  także  Dmowski  i  Pa- 
derewski. 

Nie  dając  Polsce  stałych  granic,  Konferencja  poko- 
jowa natomiast  równocześnie  z  głównym  traktatem 
wersalskim  narzuciła  jej  d.  28  czerwca  1919  r.  traktat 
osobny  dodatkowy,  w  którym  zabezpieczyła  różne  prawa 
narodowe  i  wyznaniowe  Niemcom  i  żydom  na  obszarze 
Polski,  t.  zw.  prawa  mniejszości  narodowych.  Narzuce- 
niem tego  traktatu  wpływy  wszechświatowe  żydowskie 
zemściły  się  na  Polsce  za  kampanję,  którą  Dmowski 
na  czele  narodowej  demokracji  przeciw  żydom  w  Polsce 
prowadził,  i  za  odtrącenie  porozumienia,  o  które  się 
do  niego  w  Ameryce  zwrócili.  Clemenceau  w  liście  do 
Paderewskiego  z  dnia  24  czerwca  usiłował  rzecz  zała- 


83 


godzić  i  wytłumaczyć,  pisząc:  „Punkta  10  i  12  (traktatu 
o  mniejszościach)  odnoszą  się  specjalnie  do  obywateli 
żydowskich  państwa  polskiego.  Informacje,  jakie  główne 
mocarstwa  sprzymierzone  i  stowarzyszone  posiadają 
o  stosunkach  istniejących  między  żydami  i  innymi  oby- 
watelami polskimi,  doprowadziły  je  do  wniosku,  że  ze 
względu  na  rozwój  historyczny  kwestji  żydowskiej  i  na 
wielkie  rozjątrzenie,  jakie  ona  wywołuje,  wskazane 
jest  zapewnić  żydom  w  Polsce  odpowiednią  specjalną 
opiekę".  Otrzymali  ją  nietylko  w  postanowieniach  trak- 
tatu, ale  i  w  tern,  że  postanowienia  te  otrzymały  zna- 
czenie międzynarodowych  i  poddane  zostały  pod  orze- 
czenia Ligi  narodów  i  Trybunału,  do  których  każdy 
członek  Ligi,  biorący  w  opiekę  mniejszość  w  Polsce, 
mógł  się  zwracać.  Polska  niepodległa  przestawała  nią 
być  naprawdę,  skoro  obce  rządy  pod  łatwym  pretekstem 
mogły  się  do  jej  spraw  wewnętrznych  mieszać,  skoro 
obywatele  państwa  polskiego  ze  skargami  swemi  prze- 
ciw rządowi  mogli  się  do  rządów  obcych  uciekać. 
Przypominał  się  wiek  XVIII  ze  sprawą  dyssydentów. 
Pozostaje  pytanie,  czy  Polska  przeciw  narzuceniu  tych 
postanowień  traktatem  międzynarodowym  nie  mogła 
się  bronić  uchwaleniem  poprzednio  ustawy  konstytu- 
cyjnej o  prawach  obywatelskich,  której  projekt  opra- 
cowany przez  ankietę  miała  gotowy  ?  Myśl  ta  narzucała 
się,  lecz  Rząd  się  na  nią  nie  zdobył. 

W  traktacie  dodatkowym  zobowiązano  także  Polskę 
do  udzielenia  państwom  koalicyjnym  wolnego  transytu 
przez  polskie  terytorjum  na  lat  pięć  oraz  umiędzyna- 
rodowiono Wisłę,  zabraniając  Polsce  zamknąć  ją  dla 
obcych  okrętów  lub  nakładać  na  nie  większe  niż  na 
polskie  okręty  opłaty.  Do  obu  tych  postanowień  przy- 


6* 


84 


czynili  się  Czesi,  bo  wychodziły  na  ich  przedewszyst- 
kiem  korzyść. 

Wynik  Konferencji  pokojowej,  Traktat  wersalski, 
wraz  ze  swoim  dodatkiem,  gdy  o  nim  wiadomość  do 
Polski  doszła,  wywołał  wrażenie  przygnębiające.  Ple- 
biscyt w  Prusach  przedstawiał  się  beznadziejnie,  na 
Śląsku  był  wątpliwy;  nie  Gdańsk  miał  należeć  do 
Polski,  lecz  odwrotnie.  Porównanie  z  Czechami  dopeł- 
niało goryczy.  Czesi  uzyskali  granice  sięgające  poza 
ich  granice  historyczne,  uzyskali  granice  stałe,  a  w  nich 
miljony  ludności  niemieckiej  i  krocie  ruskiej  bez  ple- 
biscytów.  Traktat  o  mniejszościach  odczuto  jako  u  po- 
korzenie.  Gdy  przyszło  do  ratyfikacji,  usposobienie 
Sejmu  i  narodu  polskiego  dalekie  było  od  entuzjazmu. 
Paderewski  napróżno  starał  się  go  obudzić,  mówiąc: 
„Gdy  w  Polsce  nastała  jasność  wielka  i  gdy  nawet 
wróg  odwieczny  uznał  naszą  niepodległość  i  zgodził 
się  na  oddanie  znacznej  części  łupu...  wtedy  ludzie 
zamiast  się  cieszyć,  zamiast  przyozdobić  swoje  domy 
w  dzień  wesela,  przystroić  chorągwie  zwycięstwa,  od- 
prawiać modły  dziękczynne  i  śpiewać  Hosanna  radosne, 
chodzą  ponurzy  jakby  za  pogrzebem,  zwieszają  posępni 
swą  stroskaną  głowę...  Do  tych  ludzi  powinniśmy  za- 
wołać: Ocknijcie  się  ze  snów  schorzałych  1" 

Miał  w  tern  zapewne  słuszność,  ale  zapominał,  że 
naród  z  hasłem  niepodległości  oswoił  się  już  od  roku 
1916,  że  następnie  hasło  Polski  zjednoczonej  i  niepod- 
ległej dochodziło  go  z  uroczystych  oświadczeń  Koalicji^ 
a  z  chwilą  pogromu  mocarstw  rozbiorowych  urzeczy- 
wistniło się  w  wielkiej  mierze.  Brakło  temu  państwu 
potrzebnych  i  uznanych  granic.  Tego  uznania  i  okre- 
ślenia oczekiwał  naród  właśnie  od  Konferencji  poko- 
jowej i  w  tern  doznał  zupełnego  zawodu.  Na  zachodzie 


85 


granica  jego  była  wątpliwa,  na  wschodzie  zupełnie 
otwarta.  Odwołując  się  we  wstępie  traktatu  do  oświad- 
czenia niepodległości  Polski  przez  Rosję,  Koalicja  zda- 
wała się  nawet  przemawiać  za  granicą  etnograficzną 
w  oświadczeniu  tern  zawartą.  Naród  czuł,  źe  o  granice 
swoje  będzie  musiał  stoczyć  ciężką  walkę,  a  nie  był 
wcale  pewien  jej  wyniku.  Od  tego  wyniku  zależało 
zaś,  czy  Polska  będzie  małem  państewkiem,  żyjącem 
z  łaski  dwóch  potężnych  sąsiadów,  czy  też  będzie  wiel- 
kim czynnikiem  równowagi  europejskiej.  Czytając  zaś 
postanowienia  traktatu  o  mniejszościach,  zadawali  so- 
bie Polacy  pytanie:  czy  to  jest  niepodległość? 

Z  żalem  do  Konferencji  łączyło  się  nadto  pytanie, 
czy  i  o  ile  w  tych  postanowieniach  traktatu  zawinili 
nasi  delegaci  w  Paryżu,  którzy  pod  przewodem  Dmow- 
skiego wykluczyli  od  udziału  w  Konferencji  i  jej  ukła- 
dach i  pracach  wszystkich,  którzy  nie  hołdowali  naro- 
dowej demokracji,  obiecując  uzyskać  na  Konferencji 
Polskę  w  granicach,  które  Dmowski  nakreślił  a  Stani- 
sław Grabski  nakreślone  na  mapie  po  kraju  rozwo- 
ził. Na  nich  spadła  tern  samem  odpowiedzialność  za 
wszystko,  czego  w  traktacie  brakło,  i  za  to,  co  intere- 
som i  aspiracjom  Polski  się  sprzeciwiało.  Przypisując 
sobie  wyłącznie  całą  zasługę  wskrzeszenia  Polski  przez 
traktat,  prowokowali  swoją  odpowiedzialność  za  jego 
braki.  Gdy  przyszło  do  głosowania  w  Sejmie,  czter- 
dziestu jeden  posłów  oświadczyło  się  za  wnioskiem  posła 
ludowców  Rataja,  że  „ratyfikację  traktatu  odracza  się 
aż  do  uzgodnienia  jego  postanowień  ze  zasadą  suwe- 
renności państwa  polskiego  i  ze  zobowiązaniami,  które 
państwo  polskie  przyjęło  w  art.  97  traktatu  z  Niemcami". 
Ale  i  referent  większości,  narodowy  demokrata  Głąbiń- 
ski,  oświadczając  się  za  ratyfikacją  traktatu,  proponował 


86 


dodatkowe  wezwanie  do  Rządu,  ażeby  się  starał  traktat 
poprawić,  w  szczególności  co  do  umiędzynarodowienia 
Wisły  i  postanowień  o  mniejszościach  narodowych. 
Ratyfikację  uchwalił  Sejm  265  głosami. 


Zajmując  się  układem  z  Rzeszą  niemiecką,  a  tem 
samem  granicą  jej  z  Polską,  Konferencja  zajmowała  się 
jednocześnie  podziałem  połączonych  Austro  Węgier  mię- 
dzy państwa  ościenne,  Włochy,  Serbię,  Rumunię  i  Polskę, 
i  wykrojeniem  państwa  czesko-słowackiego.  Uchwały 
swoje  ubrała  we  formę  traktatu  zawartego  w  Saint 
Germain  en  Laye  dnia  10  września  1919  z  obciętem 
państewkiem  niemiecko- austrjackiem,  oraz  traktatu  za- 
wartego w  Trianon  d.  4  czerwca  1920  r.  z  obciętemi 
również  Węgrami.  Oba  traktaty  dotykały  Polski  bez- 
pośrednio, bo  Konferencja  pokojowa  miała  w  nich  zde- 
cydować o  przyznaniu  Polsce  Galicji  oraz  rozstrzygnąć 
spór  między  Polską  a  Czecho-Słowacją  o  Śląsk  cie- 
szyński, Orawę  i  Spisz. 

Sprawa  Śląska  cieszyńskiego  nie  groziła  z  początku 
zatargiem.  Z  chwilą  rozkładu  Austrji  już  d.  30  paź- 
dziernika 1918  r.  ludność  polska  utworzyła  tu  Radę 
narodową,  która  ogłosiła  przystąpienie  do  państwa  pol- 
skiego. Tak  samo  ludność  czeska  utworzyła  swój  Na- 
rodny  Vybor  i  ogłosiła  swą  przynależność  do  państwa 
czeskiego.  Pomiędzy  temi  dwoma  organizacjami  przy- 
szedł jednak  d.  5  listopada  do  skutku  układ,  mocą 
którego  powiaty  bialski  i  cieszyński  podlegać  miały 
Radzie  polskiej,  powiat  frydecki  Vyborowi  czeskiemu, 
a  w  powiecie  frysztackim  gminy  z  zarządem  polskim 
Radzie,  a  z  zarządem  czeskim  Vyborowi.  Układ  ten 
normujący  nadto  zgodnie  sprawę  kopalni  i  kolei  że- 


87 


laznych,  pozostał  jako  tymczasowy  w  mocy  i  zapew- 
niał krajowi  spokój. 

Kiedy  Konferencja  pokojowa  się  zebrała,  zarówno 
Polacy  jako  też  Czesi  przedkładali  jej  memorjały,  uza- 
sadniając swoje  żądania.  Czesi  jednak  nie  mając  wi- 
docznie zaufania  w  wygraną,  a  widząc,  że  wojsko  pol- 
skie zajęte  było  odpieraniem  ataków  ukraińskich  na 
Lwów  i  utarczkami  na  granicy  Poznańskiego,  a  goto- 
wało się  do  pochodu  na  Litwę,  postanowili  z  tego 
skorzystać  i  zająć  Cieszyn.  Armja  ich,  zorganizowana 
we  Francji,  tak  samo  jak  polska,  powróciła  spiesznie 
do  kraju,  dowodzona  w  części  przez  oficerów  Francu- 
zów. Uzyskawszy  ich  poparcie,  d.  23  stycznia  1919  r. 

0  godzinie  jedenastej  rano  Czesi  zażądali  od  dowódcy 
okręgu  wojskowego  polskiego,  pułkownika  Latinika, 
opróżnienia  Śląska  cieszyńskiego  aż  po  rzekę  Białą. 
Gdy  Latinik  zażądał  zwłoki  dla  porozumienia  się  z  Na- 
czelnem  dowództwem,  zostawiono  mu  czas  do  godziny 
pierwszej  po  południu,  ale  łamiąc  to  nieporozumienie, 
już  przed  godziną  dwunastą  oddziały  czeskie  zaatako- 
wały dworzec  w  Boguminie.  Oddziały  polskie  cofały 
się  walcząc,  ustąpiły  z  Cieszyna,  ale  d.  30  stycznia 
potyczka  pod  Skoczowem  wypadła  na  ich  korzyść. 
Rząd  polski  protestował  przeciw  napadowi  czeskiemu 

1  zwrócił  się  do  Koalicji  o  interwencję. 

Walka  ta  była  nie  na  rękę  Koalicji,  a  zwłaszcza 
Francji,  która  chciała  mieć  za  sobą  i  Polskę  i  Czechy. 
Dlatego  Konferencja,  obradująca  już  w  Paryżu,  zapo- 
średniczyła  d.  1  lutego  ugodę,  mocą  której  aż  do  po- 
wzięcia ostatecznej  decyzji  część  linji  kolejowej  między 
północną  częścią  Cieszyna  a  okręgiem  górniczym  po- 
zostawiono okupacji  czeskiej,  a  część  linji  południowej, 
poczynając  od  Cieszyna,  włącznie  z  miastem  Cieszy- 


88 


nem  aż  do  Jabłonkowa  włącznie,  okupacji  polskiej. 
W  Cieszynie  ustanowiono  Komisję  międzyaljancką,  która 
miała  pilnować  ugody  i  zebrać  materjały  dla  Rady 
najwyższej  do  ostatecznej  decyzji.  Ugoda  ta  była  dla 
nas  niekorzystna,  bo  okręg  polski  i  kopalnie  węgla 
w  Karwinie  oddawała  Czechom  i  tworzyła  niebezpieczny 
precedens.  Podpisał  ją  jednakże,  nie  orjentując  się, 
Dmowski,  a  Stanisław  Grabski  tłumaczył  go,  że  tele- 
gramów jego  z  Polski  do  Dmowskiego  z  informacjami 
od  18  grudnia  nie  wysyłano. 

I  tej  jednak  ugody  Czesi  nie  dotrzymali,  lecz  d.  23 
lutego  uderzyli  na  cały  front  polski.  Brygadjer  Latinik 
odparł  ten  atak,  i  w  ugodzie  z  d.  25  lutego  uzyskał 
utrzymanie  zarządu  cywilnego  na  wszystkie  gminy 
objęte  umową  z  dnia  5  listopada  1918  r.  oraz  cofnię- 
cie się  wojsk  czeskich  na  linję  demarkacyjną  oznaczoną 
ugodą  z  dnia  1  lutego  i  zaprzestanie  walki,  poczem 
wkroczył  do  Cieszyna. 

Koalicja  dokładała  wszelkich  usiłowań,  ażeby  sprawę 
załagodzić  i  przynagliła  obie  strony,  aby  ją  załatwiły 
we  wzajemnem  porozumieniu.  W  lipcu  1919  r.  zebrała 
się  istotnie  w  Krakowie  osobna  konferencja  pokojowa 
polsko-czeska,  która  jednak  do  porozumienia  nie  dopro- 
wadziła. Rada  najwyższa  musiała  rozstrzygać  i  po  wysłu- 
chaniu delegatów  polskich  i  czeskich  d.  11  września 
po  podpisaniu  traktatu  z  Austrją  postanowiła  los  Śląska, 
Spiszą  i  Orawy  poruczyć  plebiscytowi,  i  postanowienie 
to  ogłosiła  d.  27  września  1919  roku.  Sprawa  została 
odroczona. 

Wrogie  wobec  nas  stanowisko  Czech  nie  ograni- 
czyło się  jednak  do  Śląska  cieszyńskiego.  Czesi  w  cza- 
sie wojny  proklamowali  związek  swój  ze  Słowacją  wę- 
gierską i  występując  jako  Czecho-Słowacy,  uzyskali 


89 


przyznanie  im  całego  kraju  zamieszkałego  przez  Sło- 
waków na  północnych  Węgrzech.  Stali  się  przeto  na- 
szymi sąsiadami  na  naszej  południowej  granicy  karpac- 
kiej i  chcieli  posiąść  także  powiaty  Orawy  i  Spiszą, 
zamieszkałe  przez  ludność  polską  i  grawitujące  do  Pol- 
ski. Ponad  te  sprawy  lokalne  wybijała  się  jednak,  o  czem 
już  mówiliśmy  wyżej,  sprawa  korytarza  do  Rosji  przez 
Galicję  wschodnią.  Potrzebny  im  był  dla  ekspansji  eko- 
nomicznej, odpowiadał  ich  pragnieniu  związania  się 
i  oparcia  o  Rosję.  Dlatego  uzyskali  od  Koalicji  mandat 
do  administracji  Rusią  węgierską  zakarpacką,  a  wytę- 
żyli wszystkie  siły,  ażeby  granicząca  z  nią  Ruś  gali- 
cyjska odpadła  od  Polski. 

Nad  pozyskaniem  takiego  sąsiada  dla  Polski  pra- 
cował od  lat  najgorliwiej  Dmowski.  Dla  niego  monarchja 
austrjacko-węgierska  była  przedmiotem  osobliwszej  nie- 
nawiści. Wpływ  jej  na  dusze  Polaków  galicyjskich  na- 
pełniał go  wstrętem,  zapewne  nie  mniejszym  niż  ten, 
jakim  Polaków  wychowanych  na  wolności  i  kulturze 
Zachodu  napełniał  wpływ  rosyjski  na  duszę  niejednego 
z  Polaków  z  pod  rosyjskiego  zaboru.  Nie  można  się 
nikomu  dziwić,  że  wyzwolenie  ludów  znajdujących  się 
pod  panowaniem  Niemców  austrjackich  i  Węgrów  uwa- 
żał za  rzecz  słuszną  i  pożądaną.  Dmowski  szedł  jednak 
dalej.  Dawno  już  —  tak  twierdził  —  zrozumiałem,  że 
niepodległej  Polski  nie  będzie  bez  rozwalenia  przesta- 
rzałej budowy  państwa  austrjacko- węgierskiego  i  od- 
dawna  w  swem  działaniu  politycznem  tym  celem  się 
kierowałem.  Memorjały  jego  w  połowie  tylko  zajmo- 
wały się  sprawą  polską,  w  drugiej  zaś  połowie  ko- 
niecznością rozbicia  Austro  Węgier.  Koalicja  nie  odrazu 
na  to  się  zdecydowała.  Wielu  politykom  koalicyjnym 
zdawało  się,  że  Austro-Węgry,  sparzywszy  się  na  so- 


90 


juszu  z  Niemcami,  odgrodzone  przez  Polskę  od  Rosji, 
pójdą  razem  z  Polską  i  od  Niemiec  się  stanowczo  od- 
suną. W  Polsce  nie  brakło  też  polityków,  którzy  w  utrzy- 
maniu Austro- Węgier  widzieli  ochronę  przed  zgniece- 
niem nas  przez  Niemcy  i  Rosję.  Stało  się  inaczej.  Austrja 
została  rozbita,  Dmowski  tryumfował,  bo  praca  jego 
nad  utworzeniem  państwa  czesko-słowackiego  została 
uwieńczona  skutkiem.  Polska  na  swojej  południowej 
granicy  zyskała  państwo,  które  do  Rosji  wyciągało  ręce 
przez  naszą  Ruś  Czerwoną  i  oddanie  jej  Ukraińcom 
na  Konferencji  pokojowej  popierało  gorliwie. 

Na  obszarze  tego  nieszczęśliwego  kraju  w  działa- 
niach wojennych  nagle  odwróciła  się  karta.  Koalicja, 
odwołując  się  do  przyrzeczenia  danego  przez  Pade- 
rewskiego, zmusiła  Rząd  polski  do  odwołania  armji 
Hallera,  a  Ukraińcy  spostrzegłszy  to  i  skorzystawszy 
z  tego,  przeszli  do  ofensywy.  Siły  ich,  zwiększone 
licznemi  zastępami  Bolszewików,  uderzyły  w  połowie 
czerwca  na  Galicję,  zdobyły  Brody  i  Brzeżany  i  zagro- 
ziły Lwowowi,  szerząc  wszędzie  mord  i  grabież  lud- 
ności polskiej.  Wówczas  dopiero  Koalicja  zrozu- 
miała, że  cofając  od  walki  z  Ukraińcami  armję  Hallera, 
otwarła  drogę  najazdowi  Bolszewików.  Pod  tym  wpły- 
wem nareszcie  Rada  najwyższa  uchwałą  z  dnia  25 
czerwca  upoważniła  Rząd  polski  do  zajęcia  wojskiem 
Galicji  wschodniej  aż  do  rzeki  Zbrucza,  t.  j.  dawnej 
granicy  rosyjskiej,  i  do  użycia  w  tym  celu  armji  Hal- 
lera. Zarazem  upoważniła  go  do  zaprowadzenia  rządu 
cywilnego  w  Galicji  wschodniej  po  zawarciu  z  mocar- 
stwami Koalicji  umowy,  której  postanowienia  mają  za- 
bezpieczyć, o  ile  można,  autonomję  terytorjum  oraz 
wolności  polityczne,  religijne  i  osobiste  jego  mieszkań- 
ców. Układ  ten  będzie  się  opierał  na  prawie  wolnego 


91 


postanowienia,  które  wykonają  mieszkańcy  Galicji 
wschodniej  co  do  ich  przynależności  politycznej.  Czas, 
w  którym  to  prawo  będzie  wykonane,  zostanie  wyzna- 
czony przez  mocarstwa  Koalicji,  albo  przez  organ,  któ- 
remu mogą  delegować  to  prawo.  Redakcja  tej  umowy 
będzie  poruczona  Komisji  do  spraw  polskich  i  zrewi- 
dowana przez  Komitet  redakcyjny. 

Otrzymawszy  pozwolenie  użycia  armji  Hallera,  Po- 
lacy prędko  uporali  się  z  zadaniem.  Złamawszy  najazd 
bolszewicko-ukraiński,  już  d.  15  lipca  zajęli  Tarnopol, 
oswobodzili  resztę  Galicji  i  przywrócili  w  niej  dawną 
administrację. 

Trudniej  o  wiele  przyszło  Polsce  uporać  się  z  Koa- 
licją w  sprawie  autonomji  i  przynależności  wschodniej 
Galicji,  bo  wobec  wojny  domowej  toczącej  się  tak 
długo  nie  mogła  bronić  się  argumentem,  że  ludność 
tamtejsza  ruska  pragnie  do  Polski  należeć. 

Komisja  do  spraw  polskich  wezwała  delegatów 
polskich  na  swe  posiedzenie,  i  oznajmiwszy  im  posta- 
nowienia Rady  najwyższej,  zażądała,  aby  się  wypowie- 
dzieli w  sprawie  Statutu  dla  Galicji  wschodniej.  Dele- 
gaci zaprotestowali  przeciw  zasadzie  oddania  Galicji 
wschodniej  Polsce  tylko  we  władanie  czasowe  i  wyka- 
zywali wszystkie  złe  jego  strony  i  następstwa.  Usły- 
szeli, że  sprawa  już  jest  przesądzona  uchwałą  Rady 
najwyższej.  Wobec  tego  przystąpili  z  pomocą  eksper- 
tów do  opracowania  projektu  t.  zw.  Statutu  dla  Ga- 
licji wschodniej  i  wręczyli  go  d.  5  lipca  na  posiedze- 
niu Komisji,  dając  ustne  wyjaśnienia.  Projekt  nadawał 
Galicji  wschodniej  osobny  Sejm  z  szeroką  kompetencją 
ustawodawczą  i  osobny  zarząd  pod  Namiestnikiem 
mianowanym  przez  Naczelnika  państwa  polskiego, 
zastrzegał  równouprawnienie  języka  ruskiego  z  polskim, 


a  przyznawał  państwu  polskiemu  prawo  zaprowadzenia 
obowiązkowej  służby  wojskowej.  Znaczenie  tego  pro- 
jektu leżało  jednak  nie  w  zapewnieniu  Galicji  wschod- 
niej szerokiej  autonomji,  lecz  w  postanowieniu,  że  Sejm 
jej  wychodzić  będzie  z  wyborów  powszechnych  i  pro- 
porcjonalnych, co  wobec  wielkiej  przewagi  liczebnej 
ludności  ruskiej  ludność  polską  oddawało  pod  władzę 
Rusinów.  Narodowi  demokraci,  którzy  za  czasów 
austrjackich  ugodzie  Polaków  z  Rusinami,  nadającej 
Rusinom  szersze  prawa,  ale  zostawiającej  przy  Pola- 
kach większość  i  władzę,  stawiali  nieprzeparte  prze- 
szkody pod  hasłem  polonizacji,  teraz  decydowali  się 
przyłożyć  rękę  do  ugruntowania  przewagi  Rusinów. 

Gdy  wieść  o  takim  projekcie  doszła  do  Lwowa, 
wywołała  przerażenie.  Wysłano  osobną  delegację  do 
Paryża,  złożoną  z  narodowego  demokraty  Skarbka, 
z  socjalisty  Lowenherza  i  ludowca  Dąbskiego.  Delegaci 
przybywszy  do  Paryża,  nie  poprawili  projektu,  lecz  li- 
cząc się  z  jego  koniecznością,  starali  się  szkodliwość 
jego  terytorjalnie  ograniczyć.  Skarbek,  który  wszystkie 
sprawy  doprowadzał  zwykle  ad  absurdum,  żądał  po- 
sunięcia granicy  jak  najdalej  na  zachód,  tak  aby  w  tej 
autonomicznej  Galicji  było  conaj mniej  tyle  ludności 
polskiej,  co  ruskiej,  t.  j.  rozciągnięcia  Statutu  na  całą 
Galicję.  Dmowski  biorąc  rzecz  serjo,  żądał,  aby  gra- 
nica Galicji  wschodniej  była  posunięta  najdalej  na 
wschód,  a  przez  to  najmniej  ludności  polskiej  podle- 
gało rządom  ruskim.  Gdy  wysłańcy  lwowscy  wyjechali, 
Dmowski  na  naradzie  z  członkami  Komitetu  d.  5  sierp- 
nia przeprowadził  wniosek,  ażeby  granica  posunięta 
była  na  wschód  od  Przemyśla,  i  za  taką  granicą  na 
posiedzeniu  Komisji  do  spraw  polskich  się  oświadczył. 
Wysłańcy  lwowscy  powrócili  do  Paryża  i  w  drugiej 


93 


połowie  sierpnia  rozprawiali  znów  nad  całą  sprawą, 
a  głównie  nad  sprawą  granicy  Galicji  autonomicznej. 
Gdy  jednak  otrzymali  wiadomość,  że  wnioski  Komisji 
do  spraw  polskich  lada  dzień  mogą  wejść  na  porzą- 
dek dzienny  Rady  najwyższej  i  że  sprawa  granicy  jest 
przesądzona,  postanowili  skoncentrować  wszystkie  siły 
do  obalenia  zasady  tymczasowości  rządów  polskich 
w  Galicji  wschodniej.  Dmowski  w  piśmie  do  przewod- 
niczącego konferencji  w  d.  25  sierpnia  wykazywał 
wszystkie  złe  następstwa  takiego  postanowienia,  a  wy- 
słańcy ze  Lwowa  uczynili  to  samo  w  piśmie  do  sekre- 
tarjatu  Konferencji. 

Niespodzianie  na  posiedzeniu  Rady  najwyższej  przed 
samą  decyzją  objawiła  się  różnica  zdań.  Odłożono 
sprawę  i  dopiero  w  listopadzie  Komisja  do  spraw  pol- 
skich ponownie  zajęła  się  Statutem  i  nowy  projekt 
jego  opracowała.  Wezwano  delegatów  polskich  do  wy- 
powiedzenia się,  a  ponieważ  Dmowski  zachorował, 
a  Paderewski  nie  mógł  opuszczać  Warszawy,  zastępo- 
wali Polskę  jako  delegaci  Władysław  Grabski  i  Patek. 
Dnia  20  listopada  na  posiedzeniu  Rady  najwyższej  za- 
atakowali tymczasowość,  ale  bez  skutku,  a  decyzja 
Rady  zapadła  d.  21  listopada. 

Mocarstwa  dają  Polsce,  a  Polska  przyjmuje  mandat 
zorganizowania  i  rządzenia  w  okresie  dwudziestu  pięciu 
lat  obszarem  autonomicznym  Galicji  wschodniej,  któ- 
iego  granica  zachodnia  pozostawiać  miała  przy  Polsce 
powiaty  Cieszanów,  Jarosław,  Przemyśl,  Dobromil  i  Li- 
sko.  Mandat  ten  wykonywać  będzie  Polska  pod  kontrolą 
Ligi  narodów,  która  po  upływie  dwudziestu  pięciu  lat 
będzie  miała  pełne  prawo  utrzymać  go  nadal,  poddać 
rewizji  lub  zmienić.  W  dalszych  postanowieniach  traktat 
określał  dość  szczegółowo  zasady  autonomji,  pomy- 


94 


sianej  bardzo  szeroko,  tak  źe  niewiele  spraw  pozo- 
stawało dla  państwa  polskiego.  Ustawodawstwo  w  spra- 
wach oddanych  autonomji  służyć  miało  Sejmowi  ga- 
licyjskiemu z  ograniczonem  prawem  veta  Namiestnika 
galicyjskiego.  Namiestnikowi  temu,  którego  Naczelnik 
państwa  miał  prawo  mianować  i  odwołać,  traktat  od- 
dawał całą  władzę  wykonawczą  w  sprawach  autono- 
micznych, a  sprawować  ją  miał  przez  ministrów,  któ- 
rych mianował,  a  którzy  przed  Sejmem  mieli  odpowiadać, 
W  sprawach  niezastrzeżonych  autonomji  podlegać  miała 
Galicja  wschodnia  Sejmowi  i  władzom  naczelnym 
państwa  polskiego,  a  przez  posłów  swoich  brać  udział 
w  Sejmie,  mieć  osobnego  ministra  w  rządzie  polskim 
i  osobnych  urzędników  w  ministerstwach.  Najwyższym 
trybunałem  dla  Galicji  miał  być  trybunał  lwowski. 
Sprawy  wojskowe  i  reprezentację  zewnętrzną  zostawiał 
traktat  Polsce,  ale  i  w  tern  ograniczał  ją,  zastrzegając, 
że  z  kontyngentu  wojskowego  w  Galicji  będą  utwo- 
rzone specjalne  formacje,  które  w  czasie  pokoju  będą 
stały  w  Galicji,  a  w  czasie  wojny  będą  mogły  być 
użyte  przez  Rząd  polski  do  obrony  granic  terytorjum 
narodowego. 

Po  latach  dwudziestu  pięciu  mandatu  polskiego, 
wykonywanego  pod  koTitrolą  Ligi  narodów,  a  rządów 
większości  ruskiej,  los  tego  kraju  zgóry  był  przesą- 
dzony. Rządowi  warszawskiemu  nie  pozostało  nic  in- 
nego, jak  starać  się  o  odroczenie  sprawy,  i  rzecz  niespo- 
dziewanie się  udała.  Delegat  Patek  udał  się  dnia  9 
grudnia  do  przewodniczącego  Konferencji  Clemenceau 
i  przedłożył  mu  prośbę  osobiście,  zaś  Dmowski  następ- 
nego dnia  wysłał  do  Konferencji  pismo,  w  którem 
przedstawił,  źe  proponowane  urządzenie  stanie  się 
źródłem  zamętu  w  Galicji  wschodniej  a  zagrozi  pokojowi 


95 


na  Wschodzie.  Clemenceau  dał  się  przekonać,  a  przy 
sposobności  wyjazdu  do  Londynu  uzyskał  zgodę  Lloyd 
Oeorgea,  tak  że  d.  22  grudnia  Delegacja  polska  otrzy- 
mała zawiadomienie,  że  wykonanie  postanowienia,  da- 
jącego Polsce  mandat  dwudziestopięcioletni  na  Galicję 
wschodnią,  zostało  zawieszone  i  że  sprawa  będzie 
w  przyszłości  ponownie  rozważona. 

Nie  dalej  doprowadziła  delegacja  polska  w  sprawie 
określenia  granicy  mającej  dzielić  Polskę  od  Rosji. 
Konferencja  nie  śmiała  wyjść  poza  granicę  etnogra- 
ficzną, ale  nie  śpieszyła  się  też  z  jej  ustanowieniem, 
bo  położenie  na  obszarze  wojennym  na  wschodzie 
w  ciągu  roku  się  nie  wyjaśniło.  Kontrrewolucja  nie 
osiągała  zwycięstwa,  które  zapowiadała,  a  rządy  bol- 
szewickie, z  któremi  Koalicja  zerwała  stosunki,  utrwa- 
lały się.  Wojsko  polskie,  zająwszy  w  kwietniu  Wilno, 
Baranowicze  i  Orany,  w  maju  posunęło  się  do  Bere- 
zyny i  zajęło  Święciany,  na  południu  zaś  Łuck,  docie- 
rając do  Styru,  na  Polesiu  w  lipcu  dotarło  do  Łunińca. 
W  grudniu  1919  zajęło  całą  granicę  wytkniętą  przez 
Dmowskiego  i  organizując  się,  umacniało  się  na  niej. 

Dalsze  zwlekanie  z  oznaczeniem  granicy,  które  Kon- 
ferencja zapowiedziała  w  traktacie  wersalskim,  stało  się 
kompromitującem  dla  Konferencji  i  dlatego  Rada  naj- 
wyższa wzięła  nareszcie  pod  obrady  projekt  uchwalony 
przez  Komisję  dla  spraw  polskich  jeszcze  w  kwietniu, 
i  dnia  8  grudnia  1919  roku  wydała  decyzję  następu- 
jącą: „Uznając,  że  należy  przerwać  jak  najprędzej  stan 
obecny  niepewności  politycznej,  w  którym' się  znajduje 
naród  polski,  i  nie  przesądzając  postanowień  później- 
szych, które  ustalą  ostateczne  granice  wschodnie  Polski, 
główne  mocarstwa  sprzymierzone  i  stowarzyszone 
oświadczają,  iż  przyznają  od  tej  chwili  Rządowi  pol- 


96 


skiemu  prawo...  do  organizacji  prawidłowej  administracji 
terytorjów  dawnego  cesarstwa  rosyjskiego,  położonych 
na  zachód  od  linji  poniżej  opisanej".  Linja  ta  obejmo- 
wała Królestwo  polskie  kongresowe  z  wyjątkiem  pół- 
nocnej części  gubernji  suwalskiej,  zaludnionej  przez 
Litwinów,  a  natomiast  trzy  powiaty  polskie  gubernji 
grodzieńskiej:  białostocki,  bielski  i  sokolski.  Była  to 
więc  granica  ściśle  etnograficzna,  zwana  od  jego  autora 
linją  Courzona. 

Dla  Polski  decyzja  ta  miała  o  tyle  mniejsze  zna- 
czenie, że  wojsko  polskie  stało  nad  Berezyną  i  Dźwiną 
i  stamtąd  nie  myślało  się  cofać  wskutek  nakazu  Koalicji. 
Czytając  w  tej  decyzji,  że  Koalicja  nie  przesądza  posta- 
nowień późniejszych,  któremi  określi  ostateczne  granice 
wschodnie  Polski,  Polacy  wiedzieli,  że  ta  decyzja  zależeć 
będzie  od  wyniku  ich  walki  z  Rosją. 


III 


ROZSTRÓJ 

Wszechwładny  Sejm. 

Rząd  wobec  Konstytucji, 

wobec  Reformy  rolnej, 
wobec  aprowizacji, 
wobec  administracji. 

Ordynacja  wyborcza,  którą  dekretem  z  dnia  28  listo- 
pada 191&  wydał  Piłsudski,  ustanawiając  okręgi  wy- 
borcze, objęła  niemi  przyszłe  granice  państwa  polskiego, 
jakich  spodziewano  się  po  Konferencji  pokojowej,  nie 
sięgnęła  jednak  na  Litwę  historyczną  i  na  Ruś  połud- 
niową. Na  ziemiach  dawnego  zaboru  rosyjskiego  usta- 
nowiła 34  okręgi,  położone  w  granicach  Królestwa 
kongresowego,  z  wyjątkiem  północnych  powiatów  gu- 
bernji  augustowskiej,  zamieszkałej  przez  Litwinów, 
a  natomiast  z  dodatkiem  okręgów  Białystok  i  Bielsk 
na  Podlasiu,  zamieszkałych  przez  ludność  polską.  Zie- 
mię dawnego  zaboru  austrjackiego,  t.  j.  Galicję,  a  nadto 
Śląsk  cieszyński  ordynacja  dzieliła  na  okręgi  35—59; 
licząc  się  jednak  z  tern,  że  w  okręgach  wschodnich 
47—59,  zajętych  wojną  z  Ukraińcami,  wybory  odbyć 
się  nie  mogą,  powołała  do  Sejmu  posłów  polskich  do 
byłej  austrjackiej  Izby  posłów,  nie  przyznając  tern  sa- 
mem tego  prawa  licznym  posłom  ruskim.  W  mieście 
Lwowie,  gdzie  dwa  mandaty  były  opróżnione,  zarzą- 
dziła wybory  uzupełniające.  Ziemie  zaboru  pruskiego 
dzieliła  na  okręgi  60—70,  obejmując  niemi  oprócz  pro- 
wincji poznańskiej  i  zachodnio-pruskiej,  także  powiaty : 
lemborski,  słupski  i  bytomski  na  Pomorzu  pruskiem, 


Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego 


7 


98 


tworzyła  dalej  okręg  olsztyński  z  jedenastu  powiatów 
Prus  wschodnich,  a  wreszcie  Śląsk  Górny  z  okręgami : 
Opole,  Bytom  i  Katowice.  Dysponując  tak  okręgami 
in  partibus  infidelium  w  zaborze  pruskim,  ordynacja 
nie  sięgała  w  podobny  sposób  w  głąb  Litwy,  Wołynia 
i  Ukrainy,  bynajmniej  jednak  nie  dlatego,  żeby  się  ich 
zrzec  miała.  Nikt  goręcej  od  Piłsudskiego,  urodzonego 
na  Litwie,  nie  pożądał  jej  przyłączenia  do  państwa  pol- 
skiego; sądził  jednak,  jak  to  wyżej  już  przedstawiliśmy, 
że  cel  ten  można  osiągnąć  tylko  na  zasadzie  histo- 
rycznej unji  państwa  polskiego  z  państwem  litewskiem 
czy  ukraińskiem,  i  dlatego  ich  mieszkańców  do  wyboru 
posłów  na  Sejm  polski  nie  powoływał.  Ziemie  pod- 
laskie, Białystok  i  Bielsk,  oraz  ziemie  czerwono- ruskie 
wchodziły  niegdyś  w  skład  Korony,  nie  miał  więc  skru- 
pułu do  państwa  polskiego  i  do  Sejmu  je  wciągnąć. 

Łatwiej  jednak  było  granice  państwa  polskiego 
w  ten  sposób  zakreślić,  niż,  nie  mając  armji,  zaraz  je 
zająć  i  wybory  na  nich  przeprowadzić.  Wybory  wyzna- 
czone na  dzień  26  stycznia  1919  r.  nie  mogły  odbyć 
się  na  całym  tym  obszarze.  Ze  zaboru  pruskiego  tylko 
powiaty  poznańskie,  i  to  nie  wszystkie,  znajdowały  się 
w  rękach  polskich,  bo  na  granicy  ich  Niemcy,  opierając 
się,  toczyli  jeszcze  potyczki.  Dlatego  dekret  z  7  lutego 
przyznał  Polakom  mającym  mandat  poselski  do  parla- 
mentu Rzeszy  niemieckiej  prawo  do  udziału  w  Sejmie, 
zaś  ustawą  z  dnia  5  kwietnia  Sejm,  zmieniając  nieco 
ordynację  wyborczą,  ustanowił  w  Poznańskiem  cztery 
okręgi,  w  których  zaraz  zarządzono  wybory.  Na  Śląsku 
cieszyńskim  najazd  czeski  przeszkodził  dokonaniu  wy- 
borów, a  Sejm,  zaradzając  temu,  uznał  4  marca  za 
posłów  tych,  którzy  postawieni  byli  jako  kandydaci 
na  pierwszej  polskiej  liście  w  okręgu  cieszyńskim.  Do 


99 


wyborów  w  Prusach  zachodnich  i  na  Śląsku  Górnym 
przyszło  dopiero  po  przyznaniu  ich  Polsce  i  po  objęciu 
ich  przez  władzę  polską.  Natomiast  po  zajęciu  Podlasia 
zarządzono  wybory  w  Białymstoku  i  Bielsku  na  dzień 
15  czerwca  1919  r. 

Pierwszy  Sejm  polski  pod  względem  narodowym 
przedstawiał  się  bardzo  jednolicie,  bo  nie  weszli  do 
niego  Rusini,  mało  Niemców,  a  żydzi,  rozbici  na  różne 
stronnictwa,  wybrali  tylko  kilku  posłów. 

Prawo  wyborcze,  przyznane  wszystkim  obywatelom 
państwa,  liczącym  21  lat,  mężczyznom  i  kobietom, 
równe,  bezpośrednie  i  tajne,  oddawało  wszystkie  man- 
daty w  ręce  najszerszych  warstw  ludowych  na  wsi  czy 
w  mieście,  a  utworzenie  wielkich  okręgów  wyborczych 
i  utopienie  w  nich  miast,  z  wyjątkiem  Warszawy,  od- 
dawało trzy  czwarte  mandatów  w  ręce  ludności  wło- 
ściańskiej. W  społeczeństwach  zachodnich,  w  których 
szerokie  masy  ludności  stoją  na  wyższym  poziomie 
kultury  i  przeszły  długą  i  wspólną  szkołę  życia  poli- 
tycznego, przy  podobnej  ordynacji  wyborczej  wychodzi 
z  wyborów  kilka  stronnictw  demokratycznych,  oddzie- 
lających się  od  siebie  wyraźnym  programem  politycznym 
i  socjalnym.  W  Polsce  ordynacja  wyborcza,  przyznająca 
prawo  wyborcze  ogromnej  liczbie  analfabetów  i  war- 
stwom stojącym  wogóle  nisko  pod  względem  kultury 
i  wykształcenia  politycznego,  wydała  posłów,  którzy 
w  większości  swojej  nie  dorośli  do  swojego  zadania 
i  nie  mieli  o  państwie,  o  jego  celach  i  o  jego  budowie 
żadnego  pojęcia.  Dostępni  byli  natomiast  najbliższym 
sobie  i  swojej  warstwie  społecznej  interesom  i  pożą- 
daniom. Do  urny  wyborczej  przystąpiły  nadto  warstwy 
te  rozdzielone  od  siebie  odmiennością  swoich  losów, 
stosunków  i  urządzeń  w  każdym  z  trzech  zaborów. 

7*. 


100 


Żadne  ze  stronnictw  klasowych  nie  było  w  stanie  sku- 
pić do  wspólnego  programu  i  do  wspólnej  akcji  swoich 
zwolenników  ze  wszystkich  trzech  dzielnic.  Dodatkowe 
wybory  z  ziem  łączących  się  z  państwem  przynosiły 
przyrost  istniejącym  w  Sejmie  stronnictwom  w  nie- 
równym stopniu,  tak  że  liczba  posłów  w  różnych  stron- 
nictwach zmieniała  się  i  trudno  ją  ściśle  obliczyć.2 

Największą  liczbę  posłów,  bó  większość  Sejmu  mogli 
wybrać  włościanie,  gdyby  szli  razem,  ale  tak  nie  było. 
Pod  hasłem  klasowem  włościanie  wybrali  tylko  nieco 
więcej  niż  czwartą  część  Sejmu,  bo  liczne  głosy  wło- 
ściańskie, mianowicie  robotników  rolnych,  padły  na 
inne  stronnictwa.  Ludowcy  wybrani  do  Sejmu  rozbili 
się  nadto  na  kilka  stronnictw.  Z  tych  przeszło  80  gło- 
sów liczyło  stronnictwo  ludowe  umiarkowane,  oparte 
na  włościanach  posiadających  większe  gospodarstwa, 
zwane  Piastowcami,  rekrutujące  się  głównie  z  Galicji 
zachodniej,  najwięcej  politycznie  w  Sejmie  galicyjskim 
i  w  austrjackiej  Radzie  państwa  wyrobione,  pod  wodzą 
Witosa.  Obok  niego  a  często  przeciw  niemu  stało 
stronnictwo  ludowców  radykalne,  zowiące  się  Wyzwo- 
leniem, liczące  dwadzieścia  kilka  głosów,  rekrutujące 
się  z  Królestwa,  popierane  przez  małą  frakcję  Stapiń- 
skiego  z  Galicji.  Pod  hasłem  klasowem  robotniczem 
występowała  Polska  partja  socjalistyczna  z  35  głosami, 
i  Narodowa  partja  robotnicza  z  29  głosami,  pierwsza 
głównie  z  Galicji,  druga  z  zaboru  pruskiego.  Istniało 
też  małe  stronnictwo  mieszczańskie,  umiarkowane,  pod 
wodzą  Rosseta. 

Naprzeciw  tych  stronnictw  klasowych  stanęła  naro- 
dowa demokracja,  która  interes  państwa  i  narodu  wy- 
sunęła na  czoło  swego  programu,  oparta  głównie  na 
inteligencji,  która  jednak  dla  konkurencji  z  tamtemi, 


101 


szczerze  czy  nieszczerze,  przyjmowała  wiele  z  ich  po- 
stulatów, a  wyzyskując  poczucie  narodowe,  o  ile  istniało 
w  masach,  potęgowała  je  do  walki  z  socjalistami  i  ra- 
dykałami ludowymi,  których  odsądzała  od  narodowości 
polskiej,  a  przedewszystkiem  do  walki  z  Żydami,  Niem- 
cami i  Rusinami.  Z  programem  tym  demagogicznym 
powiodło  się  jej  uzyskać  znaczną  liczbę  mandatów. 
Nie  występowała  jednak  jednolicie,  lecz  podzielona  na 
trzy  stronnictwa:  właściwą  narodową  demokrację,  zo- 
wiącą  się  Związkiem  ludowo-narodowym,  liczącą  około 
70  głosów,  słuchającą  Dmowskiego,  dalej  Narodowe 
Zjednoczenie  ludowe,  liczące  również  około  70  głosów 
pod  wodzą  Skulskiego  i  Chrześcijańską  demokrację, 
liczącą  około  30  głosów  pod  wodzą  ks.  Adamskiego. 
Rozdzielały  je  nietyle  różnice  programu,  ile  ambicje 
przywódców.  Odbijała  się  od  nich  wstrętem  dó  dema- 
gogji  mała,  bo  tylko  15  głosów  licząca,  grupa  posłów 
polskich  ze  wschodniej  Galicji,  złożona  z  konserwaty- 
stów i  demokratów,  posłujących  przedtem  do  wiedeń- 
skiej Rady  państwa,  zowiąca  się  Klubem  pracy  konstytu- 
cyjnej pod  wodzą  Federowicza,  potem  Baworowskiego, 
a  odgrywająca  w  Sejmie  nieraz  rolę  języczka  u  wagi. 

Niemców  liczył  Sejm  8,  Żydów  rozbitych  na  różne 
frakcje  10.  Rusinów  jeszcze  nie  miał.  Żadne  stron- 
nictwo nie  miało  większości.  Stronnictwa  zbliżone  do 
siebie  programowo,  a  mianowicie  socjalistów  i  radykal- 
nych ludowców,  nie  miały  razem  większości,  grupy 
narodowo- demokratyczne  nie  miały  jej  także,  ludowcy 
nawet  razem  wzięci  tern  mniej.  O  większości  związanej 
ze  sobą  wspólnym  programem  politycznym  i  socjalnym, 
któraby  w  uchwałach  Sejmu  mogła  go  przeprowadzać 
i  wydać  ze  siebie  Rząd  jednolity,  nie  było  mowy.  Zja- 
wiła się  pokusa  tworzenia  Rządu  parlamentarnego  na 


102 


podstawie  związku  kilku  stronnictw  tworzących  w  Sej- 
mie razem  większość  i  delegujących  do  Rządu  swoich 
członków  według  liczby  posłów  należących  do  stron- 
nictwa. Szukano  dla  niego  chwilowych  kompromisów. 
Rząd  taki,  niezłączony  ze  sobą  naprawdę  programem 
wspólnym,  nie  miał  warunków  trwałości,  bo  każda 
ważniejsza  sprawa,  wywołując  sprzeczne  żądania  stron- 
nictw  wchodzących  w  skład  koalicji,  osłabiała  i  rozbi- 
jała Rząd.  Pokusa  dostania  się  do  władzy  i  uzyskania 
choćby  na  krótki  czas  wpływu  na  administrację  i  róż- 
nych korzyści  dla  stronnictwa  i  dla  jego  wyborców  była 
jednak  tak  silna,  że  próby  tworzenia  takiego  Rządu 
i  kompromisów  programowych  pojawiały  się  nieustan- 
nie. Najwięcej  około  tego  zabiegali  Piastowcy,  ofiarując 
się  innym  stronnictwom,  byle  tylko  osiągnąć  udział 
w  Rządzie  i  z  niego  korzystać  a  ambicję  przywódcy 
swego  Witosa  zaspokoić.  Przesileniom  gabinetowym 
całkowitym  lub  częściowym  nie  było  końca.  Stronni- 
ctwa rozdzielały  się  ciągle  i  łączyły.  Wielu  posłów 
przechodziło  z  jednego  do  drugiego. 

Był  jeden  sposób  zaradzenia  złemu :  utworzenie 
Rządu  nieparlamentarnego,  złożonego  z  dzielnych  lu- 
dzi, któryby  postawił  sobie  za  zadanie  przeprowadzać 
rzeczy  najniezbędniejśze,  a  w  szczególności  budowę 
państwa,  a  odłożyć  na  później  wszystko  to,  co  stronni- 
ctwa mogło  dzielić  i  walkę  wewnętrzną  zaostrzać.  Rząd 
taki  musiałby  jednak  mieć  pewne  oparcie  o  najwyższy 
czynnik  w  państwie,  a  więc  w  Polsce  o  Naczelnika 
państwa,  a  Naczelnik  państwa  musiałby  mieć  prawo 
veta  i  prawo  rozwiązania  Sejmu  i  jednem  i  drugiern 
móc  grozić.  Im  niższy  jednak  był  poziom  ogółu  po- 
słów pierwszego  Sejmu,  tern  większy  był  ich  wstręt 
przed  takim  Rządem,  któryby  postulaty  klasowe  odłożył 


103 


na  rzecz  postulatów  państwa.  Dlatego  w  tak  zwanej 
„Malej  konstytucji"  Naczelnikowi  państwa  odebrano 
wszelką  samodzielność  i  zredukowano  go  oprócz  re- 
prezentacji do  prostego  narzędzia  i  wykonawcy  woli 
sejmowej.  Idea  wszechwładzy  Sejmu  zjawiła  się  w  krań- 
cowej swojej  postaci,  jako  następstwo  krańcowej  rów- 
nież ordynacji  wyborczej.  Uchwała  Sejmu  nie  ulegała 
żadnej  korekturze;  ogłoszona  z  podpisem  nie  Naczel- 
nika państwa,  lecz  Marszałka  Sejmu,  stawała  się  ustawą. 
Rząd  pozbawiony  był  istotnego  wpływu  na  ustawo- 
dawstwo, bo  nie  mógł  grozić,  że  uchwały  nie  poda  do 
sankcji,  skoro  sankcji  takiej  nie  było.  Gorszą  jeszcze 
było  rzeczą,  że  Sejm  wszechwładzę  swoją  rozciągał  na 
całą  administrację,  że  każde  stronnictwo,  a  nawet  po- 
jedynczy posłowie  uważali  się  za  uprawnionych  żądać 
od  Rządu,  od  ministrów  i  od  urzędników  najrozmaitszych 
rzeczy,  zwykle  mimo  ustawy  i  przeciw  ustawie,  a  jeżeli 
Rząd  lub  minister  żądania  tego  nie  spełniał,  grozić  mu 
opozycją  w  Sejmie,  urzędnikowi  przeniesieniem  lub 
dymisją.  Ministrowie  stawali  się  pionkami  w  rękach 
stronnictw  i  posłów,  a  administracja  rozstrajała  się 
w  swoich  zawiązkach.  Ustawy,  pisane  tak,  że  decyzję 
w  najważniejszych  dla  jednostek  sprawach  pozosta- 
wiały swobodnemu  uznaniu  urzędnika,  otwierały  drogę 
protekcji  i  korupcji. 

Wobec  takiego  wszechwładnego  Sejmu  stał  z  gabi- 
netem swoim  Paderewski,  i  nie  zdając  sobie  zupełnie 
sprawy  z  tego,  czem  jest  owa  wszechwładza  i  jakie 
skutki  musi  sprowadzić  dla  państwa,  poddał  się  jej 
bez  wahania  i  bez  próby  oporu.  Wszechwładza  Sejmu 
odpowiadała  nawet  może  jego  idealistycznym  poglądom 
na  świat,  a  wartość  ludzi  oceniał  niestety  według  siebie, 


104 


przypuszczając  w  nich  ten  sam  charakter,  to  samo  go- 
rące patrjotyczne  uczucie  i  poświęcenie  dla  ojczyzny. 
Poddając  się  bezwzględnie  woli  Sejmu,  on  i  jego  ko- 
ledzy w  Rządzie  wyrzekli  się  zamiaru  prowadzenia 
Sejmu  i  tego  zadania,  jakie  ma  Rząd  do  spełnienia 
wobec  Sejmu,  t.  j.  inicjatywy  ustawodawczej.  W  naj- 
ważniejszych kwestjach  czekali,  co  im  powie  i  co  im 
każe  zrobić  Sejm.  To  ukorzenie  się  przed  wolą  Sejmu 
było  gestem  bardzo  pięknym,  dopóki  przebieg  spraw 
nie  doprowadził  samego  Sejmu  do  poczucia,  źe  mu 
brak  w  Rządzie  współpracy  ustawodawczej,  potrzebnej 
i  koniecznej,  a  wówczas  piękny  gest  zamieniał  się  na 
kompromitację.  Objawiło  się  to  w  całym  szeregu  spraw, 
z  pośród  których,  nie  pisząc  szczegółowej  historji  Sejmu, 
ograniczymy  się  do  kilku  najważniejszych. 


Objąwszy  ster  rządów,  Paderewski  zgodnie  z  opinją 
publiczną  rozumiał,  że  najważniejszem  zadaniem  Sejmu 
jest  uchwalenie  i  nadanie  państwu  konstytucji.  Po- 
trzeba było  stworzyć  podstawy,  na  których  i  w  obrę- 
bie których  miała  działać  ustawodawcza  władza  sej- 
mowa, potrzeba  było  postawić  zrąb  ustroju  państwa, 
któryby  zbierające  się  razem  dzielnice  rozbiorowe  ujął 
w  jedną  całość.  Poczucie  potrzeby  takiej  konstytucji 
wystąpiło  na  jaw  już  za  czasów  rządów  Regencji 
i  objawiło  się  opracowaniem  bardzo  obszernego  pro- 
jektu, opartego  oczywiście  na  zasadzie  monarchicznej. 
Po  upadku  mocarstw  centralnych  rząd  Świeżyńskiego 
zajął  się  znów  projektami  konstytucji,  opartemi  na  za- 
sadzie republikańskiej,  i  trzy  takie  projekty  przyszły 
do  skutku.  Jeden  opracował  Dr  Buzek,  biorąc  za  wzór 
konstytucję  Stanów  Zjednoczonych  Ameryki  północnej. 


105 


Drugi  projekt,  opracowany  w  prezydjum  Rady  ministrów, 
oparł  się  na  konstytucji  francuskiej.  Trzeci,  w  temże 
biurze  opracowany,  usiłował  stworzyć  ustrój  rzeczy- 
pospolitej  ludowej,  projektował  Sejm  jednoizbowy  i  wy- 
bór prezydenta  przez  osobne  zgromadzenie  wyborcze, 
wychodzące  z  wyborów  powszechnych.  Wszystkie  te 
trzy  projekty  udzielił  Rząd  Ankiecie,  którą  zwołał  zaraz 
w  miesiącu  lutym  1919  r.  Powołał  do  niej  oprócz 
znawców  prawa  politycznego  także  pewną  liczbę  posłów. 
Ci  jednakże  uchylili  się  od  udziału  i  znawcy  obrado- 
wali sami.  Skład.  Ankiety  tern  się  różnił  od  innych  po- 
dobnych ciał  doradczych,  że  nie  przeszedł  przez  alembik 
partyjny  narodowej  demokracji,  a  wskutek  tego  weszli 
do  niej  także  ludzie  od  życia  publicznego  zwykle  pro- 
skrybowani.  Ankieta  w  ciągu  kilku  tygodni  wywiązała 
się  ze  swojego  zadania  i  przedłożyła  Rządowi  projekt 
obszerny,  w  116  artykułach  skodyfikowany,  z  motywami, 
w  których  zapisane  były  wnioski  mniejszości  i  podane 
powody,  dla  których  większość  przeciw  nim  się  oświad- 
czyła. Ankieta  liczyła  się  może  nazbyt  z  danemi  warun- 
kami i  z  opinją  przeważającą  w  Sejmie,  ażeby  stworzyć 
projekt,  nie  najlepszy,  ale  taki,  któryby  miał  warunki 
uzyskania  w  Sejmie  większości.  Projektowała  utworzenie 
dwóch  Izb,  poselskiej  i  senatorskiej,  a  przyjmując  zasady 
prawa  wyborczego  obowiązującego  już  w  ordynacji  wy- 
borczej, projektowała  wybory  trzech  czwartych  części 
Senatu  przez  sejmiki  wojewódzkie  i  równą  im  Radę 
miasta  Warszawy,  czwartą  zaś  część  wybierać  miał  Senat 
pośród  mężów,  którzy  położyli  poważne  zasługi  dla 
narodu.  Pragnąc  zapobiec  wszechwładzy  Sejmu,  pro- 
jektowała Ankieta  wybór  Prezydenta  przez  Zgromadzenie 
narodowe,  złożone  z  elektorów  w  ilości  podwójnej 
w  stosunku  do  ustawowej  liczby  członków  Izby  poseł- 


106  J 

skiej,  przyznawała  też  Prezydentowi  prawo  rozwiązania 
tak  Senatu,  jak  Izby  poselskiej  w  pewnych  warunkach, 
oraz  prawo  veto  wobec  uchwał  sejmowych,  również 
zawarunkowane.  Projekt  określał  zasady  organizacji 
władz  administracyjnych  na  zasadzie  decentralizacji 
i  przyznawał  gminom  i  województwom  własne  repre- 
zentacje, uchwalające  samodzielnie  w  ramach  określo- 
nych przez  ustawy  państwowe,  dawał  zaś  możność 
utworzenia  takiej  reprezentacji  także  powiatom.  Wkońcu, 
utrudniając  zmianę  konstytucji  wymogiem  obecności 
połowy  ogółu  członków  Izby  i  większości  dwóch  trze- 
cich głosujących,  Ankieta  w  art.  15  umieściła  ważne 
postanowienie,  że  w  ciągu  dwóch  lat  po  ustaleniu  granic 
Rzeczypospolitej  zmiana  może  nastąpić  zwykłą  więk- 
szością, a  uczyniła  to,  jak  podała  w  motywach  dlatego, 
„że  granice  polskie  nie  są  jeszcze  ustalone  i  nie  można 
wiedzieć,  jakie  obszary  i  jakie  narodowości  wejdą  w  skład 
Rzeczypospolitej,  od  tego  zależy  jednak  konstrukcja 
państwa,  a  ta  może  się  znacznie  zmienić.  Konieczne  więc 
jest  ułatwienie  zmiany  konstytucji  w  czasie  przejścio- 
wym, która  wyniknąć  może  z  oczekiwanego  rozszerzenia 
obecnych  i  faktycznych  granic  Rzeczypospolitej", j  An- 
kieta przewidywała  więc  odmienną  organizację  Kresów. 
Elaborat  jej  tworzył  dla  Polski  organizację  bardzo  de- 
mokratyczną, ale  wytrzymującą  porównanie  z  konsty- 
tucjami demokratycznych  republik  Zachodu.  Dla  uchwał 
Rządu  a  następnie  Sejmu  dostarczał  podstawy  ścisłej, 
a  wnioskami  mniejszości  i  motywami  ułatwiał  wybór 
możliwych  warjantów. 

Komisja  konstytucyjna  Sejmu,  wiedząc,  że  ankieta 
ukończyła  już  swe  prace,  domagała  się  od  Rządu  przed- 
łożenia projektu,  ale  minister  Wojciechowski,  przy- 
rzekłszy, że  projekt  wkrótce  przedłoży,  oświadczył 


107 


wkońcu,  że  tego  uczynić  nie  może,  bo  w  łonie  rządu 
okazały  się  różnice  zdań  niedające  się  wyrównać. 
W  każdym  gabinecie  funkcjonującym  normalnie  kwestja 
tego  rodzaju,  gdy  szło  o  rzecz  pierwszorzędnej  wagi, 
byłaby  się  skończyła  przesileniem  gabinetowem  i  do- 
borem ludzi,  którzy  na  wspólny  projekt  się  godzili. 
Wyjście  to  z  trudności  naturalne,  obce  jednak  było 
Paderewskiemu.  Uląkł  się  przeszkód  i  zgodził  się  na 
to,  że  minister  spraw  wewnętrznych  Wojciechowski 
udzielił  wprawdzie  Komisji  sejmowej  do  wiadomości 
projekt  Ankiety,  ale  nie  wniósł  go  jako  przedłożenie 
rządowe,  ani  w  całości  ani  ze  zmianami,  i  nie  oświad- 
czył gotowości  bronienia  go.  Komisja,  skoro  Rząd  od 
niego  odstąpił,  nie  miała  przedmiotu  do  obrad  i  wpadła 
na  pomysł,  ażeby  wezwać  Rząd  do  przedłożenia  dekla- 
racji, zawierającej  w  sobie  sformułowanie  najważniejszych 
kwestyj  spornych,  aby  Sejm  te  kwestje  mógł  rozstrzygnąć, 
a  tern  samem  opracowanie  szczegółowego  projektu  na 
tej  podstawie  ułatwić.  Minister  podjął  się  tego  zadania 
i  rzeczywiście  dnia  3  maja  przedłożył  Sejmowi  projekt 
t.  zw.  Deklaracji  konstytucyjnej.  Projekt  i  w  Sejmie 
i  w  opinji  publicznej  wywołał  zdziwienie,  graniczące 
z  osłupieniem.  Była  to  praca  nie  prawnika  kodyfikatora, 
lecz  literata,  który  powziął  koncept  napisania  czegoś 
w  rodzaju  naszej  Konstytucji  trzeciego  maja,  a  prze- 
dewszystkiem  naśladowania  jej  języka  i  ówczesnego 
sposobu  pisania  ustaw,  w  których  postanowienia  pozy- 
tywne tonęły  w  powodzi  ich  celów  i  moralnych  wywo- 
dów. Nikt  nie  rozumiał,  że  Rząd  ten  koncept  wziął 
za  podstawę  swojej  Deklaracji,  a  tem  przykrzejszą  dla 
niego  było  rzeczą,  że  na  tej  samej  podstawie  stronni- 
ctwo radykalne  ludowców  oparło  swój  projekt  czy  de- 
klarację. 


108 


Dnia  9  maja  rozpoczęła  się  nad  Deklaracją  Rządu 
rozprawa  w  Sejmie,  nad  wyraz  dla  Rządu  przykra. 
I  forma  i  treść  Deklaracji  spotkała  się  z  jednomyśną 
niemal  krytyką.  Minister  Wojciechowski  tłumaczył  się, 
że  Rząd  wywiązał  się  z  polecenia  danego  mu  przez 
Komisję,  a  wytoczył  żale  swoje  na  Sejm  i  na  Komisję,  że 
krytykują,  a  nie  powiadają,  czego  chcą.  Gdziekolwiek  — 
mówił  —  dotknie  się  tych  ustaw  zasadniczych  odnośnie 
do  ustroju  administracyjnego  i  odnośnie  do  samorządu, 
odrazu  się  czuje  brak  idei  przewodniej,  obejmującej 
organizację  państwa;  na  różne  pytania  Rząd  musi  otrzy- 
mać odpowiedź.  Mówca  odpowiadający  Wojciechow- 
skiemu, Głąbiński,  nie  darował  sobie,  żeby  Ministrowi 
i  Rządowi  nie  udzielić  elementarnej  lekcji,  mówiąc: 
„Rząd  nie  rozumie  dokładnie,  jakie  jest  jego  stanowisko 
w  stosunku  do  Sejmu  i  do  ustaw,  jakie  się  tu  uchwala. 
Z  tego,  co  mówił  Minister,  można  wnioskować,  że  Rząd 
uważa  się  nietylko  za  wykonawcę  uchwał  sejmowych, 
ale  zarazem  wszystkie  kroki  swoje  musi  stosować  do 
wskazówek  i  do  instrukcyj,  jakie  wpierw  z  Sejmu 
otrzyma...  Inicjatywa  należy  do  Rządu.  Rząd  powinien 
ogarniać  całość  potrzeb  państwa  i  narodu  i  powinien 
się  do  tego  stosować.  Rządu  zadaniem  i  obowiązkiem 
jest  wychodzić  z  inicjatywą  we  wszystkich  sprawach... 
Naturalnie,  jeżeli  Rząd  ma  dawać  inicjatywę,  to  powinien 
wiedzieć,  jak  ma  rządzić.  Każdy  Rząd  wydaje  sobie 
świadectwo  ubóstwa,  jeżeli  nie  wie,  jak  ma  opracować 
ten  lub  ów  projekt  i  musi  się  dopiero  od  Sejmu  dowia- 
dywać, jakie  są  jego  życzenia". 

Sprawa  powróciła  do  Komisji  konstytucyjnej.  Dekla- 
racja Rządu  była  pogrzebana  i  Komisja  nie  wróciła  do 
niej,  ale  i  projekt  Ankiety  w  najważniejszych  swoich 
postanowieniach,  gwarantujących  normalne  funkcjono- 


109 


wanie  Sejmu  i  Rządu,  był  pogrzebany.  Jeżeli  Rząd  sto- 
jący ponad  stronnictwami  nie  oświadczył  się  za  nim, 
to  trudno  było  postanowienia  jego  popierać  stronnic- 
twom. Deklaracja  rządowa  poszła  przeciw  utworzeniu 
Senatu,  proponując  utworzenie  t.  zw.  Straży,  rodzaju 
Rady  stanu,  mianowanej  przez  Naczelnika  państwa  dla 
pomocy  w  sprawach  ustawodawczych.  Uchylała  utwo- 
rzenie jakiegokolwiek  samorządu  wojewódzkiego,  dla- 
tego rzekomo,  że  samorząd  właściwy  jest  tylko  w  gminie 
lub  co  najwyżej  w  powiecie,  a  ziemstwa  rosyjskie  zaj- 
mowały się  tylko  dyskusją  polityczną.  Prowadziła  więc 
do  bezwzględnej  centralizacji  i  utrudniała  zespolenie 
tych  ziem,  które  się  różniły  wyznaniem  i  narodowością 
swojej  większości  lub  znacznej  mniejszości.  Wybór  na- 
czelnika państwa  oddawała  głosowaniu  bezpośredniemu 
wszystkich  obywateli.  Zamiast  przedłożeniem  własnego 
projektu  skupić  około  niego  dyskusję  i  usiłowania 
stronnictw,  Rząd  wywołał  w  nich  ambicję,  ażeby  każde 
wystąpiło  z  projektem  własnym.  Już  też  z  końcem  maja 
wnieśli  taki  projekt  socjaliści,  a  obok  nich  narodowi 
demokraci  i  poseł  Buzek,  i  pomiędzy  temi  projektami 
i  poprzednio  już  wniesionym  projektem  radykalnych 
ludowców  rozpoczęła  się  w  Komisji  walka  i  dyskusja, 
przeciągająca  się  w  nieskończoność,  bo  rywalizacja  stron- 
nictw zaostrzała  przeciwieństwa.  Pod  jesień  Komisja 
opracowała  tylko  najłatwiejszy  rozdział  o  prawach 
i  obowiązkach  obywateli,  a  utknęła  na  rozdziale  o  wła- 
dzy ustawodawczej,  bo  żaden  z  licznych  wniosków  nie 
mógł  skupić  większości.  Wówczas  dopiero  Rząd  zde- 
cydował się  3  listopada  wystąpić  z  projektem  włas- 
nym, opierając  go  na  projekcie  Ankiety,  z  wyjątkiem 
sprawy  Senatu  i  wyboru  Prezydenta  Rzeczypospolitej 
oraz  sprawy  samorządu  i  autonomji.  Przyszło  to  już 


110 

zapóźno.  Czego  Sejm  nie  dokonał  w  pierwszych  miesią- 
cach, kiedy  od  niego  uchwalenia  konstytucji  powszech- 
nie oczekiwano,  z  tem  nie  spieszył  się  potem,  obawiając 
się,  że  uchwaleniem  konstytucji  wszechwładzy  swojej 
i  reformie  rolnej  nałoży  pewne  granice.  Do  uchwalenia 
konstytucji  przystąpił  dopiero  w  r.  1921,  w  przededniu 
swojego  rozwiązania.  Wrócimy  do  tego  na  swojem 
miejscu. 

Zastanawiać  może,  że  Sejm,  potępiwszy  w  dyskusji 
nietylko  Deklarację  wniesioną  przez  Rząd,  ale  i  stano- 
wisko jego  wobec  ustawodawstwa,  nie  zmusił  Rządu, 
a  przynajmniej  ministra  Wojciechowskiego,  do  ustąpie- 
nia. Wpływała  na  to  może  okoliczność,  że  Deklaracja 
poświęciła  Senat  i  zrobiła  ukłon  w  kierunku  wywłaszcze- 
nia wielkiej  własności,  jednając  sobie  tem  radykalne 
stronnictwa,  ale  rozstrzygającą  rolę  odegrała  okoliczność, 
że  większość  włościańska  Sejmu  nie  interesowała  się 
naprawdę  ani  konstytucją  ani  polityką  zagraniczną,  której 
odgłosy  z  Paryża  dochodziły  do  Sejmu  i  odbijały  się 
w  jego  dyskusjach,  ani  zadnemi  innemi  sprawami,  bo 
całe  jej  pożądanie  skupiało  się  wyłącznie  w  sprawie 
nazwanej  eufemicznie  Reformą  rolną,  a  zmierzającej 
naprawdę  do  wywłaszczenia  wielkiej  własności  ziem- 
skiej. 


Zaledwie  się  Sejm  zebrał,  stronnictwa  ludowe  tak 
umiarkowane  jak  radykalne  wystąpiły  z  projektami  re- 
formy rolnej.  Nie  szło  im  o  uregulowanie  parcelacji 
wielkiej  i  średniej  własności  ziemskiej,  która  w  różnych 
formach  od  dłuższego  czasu  już  się  odbywała  i  wyma- 
gała uregulowania,  zwłaszcza  w  tym  kierunku,  ażeby 
ludność  z  ziem  przeludnionych  na  zachodzie  kraju 
przesunąć  na  ziemie  rzadko  zaludnione  na  wschodzie. 


111 


Nie  brakło  ziemi  do  parcelacji  i  kolonizacji,  bo  wielu 
właścicieli  wielkich  gospodarstw  zniszczonych  wojną, 
nie  mogąc  ich  odbudować,  szukało  na  nią  nabywców. 
Stronnictwa  ludowe  nie  przyjęły  jednak  oferty,  którą 
im  w  dniu  26  marca  na  ręce  marszałka  Sejmu  uczyniła 
Komisja  polskich  związków  ziemiańskich,  zgłaszając 
jako  reprezentacja  polskiego  ziemiaństwa  gotowość  zie- 
mian zaofiarowania  dobrowolnego  na  cele  parcelacji 
po  cenach  przedwojennych  z  uwzględnieniem  zmian 
wartości  pieniądza  obszaru  1;500.000  morgów  użytków 
rolnych,  który  ma  być  wydzielony  z  uwzględnieniem 
zasady  progresywności  z  gruntów  rolnych,  łąk  i  pastwisk 
wielkiej  własności  ziemskiej  byłego  Królestwa  Polskiego, 
byłego  Zaboru  austrjackiego  i  byłego  Zaboru  pruskiego, 
i  oddawany  na  parcelację  w  przeciągu  lat  pięciu,  po- 
cząwszy od  1  lipca  1919  r.  Skoro  ziemie  kresowe  wejdą 
w  skład  Rzeczypospolitej,  ziemiaństwo  tamtejsze  taką 
samą  ofertę  uczyni.  Nic  w  tej  ofercie  ludowcom 
się  nie  podobało.  W  Rosji  wielka  własność  ziemska 
zginęła  od  jednego  zamachu,  w  państwach  graniczących 
z  Polską  wywłaszczenie  jej  dokonywało  się  na  większą 
lub  mniejszą  skalę.  Atmosfera  wywłaszczenia  ogarnęła 
polską  ludność  wieśniaczą.  Chciała  posiąść  nie  część 
ziemi  wielkiej  własności,  lecz  ziemię  wszystką,  chciała 
posiąść  ją  odrazu,  i  albo  bez  odszkodowania  właścicieli, 
albo  za  odszkodowaniem  jak  najmniejszem. 

Odrzucenie  oferty  ziemian  miało  jednak  szkodliwe 
skutki.  Ludność  włościańska  w  czasie  wojny,  o  ile  nie 
miała  gospodarstw  zniszczonych,  zarobiła  wiele  i  miała 
gotówkę  zaoszczędzoną,  ażeby  nią  płacić  za  grunta 
nabywane  drogą  parcelacji.  Hasło  wywłaszczenia  od- 
wiodło ją  od  tego,  bo  spodziewała  się  otrzymać  grunta 
za  darmo  lub  za  niską  cenę.  Parcelacja  nagle  stanęła, 


112 


a  do  wywłaszczenia  nie  przychodziło.  Tymczasem  pie* 
niądze,  przechowywane  w  skrzynkach  włościańskich  lub 
kasach  oszczędności,  straciły  na  wartości  i  Reforma 
rolna  musiała  liczyć  się  coraz  więcej  z  tem,  źe  włościa- 
nin nie  ma  za  co  gruntów  kupować,  a  wskutek  tego 
zamiast  iść  z  prawem  poszła  obok  prawa  i  przeciw 
prawu,  zagrażając  budowie  państwa,  które  tylko  na 
poszanowaniu  prawa  mogło  się  oprzeć.  Nie  liczyła  się 
taksamo  z  finansowem  położeniem  państwa,  bo  parce- 
lacja nagła  i  masowa  bez  ogromnych  nakładów  ze 
strony  państwa  nie  mogła  się  obejść,  a  nakładów  tych 
dostarczyć  miało  państwo  w  chwili,  w  której  bilans 
jego  handlowy  był  bierny,  budżet  zamykał  się  nie- 
doborem, a  kredyt  prawie  że  nie  istniał.  W  tych  wa- 
runkach reforma  rolna  polegająca  na  wywłaszczeniu 
była  zamachem  nietylko  na  większą  własność  ziemską, 
ale  przedewszystkiem  na  państwo,  a  jedyną  jej  obroną 
było,  że  w  danych  warunkach  nie  da  się  przeprowadzić. 

Ci,  którzy  ją  poruszyli,  nie  przypuszczali,  że  się 
może  przeciągnąć.  Liczyli  na  to,  że  w  Sejmie  znajdą 
większość,  że  Sejm  wszechwładny  prostą  większością 
zmieni  zasadniczo  ustrój  agrarny,  usuwając  z  niego 
własność  folwarczną,  a  opierając  Polskę  na  własności 
i  gospodarstwach  włościańskich.  Rzecz  wydała  się  tak 
łatwą,  źe  wniosek  Witosa  tj.  Piasto wcó w  poruczał  wypra- 
cowanie projektu  Komisji  rolnej  w  terminie  dwumie- 
sięcznym. Wniosek  Wyzwolenia  z  dnia  3  kwietnia  doma- 
gał się  zaś,  ażeby  Rząd  objął  ziemię  większej  własności 
zaraz,  pozostawiając  właścicielom  jej  tylko  po  100  mor- 
gów,  ażeby  podzielił  ją  najpóźniej  do  15  sierpnia 
1919  r.  a  zanim  to  nastąpi,  oddał  tymczasowo  grunta 
wolne  albo  spółkom  rolników  albo  pojedynczym  rol- 
nikom w  dzierżawę. 


113 


Oba  wnioski  zgadzały  się  ze  sobą  w  zasadniczej 
myśli  zniesienia  gospodarstwa  folwarcznego,  bo  właści- 
ciel, któremu  pozostawiono  100  lub,  jak  chciał  Witos, 
100—200  morgów,  zależnie  od  jakości  gleby,  na  tak 
małym  obszarze  mógł  prowadzić  tylko  osobiście  gospo- 
darstwo włościańskie  i  stawał  w  rzędzie  większych 
gospodarzy  włościan. 

Godziły  się  dalej  wnioski  w  sprawie,  która  wycho- 
dziła już  poza  dostarczenie  ziemi  bezrolnym  i  małorol- 
nym, bo  orzekały  wywłaszczenie  lasów  większej  wła- 
sności na  rzecz  państwa,  które  na  nich  prowadzić  miało 
gospodarstwo  leśne  i  dostarczać  drzewa  włościanom 
po  niskiej  cenie. 

Zresztą  oba  wnioski,  pomijając  szczegóły,  różniły 
się  od  siebie  tylko  w  jednym  punkcie,  i  to  więcej  za- 
sadniczo, niż  rzeczywiście.  Wniosek  Wyzwolenia  odbie- 
rał grunta  bez  odszkodowania,  a  nadto  postanawiał, 
że  „koszta  wywłaszczenia  zapłacą  właściciele  i  oni  także 
dostarczą  środków  do  życia  osobom  dotkniętym  przez 
wywłaszczenie",  t.  j.  robotnikom  folwarcznym.  Wniosek 
Piastowców  stał  na  zasadzie  odszkodowania  za  wy- 
właszczenie, ale  od  nowonabywców  wymagał  zapłace- 
nia tylko  10%  wartości  szacunkowej,  zaś  resztę  t.  j. 
90%  dostarczyć  im  miał  Bank  ziemski  w  postaci  kredytu 
długoterminowego.  Ponieważ  bank  ten  ani  żaden  inny 
nie  rozporządzał  miljardami  potrzebnemi  na  wykup^ 
nie  pozostała  więc  inna  droga  jak  zapłacenie  ceny 
w  obligacjach  długoterminowych,  które  w  warunkach 
finansowych,  w  jakich  państwo  się  tworzyło,  nie  byłyby 
znalazły  nabywców  i  wywłaszczony  zamiast  ceny  kupna 
otrzymałby  papier  bez  wartości.  Zasada  odszkodowania 
była  jednak  uratowana,  czy  to  dlatego,  że  włościanin 
posiadający  większe  gospodarstwo  nie  chciał  stwarzać 

Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego  8 


114 


niebezpiecznego  precedensu,  czy  też  dlatego,  żeby  roz- 
prószyć skrupuły  i  argumenty  tych,  którzy  wywłaszczeniu 
bez  odszkodowania  byliby  stawili  bezwzględny  opórl 

Wobec  kwestji  tak  postawionej  wszystkich  oczy 
zwrócone  były  na  Rząd,  jakie  zajmie  stanowisko.  Pro- 
jektowany przewrót  w  stosunkach  własności  obchodził 
nietylko  ministra  rolnictwa.  Wszak  minister  skarbu 
sprawą  potrzebnych  kredytów  oraz  banku  zaintereso- 
wany był  bezpośrednio,  minister  spraw  wewnętrznych, 
minister  pracy  i  minister  aprowizacji  musieli  się  zasta- 
nowić nad  oddziaływaniem  reformy  na  stosunki  robotni- 
ków i  bezpieczeństwo  publiczne  oraz  aprowizację,  mi- 
nister sprawiedliwości  nad  kwestją  wywłaszczenia  i  dłu- 
gów hipotecznych,  a  nawet  minister  spraw  wojskowych 
nie  mógł  pozostać  obojętnym  ze  względu  na  dostar- 
czenie wojsku  produktów  potrzebnych  w  czasie  pokoju, 
a  jeszcze  więcej  w  czasie  wojny.  Wszystkich  zaś  mini- 
strów razem  dotykała  strona  polityczna  i  narodowa  re- 
formy, która  na  Kresach  groziła  osłabieniem,  jeżeli  nie 
zanikiem,  polskiego  żywiołu.  Jeżeli  kiedy,  to  teraz  spo- 
łeczeństwo miało  prawo  oczekiwać  od  Rządu  jako  ta- 
kiego albo  projektu  reformy,  albo  oświadczenia  się  na 
wnioski  z  postawieniem  kwestji  gabinetowej.  Nic  z  tego 
się  nie  stało. 

Takie  stawianie  kwestji  nie  leżało  widocznie  ani 
w  polityce  ani  w  temperamencie  prezesa  gabinetu.  Szło 
mu  przedewszystkiem  o  to,  aby  nie  zrazić  sobie  posłów 
ludowych  i  dlatego  całą  tę  sprawę  pozostawił  mini- 
strowi rolnictwa,  nie  pozwalając  mu  do  niej  wciągać 
kolegów  i  zasłaniać  się  gabinetem.  Jeżeli  mu  się  nie 
powiedzie,  on  jeden  miał  być  kozłem  ofiarnym.  Zasto- 
sował się  do  tej  roli  minister  Janicki,  strzegąc  się  jednak 
wypędzenia  na  puszczę. 


115 


Ograniczył  się  do  tego,  że  w  Komisji  sejmowej, 
która  nad  sprawą  obradowała,  przedłożył  nie  projekt 
ustawy,  lecz  referat,  w  którym  pogląd  swój  na  orga- 
nizację  rolną  i  na  sposób  jej  naprawy  wyluszczył. 
W  referacie  tym  uznał  za  najbardziej  pożądane  two- 
rzenie typu  średniego,  zdrowego  gospodarstwa  wło- 
ściańskiego, zapewniającego  samodzielny  byt  oraz  wa- 
runki społecznego  i  kulturalnego  rozwoju  ich  posiada- 
czom, ale  obok  niego  także  gospodarstwa  folwarcznego, 
podatnego  do  prowadzenia  najbardziej  postępowej 
i  wydajnej  gospodarki,  które  powinno  odegrać  poży- 
teczną rolę  w  sprawie  wyżywienia  ludności  nierolnej 
i  jako  produkujące  największą  stosunkowo  ilość  pło- 
dów rolnych  powinno  być  utrzymane  w  warunkach 
i  rozmiarach  dla  całokształtu  naszego  gospodarstwa 
narodowego  koniecznych.  Wychodząc  z  tego  założenia, 
minister  niebezpieczne  kwestje  zręcznie  ominął.  Po- 
przestał na  oświadczeniu,  aby  sprzedawca  gruntów 
otrzymał  odszkodowanie  słuszne,  sprawiedliwe  i  celowe 
z  punktu  widzenia  interesów  państwowych  i  społecz- 
nych, oraz  na  wypowiedzeniu  zasady,  że  ze  względu 
na  potrzebę  ziemi  dla  kolonizacji  ustawowo  należy 
określić  maximum  ziemi  dla  poszczególnego  gospo- 
darstwa folwarcznego,  jakoteź  rnaximum  ziemi  fol- 
warcznej, którą  pozostawićby  należało  w  poszczegól- 
nych okręgach  państwa.  Z  wywodów  jego  wynikało, 
że  reforma  rolna,  jeżeli  ma  być  podjęta,  zatoczyć  musi 
szerokie  kręgi,  że  wymaga  uchwalenia  nie  jednej,  lecz 
całego  szeregu  ustaw,  i  że  zatem  przeprowadzenie  jej 
rozciągać  się  musi  na  lata.  Tej  konsekwencji  jednak 
nie  wyciągnął,  lecz  przedłożenie  swoje  pozostawił  Ko- 
misji, jako  materjał  do  dyskusji  i  uchwał. 

Materjał  ten  zwiększył  się  wnioskiem  narodowej 

8* 


116 


demokracji,  który,  nie  zwalczając  zasadniczo  wniosku 
ludowców,  a  idąc  w  kierunku  przedłożenia  ministra, 
dążył  do  utrzymania  przynajmniej  średniej  własności 
ziemskiej  i  poruszał  szereg  szczegółowych  pytań.  Socja- 
liści w  trudnem  znaleźli  się  położeniu,  bo  parcelacja 
folwarków  utrudniała  aprowizację  robotników  przemy- 
słowych, a  z  drugiej  strony  niepodobna  im  było  oprzeć 
się  głośno  idei  tak  radykalnej,  jak  wywłaszczenie  ob- 
szarników. Popierając  więc  wogóle  reformę,  pilnowali 
głównie  tego,  aby  w  pobliżu  miast  i  ośrodków  fa- 
brycznych maximum  ziemi  pozostawione  wywłaszczo- 
nemu wypadło  jak  najniżej,  a  wskutek  tego  robotnik 
uzyskał  możność  nabycia  choćby  małych  działków. 

Gdy  Komisja  przyszła  do  przekonania,  że  projektu 
reformy  rolnej  wypracować  nie  jest  w  stanie,  postano- 
wiła zadowolić  się  uchwaleniem  jej  zasad  i  przewodni- 
czący jej  Jan  Dąbski,  ludowiec,  licząc  się  z  wynikami 
dyskusji,  opracował  projekt  zasad  reformy  rolnej,  który 
większość  Komisji  przyjęła,  a  wobec  którego  mniejszość 
zastrzegła  sobie  swoje  wnioski.  Projekt  ten  3  czerwca 
1919  r.  stanął  przed  Sejmem  i  wywołał  dyskusję,  która 
przeciągnęła  się  aż  do  4  lipca,  kiedy  przyszło  do  gło- 
sowania. 

Poprawki  wnoszone  przez  radykalnego  ludowca 
Dąbala,  ażeby  wywłaszczenie  nastąpiło  bez  odszkodo- 
wania, jak  i  poprawka  socjalisty  Barlickiego,  że  ustrój 
rolny  oprzeć  się  powinien  przedewszystkiem  na  gospo- 
darstwach prowadzonych  przez  państwo  we  własnej  ad- 
ministracji, na  gruntach  stanowiących  własność  narodu, 
na  gospodarstwach  prowadzonych  na  gruntach  oddanych 
przez  państwo  w  dzierżawę  rolniczym  związkom  wytwór- 
czym, włościanom  bezrolnym  i  małorolnym,  wreszcie  na 
gospodarstwach  włościańskich  zdolnych  do  intensywnej 


117 


produkcji,  zostały  odrzucone.  Istotna  walka  stoczyła 
się  tylko  przy  zasadzie,  która  określić  miała  maxi- 
mam  ziemi  pozostawionej  właścicielowi  wywłaszczo- 
nemu z  większego  obszaru.  Komisja  proponowała 
60—300  morgów.  Przy  głosowaniu  kartkami  wniosek 
ten  uzyskał  jednak  tylko  178  głosów,  przeciw  182, 
a  trzech  wstrzymało  się  od  głosowania.  Przyszedł  na- 
stępnie pod  głosowanie  wniosek  Staszyńskiego,  źe: 
„Przymusowemu  wykupowi  podlegają  majątki  posia- 
dające więcej  niż  300  morgów;  cyfra  ta  może  być 
obniżona  w  okręgach  przemysłowych  i  podmiejskich 
do  stu  morgów.  Dla  niektórych  części  państwa  sto- 
sownie do  potrzeb  i  warunków  cyfra  ta  może  być  pod- 
wyższona, nie  wyżej  jednak  ponad  600  morgów.  Majątki 
nieprawidłowo  zagospodarowane,  przynoszące  uszczer- 
bek krajowej  produkcji,  podlegają  całkowitemu  wyku- 
powi. Wobec  innych  majątków  wykup  przymusowy 
nastąpi  w  razie  potrzeby  państwa,  a  więc  przy  bliskiem 
wyczerpaniu  innego  zapasu  ziemi".  Za  wnioskiem  tym 
głosowało  kartkami  181  posłów,  przeciw  181,  jeden 
poseł  wstrzymał  się  od  głosowania,  jeden  głos  przeciw, 
jako  niepodpisany  nazwiskiem  głosującego,  został  unie- 
ważniony. Wniosek  upadł.  Zerwała  się  w  Sejmie  burza 
niebywała.  Ksiądz  Okoń,  radykalny  ludowiec,  krzyczał 
na  zdrajców  ludu,  Witos  zawołał,  że  głosowanie  prze- 
kreśla reformę  rolną,  a  referent  Dąbski  dodał,  że  prze- 
kreśla Sejm.  Marszałek  chciał  podać  pod  głosowanie 
następny  wniosek  narodowego  demokraty,  Sędzimira, 
że  „zasadnicze  maximum  indywidualnego  posiadania, 
powyżej  którego  państwo  ma  prawo  wykupić  każdą 
większą  własność,  ma  być  przez  ustawę  dla  poszcze- 
gólnych okręgów  ustalone  w  granicach  od  100—300 
hektarów ;  najniższa  cyfra  odnosi  się  do  okręgów  prze- 


118 

myślowych  i  podmiejskich,  natomiast  liczba  ta  w  drodze 
ustawy  podwyższona  być  może  dla  okręgów,  w  których 
wymaga  tego  interes  państwa,  do  500  ha\  Większość 
Sejmu,  lewica  i  centrum,  nie  chciała  jednak  głosować 
za  tym  wnioskiem  i  opuściła  salę,  śpiewając  „O  cześć 
wam,  panowie  magnaci!",  obdarzając  tym  tytułem 
honorowym  właścicieli  folwarków  nieprzekraczających 
500  ha.  Śpiewowi  posłów  galerja  sekundowała. 

Na  następnem  posiedzeniu  rozwinęła  się  krytyka 
głosowania  i  domaganie  się  gwałtowne  jego  reasumpcji. 
Marszałek  słusznie  sprzeciwił  się  temu,  skoro  rezultat 
głosowania  raz  przez  niego  ogłoszony  został,  na  co 
referent  Dąbski  zaczął  wykrzykiwać,  ażeby  marszałek 
zrzekł  się  przewodnictwa  i  groził  mu  wnioskiem  o  wo- 
tum nieufności.  Wreszcie  ludowiec  Bardel  znalazł  wyj- 
ście, proponując  odesłanie  wniosku  Sędzimira  na- 
powrót  do  Komisji.  Opór  stawiony  w  Sejmie  zredu- 
kowaniu folwarków  do  300  morgów  zmusił  większość 
Komisji  do  ustępstw.  Przyszło  do  kompromisu,  według 
którego  „maximum  posiadania  ma  być  przez  ustawę 
ustalone  w  granicach  60—180  ha,  dla  części  jednak 
byłego  zaboru  pruskiego  i  ziem  wschodnich  granica 
ta,  gdzie  tego  będzie  wymagał  interes  państwa,  może 
być  przejściowo  podniesiona  do  400  ha". 

Uchwała  Sejmu  utrzymała  dalej  zasadę,  że  lasy  prze- 
chodzą na  własność  państwa,  ale,  tak  samo  jak  role,  za 
odszkodowaniem ;  wartość  gruntu  ma  być  szacowana, 
osobno  szacowaniu  mają  podlegać  nakłady  zasiewów 
i  uprawy  oraz  meljoracje,  a  odszkodowanie  za  te  nakłady 
i  meljoracje  ma  być  wypłacane  w  pełnej  wartości.  Wyni- 
kało z  tego,  że  odszkodowanie  pozatem  wypadnie  niżej 
pełnej  wartości.  Znaczenie  postanowienia  o  zapłacie  za 
ziemię  wywłaszczoną  traciło  jednak  na  wartości  przez 


119 


postanowienie,  źe  środkiem  płatniczym  mają  być  listy 
rentowe,  które  przy  masowej  ich  emisji  nie  znalazłyby 
nabywców  i  możliwego  kursu.  Grozę  wywłaszczenia 
miarkowały  tylko  niektóre  postanowienia,  a  mianowicie, 
że  dobra  wykupywane  drogą  przymusu  od  prywatnych 
właścicieli  mają  być  dopiero  w  miarę  postępu  parce- 
lacji, która  w  pierwszym  rzędzie  ma  dotknąć  dobra 
będące  własnością  państwa,  należące  do  członków  dy- 
nastyj  panujących,  dobra  rosyjskiego  banku  włościan 
i  pruskiej  Komisji  kolonizacyjnej,  dobra  martwej  ręki, 
z  tych  duchowne  po  porozumieniu  się  ze  Stolicą  apo- 
stolską, dobra  nabyte  w  czasie  wojny  z  zysków  lichwiar- 
skich i  dobra  osób  spekulujących  ziemią.  Uchwała  prze- 
widywała również,  że  „przymusowemu  wykupowi  przez 
państwo  nie  ulegną  w  okresie  przejściowym  aż  do  wy- 
tworzenia się  nowych  warunków  w  wyjątkowych  wy- 
padkach gospodarstwa  poświęcone  produkcji  nasiennej, 
hodowlanej  lub  rybnej  istniejące  przed  1  stycznia  1919  r., 
jak  również  gospodarstwa  stanowiące  typ  gospodarstwa 
wysoce  uprzemysłowionego,  których  utrzymanie  w  ca- 
łości lub  w  pewnej  określonej  części  jest  niewątpliwie 
niezbędne  dla  państwa  i  ogółu  rolniczego.  Ilość  i  ob- 
szar tej  kategorji  majątków  dla  poszczególnych  okrę- 
gów określą  ustawy  szczegółowe".  Celem  przeprowa- 
dzenia tej  reformy  powinien  być  powołany  do  życia 
główny  Urząd  ziemski,  a  do  niego  wcielone  powiatowe 
Urzędy  ziemskie  z  powiatowemi  Komisjami  ziemskiemi. 

Oprócz  16-tu  zasad  Sejm  uchwalił  nadto  11  rezo- 
lucyj,  będących  właściwie  dalszemi  szczegółowszemi 
zasadami. 

Oryginalnem  było  znów  zachowanie  się  i  stanowisko 
ministra  rolnictwa.  Komisja  rolna  projektu  zasad,  które 
jej  przedłożył,  nie  wzięła  za  podstawę  dyskusji,  ponieważ 


120 


nie  był  wniesiony  przez  Rząd  do  Sejmu  i  przez  Sejm 
nie  był  jej  przekazany,  zużytkowała  go  merytorycznie 
w  niejednem,  ale  nie  złożyła  o  nim  sprawozdania  Sej- 
mowi. Gdy  przyszło  do  dyskusji  nad  reformą  rolną 
w  Sejmie,  posłowie  nie  byliby  projektu  tego  mieli  i  dla- 
tego 23  maja  ministerstwo  przesłało  go  marszałkowi 
Sejmu  z  prośbą  o  wydrukowanie  go  i  rozdanie  posłom 
przed  plenarnem  posiedzeniem,  na  którem  rozpatry- 
wane będzie  sprawozdanie  Komisji  rolnej  w  sprawie 
reform  agrarnych.  Gdy  zaś  przyszło  do  dyskusji  w  Sejmie, 
minister  oświadczył,  że  „choć  projekt  ministerstwa  zo- 
stał panom  w  druku  przedstawiony,  nie  wnoszę  go  pod 
dyskusję,  by  nie  przewlekać  sprawy,  która  zdaniem 
mojem  pilnego  wymaga  załatwienia.  Projekt  ten  jest 
niejako  usprawiedliwieniem  stanowiska  zajętego  przeze 
mnie  w  tej  sprawie.  Gotów  jestem  podjąć  wykonanie 
projektu  Komisji,  o  ile  wysoka  Izba  uwzględnić  raczy 
te  poprawki  pewne,  które  zdaniem  ministerstwa  są  ko- 
nieczne i  racjonalne".  Poprawki  odnosiły  się  do  pod- 
wyższenia maximum  300  morgów,  i  do  stopniowania 
wykupów,  dalej  do  zaniechania  wykupu  lasów,  skoro 
gospodarka  leśna  w  rękach  prywatnych  jest  lepsza, 
a  państwo  powinno  się  ograniczyć  do  rozciągnięcia 
nadzoru  nad  właścicielami  lasów,  wreszcie  do  uregu- 
lowania serwitutów.  Sejm  postulatów  nie  uwzględnił, 
ale,  korzystając  z  gotowości  ministra,  wezwał  Rząd  do 
opracowania  w  jak  najkrótszym  czasie,  w  każdym  razie 
nie  później,  niż  w  ciągu  jednego  miesiąca  tych 
niezbędnych  ustaw,  któreby  stworzyły  i  utrzymały  nowy 
ustrój  rolny,  oparty  na  uchwalonych  zasadach.  Krótki 
ten  jednomiesięczny  termin  był  znowu  dowodem,  że 
tym  razem  już  nie  stronnictwo  jedno,  ale  Sejm  nie 
zdaje  sobie  sprawy  z  przeszkód,  które  reforma  rolna, 


121 


choćby  tylko  ze  względów  na  niezbędne  fundusze,  mu- 
siałaby przezwyciężyć.  Minister  oferty,  którą  Sejmowi 
uczynił,  oczywiście  nie  dotrzymał  i  dotrzymać  nie  mógł, 
ale  unikał  rozterki  z  Sejmem  i  minister  prezydent 
poświęcać  go  na  razie  nie  potrzebował.  Reforma  rolna 
utknęła.  Aby  jednak  nie  wydawało  się,  że  jest  zaprze- 
paszczona, podjęto  kroki,  które  miały  ją  przygotować 
i  w  ewidencji  utrzymać. 

Krokiem  takim  była  ustawa  z  dnia  22  lipca  1919  r., 
mocą  której  utworzono  na  zasadach  Reformy  rolnej 
główny  Urząd  ziemski,  przekazując  mu  przygotowanie 
projektu  ustaw  w  przedmiocie  przebudowy  ustroju  rol- 
nego celem  przedłożenia  go  przez  Rząd  Sejmowi,  oraz 
dokonywanie  przebudowy  ustroju  rolnego  w  myśl 
właściwych  ustaw,  następnie  organizację  Urzędów  ziem- 
skich oraz  sprawy  Komisji  osadniczej  w  Poznaniu,  która 
wstąpiła  w  miejsce  pruskiej  komisji  kolonizacyjnej,  ko- 
misji agrarnych  w  byłym  zaborze  austrjackim  oraz 
instytucji  dla  tworzenia  włości  rentowych,  likwidacji 
spraw  rosyjskiego  banku  włościańskiego  na  ziemiach 
polskich  i  sprawy  państwowego  banku  rolnego,  wyłą- 
czając wszystkie  te  sprawy  z  zakresu  Ministerstwa  rolni- 
ctwa. Na  czele  tego  Urzędu  postawiono  Prezesa,  przyzna- 
jąc mu  stanowisko  równorzędne  Ministrowi,  ale  udział 
w  Radzie  ministrów  tylko  w  sprawach  swego  urzędu 
i  polecając  mu  działać  w  stałem  porozumieniu  z  mi- 
nisterstwem rolnictwa.  Przez  to  urzędnika  mającego 
przeprowadzać  reformę  rolną  poddano  pod  uchwały 
Rady  ministrów,  ale  zarazem  uwolniono  go  od  odpo- 
wiedzialności przed  Sejmem,  którą  dzierżyć  miał  nadal 
Minister  rolnictwa,  i  zapewniono  mu  większą  trwałość 
w  piastowaniu  urzędu,  skoro  nie  wchodził  w  przesi- 
lenia gabinetowe.  Odebrano  mu  zato  bezpośredni  wpływ 


122 


ną  Sejm  i  jego  Komisję  rolną,  wobec  których  samo- 
dzielnie nie  mógł  występować.  Sztuczna  ta  konstrukcja 
urzędu  nie  przyczyniała  się  do  postępu  sprawy,  ale 
dawała  jej  ciągły  zewnętrzny  wyraz. 

Ważniejsza  była  ustawa  z  dnia  2  sierpnia  1919  r., 
którą  Sejm  upoważnił  Rząd,  ażeby  aż  do  czasu  wydania 
ustawy  regulującej  obrót  ziemią  w  myśl  postanowień 
z  dnia  10  lipca  wydał  rozporządzenia  z  mocą  ustawy, 
normujące  przenoszenie  własności  nieruchomości  ziem- 
skich. Szło  tutaj  o  zapobieżenie,  ażeby  właściciele 
ziemscy  zagrożeni  wywłaszczeniem  nie  uprzedzili  i  nie 
utrudnili  tej  akcji  przez  różne  akta  prywatne.  Rozpo- 
rządzenie Rady  ministrów  wyszło  istotnie  1  września 
i  orzekło',  że  umowy  o  przeniesieniu  prawa  własności 
nieruchomości  ziemskich  wymagają  dla  swej  ważności 
poprzedniego  zezwolenia  władzy  państwowej,  władze  zaś 
państwowe,  w  szczególności  Urząd  osadniczy  i  Główna 
Komisja  ziemska,  miały  odmówić  zezwolenia,  gdyby 
przeniesienie  prawa  własności  nieruchomości  lub  jej 
części  uniemożliwiało  lub  ograniczało  zastosowanie 
zasad  Reformy  rolnej  uchwalonej  przez  Sejm.  Postano- 
wienie to  utrudniło  bardzo  obrót  ziemią  i  działy  spad- 
kowe, ale  zapobiegało  też  niezdrowej  spekulacji  ziemią 
i  przechodzeniu  jej  w  ręce  spekulantów,  a  przypominało 
ciągle  reformę  rolną. 

Zezwolenie  władzy  nie  było  wymagane,  gdy  cho- 
dziło o  nieruchomość  włościańską,  gdy  chodziło  odziały 
spadkowe  spowodowane  wypadkiem  śmierci  zaszłym 
przed  1  stycznia  1919  r.,  gdy  przeniesienie  prawa  wła- 
sności następuje  w  drodze  sprzedaży  przymusowej,  gdy 
nieruchomość  przechodzi  na  rzecz  instytucyj  państwo- 
wych lub  komunalnych  i  gdy  podziału  dokonywują 
instytucje  państwowe  lub  przez  państwo  upoważnione. 


123 


Ostatnie  to  postanowienie  było  pożyteczne  i  wskazane, 
bo  właścicieli  ziemskich  chcących  parcelować  swoje 
majątki  dobrowolnie  było  niemało,  a  zasięganie  pozwo- 
lenia władzy  w  każdym  wypadku  tamowałoby  parce- 
lację. Prezes  Głównego  urzędu  ziemskiego  rozporzą- 
dzeniem z  dnia  22  października  określił  warunki,  pod 
któremi  instytucje  społeczne  mogły  otrzymać  upoważ- 
nienie do  przeprowadzenia  parcelacji  większych  po- 
siadłości ziemskich,  a  czyniąc  im  zadość,  różne  spółki 
parcelacyjne  prowadziły  dalej  parcelację  i  kolonizację 
bez  przeszkód. 

Poza  wielką  kwestją  wywłaszczenia  większej  wła- 
sności ziemskiej,  która  się  okazała  trudniejszą,  niż 
myślano,  Rząd  i  Sejm  zaspokajał  zresztą  życzenia  lud- 
ności włościańskiej  i  jej  posłów  w  różnych  kierunkach. 
I  tak  ustawa  z  dnia  28  lutego  1919  r.  dała  Rządowi 
prawo  zaopatrywania  ludności  w  potrzebne  jej  drzewo 
budulcowe  i  opałowe  z  lasów  prywatnych  po  cenie, 
którą  Rząd  ustanowił.  Zarządzenie  to  wyjątkowe,  wywo- 
łane w  wielu  wypadkach  potrzebą  ludności  w  okolicach 
zniszczonych  przez  wojnę  i  pozbawionej  dachu  nad 
głową,  dało  jednak  powód  do  wielkich  nadużyć  ze 
strony  urzędników,  ulegających  presji  ludności  wło- 
ściańskiej uzyskującej  taką  rekwizycję  drzewa  nieraz 
w  celach  spekulacyjnych,  a  popieranej  przez  posłów. 

Tak  samo  ustawa  tymczasowa  z  dnia  8  marca  1919  r. 
w  przedmiocie  niezagospodarowanych  użytków  rolnych 
wywołana  była  potrzebą  uprawienia  wielkich  przestrzeni 
zostawionych  odłogiem  przez  ludność,  która  podczas 
zawieruchy  wojennej  je  opuściła.  Rozporządzenie  mi- 
nisterjalne  z  dnia  22  marca  normowało  udzielanie  rol- 
nikom poszkodowanym  przez  działanie  wojenne  poży- 
czek bezprocentowych  w  postaci  świadczeń  w  naturze 


124 


lub  w  gotówce.  Ustawa  z  dnia  28  marca  i  ustawa  z  dnia 
1  sierpnia  normowały  sposób  załatwiania  zatargów  zbio- 
rowych pomiędzy  pracodawcami  a  robotnikami  rolnymi. 
Ustawa  z  dnia  3  lipca  normowała  ochronę  drobnych 
dzierżawców.  Tylko  na  przeprowadzenie  Reformy  rolnej 
ci,  którzy  jej  pożądali,  musieli  czekać  dłużej,  niż  w  naj- 
gorszym razie  mogli  przypuszczać. 


Do  najtrudniejszych  zadań,  które  narzucały  się  Sej- 
mowi i  Rządowi,  należała  sprawa  aprowizacji  ludności 
miejskiej  w  środki  niezbędne  do  życia.  Przez  cztery 
lata  ziemie  polskie  z  wyjątkiem  zaboru  pruskiego  były 
widownią  wojny,  która  wyssała  z  nich  wszystkie  zapasy, 
wielkie  przestrzenie  uprawnej  ziemi,  około  miljona  mor- 
gów, pozostawiła  odłogiem,  zniszczyła  wiele  budynków 
i  inwentarzy  rolniczych.  Plon  z  gruntów,  które  można 
było  uprawić,  nie  wystarczał  do  wyżywienia  ludności, 
a  produkta  sprowadzane  z  zagranicy  nie  przychodziły 
dość  szybko  i  w  dostatecznej  ilości.  Ludność  większych 
miast  i  większych  skupień  fabrycznych  cierpiała  nie- 
dostatek, a  że  głód  jest  złym  doradcą,  wybuchały  od 
czasu  do  czasu  w  różnych  miastach  rozruchy  uliczne, 
połączone  z  rabowaniem  zapasów  żywności.  Nadomiar 
złego  robotnicy  wiejscy,  podżegani  przez  żywioły  wy- 
wrotowe, uznawali  ten  czas  za  chwilę  sposobną  do 
strajków,  wyradzających  się  w  gwałty.  Rząd  zapomocą 
środków  wyjątkowych,  a  nawet  sądów  doraźnych  starał 
się  jaskrawym  zaburzeniom  porządku  publicznego  za- 
pobiegać, ale  środkiem  istotnym  do  zaradzenia  złemu 
było  dostarczenie  ludności  miejskiej  pożywienia.  W  tym 
celu  istniało  osobne  ministerstwo  aprowizacji,  które 
tworzyło  podwładne  sobie  organa  i  wydawało  liczne 
rozporządzenia  aprowizacyjne. 


125 


Najskuteczniejszym  środkiem  był  sekwestr  zboża 
u  producentów.  Pozostawiano  im  tylko  ilość  niezbędną 
na  wyżywienie  siebie  i  inwentarza  oraz  na  zasiew, 
resztę  sekwestrował  Rząd  po  cenach,  jakie  wyznaczał, 
i  sprzedawał  ludności  miejskiej.  Sekwestr  taki  przepro- 
wadzono jednak  tylko  w  Poznańskiem,  gdzie  ludność 
przyzwyczajona  była  do  wykonywania  ustaw  i  rozkazów 
władzy  i  gdzie  obchodzenie  ich  było  rzadkie.  W  Kró- 
lestwie i  w  dezorganizowanej  Galicji  brakło  tego  po- 
słuchu. Zadawalniano  się  pobieraniem  tak  zwanego 
kontyngentu,  t.  j.  ilości  zboża,  którą  na  potrzeby  miast 
producent  w  miarę  swego  gospodarstwa  miał  dostarczyć 
za  zapłatą  wyznaczoną  przez  Rząd.  Resztę  zostawiono 
jego  wolnemu  handlowi.  Powstała  wskutek  tego  różnica 
pomiędzy  ceną  kupna  zboża  we  wolnym  handlu,  a  niższą 
ceną  kupna  wyznaczoną  przez  Rząd  dla  zboża  kontyn- 
gentowego, a  stąd  w  społeczeństwie  zdemoralizowanem 
przez  rządy  rosyjskie  w  Królestwie,  a  przez  Komisję 
likwidacyjną  w  Galicji,  pokusa  do  defraudacji,  posu- 
wającej się  tak  daleko,  że  kontyngent  chybiał  swojego 
celu.  Minister  aprowizacji,  Minkiewicz,  ustąpił,  bo  ustawy 
z  dnia  29  lipca  o  obrocie  ziemiopłodami  wykonać  nie 
mógł.  Rząd  przeszedł  na  zasadę  bezwzględnego  se- 
kwestru,  który  przeprowadzić  miał  następca  Minkie- 
wicza, Sobański,  a  za  którym  oświadczył  się  stanowczo 
Wojciechowski,  zastępujący  prezesa  gabinetu,  bawiącego 
zagranicą. 

Dyskusja  aprowizacyjna  w  dniu  1  października  dała 
Wojciechowskiemu  sposobność  do  wygłoszenia  mowy, 
jaka  z  ławy  ministerjalnej  dotychczas  się  nie  odezwała. 
Wojciechowski  z  przebiegu  sprawy  konstytucyjnej  wy- 
ciągnął widocznie  naukę  i  stosunek  Rządu  do  Sejmu 
oraz  program  Rządu  nakreślił  w  sposób  jasny  i  sta- 


126 


nowczy,  zapowiadając  wniesienie  przez  Rząd  projektów 
ustaw  we  wszystkich  najważniejszych  sprawach.  Potrzeba 
nam  —  rzekł  —  kierownictwa  i  stanowczej  woli  Rządu, 
jako  odpowiedzialnego  kierownika.  Jest  to  tem  bardziej 
potrzebne,  że  widać  błędne  pojmowanie  kierownictwa, 
które  u  nas  jest  rzeczą  najkonieczniejszą.  Kierownictwo 
jest  ściśle  związane  z  wytworzeniem  autorytetu  Rządu 
i  świadomość  tę  miał  p.  prezydent  ministrów.  Nie  udało 
mu  się  jednak  ukończyć  rozpoczętej  rekonstrukcji  ga- 
binetu, gdyż  musiał  wyjechać  do  Paryża.  Rząd  sam 
musi  wziąć  kierownictwo  polityczne,  gdyż  tak  jak  dziś 
dłużej  być  nie  może.  Musi  być  jasno  i  stanowczo  usta- 
lony rozdział  władzy  i  kompetencji.  Brak  w  tym  kie- 
runku obniża  powagę  organów  władzy  i  mimo  woli 
wytwarza  drogę  do  anarchji.  Źródłem  polskiej  władzy 
państwowej  jest  naród,  ale  do  wykonania  tej  władzy 
musi  mieć  odpowiedzialne  organa :  w  zakresie  usta- 
wodawstwa Sejm,  w  zakresie  władzy  wykonawczej  Na- 
czelnika państwa,  w  zakresie  sprawiedliwości  Sądy. 

Elementarne  te  zasady  stosunku  władz  w  prawo- 
rządnem  państwie,  wygłoszone  przez  ministra,  w  Polsce 
pozostały  niestety  na  papierze.  Rząd  wniósł  projekt 
ustawy  o  sekwestrze,  a  kiedy  w  Komisji  aprowizacyjnej 
większość  wystąpiła  za  wolnym  handlem  z  kontyngen- 
tem, Rząd  się  cofnął,  Sobański  ustąpił,  a  na  jego  miejsce 
stanął  5  listopada  trzeci  już  minister  aprowizacji, 
Śliwiński,  który  godząc  się  na  zasadę  wolnego  handlu, 
zaczął  się  z  Sejmem  targować  o  szczegóły  kontyngentu. 

Tragiczną  była  chwila,  w  której  Wojciechowski, 
interpelowany,  co  znaczy  jego  zejście  ze  stanowiska 
przymusowego  sekwestru,  odpowiedział  „Prezes  mi- 
nistrów Paderewski  uznał,  że  wyjście  ze  sytuacji  jest 
możliwe  tylko  przez  wynalezienie  odpowiedniego  czło- 


127 


wieka,  ja  zaś  byłem  zobowiązany  poddać  się  woli  pre- 
zydenta ministrów". 

Polityka  Paderewskiego  polegała  istotnie  na  tern,  że 
z  ministrami  się  nie  solidaryzował,  że  dopuszczał  do 
wotum  nieufności  w  Sejmie  dla  jednego  lub  drugiego 
ministra  najspokojniej,  jakby  go  to  nie  obchodziło,  że 
przed  każdą  trudnością  i  opozycją  w  Sejmie  czy  Ko- 
misji cofał  się,  poświęcając  ministra. 


Chwiejność,  jaką  gabinet  Paderewskiego  okazał  wo- 
bec Sejmu,  zarówno  w  sprawie  konstytucji,  jako  też 
w  sprawie  reformy  rolnej  i  w  sprawie  aprowizacji,  jak- 
kolwiek rażąca,  bladła  wobec  metody,  jakiej  się  chwycił 
i  jaką  rozwinął  przy  spełnieniu  wielkiego  swego  za- 
dania, zorganizowania  ustroju  administracyjnego  pań- 
stwa. Zadanie  lo  było  trudne,  albowiem  Polska  skła- 
dała się  z  trzech  zaborów,  które  przechodząc  odmienne 
koleje,  posiadały  każdy  inny  ustrój  administracyjny, 
inne  prawa  i  inne  stosunki.  Do  tego,  żeby  jednym 
wielkim,  niemal  dyktatorskim  zamachem  zatrzeć  gra- 
nice rozbiorów,  a  wracając  z  pewnemi  zmianami  do 
dawnego  podziału  na  województwa,  stworzyć  organi- 
zację prowincjonalną,  a  w  obrębie  każdej  prowincji 
organizację  powiatową  i  lokalną,  odpowiadającą  miej- 
scowym stosunkom,  do  tego  gabinetowi  Paderewskiego 
brakło  zupełnie  śmiałości  i  programu.  Nie  pchał  na- 
przód, lecz  pozwalał  się  wszystkim  popychać.  Jeżeli 
w  gabinecie  Moraczewskiego  zasiadali  ludzie,  którzy 
wyrośli  na  walce  ze  rządem  zaborczym,  ale  zawsze 
rządem,  to  w  gabinecie  Paderewskiego  zasiedli  ludzie, 
którzy  w  poprzedniem  swojem  życiu  w  rządzie  nie  brali 
udziału.  Minister  spraw  wewnętrznych  Wojciechowski, 


128 


powołany  na  zalecenie  Piłsudskiego,  jako  jego  mąż 
zaufania,  zajmował  się  przedtem  kooperatywami.  Mini- 
ster finansów,  Poznańczyk  Englich,  był  dobrym  dy- 
rektorem banku  prowincjonalnego,  ale  ze  służbą  po- 
datkową państwa  i  z  jego  budżetem  przedtem  się  nie 
zetknął.  Paderewski  gubił  się  w  sprawach,  które  mu 
się  narzucały  i  przemawiały  do  jego  wyobraźni,  ale 

0  regularnej  pracy  biurowej,  o  współdziałaniu  z  kole- 
gami, o  nadaniu  jednolitego  kierunku  administracji 
nie  miał  pojęcia. 

Losy  zrządziły,  że  do  stworzenia  aparatu  admini- 
stracyjnego dla  świeżo  powstałego  państwa  polskiego 
jedna  z  dzielnic  rozbiorowych  mogła  przygotować  nie- 
zbędny materjał  wykształconych  urzędników.  Kiedy  za- 
bór pruski,  wytężając  wszystkie  siły  na  złamanie  wro- 
giej sobie  biurokracji  pruskiej,  nie  miał  do  niej  żadnego 
dostępu,  a  zabór  rosyjski  w  Królestwie  zachował  tylko 
historyczne  wspomnienie  o  administracji  polskiej  w  Kró- 
lestwie, a  do  administracji  rosyjskiej  zarażonej  korupcją 
szczęściem  miał  zamknięty  dostęp,  tylko  zabór  austrjacki 
w  Galicji  znalazł  się  w  warunkach,  że  od  czasu  spol- 
szczenia władz,  szkół  i  urzędów  mógł  pracować  nad 
wytworzeniem  własnej  administracji,  wzorowanej  na 
systemie  austrjackim,   ale  zastosowanej  do  potrzeb 

1  właściwości  społeczeństwa  i  kraju  polskiego.  Najlepsi 
patrjoci  pracowali  nad  tern  zadaniem  przez  całe  pół 
wieku  ze  świadomością,  że  pracują  dla  przyszłego  pań- 
stwa polskiego,  wierząc,  że  Galicja  spełni  wobec  niego 
rolę  Piemontu.  Praca  ich,  spokojna  ale  wytrwała,  od- 
niosła skutek.  Z  chwilą  wskrzeszenia  państwa  polskiego 
stały  na  jego  usługi  całe  zastępy  urzędników  Polaków, 
wykształconych  zawodowo  we  wszystkich  gałęziach  ad- 
ministracji i  mających  w  niej  dłuższą  praktykę  i  do- 


129 


świadczenie,  obok  sędziów  i  tysięcy  nauczycieli,  od 
szkół  najniższych  do  najwyższych.  Można  nimi  było 
obdzielić  z  pożytkiem  wszystkie  dzielnice  tworzącego 
się  państwa,  zasilając  ich  oczywiście  żywiołem  miejsco- 
wym, o  ile  przydatny  się  znalazł.  Ale  temu  dwie  rzeczy 
stanęły  w  drodze. 

Jedną  z  nich  była  miłość  własna  dzielnic,  a  w  szcze- 
gólności Królestwa  i  jego  stolicy,  Warszawy.  Ambicja 
ta  pozwalała  na  powoływanie  urzędników  z  Galicji, 
ale  tylko  dla  zapełnienia  luk,  których  kandydaci  miej- 
scowi zapełnić  nie  mogli.  Kandydaci  ci  nie  mieli  oczy- 
wiście, z  rzadkim  wyjątkiem,  zawodowego  wykształcenia, 
bardzo  wielu  z  nich  nie  miało  nawet  wogóle  wykształ- 
cenia wyższego  i  legitymowało  się  tylko  wykształce- 
niem „domowem".  Urzędników  zaś  z  Galicji  brano  na 
podstawie  prywatnej  rekomendacji  i  protekcji,  a  zgła- 
szali się  często  gorsi,  którzy  w  Galicji  nie  mieli  wido- 
ków awansu.  Ci  kompromitowali  nieraz  galicyjski  stan 
urzędniczy.  Dla  urzędników  dobrych  życie  w  Warsza- 
wie było  ciężkie,  o  ile  podlegali  przełożonym  bez  wy- 
kształcenia zawodowego  i  bez  doświadczenia,  i  o  ile 
mieli  wypełniać  niedorzeczne  nieraz  polecenia.  Niejeden 
zrzekał  się  dlatego  posady  i  był  dla  służby  stracony. 
Wyjątek  pod  tym  względem  stanowiło  biuro  prezydjum 
Rady  ministrów,  do  którego  powołano  urzędników  prze- 
ważnie  z  Galicji. 

Drugą  przyczyną,  która  przeszkodziła  poruczeniu 
zorganizowania  administracji  urzędnikom  galicyjskim, 
było  partyjne  hasło,  że  urzędnicy  ci  przesiąkli  na- 
wskróś  biurokratyzmem  austrjackim  i  zatracili  w  sobie 
w  mniejszym  lub  większym  stopniu  poczucie  polskości. 
O  brak  tego  poczucia  oskarżał  ich  przedewszystkiem 
Dmowski,  oczywiście  z  wyjątkiem  tych  urzędników  czy 


Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego 


9 


130 


nauczycieli,  którzy  zapisali  się  do  narodowej  demo- 
kracji. Paderewski  miał  takie  o  najwybitniejszych  Po- 
lakach urzędnikach  austrjackich  wyobrażenie,  że  kiedy 
pierwszy  raz  zetknął  się  z  Bilińskim,  po  rozmowie 
z  nim  odezwał  się  do  swojego  otoczenia  ze  zdziwie- 
niem, że  Biliński  dobrze  mówi  po  polsku.  Od  zarzutu 
biurokratyzmu,  t.  j.  poświęcania  dla  formy  treści,  nie 
była  całkiem  wolna  administracja  urzędowa  galicyjska, 
czy  austrjacka,  jak  nie  jest  od  niej  wolna  w  mniejszym 
lub  większym  stopniu  żadna  inna,  a  przedewszystkiem 
francuska.  Biurokratyzm  galicyjski  nieskończenie  jednak 
był  wyższy  od  tej  dowolności,  przewlekłości  i  nie- 
ładu, jaki  zapanował  w  administracji  polskiej  w  Kró- 
lestwie w  pierwszych  latach  jej  organizacji,  nie  mówiąc 
już  o  korupcji,  która  na  gruncie  przesiąkniętym  ko- 
rupcją rosyjską  nieprędko  dała  się  wykorzenić.  Zarzut 
biurokratyzmu  austrjackiego  w  niższych  kategorjach 
funkcjonarjuszy  ministerjalnych  w  Warszawie  dopro- 
wadzał do  tego,  że  słuchanie  i  wypełnianie  poleceń 
nazywało  się  biurokratyzmem,  a  stenotypistka  spóźnia- 
jąca się  godzinami  do  biura  i  strofowana  za  to,  ode- 
zwała się  z  oburzeniem,  iż  nigdy  nie  przypuszczała, 
że  w  Polsce  będzie  panował  biurokratyzm,  pilnujący 
godzin  pracy  biurowej.  Ci,  którzy  chcieli  stworzyć  ad- 
ministrację „polską44,  zaimprowizowaną  swobodnie  bez 
oparcia  jej  o  żadne  istniejące  i  wypróbowane  wzory, 
tworzyli  aparat,  w  którym  nieład  i  biurokratyzm  zapa- 
nował bezprzykładnie. 

Wszystkie  względy  rzeczowe  przy  tworzeniu  urzę 
dów  ustępować  jednak  musiały  jednemu,  który  celowi 
administracji  zupełnie  był  obcy  i  wprost  mu  szkodził. 
Wojna  i  połączone  z  nią  zniszczenie  wielu  warsztatów 
pracy  ekonomicznej  wykoleiło  ogromną  liczbę  ludzi, 


131 


którzy  w  nich  pracowali,  wykształconych  i  półwykształ- 
conych.  Ci  domagali  się  teraz  utrzymania  od  państwa 
i  zamiast  żądać  zasiłków  dla  bezrobotnej  inteligencji, 
żądali  przyjęcia  do  urzędu,  bez  względu  na  kwalifi- 
kację potrzebną  do  jego  piastowania.  Temu  masowemu 
żądaniu  nie  umieli  oprzeć  się  ministrowie,  bo  stron- 
nictwa i  poszczególni  posłowie  stali  za  niem,  okazując 
tern  swój  wpływ  na  rząd  wobec  wyborców.  Tak  o  two- 
rzeniu posad  urzędniczych  decydowała  nie  potrzeba  pu- 
bliczna lecz  potrzeba  umieszczenia  bezrobotnych  a  pro- 
tegowanych kandydatów.  Liczba  urzędników  wzrosła 
w  dwójnasób  lub  więcej,  wydatek  na  ich  utrzymanie 
wywracał  równowagę  budżetową,  a  z  tej  rzeszy  urzęd- 
niczej utworzyła  się  warstwa  socjalna,  dobijająca  się 

0  polepszenie  bytu  środkami  od  innych  warstw  zapo- 
życzonemi. 

Urzędy  ministerjalne  polskie  miały  swój  początek 
w  czasach  Rady  rejencyjnej,  już  wówczas  tworzone  na 
wyrost,  ale  dopiero  gabinet  Moraczewskiego  różnemi 
dekretami  Naczelnika  państwa  je  organizował  i  uzu- 
pełniał. Oprócz  prezydjum  Rady  ministrów  i  jego  biura 
utworzono  ministerstwo  spraw  wewnętrznych,  minister- 
stwo skarbu,  ministerstwo  sprawiedliwości,  ministerstwo 
wyznań  i  oświaty,  ministerstwo  rolnictwa  i  dóbr  pań- 
stwowych, ministerstwo  przemysłu  i  handlu,  minister- 
stwo opieki  społecznej  i  ochrony  pracy,  ministerstwo 
zdrowia  publicznego,  ministerstwo  spraw  zewnętrznych, 
ministerstwo  spraw  wojskowych,  ministerstwo  aprowi- 
zacji, ministerstwo  sztuki  i  kultury,  ministerstwo  kolei, 
ministerstwo  poczt  i  telegrafów  i  ministerstwo  robót 
publicznych.  Utworzono  nadto  urzędy  na  prawach  mi- 
nisterstwa,.  a  mianowicie  Główny  Urząd  likwidacyjny 

1  Główny  Urząd  ziemski,  ten  ostatni  na  mocy  ustawy 

9* 


132 


z  22  lipca  1919  r.,  o  której  wyżej  mówiliśmy.  Nadmierna 
ta  liczba  ministerstw  stworzona  była  chyba  na  wyrost 
w  państwie,  które  się  dopiero  tworzyło,  a  zasada  ta 
przyświecała  widocznie  całej  wewnętrznej  organizacji 
ministerstw,  w  której  liczba  departamentów,  wydziałów 
i  posad  urzędniczych  nie  stała  w  żadnym  stosunku  do 
spraw,  które  się  miało  załatwiać,  i  w  żadnym  stosunku 
do  liczby  ukwalifikowanych  urzędników.  Powstała  nadto 
przy  ministerstwach  lub  w  zależności  od  nich  nadmierna 
liczba  urzędów,  instytucyj  i  ciał  doradczych  dla  różnych 
specjalnych  kierunków  i  zadań  administracji  publicznej. 
Pośpieszyło  się  z  wydaniem  ich  za  dekretami  Naczel- 
nika państwa  ministerstwo  Moraczewskiego,  ale  zorga- 
nizowanie ich  i  puszczenie  w  ruch  przypadło  w  udziale 
gabinetowi  Paderewskiego,  zużywając  na  to  wiele  za- 
chodów a  zwłaszcza  pieniędzy. 

Ogromny  ten  aparat  ministerjalny  postanowił  na 
obszarze  podległego  mu  Królestwa  kongresowego  rzą- 
dzić centralistycznie  zapomocą  urzędów  powiatowych, 
które  w  dotychczasowych  powiatach  organizował,  usu- 
wając organizację  zaprowadzoną  przez  okupację  nie- 
miecką i  austrjacką.  Urządzenie  tych  władz  powiato- 
wych przechodziło  przez  różne  chaotyczne  próby, 
a  skrzywiło  się  w  samym  zarodku  przez  to,  że  każde 
ministerstwo  i  każda  wogóle  władza  centralna  chciała 
mieć  w  powiecie  osobny  urząd,  jej  tylko  podległy. 
Natura  rzeczy  wymagała,  żeby  urzędnicy,  pracując  ra- 
zem pod  kierunkiem  naczelnego  urzędnika  powiatu, 
utrzymali  ze  sobą  łączność  i  pewną  jednolitość  dzia- 
łania. W  tym  celu  nawet  ministrowie  tworzyli  Radę 
ministrów  pod  prezydencją  prezesa.  Minister  Wojcie- 
chowski jednak  takiego  zespolenia  urzędników  powia- 
towych wobec  swoich  kolegów  nie  zdołał  przeprowa- 


133 


dzić.  Rozporządzeniem  z  dnia  3  lutego  1919  r.  wydał 
tymczasowe  przepisy  o  organizacji  urzędów  powiato- 
wych, według  której  na  czele  powiatu  stał  komisarz 
rządowy,  który  reprezentuje  centralną  władzę  pań- 
stwową, jest  kierownikiem  urzędu  powiatowego  i  w  tym 
charakterze  organem  zarządzającym,  rozstrzygającym, 
względnie  wnioskującym  w  sprawach  zarządzanych 
przez  ministerstwo  spraw  wewnętrznych,  wykonuje  nad- 
zór nad  samorządem  miejskim  i  wiejskim  w  granicach 
przewidzianych  przez  ustawę,  jest  zwierzchnikiem  urzę- 
dów gminnych,  tak  w  miastach,  jak  we  wsiach  powiatu 
w  poruczonym  mu,  t.j.  administracyjnym,  zakresie  dzia- 
łania, wreszcie  jest  zwierzchnikiem  powiatowej  służby 
bezpieczeństwa  publicznego  oraz  podporządkowanych 
urzędowi  powiatowemu  urzędów  i  instytucyj  państwo- 
wych, a  jako  taki  kontrasygnuje  zarządzenia  natury 
ogólnej,  wydawane  przez  referentów  przydzielonych  do 
władzy  powiatowej,  a  podległych  innym  ministerstwom. 
Takich  referentów  wyznaczono  jednakże  tylko  trzech : 
lekarza  powiatowego,  podlegającego  ministrowi  zdro- 
wia, lekarza  weterynaryjnego,  podlegającego  minister- 
stwu rolnictwa,  i  inżyniera,  podlegającego  ministrowi 
robót  publicznych.  Inni  ministrowie  na  poddanie  swoich 
organów  komisarzowi  powiatowemu  nie  chcieli  się 
zgodzić;  pozostali  więc  samodzielnymi  urzędnikami: 
inspektor  skarbowy,  referent  aprowizacyjny,  inspektor 
szkolny,  komisarz  ziemski,  inspektor  pracy,  nadleśni- 
czy, którzy  mieli  tylko  obowiązek  utrzymania  kontaktu 
z  komisarzem  i  wzajemnego  informowania  się  o  po- 
trzebach oraz  o  zarządzeniach  natury  ogólnej.  Posta- 
nowienie to  nie  miało  praktycznego  skutku.  Każdy 
z  równoległych  urzędników  szedł  swoją  drogą,  prowa- 
dził swoją  politykę,  koszt  utrzymania  osobnych  biur, 


134 


kancelaryj  i  służby  rósł  niezmiernie,  a  ludność  błąkała 
*    się  pomiędzy  urzędami,  odsyłana  od  Annasza  do  Kai- 
fasza.  Swoją  drogą  w  ministerstwach  gromadził  się 
nawał  spraw  drobnych,  nadchodzących  z  84  powiatów. 

Ujemne  skutki  bezwzględnej  centralizacji  wystąpiły 
na  jaw  i  już  2  sierpnia  1919  r.  przyszła  do  skutku 
sejmowa  ustawa  tymczasowa  o  organizacji  władz  ad- 
ministracyjnych drugiej  instancji.  Ustawa  ta  podzieliła 
Królestwo  na  cztery  województwa:  warszawskie,  łódz- 
kie, kieleckie  i  lubelskie,  a  utworzyła  piąte,  zajęte  już 
białostockie.  Na  czele  każdego  województwa  stoi  wo- 
jewoda, jako  przedstawiciel  rządu  centralnego,  sprawu- 
jący z  jego  ramienia  władzę  państwową  i  odpowie- 
dzialny wobec  niego  za  zarząd  województwa.  Wojewoda 
rozstrzyga,  względnie  orzeka  w  drugiej  instancji  sprawy 
przychodzące  do  niego  w  drodze  rekursu  od  orzeczeń 
władz  powiatowych,  wydanych  w  pierwszej  instancji, 
w  trzeciej  zaś  i  ostatniej  instancji  orzeka  w  sprawach, 
które  władze  powiatowe  orzekły  w  instancji  drugiej, 
w  niektórych  wreszcie  sprawach  orzeka  w  instancji 
pierwszej.  Rozporządzenia  ministerjalne  .określiły  jego 
zakres  działania  w  różnych  gałęziach  administracji, 
wyjęły  jednak  z  pod  tego  zakresu  sprawy  administracji 
wojskowej,  sądowej,  skarbowej,  szkolnej,  kolejowej 
i  pocztowo-telegraficznej,  tudzież  urzędów  ziemskich. 
Przy  wojewodzie  utworzono  Radę  wojewódzką,  złożoną 
z  przedstawicieli  samorządu  powiatowego,  jako  organ 
wydający  opinję  na  żądanie  wojewody,  a  decyzję 
w  sprawach  przekazanych  mu  ustawą.  Wskutek  zorga- 
nizowania władz  wojewódzkich  ministerstwo  określiło 
bliżej  organizację  i  zakres  działania  władz  powiatowych, 
zmieniając  nazwę  komisarza  na  nazwę  starosty,  zresztą 
rzecz  pozostała  bez  zasadniczej  zmiany. 


135 


Kierunek,  który  się  uwidocznił  przy  organizowaniu 
ustroju  administracyjnego  w  Królestwie,  nie  mógł  zba- 
wiennie oddziałać  na  organizację  administracyjną  w  Ga- 
licji, o  ile  ona  potrzebowała  istotnie  naprawy  i  dosto- 
sowania się  do  nowych  warunków.  Wspominaliśmy  już 
wyżej,  jaki  zamęt  w  organizację  tę  wprowadziła  Komisja 
likwidacyjna,  utworzona  z  końcem  października  1918  r. 
w  Krakowie,  a  wydająca  tę  administrację  na  łup  stron- 
nictw socjalistycznych  i  włościańskich.  Rozporządzenie 
Komisji,  stawiające  na  czele  powiatów  komisarzy  z  po- 
wiatowemi  komisjami  likwidacyjnemi,  i  znoszące  samo- 
rząd, było  tak  bałamutne,  że  przeprowadzić  się  nie  dało 
i  zwiększało  tylko  zamęt,  a  dekret  Naczelnika  państwa 
z  10  stycznia  1919  r.  uchylający  Komisję  likwidacyjną, 
a  tworzący  Komisję  rządzącą  dla  Galicji,  Śląska  cie- 
szyńskiego, Orawy  i  Spiszu,  jako  organ  prawodawczy 
i  kontrolujący,  oraz  wydział  jej  wykonawczy  pod  prze- 
wodnictwem komisarza  jeneralnego  i  dwóch  czy  czterech 
zastępców,  wywołał  tyle  trudności,  że  się  również 
przeprowadzić  nie  dał.  Kiedy  Sejm  się  zebrał,  posłowie 
z  Galicji  i  Rząd  przyszli  nareszcie  do  przekonania,  że 
zanim  się  zacznie  reformować,  trzeba  pierwej  przywrócić 
dotychczasowy  ustrój  administracyjny  Galicji.  Owocem 
narad  Rządu  z  posłami  było  rozporządzenie  Rady  mi- 
nistrów z  dnia  7  marca  1919  r.,  które  dla  admini- 
stracji państwowej  w  Galicji  ustanowiło  generalnego 
Delegata  Rządu,  dając  mu  te  same  uprawnienia,  które 
miał  dawniej  namiestnik  Galicji.  Władzę  służącą  wobec 
niego  ministerstwom  austrjackim  objęły  ministerstwa 
polskie.  Przydano  mu  dla  wydawania  opinji  Radę  przy- 
boczną, złożoną  z  15  członków,  wyznaczonych  przez 
„stronnictwa".  Nie  przywrócono  jednak  dawnej  orga- 
nizacji w  Galicji  w  najistotniejszym  jej  punkcie,  jedności 


136 


rządu  krajowego.  Namiestnik  galicyjski  jednoczył  w  sobie 
wszystkie  najważniejsze  gałęzie  administracji  publicznej, 
kierował  Namiestnictwem,  a  oprócz  tego  był  prezydentem 
Rady  szkolnej  i  Dyrekcji  skarbu  krajowej  oraz  Dyrekcji 
domen  i  lasów  państwowych.  Trzema  temi  działami 
służby  publicznej  zarządzali  wiceprezydenci  Rady  szkol- 
nej i  Dyrekcji  skarbu  oraz  Dyrektor  domen,  ale  za  zgodą 
Namiestnika.  Jakiekolwiek  mogły  być  wady  Namiestni- 
ków po  sobie  następujących,  jednolity  kierunek  admi- 
nistracji pod  względem  politycznym,  narodowym  i  spo- 
łecznym był  zapewniony.  Urzędnicy,  od  najniższych  do 
najwyższych,  nie  prowadzili  własnej  polityki,  bo  pro- 
wadził ją  tylko  Namiestnik.  Tego  gabinet  Paderewskiego 
i  jego  ministrowie  ocenić  nie  umieli.  Każdy  z  nich  niemal 
chciał  mieć  w  Galicji  Całkiem  osobne  swoje  organa 
drugiej,  a  także  pierwszej  instancji.  Nie  przyznano  więc 
Delegatowi  generalnemu  prezydentury  Rady  szkolnej, 
Dyrekcji  skarbu  i  Zarządu  lasów  i  domen  państwowych, 
odebrano  mu  nawet  sprawy  sanitarne,  tworząc,  jak 
w  Królestwie,  Okręgowy  Urząd  zdrowia  w  Galicji.  Po- 
zostawiono mu  agendy  rolnictwa,  aprowizacji,  przemysłu 
i  handlu,  robót  publicznych,  tudzież  sztuki  i  kultury, 
dla  których  ministerstwa  zamianowały  podlegających 
mu,  ale  przez  siebie  mianowanych  delegatów,  zarzą- 
dzenie to  miało  być  jednak  tylko  czasowe,  dopóki  mi- 
nisterstwa dla  tych  agend  nie  utworzą  osobnych  urzędów. 
Tak  samo  rozbito  zespolenie  władz  w  powiatach,  w  któ- 
rych zresztą  przywrócono  dawniejsze  urzędy  starostów. 

Nastąpiło  natomiast  uchylenie  galicyjskiego  Sejmu 
i  Wydziału  krajowego.  Dokonał  tego  Sejm  polski 
ustawą  z  dnia  30  stycznia  1920  roku,  zaprowadzając 
w  miejsce  Wydziału  krajowego  wybieranego  przez  Sejm 
galicyjski  tymczasowy  Wydział  samorządowy,  złożony 


137 


z  sześciu  członków,  wybranych  przez  Sejm  Rzplitej  na 
wniosek  Rządu,  oraz  z  przewodniczącego,  mianowanego 
przez  prezydenta  Rzplitej.  Organizacja  ta  samorządu 
pozostała,  chociaż  Sejm  ustawą  z  dnia  3  grudnia  1920 
podzielił  Galicję  na  cztery  województwa  i  zniósł  dele- 
gaturę, gdyż  na  zaprowadzenie  samorządu  wojewódz- 
kiego się  nie  zdobył,  cofając  się  przed  załatwieniem 
połączonej  z  nim  kwestji  ruskiej. 

Najmniej  względów  okazał  Rząd  wobec  galicyjskiej 
Rady  szkolnej  krajowej,  która,  zdobywszy  sobie  wobec 
Wiednia  szeroką  autonomję,  w  ciągu  pięćdziesięciu  lat 
rozumnej  pracy  system  szkolny  austrjacki  zastosowała 
do  ducha  naszego  narodowego  i  do  potrzeb  ludności 
i,  co  ważniejsze,  przysposobiła  mu  tysiące  wykształco- 
nych, patrjotycznych  nauczycieli.  Złożona  z  najwybit- 
niejszych mężów  nauki  i  obywateli  z  polskiego  i  ruskiego 
społeczeństwa,  dążyła  do  zgody  obu  narodów.  Po  utwo- 
rzeniu Rządu  polskiego  w  Warszawie,  zmieniający  się 
ministrowie  oświecenia  publicznego  korzystali  pełną 
dłonią  z  owoców  jej  pracy,  ale  już  8  lutego  1921  r. 
rozporządzenie  ministerjalne  zniosło  Radę  szkolną  auto- 
nomiczną i  samorządną  a  rozciągnęło  na  Galicję  biuro- 
kratyczną organizację  Kuratorjów  szkolnych,  niemającą 
głosu  wobec  Ministerstwa.  Prawda,  że  Rada  ta  byłaby 
przeszkadzała  niedojrzałym  eksperymentom,  których  po- 
lem pod  hasłem  postępu  i  wyprzedzenia  Europy  stały 
się  nasze  szkoły  i  wychowanie  publiczne. 

W  reformach  tych  administracji  uderzało  zachowanie 
kordonu  dzielącego  Galicję  od  Królestwa,  posunięte 
tak  daleko,  że  nie  przyłączono  do  Krakowa  najbliższych, 
ciążących  ku  niemu  powiatów  Królestwa. 

Najtrudniej  okres  zespolenia  przebył  zabór  pruski. 
Oszczędzony  mu  był  czas  rządów  socjalistycznych  Mo- 


138 


raczewskiego  oraz  okres  reform  administracyjnych  ga- 
binetu Paderewskiego.  Wyzwalając  się  z  końcem  roku 
1918  z  pod  władzy  pruskiej,  Polacy  tamtejsi  widzieli 
już,  co  w  dziedzinie  administracji  dzieje  się  w  Kro- 
lestwie  i  w  Galicji,  i  od  tego  zamętu  postanowili  się 
odgrodzić.  Znosząc  przedtem  prześladowanie  narodowe, 
mieli  jednak  aż  przesadne  wyobrażenie  o  doskonałości 
administracji  pruskiej  i  pragnęli  ją  zatrzymać,  z  tą  róż- 
nicą, żeby  w  niej  zmienić  role  Polaków  i  Niemców. 
Nie  mając  kandydatów  Polaków  na  obsadzenie  wszyst- 
kich urzędów,  zatrzymali  w  nich  do  czasu  Niemców. 
Naczelnikom  powiatów,  t.  zw.  Landratom,  Niemcom,  do- 
dano starostę,  Polaka,  powierzając  mu  nadzór  nad  po- 
licją miejscową;  liczbę  członków  wydziału  prowincjo- 
nalnego i  wydziałów  powiatowych  powiększono,  mia- 
nując do  nich  Polaków,  tak,  że  utworzyli  większość. 
W  ten  sposób  pod  rządem  naczelnej  Rady  ludowej, 
utworzonym  po  wyzwoleniu  się  od  rządów  pruskich, 
Poznańskie  ostało  się  aż  do  wydania  ustawy  sejmowej 
dnia  1  sierpnia  1919  roku. 

Ustawa  ta  orzekła,  że  ziemie  byłej  dzielnicy  pruskiej, 
które  na  mocy  postanowień  traktatu  wersalskiego  stały 
się  nierozerwalną  częścią  składową  Rzeczypospolitej 
polskiej,  podlegają  całkowicie  władzy  organów  central- 
nych Rzeczypospolitej,  t.  j.  Sejmu,  Naczelnika  państwa 
i  ministrów,  że  dotychczasowe  ustawy  i  rozporządzenia 
obowiązujące  na  tych  ziemiach  pozostają  nadal  w  mocy, 

0  ile  nie  ulegną  zmianie  na  podstawie  tej  ustawy 

1  późniejszych,  że  jednak  znosi  się  wszelkie  ustawy 
i  rozporządzenia  wyjątkowe,  wydane  na  niekorzyść  ja- 
kiejkolwiek narodowości  lub  wyznania. 

Odrębność  ustroju  zaznaczyła  się  w  tern,  że  tylko 
sprawy  zagraniczne,  wojskowe  i  celne  podlegać  miały 


139 


właściwym  ministrom,  dla  wszystkich  zaś  innych  usta- 
nowiono osobnego  ministra  byłej  dzielnicy  pruskiej, 
który  jest  członkiem  Rady  ministrów,  ale  otrzymał 
wielką  władzę,  nietylko  administracyjną,  ale  także  usta- 
wodawczą. Zadanie  jego  polegać  miało  na  administracji 
aż  do  czasu  oddania  wszystkich  jej  działów  pod  bez- 
pośredne  kierownictwo  właściwych  ministrów,  oraz  na 
przygotowaniu  tego  oddania  i  reorganizacji  władz  sto- 
sownie do  zasad  dla  całego  państwa  przyjętych.  Wyda- 
wać miał  w  porozumieniu  z  właściwymi  ministrami 
przepisy  wykonawcze  dla  wprowadzenia  polskich  ustaw 
oraz  wydawać  rozporządzenia  zaprowadzające  zmiany 
niemieckich  i  pruskich  ustaw  i  rozporządzeń,  potrzebne 
celem  zupełnego  odłączenia  władz  i  urzędów  od  Niemiec 
i  przystosowania  ich  ustroju  i  procedury  do  nowych 
warunków  politycznych,  wypływających  z  przyłączenia 
do  Rzeczypospolitej  polskiej. 

Na  tej  podstawie  minister  byłej  dzielnicy  pruskiej 
zorganizował  swoje  ministerstwo,  dzieląc  je  na  czter- 
naście departamentów,  odpowiadających  ministerstwom 
polskim.  Ministerstwo  miało  swoją  siedzibę  w  Poznaniu, 
a  jeden  podsekretarz  stanu  zastępował  ministra  w  War- 
szawie. 

Ustawa,  która  utworzyła  ministerstwo  dzielnicy  pru- 
skiej, na  miejscu  prezesów  prowincji  postawiła  woje- 
wodów i  utworzyła  dwa  województwa,  w  Poznaniu 
i  w  Toruniu.  Samorząd,  który  prowincje  te  posiadały 
w  czasach  pruskich,  zresztą  dość  ograniczony,  utrzy- 
mano, wprowadzając  do  Sejmiku  i  do  Wydziału  kra- 
jowego Polaków  i  zmieniając  ich  ordynację  wyborczą. 

Unifikacja  b.  dzielnicy  pruskiej  z  państwem,  stano- 
wiąca główne  zadanie  ministra  tej  dzielnicy,  postępo- 
wała jednak  powoli  i  z  oporem.  Ludność  wielkopolska 


140 


przy  całym  swoim  patrjotyzmie  narodowym  nie  chciała 
się  przekonać,  źe  na  unifikacji  administracyjnej  wyjdzie 
lepiej,  a  odcięta  oddawna  od  reszty  Polski  i  zamknięta 
w  sferze  swoich  interesów,  nie  zajmowała  się  żywo  tern, 
co  się  poza  nią  w  Polsce  dzieje  i  nie  miała  ambicji 
wywierania  wpływu  na  ogólną  politykę  państwa.  Z  przy- 
łączeniem do  państwa  polskiego  zmieniły  się  jednak 
i  wewnętrzne  stosunki  wielkopolskich  województw. 
Solidarność,  konieczna  dla  odparcia  pruskiego  ucisku, 
prędko  prysnęła.  Oprócz  narodowej  demokracji,  mającej 
tu  swoją  twierdzę,  zaczęły  powstawać  inne  stronnictwa, 
niektóre  zbliżone  do  niej,  jak  chrześciańska  demokracja, 
inne  wprost  przeciwne,  inspirowane  z  zewnątrz  przez 
stronnictwa  szukające  tu  zwolenników.  Zaczęły  się  walki 
a  zarazem  skargi  na  separatyzm  jako  rzecz  niepatrjo- 
tyczną,  które  w  Sejmie  głośny  znajdowały  odgłos, 
zwłaszcza  w  r.  1920,  kiedy  Wielkopolska  utworzyła 
osobne  wojsko  dla  obrony  przed  najazdem  bolszewickim 
i  zaczęła  tamować  napływ  uchodźców  chroniących  się 
przed  tym  najazdem.  Ministrowie  dzielnicy  pruskiej 
zmieniali  się  często.  Do  zniesienia  tego  urzędu  i  osta- 
tecznej unifikacji  przyszło  dopiero  na  mocy  ustawy 
z  dnia  7  kwietnia  1922  r. 


Gabinet  Paderewskiego  trzymał  się  głównie  ze 
względu  na  to,  źe  przez  delegatów  swoich  uczestniczył 
w  Konferencji  pokojowej  w  Paryżu,  a  dopóki  Konfe- 
rencja nie  ukończyła  swojej  pracy,  zmiana  Rządu  pol- 
skiego nie  była  wskazana.  Chociaż  też  i  w  sprawie 
konstytucji  i  reformy  rolnej  i  aprowizacji  ministrowie 
ponosili  porażki  bez  walki,  chociaż  delegat  Dmowski 
przegrywał  na  konferencji  pokojowej,  a  Paderewski 


141 


błędów  jego  naprawić  nie  zdołał,  próby  wywołania 
przesilenia  gabinetowego,  których  nie  brakło,  nie  dopro- 
wadzały do  celu.  Osiągnęły  go  dopiero  częściowo  po 
zawarciu  traktatu  wersalskiego  i  jego  ratyfikacji,  a  bez- 
pośrednim jego  powodem  stała  się  kwestja  waluty. 
Istniały  w  Polsce  w  każdej  dzielnicy  osobne  waluty: 
marka  niemiecka,  rubel  rosyjski  i  korona  austrjacka, 
a  nadto  w  byłej  okupacji  niemieckiej  marka  polska, 
zaprowadzona  przez  okupację.  Ministrowi  skarbu,  Engli- 
chowi,  zdawało  się,  że  dość  wydrukować  odpowiednią 
ilość  złotych  polskich  i  oznaczyć  wartość  ich  równą 
frankowi  szwajcarskiemu,  ażeby  wykupić  nim  waluty 
obce  obiegające  na  ziemiach  polskich  i  rozwiązać  za- 
danie waluty  polskiej.  Zapomniał  o  tern,  że  złoty  pa- 
pierowy, niemający  żadnego  metalowego  pokrycia, 
oparty  jedynie  na  kredycie  polskiego  państwa,  spadnie 
gwałtownie  w  kursie  i  zamiast  uzdrowienia  sprowadzi 
katastrofę  finansową.  Z  początkiem  kwietnia  odszedł 
Englich,  a  na  jego  miejsce  stanął  dyrektor  polskiej 
Kasy  pożyczkowej,  Karpiński,  ale  i  ten  nie  znalazł  spo- 
sobu wyjścia.  Rząd  operował  pożyczkami  drobnemi, 
nie  trzymał  się  budżetu,  podatków  prawie  nie  ściągał, 
zwłaszcza  w  Królestwie,  gdzie  służba  podatkowa  nie 
była  zorganizowana,  czynił  wydatki  bez  miary  i  nie 
troszczył  się  o  ich  pokrycie.  Kurs  marki  polskiej  obniżał 
się  z  miesiąca  na  miesiąc.  Frank  szwajcarski  w  miesiącu 
styczniu  1919  r.  równał  się  1*5  marek  polskich,  w  lipcu 
osiągnął  już  kurs  275  marek.  W  opinji  publicznej 
i  w  Sejmie  podniósł  się  głos,  że  na  ministra  skarbu 
trzeba  nareszcie  powołać  prawdziwego  znawcę.  Takim 
wydał  się  Biliński,  kilkakrotny  minister  skarbu  w  Austrji 
i  wieloletni  gubernator  banku  narodowego  monarchji 
austrjacko- węgierskiej.  Należał  do  tych,  których  naro- 


142 


dowa  demokracja  postawiła  na  liście  proskrypcyjnej  za 
rzekome  austro-  i  germanofilstwo,  a  nawet  odsądziła 
od  polskości.  Z  tern  musiała  narazie  zamilknąć  i,  prze- 
ciwnie, starała  się  go  dla  siebie  zjednać.  To  jej  się  nie 
powiodło,  bo  Biliński  w  poprzednim  swoim  z  nią  sto- 
sunku zbyt  smutne  zebrał  doświadczenia  i  zapomnieć 
ich  nie  chciał. 

Obejmując  urząd  z  początkiem  sierpnia,  wymówił 
sobie  dziesięć  warunków,  na  które  zgodził  się  Pade- 
rewski i  wszyscy  ministrowie.  Były  to  elementarne  za- 
sady budżetowe,  przestrzegane  w  każdym  rządzie  upo- 
rządkowanym i  pojmującym  swoje  zadanie,  i  smutnem 
było,  że  w  Polsce  ich  się  nie  trzymano  i  że  potrzeba 
je  było  uroczyście  podpisami  ministrów  stwierdzać. 
Zobowiązali  się  więc  ministrowie,  każdy  z  osobna, 
trzymać  się  swojego  budżetu  wydatków  i  nie  przekra- 
czać go  bez  zezwolenia  ministra  skarbu,  oddawać  swoje 
dochody  Kasie  centralnej,  nie  zaciągać  długów  i  nie 
przyjmować  zobowiązań  pieniężnych,  nie  powiększać 
ustanowionego  etatu  urzędników  swoich,  nie  tworzyć 
władz  podrzędnych  i  nie  wnosić  projektów  ustaw  wy- 
magających wydatków  bez  zgody  ministra  skarbu.  Dla 
bliższego  porozumienia  się  w  tych  sprawach  utworzono 
Komitet  ekonomiczny,  do  którego  weszli  ministrowie 
najwięcej  w  sprawach  tych  interesowani,  i  rozpoczęła 
się  praca  mozolna.  Kto  po  Bilińskim  oczekiwał  cudów, 
natychmiastowego  uzdrowienia  waluty  i  skarbu,  ten 
się  zawiódł.  Na  polu  tak  zachwaszczonem  każdy  środek 
wymagał  pokonania  wielu  przeszkód,  dokonywały  się 
jednak  czynności  przygotowawcze,  zmierzające  do  zu- 
nifikowania banknotów,  do  wypracowania  ustawy  ban- 
kowej, zapewniającej  wprowadzenie  złotego  polskiego, 
opartego  na  częściowem  pokryciu  w  złocie,  i  zorgani- 


143 


zowania  banku  polskiego,  do  ułożenia  projektów  po- 
datków dochodowego  i  spadkowego,  do  ułożenia  pro- 
jektu budżetu  i  do  zaciągnięcia  pożyczek,  a  w  szcze- 
gólności pożyczki  amerykańskiej  dwustu  pięćdziesięciu 
miljonów  dolarów. 

Zanim  jednakże  prace  te  dobiegły  do  końca,  który 
Biliński  obiecywał  sobie  osiągnąć  na  wiosnę  następnego 
roku,  wybuchł  konflikt  pomiędzy  nim  a  prezesem  ga- 
binetu. Paderewski  nie  dotrzymał  warunków,  pod  któ- 
remi  zjednał  dla  gabinetu  swego  Bilińskiego.  U  boku 
jego  utworzyła  się  kamaryla,  której  informacje  ekono- 
miczne i  skarbowe  przyjmował  w  dobrej  wierze,  nie 
znając  się  na  nich  wcale.  Kamaryla  ta  uprzedzała  go 
przeciw  Bilińskiemu,  krytykując  jego  poczynania,  ale 
nie  dość  na  tern,  popchnęła  go  do  tego,  że  bawiąc 
zagranicą,  czynił  bez  wiedzy  i  zgody  ministra  skarbu 
najrozmaitsze  zakupy  miljardowej  wartości,  których  Bi- 
liński uznać  i  płacić  się  wzbraniał,  uważając,  że  cena 
zakupu  zbyt  jest  wygórowana,  a  warunki  ubliżają  nieraz 
honorowi  państwa  polskiego.  Nawzajem  Paderewski 
krytykował  pożyczkę  amerykańską,  zaciąganą  przez  Bi- 
lińskiego, i  dojściu  jej  do  skutku  przeszkadzał.  Oskarżał 
Bilińskiego  o  wrogie  usposobienie  dla  Francji,  gdy  ten 
finansów  polskich  przeciw  niesłusznym  pretensjom  spe- 
kulantów francuskich  bronił,  i  zmusił  go  dlatego  do 
zaniechania  Centrali  dewiz  ze  szkodą  waluty.  Oskarżał 
go  wreszcie,  że  kurs  korony,  obiegającej  w  zaborze 
austrjackim,  który  spadał  poprzednio  do  0  5  marki  pol- 
skiej, podniósł  do  0*8  marki.  Oskarżenia  te  wzajemne 
i  zarzuty  przenikały  do  opinji  publicznej  i  do  Sejmu. 
Narodowa  demokracja  z  Głąbińskim  i  marszałkiem  Sejmu 
Trąmpczyńskim  rzuciła  się  namiętnie  na  Bilińskiego. 
Gabinet  w  tych  warunkach  utrzymać  się  nie  mógł  i  dnia 


144 


27  listopada  zgłosił  dymisję.  Paderewski  sądził,  źe 
w  ten  sposób  pozbędzie  się  Bilińskiego,  tak  jak  się 
pozbył  niejednego  przedtem  ze  swoich  kolegów  w  ga- 
binecie. Ofiarą  przesilenia  padł  rzeczywiście  Biliński, 
ale  padł  także  Paderewski.  Nawet  przyjaciele  jego  z  na- 
rodowej demokracji  zrozumieli  już,  źe  on  właśnie  przy 
najlepszych  zamiarach  i  chęciach  do  uporządkowania 
stosunków  wewnętrznych  Polski  jest  przeszkodą.  Fa- 
talny obrót  sprawy  Galicji  wschodniej  na  Konferencji 
pokojowej  pozbawił  go  i  na  polu  polityki  zewnętrznej 
autorytetu.  Otrzymawszy  od  Naczelnika  państwa  dwa 
razy  misję  utworzenia  gabinetu,  utworzyć  go  nie  zdołał, 
i  ustąpić  musiał.  Utworzył  go  dnia  18  grudnia  1919  r. 
Leopold  Skulski  za  zgodą  większości  stronnictw  sejmo- 
wych. 

Z  całego  tego  przesilenia  pozostało  smutne  wspom- 
nienie, że  jedynemu  może,  jakiego  Polska  posiadała, 
znawcy  waluty  i  finansów  państwa  prezes  gabinetu 
rzucał  kamienie  pod  nogi,  a  zawiść  partyjna  narodowej 
demokracji  nie  dała  folgi  kilku  miesięcy,  aby  pokazał, 
co  umie.  Ministrowie  skarbu  zmieniali  się  dalej,  jak 
w  kalejdoskopie,  każdy  wobec  coraz  gorszych  warun- 
ków waluty  i  skarbu.  Sanacja  przyszła  do  skutku  po 
kilku  latach,  kiedy  za  jeden  złoty  trzeba  było  płacić 
1,800.000  polskich  marek. 


IV 


ODPARCIE  NAJAZDU 

Pochód  nad  Dniepr  i  Dźwinę. 
Klęska. 

Organizacja  obrony. 
Odparcie  najazdu. 
Pokój  w  Rydze. 
Przymierza. 

Czego  w  ostatnich  dniach  swoich  rządów  nie  mógł 
dokonać  Paderewski,  t.  j.  stworzyć  większości  w  Sej- 
mie, to  powiodło  się  Skulskiemu.  Porozumiał  się  z  Wi- 
tosem, ażeby  połączyć  ze  sobą  Zjednoczenie  ludowo- 
narodowe  i  Piastowców,  rodzaj  umiarkowanego  Centrum 
sejmowego.  Ułożyli  program  wspólny  w  sprawie  kon- 
stytucji i  reformy  rolnej,  czyniąc  sobie  ustępstwa,  zgo- 
dzili się  też  na  politykę  federacji  lub  autonomji  Kre- 
sów. Chęć  dostania  się  do  władzy  była  u  przywódców 
tak  silna,  źe  koncesje  te  uczynili  bez  zgody  swych 
stronnictw,  i  Piastowcy  zaprotestowali  po  niewczasie 
przeciw  zgodzeniu  się  na  utworzenie  Senatu.  Zjednali 
wreszcie  narodową  demokrację  oraz  chrześcijańsko-de- 
mokratyczny  klub  robotników  i  klub  mieszczański  dla 
utworzenia  rządu  i  utworzyli  rząd  „parlamentarny". 
Wybrano  do  niego  w  drodze  kompromisu  ludzi  drugo- 
rzędnych, nie  rażących  nikogo,  zaczynając  od  prezesa 
Skulskiego.  Ministrem  spraw  wewnętrznych  pozostał 
Wojciechowski,  ministrem  spraw  zagranicznych  miano- 
wano nieznanego  nikomu  Patka,  jedynym  politykiem 

Wskr2eszenie  Państwa  Polskiego  10 


146 


był  minister  skarbu,  narodowy  demokrata,  Władysław 
Grabski.  Układając  się  o  program,  nie  przewidywano, 
rzecz  dziwna,  że  gabinet  będzie  miał  stawić  czoło  bu- 
rzy, która  nadciągała  ze  Wschodu.  Członkowie  gabinetu 
w  sprawie  wojny  z  Rosją  bolszewicką  ulegli  też  zu- 
pełnie Piłsudskiemu,  niezdolni  ani  mu  się  oprzeć,  ani 
go  poprzeć. 

Wojska  polskie  w  jesieni  1919  r.  stały  już  nad 
Dźwiną  i  nad  Berezyną,  a  na  południu,  na  wschód  od 
Horynia,  pokonały  zwycięsko  wojska  Sowietów,  które 
im  stawiały  opór.  Napełniło  to  społeczeństwo  polskie 
zaufaniem  we  wartość  bojową  własnej  armji.  Organi- 
zacja jej,  w  przeciwieństwie  do  dezorganizacji  admini- 
stracji cywilnej,  zrobiła  istotnie  w  ciągu  roku  wielkie 
postępy.  Zniknęły  różne  wojska,  które  się  na  nią  zło- 
żyły. Armja  Hallera,  uwolniwszy  żołnierzy  wysłużonych, 
oraz  wojsko  Dowbora-Muśnickiego,  zaimprowizowane 
w  Poznańskiem,  weszły  w  jej  skład.  Ściągnęły  do  niej 
różne  oddziały  wojskowe  polskie,  które  wśród  rewolucji 
i  kontrrewolucji  utworzyły  się  na  obszarach  Rosji,  naj- 
większy pod  komendą  jenerała  Żeligowskiego  w  Odessie, 
inne  z  Syberji  i  Murmania.  Powstało  jedno  wojsko 
polskie,  które  wszystkie  swoje  potrzeby  w  uzbrojeniu 
i  umundurowaniu  sprowadzało,  nie  licząc  się  z  wydat- 
kami, z  zagranicy,  któremu  misja  wojskowa,  przysłana 
z  generałem  Henrys  z  Francji,  dopomagała  w  wyćwi- 
czeniu, i  które  z  początkiem  1920  r.  doszło  już  do 
20  dywizyj  piechoty  i  7  brygad  jazdy.  Naród  i  Rząd 
był  dumny  z  niego,  cieszył  się,  że  daleko  na  Kresach 
wschodnich  stanęło  na  straży  Rzeczypospolitej,  ale  ani 
Rząd  ani  naród  nie  zdawał  sobie  sprawy  z  tego,  że 
Polska  wystąpiła  do  boju  śmiertelnego  z  Rosją,  że  stoi 
u  progu  wielkiej  rozprawy,   którą  tylko  ogromnym 


147 


swoim  i  ogólnym  wysiłkiem  patrjotycznym,  tylko  po- 
stawieniem wszystkiego  na  kartę  może  wygrać. 

Narodowa  demokracja,  godząc  w  cel  tej  wojny, 
nawoływała  do  zawiązania  kontaktu  z  wodzami  kontr- 
rewolucji rosyjskiej,  Kołczakiem  i  Denikinem,  twierdząc, 
że,  dopóki  Rosja  potrzebuje  naszej  pomocy  w  walce 
z  Bolszewikami,  porozumienie  się  z  nią  co  do  wielu 
kwestyj,  które  przy  tern  mogą  się  stać  drażliwe  i  sporne, 
będzie  stosunkowo  łatwe.  Narodowi  demokraci,  licząc 
na  zwycięstwo  kontrrewolucji,  mylili  się,  o  co  nie 
można  ich  winić.  Trudniej  zrozumieć,  że  ludzie,  którzy 
chełpili  się  z  tego,  że  znają  Rosję,  oddawali  się  iluzji, 
iż  Rosja  carska  więcej  się  wobec  Polski  okaże  ustępliwą, 
niż  Rosja  bolszewicka. 

Stronnictwo  socjalistyczne,  zagrożone  w  swoim 
wpływie  na  masy  robotnicze  przez  propagandę  komu- 
nistyczną i  pragnąc  ją  przelicytować,  w  chwili  gdy 
wojsko  polskie  zajęło  Mińsk  (19  września  1919  r.), 
ogłosiło  odezwę  „Precz  z  wojną",  w  której  wzywało 
do  natychmiastowego  rozbrojenia  i  rozpuszczenia  woj- 
ska, twierdząc,  że  wojsko  to  nie  walczy  o  zabezpie- 
czenie granic  i  niepodległość  Polski,  ale  o  interes  „żu- 
brów", t.  j.  szlachty  polskiej,  posiadającej  dobra  na 
Kresach,  o  tereny  dla  kolonizacji  i  o  zysk  swoich 
i  obcych  kapitalistów,  i  zapewniając,  że  Bolszewicy 
uszanują  samostanowienie  Ukraińców,  Litwinów,  Łoty- 
szów  i  Polaków  na  wschód  od  granic  Królestwa. 

Prądy  te  znalazły  odgłos  w  szerokiej  dyskusji  na 
wspólnej  Komisji  spraw  zagranicznych  i  wojskowej, 
w  której  zajmowano  się  przystąpieniem  do  rokowań 
pokojowych,  a  uchwalono  wniosek  o  wyznaczenie  sub- 
komisji  dla  sformułowania  celów  wojny.  Wiele  trudu 
kosztowało  Piłsudskiego,  ażeby  Komisję  odwieść  od 

10* 


148 


tych  wniosków  pacyfistycznych  w  chwili,  w  której  woj- 
sko polskie  broniło  przejść  przez  Dźwinę  i  Berezynę 
i  znosiło  całą  srogość  północnej  zimy. 

Wytrwałość  żołnierza  odniosła  skutek.  Dnia  22  grud- 
nia 1919  r.  komisarz  ludowy  dla  spraw  zagranicznych 
w  Rosji  uczynił  propozycję  pokojową  Polsce  tej  treści, 
że  wojska  Sowietów  nie  przekroczą  teraźniejszego  frontu 
na  Białej  Rusi  i  Ukrainie,  że  nie  zawarły  ani  nie  zawrą 
z  Niemcami  lub  innym  krajem  traktatu  przeciw  Polsce, 
wreszcie,  że  o  ile  chodzi  o  interesy  rzeczywiste  Polski 
i  Rosji,  niema  ani  jednej  kwestji,  czyto  charakteru 
terytorjalnego,  czy  innego,  któraby  nie  mogła  być  roz- 
strzygnięta w  drodze  pokojowej  zapomocą  rokowań, 
ustępstw  i  wzajemnych  układów.  W  miesiąc  później, 
dnia  30  stycznia  1920  r.,  Rząd  sowiecki  zwrócił  się 
do  Naczelnika  państwa  polskiego  z  przedstawieniem, 
że  Sowiety  uznają  bez  warunków  i  zastrzeżeń  niepod- 
ległość i  suwerenność  Rzeczypospolitej  polskiej,  i  utrzy- 
mują propozycję  pokojową  z  dnia  28  grudnia.  Nie  dość 
na  tem.  Propozycję  tę  w  lutym  zatwierdził  Centralny 
komitet  wykonawczy  Sowietów  i  wydał  odezwę  do 
ludności  polskiej,  w  której  zapewniał,  że  pokój  jest 
szczerym  zamiarem  Rosji,  że  wolność  Polski  jest  wstęp- 
nym  warunkiem  do  wolności  Rosji,  a  na  podstawie 
pokoju  powstaną  najlepsze  stosunki  między  Rosją 
a  Polską. 

Wymownym  tym  słowom  nie  wierzył  Piłsudski. 
Sądził,  że  Sowiety  dla  tego  tylko  proponują  rokowania 
pokojowe,  ażeby  je  przewlec  i  zyskać  na  czasie  celem 
zorganizowania  swych  wojsk.  Pracowały  nad  tem  gor- 
liwie, i  pokonawszy  kontrrewolucję  Kołczaka  i  Denikina* 
ściągnęły  pod  hasłem  wojny  z  Polską  znaczną  ilość 
oficerów  dawnej  armji  carskiej,  tak,  że  z  wiosną  mogły 


149 


wyprawić  na  Polskę  armję  dwukroćstutysięczną.  Przeko- 
nany, że  armja  polska,  chociaż  świeżo  zorganizowana, 
lepsza  jest  od  zdezorganizowanej  armji  sowieckiej,  po- 
stanowił Piłsudski  osiągnąć  stanowcze  zwycięstwo  i  do- 
piero na  tej  podstawie  ze  Sowietami  rokować.  Zawią- 
zawszy stosunki  z  jednym  z  przywódców  ukraińskich, 
Petlurą,  i  zastrzegłszy  w  układzie,  że  granicą  pomiędzy 
Polską  a  Ukrainą  pozostanie  Zbrucz,  dopomógł  mu 
do  zorganizowania  wojska  pomocniczego.  Tak  samo  na 
północy  dopomógł  jenerałowi  Bałachowiczowi  do  orga- 
nizowania wojska  białoruskiego.  Na  propozycję  rosyj- 
ską zwlekał  z  odpowiedzią. 

Walka  zawrzała  na  całej  linji.  Wojska  sowieckie 
uderzyły  dwukrotnie  na  Równo  i  Kamieniec  podolski, 
na  Polesiu  na  Nową  Sieniawkę  i  Nowy  Konstantynów, 
wszędzie  po  kilkodniowym  boju  zostały  odparte.  Wów- 
czas minister  Patek  w  nocie  radjotelegraficznej  z  dnia 
27  marca  1920  r.  oświadczył  ministrowi  Sowietów, 
Cziczerinowi,  gotowość  rokowań  pokojowych,  od  dnia 
10  kwietnia  poczynając,  i  jako  miejsce  układów  zapro- 
ponował Borysów.  Cziczerin  zaraz  nazajutrz  zapropo- 
nował zawieszenie  broni  na  całym  froncie,  a  jako 
miejsce  układów  grunt  neutralny,  zaznaczając,  że  które- 
kolwiek z  miast  estońskich  odpowiadałoby  najlepiej 
celowi.  Rząd  polski  dnia  1  kwietnia  odpowiedział,  że  na 
zawieszenie  broni  na  całym  froncie  się  nie  godzi,  zaś 
akcję  bojową  gotów  przerwać  w  Borysowie  na  cały 
czas  rokowań  pokojowych. 

Na  to  Rząd  rosyjski  dnia  8  kwietnia  zwrócił  się  do 
rządów  Koalicji  z  prośbą  o  wpłynięcie  na  Polskę,  aby 
do  rokowań  przystąpiła,  oświadczając  gotowość  przy- 
jęcia jakiegokolwiek  miejsca  rokowań,  byle  nie  w  miej- 
scowości znajdującej  się  w  strefie  wojennej  lub  w  jej 


150 


pobliżu,  skoro  Polska  nie  godzi  się  na  ogólne  zawie- 
szenie broni.  Dnia  13  kwietnia  posłowie  mocarstw  zja- 
wili się  kolejno  u  ministra  spraw  zagranicznych  Patka 
z  przedstawieniem  o  podjęcie  rokowań.  Nie  odniosło 
to  wobec  Piłsudskiego  skutku.  Rząd  polski  w  komu- 
nikacie urzędowym  tłumaczył  się  tern,  że  Rząd  rosyj- 
ski, spierając  się  o  miejsce  rokowań,  szuka  tylko  pre- 
tekstu do  ich  odroczenja;  oświadczył  jednak,  że  w  czasie 
rokowań  wstrzymałby  się  z  akcją  zaczepną.  Rząd  ro- 
syjski w  nocie  z  23  kwietnia  tłumaczył  swe  stanowisko. 

Tymczasem  Piłsudski  odkrył  karty.  Dnia  25  kwietnia 
rozpoczął  gwałtowną  ofensywę,  i  rozbijając  wojska  ro- 
syjskie, już  26  kwietnia  zajął  Żytomierz.  Stąd  tegoż 
dnia  ogłosił  odezwę  do  wszystkich  mieszkańców  Ukrainy, 
w  której  oświadczył,  że  wojska  polskie  usuną  z  obszaru 
zajętego  przez  naród  ukraiński  obcych  najeźdźców,  a  na- 
ród ten  wolny  sam  o  swoich  losach  stanowić  będzie. 
Gdy  rząd  narodowy  Rzeczypospolitej  ukraińskiej  powoła 
do  życia  władze  państwowe  i  zorganizuje  wojsko 
ukraińskie  zdolne  uchronić  kraj  przed  nowym  najazdem, 
żołnierz  polski  powróci  w  granice  Rzeczypospolitej  pol- 
skiej. Analogiczną  odezwę  ogłosił  równocześnie  główny 
ataman  ukraiński  Petlura,  podnosząc  w  niej,  że  naród 
polski  w  osobie  swego  naczelnika  państwa  i  wodza 
naczelnego,  Józefa  Piłsudskiego,  i  w  osobie  swojego 
rządu  uszanował  prawo  do  stworzenia  niepodległej  re- 
publiki i  uznał  niepodległość  państwową  Ukrainy,  że 
pomiędzy  rządami  republiki  ukraińskiej  i  polskiej  nastą- 
piło zgodne  porozumienie,  na  podstawie  którego  wojska 
polskie  wkroczą  wraz  z  ukraińskiemi  na  teren  Ukrainy, 
jako  sojusznicy  przeciw  wspólnemu  wrogowi,  a  po 
skończonej  walce  z  Bolszewikami  wojska  polskie  po- 
wrócą do  swojej  ojczyzny. 


151 


Pościg  armji  polskiej  posuwał  się  szybkim  krokiem 
naprzód.  Dnia  8  maja  Piłsudski  na  czele  wojska  pol- 
skiego i  oddziału  ukraińskiego  zajął  Kijów  i  przyczółek 
mostowy  na  lewym  brzegu  Dniepru ;  na  Polesiu  w  tymże 
czasie  zdobyto  Rzeczycę,  na  południu  Bracław,  a  wojsko 
ukraińskie  Jampol. 

Zwycięstwo  odniesione  na  Wołyniu  z  początkiem 
maja  wywołało  w  Polsce  radość  i  uczucie  dumy.  Mar- 
szałek Sejmu  w  d.  3  maja  wysłał  telegram  dziękczynny 
Piłsudskiemu  i  armji,  a  w  Sejmie  oświadczył,  że  nie 
chcemy  przyłączać  do  Polski  gwałtem  choćby  jednego 
powiatu,  którego  ludność  w  swej  większości  należeć 
do  niego  nie  chce,  lecz  prowadząc  narzuconą  nam  wojnę, 
winniśmy  się  postarać  o  granice  strategiczne,  któreby 
nową  wojnę  uczyniły  nieprawdopodobną,  a  nie  pozo- 
stawiać półtora  miljona  Polaków  na  zachodnim  brzegu 
Dniepru  na  pastwę  rządu  sowieckiego.  Gdy  zaś  Pił- 
sudski po  zajęciu  Kijowa  18  maja  przybył  do  Warszawy, 
miasto  zgotowało  mu  owację,  a  marszałek  Sejmu,  wi- 
tając go  przybyłego  na  posiedzenie  sejmowe,  oświadczył, 
że  daremnie  wrogowie  nasi  liczyli  na  różnicę  poglądów 
politycznych  w  Polsce,  bo  cała  Polska  zgodna  jest  w  pra- 
gnieniu, ażeby  ludność  przez  naszą  armję  uwolniona 
stanowiła  o  swoim  losie,  o  formie  swojej  państwowości 
i  o  formie  swoich  rządów.  Armja  nasza  na  ostrzach 
bagnetów  niesie  wolność  ludności  przez  tyle  lat  gnę- 
bionej. W  Tobie,  Naczelny  wodzu,  bez  względu  na  róż- 
nice partji  widzimy  symbol  ukochanej  naszej  armji, 
armji  o  takiej  sile,  jakiej  naród  nasz  nawet  w  najświet- 
niejszych swoich  czasach  nie  posiadał. 

Niestety  słowa  te,  podyktowane  wrażeniem  chwili, 
nie  oddawały  wiernie  usposobienia  społeczeństwa  wobec 
toczącej  się  wojny. 


152 


Narodowa  demokracja  nigdy  nie  miała  zrozumienia 
dla  idei  państwa  ukraińskiego,  któreby,  stając  odrębnie 
i  oddzielając  się  od  Rosji,  musiało  jej  napór  na  Polskę 
osłabić.  Nie  wierzyła  w  możność  powstania  takiego 
państwa,  a  sądząc,  że  każda  próba  utworzenia  go  prze- 
cina pokojowe  ułożenie  się  stosunków  Polski  z  Rosją, 
gotowa  była  dla  tego  celu  Galicję  wschodnią  poświęcić 
i  już  za  czasów  austrjackich  popierała  w  niej  propa- 
gandę rusofilską  przeciw  rozwojowi  narodowości  ukraiń- 
skiej. Pochód  Polski  na  Ukrainę  uważała  teraz  za  naj- 
większy błąd  i  nieszczęście.  W  dniu  23  kwietnia  1920  r. 
odbyło  się  burzliwe  posiedzenie  Komisji  sejmowej  dla 
spraw  zagranicznych,  na  którem  przewodniczący  jej 
Stanisław  Grabski  złożył  przewodnictwo,  ażeby  zaata- 
kować Rząd  za  to,  że  niedawno  zgodził  się  na  ułożone 
przez  Komisję  warunki  pokoju  z  Rosją  sowiecką,  a  po- 
tem poszedł  w  kierunku  przeciwnym.  W  krytyce  układu 
z  Petlurą  i  Ukrainą  sekundowali  Grabskiemu  narodowi 
demokraci,  Seyda  i  Lutosławski.  Po  namiętnej  dyskusji, 
w  której  prezydent  ministrów  zarzucił  Grabskiemu,  że 
podaje  do  wiadomości  różne  postanowienia  projektu 
układu  z  rządem  ukraińskim,  które  mu  Rząd  w  zaufaniu 
do  jego  dyskrecji  udzielił,  uchwalono  19  głosami  prze- 
ciw- wniosek  Dubanowicza,  że  Komisja  odpiera  zarzuty 
skierowane  przeciw  Rządowi,  przyjmuje  do  wiadomości 
oświadczenia  Rządu  i  przechodzi  do  porządku  dzien- 
nego. Zarazem  jednak  uchwalono,  że  dyskusja  będzie 
jawną,  zapewne  dlatego,  ażeby  zorjentować  opinję  pu- 
bliczną, bałamuconą  przez  narodową  demokrację,  ale 
ogłoszenie  to,  będące  objawem  rozbicia  wobec  toczącej 
się  wojny,  nie  było  jej  poparciem. 

Narodowa  demokracja,  przygłuszona  chwilowo  zwy- 
cięstwami ofensywy  polskiej,  podniosła  wkrótce  głowę. 


153 


Dnia  12  maja  Komisja  sejmowa  dla  spraw  zagranicz- 
nych obradowała  nad  wnioskiem  socjalistycznego  posła 
Liebermanna  o  przyśpieszenie  rokowań  pokojowych 
z  Rosją.  Wnioskodawca  zadowolił  się  oświadczeniem 
Skulskiego,  że  Rząd  polski  nie  poszedł  na  drogę 
układów,  bo  miał  aż  nadto  dowodów,  że  Rząd  rosyj- 
ski, zasypując  nas  notami  pokojowemi,  liczył  bądź  na 
rewolucję  w  Polsce,  bądź  na  interwencję  Ententy,  bądź 
na  sukcesy  militarne.  Na  posiedzeniu  tern  narodowi 
demokraci  zażądali  jednak  dyskusji  nad  wnioskiem 
Głąbińskiego  o  celach  wojennych,  na  co  Komisja  się 
nie  zgodziła,  a  Skarbek  zażądał  przedłożenia  brzmienia 
układu  z  Petlurą,  co  Skulski  odroczył.  Gdy  tak  w  chwili 
przełomowej  na  terenie  wojny  jedno  z  największych 
stronnictw  wnosiło  w  politykę  i  wojnę  rozterkę,  nie 
dziw,  że  wojsko  walczące  nie  czuło  za  sobą  zgodnego 
poparcia  narodu. 

Szerokie  warstwy  społeczeństwa  nie  przeszły  jeszcze 
pokoleniami  przez  tę  szkołę  patrjotyzmu,  którą  dla  nich 
jest  powszechna  szkoła  ludowa  i  wyszkolenie  wojskowe 
we  własnem  państwie.  Tylko  ludność  polska  w  Galicji 
kształciła  się  w  szkole  w  duchu  patrjotycznym,  w  Po- 
znańskiem zaś  w  szkole  ucisku  religijnego  i  narodowego. 
Pod  zaborem  rosyjskim  polityka  ugodowa  narodowej 
demokracji,  prowadzona  razem  z  całem  Kołem  między- 
partyjnem,  nie  była  w  stanie  wzbudzić  w  szerokich 
warstwach,  zwłaszcza  włościańskich,  uczucia  patrjotycz- 
nego,  skierowanego  przeciw  Rosji.  Krytykując  teraz 
w  prasie  sobie  oddanej  wojnę,  a  w  szczególności  wy- 
prawę na  Kijów,  narodowa  demokracja  osłabiała  zapał 
wojenny  w  szeregach  walczących,  bo  pisma  jej  dosta- 
wały się  na  front  bojowy.  Kiedy  Głąbiński  dopytywał 


154 


się  w  Komisji  sejmowej  o  cele  wojny,  żołnierze  zaczęli 
pytać  się:  poco  my  się  właściwie  bijemy? 

Wojsko  znużone  zimą  i  długą  walką,  nie  czując 
oparcia  w  społeczeństwie,  demoralizowane,  straciło  siłę 
oporu  i  uległo.  Sowiety,  zorganizowawszy  wojsko  swoje 
należycie,  wystąpiły  nagle  z  siłą  przeważającą,  której 
po  nich  Polacy  nie  przypuszczali.  Najlepszą  swoją  armję, 
przeważnie  konną  pod  wodzą  Budiennego,  wyprawiły 
na  odzyskanie  Kijowa,  na  którym  najwięcej  im  zależało. 
Armja  ta,  przerwawszy  słabą  linję  polską,  dostała  się 
na  jej  tyły,  zmusiła  ją  do  cofnięcia  się  z  Kijowa,  zajęła 
go  dnia  1 1  czerwca,  i  w  niepowstrzymanym  już  pochodzie 
szła  przez  Wołyń  aż  pod  sam  Lwów.  Armja  polska 
północna  pod  wodzą  jenerała  Szeptyckiego,  rozstawiona 
nad  Dźwiną  i  nad  Berezyną,  odparła  natarcie  wojsk 
rosyjskich  w  maju,  ale  ponownego,  podjętego  wielkiemi 
siłami  w  czerwcu,  już  nie  wytrzymała.  Część  jej,  cof- 
nąwszy się,  próbowała  jeszcze  się  bronić,  ale  druga 
część  na  zachodzie  poszła  w  rozsypkę  i  umożliwiła 
wojsku  rosyjskiemu  14  lipca  zajęcie  Wilna,  20  lipca 
zajęcie  Grodna.  Żołnierz  polski,  jak  przedtem  śmiało 
kroczył  naprzód,  tak  teraz,  straciwszy  ducha,  cofał  się 
walcząc,  a  czasem  nawet  w  bezładnym  popłochu. 

Klęska  wojsk  polskich  pogrzebała  federacyjny  plan 
Piłsudskiego.  Jakkolwiek  ludowi  ukraińskiemu,  a  jeszcze 
więcej  ludowi  białoruskiemu,  można  było  odmówić  wielu 
danych  do  utworzenia  osobnego  państwa  i  do  wytwo- 
rzenia w  niem  własnego  rządu,  to  jednak  idea  państw 
kraińskiego  i  białoruskiego  wydobyła  się  na  wierzch 
w  ciągu  wojny  światowej,  traktat  brzeski  z  r.  1918 
jedną  z  nich,  t.  j.  ukraińską,  formalnie  urzeczywistnił, 
a  zasady  Wilsona  stworzyły  obu  ludom  tym  podstawę, 
na  której  mogły  budować.    Piłsudski   nie  zamierzał 


155 


tworzyć  tych  państw,  jak  mu  to  zarzucali  przeciwnicy, 
bo  one  już  w  zawiązku  istniały.  Szło  o  to,  kto  te  ludy 
i  tworzące  się  z  nich  państwa  ku  sobie  przyciągnie, 
Polska  czy  Rosja?  Przyciągnąć  mógł  i  zjednać  sobie 
ten,  kto  je  od  drugiego  wyzwolił.  Nietylko  tradycja 
historyczna,  ale  i  żywotny  interes  Polski  wskazywał 
jej  drogę,  po  której  poszedł  Piłsudski.  Nie  znalazł  zro- 
zumienia w  społeczeństwie  polskiem,  rozdwojonem 
przez  doktrynę  narodowo-demokratyczną.  Przecenił  jego 
siły.  Polska,  która  zaledwie  wyszła  ze  stuletniej  niewoli, 
nie  wyleczyła  się  z  klęsk,  jakich  doznała  w  czasie  wojny 
światowej,  nie  skończyła  jeszcze  organizacji  swojej 
państwowej  i  wojskowej.  Ta  Polska  nie  znalazła  ani 
ducha  ani  siły  do  podjęcia  ze  skutkiem  wielkiego  za- 
dania, około  którego  obracały  się  jej  dzieje  przedrozbio- 
rowe, a  które  zacięży  niewątpliwie  nad  jej  przyszłością. 


Przerażające  wiadomości  o  katastrofie  wojska  pol- 
skiego, o  utracie  Kresów  i  najściu  grożącem  Warszawie, 
położyły  koniec  dyskusjom  pacyfistycznym  i  otrzeźwiły 
społeczeństwo,  które  teraz  dopiero  zdało  sobie  naprawdę 
sprawę  z  tego,  czem  jest  dla  narodu  wojna  i  jak  ją 
należy  prowadzić. 

Ofiarą  klęski  padł  gabinet  Skulskiego,  a  23  czerwca 
przyszedł  do  skutku  nowy  gabinet  Władysława  Grab- 
skiego, w  którym  tekę  spraw  zagranicznych  objął  na- 
rodowy demokrata  Eustachy  Sapieha.  Gabinet  ten  za- 
raz 30  czerwca  wystąpił  przed  Sejmem  z  projektem 
utworzenia  Rady  obrony  państwa.  Skład  jej  stanowić 
ma  Naczelnik  państwa  jako  przewodniczący,  dalej  Mar- 
szałek Sejmu,  dziesięciu  posłów  wyznaczonych  przez 
Sejm,  Prezydent  ministrów  i  trzech  członków  Rządu 


156 


wyznaczonych  przez  Radę  ministrów,  wreszcie  trzech 
przedstawicieli  wojskowości,  wyznaczonych  przez  Na- 
czelnego wodza.  Radzie  tej  oddał  Sejm  prawo  decydo- 
wania o  wszystkich  sprawach  związanych  z  prowadze- 
niem i  z  zakończeniem  wojny  i  z  zawarciem  pokoju, 
oraz  prawo  wydawania  w  tych  sprawach  rozporządzeń 
i  zarządzeń,  które  natychmiast  mają  być  wykonane, 
ale,  o  ile  wymagają  uchwały  Sejmu,  mają  być  na  naj- 
bliższem  jego  posiedzeniu  przedłożone  do  zatwierdzenia. 
Projekt  ten  Rady,  uchwalony  i  ogłoszony  zaraz  dnia 
1  lipca,  zjednoczył  trzy  czynniki  władzy,  pomiędzy  któ- 
remi  porozumienie  było  nieraz  trudne  i  wymagało  czasu: 
Naczelnika  państwa  i  zarazem  naczelnego  wodza,  Sejm 
i  Rząd  państwa. 

Rada  obrony  zaraz  dnia  3  lipca  wydała  dwie  odezwy, 
jedną  do  obywateli  państwa,  drugą  do  żołnierzy.  W  pierw- 
szej wezwała  naród  do  skupienia  wszystkich  sił  dla  od- 
parcia najazdu,  ażeby  żołnierz  walczący  na  froncie  miał 
przeświadczenie,  że  za  nim  stoi  cały  naród,  a  zarazem 
wezwała  wszystkich  zdolnych  do  noszenia  broni,  ażeby 
dobrowolnie  zaciągali  się  w  szeregi  armji,  innych,  ażeby 
stanęli  do  pracy  w  instytucjach  wojskowych.  W  drugiej 
odezwie,  wzywając  wojsko,  ażeby  podjęło  jeszcze  jeden 
wielki  i  mężny  wysiłek  dla  rozbicia  wroga,  zapewniała 
je,  że  za  niem  stoi  cały  naród,  dbający  o  to,  aby  mu 
na  froncie  niczego  nie  brakło.  Dnia  4  lipca  minister 
wojny  Sosnkowski  ogłosił  przepisy  dotyczące  werbunku 
do  armji  ochotniczej.  Jako  ochotnicy  mogą  się  zgła- 
szać wszyscy  obywatele  państwa,  dotychczas  poborem 
przymusowym  nie  objęci,  oraz  ci  poborowi,  którzy 
otrzymali  odroczenie,  a  mianowicie  szeregowi  od  17  —  42 
roku  życia,  oficerowie  zaś  do  50  roku  życia.  Ochotnik 
staje  się  żołnierzem  armji  regularnej. 


157 


Powołanie  ochotników  do  regularnej  armji  walczącej 
było  tym  razem  środkiem  nader  skutecznym  na  złe, 
na  które  ta  armja  chromała,  na  brak  czy  zanik  patrio- 
tycznego poświęcenia  i  zapału.  Ochotnicy  zgłaszający 
się  dobrowolnie,  a  to  głównie  z  warstw  inteligencji, 
narodowo  najwięcej  uświadomionej,  mieli  ten  patrjotyzm 
wnieść  w  zdemoralizowane  szeregi,  do  których  ich  wcie- 
lano, zapałem  swoim  je  ożywić  i  porwać  do  walki. 
Środek  nie  zawiódł.  Na  czele  werbunku  do  armji  ochotni- 
czej postawiono  popularnego  wodza  przybyłych  z  Francji 
wojsk,  Józefa  Hallera.  Odezwy  jego  znalazły  żywy  od- 
głos w  uchwałach  młodzieży  krakowskiej  i  warszawskiej, 
Episkopat  zaś  polski  poparł  je  swoją  odezwą.  Ochotnicy 
zgłaszali  się  tłumnie. 

Propaganda  ta  nie  obiecywała  jednak  stanowczego 
skutku,  dopóki  najliczniejsza  w  narodzie  warstwa  wło- 
ściańska interesu  swego  klasowego  nie  miała  związa- 
nego z  zadaniem  wojny.  Reforma  rolna  dominowała 
nieustannie  w  jej  umysłach.  Nie  chciała  uznać  i  zrozu- 
mieć, że  państwo  polskie  przed  uregulowaniem  swego 
skarbu  nie  może  przeprowadzić  wywłaszczenia  większej 
własności  za  odszkodowaniem.  Gdy  Polska  znalazła  się 
w  opalach,  posłowie  ludowi  z  Witosem  na  czele  posta- 
wili reformę  rolną  jako  warunek  pozyskania  ogółu  lud- 
ności włościańskiej  dla  obrony  ojczyzny.  Uczynili  to 
samo,  co  prawie  pięćset  lat  temu  uczyniła  szlachta  na 
polach  Nieszawy,  domagając  się  przywifeju  przed  dal- 
szym pochodem  na  wojnę  pruską.  Projekt  przedłożony 
przez  Witosa  opierał  się  na  zasadach  uchwalonych  przez 
Sejm  10  lipca  1919  r.  a  ze  sprawą  odszkodowania 
załatwiał  się  bez  skrupułu,  orzekając,  że  cenę  wykupna 
nieruchomości  ma  stanowić  połowa  przeciętnej  ceny 
targowej  płaconej  za  majątki  o  zbliżonym  obszarze 


158 


w  danej  okolicy.  Sejm,  mając  nóż  na  gardle,  dnia  15 
lipca  1920  r.  przyjął  ten  projekt  jednomyślnie.  Przy- 
jęcie ułatwione  było  przez  to,  że  możność  przeprowa- 
dzenia tej  reformy  była  więcej  niż  wątpliwa.  Udział 
warstwy  włościańskiej  w  obronie  państwa  i  w  rządzie 
wielce  jednak  przyjęcie  tej  ustawy  ułatwiło,  gdyż  propa- 
gandzie patrjotyzmu  usunięto  przeszkodę.  Uchwalając 
ustawę,  Sejm  wezwał  Rząd,  aby  ogłosił  we  wszystkich 
gminach,  że  wszyscy,  którzy  nieprawnie  uchylają  się 
od  obowiązku  służby  wojskowej  i  poboru,  tracą  prawo 
korzystania  z  ustawy  o  reformie  rolnej. 

Gotując  obronę,  Rząd  polski  udał  się  o  pomoc  do 
Koalicji.  Niewdzięczne  to  było  zadanie,  skoro  Rząd,  nie 
godząc  się  niedawno  temu  na  interwencję  pokojową 
mocarstw  Koalicji,  przyjął  dalsze  prowadzenie  wojny 
z  Rosją  na  swoje  ryzyko  i  na  swoją  odpowiedzialność. 
O  wojnie  polsko-rosyjskiej  odzywały  się  w  Anglji  głosy 
sprzeczne.  Robert  Cecil  ubolewał,  że  Polska  toczy  wojnę 
wbrew  pokojowym  intencjom  Rosji,  a  zasady  Ligi  na- 
rodów nie  wchodzą  w  życie.  Lord  Courzon  odpowiadał 
mu,  że  akcja  polska  była  wynikiem  nagromadzenia  wojsk 
sowieckich  na  granicy,  a  interwencja  Ligi  narodów  wobec 
toczącej  się  wojny  nie  ma  miejsca.  Dnia  22  maja  mi- 
nister Bonar-Law  oświadczył,  że  rządowi  polskiemu  po- 
zostawiono całkowitą  odpowiedzialność  w  kwestji  odrzu- 
cenia albo  przyjęcia  bolszewickich  propozycyj  pokojo- 
wych, że  rząd  angielski  nie  będzie  zachęcał  Polski  do 
przeciągania  wojny,  lecz  w  razie  rzeczywistego  nieudania 
się  próby  zawarcia  pokoju  Brytanja  będzie  musiała 
dopomóc  Polsce.  Prędko  pokazało  się,  jak  ta  pomoc 
się  objawi. 

Dnia  6  lipca  Rada  obrony  państwa  uchwaliła  do 
obradującej  właśnie  w  Spaa  Konferencji  mocarstw  wysto- 


159 


sować  odezwę  następującą:  „Polska  walczy  o  zapewnie- 
nie sobie  niepodległego  bytu  i  przyłączenie  do  Polski 
tych  ziem,  które  zamieszkałe  są  przez  ludność  polską, 
pragnącą,  aby  nie  była  oderwana  od  kraju  macierzystego. 
Polska  gotowa  jest  w  każdej  chwili  zawrzeć  pokój  na 
zasadzie  stanowienia  o  sobie  narodowości  zamieszka- 
łych między  Polską  a  Rosją.  Wojsko  polskie  zasłania 
Europę  przed  falą  bolszewicką.  Przerwanie  tej  tamy 
groziłoby  niebezpieczeństwem  całej  zachodniej  Europie. 
Naród  polski,  zjednoczony  w  podniosłym  i  solidarnym 
wysiłku  wszystkich  warstw,  powstaje  dla  obrony  swych 
ognisk  domowych.  Polska,  o  ile  będzie  zmuszona  do 
dalszej  walki,  potrzebuje  wydatnej  materjalnej  i  moralnej 
pomocy  aljantów". 

Z  uchwałą  tą  prezydent  ministrów  Grabski  wypra- 
wiony został  do  Spaa  i  zaraz  dnia  10  lipca  podpisał 
przedstawiony  mu  przez  Koalicję  układ,  mocą  którego 
Rząd  polski  zgadza  się  na  to,  aby : 

a)  Zainicjować  i  podpisać  niezwłocznie  rozejm  na 
tej  podstawie,  że  wojsko  polskie  cofnie  się  i  sta- 
nie na  linji  ustalonej  przez  Konferencję  pokojową 
8  grudnia  1919  r.,  jako  tymczasowej  granicy  pol- 
skiego zarządu,  i  że  wojsko  sowieckie  stanie  o  50 
km  na  wschód  od  tej  linji.  Jednakże  Wilno  ma 
być  bezzwłocznie  oddane  Litwinom  i  wyłączone 
ze  strefy  zajmowanej  przez  Bolszewików  podczas 
rozejmu.  Co  się  tyczy  wschodniej  Galicji,  to  armje 
staną  na  linji,  którą  osiągną  w  dniu  rozejmu,  po- 
czerń każda  cofnie  się  o  10  km,  celem  utworzenia 
strefy  neutralnej. 

b)  Wysłać  pełnomocników  na  Konferencję,  która  ma 
się  odbyć  następnie  możliwie  jak  najrychlej  w  Lon- 
dynie. Na  Konferencji  tej  mają  być  obecni  dele- 


160 


gaci  Polski,  Sowieckiej  Rosji,  Finlandji,  Litwy, 
Łotwy,  i  ma  się  odbywać  pod  auspicjami  Konfe- 
rencji pokojowej,  która  dążyć  będzie  do  zapro- 
wadzenia trwałego  pokoju  pomiędzy  Rosją  a  jej 
europejskimi  sąsiadami.  Przedstawiciele  wschod- 
niej Galicji  będą  również  zaproszeni  do  Londynu 
dla  przedłożenia  na  Konferencji  swojej  sprawy, 
c)  Przyjąć  decyzję  Rady  najwyższej  w  sprawie  granic 
litewskich,  przyszłości  Galicji  wschodniej,  sprawy 
cieszyńskiej  i  przyszłego  traktatu  gdańsko- pol- 
skiego. 

Straszny  to  był  cyrograf,  który  mianowicie  w  punkcie 
swoim  trzecim  pozbawiał  Polskę  głosu  we  wszystkich 
najważniejszych  sprawach  i  zdawał  ją  zgóry  na  łaskę 
i  niełaskę  mocarstw  Koalicji.  I  za  to  wszystko  Anglja 
nie  brała  na  siebie  zobowiązania  zbrojnej  interwencji 
i  utrzymania  wobec  Rosji  określonej  granicy  etnogra- 
ficznej, lecz  przyrzekała  bezzwłocznie  uczynić  podobną 
propozycję  Rosji  sowieckiej,  a  w  razie  jeżeli  wojska 
rosyjskie  odmówią  rozejmu,  sprzymierzeni  dadzą  Pol- 
sce wszelką  pomoc  —  o  ile  tylko  będzie  możliwe, 
z  uwzględnieniem  swojego  własnego  wyczerpania  i  cięż- 
kich zobowiązań  gdzieindziej  powziętych,  —  a  to  celem 
umożliwienia  narodowi  polskiemu  jego  niepodległości. 
Grabski  targował  się  w  Spaa.  Uzyskał,  że  nie  musiał 
się  zgodzić  na  oddanie  Wilna  Litwinom  ostatecznie, 
lecz  tylko  na  przekazanie  im  go  na  czas  najścia  bol- 
szewickiego, że  sprawa  Galicji  wschodniej  nie  będzie 
załatwiona  zaraz  przy  traktacie  z  Sowietami,  że  granicą 
rozejmu  w  Galicji  wschodniej  nie  będzie  linja  na  wschód 
od  Przemyśla,  która  oddawałaby  całą  niemal  Galicję 
wschodnią  Bolszewikom,  lecz  linja  prosta  w  dniu  rozejmu. 
Uzyskał,  że  delegaci  z  Galicji  wschodniej  będą  wezwani 


161 


na  Konferencję  nie  w  charakterze  równorzędnych  delega- 
tów, lecz  dla  konsultacji.  Ważniejszych  ustępstw  uzyskać 
nie  mógł. 

Dnia  22  lipca  Lloyd  George  w  parlamencie  angiel- 
skim do  postanowień  powziętych  w  Spaa  dodał  jasny 
komentarz.  „Powodem,  rzekł,  że  nie  możemy  pozostać 
obojętnymi  wobec  losu  Polski,  jest  fakt,  że,  jeśli  Bol- 
szewicy ubezwładnią  Polskę,  pomaszerują  prosto  ku 
granicy  niemieckiej.  Państwo  Sowietów  po  zniszczeniu 
niepodległości  i  egzystencji  wolnego  narodu,  rozciągać 
się  będzie  aż  do  granic  Niemiec  jako  wielkie  agresywne 
mocarstwo,  które  zagrabiło  terytorja  należące  do  innej 
rasy.  W  Niemczech  są  miljony  wyćwiczonych  wojskowo 
mężczyzn,  a  jeżeli  będą  mieli  Bolszewików  za  najbliż- 
szych sąsiadów,  proszę  członków  tej  Izby,  ażeby  zechcieli 
rozważyć,  czy  skutkiem  tego  Sprzymierzeni  nie  ujrzą 
się  nagle  pozbawionymi  owoców  swego  drogo  okupio- 
nego zwycięstwa.  Musimy  się  z  tem  liczyć  i  dlatego 
Sprzymierzeni  przyszli  do  przekonania,  że  muszą  po- 
czynić kroki  celem  wstrzymania  zniszczenia  Polski,  tu- 
dzież pochodu  armji  bolszewickiej  przez  polskie  tery- 
torjum.  Dlatego  też...  musieliśmy  wyjaśnić  Polsce,  że, 
jeżeli  Sprzymierzeni  udzielą  pomocy,  będzie  ona  prze- 
znaczona dla  realnej  Polski,  nie  zaś  dla  poparcia  usi- 
łowań polskich  w  kierunku  anektowania  terytorjów  nie- 
należących  do  niej\ 

Nie  mogła  Polska  dyktować  warunków,  pod  któ- 
remi  Koalicja  gotowa  była  przyjść  jej  z  pomocą,  ale 
warunki  podyktowane  jej  przez  Koalicję  były  nad  wyraz 
ciężkie.  Gdyby  Rosja  zgodziła  się  na  rozejm,  granica 
wschodnia  państwa  polskiego  byłaby  biegła  po  linji 
etnograficznej,  wykreślonej  8  grudnia  1919  r.,  miljony 
ludu  polskiego  i  cały  zasób  kultury  polskiej,  zanie- 

Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego  11 


162 


siony  od  wieków  poza  te  granice,  byłby  skazany  na 
zagładę,  a  Polska  byłaby  stanęła  jako  małe  państewko, 
niezdolne  się  samo  bronić.  Ponieważ  Anglja  wysunęła 
się  na  czoło  interwencji  wobec  Rosji,  a  Konferencję 
pokojową  zamierzała  zwołać  w  Londynie  z  udziałem 
Finlandji,  Litwy  i  Łotwy,  wynikało  z  tego,  źe  Anglja 
w  rokowaniach  z  Rosją  obejmie  nad  niemi  rodzaj  gwa- 
rancji, czy  protektoratu,  oparta  o  swoją  flotę  i  port 
gdański  na  Bałtyku.  Tak  obiecywała  sobie  Anglja  sza- 
chować Rosję,  w  razie  gdyby  posiadłościom  jej  i  inte- 
resom w  Azji  miała  zagrażać.  W  trudnem  położeniu 
musiała  się  znajdować  Francja,  że  na  to  wszystko  przy- 
stała. Bóg  strzegł  jednak  widocznie  Polskę,  że  do  tego 
nie  przyszło.  Rosja,  ufna  w  swoje  świeże  zwycięstwa, 
odrzuciła  interwencję  angielską,  Polska  tem  samem  uwol- 
niła się  od  zobowiązania  przyjętego  w  Spaa  co  do 
granicy  etnograficznej,  która  zawisła  w  powietrzu. 

Dnia  11  lipca  Anglja  wysłała  depeszę  do  Rządu  so- 
wieckiego z  propozycją  opartą  na  zasadach  ułożonych 
w  Spaa.  Rząd  sowiecki  odpowiedział  na  to  18  lipca, 
źe  odmawia  Anglji  prawa  pośredniczenia,  a  uważa  za 
konieczne  zwrócenie  się  Polski  bezpośrednio  do  Rządu 
sowieckiego.  Jeżeli  Polska  zwróci  się  o  pokój,  Rosja 
nie  odmówi  i  w  jak  najprzyjaźniejszym  duchu  rozpatrzy 
propozycję  jej  zawarcia  rozejmu,  wyrażając  gotowość 
przyznania  Polsce  bardziej  korzystnej  granicy,  niż  ta, 
którą  przyznała  Polsce  Rada  najwyższa  w  grudniu 
1919  r.,  a  którą  ponawia  propozycja  Anglji.  Sowiety 
widzą  w  tych  niekorzystnych  dla  Polski  granicach 
wpływ  reakcji  rosyjskiej,  działającej  na  emigracji. 

Odpowiadało  to  niewątpliwie  prawdzie.  Emigracja 
rosyjska  w  Paryżu  i  Londynie,  złożona  z  ludzi  stano- 
wiących podporę  rządów  carskich  i  ucisku  Polski,  o  ile 


163 


jej  się  powiodło  zbiec  do  Paryża  czy  Londynu,  pilno- 
wała najtroskliwiej,  ażeby  Rząd  bolszewicki  nie  uczynił 
Polsce  jakichkolwiek  ustępstw  z  ziem  biało-  czy  mało- 
ruskich  1  ażeby  mocarstwa  zachodnie  ustępstw  tego 
rodzaju  nie  aprobowały.  Emigracja  ta  cieszyła  się  ze 
zwycięstw,  które  wojska  polskie  odnosiły  nad  Bolsze- 
wikami, popierając  w  ten  sposób  walkę  kontrrewolucji, 
ale  kiedy  Piłsudski  zajął  Kijów  chwilowo,  ażeby  stwo- 
rzyć państwo  ukraińskie,  związane  oczywiście  z  Polską, 
emigracja,  głosząc  się  przedstawicielką  Rosji,  wystąpiła 
z  głośnym  przeciw  temu  protestem. 

Wracając  po  tern  zboczeniu  do  właściwej  sprawy, 
zapisać  musimy,  że  po  odmowie  Sowietów  nie  pozo- 
stało Anglji,  jak  cofnąć  się  ze  swoją  propozycją  i  do- 
radzić Polsce  bezpośrednie  zwrócenie  się  do  Sowietów. 
Wskutek  tego  Rząd  polski  już  dnia  22  lipca  zapropo- 
nował Sowietom  natychmiastowe  zawieszenie  broni 
i  otwarcie  rokowań  pokojowych.  Teraz  jednak  Sowiety 
co  do  miejsca  rokowań  i  co  do  zawarcia  rozejmu  przed 
ułożeniem  warunków  pokoju  zaczęły  robić  trudności 
i  zwlekać,  czekając,  że  lada  chwila  rozstrzygnięcie  za- 
padnie na  placu  boju. 

Odwrót  wojsk  polskich  z  nad  Dźwiny,  Berezyny 
i  Dniepru  na  linję  Bugu  i  Wisły  trwał  istotnie  bez 
przerwy,  zaledwie  tu  i  owdzie  walką  powstrzymany. 
Dnia  28  lipca  północna  armja  polska  cofnęła  się  już 
na  linję  Grajewo — Kamieniec  Litewski,  a  środkowa,  naj- 
lepiej się  trzymająca  na  Polesiu  musiała  się  również 
cofnąć,  aby  nie  stracić  z  północną  łączności. 


Dla  Rządu  i  narodu  polskiego  było  już  rzeczą  jasną, 
ie  o  przyszłości  Polski  tylko  miecz  rozstrzygnie.  Rada 
obrony  prowadziła  też  bez  wytchnienia  pracę  nad  reor- 

11* 


164 


ganizacją  wojsk,  które  się  cofnęły,  i  zasileniem  ich 
świeżym  elementem.  Oprócz  powołania  ochotników  za- 
rządziła szeroki  pobór  rekrutów,  wydała  postanowienia 
w  sprawie  zapewnienia  bezpieczeństwa  państwa  i  utrzy- 
mania porządku  publicznego  podczas  wojny  na  obszarze 
byłej  dzielnicy  pruskiej,  zaprowadziła  sądy  doraźne 
w  byłych  zaborach  rosyjskim  i  austrjackim,  zarządziła 
wydawanie  bezpośrednie  rozkazów  i  nakazów  rekwi- 
zycyj  przez  władze  wojskowe,  powołała  prawników  do 
służby  czynnej  wojskowej  i  unormowała  karne  postę- 
powanie wojskowe.  Najważniejszem  z  tych  postanowień 
było  zaprowadzenie  sądów  doraźnych  za  zbiegostwo 
z  wojska,  a  sądy  te,  działając  energicznie  i  publikując 
swoje  wyroki  śmierci,  przywracały  rychło  rozluźnioną 
karność  wojskową. 

Rozumiejąc  jednak,  że  duch  wojska  zależy  od  ducha 
całego  społeczeństwa,  które  za  niem  stoi,  Rada  obrony 
postanowiła  utworzyć  Rząd  koalicyjny,  złożony  z  re- 
prezentantów wszystkich  stronnictw  sejmowych,  a  dla 
zjednania  najszerszych  warstw  społeczeństwa  i  dla  za- 
znaczenia demokratycznego  charakteru  wobec  zagranicy 
postawić  na  jego  czele  prezesa  stronnictwa  ludowego* 
włościanina  Witosa,  a  jako  jego  zastępcę  socjalistycz- 
nego posła  Daszyńskiego. 

Charakterystyczny  był  fakt,  że  równocześnie  przy- 
wódca narodowej  demokracji  Dmowski  wystąpił  z  Rady 
obrony,  a  na  jego  miejsce  wstąpił  Głąbiński.  Jakiekol- 
wiek Dmowski  mógł  mieć  powody  do  tego  kroku,  wy- 
glądało to  na  demonstrację  ze  strony  polityka,  który 
byt  Polski  chciał  opierać  o  Rosję. 

Nowy  gabinet  koalicyjny  przedstawił  się  Sejmowi 
24  lipca.  Wszystkie  stronnictwa,  nie  wyjmując  Niem- 
ców i  Żydów,  przyrzekły  mu  poparcie,  a  Sejm  stwierdził 


165 


niezłomną  wolę  narodu  do  stanowczej  walki  w  obronie 
niepodległości. 

Odrzucenie  propozycji  pokojowej  Anglji  a  zwleka- 
nie z  podjęciem  rokowań  z  Polską,  oraz  najazd  wojsk 
rosyjskich  zagrażający  Warszawie  stworzyły  warunki, 
od  których  zależała  pomoc  przyrzeczona  Polsce  przez 
Koalicję.  Stwierdził  to  Lloyd  George  22  lipca  w  par- 
lamencie angielskim.  Słyszałem  —  mówił,  —  że  wciągu 
kilku  ostatnich  dni  Polska  wystawiła  ochotniczą  armję 
w  sile  trzystu  tysięcy  ludzi,  że  młodzież  uniwersytecka 
i  mężczyźni  ze  wszystkich  sfer  i  klas  pośpieszyli  pod 
sztandary,  ale  że  potrzebują  wyekwipowania.  Tego  my 
i  Francja  możemy  im  dostarczyć...  Czas  nagli  i  Rząd 
francuski  i  angielski  wysłały  specjalnych  delegatów  do 
Polski,  ażeby  zbadali  warunki  i  donieśli,  jakie  zarzą- 
dzenia należy  poczynić,  ażeby  dopomóc  Polsce  w  obro- 
nie jej  własnego  terytorjum.  Wysłaliśmy  brytyjskiego 
ambasadora  z  Berlina  wraz  z  wojskowym  attache,  a  Rząd 
francuski  wysyła  szefa  sztabu  jeneralnego  marszałka 
Focha,  jenerała  Weyganda,  a  być  może,  że  sam  mar- 
szałek Foch  pojedzie,  jeśli  ten  krok  okaże  się  ko- 
niecznym. 

Wysyłka  broni  i  amunicji  do  Polski  napotkała  na 
największe  przeszkody.  Wszystkie  państwa  otaczające 
Polskę,  ogłaszając  neutralność,  zabroniły  jej  przewozu 
przez  swoje  terytorjum,  a  więc  Niemcy,  Czesi  i  Ru- 
muni. Pozostał  Gdańsk,  ale  i  ten  zaczął  robić  trudności. 
Nie  czynił  tego  oficjalnie  sam  rząd  gdański,  ale  ro- 
botnicy portowi  Niemcy  odmówili  wyładowania  amu- 
nicji, którą  dnia  24  lipca  przywiózł  okręt  holenderski, 
oświadczając,  że  pierwej  nie  ustąpią,  dopóki  Polska 
nie  zgodzi  się  na  oddanie  t.  z  w.  korytarza  gdańskiego, 
t.  j.  polskiego  Pomorza.  Dopiero  stacjonowani  w  Gdańsku 


166 


angielscy  żołnierze  zajęli  się  wyładowaniem  amunicji, 
a  kolejarze  polscy  w  odwet  za  opór  robotników  gdań- 
skich wstrzymali  wszelkie  transporty  przeznaczone  do 
Gdańska.  W  kilka  dni  później  przybył  do  Gdańska 
okręt  francuski,  prowadzący  dwa  okręty  z  amunicją  dla 
Polski,  a  kiedy  komisarz  Ligi  narodów  w  Gdańsku, 
Anglik,  zaczął  robić  trudności,  zasłaniając  się  obawą 
rozruchów  ze  strony  robotników  portowych,  marynarze 
francuscy  zajęli  się  wyładowaniem.  Gdańsk  zaczął  myśleć 
o  ogłoszeniu  neutralności,  ale  przybycie  kilku  okrętów 
wojennych  francuskich  i  angielskich  zachciankom  tym 
położyło  koniec. 

Niemniej  ważne  było  przybycie  do  Polski  jene- 
rała Weyganda  z  licznym  zastępem  oficerów  francuskich. 
Weygand  z  niektórymi  w  sztabie  generalnym,  inni  ofi- 
cerowie rozdzieleni  po  innych  sztabach  polskich,  słu- 
żyli sprawie  i  wiedzą  swoją  zawodową,  której  oficerom 
polskim  bardzo  brakło,  i  doświadczeniem  zebranem 
w  wojnie  światowej.  Pojawienie  się  ich  w  wojsku  pol- 
skiem  podniosło  jego  ducha  i  wzbudziło  ambicję  po- 
kazania się  wobec  tych,  którzy  jy  wojnie  światowej 
odnieśli  zwycięstwo.  Całe  społeczeństwo  polskie  wielką 
też  do  ich  udziału  w  wojnie  przykładało  wagę. 

W  przededniu  rozstrzygnięcia  Rząd  dnia  5  sierpnia 
wydał  odezwy  do  narodu,  do  wojska  i  do  mieszkań- 
ców Warszawy.  Episkopat  odezwał  się  z  tern  samem 
do  wiernych.  Na  osobną  uwagę  zasługiwała  odezwa, 
z  którą  Witos  zwrócił  się  do  włościan,  aby  każdy  spełnił 
swój  obowiązek  w  obronie  ojczyzny,  a  do  włościanek, 
aby  oddając  mężów,  synów  i  braci  w  służbę  ciężką, 
ale  pełną  chwały,  pędziły  ze  wsi  i  okazywały  pogardę 
tym,  którzy  od  służby  wojskowej  się  uchylają. 


167 


Pod  przewodem  naczelnego  wodza  Piłsudskiego 
toczyły  się  narady  nad  planem  odparcia  wojk  sowiec- 
kich, narady,  w  których  brali  udział  jenerał  Weygand, 
szef  sztabu  generalnego  Rozwadowski  i  minister  wojny 
Sosnkowski.  Zdecydował  dnia  6  sierpnia  Piłsudski. 
Ponieważ  tocząca  się  obrona  linji  Bugu  nie  pozwalała 
w  toku  walk  na  reorganizację  i  zasilanie  wojsk  i  nie 
rokowała  powodzenia,  postanowiono  oderwać  wojsko 
od  nieprzyjaciela,  cofnąć  je  szybko  na  linję  Wisły, 
i  korzystając  choćby  z  krótkiego  odpoczynku,  wcielić 
do  niego  nowe  formacje  napływające  z  kraju  oraz 
uzupełnić  jego  ubranie  i  uzbrojenie.  Powiodło  się  to 
tylko  częściowo,  bo  wojska  rosyjskie  postępowały  za 
polskiemi  tak  szybko,  że  do  walk  pod  Warszawą  przy- 
szło już  12  sierpnia. 

Istniały  na  wschód  od  stolicy  dwie  linje  obronne, 
jedna  bliższa,  wybudowana  znakomicie  przez  okupację 
niemiecką,  druga  dalsza,  którą  świeżo  budowano,  a  któ- 
rej postanowiono  najpierw  bronić,  aby  walkę  oddalić 
od  Warszawy.  Zadanie  to  spełnić  miały  dwie  armje, 
jedna,  zwana  I,  pod  wodzą  jenerała  Latinika,  druga, 
zwana  V,  pod  wodzą  jenerała  Sikorskiego.  Na  pierwszą 
spadało  główne  zadanie  odparcia  nieprzyjaciela.  Druga, 
oparta  o  Modlin,  miała  zapobiec  obejściu  armji  pierw- 
szej od  północy  i  przedarciu  się  nieprzyjaciela  na  za- 
chód od  Warszawy.  Obie  armje  podlegały  zwierzchniemu 
dowództwu  jenerała  Józefa  Hallera. 

Dnia  12  sierpnia  rozpoczęły  się  mordercze  boje, 
a  początek  ich  źle  dla  Polski  się  zapowiedział.  Armja 
Sikorskiego  okazała  się  zbyt  słabą,  aby  oba  zadania 
swoje  spełnić.  Nieprzyjaciel  swoją  armją  XV  tą  zepchnął 
ją  z  Nasielska  i  Sochocina  ku  Modlinowi,  i  pomiędzy 
nią  i  granicą  pruską  z  armją  swoją  IV  tą  przeszedł  na 


168 


zachód.  Równocześnie  pod  Warszawą  trzy  dywizje  ro- 
syjskiej armji  XVI  ej,  przerywając  pierwszą  linję  obronną 
polską,  uderzyły  na  miasteczko  Radzymin  i  zdobyły  je, 
gdyż  postawiona  dla  jego  obrony  dywizja  polska  nie 
stawiła  oporu.  W  rozdarty  front  zaczęły  się  wdzierać 
wojska  rosyjskie.  Inna  armja  rosyjska,  III,  zajęła  Ossów 
i  zwróciła  się  ńa  Zegrze.  Niemcy,  na  tę  radosną  dla 
nich  wieść,  przekonane  o  bliskim  pogromie  Polski,  go- 
towały się  już  na  odebranie  byłego  zaboru  pruskiego. 
Niepokój  ogarnął  ludność  stolicy,  ale  dowództwo  polskie 
nie  straciło  ducha  a  Rząd  postanowił  wytrwać  w  War- 
szawie do  ostatka. 

Prędko  odwróciła  się  karta.  Sikorski,  nie  dbając 
o  armję  IV  rosyjską,  która  poszła  na  zachód,  zebrał 
wszystko  co  mógł  nad  rzeką  Wkrą,  wpadającą  między 
Modlinem  a  Warszawą  do  Wisły,  i  w  morderczych 
walkach  w  dniach  14,  15  i  16  sierpnia  nietylko  odparł 
wszystkie  ataki  nieprzyjaciela,  lecz  zdobył  Nasielsk. 
Równolegle  z  nim  jenerał  Żeligowski,  postawiony  na 
czele  lewego,  północnego  skrzydła  armji  broniącej 
Warszawy,  odpierał  ataki  III-ej  armji  rosyjskiej  na 
Zegrze  i  na  Ossów,  zajął  Mokre  i  obszedł  Radzy- 
min, o  który  zawrzał  bój  tak  zacięty,  że  w  ciągu 

15  sierpnia  miasteczko  przechodziło  z  rąk  do  rąk,  do- 
póki nie  ostało  się  w  rękach   polskich.  Nazajutrz, 

16  sierpnia,  oprócz  ogólnych  walk  toczył  się  zacięty 
bój  o  Mokre,  Helenów  i  rzeczkę  Rządzę,  ale  zakończył 
się  wyparciem  nieprzyjaciela  poza  pierwszą  polską  linję 
obronną. 

Wojska  rosyjskie  w  piątym  dniu  boju  legły  na 
przedpolu  Warszawy  znużone  i  skrwawione,  ale  jeszcze 
niepokonane.  Wojska  polskie,  podniesione  na  duchu  od- 
parciem ataków,  gotowały  się  do  nowego  boju,  którego 


169 


wynik  nie  dał  się  przewidzieć.  Warszawa  odetchnęła 
chwilowo.  Rozstrzygnięcie  przyszło  ze  strony,  z  której 
nie  spodziewała  się  go  ludność  polska  a  nie  oczekiwało 
wojsko  rosyjskie  i  jego  wódz  Tuchaczewski. 

Polski  plan  bitwy  przewidywał,  że  dowództwo  ro- 
syjskie wszystkie  wojska  swoje  skieruje  na  północny 
wschód  Warszawy  i  nie  przypuści,  żeby  Polacy  nie 
mieli  wszystkich  sił  swoich  w  Warszawie  skupić,  oprócz 
armji  postawionej  na  południu  dla  obrony  Lwowa  przed 
południową  rosyjską  armją.  Licząc  się  z  tern,  Piłsudski 
osobną  armję  IV- tą  zgromadził  w  pewnem  oddaleniu  od 
Warszawy  na  południe  od  rzeki  Wieprz,  wpadającej 
pod  Dęblinem  do  Wisły.  Od  południowych  wojsk  ro- 
syjskich zasłaniał  ją  armją  III- cią  jenerał  Zieliński  tak 
skutecznie,  że  odepchnąwszy  siły  rosyjskie  za  Bug, 
większą  część  swojej  armji  połączył  z  IV- tą.  Koncen- 
tracja obu  tych  armij  powiodła  się  w  cichości  tak,  że 
do  Tuchaczewskiego  doszły  wieści  tylko  o  nieznacz- 
nych oddziałach  polskich  postawionych  za  Wieprzem. 
Nieznaczną  też  grupę  zostawił  dla  ich  obserwacji. 

Wielka  siła  polska  czekała  tymczasem  chwili,  w  któ- 
rej wojsko  rosyjskie  w  walkach  na  przedpolu  Warszawy 
legnie  zmęczone,  a  kiedy  chwila  ta  w  dniu  16  sierpnia 
nadeszła,  przekroczyła  pod  osobistem  dowództwem 
Piłsudskiego  Wieprz,  rozbiła  łatwo  wojsko  rosyjskie 
postawione  dla  obserwacji,  i  w  kilku  równoległych 
kolumnach  pośpieszyła  na  północ,  na  bok  i  na  tyły 
armij  rosyjskich,  oblegających  Warszawę.  Wszystko  za- 
leżało od  pośpiechu,  aby  kolumny  dosięgły  nieprzyja- 
ciela, zanim  się  spostrzeże  i  przeciw  nim  zwróci.  Żoł- 
nierz polski,  pewien  zwycięstwa,  zdobył  się  jednak  na 
niezmierny  wysiłek  w  marszu,  i  nim  przedewszystkiem 
zwyciężył.  Dnia  17  sierpnia  stanął  już  pod  Mińskiem 


\ 

170 

mazowieckim  na  południe  od  Warszawy  i  znalazł  go 
w  rękach  polskich.  Południowa  część  armji  broniącej 
Warszawy,  na  rozkaz  dowództwa  polskiego,  uczyniła 
bowiem  tegoż  dnia  wielki  wypad  z  użyciem  pociągów 
pancernych  i  czołgów,  i  zdobyła  miasteczko.  Dzień  ten 
rozstrzygnął  o  zwycięstwie  polskiem.  Armje  rosyjske, 
odparte  od  Warszawy,  myślały  już  tylko  o  cofnięciu 
się  bez  wielkiego  szwanku  na  północny  wschód.  Nie 
osiągnęły  tego,  gdyż  kolumny  polskie  idące  z  południa, 
połączywszy  się  z  wojskiem  broniącem  Warszawy,  ude- 
rzyły na  nie  z  boku,  i  łamiąc  wszystko  przed  sobą> 
przecięły  im  odwrót.  Wkrótce  stanęły  na  granicy  Prus, 
jedne  22  sierpnia  pod  Ostrołęką,  drugie  po  zajęciu 
Łomży  23-go  pod  Kolnem,  trzecie  po  zajęciu  Białego- 
stoku 24-go  pod  Ossowcem  i  Gajowem.  Część  tylko 
wojsk  rosyjskich  zdołała  się  przedrzeć,  większość  do- 
stała się  do  niewoli,  lub  ratowała  się  przejściem  gra- 
nicy pruskiej. 

Taki  sam  los  spotkał  XV  armję  rosyjską,  która 
obchodząc  z  północy  Warszawę  i  Modlin,  poszła  na 
zachód.  Wódz  rosyjski  pchnął  ją  tam,  lekceważąc  woj- 
sko polskie,  które  się  ciągle  cofało,  a  nie  zdając  sobie 
sprawę  ze  zmian,  jakie  w  wojsku  tern  w  ostatniej  chwili 
się  dokonały.  Armja  IV,  idąc  prawym  brzegiem  Wisły, 
zajęła  kraj  aż  po  Brodnicę,  a  forsowała  przejście  Wisły 
pod  Płockiem  i  Włocławkiem,  nie  pytając,  co  się  poza 
nią  dzieje,  pewna,  że  tymczasem  padnie  Warszawa. 
Zadanie  jej  polegało  na  tern,  aby  przeciąć  drogę  pro- 
wadzącą do  Gdańska,  a  tern  samem  zatamować  jedyne 
dla  Polski  źródło  wojennego  materjału,  i  iść  dalej  na 
Poznań,  lub  w  danym  razie  wrócić  lewym  brzegiem 
Wisły  pod  Warszawę.  Reminiscencja  marszu  Paskie- 
wicza  z  1831  r.  pod  Płock  i  jego  przeprawy  przez  Wisłę 


171 


dla  oblężenia  Warszawy  mogły  w  tem  odgrywać  pewną 
rolę.  Ryzykowny  ten  marsz  Paskiewicza  wzdłuż  frontu 
polskiego  wojska  powiódł  się  jednak  wówczas  tylko 
wskutek  niedołęstwa  polskiego  dowództwa,  które,  mając 
w  ręku  Modlin  i  przeprawę  przez  Wisłę,  nie  uderzyło 
na  flankę  maszerujących  Moskali  i  nie  rozbiło  ich  do 
szczętu.  Dowództwo  polskie  w  r.  1920,  pamiętne  ów- 
czesnego błędu,  umiało  teraz  położenie  wyzyskać.  Armja 
postawiona  pod  Modlinem,  zajęta  odciążeniem  armji 
broniącej  Warszawy,  narazie  pochodowi  armji  rosyj- 
skiej nie  zapobiegła,  ale  skoro  tylko  zadanie  swoje 
wobec  Warszawy  spełniła,  rzuciła  się  na  północ  dla 
odcięcia  armji  rosyjskiej  odwrotu.  Dnia  17  Sikorski 
zajął  Serock  i  Pułtusk,  dnia  18  Ciechanów,  dnia  21 
Prasnysz  i  Mławę  nad  granicą  pruską. 

Tymczasem  armji  rosyjskiej  na  zachodzie  się  nie 
powodziło.  Nie  mogła  sforsować  przeprawy  przez  Wisłę 
pod  Płockiem  i  pod  Włocławkiem,  odparta  przez  od- 
działy polskie  naprędce  zebrane  a  popierane  przez 
ludność.  Z  Brodnicy  wyparł  ją  pułkownik  Aleksandro- 
wicz wojskiem  zebranem  w  Wielkopolsce  i  na  Pomorzu, 
a  stamtąd  dotarł  do  Działdowa  i  zetknął  się  z  Sikor- 
skim. Armja  XV  miała  drogę  odciętą  i  tylko  rozpaczli- 
wym wysiłkiem  część  jej  przebiła  się  na  wschód,  ale 
pod  Kolnem  wpadła  na  inne  polskie  wojsko.  Cała  też 
niemal  poddała  się  lub  przeszła  pruską  granicę. 

Klęska  armji  rosyjskiej  wysłanej  na  pokonanie  Polski 
była  zupełna  i  bezprzykładna.  Część  jej  tylko  mogła 
się  pomiędzy  zacieśniającemi  się  linjami  polskiemi  prze- 
bić na  wschód  i  ucieczką  ratować.  Utraciła  66.000  jeń- 
ców, 231  dział,  1.023  kulomiotów,  przeszło  200  kuchni 
polowych,  wiele  koni,  około  10.000  wozów  z  amunicją, 
materjałem  technicznym  i  sprzętem  telefonicznym,  wiele 


172 


automobili  pancernych,  ciężarowych  i  osobowych,  kilka 
lokomotyw  i  przeszło  100  wagonów  i  wiele  innego  ma- 
terjału  wojennego,  nie  licząc  zdobyczy  wziętej  na  tyłach 
podczas  wyłapywania  i  rozbrajania  rozbitków  przez 
liczne  polskie  oddziały  wojskowe  i  ludność  miejscową. 
Droga  na  wschód  i  na  północ  stanęła  wojsku  polskiemu 
otworem. 

Nagle  wielkie  zwycięstwo  zagrożone  zostało  z  po- 
łudnia.  Tam  armja  Budiennego,  zdobywszy  napowrót 
Kijów  i  posuwając  się  pod  Lwów,  gotowała  się  go  zdobyć. 
Polska,  skupiwszy  wszystkie  swoje  siły  pod  Warszawą, 
tylko  nieznaczne  mogła  pozostawić  dla  obrony  Lwowa. 
Kiedy  jednak  Budienny  spostrzegł,  że  Piłsudski  marszem 
swoim  z  nad  Wieprza  na  północ  pdsłonił  swoje  tyły,  po- 
stanowił z  tego  skorzystać,  zaniechał  zdobycia  Lwowa, 
przeprawił  się  przez  Bug,  zajął  Hrubieszów  i  stanął,  jak 
niegdyś  Chmielnicki,  pod  Zamościem.  Tu  jednak  armja 
jego,  dotychczas  niezwyciężona,  napotkała  na  zacięty 
opór,  tak,  że  się  musiała  zatrzymać.  W  ślad  za  nią 
szedł,  szarpiąc  ją,  Stanisław  Haller  z  wojskiem  swojem 
z  pod  Lwowa,  a  z  północy  nadjeżdżała  odsiecz  z  armji 
Sikorskiego.  Budienny  cofnął  się  za  Bug,  unikając  sta- 
nowczej bitwy.  Niebezpieczeństwo  z  tej  strony  minęło. 
Armja  Budiennego  dla  żołnierza  polskiego  przestała 
być  straszakiem. 

Wielkie  zwycięstwo  polskie,  z  którem  porównaćby 
się  dało  chyba  tylko  zwycięstwo  pod  Grunwaldem,  nie 
znalazło  dotychczas  swojego  historyka,  a  komunikaty 
sztabu  generalnego  nie  dają  plastycznego  obrazu.  Zwy- 
cięstwo to  postawiło  na  piedestale  Józefa  i  Stanisława 
Hallerów,  Żeligowskiego,  Sikorskiego,  Rozwadowskiego, 
a  przede wszystkiem  Piłsudskiego,  który  nietylko  był 
naczelnym  wodzem,  ale  zarazem  Naczelnikiem  państwa. 


173 


Zwycięstwo  zdawało  się  gruntować  dalsze  jego  pozosta- 
nie przy  władzy,  a  tern  samem  odbierać  narodowej 
demokracji  nadzieje  osiągnięcia  jej  rychło;  zaczęła  więc 
obniżać  rolę,  jaką  w  osiągnięciu  zwycięstwa  odegrał, 
zasługę  zwycięstwa  przypisywać  Weygandowi,  a  za- 
razem usuwać  w  cień  innych  dowódców,  zaczynając 
od  Sikorskiego,  którzy  pod  wodzą  Piłsudskiego  do  zwy- 
cięstwa najwięcej  się  przyczynili,  z  wyjątkiem  chyba 
Józefa  Hallera,  którego  narodowa  demokracja  wygry- 
wała zawsze  chętnie  przeciw  Piłsudskiemu.  Talent  wo- 
dzów naszych  w  r.  1920,  dzielność  ich  i  zasługa  rośnie 
niebotycznie  w  porównaniu  z  jenerałami  w  r.  1830, 
którzy  żadnego  z  planów  Prądzyńskiego  nie  umieli  wy- 
konać, a  zmarnowali  wszystkie,  ale  krytyka  znalazła  na 
to  odpowiedź,  że  w  r.  1830  wojsko  polskie  miało  do 
walczenia  z  najdzielniejszą  regularną  armją  rosyjską, 
a  w  r.  1920  ze  zdemoralizowaną  ruchawką  bolszewicką. 
Dalej  zaślepienie  partyjne  ku  szkodzie  sławy  polskiej 
iść  nie  mogło.  Ufajmy,  że  te  męty  niezadługo  opadną, 
a  wtedy  zwycięstwo,  zwane  „cudem  nad  Wisłą",  wraz 
ze  swoimi  wodzami  znajdzie  swojego  Sienkiewicza, 
który  je  poezją  oświetli  i  dla  uczuć  i  wyobraźni  ma- 
luczkich uczyni  dostępnem. 

Tym  razem  Polacy  umieli  nietylko  zwyciężać,  lecz 
także  zwycięstwo  wyzyskać.  Za  pokonanemi  wojskami 
sowieckiemi  wojska  polskie  poszły  w  trop  i  na  Litwie 
i  na  Polesiu  i  na  Wołyniu.  Spotkały  się  w  kilku  punk- 
tach z  oporem  i  oprócz  drobniejszych  potyczek  sto- 
czyły dwie  większe  bitwy.  Na  Wołyniu  mordercza  walka 
rozegrała  się  z  armją  Budiennego  już  dnia  12  września, 
i  skończyła  się  jej  pobiciem  i  zajęciem  trójkąta  twierdz. 
Na  Polesiu  jenerał  Sikorski  zajął  Pińsk.  Największą 
bitwę  stoczyła  jednak  z  końcem  września  armja  polska 


174 


północna  pod  wodzą  Piłsudskiego,  która  nad  Niemnem, 
a  głównie  w  Lidzie,  spotkała  się  z  armją  rosyjską  na- 
prędce uzupełnioną  i  zorganizowaną,  i  rozbiła  ją,  zaj- 
mując nietylko  linję  Niemna  z  Grodnem  i  Lidą,  ale 
posuwając  się  dalej  aż  do  Szczary.  Wszędzie  wojska 
polskie  w  większych  bitwach  i  mniejszych  potyczkach 
brały  tysiące  jeńców  i  mnóstwo  wojennego  materjału. 


Odgrywając  ciągle  wobec  Zachodu  komedję  państwa 
pragnącego  pokoju  wbrew  wojowniczej  i  zaborczej  Pol- 
sce, Sowiety  doprowadziły  do  tego,  że  w  chwili  rozpo- 
czynającej się  już  najgorętszej  walki  pod  Warszawą  dele- 
gacja polska  dnia  14  sierpnia  przejechała  front  rosyjski 
pod  Brześciem  i  spotkała  się  z  delegatami  Sowietów 
w  Mińsku  dla  pokojowych  rokowań.  Rząd  Sowietów  tak 
jeszcze  pewny  był  wygranej,  że  nie  zawahał  się  przed- 
stawić warunków  pokoju  prawdziwie  monstrualnych, 
dających  się  pomyśleć  i  podyktować  chyba  w  zdobytej 
Warszawie,  i  na  ten  przypadek  zapewne  je  obmyślono. 
Ze  względu  na  oświadczenia  mocarstw  zachodnich  i  na 
dane  im  przez  siebie  przyrzeczenie  przyjmowały  linję  gra- 
niczną z  8  grudnia,  a  rozszerzały  ją  nawet  w  kierunku 
Białegostoku  i  Chełma.  Bezczelne  były  zato  w  tern,  że 
dysponowały  Polską  pod  względem  wojskowym,  ogra- 
niczając jej  siły  zbrojne  do  50.000  z  jednorocznym 
czasem  służby  wojskowej  i  do  10.000  w  służbie  naczel- 
nictwa i  zarządu,  a  zato  zaprowadzały  milicję  obywa- 
telską do  utrzymania  porządku  i  bezpieczeństwa,  której 
rodzaj  i  organizację  (oczywiście  na  wzór  bolszewicki) 
określą  warunki  pokojowe ;  nakazywały  natychmiastową 
demobilizację  i  wydanie  Rosji  materjału  wojennego, 
który  nie  jest  potrzebny  dla  dozwolonej  liczby  wojsk. 


175 


Polska  zrzeka  się  wszelkiego  wyrabiania  broni  i  ma- 
terjału  wojennego,  natomiast  Rosja  ma  zastrzeżone  utrzy- 
manie 200.000  wojska  na  polskiej  granicy.  Bezbronna 
Polska  miała  nadto  nietylko  przez  swoją  milicję  zbliżyć 
się  do  bolszewickiego  ideału,  ale  zapewnić  drogą  ustawy 
wolną  (t.  j.  bez  zapłaty)  ziemię  do  podziału  przede- 
wszystkiem  dla  rodzin  tych  polskich  obywateli,  którzy 
w  wojnie  zginęli,  odnieśli  rany  lub  zdrowie  stracili. 
Rząd  Sowietów  tak  pewny  był  zwycięstwa  na  placu 
boju,  że  z  nielicznych  komunistów  polskich  przygotował 
już  rząd  polski,  mający  objąć  władzę  po  zajęciu  War- 
szawy, a  w  trop  za  pochodem  swego  wojska  organizował 
na  ziemi  polskiej  bandy  bolszewickie,  które  po  pogromie 
tego  wojska  zniknęły  z  powierzchni. 

Hańbiące  te  warunki,  przypominające  gwarancję  na- 
rzuconą Polsce  dwieście  lat  temu  na  sejmie  pacyfika- 
cyjnym  1717  r.  i  pozbawiające  Polskę  prawa  stanowienia 
o  sobie,  delegaci  polscy  odrzucili  bezwzględnie.  Wia- 
domości o  klęskach  na  polu  bitew  rozdrażniły  tymczasem 
Rząd  sowiecki  tak,  że  przecinał  delegatom  polskim  zno- 
szenie się  telegraficzne  z  ich  rządem  i  narażał  ich  na 
niegodne  traktowanie.  Delegaci  polscy  dnia  29  sierpnia 
wrócili  do  kraju.  Rządy  polski  i  sowiecki  zgodziły  się 
na  przeniesienie  do  neutralnej  Rygi  rokowań,  które  tam 
rozpoczęły  się  dnia  22  września. 

Zwycięstwo  polskie  pod  Warszawą  i  dalszy  zwycięski 
pochód  wojsk  polskich  na  Ukrainę  i  na  Litwę  oddziałał 
gruntownie  na  Sowiety.  W  deklaracji  odczytanej  z  dnia 
23  września  Sowiety  zasadniczo  stanęły  na  stanowisku, 
że  podstawą  rychłego  porozumienia  powinno  być  sa- 
mostanowienie na  wszelkich  terytorjach.  Niepodległość 
Ukrainy,  Litwy  i  Białej  Rusi  powinna  być  zapewniona 
przez  obie  strony,  jak  również  niepodległość  wschodniej 


176 


Galicji  powinna  być  uznana.  Ukraina  i  Białoruś  wyko- 
nały jednak  według  twierdzenia  Sowietów  swoje  samo- 
stanowienie już  w  r.  1918.  Praktyczne  propozycje  So- 
wietów streściły  się  w  tem,  że  odstąpiły  od  dawniej- 
szych swoich  żądań  odnoszących  się  do  redukcji 
i  do  demobilizacji  armji  polskiej,  gotowe  podpisać 
zawieszenie  broni  jak  i  pokój,  zaznaczając,  że  granica 
polsko  rosyjska  ma  być  prowadzona  dalej  na  wschód, 
niż  to  było  postanowione  przez  Radę  koalicji.  Na  to 
przewodniczący  delegacji  polskiej,  Jan  Dąbski,  oświad- 
czył, że  delegacja  polska  przyjmuje  z  zadowoleniem 
wiadomość,  iż  Rosja  zrzeka  się  niemożliwych  do  przy- 
jęcia warunków  postawionych  w  Mińsku,  i  zaproponował 
dziesięć  punktów,  z  których  najważniejsze  były,  iż  obie 
strony  wzajemnie  gwarantują  sobie  uznanie  suweren- 
ności, jak  i  niemieszanie  się  do  spraw  strony  drugiej, 
że  granica  nie  pójdzie  stosownie  do  pretensyj  histo- 
rycznych, lecz  stosownie  do  interesów  obu  stron.  O  gra- 
nicy etnograficznej  nie  wspomniał,  ale  zaznaczył,  że 
sprawa  narodowości,  podlegająca  dyskusji  na  obu  tery- 
torjach  ma  być  rozstrzygnięta  na  zasadach  demokra- 
tycznych. Polska  zobowiązuje  się  zagwarantować  rozwój 
językowy  i  wyznanie  mniejszości  narodowych.  Po  pod- 
pisaniu traktatu  winny  się  rozpocząć  pertraktacje  w  spra- 
wie konwencji  ekonomicznej.  Rosja  zwróci  wszelkie 
archiwa  i  przedmioty  sztuki  wywiezione  z  Polski  od 
czasu  jej  rozbioru. 

Rokowania,  które  się  rozpoczęły  na  tej  podstawie, 
nie  zapowiadały  rychłego  końca,  ale  wiadomości  o  zwy- 
cięstwach Polski  z  końca  września  na  Litwie  przyśpie- 
szyły sprawę.  Przewodniczący  delegacji  rosyjskiej  Joffe 
postanowił  czem  prędzej  skończyć,  i  dnia  5  października 
zgodnie  z  przewodniczącym  delegacji  polskiej  Dąbskim 


177 


ułożył  warunki  rozejmu  i  pokoju.  Dnia  18  października 
nastąpiło  zawieszenie  broni  na  całym  froncie.  Centralny 
rosyjski  komitet  wykonawczy  Sowietów  ratyfikował  pre- 
liminarja  te  dnia  12,  Sejm  polski  22  października. 

Na  podstawie  preliminarjów  toczyły  się  w  Rydze 
rokowania  o  pokój,  w  których  wiele  ważnych  i  trudnych 
szczegółów  musiało  być  rozstrzygniętych.  Przeciągnęły 
się  też  aż  do  18  marca  1921  r.,  w  którym  go  podpisano. 

Najważniejsze  postanowienie  traktatu  pokojowego 
polegało  na  tern,  że  obie  układające  się  strony  uznały 
niepodległość  Ukrainy  i  Białorusi,  związanych  jednak 
z  Rosją.  Odwoływał  się  traktat  przytem  do  zasady 
stanowienia  o  sobie  narodów,  ale  granicy  pomiędzy 
niemi  a  Polską  nie  pociągnął  na  zasadzie  etnograficznej, 
lecz  przeciął  nią  Wołyń  i  Białoruś  niemal  prostopadle 
od  Zbrucza  aż  na  północ  do  Dźwiny.  Obie  strony 
zrzekły  się  wszelkich  praw  i  pretensyj  do  ziem  poło- 
żonych po  drugiej  stronie  tej  granicy. 

Przy  pociągnięciu  tej  granicy  delegaci  polscy  dą- 
żyli do  następujących  celów:  1)  strategicznego,  ażeby 
granicę  odsunąć  od  stolicy  Polski  i  od  linji  Bugu  i  Wisły, 
a  utrzymać  przy  Polsce  drogę  żelazną  od  Brodów  przez 
Sarny  do  Baranowicz  i  dalej  do  Mołodeczna  na  północ, 
i  zabezpieczyć  ją  przez  trzydziestokilometrowy  pas  na 
wschód,  przyznany  Polsce ;  2)  politycznego,  ażeby  po- 
większyć obszar  i  ludność  państwa  polskiego  bardzo 
znacznie  i  utworzyć  z  Polski  wielkie  państwo,  ważące 
w  równowadze  europejskiej  i  mogące  się  bronić ;  3)  na- 
rodowego, ażeby  uratować  na  tym  obszarze  liczną 
mniejszość  polską  i  kulturę  polską.  Ustępstwa  te  mu- 
siała zrobić  Polsce  pokonana  na  wojnie  Rosja,  ale  na- 
tomiast zyskiwała  dobrowolne  uznanie  Polski,  którego 
nie  dawały  jej  niegdyś  rozbiory,  że  Białoruś  i  Ukraina, 

Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego  12 


178 


trochę  od  zachodu  obcięte,  pozostaną  przy  niej  z  głów- 
nemi  swemi  ogniskami  Mińskiem  i  Kijowem,  w  których 
będą  się  mogły  rozwijać  narodowo  i  oddziaływać  na 
części  pozostałe  przy  Polsce. 

W  kwestji  granicy  delegacja  rosyjska  nie  okazywała 
wielkiej  drażliwości,  w  pokoju  ostatecznym  przyznała 
Polsce  na  Wołyniu  nawet  nieco  więcej  niż  w  prelimi- 
narjach.  Delegacja  polska  mogła  żądać  więcej,  choćby 
tyle,  ile  w  memorjale  swoim  żądał  Dmowski,  odstę- 
pując od  swojej  doktryny  narodowo- demokratycznej, 
ale  w  Radzie  dodanej  głównemu  pełnomocnikowi,  lu- 
dowcowi Dąbskiemu,  przeważył  kierunek,  ażeby  dok- 
trynę tę  ściślej  przeprowadzić.  Na  straży  jej  stał  zasia- 
dający w  Radzie  Stanisław  Grabski.  Doktryna  głosiła, 
ażeby  do  Polski  wcielić  tylko  to,  co  ona  zdoła  strawić, 
t.  j.  spolonizować.  Grabski  pilnował  więc,  ażeby  nie 
wcielać  za  dużo,  a  w  szczególności,  aby  pozostawić 
przy  Rosji  ognisko  ruchu  białoruskiego.  Mińsk,  i  od 
granicy  polskiej  go  oddalić. 

Dalsze  postanowienia  traktatu  były  przeważnie  ko- 
rzystne dla  Polski.  Nie  wyliczając  wszystkich,  podnieść 
musimy,  że  Rosja  sprawę  spornych  terytorjów  między 
Polską  a  Litwą  kowieńską  uznała  za  należącą  wyłącznie 
do  nich,  do  czego  wrócimy  później,  zrzekła  się  też 
udziału  Polski  w  długach  Rosji.  Obie  strony  zobowią- 
zały się  nie  mieszać  do  wewnętrznych  spraw  strony 
drugiej  i  nie  popierać  organizacyj  mających  na  celu 
walkę  zbrojną  z  drugą  stroną.  Osobom  narodowości 
polskiej  w  Rosji,  na  Ukrainie  i  na  Białorusi  zabezpie- 
czone będą  wszystkie  prawa,  swobodny  rozwój  kultury, 
języka  i  wykonywanie  obrządków  religijnych,  i  nawza- 
jem podobne  prawa  osobom  narodowości  rosyjskiej, 
ukraińskiej  i  białoruskiej  w  Polsce.  Żadna  strona  nie  ma 


179 


mieszać  się  do  spraw  ustroju  i  życia  kościoła  oraz 
związków  wyznaniowych  na  obszarze  strony  drugiej 
i  zapewnia  swobodę  samodzielnego  urządzenia  życia 
kościołów  i  stowarzyszeń  religijnych,  przez  co  wyzwo- 
lono kościół  prawosławny  w  Polsce  od  kościoła  prawo- 
sławnego w  Rosji.  Polska  otrzymać  miała  wszystkie 
bibljoteki,  zbiory  archeologiczne  i  archiwalne,  dzieła 
sztuki  wywiezione  do  Rosji,  otrzymać  dalej  z  tytułu 
udziału  w  funduszu  zapasowym  banku  państwa  byłego 
imperjum  rosyjskiego  sumę  30  miljonów  rubli  w  złocie, 
tabor  kolejowy  normalnotorowy  i  zwrot  mienia  osób 
fizycznych  i  prawnych  ewakuowanych  do  Rosji  w  czasie 
wojny.  Traktat  zapowiadał  rozpoczęcie  rokowań  w  spra- 
wie umowy  handlowej  i  kompensacyjnej,  konwencji  kon- 
sularnej, pocztowo-telegraficznej,  kolejowej,  sanitarnej 
i  weterynaryjnej,  a  ustalając  warunki  tranzytu  do  czasu 
zawarcia  konwencji,  przyznał  Polsce  prawo  normowania 
warunków  tranzytu  dla  towarów  pochodzenia  niemiec- 
kiego i  austrjackiego. 

Postanowienia  te  traktatu  pokojowego,  o  ileby  ściśle 
i  sumiennie  przez  obie  strony  zostały  wykonane,  zmniej- 
szyłyby bardzo  powierzchnię  tarć  pomiędzy  Polską 
a  Rosją  i  współżycie  pomiędzy  niemi  uczyniłyby  moź- 
liwem.  Odnosiło  się  to  zwłaszcza  do  zobowiązania  usza- 
nowania praw  mniejszości  narodowych  po  obu  stronach 
granicy,  a  najtrudniejsze  zadanie  czekało  tu  właśnie 
Polskę,  której  irredentyzm  ukraiński  i  białoruski,  o  ileby 
go  nie  opanowała,  najwięcej  zagrażał. 


Bezpośredniem  następstwem  odparcia  najazdu  bol- 
szewickiego i  pokoju  zawartego  w  Rydze  była  zupełna 
zmiana  stanowiska  Polski  w  rzędzie  państw  europej- 

12* 


180 


skich.  Dotychczas  Polska,  wskrzeszona  nie  własną  swoją 
mocą,  lecz  wskutek  postanowienia  zwycięskiej  Koalicji, 
nie  budziła  zaufania  w  jej  siły  i  zdolność  do  życia. 
Teraz  świat  inaczej  patrzył  na  nią,  która  ledwie  po- 
wstawszy, pokonała  już  potężnego  sąsiada.  Teraz  Pol- 
ska wystąpiła  jako  państwo  najsilniejsze  na  wschodzie 
Europy,  państwo,  które  w  równowadze  politycznej  i  mi- 
litarnej może  zająć  miejsce,  jakie  przed  rewolucją  zaj- 
mowała Rosja.  Zrozumiała  to  przedewszystkiem  Francja, 
która  dotychczas  przeciw  groźnym  dla  niej  Niemcom 
szukała  sojusznika  w  Rosji.  Szukała  go  usilnie  i  po 
bolszewickim  w  niej  przewrocie,  oddając  się  nadziei, 
że  kontrrewolucja  wywróci  rządy  Sowietów  i  przywróci 
dawną  Rosję  i  jej  z  Francją  przyjaźń.  Dlatego,  nie 
szczędząc  wielkich  ofiar,  Rząd  francuski  popierał  wy- 
prawy Kołczaka,  Denikina  i  Wrangla.  Rząd  sowiecki 
pokonywał  jednak  kontrrewolucję  i  jej  polityczny  kie- 
runek, a  pomocy  szukał  w  przeciwniku  Francji,  w  Niem- 
cach. Dla  Francji  na  wschodzie  pozostała  Polska,  która 
świeżo  złożyła  dowód  swej  siły,  i  do  niej  też  zwrócił 
się  Rząd  francuski.  Już  z  końcem  grudnia  1920  r. 
Prezydent  i  Rząd  Rzeczypospolitej  francuskiej  oświad- 
czył Rządowi  polskiemu,  że  byliby  szczęśliwi,  gdyby 
Naczelnik  państwa  zechciał  przybyć  do  Paryża.  Wizyta 
ta  leżałaby  w  interesie  obu  państw,  ułatwiłaby  przez 
przeprowadzenie  rozmów  bezpośrednich  zawarcie  umowy 
politycznej  i  ekonomicznej  między  Polską  a  Francją.  Na 
zaproszenie  to  dnia  3  lutego  1921  r.  Piłsudski  w  towa- 
rzystwie ministrów  Sapiehy  i  Sosnkowskiego  przybył 
do  Paryża,  a  uroczyście  tam  podjęty,  doprowadził  do 
skutku  przymierze,  które  tu  podajemy  w  całości. 

„Rząd  polski  i  Rząd  francuski,  troszcząc  się  w  głównej 
mierze  o  utrzymanie  stanu  pokoju  w  Europie,  bezpie- 


181 


czeństwa  i  obrony  ich  terytorjum  oraz  ich  interesów 
wzajemnych  politycznych  i  gospodarczych  przez  zacho- 
wanie traktatów,  które  zostały  wspólnie  podpisane  lub 
które  będą  później  wzajemnie  uznane,  zgodziły  się  na 
następujące  postanowienia : 

1)  W  celu  uzgodnienia  swoich  wysiłków  pokojo- 
wych oba  Rządy  obowiązują  się  działać  w  porozumieniu 
we  wszystkich  sprawach  polityki  zagranicznej,  dotyczą- 
cych obu  państw  i  mających  związek  z  uporządkowa- 
niem stosunków  międzynarodowych  w  duchu  traktatów 
i  zgodnie  z  paktem  Ligi  narodów. 

2)  Ponieważ  odrodzenie  gospodarcze  jest  warunkiem 
zasadniczym  przywrócenia  pokoju  międzynarodowego 
i  pokoju  w  Europie,  oba  rządy  porozumieją  się  w  tym 
względzie  celem  podjęcia  akcji  solidarnej  i  wspierania 
się  wzajemnego,  poczynią  starania,  aby  rozwinąć  ich 
stosunki  gospodarcze,  i  w  tym  celu  zawrą  umowy 
specjalne  i  konwencję  handlową. 

3)  Gdyby  jednak  wbrew  przewidywaniom  i  szczerym 
zamiarom  pokojowym  obu  umawiających  się  państw, 
oba  lub  jedno  z  nich  zostało  zaatakowane  bez  wyzwania 
ze  swej  strony,  oba  Rządy  porozumieją  się  celem  obrony 
ich  terytorjów  i  ochrony  swych  słusznych  interesów 
w  ramach  zakreślonych  we  wstępie. 

4)  Oba  rządy  zobowiązują  się  zasięgnąć  wzajemnie 
zdania  przed  zawarciem  nowych  układów,  dotyczących 
ich  polityki  w  Europie  środkowej  i  wschodniej. 

5)  Umowa  niniejsza  wejdzie  w  życie  dopiero  po 
podpisaniu  umów  handlowych,  będących  obecnie  przed- 
miotem rokowań. 


Paryż,  dnia  19  lutego  1921  r.ft 


182 


Rokowania  o  umowy  handlowe,  przewidziane  w  ostat- 
nim ustępie  przymierza,  przeciągnęły  się  jednak  długo 
i  dopiero  5  lutego  1922  podpisane  zostały  w  Paryżu 
trzy  układy,  a  mianowicie :  układ  wzajemny  dotyczący 
mienia  i  praw  osób  prywatnych,  konwencja  w  sprawie 
eksploatacji  polskich  źródeł  naftowych,  oraz  konwencja 
handlowa.  Z  tym  dniem  weszła  więc  w  życie  konwencja 
polityczna.  Sejm  zatwierdził  ją  ustawą  z  dnia  12  maja 
1922,  a  wymiana  ratyfikacji  nastąpiła  27  czerwca  tegoż 
roku  w  Paryżu. 

Zwycięstwo  odniesione  nad  Rosją,  ukoronowane 
przymierzem  francuskiem,  sprawiło,  że  państwa,  które 
na  gruzach  imperjum  rosyjskiego  powstały  lub  jego 
kosztem  się  powiększyły,  zaczęły  szukać  oparcia  o  Pol- 
skę. Przedtem  unikały  go,  obawiając  się,  że  przegrana 
Polski,  gdyby  do  jej  poparcia  się  zobowiązały,  skończy- 
łaby się  dla  nich  katastrofą.  Teraz  zaczęły  się  więcej 
obawiać  o  siebie,  gdyby  najsilniejsza  z  nich  Polska 
nie  użyczyła  im  pomocy.  Pierwszem  z  tych  państw  była 
Rumunja,  która  korzystając  z  niemocy  Rosji,  zajęła 
Besarabję  i  wywołała  tem  głośny  protest  rządu  So- 
wietów w  listopadzie  1920  r.  W  tym  też  czasie  przybył 
do  Warszawy  minister  spraw  zagranicznych  Rumunji, 
Take-Jonescu.  Oddał  mu  wizytę  Sapieha  w  Bukareszcie 
i  w  dniu  3  marca  1921  roku  ogłoszono  już  zgodność 
zupełną  polityki  obu  państw,  polegającej  na  utrzymaniu 
tak  drogo  zdobytego  pokoju  i  środków  najodpowied- 
niejszych dla  zapewnienia  powodzenia  tejże  polityki. 
Porozumienie  ujęte  było  we  formę  konwencji  o  przy- 
mierzu odpornem  na  lat  pięć  i  obowiązywało  Polskę 
i  Rumunję  do  dania  drugiej  pomocy,  gdyby  została 
napadnięta  bez  dania  powodu  ze  swojej  strony.  Celem 
uzgodnienia  swych  wysiłków  pokojowych  oba  Rządy 


183 


zobowiązały  się  do  porozumienia  w  kwestjach  polityki 
zewnętrznej  dotyczącej  ich  stosunków  z  ich  wschodnimi 
sąsiadami.  Umowę  tę  ratyfikował  Sejm  polski  ustawą 
z  1  lipca  1921. 

Trudniej  szła  sprawa  z  państwami  bałtyckiemi : 
Łotwą,  Estonją  i  Finlandją,  bo  Litwa,  wrogo  do  Polski 
usposobiona,  nie  wschodziła  w  grę,  owszem  stosunkom 
Polski  z  tamtemi  państwami  przeszkadzała  o  ile  mogła 
i  wysuwała  natomiast  związek  ich  ze  sobą,  z  wyklucze- 
niem Polski.  Małe  i  słabe  państwa  bałtyckie  obawiały 
się,  źe  przymierze  ich  z  Polską  mogłoby  być  uznane 
za  prowokację  Rosji.  W  dniu  24  lipca  zebrali  się  jednak 
w  Helsingforsie  ministrowie  spraw  zewnętrznych  trzech 
państw  bałtyckich  i  delegat  polski  i  w  kierunku  poro- 
zumienia uczynili  krok  ważny.  Uznając,  że  kwestja  po- 
kojowa dla  konsolidacji  nowych  państw  na  wschodzie 
Europy  jest  ich  zagadnieniem  bytu  i  ma  doniosłe  zna- 
czenie dla  całego  pokoju  w  Europie  wschodniej,  a  opie- 
rając się  na  wspólności  swoich  interesów  politycznych, 
postanowili  zwoływać  perjodyczne  konferencje  ministrów 
spraw  zagranicznych  państw  bałtyckich  i  wyznaczyli 
Warszawę  na  miejsce  następnej  konferencji.  Wyrazili 
dalej  życzenie,  ażeby  rokowania  będące  w  toku  zakoń- 
czone zostały  przez  środki,  mające  na  celu  zawarcie 
w  przyszłości  traktatów  handlowych,  ekonomicznych 
i  komunikacyjnych.  Konferencja  wyjaśniła  wiele  spraw, 
a  państwa  biorące  w  niej  udział  zobowiązały  się  nie 
wchodzić  w  układy  polityczne  skierowane  przeciw  Pol- 
sce. Polityka  Litwy  nie  odniosła  skutku,  a  biorący  udział 
w  konferencji  uznali,  że  wynik  jej  jest  dużym  krokiem 
do  zbliżenia  się  państw  bałtyckich. 

Na  drugiej  konferencji,  która  się  zebrała  w  Warszawie 
dnia  13  marca  1923  r.,  przyszło  też  istotnie  do  zawarcia 


184 


pomiędzy  czteroma  państwami  formalnego  związku  na 
lat  pięć,  z  możnością  przedłużenia.  Najważniejsze  posta- 
nowienie tego  związku  streszczało  się  w  tern,  że  jeżeli 
jedno  z  państw  będzie  napadnięte  bez  dania  do  tego 
powodu,  pozostałe  zachowają  w  stosunku  do  niego 
postawę  życzliwą  i  natychmiast  porozumieją  się  ze  sobą 
co  do  środków,  jakie  trzeba  przedsięwziąć.  Inne  posta- 
nowienia odnosiły  się  do  załatwiania  sporów  w  drodze 
polubownej,  zagwarantowania  praw  mniejszościom  na- 
rodowym, zawarcia  traktatów  handlowych  i  konwencyj 
konsularnych,  opcyjnych  i  ekstradycyjnych. 

Umowa  ta  nie  odniosła  pełnego  skutku ;  tylko  Łotwa 
i  Estonja  ratyfikowały  ją;  Finlandja  zażądała  zmiany 
w  tym  kierunku,  ażeby  porozumienie  nie  mogło  zwracać 
się  przeciw  Niemcom.  Sądziła  widocznie,  że  ze  strony 
Rosji  nie  grozi  jej  niebezpieczeństwo,  a  ufała  więcej 
w  poparcie  Niemiec,  niż  Polski. 


V 


WALKA  O  KRESY 

Śląsk  cieszyński. 
Prusy  i  Gdańsk. 
Śląsk  Górny. 
Wilno. 

Galicja  wschodnia. 

Kiedy  Polska  odparciem  bolszewickiego  najazdu 
obroniła  przed  nim  Zachód  i  jego  cywilizację  i  do- 
wiodła tem  racji  swego  bytu,  należało  oczekiwać,  że 
państwa  koalicyjne  otoczą  ją  swoją  sympatją,  użyczą 
jej  swojego  poparcia  i  pośpieszą  jej  byt  zabezpieczyć. 
To  się  nie  stało,  a  przyczyn  było  kilka. 

Wytężywszy  wszystkie  siły  i  poniósłszy  niezmierne 
ofiary  w  wojnie  światowej  czteroletniej,  państwa  koa- 
licyjne pożądały  za  wszelką  cenę  pokoju.  Wyrażeni 
tego  uczucia  i  pragnienia  stał  się  Wilson,  który  wa- 
runki pokoju  starał  się  sformułować  tak,  ażeby  wojnę 
w  źródle  jej  zatamować.  Prawo  panować  miało  nad 
siłą,  mocniejszy  naród  nie  miał  uciskać  słabszego.  Pod 
tem  hasłem  zebrała  się  Konferencja  pokojowa,  a  cho- 
ciaż wynik  jej  nie  całkiem  odpowiadał  hasłu,  to  jednak 
mocarstwa,  a  za  niemi  świat  cały  (oczywiście  z  wyjąt- 
kiem pokonanych,  którym  pokój  ten  narzucono),  są- 
dziły, że  już  pokój  nastąpił  naprawdę  i  że  trzeba  go 
za  każdą  cenę  utrzymać.  Na  straży  tego  pokoju  Kon- 
ferencja postawiła  Ligę  narodów,  czyli  Związek  państw 
gwarantujących  sobie  wzajemnie  obronę  przed  wszel- 
kim najazdem  zewnętrznym,  utrzymanie  nienaruszalności 


186 


ich  terytorjów  i  niepodległości  politycznej,  godzących  się 
dalej,  aby  nieporozumienia  między  członkami  Związku 
przedłożone  były  jużto  sądowi  rozjemczemu,  juźto  roz- 
poznaniu przez  Związek.  Jeżeli  jeden  członek  Związku 
podejmie  wojnę  wbrew  przyjętym  na  siebie  zobowią- 
zaniom, ipso  facto  uważa  się  go  jako  winnego  do- 
puszczenia się  aktu  wojennego  przeciw  wszystkim  in- 
nym członkom  Związku.  Członkowie  ci  bezzwłocznie 
zrywają  z  nim  wszystkie  stosunki  finansowe  i  handlowe 
i  według  wysokości  wskazanej  przez  Radę  Związku 
dostarczają  kontyngentów  zbrojnych,  które  mają  za- 
pewnić poszanowanie  zobowiązań  przyjętych  wobec 
Związku.  Polska  podpisała  statut  Ligi  narodów,  ale 
statut  ten  nie  dawał  jej  takiego  pokoju,  jak  innym, 
dopóki  mocarstwa  nie  wypełniły  luki  pozostawionej 
w  traktacie  wersalskim  i  nie  oznaczyły  jej  granic  na 
zachodzie  i  na  wschodzie.  Chcąc  też  uzyskać  korzystne 
dla  siebie  granice,  Polska  musiała  dokładać  wszelkich 
usiłowań,  nie  cofając  się  nawet  przed  walką,  którą  jej 
narzucali  Czesi  i  Niemcy,  Litwini  i  Ukraińcy.  Nie  ro- 
zumiano tego,  czy  nie  chciano  rozumieć,  na  Zachodzie, 
i  państwo  polskie  uchodziło  za  mąciciela  pokoju,  po- 
lityka jego  za  pokonaną  przez  wojnę  a  potępioną  przez 
Konferencję  pokojową  politykę  „imperjalistyczną". 

Na  niechęć  świata  zarabiała  Polska  także  polityką 
swoją  wewnętrzną,  która  pod  wpływem  narodowej  de- 
mokracji poszła  w  kierunku  nacjonalizmu  i  bezwzględ- 
nej centralizacji  i  nie  śpieszyła  się  z  przeprowadzeniem 
dodatkowego  traktatu  o  mniejszościach  wyznaniowych 
i  narodowych.  Tylko  na  Śląsku  Sejm  zdecydował  się  na 
autonomję,  bo  jej  żądali  sami  Polacy  pod  grozą  ple- 
biscytu. W  Ziemi  wileńskiej  wszelkie  usiłowania  w  tym 
kierunku  spotykały  się  z  największym  oporem.  Sprawę 


187 


autonomji  Galicji  wschodniej  odwlekano  bez  widoków 
jej  załatwienia.  Mniejszości  narodowe  znalazły  jednak 
swoich  zastępców,  choć  narazie  nielicznych,  w  Sejmie, 
i  z  ław  jego  podnosił  się  głos  przeciw  Polsce,  który 
w  świecie  niechętnym  jej  budził  silne  echo.  Nad  oskar- 
żaniem Polski  pracowali  Niemcy,  Rusini  i  Litwini,  a  prze- 
dewszystkiem  Żydzi  intra  muros  et  extra,  a  znalazła  się 
już  instancja,  w  której  materjał  tych  skarg  się  groma- 
dził i  na  świat  rozchodził.  Polska  stawała  ciągle  w  roli 
oskarżonego  przed  Ligą  narodów,  a  niekończącego  się 
przedmiotu  skarg  dostarczała  sprawa  Gdańska,  posta- 
wiona pod  osłonę  Ligi. 

Trzecią  i  ważną  przyczyną,  która  sprawiała,  że  Za- 
chód, mimo  odparcia  najazdu  bolszewickiego  przez 
Polskę,  tracił  wiarę  w  jej  utrzymanie  się  jako  państwa, 
był  jej  nieład  wewnętrzny.  Wywołało  go,  jak  mówiliśmy, 
oddanie  władzy  w  ręce  warstw,  które  walczyły  dla  za- 
spokojenia swoich  pożądań,  z  ujmą  interesu  państwa. 
Gabinety  i  ministrowie  bez  istotnego  powodu  zmieniali 
się  jak  w  kalejdoskopie,  ster  spraw  zagranicznych  prze- 
chodził od  jednego  dyletanta  do  drugiego,  od  Patka 
do  Sapiehy,  od  Sapiehy  do  Skirmunta,  od  Skirmunta 
do  Narutowicza,  z  wykluczeniem  zawodowych  dyplo- 
matów. Przez  cały  ten  czas  Polska  nie  miała  ministra, 
któryby  się  w  trudnej  grze  mocarstw  umiał  zorjentować. 
Powstanie  Polski,  trzymającej  z  Francją,  oraz  powstanie 
małej  Koalicji,  złożonej  z  Czech,  Jugosławji  i  Rumunji, 
wzmocniło  Francję  tak  dalece,  że  wobec  pokonania 
Niemiec  zaczęła  dominować  na  kontynencie,  budząc 
tem  zazdrość  Anglji,  która  w  tern  miała  powód,  aby 
ratować  Niemcy  a  przeszkadzać  wzmocnieniu  się  Polski. 
Wszystko,  co  było  Polsce  niechętne,  budowało  teraz  na 
cyrografie,  który  Grabski  podpisał  w  Spaa.  Dowodzili 


188 


Polacy,  że  cyrograf  ten  utracił  znaczenie  wskutek  nie- 
dojścia  do  skutku  interwencji  angielskiej,  Rząd  polski 
w  osobnej  nocie  oświadczył  to  mocarstwom,  ale  to  nie 
przekonywało. 

W  tych  najtrudniejszych  dla  Polski  warunkach  sto- 
czyła się  walka  jej  o  Śląsk  cieszyński  i  Górny,  o  Gdańsk 
i  Prusy,  o  Wilno  i  o  Galicję  wschodnią. 


Z  decyzją  w  sprawie  Śląska  cieszyńskiego  i  Prus 
Koalicja  pośpieszyła  się,  korzystając  z  chwili  największej 
niemocy  Polski,  bezpośrednio  przed  odparciem  bolsze- 
wickiego najazdu. 

Sprawa  Śląska  wypadła  dla  nas  źle,  bo  Francja, 
związana  układem  z  Czechami,  stanęła  po  ich  stronie. 
Według  postanowienia  Koalicji  z  dnia  27  września 
1919  r.  sprawę  miał  rozstrzygnąć  plebiscyt,  na  którego 
straży  Koalicja  postawiła  Komisję  międzysojuszniczą. 
Komisja  ta  zamiast  pilnować  spokoju  tolerowała  bru- 
talne gwałty,  których  dopuszczali  się  Czesi,  aby  lud- 
ność polską  teroryzować.  Na  Sejmie  w  Warszawie  pod- 
niosły się  skargi,  że  przewodniczący  tej  Komisji,  puł- 
kownik francuski  de  Manneville,  gminy  polskie  poddaje 
władzom  czeskim,  że  w  Cieszynie  i  Bielsku  podburza 
ludność  niemiecką,  pozwalając  jej  tworzyć  „Biirger- 
wehry",  że  pozwala  na  rugi  robotników  polskich  z  gmin 
narodowo  mieszanych.  Wskutek  tego  stosunki  zaogniły 
się  tak,  że  o  spokojnem  przeprowadzeniu  plebiscytu, 
wyznaczonego  na  dzień  2  lipca  1920  r.,  nie  mogło  być 
mowy.  Polacy  śląscy  wystąpili  przeciw  plebiscytowi, 
a  poseł  polski  w  Pradze  Pilz  poruszył  myśl  arbitrażu. 
Arbitrem  miał  być  król  belgijski.  Ale  i  ta  myśl  upadła, 
gdyż  Polacy  nie  godzili  się  na  króla  belgijskiego,  a  Czesi 


189 


wogóle  na  arbitraż.  Wówczas  to  dnia  10  lipca  1920 
delegat  polski  na  Konferencji  w  Spaa  zgodził  się  na 
rozstrzygnięcie  sporu  przez  Koalicję,  wyrażając  prze- 
konanie, że  Rada  najwyższa  kierować  się  będzie 
sprawiedliwością.  Koalicja  pośpieszyła  się  z  decyzją 
i  już  28  lipca  1920  r.  Konferencja  ambasadorów  ozna- 
czyła granice  Polski  i  Czechosłowacji  w  Cieszyńskiem 
oraz  na  Orawie  i  Spiszu.  Czechy  otrzymały  bogate 
zagłębie  węglowe  karwińskie  i  kolej  żelazną  prowa- 
dzącą z  Bogumina  przez  Cieszyn  do  Słowacji,  Polacy 
Cieszyn  z  wyjątkiem  dworca  kolejowego  oraz  obszar 
położony  na  wschód  od  tej  kolei.  Tłumaczono  Pola- 
kom, że  zagłębie  karwińskie  jest  im  niepotrzebne,  bo 
otrzymają  większe  zagłębie  węglowe  na  Śląsku  Gór- 
nym, zaś  kolej  z  Bogumina  na  Cieszyn  jest  jedynem 
połączeniem  Czech  z  Słowacją. 

Delegat  polski,  którym  wówczas  był  Paderewski, 
przyjął  tę  decyzję,  ale  w  liście  do  prezydenta  Rady 
najwyższej  Koalicji  stwierdził,  że  decyzja  ta  nie  bierze 
pod  uwagę  ani  woli  ludności,  ani  zasady  narodo- 
wości, gdyż  w  okręgach  Spiszu  i  Orawy  24.043  Po- 
laków przypadnie  Rzeczypospolitej  polskiej,  a  z  górą 
45.000  naszych  rodaków  pójdzie  pod  czechosłowackie 
panowanie,  zaś  na  Śląsku  cieszyńskim  84.068  Polaków 
przypadnie  państwu  polskiemu,  kiedy  139.681  naszej 
ludności  najwięcej  świadomej  swej  narodowości,  naj- 
gęstszej i  najbardziej  jednolitej  w  całej  Polsce  (większość 
gmin  liczy  90—100%  Polaków),  zostanie  przyłączonych 
do  114.079  Czechów,  zamieszkujących  tę  część  Śląska 
cieszyńskiego,  której  Polacy  nigdy  nie  rewindykowali 
ani  nie  pożądali.  Pozatem  prawa  mniejszości  narodo- 
wych, przyznane  i  zagwarantowane  wszystkim  tak  róż- 


190 


nym  ludom,  wchodzącym  w  skład  państwa  czeskiego, 
nie  zostały  zarezerwowane  dla  Polaków. 

Równocześnie  rozstrzygnął  się  los  powiatów  na  pra- 
wym brzegu  Wisły  przy  jej  ujściu,  oraz  Warmji  i  Ma- 
zurów pruskich,  pozostawiony  przez  traktat  wersalski 
plebiscytowi.  Mieszkańcy  tego  obszaru  zostali  wezwani 
do  wypowiedzenia  się  przez  głosowanie  poszczególnemi 
gminami,  czy  życzą  sobie,  aby  poszczególne  gminy  na 
tej  przestrzeni  leżące  należały  do  Polski  albo  do  Prus 
wschodnich.  Traktat  unormował  szczegółowo  przebieg 
plebiscytu,  ażeby  zapewnić  jego  wolność,  rzetelność 
i  tajność.  Wojsko  i  władze  niemieckie  miały  ustąpić 
z  obszaru  plebiscytowego,  a  władzę  objąć  miała  Ko- 
misja międzysojusznicza,  złożona  z  pięciu  członków 
zamianowanych  przez  Koalicję,  której  w  miarę  potrzeby 
towarzyszyć  będzie  konieczna  siła  zbrojna,  i  która  zor- 
ganizować ma  głosowanie.  Po  ukończeniu  głosowania 
Komisja  zawiadomi  główne  mocarstwa  o  przebiegu  gło- 
sowania i  przedłoży  wnioski  co  do  linji,  która  miałaby 
być  przyjętą  jako  granica  Niemiec  i  Polski  na  tym 
obszarze,  biorąc  przytem  pod  rozwagę  zarówno  życze- 
nia mieszkańców,  wyrażone  przez  głosowanie,  jak  po- 
łożenie geograficzne  i  gospodarcze  danych  miejscowości. 
Mocarstwa  oznaczą  tę  granicę,  pozostawiając  w  każdym 
razie  Polsce  na  całym  odcinku  Wisły  zupełny  i  całko- 
wity nadzór  rzeki,  włączając  w  to  jej  brzeg  wschodni 
na  takiej  przestrzeni,  która  może  okazać  się  konieczną 
dla  jej  uregulowania  i  ulepszenia. 

Plebiscyt  tak  postanowiony  odbył  się  dnia  18  lipca 
1920  i  wypadł  na  niekorzyść  państwa  polskiego.  Ter- 
min plebiscytu  wyznaczony  był  zbyt  blisko  od  cofnięcia 
się  wojsk  i  władz  niemieckich ;  ludność  polska,  odcięta 
od  Polski,  nie  miała  tak  silnego  poczucia  narodowości 


191 


swojej,  aby  nie  ulec  wpływowi  władz  lokalnych  i  du- 
chowieństwa niemieckiego;  Mazurzy  protestanci  oba- 
wiali się  wprost  katolickiej  Polski.  Plebiscyt  przypadł 
też  na  chwilę  odwrotu  wojsk  polskich  z  nad  Dniepru 
i  Dźwiny,  kiedy  gwiazda  Polski  stała  najniżej.  Niewiele 
gmin  głosowało  za  Polską,  a  mocarstwa  pośpieszyły 
się  ze  swoją  decyzją,  bo  wydały  ją  d.  12  i  15  sierpnia. 
Kilka  tylko  gmin  przyznały  Polsce  przy  brzegu  Wisły, 
teren  jej  przybrzeżny  aż  do  grobli,  port  Kurzybrak  i  most 
kolejowy  na  linji  Kwidzyn  — Mtinsterwalde,  na  południu 
zaś  Działdowo.  Ważnej  linji  kolejowej,  łączącej  War- 
szawę z  Gdańskiem  przez  Mławę,  Polska  nie  otrzymała 
i  musiała  się  zadowolić  wolnym  przejazdem,  jaki  traktat 
zapewnił  jej  na  tej  kolei,  tak  samo  jak  Niemcom  za- 
pewnił go  na  linji  łączącej  je  z  Prusami  wschodniemi 
przez  polskie  Prusy  zachodnie,  przyznane  Polsce  trak- 
tatem, a  objęte  przez  nią  w  styczniu  1920  r.  jako  wo- 
jewództwo pomorskie. 


Nie  tak  prosto  przedstawiła  się  sprawa  gdańska, 
w  której  traktat  wersalski  powziął  postanowienia  two- 
rzące zaród  niekończących  się  zatargów  i  sporów.  Szło  tu 

0  pogodzenie  dwóch  interesów :  przyrzeczonego  Polsce 
uroczyście  wolnego  dostępu  do  morza,  i  obawy  nie- 
mieckiego przeważnie  miasta  Gdańska  przed  polonizacją. 
Zamiast  przyznać  Polsce  cały  brzeg  morski  uzyskany 
od  Niemiec  razem  z  Gdańskiem,  a  na  obszarze  Gdańska 

1  jego  okolicy  przyznać  miastu  autonomję  lokalną,  za- 
bezpieczającą jego  niemieckość,  Mocarstwa  podzieliły 
brzeg  morski  na  dwie  części.  Zachodnią  aż  do  Sopot 
z  Helem,  Puckiem  i  Gdynią  przyznały  Polsce ;  na  części 
wschodniej  wraz  z  terytorjum,  które  oznaczyły,  zobo- 


192 


wiązały  się  utworzyć  „Wolne  Miasto",  oddane  pod 
opiekę  Ligi  narodów,  która  mieć  w  niem  będzie  swojego 
stałego  wysokiego  komisarza.  W  porozumieniu  z  nim 
miasto  ułoży  swoją  konstytucję,  gwarantowaną  przez 
Lig?. 

Jedyny  wielki  port,  który  Polsce  zapewniał  wolne 
wyjście  na  morze,  a  zarazem  możność  sprowadzania 
materjału  wojennego  z  zagranicy,  port  który  przed 
rozbiorami  do  niej  przez  wieki  należał,  nie  został  jej 
zwrócony.  W  sztucznej  konstrukcji  „Wolnego  Miasta" 
zwyciężyła  zasada  etnograficzna,  połączona  z  zamiarem 
Anglji,  aby  na  tym  wielkim  porcie  bałtyckim  wpływ 
swój  zabezpieczyć. 

Traktat  stanowił,  że  pomiędzy  Polską  a  Gdańskiem 
zawartą  zostanie  konwencja,  a  mocarstwa  obowiązują 
się  pośredniczyć  w  ułożeniu  jej  brzmienia.  Konwencja 
zapewnić  miała  Polsce  w  Gdańsku  następujące  prawa : 

1)  Włączenie  Wolnego  Miasta  w  obręb  polskiej 
granicy  celnej  i  ustanowienie  strefy  wolnej  w  porcie. 

2)  Zapewnienie  Polsce  bez  żadnych  zastrzeżeń  swo- 
bodnego używania  i  obsługi  dróg  wodnych,  doków> 
basenów,  nadbrzeży  i  innych  budowli  na  terytorjum 
Wolnego  Miasta,  potrzebnych  Polsce  dla  jej  importu 
i  eksportu. 

3)  Zapewnienie  Polsce  nadzoru  i  zarządu  nad  Wisłą 
i  nad  całą  siecią  kolejową  w  granicach  Wolnego  miasta, 
z  wyjątkiem  tramwajów  i  innych  kolei,  służących  głów- 
nie potrzebom  Wolnego  Miasta,  jako  też  nadzoru  i  za- 
rządu nad  komunikacjami  pocztowemi,  telegraficznemi 
i  telefonicznemi  między  Polską  a  portem  gdańskim. 

4)  Zapewnienie  Polsce  prawa  rozwijania  i  ulepszania 
dróg  wodnych,  doków,  basenów,  nadbrzeży,  dróg  że- 
laznych i  innych  budowli  i  środków  komunikacji  wyżej 


193 


wzmiankowanych,  oraz  prawa  zadzierźawiania  lub  na- 
bywania w  warunkach  odpowiednich  terenów  i  wszelkiej 
własności  w  tym  celu  potrzebnych. 

5)  Zapewnienie,  że  nie  będą  czynione  w  wolnem 
mieście  Gdańsku  żadne  różnice  na  niekorzyść  obywa- 
teli polskich  lub  innych  osób  polskiego  pochodzenia 
lub  polskiej  mowy. 

6)  Zapewnienie  prowadzenia  spraw  zagranicznych 
wolnego  miasta  Gdańska  oraz  ochrony  jego  obywa- 
teli przez  Rząd  polski. 

Wolne  Miasto  tak  określone  nie  należało  do  Polski, 
skoro  nie  leżało  na  jej  obszarze  i  miało  własne  granice, 
a  stosunek  jego  do  Polski  opierał  się  na  konwencji 
międzynarodowej  i  stał  pod  strażą  Ligi  narodów  i  jej 
komisarza ;  nie  miało  jednak  pełnej  władzy  zwierzchni- 
czej,  skoro  władza  jego  w  sześciu  powyższych  punktach 
na  rzecz  Polski  była  ograniczona.  Polska  nad  Gdańskiem 
miała  rodzaj  protektoratu. 

Więcej,  niż  ten  protektorat,  znaczyło  przyznanie  Polsce 
bez  żadnych  zastrzeżeń  dróg  wodnych,  doków,  basenów, 
nabrzeży  i  innych  budowli  potrzebnych  Polsce  dla  jej 
importu  i  eksportu,  jednem  słowem :  gdańskiego  portu. 
Polska  miała  prawo :  1)  swobodnie  go  używać,  2)  obsłu- 
giwać go,  3)  rozwijać  i  ulepszać,  i  w  tym  celu  zadzier- 
źawiać  lub  nabywać  tereny  i  własności  potrzebne.  Posta- 
nowienia były  chyba  jasne,  bo  kto  ma  prawo  rozwijania 
i  ulepszania  budowli  portowych  i  rozszerzania  ich  przez 
dokupywanie  gruntów  i  budowli,  kto  ma  prawo  obsłu- 
giwać port,  ten  jest  właścicielem  portu  i  jego  zarządcą, 
Przyrzeczony  Polsce  wolny  dostęp  do  morza  był  w  ten 
sposób  zapewniony  i  Polska,  otrzymawszy  go,  mogła 
wszystkich  innych  praw  i  pretensyj  Gdańska  się  nie 
obawiać.  Nieprzyjazny  wobec  Polski  kierunek,  który 

Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego  13 


194 


za  wpływem  Anglji  zapanował  w  Koalicji,  sprawił  jednak, 
że  wbrew  postanowieniu  traktatu  własność  i  zarząd 
portu  w  Gdańsku  jej  odebrano. 

Występując  w  roli  pośrednika  przy  ułożeniu  polsko- 
gdańskiej  konwencji,  Koalicja  już  w  dniu  7  maja  1920  r. 
poruszyła  wobec  Polski  i  Gdańska  myśl  utworzenia 
wspólnej  Rady  zawiadowczej  portu,  a  wymógłszy  w  dniu 
10  lipca  w  Spaa  na  Grabskim  zgodzenie  się  na  decyzję, 
jaką  Mocarstwa  wydadzą  w  sprawie  Gdańska,  zaraz 
w  dniu  11  lipca  wydała  ją  tej  treści,  że  w  konwencji 
ma  być  ustanowiona  Rada  portu,  złożona  z  delegatów 
polskich  i  gdańskich,  która  ma  objąć  zarząd  i  własność 
portu. 

Charakterystycznym  był  ten  pośpiech,  z  którym 
Koalicja,  zanim  się  jeszcze  pokazało,  czy  przyjdzie  do 
użyczenia  przewidzianej  w  cyrografie  dnia  10  lipca 
Polsce  pomocy  przeciw  najazdowi  Sowietów,  wydawała 
najszkodliwsze  dla  Polski  decyzje,  11  lipca  na  rzecz 
Gdańska,  28  lipca  na  rzecz  Czechów  w  Cieszyńskiem, 
12  i  15  sierpnia  na  rzecz  Niemców  w  Prusach  zachod- 
nich i  wschodnich.  W  przeddzień  odparcia  najazdu  pod 
Warszawą  Mocarstwa  lekceważyły  Polskę  i  starały  się 
obcinać  ją,  aby  nie  urosła  i  nie  rościła  sobie  jako  mo- 
carstwo zasiąść  w  ich  gronie. 

Do  zawarcia  konwencji  z  Gdańskiem,  przewidzianej 
traktatem,  długo  nie  przychodziło.  Rokowania  między 
delegatami  polskimi  i  gdańskimi  dopiero  dnia  9  listo- 
pada 1920  r.  doprowadziły  do  jej  zawarcia.  Polacy, 
chociaż  Rząd  polski  zastrzegał  się,  że  układ  zawarty 
10  lipca  w  Spaa  go  nie  obowiązuje,  zgodzili  się  na 
ustanowienie  „Rady  portu  i  dróg  wodnych  Gdańska", 
złożonej  w  równych  częściach  z  komisarzy  polskich 
i  gdańskich  i  prezydenta,  którego,  o  ile  rządy  się  nie  po- 


195 


rozumieją,  wyznaczy  Liga  narodów  z  obywateli  szwaj- 
carskich. Radzie  tej  Konwencja  przyznała  kontrolę, 
zarząd  i  eksploatację  portu,  dróg  wodnych  i  tych  dróg 
żelaznych,  które  obsługują  specjalnie  port,  również  jak 
wszystkich  nieruchomości  i  zakładów  służących  do  ich 
eksploatacji.  Rada  pobierać  będzie  taksy  i  dochody 
z  administracji  portu,  ponosić  koszta  i  dzielić  straty 
pomiędzy  Polską  i  Gdańskiem.  Na  Radę  przelana  bę- 
dzie własność  nieruchomości,  stanowiących  część  portu 
i  związanych  z  zarządem  i  eksploatacją  tegoż,  oraz 
dróg  wodnych  i  żelaznych  wyżej  wspomnianych.  Kon- 
wencję podpisał  delegat  ówczesny,  Paderewski,  a  zgo- 
dził się  na  nią  gabinet  Witos-Sapieha.  Rząd  nie  bronił 
się  widocznie  przeciw  „Radzie  portu"  argumentem,  że 
choćby  delegat  jego  w  Spaa  zgodził  się  na  decyzję, 
którą  mocarstwa  powezmą  w  sprawie  Gdańska,  to 
jednak  decyzja  ta  mogła  tylko  przeprowadzać,  nie  zaś 
gruntownie  zmieniać  postanowienia  traktatu,  przyzna- 
jące Polsce  własność  i  zarząd  portu  gdańskiego.  Kry- 
tyka zwróciła  uwagę  na  to,  że  urzędowy  przekład  polski 
traktatu  słowa  francuskie:  „le  librę  usage  et  le  service 
des  voies  d'eaux"  przetłumaczył  błędnie  na:  „używanie 
i  korzystanie",  zamiast:  „używanie  i  obsługa",  to  jest 
zarząd.  Jeżeli  delegacja  i  Rząd  polski  tak  samo  tłuma- 
czyli tekst  francuski  i  mniemali  przez  to,  że  Polska  nie 
ma  przyznanego  sobie  zarządu  portu,  to  temby  się 
tłumaczyło,  że  zadowolili  się  przyznaniem  jej  w  tym 
zarządzie  tylko  udziału.  Większości  w  Radzie  portu 
nie  otrzymała  i  zdała  się  na  arbitra. 

Tymczasem  Gdańsk,  czując  za  sobą  poparcie  Anglji, 
bronił  rzekomej  suwerenności  swego  państwa,  upraw- 
nienia przyznane  Polsce  na  jego  obszarze  tłumaczył 


13* 


196 


jak  najciaśniej  i  znaczenie  im  wprost  odbierał.  Stąd 

0  każdy  szczegół  tego  stosunku  wynikały  spory,  które 
w  pierwszej  instancji  rozstrzygał  komisarz  Ligi,  a  gdy 
na  jego  decyzję  rzadko  się  obie  strony  godziły,  rozstrzy- 
gała Liga.  Komisarzem  swym  Liga  wyznaczała  Angli- 
ków, a  ci  niechętnie  patrzyli  na  rosnący  wpływ  Polski 
w  Gdańsku. 

Konwencja  nie  rozstrzygnęła  wszystkich  spraw,  któ- 
remi  się  zajmowała,  lecz  odesłała  je  do  późniejszej 
umowy,  między  innemi  sfinalizowanie  sprawy  obszaru 
celnego.  Umowa  przyszła  ostatecznie  do  skutku  dnia 
24  października  1921  r.  w  Warszawie.  Tyle  czasu  zajęły 
rokowania,  które  ze  strony  Polski  prowadził  komisarz 
generalny  Rzeczypospolitej  polskiej  w  Gdańsku  Plu- 
ciński, a  ze  strony  Gdańska  członek  senatu  Jewelowsky, 
pod  ich  zaś  kierunkiem  trzynaście  komisyj  wyznaczo- 
nych dla  różnych  pytań.  Umowa  w  dwustu  czterdziestu 
artykułach  starała  się  przeprowadzić  i  uzupełnić  kon- 
wencję. W  mowach  pełnomocników  przy  podpisaniu 
umowy  czuć  było  zadowolenie  z  dokonania  ważnego 
dzieła  i  nadzieję,  że  stworzona  w  ten  sposób  podstawa 
do  nawiązania  najściślejszych  stosunków  handlowych 

1  ekonomicznych  okaże  się  trwałą  i  zapewni  rozwój 
Gdańskowi  i  Polsce. 

Gdańsk  rzeczywiście  od  czasu,  kiedy  zniknął  kordon 
niemiecki  oddzielający  go  od  Polski,  zbudził  się  ze 
swojej  przeszło  wiek  trwającej  martwoty,  i  nawiązując 
do  tradycji  swojej  z  czasów  polskich,  rozpoczął  nowy 
okres  swojego  szybkiego  rozwoju. 

Ciekawym  epilogiem  wspomnianej  umowy  były  żale 
Niemców  na  Jewelowsky'ego,  że  zrobił  Polakom  nie- 
potrzebne ustępstwa.  Polacy,  dumni  z  Plucińskiego, 
stracili  humor,  gdy  Jewelowsky,  broniąc  się,  wykazywał 


197 


Niemcom,  że  na  Polakach  uzyskał  niespodziane  ustęp- 
stwa. Miał,  zdaje  się,  rację. 

Umowa  nie  zamknęła  zatargów  i  procesów  przed 
Ligą,  bo  Senat  gdański  wysilał  się  na  wykrętną  inter- 
pretację jej  postanowień,  aby  Polsce  przysporzyć  jak 
najwięcej  przeszkód  i  kłopotów.  Polska,  nie  czując  się 
z  tej  strony  bezpieczną,  przystąpiła  na  swojem  Pomorzu 
do  budowy  portu  w  Gdyni,  który  ma  tworzyć  podstawę 
dla  jej  marynarki  wojennej,  a  konkurując  z  Gdańskiem, 
uwolnić  ją  od  wszelkiej  zależności  od  niego. 


Traktat  wersalski,  odstępując  od  pierwotnej  myśli 
oddania  Polsce  niemal  całego  Górnego  Śląska  z  jego 
stolicą  Opolem,  określił  nieco  ciaśniej  obszar  zamiesz- 
kały przez  ludność  polską  i  niemiecką  i  postanowił,  że 
mieszkańcy  tego  obszaru  powołani  zostaną  do  wypo- 
wiedzenia przez  głosowanie,  czy  życzą  sobie  przyłą- 
czenia do  Niemiec,  czy  też  do  Polski.  W  osobnym  do- 
datku określono  sposób  przeprowadzenia  tego  gło- 
sowania, podobny  do  postanowionego  przy  plebiscy- 
cie w  Prusach.  Obszar  plebiscytu  będzie  natychmiast 
poddany  władzy  Komisji  międzysojuszniczej,  złożonej 
z  czterech  członków,  mianowanych  przez  Mocarstwa. 
Komisja  ta  ma  utrzymywać  porządek  za  pomocą  wojsk 
i  policji,  rekrutującej  się  z  miejscowej  ludności.  Każdy 
będzie  głosował  w  gminie,  gdzie  ma  stałe  zamieszkanie, 
albo,  jeżeli  nie  ma  stałego  zamieszkania  na  obszarze 
plebiscytowym,  w  gminie,  w  której  się  urodził.  Wynik 
głosowania  będzie  oznaczony  gminami,  większością 
głosów  w  każdej  gminie.  Po  zamknięciu  głosowania 
Komisja  zawiadomi  główne  Mocarstwa  o  liczbie  głosów 
w  każdej  gminie  —  tudzież  przedłoży  wnioski  co  do 


198 


linji,  którą  należy  przyjąć  za  granicę  Niemiec  na  Śląsku 
Górnym,  uwzględniając  przytem  zarówno  wyrażoną  wolę 
ludności,  jak  i  położenie  geograficzne  oraz  gospodarcze 
miejscowości.  Przepis,  że  w  głosowaniu  mogą  wziąć 
udział  także  ci,  którzy  na  terytorjum  tern  się  urodzili, 
chociaż  poza  niem  mieszkają,  zapewniał  przez  to  głos 
tym  licznym  Ślązakom,  którzy,  zamieszkawszy  w  Pol- 
sce, poza  Śląskiem,  przejęli  się  patrjotyzmem  polskim 
i  mogli  na  swoich  rodaków  na  Śląsku  oddziałać;  wy- 
padł jednak  na  korzyść  Niemców,  gdyż  daleko  większa 
była  liczba  Niemców,  którzy  urodziwszy  się  na  Śląsku 
opolskim,  przy  bliższych  jego  stosunkach  z  resztą  Śląska 
i  z  Niemcami  mieszkali  poza  jego  granicami. 

Wkrótce  po  zawarciu  traktatu,  bo  już  10  września 
1919  r.,  Koalicja  pragnęła  przeprowadzić  plebiscyt.  Po- 
kazało się  jednak,  że  postanowienie  to  napotyka  na 
niezmierne  trudności.  W  niektórych  tylko  okolicach 
obszaru  plebiscytowego  ludność  polska  mieszkała  we 
większem  skupieniu,  mianowicie  w  powiecie  pszczyń- 
skim i  rybnickim,  tak  samo  ludność  niemiecka  w  po- 
wiecie głupczyckim,  —  zresztą  na  całem  zagłębiu  węglo- 
wem  gminy  z  większością  polską  pomieszane  były 
z  gminami  z  większością  niemiecką,  a  miasta  były 
w  większości  swej  niemieckie.  Na  Niemców  składało 
się  przeważnie  duchowieństwo,  pracodawcy,  urzędnicy 
kopalniani  i  przemysłowi  oraz  kupcy,  na  Polaków  prze- 
ważnie robotnicy  i  włościanie.  Granica  etnograficzna 
przez  ten  obszar  nie  dała  się  ściśle  pociągnąć.  Zawsze 
liczne  gminy  niemieckie  musiały  zostać  w  obrębie  pol- 
skim, i  odwrotnie.  Wynik  głosowania  nie  dał  się  też 
z  pewnością  przewidzieć,  a  wskutek  tego  zaogniało  się 
usposobienie  ludności.  Niemcom  najtrudniej  było  pogo- 
dzić się  z  myślą,  że  panując  dotychczas  bezwzględnie 


199 


na  Śląsku,  będą  musieli  wskutek  plebiscytu  choćby 
tylko  z  części  jego  ustąpić.  Zaczęli  więc  rychło  uciekać 
się  do  teroryzowania  ludności  polskiej  i  do  gwałtów, 
których  policja  niemiecka,  t.  zw.  „Sicherheitswehr",  po- 
zostawiona na  obszarze  plebiscytowym,  pohamować  nie 
umiała,  czy  nie  chciała.  Ludność  polska  na  gwałty  za- 
częła odpowiadać  gwałtami.  Pierwszy  odruch  jej  dnia 
20  sierpnia  1919  r.  stłumili  Niemcy.  Potem,  w  sierpniu 
1920  r.,  gdy  najazd  bolszewicki  zagroził  Warszawie, 
ludność  niemiecka  tak  pewna  już  była  upadku  Polski, 
że  posunęła  się  do  krwawych  napadów  na  załogi  koa- 
licyjne postawione  na  Śląsku,  tak,  że  oddział  francuski 
z  Katowic  musiał  się  chwilowo  cofnąć.  Wskutek  tego 
Polacy  chwycili  za  broń,  otoczyli  Katowice  i  Bytom, 
i  rozpoczęła  się  walka  domowa,  której  jenerał  francuski 
Lerond,  przewodniczący  Komisji  międzysojuszniczej, 
z  trudem  położył  koniec.  Przy  Komisji  utworzono  radę 
przyboczną,  złożoną  z  Polaków  i  Niemców,  dla  poro- 
zumiewania się  celem  utrzymania  publicznego  spokoju, 
a  usuwając  „Sicherheitswehr",  zaprowadzano  milicję 
miejscową,  złożoną  z  Polaków  i  Niemców. 

Tymczasem  obie  strony  gotowały  się  do  głosowa- 
nia. Z  polskiej  strony  najskuteczniejszym  środkiem  pro- 
pagandy wydało  się  zapewnienie  Śląskowi  Górnemu, 
skoro  przyłączy  się  do  Polski,  najdalej  idącej  autonomji, 
Niemcy  podtrzymywali  bowiem  w  ludności  polskiej  na 
Śląsku  uczucie,  że  organizacja  jej  i  administracja  do- 
tychczasowa niemiecka  nieporównanie  wyższa  jest  od 
polskiej,  że  Śląsk  na  połączeniu  się  z  Polską  straci 
ekonomicznie,  że  przemysł  jego  i  górnictwo  upadnie, 
bo  administracja  polska  kierować  niemi  nie  potrafi. 
Usunąć  te  obawy  i  osłabić  te  zarzuty  mogło  tylko 
zapewnienie,  że  Śląsk  rządzić  się  będzie  sam,  ustawo- 


200 


dawczo  i  administracyjnie,  a  z  resztą  Polski  łączyć  się 
będzie  tylko  w  sprawach  koniecznych.  Dnia  15  lipca 
1920  r.,  w  przeddzień  najazdu  bolszewickiego  na  War- 
szawę, Sejm  uchwalił  istotnie  obszerną  ustawę  konsty- 
tucyjną, zawierającą  Statut  organiczny  województwa 
śląskiego. 

Województwo  to  objąć  miało  wszystkie  ziemie  śląskie 
przyznane  Polsce,  a  więc  i  ziemię  cieszyńską.  Władzę 
ustawodawczą  przyznał  Statut  Sejmowi  śląskiemu  w  na- 
der szerokim  zakresie,  tak,  że  Sejmowi  polskiemu  w  War- 
szawie pozostały  głównie  traktaty  międzynarodowe, 
sprawa  obrony  państwa,  sądownictwo,  prawo  cywilne 
i  karne.  Stosunek  śląskiego  systemu  podatkowego  do 
systemu  podatkowego  polskiego  i  stosunek  państwo- 
wej i  śląskiej  administracji  skarbowej  będą  ustalone 
w  równobrzmiących  ustawach  państwowych  i  śląskich. 
Dochód  z  podatków  i  opłat  pobieranych  na  Śląsku  wpły- 
wać będzie  do  skarbu  śląskiego,  a  tych  dochodów  oddaje 
skarb  śląski  na  potrzeby  ogólne  państwowe  część,  odpo- 
wiadającą liczbie  mieszkańców  i  sile  podatkowej  Śląska, 
obliczoną  na  podstawie  podanego  klucza.  Zarząd  wo- 
jewództwa sprawuje  Wojewoda  i  Rada  województwa, 
składająca  się  z  Wojewody,  jego  zastępcy,  i  pięciu  człon- 
ków, wybranych  przez  Sejm.  Naczelnikowi  państwa 
przyznawał  statut  prawo  zwoływania,  odraczania,  zamy- 
kania i  rozwiązania  Sejmu  śląskiego  i  prawo  podpisy- 
wania ustaw  uchwalonych  przez  Sejm,  o  ile  nie  naru- 
szają statutu,  praw  obywatelskich  zagwarantowanych 
konstytucją  Rzeczypospolitej,  przepisów  traktatów  mię- 
dzynarodowych i  ustaw  państwowych  w  dziedzinie 
niezastrzeżonej  dla  ustawodawstwa  śląskiego.  Statut 
dawał  mu  dalej  prawo  mianowania  i  uwalniania  Woje- 
wody, jego  zastępców  i  wyższych  urzędników.  Naj- 


201 


wyższą  instancją  sądową  dla  Śląska  będzie  Sąd  naj- 
wyższy w  Warszawie. 

Statut  nadający  Śląskowi  autonomję  tak  szeroką 
nie  uspokoił  jednak  wszystkich  obaw  ludności  śląskiej 
i  dlatego  Sejm  Rzeczypospolitej  w  przeddzień  plebiscytu, 
bo  dnia  8  marca  1920  roku,  uzupełnił  ją  jeszcze  dwoma 
postanowieniami,  a  mianowicie,  że  wszelkie  zmiany 
ustaw  dotyczących  górnictwa,  przemysłu,  handlu  i  rę- 
kodzielnictwa obowiązujące  na  Śląsku  mogą  nastąpić 
tylko  za  zgodą  Sejmu  śląskiego,  oraz  że  urzędnicy 
państwowi  w  województwie  śląskim  powinni  w  zasadzie 
pochodzić  z  województwa  śląskiego,  że  przy  obsadzaniu 
urzędów  urzędnicy  pochodzący  ze  Śląska  mają  przy 
równych  kwalifikacjach  pierwszeństwo,  wreszcie  ogra- 
niczył przenoszenie  urzędników  i  robotników  zatrudnio- 
nych w  administracji  śląskiej  do  innych  dzielnic  Rze- 
czypospolitej. 

Wobec  tego  Rząd  Niemiec  zdobył  się  tylko  na  obiet- 
nicę, że  po  plebiscycie  Śląsk  otrzyma  autonomję,  jeśli 
jej  zażąda. 

Miarą  gorączki,  która  ogarniała  Niemców  w  sprawie 
plebiscytu  był  akt  biskupa  wrocławskiego  kardynała 
Bertrama  z  dnia  21  listopada  1920  r.,  zakazujący  du- 
chowieństwu Górnego  Śląska  pod  karą  suspensji  ipso 
facto  uczestniczyć  w  akcji  plebiscytowej  bez  pozwo- 
lenia miejscowego  proboszcza,  zaś  duchownym  niena- 
leżącym  do  diecezji  wrocławskiej,  a  mającym  prawo 
głosowania  na  zasadzie  urodzenia  na  terenie  plebiscy- 
towym, zakazujący  wogóle  brać  udział  w  głosowaniu. 
Zakaz  ten  oddawał  głosowanie  w  ręce  Niemców,  po- 
nieważ 75%  proboszczów  na  Śląsku  było  Niemców, 
stosował  się  więc  w  praktyce  do  duchownych  Polaków. 
Zaostrzało  rzecz  to,  że  kardynał  Bertram  odwoływał 


202 


się  przy  tern  do  specjalnego  pełnomocnictwa,  udzielo- 
nego mu  przez  Stolicę  apostolską.  Oburzenie  na  ten 
akt  powstało  w  Polsce,  a  biskupi  polscy  przedłożyli 
sprawę  Papieżowi,  przedstawiając  krzywdę  wyrządzoną 
narodowi  polskiemu  i  błagając  o  odwrócenie  złego  po- 
wagą apostolską  dla  dobra  Kościoła  i  dla  utrzymania 
synowskiego  stosunku  narodu  polskiego  ze  Stolicą 
apostolską.  Czyniąc  zadość  temu  przedstawieniu,  Papież 
dnia  1  lutego  1921  upoważnił  duchowieństwo  polskie 
na  Śląsku  do  wzięcia  udziału  w  głosowaniu. 

W  dniu  20  marca  1921  odbył  się  wreszcie  plebiscyt. 
Niemcy  wznieśli  okrzyk  tryumfu,  bo  znaczna  większość, 
około  60%  ogółu  oddanych  głosów,  oświadczyła  się  za 
przyłączeniem  do  Niemiec.  Na  większość  tę  złożyły  się 
liczne  głosy  Niemców  mieszkających  poza  terenem  ple- 
biscytowym, którzy  do  miejsca  swego  urodzenia  dla 
głosowania  przybyli,  złożyły  się  jednak  także  głosy 
Polaków  narodowo  nieuświadomionych  i  ulegających 
niemieckiemu  wpływowi,  robotników  w  Opolu,  rolni- 
ków w  Koźlu  i  Pruchniku,  ewangelików  w  Kluczborku. 
Na  mocy  tego  wyniku  zażądali  Niemcy,  ażeby  cały 
Śląsk  Górny  im  przyznano.  Sprzeciwiało  się  to  jednak 
postanowieniu  traktatu,  że  głosowanie  odbywać  się 
będzie  gminami  i  że  większość  głosów  nie  na  ca- 
łym obszarze  razem,  lecz  w  każdej  gminie  z  osobna 
będzie  się  liczyć.  Okazało  się  zaś,  że  844  gmin  głoso- 
wało za  Niemcami,  678  gmin,  przeważnie  na  wschod- 
niej części  obszaru,  głosowało  za  Polską.  Polacy  pod- 
nieśli więc  żądania,  aby  ta  wschodnia  część  przysądzona 
została  Polsce,  gdyż  na  niej  560  gmin  oświadczyło  się 
za  Polską,  a  tylko  150  za  Niemcami.  Przy  Niemcach 
pozostałoby  w  części  zachodniej  i  tak  118  gmin  pol- 


203 


skich.  Komisarz  polski  wyznaczony  do  plebiscytu,  Kor- 
fanty,  wykreślił  linję,  która  miała  oddzielić  część  nale- 
żącą się  Polsce  od  części  należącej  się  Niemcom.  Biegła 
wzdłuż  Odry  aż  powyżej  Koźla,  a  stąd  na  północny 
wschód  pomiędzy  Strzelcami  a  Oleśnem  do  granicy 
Polski.  Zwano  ją  linją  Korfantego. 

Rozstrzygnąć  miały  mocarstwa  na  wniosek  Komisji 
międzysojuszniczej.  Na  Polaków  padł  jednak  strach, 
bo  już  pomiędzy  delegatami  mocarstw  w  Komisji  oka- 
zała się  wielka  różnica  zdań.  Delegat  francuski  oświad- 
czył się  za  oddaniem  Polsce  części  wschodniej,  obejmu- 
jącej niemal  całe  zagłębie  węglowe,  niedochodzącej 
wszakże  do  linji  Korfantego;  delegat  angielski  gotów 
był  oddać  Polsce  tylko  dwa  powiaty  rolnicze  na  po- 
łudniu i  mały  kawałek  powiatu  węglowego  Katowice, 
a  całe  niemal  zagłębie  węglowe  pozostawić  przy  Niem- 
cach. Za  nim  poszedł  także  i  delegat  włoski.  Spór 
pomiędzy  Niemcami  i  Polską  o  Śląsk  urósł  do  sporu 
pomiędzy  Francją  i  Anglją.  Pierwsza  odebraniem  Niem- 
com zagłębia  węglowego  na  Śląsku  chciała  im  wytrącić 
broń  do  wojny  odwetowej,  a  liczyła  się  z  tern,  że  Pol- 
ska, nie  mając  tego  zagłębia,  nie  podźwignie  się  eko- 
nomicznie i  nie  będzie  dla  niej  poważnym  sojuszni- 
kiem. Druga  pozostawieniem  Niemcom  zagłębia  chciała 
im  dopomóc  do  podźwignięcia  się  ekonomicznego. 
Niemcy,  straciwszy  flotę  i  kolonje  zamorskie,  przestały 
być  groźne  Anglji,  ale  Niemcy  zrujnowane  ekonomicznie 
przestawały  być  odbiorcą  jej  produktów  przemysłowych. 
Anglja  cierpiała  na  bezrobocie,  a  rząd,  liczący  się  z  rze- 
szą robotników,  gotów  był  poświęcić  dla  ich  interesu 
Polskę. 

Dla  Polski  otrzymanie  zagłębia  węglowego  na  Śląsku 
było  jednak  kwestją  życia  i  dlatego  przywódca  ludności 


204 


polskiej  na  Śląsku,  Korfanty,  postanowił  z  bronią  w  ręku 
upomnieć  się  o  jej  prawa.  Na  hasło  przez  niego  dane 
w  dniu  3  maja  r.  1921  wybuchło  zbrojne  powstanie, 
które  w  krótkim  czasie  opanowało  cały  obszar,  aż  do 
linji  wytkniętej  przez  niego.  Łamiąc  opór  stawiony 
przez  władze  i  ludność  niemiecką,  powstańcy  oszczę- 
dzali wojsk  koalicyjnych  i  miejsc  przez  nie  zajętych, 
ale  gdy  jeden  z  kontyngentów  włoskich  stanął  po  stro- 
nie niemieckiej,  nie  cofnęli  się  przed  walką  i  przypra- 
wili go  o  znaczne  straty.  Wojska  francuskie  uniknęły 
starcia. 

Wiadomość  o  powstaniu  i  o  jego  sukcesie  wywo- 
łała, z  wyjątkiem  Francji,  oburzenie  w  świecie,  który 
pragnąc  pokoju,  ujrzał  go  zagrożonym.  Dał  mu  wyraz 
Lloyd  George  w  mowie,  którą  dnia  12  maja  przeciw 
Polsce  wygłosił,  w  której  żądając  ścisłego  wypełnienia 
postanowień  traktatu,  t.  j.  rozstrzygnięcia  sprawy  ślą- 
skiej przez  Radę  najwyższą  Koalicji,  zastrzegł  się  prze- 
ciw tworzeniu  i  uwzględnieniu  faktów  dokonanych  przez 
powstanie.  Opinja  włoska,  wzburzona  śmiercią  żołnierzy 
włoskich,  w  wynurzeniach  przeciw  Polsce  nie  pozostała 
w  tyle.  Francja,  potępiając  powstanie,  opowiedziała  się 
jednak  za  uwzględnieniem  żądań  polskich,  a  wskutek 
tego  zatarg  śląski  przybrał  cechę  groźnego  między  mo- 
carstwami Koalicji  konfliktu. 

Ludność  niemiecka  na  Śląsku,  ochłonąwszy  z  pierw- 
szego wrażenia,  wywołanego  zaskoczeniem  jej  przez 
powstanie,  zerwała  się  tymczasem  do  walki,  uzyskawszy 
pomoc  od  rodaków  swoich  w  Rzeszy,  i  krwawa  wojna 
domowa  rozpoczęła  się  na  linji  dzielącej  oba  obozy. 
Koalicji  szło  przedewszystkiem  o  jej  zatamowanie  i  o  po- 
wstrzymanie Rzeszy  niemieckiej,  aby  się  do  niej  nie 
wmieszała.  Zrozumiał  to  niebezpieczeństwo  Rząd  polski, 


205 


i  oświadczając  się  przeciw  powstaniu,  zamknął  granicę 
i  wpłynął  na  zaniechanie  walki.  Poszedł  za  tym  przy- 
kładem i  Rząd  Rzeszy  niemieckiej.  Walka  została  zlo- 
kalizowana, na  Śląsk  dla  wzmocnienia  powagi  Komisji 
międzysojuszniczej  przybyły  silne  oddziały  angielskie 
i  w  końcu  czerwca  powiodło  się  Komisji  położyć  walce 
koniec  i  na  obszarze  plebiscytowym  objąć  napowrót 
władzę.  Tern  ostrzej  zato  zarysował  się  spór  dyploma- 
tyczny pomiędzy  Francją  i  Anglją,  która  nie  okazywała 
żadnej  chęci  do  ustępstw,  a  nie  godziła  się  nawet  na 
wnioski  dążące  do  odroczenia  sprawy.  Włoski  mini- 
ster Sforza  próbował  pośredniczyć,  proponując  podział 
zagłębia  węglowego  pomiędzy  Niemcy  a  Polskę,  ale 
Anglja  na  żaden  wniosek  pośredniczący  godzić  się  nie 
chciała.  Posiedzenie  Rady  najwyższej,  które  w  sierpniu 
odbyło  się  w  Paryżu  z  udziałem  osobistym  Lloyd 
George'a,  nie  doprowadziło  do  porozumienia.  Aby  unik- 
nąć głośnego  zerwania,  któreby  się  odbiło  na  wszystkich 
stosunkach  świata,  zgodzono  się  wkońcu  zasięgnąć  w  tej 
sprawie  opinji  Ligi  narodów. 

Decyzja  ta  była  jednak  szczęśliwem  wyjściem  z  trud- 
nego położenia.  Liga  narodów  postanowiła  na  wniosek 
delegata  japońskiego  traktować  sprawę  ściśle  rzeczowo 
z  pominięciem  względów  politycznych  i  wyznaczyła  ko- 
misję, która  przesłuchując  reprezentantów  organizacyj 
ekonomicznych  na  Śląsku,  Polaków  i  Niemców,  uło- 
żyła projekt  podziału  Górnego  Śląska,  oddający  Polsce 
oprócz  powiatów  rolniczych,  pszczyńskiego  i  rybnic- 
kiego, większą  część  zagłębia  węglowego  z  miastem 
Katowicami.  Mniejsza  część  zagłębia  z  miastem  Byto- 
miem i  zachodnie  powiaty  z  Opolem  pozostać  miały 
przy  Niemcach. 


206 


Projekt  Komisji  przyjęła  Liga,  a  za  nią  dnia  19 
października  1921  r.  Konferencja  ambasadorów,  dzia- 
łająca w  imieniu  i  na  podstawie  specjalnego  mandatu 
głównych  mocarstw  Koalicji,  uznając,  źe  podział  na- 
stąpił zgodnie  z  życzeniem  ludności,  wyrażonem  gmi- 
nami w  czasie  plebiscytu,  z  uwzględnieniem  położenia 
geograficznego  i  ekonomicznego  ludności.  Wskutek 
usunięcia  względów  politycznych  i  wydania  orzeczenia 
przez  instancję  osobną,  nikt,  ani  Anglja  ani  Francja, 
nie  wyszły  ze  sporu  pokonane. 

Trudno  sądzić,  jak  bez  powstania  śląskiego  byłaby 
wypadła  decyzja  mocarstw.  Powstanie  było  aktem 
gwałtu,  który,  jako  taki,  świat  potępił,  ale  było  także 
wymownym  plebiscytem,  którego  mocarstwa  nie  mogły 
zignorować. 

Polska  nie  uzyskała  wszystkiego,  czego  pragnęła, 
ale  to,  co  uzyskała,  było  dla  niej  niezmiernym  nabyt- 
kiem. Zyskała  wielkie  kopalnie  i  oparty  na  nich  prze- 
mysł fabryczny,  zyskała  niezbędny  czynnik  swojej  siły 
wojskowej  i  swego  bilansu  handlowego. 

Prezydent  ministrów  francuskich  Briand,  oznajmiając 
decyzję  Polsce  i  Niemcom,  dodał,  że  wobec  tego,  że 
ludność  okręgów  jest  mieszana,  następstwem  jakiego- 
kolwiek podziału  tego  okręgu  musiała  być  konieczność 
pozostawienia  po  obu  stronach  linji  granicznej  dosyć 
znacznych  mniejszości  narodowych  i  rozdzielenie  bar- 
dzo ważnych  interesów.  Dlatego,  wyznaczając  granicę, 
Konferencja  powzięła  szereg  zarządzeń,  mających  na 
celu  zagwarantowanie  w  interesie  ogólnym  ciągłości 
życia  ekonomicznego  Górnego  Śląska  oraz  ochronę 
mniejszości  narodowych.  Dla  utrzymania  ciągłości  de- 
cyzja ustanowiła  okres  przejściowy,  sięgający  do  piętna- 
stu lat,  w  ciągu  którego  miały  pozostać  w  mocy  przepisy 


207 


obowiązujące  dotychczas  na  Górnym  Śląsku  co  do  kolei 
żelaznych,  wód  i  elektryczności,  systemu  monetarnego, 
poczty,  ustroju  celnego,  węgla  i  produktów  kopalnia- 
nych, syndykatów  pracodawców  i  pracowników,  ubez- 
pieczeń społecznych,  ruchu  pogranicznego,  organizacji 
kopalni,  przemysłu  i  handlu,  oraz  prawodawstwa  pracy. 
Zmiana  tych  zarządzeń  wcześniejsza  może  nastąpić 
w  drodze  porozumienia  Polski  i  Niemiec.  Traktat  z  dnia 
28  czerwca  1919  r.,  dotyczący  mniejszości  narodowych 
w  Polsce,  obowiązywać  będzie  Polskę  także  na  przy- 
znanym jej  Śląsku.  Niemcy  zaś  co  do  ludności  polskiej 
na  pozostawionej  jej  części  Górnego  Śląska  przyjąć 
mają  główne  postanowienia  tego  traktatu. 

Decyzja  zobowiązywała  też  Rządy,  niemiecki  i  pol- 
ski, do  zawarcia  konwencji  w  celu  uświęcenia  rozpo- 
rządzeń w  niej  zawartych  i  praktycznego  ich  przepro- 
wadzenia. Układać  konwencję  tę  ma  jeden  pełnomocnik 
niemiecki  i  jeden  polski  pod  przewodnictwem  osoby 
wyznaczonej  przez  Radę  Ligi  narodów,  która  w  razie 
niezgody  między  pełnomocnikami  rozstrzyga.  Do  opra- 
cowania tej  szczegółowej  i  obszernej  konwencji  przyszło 
jednak  dopiero  dnia  15  maja  1922  w  Genewie,  mię- 
dzy Rządem  Rzeczypospolitej  polskiej  a  Rządem  Rzeszy 
niemieckiej.  Sejm  polski  zatwierdził  ją  ustawą  z  dnia 
24  maja,  a  na  tej  podstawie  dnia  20  czerwca  wojska 
polskie  pod  wodzą  jenerała  Szeptyckiego  wkroczyły 
na  Śląsk  Górny  i  zajęły  tę  jego  część,  jaka  przypadła 
Polsce.  Dnia  29  lipca  ogłoszony  został  dekret,  zarzą- 
dzający wybory  do  Sejmu  śląskiego  na  dzień  24  wrze- 
śnia. Ostatnim  aktem  połączenia  Górnego  Śląska  z  Pol- 
ską było  postanowienie  Piusa  XI  z  początku  grudnia 
1922  r.,  ustanawiające  dla  niego  osobnego  administra- 


208 


tora  apostolskiego  i  usuwające  tern  samem  wpływ 
biskupa  wrocławskiego. 


Chcąc  ocenić,  co  pokój  ryski  postanowił  o  Litwie, 
musimy  się  cofnąć  wstecz  aż  do  okupacji  niemieckiej 
Litwy  i  zestawić  w  jednym  obrazie  wypadki,  o  których 
dla  nieprzerywańia  głównej  historycznej  nici  nie  chcie- 
liśmy na  ich  miejscach  chronologicznych  wspominać. 

Władza  zwana  .Oberost",  ustanowiona  przez  wojsko 
niemieckie  na  ziemiach  położonych  na  północny  wschód 
od  Polski,  uważała  za  jedno  ze  swoich  pierwszych  za- 
dań, ażeby  żywioł  polski  osiadły  na  Litwie,  a  w  szcze- 
gólności wielką  własność  polską,  usunąć  od  wszystkiego, 
a  natomiast  dźwignąć  tę  ludność  litewską,  która  w  ziemi 
kowieńskiej  i  na  Żmudzi  się  nie  spolszczyła,  i  zorga- 
nizować ją  autonomicznie  pod  swoim  wpływem.  Szło 
Niemcom  o  to,  ażeby  historyczne  pretensje  Polski  do 
Litwy  usunąć,  a  małą  tę  prowincję  czy  państewko 
przywiązać  do  siebie  tytułem  protektoratu,  a  nawet 
ściślejszej  unji.  Litwini  na  wszystko  się  godzili,  a  or- 
ganizacja ich  pod  ręką  niemiecką  w  ostatnich  latach 
wojny  postąpiła  o  tyle,  że  z  chwilą  usunięcia  się  „Ober- 
ostu*  i  wojsk  niemieckich  z  ich  obszaru  ogłosili  się 
niepodległem  państwem  i  znaleźli  dla  niego  wojsko 
i  instytucje. 

Najprawowitszy  ten  płód  polityki  Niemiec  i  nie- 
poszlakowany ich  nie  tyle  sprzymierzeniec,  ile  dobro- 
wolne narzędzie,  nie  doznał  z  powodu  tego  żadnej 
niechęci  czy  szkody  ze  strony  Koalicji,  lecz  przeciwnie, 
znalazł  u  niej  niezwykły  interes  i  opiekę.  Powstanie 
tego  państewka  godziło  się  z  zasadą  samostanowienia 
o  sobie  chociażby  małych  narodów,  niepodległość  przy- 


209 


znana  mu  oddalała  je  od  wpływu  Niemiec,  toteż 
w  traktacie  wersalskim  znalazło  nietylko  uznanie  tej 
niepodległości,  ale  nawet  przyłączenie  do  niego  portu 
i  terytorjum  Kłajpedy,  która  należała  dotychczas  do 
Niemiec,  a  otwierała  ujście  Niemna  na  Bałtyk.  Wielką 
zręczność  okazał  Rząd  litewski  w  zjednaniu  sobie  wpły- 
wów sfer  i  opinji  publicznej  na  Konferencji  pokojowej 
w  Paryżu.  Wystąpił  jako  przyjaciel  Żydów,  przyznał 
im  autonomję  narodową,  a  nawet  osobnego  ministra 
Żyda  w  swoim  gabinecie,  i  zjednał  sobie  tern  poparcie 
całej  finansowej  i  dziennikarskiej  potęgi  żydowskiej, 
która  tak  zaciążyła  na  Konferencji  pokojowej.  Osią- 
gnąwszy przez  to,  co  chcieli,  Litwini  nie  zawahali  się 
potem  koncesje  te  cofnąć. 

Kiedy  po  rozejmie  we  wojnie  światowej  wojsko  nie- 
mieckie z  Litwy  się  cofało,  a  Rząd  litewski  organizował 
się  na  terytorjum  swojem  etnograficznem  w  Kownie, 
wojsko  polskie  w  kwietniu  1919  r.  zajęło  Wilno  i  zie- 
mię wileńską,  na  której  obok  Polaków  i  Białorusinów 
mała  tylko  mniejszość  litewska  mieszkała.  Rząd  ko- 
wieński, opierając  się  jednak  na  wspomnieniu,  że  nie- 
gdyś Wilno  było  stolicą  Litwy,  wystąpił  przeciw  zajęciu 
Wilna,  a  gdy  Polska  nie  chciała  go  oddać,  zerwał  z  nią 
stosunki.  Posterunki  litewskie  strzelały  do  polskich. 
Określając  granicę  polską  na  wschodzie  w  dniu  8  grud- 
nia 1919,  Koalicja  wyznaczyła  granicę  etnograficzną 
między  Polską  a  Litwą,  ale  tylko  na  małym  kawałku, 
w  Augustowskiem.  Dalej  na  północ  granica  okupacji 
polskiej  między  Wilnem  a  Kownem  oznaczona  nie  była. 
Powtarzały  się  też  ciągle  starcia  graniczne  i  układy 
lokalne,  chwilowe.  Wszelkie  próby  porozumienia  bez- 
pośredniego między  Polską  a  Litwą  i  próby  pośred- 
nictwa państw  obcych  rozbijały  się  o  żądanie  Litwy, 

Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego  14 


210 


by  odstąpić  jej  Wilno.  Polacy  do  użycia  siły  nie  chcieli 
się  uciekać,  ażeby  nie  wykopać  pomiędzy  sobą  a  Litwą 
przepaści. 

Zmieniło  się  położenie,  kiedy  wojska  Sowietów 
w  czerwcu  1920  r.,  przełamawszy  front  polski  na  pół- 
nocy, ścigały  wojska  polskie  rozbite.  Rząd  polski  pra- 
gnął w  państwie  litewskiem  znaleźć  sprzymierzeńca 
i  dlatego  dnia  4  lipca  1920  uznał  niepodległość  Litwy 
kowieńskiej  i  wyraził  gotowość  zawiązania  z  nią  przy- 
jaznych stosunków.  Rząd  kowieński  nie  poszedł  jednak 
na  tę  drogę,  lecz  licząc  się  ze  zwycięstwem  Sowietów, 
zawarł  z  niemi  dnia  12  lipca  umowę,  mocą  której  otrzy- 
mywała Litwa  Wilno,  Grodno  i  Lidę.  Równocześnie 
niemal,  bo  dnia  10  lipca,  Grabski  godził  się  w  Spaa  na 
to,  że  Wilno  ma  być  bezzwłocznie  oddane  Litwinom, 
a  chociaż  postanowienie  to  było  zawarunkowane  i,  zda- 
niem Polaków,  utraciło  znaczenie,  Litwini  jednak,  opie- 
rając się  na  niem,  uważali  się  już  za  panów  Litwy  ze 
stolicą  jej  Wilnem.  Po  odwrocie  wojsk  polskich  pod 
Warszawę  zajęli  Wilno,  a  nawet  południowe  powiaty 
augustowskiego,  a  związawszy  się  ze  Sowietami,  pozwo- 
lili wojskom  ich  przechodzić  na  Polskę  przez  swoje 
tery  tor  jum. 

Pogrom  wojsk  rosyjskich  pod  Warszawą  nie  napra- 
wił tej  sprawy.  Wojsko  polskie,  pędząc  przed  sobą 
rozbitą  armję  rosyjską,  natknęło  się  na  sojuszników 
Sowietów,  Litwinów,  ale  zamiast  zajmować  obsadzone 
przez  nich  powiaty  polskie  w  Augustowskiem,  a  dalej 
Grodno  i  Wilno,  zatrzymane  zostało  w  tym  pochodzie 
przez  Rząd  polski,  który  stosunek  Polski  do  Litwy 
przerzucił  niebacznie  na  pole  układów. 

Dnia  5  września  minister  spraw  zagranicznych  Sa- 
pieha wysłał  notę  do  Ligi  narodów,  skarżąc  się  na 


211 


Litwę,  że  zajęła  i  trzyma  powiaty  na  południe  od  gra- 
nicy wyznaczonej  dnia  8  grudnia  1919  r.  w  Augu- 
stowskiem,  prosząc  Ligę  o  użycie  wszelkich  środków, 
któremi  rozporządza,  celem  powstrzymania  Rządu  li- 
tewskiego w  jego  zagadkowem  przedsięwzięciu  oraz 
celem  oszczędzenia  narodowi  polskiemu  przykrości 
walki  z  sąsiednim  narodem.  W  nocie  tej  polskiej  Litwa 
otrzymała  rozgrzeszenie  za  swój  związek  ze  Sowietami, 
oraz  równouprawnienie  z  Polską  na  terenie  Ligi  naro- 
dów, a  Liga,  mająca  dotychczas  mało  pola  działania, 
pochwyciła  skwapliwie  tę  sposobność  rozszerzenia  swo 
jego  autorytetu. 

Dnia  20  września  Rada  Ligi  wezwała  Litwinów  do 
opuszczenia  terenów  zajętych  przez  nich  na  zachód  od 
iinji  wyznaczonej  dnia  8  grudnia  1919  r.,  Polaków  zaś 
do  uszanowania  w  ciągu  wojny  obszaru  zajętego  przez 
Litwę  na  wschód  od  tej  linji  (t.  j.  Wilna),  pod  warun- 
kiem, że  Litwa  uzyska  od  władz  sowieckich  również 
poszanowanie  tej  neutralności.  Równocześnie  Liga  ofiaro- 
wała wysłanie  komisji  do  czuwania  nad  tym  układem, 
gdyby  go  strony  przyjęły.  Warunek  ten  trudny  był  do 
spełnienia.  Toteż  Rząd  polski,  przyjmując  decyzję  Rady 
Ligi  „z  wdzięcznością",  w  nocie  z  dnia  22  września 
wskazał  na  wpółdziałanie  Litwinów  z  Bolszewikami  i  na 
brak  gwarancji,  że  układu  dotrzymają,  i  zastrzegł  sobie 
prawo  użycia  środków  militarnych.  Położenie  kompliko- 
wało się  przez  to,  że  Rząd  polski  już  dnia  14  września 
rozpoczął  z  Litwinami  rokowania  bezpośrednie  w  Kal- 
warji,  i  dnia  7  października  za  udziałem  Komisji  kon- 
trolującej podpisał  w  Suwałkach  zawieszenie  broni, 
najpierw  w  Suwalszczyźnie,  a  następnie  w  ziemi  wileń- 
skiej od  Oran  do  Butun,  z  widokiem  rozciągnięcia  jej 
dalej  na  wschód  i  ku  północy. 

14* 


212 


Wilno  wydawało  się  dla  Polski  bezpowrotnie  stra- 
conem,  kiedy  jenerał  Żeligowski,  dowodzący  dywizją 
litewsko-białoruską,  w  dniu  8  października  zajął  miasto. 

Uzasadnił  to  w  piśmie  do  dowództwa  armji  polskiej 
w  słowach  następujących : 

„Zważywszy,  że  zawarte  z  Rządem  kowieńskim  linje, 
rozejmowe  zgóry  i  na  niekorzyść  nas,  mieszkańców 
ziemi  wileńskiej,  grodzieńskiej  i  lidzkiej  wraz  z  polskiem 
Wilnem  przysądzały  Litwinom,  postanowiłem  z  orężem 
w  ręku  prawa  samostanowienia  mieszkańców  miłej 
ojczyzny  obronić  i  objąłem  dowództwo  nad  żołnierzami 
z  tych  ziem  pochodzącymi,  nie  mając  możności  postę- 
pować wbrew  własnemu  sumieniu  i  poczuciu  obowiązku 
obywatelskiego.  Z  żalem  zgłaszam  zwolnienie  od  obo- 
wiązku służby  i  dowództwa.  Wychowani  w  karności, 
wierni  idei  wyzwolenia  ojczyzny  podlegli  mi  dowódcy 
i  wojska  słuchają  moich  rozkazów,  a  dla  pozostawio- 
nych oddziałów  proszę  wydać  bezpośrednie  rozkazy". 

Zajęcie  Wilna  odbyło  się  bez  rozlewu  krwi.  Li- 
tewskie wojsko  cofnęło  się,  ludność  wkraczającemu 
wojsku  polskiemu  zgotowała  owację,  misje  cudzoziem- 
skie pozostały  w  Wilnie,  tylko  delegat  Sowietów  usu- 
nął się  do  Kowna.  Komisja  Ligi  narodów  przybyła  do 
Wilna.  Żeligowski  zwierzchnią  władzę  na  terenie  Litwy 
środkowej  zatrzymał  sam,  jako  organ  wykonawczy 
ustanowił  Komisję  rządzącą;  terytorjum  Litwy  środko- 
wej określił  granicą  ustaloną  w  traktacie  litewsko  bol- 
szewickim z  12  lipca  1920  r.  oraz  linją  demarka- 
cyjną  polsko-litewską  z  czerwca  tegoż  roku.  Zarazem 
obwieścił,  że  zwoła  Konstytuantę,  która  się  wypowie 
o  organizacji  państwowości  Litwy  środkowej.  Do  Rządu 
polskiego  udał  się  z  prośbą  o  przebaczenie  i  o  przy- 
słanie komisarza,  do  Rządu  kowieńskiego  z  oświad- 


213 


czeniem,  źe  pragnie  zgody  i  proponuje  rozpoczęcie 
rokowań. 

Sprawa  Litwy  inny  wzięła  obrót.  Przeciw  Polsce 
przemawiało  oburzenie,  jakie  samowolny  czyn  Żeli- 
gowskiego wywołał  w  Lidze  narodów  i  wogóle  w  świe- 
cie. Oceniono  go  jako  gwałt,  którego  Polska  dopuściła 
się  po  wezwaniu  Ligi  narodów  i  podpisaniu  rozejmu. 
Przeciw  Polsce  przemawiała  też  decyzja  powzięta  w  Spaa 
dnia  10  lipca  za  zgodą  delegata  polskiego.  Za  Polską 
przemawiał  fakt,  źe  okupacja  Wilna  przez  Żeligowskiego 
dokonała  się  bez  oporu  ludności  miejscowej ;  za  Polską 
przemawiała  zasada  beati  possidentes,  bo  trudniej  było 
Lidze  ziemię  wileńską  Polsce  odebrać,  niż  ją  do  niej 
wprowadzić.  Za  Polską  przemówiła  nadto  najgłośniej 
świeża  obrona  Zachodu  przed  bolszewickim  najazdem 
i  preliminarja  pokoju  zawarte  dnia  12  października  w  Ry- 
dze, które  w  jednym  ze  swoich  punktów  postanowiły, 
źe  „o  ile  w  skład  ziem  położonych  na  zachód  od 
określonej  między  Polską  a  Rosją  granicy  wchodzą 
terytorja  sporne  między  Polską  a  Litwą,  sprawa  przy- 
należności tych  terytorjów  do  jednego  z  tych  dwóch 
państw  należy  wyłącznie  do  Polski  i  Litwy".  Sowiety 
opuściły  swojego  litewskiego  sprzymierzeńca  i  wyparły 
się  układu  zawartego  z  nim  dnia  12  lipca. 

Liga  narodów  w  trudnem  znalazła  się  położeniu. 
Skoro  Żeligowski  zapowiedział  rozstrzygnięcie  sprawy 
przez  Konstytuantę  wileńską,  Rada  Ligi  dnia  29  paździer- 
nika 1920  uchwaliła  propozycję  załatwienia*  konfliktu 
w  drodze  plebiscytu  na  spornym  obszarze,  którego 
granice  nakreśli  Liga  narodów;  ona  również  ustali 
bliższe  warunki  plebiscytu.  Rząd  polski  i  Rząd  litewski 
przyjęły  powyższą  propozycję.  Dla  oznaczenia  teryto- 
rjum  plebiscytu  zwołano  na  dzień  13  grudnia  do  War- 


214 


szawy  konferencję  z  udziałem  członków  Komisji  wysłanej 
przez  Ligę,  nie  doszło  jednak  do  porozumienia, 
zwłaszcza  źe  Litwini  żądali  wyłączenia  miasta  Wilna 
i  przyznania  im  go  bez  plebiscytu.  Rada  Ligi  postano- 
wiła przeprowadzić  plebiscyt  z  włączeniem  Wilna.  Rada 
wyśle  komisję  do  Wilna  dla  zbadania  kwestyj  prawnych 
i  ustali  zarówno  obszar  plebiscytu,  jak  sposób  jego 
przeprowadzenia.  Wojska  Żeligowskiego  będą  rozbro- 
jone lub  zmniejszone,  a  w  zaprowadzonej  przez  niego 
administracji  uskutecznione  potrzebne  zmiany.  Rada 
wyśle  wojska  międzynarodowe  dla  pełnienia  funkcyj 
policyjnych  na  terenach  spornych.  Rada  nigdy  nie 
udzieli  swojej  sankcji  plebiscytowi,  który  byłby  przepro- 
wadzony w  warunkach,  nie  dających  dostatecznej  gwa- 
rancji stronom  interesowanym.  Oznajmiając  Polsce  i  Li- 
twie tę  propozycję,  Rada  zażądała  od  nich  stanowczego 
oświadczenia,  czy  na  nią  się  zgadzają. 

Obie  strony  zgodziły  się,  ale  nieszczerze.  Litwini, 
stanowiący  małą  garstkę  na  obszarze  spornym,  nie 
ufali  plebiscytowi,  Polacy  wobec  większości  białoru- 
skiej, żydowskiej  i  litewskiej  nie  czuli  się  też  pewnymi. 
Więcej  się  spodziewali  po  uchwale  Konstytuanty,  t.  j. 
Sejmu  wybranego  przez  ogół  ludności  pod  kierunkiem 
władz  polskich,  jak  to  postanowił,  zajmując  Wilno,  Żeli- 
gowski. Rząd  polski  doradzał  toż  samo  delegatom 
wileńskim,  godząc  się  na  przeprowadzenie  wyborów 
do  Sejmu  pod  kontrolą  Ligi  narodów,  aby  tę  formę 
plebiscytu  uzyskać.  Żeligowski  wydał  też  dnia  14  grud- 
nia dekret  o  wyborach  do  Sejmu,  naznaczając  dzień 
wyborów  na  6  lutego.  Zanim  do  nich  przyszło,  dele- 
gacja litewska  dnia  20  stycznia  oświadczyła  się  za 
podjęciem  rokowań  w  Londynie,  delegacja  polska  za- 
proponowała Kowno,  Żeligowski  na  żądanie  Sapiehy 


215 


cofnął  wybory.  Konferencja  polsko-litewska  zebrała  się 
dnia  20  kwietnia  1921  r.  w  Brukseli  pod  przewodem 
Belgijczyka  Hymansa,  który  na  niej  wystąpił  z  orygi- 
nalnym projektem  utworzenia  państwa  federacyjnego, 
złożonego  z  dwóch  kantonów  autonomicznych,  Kowna 
i  Wilna.  Organizacja  wzorować  się  ma  na  Szwajcarji, 
oba  Sejmy  wyznaczają  delegację  dla  spraw  polityki 
zagranicznej.  Języki  polski  i  litewski  będą  językami 
urzędowemi  w  całem  państwie.  Mniejszościom  etnicz- 
nym będą  zapewnione  najszersze  gwarancje.  Na  pod- 
stawie tego  projektu  Liga  dnia  28  czerwca  uchwaliła 
podjęcie  rokowań,  a  zarazem  usunięcie  wojsk  Żeli- 
gowskiego i  zaprowadzenie  milicji  pod  auspicjami  Ko- 
misji kontrolującej. 

Stało  się,  że  Rząd  polski  przyjął  projekt  Hymansa 
za  podstawę  rokowań,  a  Rząd  litewski  go  odrzucił. 
Wobec  tego  dnia  3  września  Hymans  wystąpił  z  no- 
wym projektem,  streszczającym  się  w  tern,  że  obszar 
wileński  otrzyma  w  państwie  litewskiem  stanowisko 
autonomiczne,  a  siedzibą  wspólnego  rządu  będzie  Wilno. 
Teraz  Polacy  się  nie  zgodzili,  odwołując  się  do  tego, 
że  zgodzili  się  na  wzięcie  pierwszego  projektu  za  pod- 
stawę obrad.  Gdy  Litwini  i  drugi  projekt  silnie  skry- 
tykowali, Liga  dnia  21  września  wezwała  Hymansa, 
ażeby  jej  projekt  swój  przedstawił.  Było  to  jednak 
odroczeniem  sprawy  bez  zamiaru  jej  rozstrzygnięcia, 
które  w  drodze  pertraktacji  i  pośrednictwa  okazało  się 
niemożliwem.  Ze  wszystkich  tych  nużących  rokowań 
pozostał  tylko  jeden  owoc,  wyznaczenie  w  dniu  29 
listopada  1921  linji  demarkacyjnej  pomiędzy  Litwą  ko- 
wieńską a  wileńską. 


VI 


KONSTYTUCJA 

Wszechwładza  Sejmu. 
Autonomja  i  samorząd. 
Wywłaszczenie. 

Stosunek  Kościoła  do  Państwa. 

Jeżeli  Polska  potrzebowała  ustalenia  swoich  granic 
i  przedtem  nie  mogła  wiedzieć,  jakie  stanowisko  zaj- 
mie w  równowadze  państw  europejskich,  to  nie  mniej 
potrzebowała  ustalenia  zrębu  swojej  wewnętrznej  bu- 
dowy. Zbierały  się  na  państwo  polskie  z  trudem  dziel- 
nice, na  które  się  rozpadło  wskutek  rozbiorów,  garnęła 
się  do  niego  dawna  piastowska  ziemia,  a  wszystkie 
razem  przedstawiały  pstrą  mozaikę  odmiennych  praw, 
odmiennych  stosunków  i  odmiennego  poziomu  kultury. 
Cudzoziemcy,  nieznający  rzeczy  bliżej,  mogli  sobie 
zadawać  pytanie,  i  zadawali  je  istotnie  nieraz,  czy  z  tak 
odmiennych  części  złoży  się  naprawdę  jedno  państwo 
i  ile  na  to  potrzeba  będzie  czasu?  Nie  wiedzieli,  że 
w  społeczeństwie  polskiem  ponad  wszystko,  co  je  po- 
dzieliło w  epoce  porozbiorowej,  górowało  poczucie  na- 
rodowe, nie  osłabione,  lecz  zahartowane  wśród  niewoli 
i  ucisku,  pogłębione  narodową  nawskróś  nauką  i  poezją, 
silniejsze,  niż  kiedykolwiek  przed  rozbiorem.  Nikt  inny, 
tylko  to  górujące  narodowe  poczucie,  tętniące  pragnie- 
niem utworzenia  napowrót  własnego  wspólnego  pań- 
stwa, porywające  się  w  kaźdem  pokoleniu  porozbioro- 
wem  do  orężnej  o  nie  walki,  sprawiło,  że  po  ustąpieniu 


217 


zaborców  rozdarte  przez  nich  części  państwa  wśród 
najcięższych  warunków,  bez  wojska  i  skarbu,  zbiegły 
się  razem.  Wystąpił  Naczelnik  państwa  i  utworzył  Rząd. 
Powstał  wspólny  Sejm,  który  władzę  swoją  i  stosunek 
jej  do  Rządu  i  do  Naczelnika  państwa  w  tak  zwanej 
Małej  Konstytucji  z  dnia  20  lutego  1919  r.  zaraz  określił. 
Było  to  dużo,  ale  nie  wszystko.  Mała  Konstytucja  miała 
wszystkie  cechy  tymczasowości.  Uchwalona  naprędce, 
pod  wpływem  chwilowego  nastroju,  dążąca  do  wszech- 
władzy jednoizbowego  Sejmu,  miała  trwać  krótko,  aż 
do  uchwalenia  Konstytucji,  której  zadaniem  było  na- 
prawić jej  usterki  i  o  całym  ustroju  państwa  postanowić. 
Mała  Konstytucja  powstała  w  czasie,  kiedy  państwo, 
a  za  niem  Sejm,  zamykały  się  w  granicach  Polski  etno- 
graficznej; Konstytucja  właściwa  obmyśleć  musiała  ustrój 
państwa,  obejmującego  wielkie  ziemie  z  ludnością  na- 
rodowo mieszaną. 

Uchwalenie  Konstytucji  było  głównem  zadaniem 
pierwszego  Sejmu,  i  społeczeństwo  polskie  wyobrażało 
sobie,  że  zadaniu  temu  odda  się  on  przedewszystkiem. 
Stało  się  inaczej.  Wspomnieliśmy  już  wyżej,  jak  nie- 
fortunnie prowadził  rzecz  Paderewski  z  ministrem  spraw 
wewnętrznych  Wojciechowskim.  Sprawa,  niezałatwiona 
od  pierwszego  impulsu,  -  mozolnie  potoczyła  się  dalej, 
a  przerwana  najazdem  bolszewickim  i  jego  odparciem, 
dopiero  dnia  17  marca  1921  r.  doszła  do  skutku. 

Walka  toczyła  się  głównie  o  wszechwładzę  Sejmu, 
którą  ugruntowała  Mała  Konstytucja.  Widząc  wszystkie 
jej  ujemne  strony,  wystąpiła  przeciwko  niej  Ankieta, 
zwołana  przez  Paderewskiego.  Sprzeciwiła  się  wszech- 
władzy Sejmu  zasadniczo,  stanowiąc  w  artykule  drugim 
projektu,  że  organem  narodu  w  zakresie  ustawodawstwa 
jest  Sejm,  w  zakresie  władzy  wykonawczej  Prezydent 


218 


Rzeczypospolitej,  w  zakresie  wymiaru  sprawiedliwości 
niezawisłe  Sądy.  Sejmowi  nie  przyznała  więc  władzy 
zwierzchniej,  lecz  uznała  go  tylko  za  jeden  z  jej  orga- 
nów, równorzędny  z  władzą  Prezydenta.  Zasadę  tę  prze- 
prowadzała stanowiąc,  że  Izba  poselska  i  Senat  wy- 
chodzą z  wyborów,  pierwsza  bezpośrednich,  druga  po- 
średnich, ale  Prezydent  wychodzi  również  z  wyboru 
przez  Zgromadzenie  narodowe,  złożone  z  elektorów 
wybranych  osobnem  głosowaniem  w  ilości  podwójnej 
w  stosunku  do  ustawowej  liczby  członków  Izby  posel- 
skiej. Ujemne  strony  takiego  wyboru,  stanowiącego 
podstawę  konstytucji  Stanów  Zjednoczonych,  znane 
były  niewątpliwie  członkom  Ankiety,  a  jednak  woleli 
wybrać  to  mniejsze  złe,  aby  uniknąć  większego,  t.  j. 
wyboru  Prezydenta  przez  Sejm  i  uznania  tern  samem 
przewagi  nad  nim  Sejmu.  Ważnym  hamulcem  przeciw 
wszechwładzy  Sejmu,  a  właściwie  Izby  poselskiej,  miał 
być  według  projektu  Ankiety  Senat,  którego  trzy  czwarte 
członków  wybierać  miały  Sejmiki  wojewódzkie  i  Rada 
miasta  Warszawy,  a  jedną  czwartą  Senat  sam  z  pośród 
mężów,  którzy  położyli  poważne  zasługi  dla  narodu. 
Obie  Izby  otrzymały  w  projekcie  stanowisko  równo- 
rzędne. Senat  większością  2fe  głosów  może  odrzucić 
projekt  uchwalony  przez  Izbę  poselską.  Prezydent  ma 
prawo  zwoływania,  odraczania,  zamykania  i  rozwiązywa- 
nia ich,  a  wobec  uchwał  Sejmu  prawo  veta,  t.  j.  zwró- 
cenia projektu  do  ponownego  rozpoznania.  Veto  traci 
znaczenie  tylko  wówczas,  kiedy  Sejm  większością  dwóch 
trzecich  głosów  uchwałę  swoją  zawieszoną  ponownie 
uchwali. 

Naprzeciw  tej  konstrukcji  naczelnych  władz  Rzeczy- 
pospolitej, wzorowanej  na  ustroju  wielkich  demokracyj 
Zachodu,  stanęła  konstrukcja  zaznaczona  w  deklaracji 


219 


Rządu  Paderewskiego,  który  poszedł  w  tern  za  nie- 
jasnemi  aspiracjami  Piłsudskiego.  Deklaracja  zatrzymy- 
wała Sejm  jednoizbowy,  czyniąc  tern  zadość  żądaniom 
uitrademokratycznym  socjalistów  i  ludowców,  ale  wobec 
tego  Sejmu  stawiała  Naczelnika  państwa,  wybranego 
w  drodze  bezpośredniego  głosowania  wszystkich  oby- 
wateli, a  dla  większej  powagi  wobec  Sejmu  dodawała 
mu  Straż  praw,  złożoną  z  trzydziestu  mężów,  powołanych 
przez  niego  na  cztery  lata,  przedkładającą  mu  opinję 
w  przedmiocie  sformułowania  uchwał  Sejmu  i  zgod- 
ności ich  z  Konstytucją.  Naczelnik  państwa  zwołuje 
Sejm,  a  na  wniosek  Rządu  i  Straży  praw  rozwiązuje 
go.  Na  podstawie  opinji  Straży  praw  może  zwrócić 
uchwałę  Sejmowi  do  ponownego  rozpatrzenia,  i  dopiero 
ponowna  uchwała  Sejmu  ma  być  ostateczną.  Naczelnik 
podpisuje  i  ogłasza  ustawy.  Deklaracja  rewindykowała 
Naczelnikowi  państwa  prawa,  których  mu  odmówiła 
Mała  Konstytucja. 

Gdy  Rząd  zajął  sprzeczne  z  projektem  Ankiety  sta- 
nowisko, a  nie  wnosząc  swojego  projektu,  sprowoko- 
wał tem  stronnictwa  do  wnoszenia  projektów  własnych, 
stronnictwa  radykalne  narażone  były  na  pokusę  prze- 
licytowania deklaracji.  Uczyniła  to  deklaracja  Wyzwo- 
lenia ludowego,  a  wyraźniej  projekt  Stronnictwa  socja- 
listycznego, proponując  w  pewnych  przypadkach  pod- 
danie ustaw  i  uchwał  Sejmu  powszechnemu  głosowaniu 
ludowemu  i  projektując  wobec  Sejmu  nie  Senat  i  nie 
Straż  praw,  lecz  Izbę  pracy,  „dla  reprezentowania  i  obrony 
potrzeb  i  dążeń  wszystkich  obywateli  Rzeczypospolitej 
utrzymujących  się  z  pracy  najemnej",  i  przyznając  takiej 
Izbie  pewien  udział  w  pracach  Sejmu.  Wszelkie  pro- 
jekty ustaw,  dotyczących  prawnej  ochrony  pracy,  prawo- 
dawstwa fabrycznego,  strajkowego,  ubezpieczeniowego 


220 


i  wogóle  stosunków  między  pracą  a  kapitałem,  miały 
być  przed  ich  uchwaleniem  skierowane  do  Izby  pracy 
dla  uzyskania  jej  opinji,  a  we  wszystkich  tych  sprawach 
Izbie  służyć  miało  prawo  wnoszenia  ustaw  na  Sejm. 
Izba  większością  2/3  głosów  mogła  zażądać  poddania 
uchwały  lub  ustawy  przyjętej  lub  odrzuconej  w  Sejmie 
głosowaniu  ludowemu,  jeżeli  w  nich  ujrzała  szkodę 
rzeczywistą  dla  interesów  pracy.  Mogła  interpelować 
ministrów,  żądać  wyjaśnień,  a  ministra  pracy  postawić 
w  stan  oskarżenia.  Pracą  najemną  obejmował  projekt 
nietylko  pracę  fizyczną,  lecz  także  umysłową,  a  więc 
wszystkich  urzędników,  a  wybory  do  Izby  pracy  pro- 
ponował pośrednie,  przez  delegatów:  Rad  robotniczych, 
miast  i  wsi,  związków  zawodowych  robotników  i  orga- 
nizacyj  pracowników  umysłowych,  wynajmujących  swą 
pracę  przedsiębiorstwom  lub  państwu,  w  stosunku  do 
ilości  pracujących  każdej  kategorji.  Projekt  nie  przy- 
znawał Prezydentowi  prawa  veta,  a  zgodnie  z  An- 
kietą proponował  jego  wybór  przez  Zgromadzenie  na- 
rodowe, wybrane  osobno  według  sejmowej  ordynacji 
wyborczej. 

Projekt  narodowej  demokracji,  opierając  się  wogóle 
na  projekcie  Ankiety,  nie  poszedł  jednak  za  jej  kon- 
strukcją równorzędnego  Izbie  poselskiej  Senatu,  lecz 
z  deklaracji  rządowej  przyjął  Straż  praw.  Skład  jej 
i  kompetencję  układał  jednak  tak,  aby  nie  była  pod- 
porą, lecz  raczej  ograniczeniem  władzy  Prezydenta.  Nie 
Prezydent  miał  powoływać  jej  członków,  lecz  miała  się 
składać  w  połowie  z  członków  wybranych  przez  Sejm, 
a  w  połowie  z  delegatów  Sejmików  ziemskich,  najwyż- 
szych zakładów  naukowych,  Rad  miast  stołecznych 
i  prezesów  Najwyższego  Trybunału  administracyjnego 
i  Sądu  najwyższego.  Straż  praw  badać  miała  przekazane 


221 


sobie  ustawy  nietylko  pod  względem  formalnym,  ale 
rozpatrywać  także  zarzuty  podniesione  przeciwko  ich 
treści,  i  zwracać  szczególną  uwagę  na  to,  czy  nie  sprze- 
ciwiają się  ustawom  zasadniczym  i  innym  ustawom, 
i  na  podstawie  tego  zbadania  albo  zgodzić  się  na 
ustawę,  albo  uczynić  wniosek  do  Prezydenta  o  zasto- 
sowanie prawa  veta,  albo  uczynić  wniosek  do  Sejmu 
o  poczynienie  zmian.  Prawo  to  badania  nie  miało  jej 
jednak  służyć  wobec  wszystkich  ustaw  uchwalonych 
przez  Sejm,  lecz  tylko  wówczas,  jeżeli  marszałek  Sejmu 
uzna  to  za  potrzebne,  lub  przynajmniej  pięćdziesięciu 
posłów  tego  zażąda.  Jeżeli  to  nie  nastąpiło,  a  Prezy- 
dent chce  skorzystać  z  prawa  veta,  to  powinien  wy- 
słuchać Straży.  Jeżeli  Sejm  uchwałę  swoją  zakwestjo- 
nowaną  ponowi  większością  2/3  głosów,  staje  się  ona 
ostateczną.  Prezydent  może  rozwiązać  Sejm  i  Sejmiki 
po  wysłuchaniu  opinji  Straży.  Rozporządza  siłą  zbrojną 
państwa,  nie  sprawuje  jednak  naczelnego  dowództwa 
na  wojnie. 

Przedłożenie  tych  wniosków  stronnictw  i  rozprawy 
sejmowe  krytykujące  deklarację  nie  wpłynęły  jednak 
na  Rząd,  ażeby  zasadniczo  zmienił  swoje  stanowisko. 
Chociaż  w  dniu  3  listopada  1919  r.  przyjął  projekt 
Ankiety  za  podstawę  swojego  projektu  wniesionego 
na  Sejm,  to  jednak  utrzymał  Straż  praw,  a  tylko  po- 
woływanie do  niej  członków  odmienił.  Miała  się  skła- 
dać z  30  mężów  wybranych  przez  Sejm  systemem 
proporcjonalnym  z  pomiędzy  siebie  lub  z  poza  swego 
grona,  z  80  obywateli  zasłużonych  ojczyźnie,  powoła- 
nych przez  Naczelnika  państwa,  i  z  osobistości  wybra- 
nych przez  ciała  profesorskie  wyższych  państwowych 
zakładów  naukowych,  po  jednej  z  każdego  zakładu. 
Wybór  Prezydenta  przez  bezpośrednie  powszechne  gło- 


222 


sowanie  ograniczony  był  do  wyboru  z  pomiędzy  dwóch 
kandydatów,  przedstawionych  przez  Sejm. 

Rząd  Skulskiego,  doszedłszy  do  steru,  przyjął  przed- 
łożenie swojego  poprzednika,  ale  w  noweli  z  dnia 
21  stycznia  1920  r.  zmienił  je  w  dwóch  kierunkach. 
Idąc  za  projektowanym  przez  narodową  demokrację 
składem  Straży  praw,  dodał  do  niej  delegatów  wyznań, 
i  zaproponował  utworzenie  Senatu  złożonego  z  70 
członków  wybranych  przez  Sejm  w  głosowaniu  pro- 
porcjonalnem,  z  30  przedstawicieli  samorządu,  z  5  de- 
legatów episkopatu  katolickiego  i  z  3  przedstawicieli 
innych  wyznań,  wreszcie  z  13  przedstawicieli  najwyż- 
szych uczelni  i  instytucyj  naukowych.  Senat  ten  nie 
miał  jednak  posiadać  inicjatywy  ustawodawczej  i  róż- 
niąc się  od  Straży  praw  z  projektu  narodowej  de- 
mokracji tylko  nazwą,  ograniczony  był  do  rozpatrzenia 
projektów  uchwalonych  przez  Sejm.  Gdy  Senat  projekt 
odrzucił  lub  zmienił,  a  Sejm,  nie  zważając  na  to,  po- 
nowił swoją  uchwałę  większością  3/s  głosów,  uchwała 
stawała  się  ustawą. 

Na  podstawie  zmienionego  w  ten  sposób  przedło- 
żenia rządowego  rozpoczęła  się  usilna  praca  Komisji 
konstytucyjnej,  której  przewodnictwo  i  referat  objął 
profesor  prawa  na  uniwersytecie  lwowskim,  Dubanowicz. 
Z  początkiem  lipca  1920  r.  projekt  Komisji  był  gotów, 
uchwalony  przez  większość,  na  którą  złożyły  się  naro- 
dowa demokracja  i  stronnictwa,  które  z  niej  wyszły, 
Zjednoczenie  ludowe  i  Demokracja  chrześcijańska, 
a  którą  popierał  po  części  także  Klub  pracy  konstytu- 
cyjnej. Mniejszość,  na  którą  się  złożyli  ludowcy  i  socja- 
liści, zgłosiła  swoje  veta  mniejszości,  w  których  pod- 
jęła najważniejsze  postulaty  swych  poprzednich  pro- 
jektów. 


223 


Większość  Komisji  poszła  za  przedłożeniem  rządo- 
wem,  wprowadzając  do  niego  jednak  poprawki  redak- 
cyjne i  rzeczowe,  niezawsze  szczęśliwe.  Nie  rozumiała, 
że  przyjmując  połowiczny  skład  Senatu,  nie  zjedna  tern 
jego  zasadniczych  przeciwników,  a  utrudnia  przeprowa- 
dzenie Senatu,  bo  powiększa  liczbę  delegatów.  Według 
jej  propozycji  Senat  składać  się  miał  z  70  członków 
wybranych  przez  Sejm  z  poza  jego  grona,  oraz  z  de- 
legatów po  dwóch  z  województwa  i  od  sześciu  miast, 
z  pięciu  delegatów  episkopatu  katolickiego  i  trzech 
przedstawicieli  najliczniejszych  po  katolickiej  religji  wy- 
znań, z  pierwszego  Prezesa  Sądu  najwyższego  i  z  Pre- 
zesa Trybunału  administracyjnego,  wreszcie  z  przedsta- 
wicieli Naczelnej  Izby  gospodarczej,  po  jednym  z  każ- 
dego działu. 

Zaprojektowaniem  takiej  Naczelnej  Izby  gospodar- 
czej, składającej  się  z  Izb  rolniczych,  handlowych,  prze- 
mysłowych, rzemieślniczych,  pracy  najemnej  i  innych, 
zamierzała  Komisja  zastąpić  Izbę  pracy  najemnej,  pro- 
jektowaną przez  socjalistów.  Szkoda,  że  Komisja,  po- 
wziąwszy  tę  myśl,  nie  rozwinęła  jej  dalej,  że  nie  po- 
rzuciła swojej  chybionej  konstrukcji  Senatu  i  zamiast 
niego  nie  postawiła  Izby  gospodarczej,  jako  drugiej 
Izby  sejmowej.  Izba  taka,  skupiająca  w  sobie  najważ- 
niejsze interesa  społeczne,  a  wychodząca  z  wyborów 
pośrednich,  byłaby  rzeczy  wistem  uzupełnieniem  Sejmu 
i  wprowadziłaby  do  reprezentacji  państwa  siły  inte- 
lektualne i  charaktery,  którym  sześcioprzymiotnikowe 
głosowanie  zamykało  do  niego  drogę. 

Prezydentowi  przyznawała  Komisja  prawo  zwoły- 
wania, otwierania,  odraczania  i  zamykania  Sejmu  i  Se- 
natu, prawo  rozwiązania  go  za '  zgodą  3/b  ustalonej 
liczby  członków  Senatu,  który  tern  samem  także  się 


224 


rozwiązuje,  prawo  veta,  jeśli  Sejm  tylko  zwykłą  większo- 
ścią odrzuci  w  całości  lub  w  części  propozycję  Senatu, 
wreszcie  prawo  i  obowiązek  ogłaszania  ustaw  w  brzmie- 
niu ostatecznie  ustalonem. 


Projekt  Komisji  dnia  8  lipca  1920  r.  stanął  na 
porządku  dziennym  rozpraw  sejmowych,  w  chwili,  kiedy 
Grabski  wyjeżdżał  na  Konferencję  w  Spaa,  a  państwo 
gotowało  się  do  odparcia  bolszewickiego  najazdu. 

Sprawozdawca  Dubanowicz,  zadowolony  z  pracy 
dokonanej  przez  Komisję,  twierdził,  że  przedłożony 
projekt  gwarantuje  nam  stworzenie  państwa  mocnego, 
wolnego  i  potężnego,  a  widział  tę  rękojmię  w  tem,  że 
Komisja  przyjęła  najrozleglejsze  prawo  wyborcze,  po- 
sunęła jak  najdalej  zasadę  odpowiedzialności  Rządu 
wobec  Sejmu,  ograniczyła  skład  i  kompetencję  Senatu 
jak  żadne  państwo.  Praca  Izby  poselskiej  wymaga  uzu- 
pełnienia przez  wpływ  ciała  bardziej  doświadczonego 
i  rozważnego.  Mówca  przyznał  szczerze,  że  w  projekcie 
rola  Senatu  sprowadzona  jest  do  tego,  że  Senat  ma 
Izbie  pozostawiać  czas  do  namysłu,  ale  Rząd  stojący 
wobec  Izby  nie  miarkowanej  przez  Senat  stałby  się 
prostem  narzędziem  Izby,  która  byłaby  wówczas  nie- 
tylko  ustawodawczą,  ale  i  rządzącą.  Broniąc  natomiast 
wyboru  Prezydenta  przez  Sejm  połączony  z  Senatem, 
oświadczył,  że  nie  możemy  najwyższych  godności  pań- 
stwowych rzucić  na  fale  przypadku  i  oddawać  burzącej 
wszystko  agitacji,  której  świadkami  są  Stany  Zjedno- 
czone w  czasie  wyborów. 

Drugi  mówca,  Głąbiński,  przyznał  wprawdzie,  że 
projekt  jest  dziełem  niedoskonałem,  ale  uznał  go  jako 
wynik  „kompromisu  z  całością  konsekwentnie  prze- 
myślaną." Oświadczył,  że  nie  będziemy  potrzebowali 


225 


wstydzić  się  tej  Konstytucji  ani  przed  swoimi,  ani  przed 
obcymi,  gdyż  projekt  jest  bardziej  demokratyczny,  niż 
Konstytucje  w  państwach  zachodnich,  a  jednak  jest 
narodowy.  Czy  to  przelicytowanie  Zachodu  w  demo- 
kratyczności  przez  społeczeństwo  tak  jeszcze  w  dojrza- 
łości politycznej  i  kulturze  zaniedbane  przekona  Za- 
chód, tego  pytania  mówca  nie  poruszył.  Czy  zaś  w  tern 
właśnie,  czy  w  czem  innem  miał  leżeć  narodowy 
charakter  projektu,  tego  nie  wyjaśnił.  W  dalszym  ciągu 
przedstawiał  wyższość  Straży  praw,  proponowanej  przez 
narodową  demokrację,  nad  Senatem,  proponowanym 
przez  Komisję,  ale  ostatecznie  godził  się  na  jej  projekt, 
z  dwiema  poprawkami:  ażeby  wiek  kandydatów  na 
posła  podnieść  na  lat  trzydzieści,  a  nie  zgodzić  się  na 
łączenie  godności  Prezydenta  Rzeczypospolitej  z  go- 
dnością Naczelnego  wodza. 

Przeciw  projektowi  Komisji  wystąpił  socjalista  Nie- 
działkowski, żądając,  ażeby  Sejm  stwierdził: 

że  organizacja  władzy  ustawodawczej  opierać  się 
musi  na  zasadzie  Sejmu  jednoizbowego; 

że  państwo  polskie  winno  być  wolną  i  demokra- 
tyczną Rzeczpospolitą  ludową; 

że  wybór  Prezydenta  Rzeczypospolitej  spoczywać 
ma  w  rękach  ludu,  względnie  jego  specjalnie  w  tym 
celu  powołanych  przedstawicieli; 

że  podstawą  życia  państwowego  Polski  powinna  stać 
się  całkowita  i  pełna  wolność  sumienia,  słowa,  pracy, 
stowarzyszania,  zgromadzania  się  i  koalicji  wszystkich 
obywateli. 

Ponieważ  projekt  Komisji  od  zasad  powyższych 
odbiega,  mówca  zażądał  zwrócenia  go  Komisji  dla  do- 
konania poprawek,  a  w  szczególności  skreślenia  wszyst- 
kich artykułów  i  ustępów  dotyczących  Senatu. 

Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego  15 


226 


W  mowie  jego,  uzasadniającej  te  żądania,  kilka  zdań 
uderzało.  Uważamy  —  rzekł  —  że  potrzeba  utrzymać  dla 
polskiego  ludu  Polskę  jako  warsztat  jedyny  na  świecie, 
na  którym  będziemy  mogli  dokonać  dzieła  przebudowy 
socjalistycznej.  Polska  będzie  Rzecząpospolitą  ludową, 
której  już  nie  będą  bojkotowały  organizacje  robotnicze 
zachodnie.  — Osobliwsza  była  ta  troska  mówców  polskich 
przy  budowie  ustroju  własnego  państwa  o  opinję  Za- 
chodu, tylko  że  narodowy  demokrata  twierdził,  iż 
Konstytucja  projektowana  przez  Komisję  jest  tak  demo- 
kratyczna, że  nie  będziemy  się  jej  wstydzić  przed  obcymi, 
socjalista  zaś  obawiał  się,  że  po  uchwaleniu  jej  orga- 
nizacje robotnicze  Zachodu  będą  Polskę  nadal  bojko- 
towały. Krytykując  projekt  Komisji  za  to,  że  uświęca 
własność,  Niedziałkowski  nawiązał  do  obrony  państwa 
przed  najazdem  i  rzekł,  iż  zbrodnią  jest  dziś  do  stóp 
żołnierza  przywiązywać  ciężkie  kule  i  podsuwać  mu 
dawną  niewiarę,  że,  skoro  wróg  odejdzie,  wszystko 
wróci  do  takiego  stanu,  w  jakim  było  przed  kilku 
miesiącami. 

Myśl  tę  wynagrodzenia  żołnierza  za  obronę  ojczyzny 
wywłaszczeniem  wielkiej  własności  pochwycił  członek 
narodowego  związku  robotniczego,  Fichna.  Jeżeli  oby- 
watelstwo i  chłopi  —  rzekł  —  idą  bronić  ojćzyzny, 
to  muszą  wiedzieć,  że  dostaną  te  prawa,  których  się  do- 
magają. Państwo  musi  być  ludowem,  dobro  ludu  mieć 
na  oku.  Pożytek  szerokich  mas  należy  osiągnąć  kosztem 
niewielu  potężnych,  nie  zaś  odwrotnie.  Mówca  domaga 
się,  aby  państwo  było  istotnie  Rzecząpospolitą,  aby 
obowiązywał  system  jednoizbowy,  aby  utrzymano  do- 
tychczasowy system  wyborczy  i  aby  lud  brał  udział 
w  wyborach  Naczelnika  państwa.  Gdyby  zasada  dwu- 
izbowa przeszła,  mówca  zgłasza  poprawkę,  aby  Senat 


227 


składał  się  nie  z  50,  lecz  70  członków,  i  aby  do  niego 
nie  wchodzili  delegaci.  Naczelnik  państwa  musi  być 
rzeczywistym  wodzem  sił  zbrojnych. 

Sejm  dnia  16  lipca  odrzucił  wniosek  socjalistyczny, 
ażeby  projekt  odesłać  napowrót  do  Komisji.  Wypadki 
wojenne  sprowadziły  dłuższą  przerwę  w  naradach. 
Odroczono  je  dnia  16  lipca,  a  podjęto  na  nowo  po 
odparciu  najazdu,  w  dniu  25  września. 


U  steru  Rządu  stał  już  Witos,  a  Komisja  z  wnio- 
skami swojemi  w  trudnem  znalazła  się  położeniu,  bo 
ludowcy,  popierający  prezesa  Rządu,  zwalczali  namiętnie 
myśl  Senatu.  Do  wybuchu  przyszło  dnia  21  paździer- 
nika, gdy  Sejm  po  długiej  dyskusji  przystąpił  do  gło- 
sowania i  195  głosami  przeciw  188  odrzucił  wniosek 
o  skreślenie  w  projekcie  Senatu.  Lewica  postanowiła 
udaremnić  dalsze  obrady  i  wśród  największego  hałasu, 
przerw  w  posiedzeniu,  zwoływania  konwentu  senjorów, 
doprowadziła  do  tego,  że  głosowanie  nad  artykułami 
35  i  36,  tyczącemi  się  Senatu,  zostało  odroczone.  Pod- 
jęto je  znowu,  ale  Sejm  odesłał  artykuły  do  Komisji, 
a  gdy  większość  uchwaliła  przystąpić  do  głosowania 
nad  dalszemi  artykułami,  przyszło  do  tak  gwałtownych 
scen,  że  marszałek  musiał  wykluczyć  cały  szereg  posłów 
z  posiedzenia.  Głosowanie  nad  art.  37  udaremnił  poseł, 
który  wyrwał  koszyk,  służący  do  zbierania  głosów. 
Nastąpiła  demonstracja.  Dnia  1 1  listopada  Wyzwolenie 
postawiło  wniosek  nagły  o  rozwiązanie  Sejmu,  naro- 
dowa partja  robotnicza  o  rozstrzygnięcie  sprawy  jedno- 
czy dwuizbowości  przez  głosowanie  ludowe,  a  partja 
socjalistyczna  o  przekazanie  sprawy  Senatu  przyszłemu 
Sejmowi.  Nie  uznano  nagłości  tych  wniosków. 

15* 


228 


Komisja  ze  swojem  sprawozdaniem  przyszła  na 
Sejm  dnia  2  grudnia.  Artykuł  35  utrzymała  bez  zmiany, 
artykuł  zaś  36  zmieniła,  odstępując  od  wyboru  70  człon- 
ków Senatu  przez  Sejm,  a  30  przez  przedstawicieli 
samorządu,  i  zaproponowała,  aby  4/&  Senatu  wychodziło 
z  głosowania  powszechnego,  tak  samo  jak  Sejm,  a  nadto, 
aby  do  Senatu  weszło  5  przedstawicieli  kościoła  kato- 
lickiego, w  czem  jeden  przynajmniej  unickiego,  oraz 
po  jednym  z  trzech  najliczniejszych  po  religji  kato- 
lickiej wyznań,  dalej  po  jednym  z  najwyższych  zakładów 
i  instytucyj  naukowych  i  po  jednym  z  każdego  działu 
Naczelnej  Izby  gospodarczej.  Usunięcie  wyboru  części 
Senatorów  przez  Sejm  referent  Komisji  uzasadniał  tem, 
że  zbyt  oglądaliby  się  na  Sejm,  usunięcie  zaś  delegatów 
samorządu  tem,  że  wprowadzałoby,  to  politykę  do 
samorządu.  Zacietrzewienie  przeciw  Senatowi  —  pomimo 
tego  ustępstwa,  które  zmieniało  zasadniczo  charakter 
Senatu,  —  było  tak  wielkie,  że  Sejm  po  dyskusji  dnia 
10  grudnia  pod  błahym  pozorem  odesłał  sprawę  na- 
powrót  do  Komisji. 

Do  rozprawy  przyszło  dopiero  dnia  25  stycznia 
1921  r.  Opozycja  skierowała  się  przeciw  proponowanym 
delegatom,  w  którym  widziano  „wirylistów",  obraża- 
jących zasadę  demokratyczną,  oraz  przeciw  postano- 
wieniu, że  Sejm  uchwałę  swoją  wbrew  opozycji  Senatu 
utrzymać  może  tylko  większością  8/5  głosów.  Stron- 
nictwa ludowe  wnioskom  tym  sprzeciwiały  się  stanowczo, 
a  nawet  drobna  frakcja  katolicko-ludowa  przodowała 
w  opozycji,  licytując  się  z  innemi  w  popularności.  Socja- 
liści grozili  obstrukcją.  Klub  pracy  konstytucyjnej,  uwa- 
żając za  rzecz  najważniejszą,  aby  Konstytucja,  chociaż 
z  ustępstwami  dla  lewicy,  przyszła  do  skutku,  próbo- 
wał kompromisu,  za  co  jeden  z  członków  narodowej 


229 


demokracji  rzucił  na  niego  obelgę:  „łajdaki!"  Marszałek 
przywołał  go  do  porządku,  ale  tylko  „za  niewłaściwe 
wyrażenie,"  czem  obrażeni  nie  chcieli  się  zadowolić, 
a  socjaliści  skorzystali  ze  sposobności,  aby  postawić 
wniosek  o  wyrażenie  votum  nieufności  marszałkowi 
Trąmpczyńskiemu.  Wniosek  upadł  187  głosami  prze- 
ciw 168. 

Gdy  dnia  27  stycznia  przyszło  do  głosowania,  wniosek 
Wyzwolenia  o  rozwiązanie  Sejmu  i  przekazanie  sprawy 
Konstytucji  następnemu  Sejmowi  upadł  83  głosami 
przeciw  283,  upadł  też  wniosek  Narodowej  partji  ro- 
botniczej o  poddanie  sprawy  Senatu  głosowaniu  ludo- 
wemu, 169  głosami  przeciw  200,  upadł  wreszcie  wnio- 
sek Stronnictwa  socjalistycznego  i  Ludowców  o  wyłą- 
czenie sprawy  Senatu  z  uchwał  i  przekazanie  jej  przy- 
szłemu Sejmowi,  178  głosami  przeciw  197. 

Przystąpiono  do  głosowania  nad  art.  35  o  prawach 
Senatu,  kiedy  referent  oświadczył,  że  „dla  ułatwienia 
głosowania  nad  projektem  w  tej  chwili"  godzi  się  na 
opuszczenie  ustępu,  domagającego  się  większości  3/s 
głosów  w  Sejmie  dla  odrzucenia  poprawki  uchwalonej 
przez  Senat,  gdyż  chce  ją  mieć  mniejszą  a  określić  przy 
trzeciem  czytaniu.  Przeszły  więc  tylko  ustępy,  reduku- 
jące rolę  Senatu  do  zbadania  uchwał  sejmowych,  pozo- 
stawiając Sejmowi  prawo  odrzucenia  ich  (195  głosami 
przeciw  148).  Odrzucono  ustępy,  przyznające  Prezy- 
dentowi ograniczone  prawo  veta.  Przed  głosowaniem 
posłowie  stronnictwa  Wyzwolenie  złożyli  oświadczenie, 
że,  przeciwni  instytucji  Senatu,  przeczącej  zasadzie  lu- 
dowładztwa,  uchylają  się  od  głosowania  nad  dalszemi 
artykułami  i  opuszczają  salę  posiedzeń.  Wnioski  Ko- 
misji w  art.  36,  tyczące  się  składu  Senatu,  przeszły  na- 
stępnie niewielką  większością  głosów,  i  to  głównie 


230 


dzięki  temu,  że  posłowie  z  radykalnego  Wyzwolenia 
dla  protestu  opuścili  salę  posiedzeń  i  nie  wzięli  udziału 
w  głosowaniu,  za  co  potem  w  Sejmie,  gdy  do  sali 
wrócili,  usłyszeli  okrzyk:  „zdrajcy!" 

Na  posiedzeniu  dnia  5  lutego  przyjęto  art.  39 
o  wyborze  Prezydenta  według  wniosku  Komisji,  oraz 
resztę  artykułów  projektu,  i  na  tern  skończyło  się  drugie 
jego  czytanie,  ale  nie  skończyła  się  sprawa.  Regulamin 
Sejmu,  zamiast,  jak  to  ma  miejsce  w  innych  parlamen- 
tach, ograniczyć  trzecie  czytanie  do  uchwalenia  lub 
odrzucenia  całego  projektu  uchwalonego  w  drugiem 
czytaniu,  dopuszczał  w  trzeciem  czytaniu  wnoszenie 
poprawek  i  głosowanie  nad  poszczególnemi  artykułami. 
Skorzystała  z  tego  najpierw  Komisja  i  uchwaliła  szereg 
poprawek  redakcyjnych  i  rzeczowych.  Naśladowali  jej 
przykład  posłowie.  Rozpoczęła  się  więc  na  nowo  roz- 
prawa szczegółowa  i  głosowanie  nad  poprawkami,  pełne 
niespodzianek,  bo  głosowanie  odbywało  się  nieraz  nad 
wnioskiem,  który  nie  był  odesłany  do  Komisji.  Wynik 
głosowania  nie  dawał  się  więc  przewidzieć,  a  roz- 
drażnienie stronnictw  rosło  wskutek  tego,  że  głosowa- 
nie tym  razem  było  już  ostateczne. 

Trzecie  czytanie  rozpoczęło  się  dnia  8  marca  1921  r. 
sprawozdaniem  referenta  Dubanowicza,  który  przed- 
stawił Sejmowi  poprawki  uchwalone  przez  Komisję. 
Najważniejszy  z  nich  był  wniosek,  aby  większość,  którą 
Sejm  odrzucić  może  zmiany  proponowane  przez  Senat, 
wynosiła  nie  3/s,  ale  ll/2o  głosów.  Komisja  kapitulo- 
wała dalej  przed  opozycją. 

Kapitulował  przed  nią  także  arcybiskup  Teodoro- 
wicz,  poseł  ze  Zjednoczenia  ludowego,  który  w  spra- 
wach politycznych  pociągał  za  sobą  zwykle  biskupów. 
Teraz  w  ich  imieniu  zrzekł  się  delegowania  5  członków 


231 


do  Senatu.  Stanowisko  biskupów  w  Senacie  wychodzą- 
cym z  sześcioprzymiotnikowego  głosowania  mogło  być 
przykre,  ale  nie  to  było  powodem  rezygnacji.  Według 
oświadczenia  złożonego  przez  arcybiskupa,  biskupi 
„ufają,  że  społeczeństwo  samo  zapewni  Kościołowi 
udział  w  Senacie,  odpowiadający  najlepiej  jego  wpły- 
wowi i  posłannictwu".  Biskupi  godzili  się  więc  zasiąść 
w  Senacie  nie  na  podstawie  swojej  godności,  lecz  na 
podstawie  mandatu,  udzielonego  im  przez  głosowanie 
powszechne.  Deklaracja  ta  miała  później  swój  epilog, 
którego  na  swojem  miejscu  nie  przemilczymy.  Narazie 
następstwem  deklaracji  Episkopatu  było  to,  że  wszyst- 
kich innych  delegatów  proponowanych  do  Senatu  nie 
można  było  utrzymać. 

Nie  ułagodziło  to  opozycji,  która  licząc  się  z  tern, 
że  jakiś  cień  Senatu  może  ostatecznie  uzyskać  więk- 
szość, postanowiła  ułatwić  sobie  drogę,  ażeby  w  naj- 
bliższej przyszłości  go  uchylić.  Drogę  tę  miała  jej 
otworzyć  poprawka,  że  zmiana  Konstytucji  prostą  więk- 
szością może  nastąpić  już  po  upływie  jednego  roku. 
Gdy  zaś  dnia  15  marca  miano  przystąpić  do  głosowa- 
nia, Moraczewski  zażądał,  aby  najpierw  głosować  nad 
tą  poprawką,  a  z  głosowaniem  nad  innemi  artykułami 
zatrzymać  się  aż  do  chwili,  gdy  posłowie  z  Górnego 
Śląska  wejdą  do  Sejmu.  Wniosek  upadł  jednym  gło- 
sem, a  wówczas  lewica  rozpoczęła  obstrukcję,  żądając 
imiennego  głosowania  nad  każdym  artykułem,  a  nawet 
nad  każdym  ustępem  każdego  artykułu.  Doprowadzono 
w  ten  sposób  rzecz  do  artykułu  21,  kiedy  większość 
Komisji,  nie  ufając  swoim  siłom  przy  głosowaniu  nad 
Senatem,  postanowiła  zrobić  dalsze  ustępstwa  i  załatwić 
rzecz  kompromisowo.  Za  pośrednictwem  Klubu  kon- 
stytucyjnego kompromis  przyszedł  istotnie  prędko  do 


232 


skutku.  Skreślono  przedewszystkiem  „wirylistów",  zgo- 
dzono się  na  to,  źe  drugi  Sejm  zebrany  na  podstawie 
tej  Konstytucji  może  dokonać  rewizji  ustawy  konsty- 
tucyjnej własną  uchwałą,  powziętą  większością  3/5  przy 
obecności  najmniej  połowy  ustawowej  liczby  posłów. 
Odstąpiono  od  postanowienia,  źe  Prezydent  ma  być 
Polakiem  wyznania  katolickiego,  odstąpiono  też  od 
postanowienia,  źe  w  szkole  powszechnej  początkowej 
nauczyciel  powinien  być  w  miarę  możności  wyznania 
większości  dzieci,  do  czego  jeszcze  wrócimy.  Po  za- 
warciu tego  kompromisu  uchwalenie  wszystkich  arty- 
kułów przyszło  już  prędko  do  skutku. 

Kampanja  przeciw  wszechwładzy  jednoizbowego 
Sejmu,  którą  podjął  gabinet  Skulskiego,  a  przeprowa- 
dzała sejmowa  Komisja  konstytucyjna  i  referent  jej, 
Dubanowicz,  skończyła  się  zupełną  przegraną,  a  wła- 
ściwie kapitulacją.  Senat  taki,  jaki  uchwalono,  był  tylko 
z  imienia  Senatem.  Chociaż  wychodzić  miał  z  powszech- 
nych wyborów,  tak  samo  jak  Izba  poselska,  nie  zrównano 
go  z  nią  wcale,  nie  przyznano  mu  prawa  inicjatywy 
ustawodawczej,  uchwały  jego  poddano  11/2o  głosom 
Izby  poselskiej,  nie  otwarto  mu  nawet  wrót  do  Sejmu, 
bo  nazwę  Sejmu  zastrzeżono  tylko  dla  Izby  poselskiej. 
Przyznano  mu  udział  w  Zgromadzeniu  narodowem, 
które  miało  wybierać  Prezydenta,  a  co  25  lat  prostą 
większością  zmieniać  Konstytucję,  ale  wykluczono  go 
od  udziału  w  zmianie  Konstytucji  na  drugim  najbliż- 
szym po  wyborach  Sejmie.  Prezydentowi  Rzeczypospo- 
litej wskutek  wyboru  przez  Sejm  i  Senat  odebrano 
równorzędne  z  niemi  stanowisko,  nie  przyznano  mu 
też  prawa  veta,  a  w  trzeciem  czytaniu  przyznano  mu 
zaledwie  prawo  podpisywania  i  ogłaszania  ustaw. 


233 


Taki  Senat  gorszy  był  niż  Straż  praw,  określo- 
na w  projekcie  narodowej  demokracji,  który  opierał 
ją  na  wyborach  pośrednich,  a  Prezydentowi  przyzna- 
wał prawo  veta.  Nie  był  nawet  lepszy  niż  Straż  praw 
z  deklaracji  gabinetu  Paderewskiego,  która  miała  te 
same  funkcje,  a  miała  się  składać  z  trzydziestu  człon- 
ków powołanych  przez  Prezydenta.  Zachodziła  wpraw- 
dzie obawa,  że  Piłsudski  powoła  do  niej  przeważnie 
socjalistów,  tak  jak  rządy  oddał  Moraczewskiemu,  jak 
zastępcą  delegata  na  Konferencję  pokojową  miano- 
wał socjalistę  Dłuskiego,  a  Komitet  paryski  zasilił 
socjalistami,  ale  Piłsudski,  choćby  był  wybrany  Prezy- 
dentem, nie  byłby  nim  wiecznie,  a  zresztą  tak  on,  jak 
i  jego  następcy,  do  wydawania  opinji,  czy  ustawy  uchwa- 
lone przez  Sejm  dobrze  są  sformułowane  i  zgodne 
z  Konstytucją,  licząc  się  z  opinją  publiczną  powoły- 
wać mogli  przecież  tylko  znawców.  Z  powszechnego 
głosowania  wchodzili  oni  do  Sejmu  i  do  Senatu  rzadko, 
a  ci,  którzy  chcieli  wejść,  godzili  się,  szczerze  czy  nie- 
szczerze, z  programem  politycznym  i  socjalnym,  od- 
powiadającym nie  interesom  państwa,  lecz  interesom 
sześcioprzymiotnikowego  głosowania,  i  byli  niem  zwią- 
zani. Po  całej  kampanji  o  Senat  pozostało  tylko  py- 
tanie, czy  warto  było  ją  podejmować,  aby  ją  tak  za- 
kończyć? Ludowcy,  którzy  z  pomocą  socjalistów  ją 
wygrali,  mieli  coprawda  uczucie,  że  nikt  im  już  nie 
przeszkodzi  we  wywłaszczeniu  wielkiej  własności,  a  za- 
nim to  będzie  przeprowadzone,  w  przerzuceniu  na  nią 
podatków. 

Istota  demokracji  polega  na  tern,  ażeby  wydobyć 
wszystkie  najlepsze  siły,  jakie  tkwią  w  społeczeństwie, 
i  usunąć  przeszkody,  któreby  mogły  niedopuszczać  ich 
do  pracy  publicznej.  Na  określenie  ustroju,  który  naj- 


234 


lepszym  siłom  stawia  takie  przeszkody,  aby  zniwelo- 
wać wszystko,  aby  wykształconych  poddać  niewykształ- 
conym, pracę  umysłową  poddać  fizycznej,  wielkie 
warsztaty  rolne  rozbić  na  małe  działki,  starożytni  mieli 
inną  nazwę.  Nazywali  ustrój'  taki  nie  demokracją,  ale 
ochlokracją,  nie  rządem  ludu-narodu,  ale  rządem  tłumu. 


Kiedy  o  ustrój  władz  naczelnych  tak  namiętna  to- 
czyła się  walka,  dziwną  było  rzeczą,  że  sprawa  samo- 
rządu i  autonomji  ziem  Rzeczypospolitej  walki  takiej 
przy  obradach  nad  Konstytucją  nie  wywołała.  Tern 
dziwniejszą  było  to  rzeczą,  że  równolegle  z  obradami 
nad  Konstytucją  rozstrzygała  się  sprawa  autonomji 
Śląska  i  autonomji  Ziemi  wileńskiej,  wisiała  sprawa 
autonomji  Galicji  wschodniej,  a  nawet  sprawa  pewnej 
odrębności  zaboru  pruskiego  nie  schodziła  z  porządku 
dziennego. 

Ankieta  poświęciła  tej  sprawie  wielką  uwagę  i  za- 
proponowała zasady  organizacji  państwowych  władz 
administracyjnych  i  ciał  samorządu  w  gminach,  po- 
wiatach i  województwach.  Reprezentacje  ich  uchwalać 
miały  samodzielnie,  w  ramach  określonych  przez  ustawy 
państwa.  Reprezentacja  sejmiku  wojewódzkiego  pocho- 
dzić miała  z  wyborów  przez  niższe  ciała  samorządu, 
a  sama,  jak  o  tern  mówiliśmy  wyżej,  wybierać  człon- 
ków Senatu.  W  administracji  państwowej  przeprowa- 
dzona być  miała  decentralizacja  i  zapewnić  współdzia- 
łanie czynnika  obywatelskiego  z  urzędniczym.  Organi- 
zacje te  uchwaliła  Ankieta  dla  ziem  rdzennie  polskich, 
które  w  czasie  jej  obrad  należały  już  do  Polski.  Licząc 
się  zaś  z  tem,  że  granice  polskie  nie  są  jeszcze  usta- 
lone, i  że  nie  można  wiedzieć,  jakie  obszary,  jakiej  naro- 
dowości, w  jakiej  liczbie  i  na  jakich  warunkach  wejdą 


235 


w  skład  Rzeczypospolitej,  wstrzymała  się  od  uchwa- 
lenia ostatecznej  konstrukcji  państwa  i  ułatwiła  ją  tylko 
postanowieniem  o  zmianie  Konstytucji  prostą  więk- 
szością głosów  w  ciągu  dwóch  lat  po  ustaleniu  granic 
Rzeczypospolitej. 

Deklaracja  Rządu  Paderewskiego  uznała  tylko  sa- 
morząd lokalny  i  powiatowy,  a  minister  Wojciechowski 
wystąpił  stanowczo  przeciw  samorządowi  województw, 
odwołując  się  na  to,  źe  ziemstwa  rosyjskie  zajmowały 
się  tylko  polityką. 

Wniosek  socjalistów  godził  się  z  propozycją  Ankiety, 
zastrzegając  sześcioprzymiotnikowe  głosowanie  dla 
organów  samorządu  gminnego  i  powiatowego,  a  na- 
tomiast proponował,  aby  ziemie  o  ludności  mieszanej 
pod  względem  narodowym,  lub  w  przeważnej  części 
narodowości  nie  polskiej,  stanowiły  odrębne  jednostki 
administracyjne  z  radami  ziemskiemi,  które  sprawować 
miały  władzę  w  granicach  przepisanych  ustawą  sejmową. 

Najdalej  w  sprawie  tej  posunął  się  poseł  Buzek, 
który  wniósł  osobny  projekt  Konstytucji,  przejętej 
wprost  z  konstytucji  Stanów  Zjednoczonych  Ameryki 
północnej.  Projektował  skład  Rzeczypospolitej  z  około 
70  ziem  autonomicznych,  a  władzom  państwowym 
pozostawiał  szczupły  zakres  działania.  Projekt  ten  po- 
dyktowany był  stosunkami  Śląska  i  w  uchwalonej  przez 
Sejm  jego  autonomji  znalazł  swój  wyraz,  ale  przenie- 
sienie wzoru  Śląska  na  wszystkie  inne  ziemie  państwa 
polskiego  nie  miało  podstawy  rzeczowej  i  historycznej, 
i  projekt  Buzka  wykluczył  się  przez  to  od  wpływu  na 
dyskusję  o  Konstytucji. 

Niespodzianką  było  natomiast  stanowisko,  jakie 
w  sprawie  tej  zajął  projekt  narodowej  demokracji 
w  artykułach,  które  przytaczamy  dosłownie: 


236 


Art.  38.  Władzę  ustawodawczą  w  całej  Rzeczypo- 
spolitej dzierży  Sejm  Rzeczypospolitej.  W  ograniczo- 
nym zakresie  mają  w  ziemiach  autonomicznych  władzę 
ustawodawczą  sejmy  ziemskie,  w  innych  zaś  ziemiach 
sejmiki  ziemskie. 

Art.  39.  Po  ustaleniu  granic  Rzeczypospolitej  na- 
stąpi w  drodze  administracyjnej  podział  kraju  na  ziemie, 
jako  terytorjalne  jednostki  samorządne  i  administracyjne. 
W  częściach  kraju,  mających  obok  ludności  polskiej 
znaczną  osiadłą  ludność  innej  narodowości,  będzie 
przyznana  ziemiom  szeroka  autonomja  ustawodawcza 
celem  zapewnienia  mniejszościom  narodowym  swo- 
bodnego rozwoju  narodowego,  kulturalnego  i  gospo- 
darczego. W  częściach  kraju  o  przeważającej  ludności 
polskiej  otrzymają  ziemie,  a  względnie  sejmiki  ziemskie, 
w  bardziej  ograniczonym  zakresie  prawa  autonomiczne, 
a  w  szczególności  prawo  uchwalania  ustaw  w  ramach 
ustaw  sejmowych  i  w  sprawach  przez  Sejm  im  prze- 
kazanych, zwłaszcza  w  lokalnych  sprawach  gospodar- 
czych, komunikacyjnych,  kulturalnych  i  zdrowotnych. 

Art.  40.  Sejm  Rzeczypospolitej  składa  się  z  posłów 
wybranych  głosowaniem  powszechnem,  bezpośredniem, 
tajnem,  równem  i  stosunkowem  w  okręgach  wybor- 
czych określonych  w  ordynacji  wyborczej.  Ziemie 
autonomiczne  nie  wybierają  bezpośrednio  posłów  do 
Sejmu  Rzeczypospolitej,  jeno  wysyłają  ze  swoich  sejmów 
ziemskich  do  tego  Sejmu  delegatów  dla  obradowania 
i  uchwalania  w  sprawach  nieprzekazanych  konstytu- 
cyjnie sejmom  ziemskim.  Jeden  poseł  przypadnie  na 
około  100.000  ludności.  Ogólna  ilość  posłów  i  dele- 
gatów z  sejmów  ziemskich  będzie  w  ordynacji  wybor- 
czej oznaczona. 

Wniosek  ten  podpisał  nietylko  autor  jego,  Głąbiński, 


237 


ale  i  Stanisław  Grabski,  którzy  obaj  zbierali  wszystkie 
laury  we  walce  przeciw  równouprawnieniu  ludności 
ruskiej  w  Galicji.  Chwalić  im  tylko  można,  że  w  pań- 
stwie polskiem  innej  się  trzymać  zamierzali  zasady, 
że  ziemiom  z  ludnością  mieszaną  byli  gotowi  przyznać 
szeroką  autonomję  ustawodawczą  i  tern  je  dla  państwa 
zjednać.  Wniosek  ten  uczynili  dnia  30  maja  1919  r., 
kiedy  traktat  wersalski  jeszcze  nie  doszedł  do  skutku, 
kiedy  wojna  domowa  w  Galicji  wschodniej  ledwie  się 
skończyła,  a  przyrzeczenie  szerokiej  autonomji  tery- 
torjalnej  wydawało  się  warunkiem  przyznania  Polsce 
nietylko  Galicji  wschodniej,  ale  także  ziem  litewskich, 
a  nawet  Śląska.   W  tej  chwili  doktryna  Dmowskiego 

0  państwie  narodowem,  nie  zaś  narodowościowem, 

1  o  polonizacji  Kresów  poszła  chwilowo  w  niepamięć. 

Rząd  w  projekcie  swoim  z  dnia  3  listopada  pomi- 
nął zupełnie  sprawę  samorządu  i  autonomji,  ale  pod- 
jęła ją  Komisja  konstytucyjna  Sejmu  i  pokusiła  się 
o  własne  sformułowanie  sprawy.  Określiła  rzecz  zasad- 
niczo w  słowach  następujących:  „Rzeczpospolita 
Polska,  opierając  swój  ustrój  na  zasadzie  szerokiego 
samorządu  terytorjalnego,  przekaże  przedstawicielstwom 
samorządu  właściwy  zakres  ustawodawstwa  z  dziedziny 
administracji,  kultury  i  gospodarstwa,  który  zostanie 
bliżej  określony  ustawami  państwowemi".  Przeprowa- 
dzając zaś  tę  zasadę  w  szczegółach,  projekt  Komisji  po- 
stanawiał, że  „prawo  stanowienia  w  sprawach  należących 
do  zakresu  działania  samorządu  przysługuje  radom  obie- 
ralnym, a  czynności  wykonawcze  samorządu  wojewódz- 
kiego i  powiatowego  należą  do  organów  utworzonych 
na  zasadzie  zespolenia  kolegjów,  obieranych  przez  ciała 
reprezentacyjne,  z  przedstawicielami  państwowych  władz 
administracyjnych  i  pod  ich  przewodnictwem". 


238 


Kwestję  osobnej,  szerszej  autonomji  dla  ziem  naro- 
dowo mieszanych  projekt  pozostawiał  otwartą,  gdyż 
nie  krępował  Sejmu  w  nadaniu  szerszego  lub  ciaśniej- 
szego  samorządu  i  autonomji  województwom.  Komisja, 
przedkładając  wniosek  w  połowie  1920  r.,  nie  mogła 
zato  pominąć  spraw  mniejszości  narodowych,  zagwa- 
rantowanych osobnym  traktatem  Mocarstw,  zawartym 
z  Polską  w  Wersalu,  i  postanowiła,  że  „osobne  ustawy 
państwowe  zabezpieczą  mniejszościom  w  państwie 
polskiem  pełny  i  swobodny  rozwój  ich  właściwości 
narodowych  przy  pomocy  autonomicznych  związków 
mniejszości  o  charakterze  publiczno-prawnym  w  obrębie 
związków  samorządu  powszechnego.  Państwo  będzie 
miało  w  stosunku  do  ich  działalności  prawo  kontroli, 
oraz  uzupełnienia  w  razie  potrzeby  ich  środków  finan- 
sowych. Obywatele  polscy,  należący  do  mniejszości 
narodowościowych,  wyznaniowych  lub  językowych,  mają 
równe  z  innymi  obywatelami  prawa  zakładania,  nad- 
zoru i  zawiadywania  swoim  własnym  kosztem  zakładów 
dobroczynnych,  religijnych  i  społecznych,  szkół  czy 
innych  zakładów  wychowawczych,  oraz  używania  w  nich 
swobodnie  swojej  mowy  i  wykonywania  przepisów 
swej  religji".  W  ten  sposób  Komisja,  a  za  nią  Sejm 
wybrnął  z  trudności,  ale  jej  nie  pokonał,  bo  nie  określił 
wcale,  jak  mają  wyglądać  „autonomiczne  związki  mniej- 
szości o  charakterze  publiczno  -  prawnym  w  obrębie 
związków  samorządu  powszechnego".  Komplikuje  rzecz 
tę  niezmiernie,  że  mniejszość  w  państwie,  którą  posta- 
nowienie ma  na  myśli,  może  być  większością  w  woje- 
wództwie, powiecie  lub  gminie.  Kodyfikacja,  której 
podjęła  się  Komisja,  zawiodła,  i  najdrażliwsza  sprawa 
pozostała  otwartą. 


239 


Normując  zasadniczo  wszystkie  stosunki,  Konsty- 
tucja nie  mogła  pominąć  kwestji  własności  ziemskiej, 
około  której  już  od  początku  Sejmu  pod  hasłem  re- 
formy rolnej  toczyła  się  walka.  Projekt  Ankiety,  idąc 
za  przykładem  najlepszych  wzorów,  uznał  własność  za 
nietykalną  i  postanowił,  że  wywłaszczenie  całkowite 
lub  częściowe  powinno  być  uzasadnione  użytecznością 
publiczną,  może  nastąpić  tylko  we  wypadkach  ustawą 
przewidzianych  i  wymaga  wypłaty  słusznego  wynagro- 
dzenia. Czy  pod  wywłaszczenie  to  oprócz  wywłaszczeń 
pod  drogi,  koleje,  kanały  itd.  mogło  podpadać  wy- 
właszczenie z  tytułu  reformy  rolnej,  nie  było  jasno 
stwierdzone.  Wątpliwość  pod  tym  względem  usuwała 
deklaracja  Paderewskiego,  która  orzekając,  że  prawo 
własności  może  ulec  ustawowym  ograniczeniom,  gdy 
tego  wymagają  względy  użyteczności  publicznej,  dodała: 
„oraz  gdy  własność  nadmiernie  w  jednych  rękach  sku- 
piona staje  się  zaprzeczeniem  prawa  powszechnego 
własności".  Wywłaszczenie  na  cele  reformy  rolnej  zyskać 
miało  przez  to  sankcję  konstytucyjną. 

Projekt  socjalistów  musiał  oczywiście  stanowisko 
rządu  przelicytować.  Stanowił  też,  że  „Rzeczpospolita 
przystosuje  formy  własności  do  potrzeb  społecznych 
i  interesów  pracy.  Wszystkie  środki  wytwarzania,  ko- 
munikacji i  wymiany  podlegają  kontroli  Rzeczypospo- 
litej. Państwo  ujmować  będzie  w  sposób  ustawowo 
przepisany  dojrzałe  do  uspołecznienia  gałęzie  produkcji 
pod  swój  zarząd  bezpośredni".  Ani  w  tym  projekcie, 
ani  w  deklaracji  rządowej,  nie  było  wzmianki  o  od- 
szkodowaniu za  wywłaszczenie. 

Projekt  narodowej  demokracji  stawiał  sprawę  zgod- 
nie z  wnioskiem  Ankiety,  a  poszedł  za  tern  i  projekt 
rządowy  z  3  listopada  1919  r.  Komisja  konstytucyjna 


240 


określiła  rzecz  szerzej.  Gdy  jednak  w  dniu  16  listo- 
pada 1920  r.  przyszło  w  Sejmie  do  rozprawy  nad  tern 
postanowieniem,  ludowcy  nie  zadowolili  się  niem, 
lecz  zażądali  dodatku,  podciągającego  pod  wywłasz- 
czenie reformę  rolną.  Poseł  ludowy,  piastowiec  Kiernik, 
zaproponował  obszerny  dodatek,  w  którym  umieścił 
główne  zasady  reformy  rolnej,  uchwalonej  15  lipca  tegoż 
roku,  a  między  niemi  zasadę  wywłaszczenia  w  sło- 
wach następujących:  „Ustawy  określą  kierownictwo 
państwa  we  władaniu  ziemią,  sposoby  tworzenia  i  roz- 
miar nowych  gospodarstw  oraz  powiększenia  istnie- 
jących, celem  uzdolnienia  ich  do  samodzielnej  wytwór- 
czości, zapewnią  państwu  rozporządzenie  dostatecznym 
zapasem  ziemi  na  cele  jej  podziału  i  osadnictwa, 
a  w  szczególności  prawo  przymusowego  wykupu 
wszelkich  dóbr  ziemskich  przy  określeniu  ceny  wy- 
kupu  oraz  największej  ilości  ziemi,  jaką  poszczególni 
właściciele  w  poszczególnych  okręgach  państwa  po- 
siadać mogą  i  jaka  ze  względu  na  ustrój  rolny  nie 
będzie  podlegać  przymusowemu  wykupowi".  Naj- 
draźliwszą  kwestję  odszkodowania  wnioskodawca  starał 
się  ominąć,  pozostawiając  ustawom  „określenie  ceny 
wykupu",  ale  tern  samem  nie  stwierdził,  że  wywłasz- 
czonym należy  się  słuszne  odszkodowanie. 

Skończyło  się  uchwaleniem  postanowień  wchodzą- 
cych w  szczegóły  i  złożonych  z  dwóch  ustępów. 
Pierwszy  dopuszczał  tylko  w  wypadkach  ustawą  prze- 
widzianych zniesienie  lub  ograniczenie  własności  czy- 
to  osobistej,  czy  zbiorowej  ze  względów  wyższej  uży- 
teczności „za  odszkodowaniem".  Drugi,  uchwalony 
wskutek  wniosku  ludowców,  brzmiał:  „Ziemia,  jako 
jeden  z  najważniejszych  czynników  bytu  narodu  i  pań- 
stwa, nie  może  być  przedmiotem  nieograniczonego 


241 


obrotu.  Ustawy  określą  przysługujące  państwu  prawo 
przymusowego  wykupu  ziemi  oraz  regulowania  obrotu 
ziemią,  przy  uwzględnieniu  zasady,  że  ustrój  rolny 
Rzeczypospolitej  Polskiej  ma  się  opierać  na  zdolnych 
do  prawidłowej  wytwórczości  i  stanowiących  osobistą 
własność  gospodarstwach  rolnych". 

Postanowienie  to  wykluczało  socjalizację  ziemi, 
a  otwierało  drogę  do  przymusowej  parcelacji  większej 
własności  za  „wykupem",  t.  j.  za  zapłaceniem  ceny 
wartości.  Obowiązek  odszkodowania  wynikał  zresztą 
z  ustępu  pierwszego.  Wielka  własność  ziemska  mogła 
się  pocieszać  tylko  tem,  że  Konstytucja  zapewnia  jej 
odszkodowanie  bez  żadnego  zastrzeżenia,  a  więc  w  pełnej 
wartości.  Postanowieniem  tem  zakwestjonowana  została 
ważność  ustawy  o  reformie  rolnej,  którą  w  dniu  15 
lipca  1920  r.  Witos  na  Sejmie  wymusił,  a  która  za 
ziemię  wywłaszczoną  na  cele  reformy  rolnej  przyzna- 
wała połowę  przeciętnej  ceny  targowej.  Ustawa  ta  pod- 
legła przepisowi  Konstytucji,  że  wszelkie  istniejące 
obecnie  przepisy  i  urządzenia  prawne  niezgodne,  z  prze- 
pisami jej,  będą  najpóźniej  do  roku  od  uchwalenia  jej 
przedstawione  ciału  ustawodawczemu  do  uzgodnienia 
z  nią  w  drodze  prawodawczej.  Gdy  więc  urzędy  ziemskie, 
nie  czekając  na  wydanie  nowej  ustawy  o  reformie  rolnej, 
spróbowały  wywłaszczyć  niektóre  majątki  i  zażądały 
zapisania  tego  w  księgach  hipotecznych,  sądy  odmówiły 
żądaniu  ze  względu  na  to,  że  odszkodowanie  wywłasz- 
czonym wypłacone  nie  było.  Reforma  rolna  zawisła 
w  powietrzu,  a  zmiana  ustawy  z  dnia  15  lipca  1920 
stała  się  konieczną. 


Wielka  sprawa  stosunku  kościoła  do  państwa,  około 
której  gdzieindziej  toczą  się  najzaciętsze  walki  i  życie 

Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego  16 


242 


publiczne  się  obraca,  przy  rozprawach  nad  naszą  Kon- 
stytucją zgóry  była  przesądzona.  Wielka  większość  spo- 
łeczeństwa katolickiego,  ale  także  i  innych  wyznań, 
stała  na  gruncie  religijnym  i  dążyła  do  zgodnego  sto- 
sunku państwa  do  kościoła.  Niemałą  rolę  odgrywało 
w  tern  zrozumienie,  że  państwo  w  początkach  swego 
nowego  bytu  potrzebuje  czynnego  współdziałania  tego 
drugiego  czynnika  i  nie  może  sobie  pozwalać  na 
szkodliwe  walki. 

Ankieta  w  projekcie  swoim  postawiła  zasadę  wol- 
ności wyznania,  równouprawnienia  politycznego  wy- 
znań, autonomji  i  samorządu  wewnętrznego  każdego 
kościoła  i  związku  religijnego,  byle  nie  stawały  w  sprzecz- 
ności z  ustawami  państwa,  i  orzekła  przytem,  że  „sto- 
sunek kościoła  katolickiego  do  państwa  będzie  okre- 
ślony w  ustawach  na  podstawie  porozumienia  ze  Stolicą 
apostolską,  zaś  stosunki  innych  kościołów  i  wyznań  po 
wysłuchaniu  uchwał  ich  reprezentacyj".  Wreszcie  kie- 
rownictwo nauki  religji  w  szkołach  oddała  w  ręce  wła- 
ściwego kościoła  lub  związku  religijnego  w  zakresie 
zgodności  ze  zasadami  odpowiedniego  wyznania.  Dekla- 
racja Rządu  w  ogólnikowem  wypowiedzeniu  zgadzała 
się  z  tern  stanowiskiem. 

Nie  uznawały  go  tylko  żywioły  radykalne,  stano- 
wiące wielką  mniejszość,  które  poszły  za  hasłem  roz- 
działu kościoła  od  państwa.  Wniosek  socjalistów  ogra- 
niczał się  do  postanowienia,  że  każdy  kościół  i  stowa- 
rzyszenie religijne  może  urządzać  zbiorowe  i  publiczne 
nabożeństwa,  że  kościoły  i  związki  religijne  podlegają 
ogólnym  przepisom  o  stowarzyszeniach.  Socjaliści  od- 
mawiali więc  kościołowi  i  związkom  religijnym  pu- 
blicznego stanowiska  w  państwie. 


243 


Z  drugiej  strony  objawiło  się  zato  dążenie  do  sil- 
niejszego zaakcentowania  stanowiska  kościoła  katolic- 
kiego. Projekt  narodowo-demokratyczny  żądał  uchwa- 
lenia, że  religja  rzymsko-katolicka  jest  religją  prze- 
ważnej części  narodu  i  zajmuje  w  państwie  naczelne 
stanowisko,  że  zatem  akty  religijne  towarzyszące  uro- 
czystościom państwowym  odbywają  się  według  obrządku 
kościoła  katolickiego.  Prezydentem  Rzeczypospolitej 
może  być  wybrany  tylko  Polak  religji  katolickiej. 
Projekt  stanowił  dalej,  że  w  szkole  powszechnej  nau- 
czyciel winien  być  w  miarę  możności  wyznania  więk- 
szości dzieci.  Projekt  rządowy  z  małemi  zmianami 
poszedł  za  wnioskami  Ankiety,  dodał  jednak  za  przy- 
kładem narodowej  demokracji,  że  „religja  rzymsko- 
katolicka, jako  religja  przeważającej  większości  narodu, 
zajmuje  w  państwie  naczelne  stanowisko". 

Komisja  postanowiła  wnioski  te  narodowej  demo- 
kracji uwzględnić,  i  skodyfikowała  całą  rzecz  dokładniej. 
Dwa  postanowienia  proponowane  przez  narodową  de- 
mokrację, a  przez  Komisję  przyjęte,  spotkały  się  z  opo- 
zycją. 

Protestanci  czuli  się  dotkniętymi  postanowieniem, 
że  prezydentem  Rzeczypospolitej  może  być  wybrany 
tylko  katolik,  a  z  tern  ich  uczuciem  wypadło  się 
liczyć.  Wskutek  przyłączenia  zaboru  pruskiego  liczni 
protestanci  Niemcy  stali  się  obywatelami  polskimi, 
a  pomiędzy  nimi  i  protestantami  Polakami  rozpoczął 
się  spór  o  zorganizowanie  osobnego  kościoła  prote- 
stanckiego w  państwie  polskiem  i  zerwanie  stosunków 
z  kościołem  protestanckim  w  Niemczech.  Dążenie  to 
protestantów  Polaków  Rząd  i  naród  polski  musiał  po- 
pierać i  przeciwnikom  ich  nie  dawać  do  ręki  broni, 
źe  w  państwie  polskiem  będą  upośledzeni.  Warunek, 

16* 


244 


źe  prezydentem  może  być  tylko  katolik,  nie  miał  zresztą 
praktycznego  znaczenia  wobec  ogromnej  przewagi 
ludności  katolickiej.  Z  innej  strony  podniósł  się  zarzut 
przeciw  postanowieniu  Komisji,  źe  nauczyciel  winien 
być  w  miarę  możności  wyznania  większości  dzieci. 
Dodatek  „w  miarę  możności"  osłabiał  jego  znaczenie, 
ale  postulat,  chociaż  tak  osłabiony,  wydał  się  wielu 
niebezpiecznym  w  państwie,  w  którem  tyle  istniało 
wyznań  i  obrządków.  Wiele  dzieci,  nieraz  katolickich 
i  polskich,  stanowiących  mniejszość  w  gminie,  mogłoby 
się  dlatego  znaleźć  pod  kierunkiem  nauczyciela  obcego 
im  wyznaniem,  czy  obrządkiem,  a  zarazem  narodo- 
wością. Postanowienie  prowadziło  do  rozdziału  dzieci 
według  religji  i  narodowości,  co  dla  zespolenia  społe- 
czeństwa mogło  być  szkodliwe.  Dlatego  pod  naci- 
skiem tych  względów  Komisja,  a  za  nią  Sejm  przy 
trzeciem  czytaniu  Konstytucji,  jak  o  tern  mówiliśmy 
wyżej,  od  dwóch  tych  postanowień  odstąpił. 

Dnia  17  marca  1921  r.  wielką  większością  głosów 
Sejm  całą  Konstytucję,  tak,  jak  wyszła  z  trzeciego  czy- 
tania, uchwalił,  a  idąc  za  przykładem  twórców  Kon- 
stytucji 3  maja  1791  r.,  udał  się  w  uroczystym  po- 
chodzie przez  ulice  miasta  Warszawy  do  kościoła 
katedralnego,  aby  podziękować  Bogu  za  dokonanie 
trudnego  dzieła. 


VII 


UZNANIE  GRANIC 

Polityka  centralizacyjna. 
Autonomja  Ziemi  wileńskiej. 
Starcie  Sejmu  z  Piłsudskim. 
Autonomja  Galicji  wschodniej. 

Zamach  na  Sejm  i  zamordowanie  prezydenta  Narutowicza. 
Uznanie  granic. 

Uchwalenie  Konstytucji  w  dniu  17  marca  zeszło  się 
z  ratyfikacją  pokoju  ryskiego  w  dniu  18  marca  1921  r. 
Uchwalenie  zasad  wewnętrznego  ustroju  zeszło  się 
z  określeniem  obszaru,  na  który  ustrój  ten  miał  się 
rozciągać.  Określenie  to  nie  było  jednak  stanowcze. 
Granica  oddzielająca  Polskę  od  Niemiec  i  od  Czecho- 
słowacji traktatem  wersalskim  i  traktatem  w  Saint- 
Germain  oraz  decyzjami  mocarstw  co  do  prowincyj 
pruskich,  Śląska,  Spiszą  i  Orawy,  postanowiona  była 
ostatecznie.  Granica  wschodnia  w  pokoju  ryskim  uznana 
została  przez  Rosję,  ale  nie  była  jeszcze  uznana  przez 
Koalicję.  W  granicy  tej  istniały  wielkie  przerwy,  ńa 
północnym  jej  końcu  toczył  się  spór  z  Litwą  kowieńską 
o  Wilno,  na  południowym,  nad  wschodnią  Galicją,  wisiał 
mandat  dwudziestopięcioletniej  tylko  przez  Polskę  oku- 
pacji. Dopóki  decyzja  mocarstw  w  obu  tych  kwestjach 
nie  nastąpiła,  Polska  na  zewnątrz  nie  mogła  oprzeć  się 
na  ustalonych  granicach,  a  na  wewnątrz  wobec  ludności 
nie-polskiej,  która  w  skład  jej  weszła,  nie  mogła  uza- 
sadnić legalności  swych  rządów.  Dopiero  uznanie 
wschodniej  granicy  przez  Koalicję  zamykało  wskrze- 


246 


szenie  państwa  polskiego,  a  ku  osiągnięciu  tego  celu 
musiała  Polska  wytężyć  wszystkie  swoje  siły. 

Nie  było  ono  zbyt  trudne,  bo  ciężko  było  pomyśleć, 
żeby  mocarstwa  zachodnie  odmówiły  go  Polsce,  która 
odparła  najazd  bolszewicki  na  nią  i  na  cały  Zachód, 
która  granice  swoje  wschodnie  orężem  swoim  zajęła 
i  uznanie  ich  przez  Rosję  zyskała.  Nie  dało  się  prawie 
pomyśleć,  żeby  mocarstwa  po  tem  wszystkiem  mogły 
domagać  się  zwrócenia  Rosji  ziem,  które  ona  sama 
Polsce  odstąpiła,  a  spór  o  wschodnią  Galicję  rozstrzy- 
gać na  rzecz  Rosji,  lub  na  dwadzieścia  pięć  lat  decyzję 
tę  odraczać.  Trudno  też  było  pomyśleć,  żeby  ziemię 
wileńską  miały  wydawać  sojuszniczce  Niemców  i  Bol- 
szewików, Litwie  kowieńskiej,  i  otwierać  przez  to  Rosji 
zetknięcie  z  Niemcami.  Do  rozstrzygnięcia  tych  spraw 
na  korzyść  Polski  przez  mocarstwa  trzeba  im  było 
jednak  złoty  most  zbudować,  bo  wszystkie  ich  dotych- 
czasowe zamierzania  i  uchwały  szły  w  przeciwnym 
kierunku.  Idąc  za  zasadą  Wilsona,  że  żaden  naród 
wbrew  swojej  woli  nie  powinien  podlegać  drugiemu, 
nie  chciały  nam  poddać  ludności  ruskiej.  Mogły  pod 
wpływem  wypadków  zgodzić  się  na  to,  jeżeli  ludność 
ta  otrzyma  od  Polski  autonomję  i  samorząd,  jako  rę- 
kojmię swego  narodowego  rozwoju  i  bytu,  jako  sposób 
pogodzenia  się  z  państwem  polskiem. 

Mocarstwa  stawiały  tę  rzecz  jasno.  Domagały  się 
od  Polski  uchwalenia  statutów  autonomicznych  dla 
ziemi  wileńskiej  i  dla  Galicji  wschodniej.  Polacy  rozu- 
mieli ten  warunek  dobrze,  i  dopóki  widoki  uzyskania 
tych  ziem  były  słabe,  najwięksi  szowiniści  polscy,  a  na 
czele  ich  narodowi  demokraci,  występowali  pod  hasłem 
szerokiej,  osobnej  autonomji  dla  ziem  narodowo  mie- 
szanych. Hasło  to  odzywało  się  w  toku  obrad  nad 


247 


Konstytucją,  ale  doprowadziło  tylko  do  uznania  samo- 
rządu i  autonomji  dla  wszystkich  ziem  Rzeczypospo- 
litej, bez  przyznania  ich  w  szerszej  mierze  dla  ziem 
narodowo  mieszanych.  Zdawało  się  też,  źe  po  uchwa- 
leniu tej  zasady  jednem  z  pierwszych  zadań  Rządu 
i  Sejmu  będzie  określenie  jej  w  szczegółowych  usta- 
wach i  wprowadzenie  w  życie.  Tak  się  nie  stało.  Ziemie 
te  były  już  w  naszem  posiadaniu,  a  w  miarę  jak  nie- 
bezpieczeństwo utracenia  ich  malało,  słabła  też  idea 
nadania  im  autonomji  i  samorządu,  a  wydobywał  się 
prąd,  zmierzający  ku  zupełnej  jednolitości  ustroju  pań- 
stwa i  ku  jego  ustawodawczej  i  administracyjnej  cen- 
tralizacji. Na  wytworzenie  się  tego  prądu  złożyła  się 
nietylko  myśl  polonizowania  ludności  ruskiej,  zamie- 
szkałej na  Kresach,  propagowana  coraz  silniej  przez  na- 
rodową demokrację,  lecz,  niezależnie  od  tego,  myśl 
rządzenia  wszystkiem  z  Warszawy. 

Stolica  państwa  od  końca  XVIII  stulecia  miała,  na 
wzór  Paryża,  pęd  niepohamowany  nietylko  do  skupia- 
nia, ale  wprost  do  zaabsorbowania  w  sobie  życia  po- 
litycznego i  kulturalnego  całego  narodu.  Dążenie  to 
utrzymało  się  za  Księstwa  Warszawskiego  i  Królestwa 
Kongresowego,  kiedy  inne  zabory  o  utrzymanie  swojej 
narodowości  z  trudem  walczyły.  Zmieniła  się  rzecz 
w  drugiej  połowie  XIX  wieku,  kiedy  Galicja  otrzymała 
administrację  polską  i  szeroką  autonomję,  a  we  Lwo- 
wie i  Krakowie  utworzyły  się  dwa  ogniska  życia  kul- 
turalnego i  politycznego,  które  w  gnębionej  Warszawie 
nie  mogło  się  swobodnie  rozwijać.  Wielkopolska,  ko- 
rzystając ze  swobód  konstytucyjnych,  wytwarzała  sobie 
w  Poznaniu  ognisko  silnej  organizacji  narodowo-spo- 
łecznej  i  publicznego  życia.  Z  powstaniem  państwa 
polskiego  przewagę  nad  temi  ogniskami  zyskała  odrazu 


248 


stolica  państwa,  siedziba  Rządu  i  Sejmu,  Warszawa, 
a  władze  naczelne  ulegały  atmosferze,  w  której  dzia- 
łały, i  sądziły,  że  wszystkiem,  aż  do  najdalszych  za- 
kątków państwa,  zdołają  kierować  lepiej,  niżby  to  mogły 
uczynić  władze  prowincjonalne  w  województwie.  Brakło 
im  zrozumienia,  że  nie  wszystko,  co  w  narodzie  jest 
najdzielniejsze,  znajdzie  miejsce  w  Warszawie,  że  inte- 
res narodu  i  państwa  dyktuje,  aby  to,  co  nie  znalazło 
miejsca  w  stolicy  państwa,  skupiło  się  w  miastach  pro- 
wincjonalnych dla  pracy  publicznej,  aby  rozwijały  się 
dawne,  a  powstały  nowe  ogniska  pracy  kulturalnej, 
społecznej  i  politycznej  w  Krakowie,  Lwowie,  Pozna- 
niu, Wilnie,  Katowicach,  a  nawet  w  Toruniu  czy  Byd- 
goszczy, Lublinie,  Łodzi,  Łucku  i  t.  d.  Cóż,  kiedy  mi- 
nisterstwa, zamiast  pracować  nad  tern,  obawiały  się 
wprost  takich  ognisk  zdecentralizowanej  administracji 
rządowej,  samorządu  i  autonomji.  Niedowierzały  sobie, 
że  potrafią  je  utrzymać  na  wodzy  i  niemi  kierować, 
bo  już  kierowanie  władzami  ślepo  zależnemi  przycho- 
dziło im  z  wysiłkiem.  Nie  było  może  rzeczą  przypadku, 
że  na  woźniców  zaprzęgu  administracji  politycznej  do- 
bierano ludzi,  którzy  w  życiu  swojem  nigdy  nie  powo- 
zili. Klucz  partyjny  przy  doborze  ministrów  sprawił, 
że  na  ministrów  spraw  wewnętrznych  szukano  osobi- 
stości, które  w  sprawach  bieżących  ulegać  będą  woli 
przywódców  stronnictw  oraz  instancjom  i  protekcjom 
poselskim.  Po  ustąpieniu  Wojciechowskiego  ministrem 
spraw  wewnętrznych  w  gabinecie  Witosa  został  były 
prezes  gabinetu  inżynier  Skulski,  a  po  nim,  w  gabi- 
necie Ponikowskiego  i  Nowaka,  inżynier  Kamieński. 
Jeden  z  tych  prezesów  gabinetu  ofiarował  tekę  ministra 
spraw  wewnętrznych  znakomitemu  urzędnikowi  admi- 
nistracyjnemu, a  przez  pewien  czas  ministrowi  dla  Galicji 


249 


w  gabinecie  wiedeńskim,  Twardowskiemu,  ale  od  myśli 
tej  musiał  odstąpić  wskutek  zakazu  możnego  stronnictwa. 

Z  podobnych  powodów  obawiał  się  autonomji  i  sa- 
morządu województw  także  Sejm,  który  szedł  za  po- 
stulatami sześcioprzymiotnikowego  głosowania.  Nie  czuł 
się  na  siłach,  by  zapanować  nad  kilkunastoma  Sejmikami 
wojewódzkiemi,  w  których  skupić  się  mogła  w  drodze 
pośrednich  wyborów  inteligencja  wykluczona  ze  Sejmu. 
Obawiał  się  ich  konkurencji,  obawiał  się,  że  w  dzie- 
dzinie ustawodawstwa  będzie  musiał  uczynić  im  ustęp- 
stwa. Mógł  się  obawiać,  że  reforma  rolna,  choćby  w  jej 
sprawie  Sejmikom  formalnie  nie  przyznano  udziału, 
spotka  się  z  ich  strony  z  żądaniem  uwzględnienia  wła- 
ściwych różnym  województwom  stosunków,  że  ich  głosy 
oddziałają  na  opinję  publiczną  i  stawią  Sejm  przed 
koniecznością  ustępstw.  Przedewszystkiem  zaś  mógł 
się  Sejm  słusznie  obawiać,  że  Sejmiki,  ugruntowawszy 
swoją  działalność,  podniosą  żądanie  i  zjednoczą  się 
w  niem,  aby  Senat  składał  się  z  ich  delegatów  i  stał 
się  równoważnym  Izbie  poselskiej  czynnikiem.  Dlatego 
uchwaliwszy  w  Konstytucji  zasadę  autonomji  i  samo- 
rządu wojewódzkiego,  Sejm  daleki  był  od  uchwalenia 
ustaw,  któreby  je  przeprowadziły,  a  Rząd  jeden  po  dru- 
gim daleki  od  podjęcia  w  tym  kierunku  najlżejszej 
próby.  Jeżeli  ministrowie  myśleli  o  samorządzie,  to 
mieli  na  myśli  tylko  zorganizowanie  gmin,  a  co  naj- 
wyżej powiatów  —  i  to  tak  samo  jednolitych  w  całem 
państwie,  jak  jednolita  miała  być  szkoła  powszechna,  — 
a  wzdragali  się  przed  myślą,  że  zadanie  zorganizowania 
ich  w  ramach  ogólnej  ustawy  powinny  i  mogą  do.brze 
rozwiązać,  bo  do  właściwości  każdej  ziemi  zastosować, 
właśnie  Sejmiki  wojewódzkie. 


250 


W  ciągu  wszystkich  starań  i  walk  o  przyłączenie 
ziemi  wileńskiej  toczyła  się  walka  o  sposób  jej  przy- 
łączenia i  o  jej  autonomję  —  tak  w  polskiej  opinji  pu- 
blicznej, jako  też  w  Sejmie  Rzeczypospolitej  i  jego 
Komisji  dla  spraw  zagranicznych.  Kiedy  dnia  29  paź- 
dziernika 1920  r.  Rada  Ligi  narodów  powzięła  zamiar 
rozstrzygnięcia  sporu  o  ziemię  wileńską  plebiscytem, 
Komisja  dla  spraw  zagranicznych  dnia  16  grudnia 
wezwała  Rząd,  aby  dążył  do  możliwie  szybkiego  pod- 
dania Wileńszczyzny  polskiej  administracji,  zarówno 
cywilnej  jak  wojskowej,  i  aby  zapobiegł  wytworzeniu 
osobnego  prawodawstwa  przez  Komisję  tymczasową 
rządzącą  na  Wileńszczyźnie.  Wezwano  zarazem  Rząd, 
ażeby  spowodował  ograniczenie  kompetencji  ewentual- 
nego zgromadzenia  przedstawicieli  ludności  (o  ile  je 
Komisja  Ligi  narodów  za  dopuszczalną  formę  konsul- 
tacji uzna)  wyłącznie  do  odpowiedzi,  czy  teren  plebi- 
scytowy ma  wejść  w  skład  państwa  polskiego,  czy 
Litwy  kowieńskiej.  Większość  Komisji  sejmowej  oba- 
wiała się,  że  Sejm  wileński  będzie  stawiać  warunki 
przyłączenia  do  państwa  polskiego  i  domagać  się  auto- 
nomji.  Nie  było  tu  już  śladu  przyrzeczeń  Piłsudskiego, 
że  Polska  na  mieszkańców  Litwy  nie  będzie  w  tym 
względzie  wywierać  żadnego  nacisku.  Zaledwie  potem, 
dekretem  jenerała  Żeligowskiego  z  dnia  10  stycznia 
1921  r.,  utworzona  została  tymczasowa  Komisja  rzą- 
dząca ziemi  wileńskiej,  większość  Komisji  sejmowej  dla 
spraw  zagranicznych  uważała  za  potrzebne  zaznaczyć, 
że  Sejm,  zgodziwszy  się  na  konsultację  ludności,  prawa 
swe  do  ziemi  wileńskiej  uważa  za  nienaruszone,  a  po- 
leca Rządowi  poczynienie  kroków  celem  zapobieżenia 
komplikacjom  międzynarodowym,  płynącym  z  odręb- 
ności administracyjnej  i  wojskowej  tej  ziemi. 


251 


Sprawa  wileńska  zbliżała  się  tymczasem  do  rozwią- 
zania. Gdy  pośrednictwo  Ligi  narodów  wskutek  oporu 
Litwy  kowieńskiej  okazało  się  bezowocnem,  załatwienie 
tej  sprawy  Polacy  wzięli  w  swoje  ręce. 

U  steru  rządu  stał  już  Ponikowski.  Koalicja  wszyst- 
kich stronnictw  z  prezesem  Witosem  i  wiceprezesem 
Daszyńskim  po  odparciu  najazdu  bolszewickiego  i  za- 
warciu rozejmu,  nie  miała  dalszego  wspólnego  pro- 
gramu. Stronnictwa  pragnęły  podjąć  na  nowo  politykę, 
zawieszoną  chwilowo  dla  celu  obrony  narodowej.  Pierw- 
szy krok  w  tym  kierunku  uczyniła  narodowa  demokracja, 
odwołując,  z  końcem  listopada  1920  r.,  z  gabinetu 
Władysława  Grabskiego,  a  niedługo  potem  uczynili 
tożsamo  socjaliści,  odwołując  Daszyńskiego.  Nie  skło- 
niło to  jednak  Witosa  do  ustąpienia,  bo  ludowcy 
w  utrzymaniu  go  jak  najdłużej  przy  władzy  widzieli 
dla  siebie  korzyść,  której  nie  chcieli  się  pozbawiać.  Utrzy- 
mywał się  więc,  chociaż  do  trudnych  zadań  nie  dorósł, 
nadspodziewanie  długo,  mimo  gwałtownych  ataków 
z  prawej  i  lewej  strony  Sejmu,  bo  każda  z  nich  pra- 
gnęła przyjść  do  władzy.  Dopiero  we  wrześniu  1921  r., 
porozumiały  się  ze  sobą,  ażeby  go  obalić,  i  dokonały 
tego  na  posiedzeniu  Komisji,  ale  nie  mogąc  zgodzić 
się  na  wspólny  program,  musiały  ostatecznie  przystać 
na  gabinet  nieparlamentarny,  fachowy,  na  którego  czele 
dnia  18  września  stanął  Ponikowski.  Jako  minister 
spraw  zagranicznych  pozostał  w  tym  gabinecie  Skir- 
munt,  i  jemu  też  przypadło  w  udziale  poprowadzić  da- 
lej sprawę  wileńską. 

Dnia  16  listopada  1921  r.  Sejm  uchwalił,  ażeby  wy- 
bory do  Sejmu  wileńskiego,  jako  zgromadzenia  przed- 
stawicieli ziemi  wileńskiej,  rozszerzyć  na  zajęte  już 
przez  wojsko  polskie  obszary  powiatu  lidzkiego  po 


252 


prawej  stronie  Niemna  i  na  powiat  bracławski.  Wybory 
te  odbyły  się  dnia  9  stycznia  1922  r. 

W  dniu  13  stycznia  tegoż  roku  delegacja  Litwy 
kowieńskiej  przedłożyła  Radzie  Ligi  narodów  w  Ge- 
newie memorjał,  domagający  się  utrzymania  Komisji 
kontrolującej  i  strefy  neutralnej,  ustanowienia  wyso- 
kiego komisarza  Ligi  na  terenie  Wileńszczyzny,  wreszcie 
oddania  całej  sprawy  do  rozstrzygnięcia  trybunałowi 
międzynarodowemu  albo  arbitrażowi,  oraz  potępienia 
Sejmu  wileńskiego.  Rada  Ligi  narodów  przeszła  nad 
tym  memorjałem  do  porządku  dziennego,  uchwalając 
odwołać  Komisję  kontrolującą  i  znieść  strefę  neutralną, 
wspomniała  o  dotrzymaniu  zobowiązań  w  sprawie  mniej- 
szości narodowych.  Przyjmując  do  wiadomości  protest 
Litwy  przeciw  akcji  wileńskiej,  oznajmiła  wreszcie,  że 
nie  może  uznać  załatwienia  sporu,  przekazanego  jej 
przez  jednego  z  jej  członków,  które  byłoby  dokonane 
poza  ramami  jej  zleceń  i  bez  zgody  obu  stron  zain- 
teresowanych. Stwierdziła  jednak,  że  procedura  sprawy 
sporu  polsko-litewskiego  została  przez  Ligę  narodów 
zakończona,  i  tern  samem  dalszej  akcji  polskiej  Liga 
nie  czyniła  już  przeszkód. 

Dnia  27  stycznia  Rząd  kowieński  przesłał  Rządowi 
polskiemu  uroczysty  protest  przeciw  wyborom  na  ziemi 
wileńskiej,  w  których  ludność  litewska,  białoruska  i  ży- 
dowska nie  wzięły  udziału,  i  uznał  je  za  nieważne,  co 
z  całą  stanowczością  odparł  nasz  minister  Skirmunt. 
Dnia  20  lutego  Rząd  kowieński  zaproponował  znowu 
Polsce  oddanie  trybunałowi  międzynarodowemu  faktu 
zerwania  przez  Polskę  zobowiązań  przyjętych  w  Su- 
wałkach 1920  r.  i  przyznania  za  to  Litwie  odszkodowa- 
nia. Otrzymał  odpowiedź,  że  linja  demarkacyjna  z  dnia 
7  października  zmieniona  została  przez  zgodzenie  się 


253 


na  nową  linję  demarkacyjną  dnia  29  listopada.  Podep- 
tanie najelementarniej szych  zasad  prawa  międzynaro- 
dowego nastąpiło  przez  to,  źe  Rząd  kowieński,  będąc 
w  stanie  pokoju  z  Polską,  podczas  wojny  jej  z  Rosją 
sowiecką  zawarł  układ  z  Rosją  i  z  jej  pomocą  zajął 
ziemię  wileńską. 

Dnia  20  lutego  1922  r.  Sejm  wileński,  odrzucając 
wszelkie  pretensje  rosyjskie  czy  litewskie,  uchwalił,  źe 
ziemia  wileńska  stanowi  bez  warunków  i  zastrzeżeń 
nierozdzielną  część  Rzeczypospolitej  polskiej,  że  Rzecz- 
pospolita polska  posiada  pełne  i  wyłączne  prawo 
zwierzchności  państwowej  nad  ziemią  wileńską,  źe 
właściwe  władze  Rzeczypospolitej  polskiej  posiadają  je- 
dyne i  właściwe  prawo  stanowienia  o  ustawach  i  urzą- 
dzeniach ziemi  wileńskiej  zgodnie  z  Konstytucją  Rze- 
czypospolitej polskiej  z  dnia  17  marca  1921  r.  Koń- 
czyło uchwałę  wezwanie  Sejmu  i  Rządu  Rzeczypospo- 
litej polskiej  do  natychmiastowego  wykonywania  praw 
i  obowiązków,  wypływających  z  tytułu  przynależności 
ziemi  wileńskiej  do  Rzeczypospolitej  polskiej. 

W  trzy  dni  później  Sejm  wileński  uchwalił  dodat- 
kowo: „1)  Zwrócić  się  do  Rządu  Rzeczypospolitej 
polskiej  o  natychmiastowe  wyznaczenie  pełnomocnika 
dla  przejęcia  zarządu  kraju  od  tymczasowej  Komisji 
rządzącej.  Sejm  stwierdził  przytem,  że  ludność  ziemi 
wileńskiej  pragnie  korzystać  jedynie  z  takiego  ustroju 
administracyjnego,  jaki  będzie  dany  innym  jednostkom 
administracyjnym  w  ramach  ogólnej  ustawy  konstytu- 
cyjnej Rzeczypospolitej  polskiej.  2)  Dla  przedłożenia 
uchwały  Sejmu  we  Wilnie  Sejmowi  i  Rządowi  Rzeczy- 
pospolitej polskiej  oraz  dokonania  formalnych  czyn- 
ności związanych  z  objęciem  władzy  przez  Rząd  Rze- 
czypospolitej polskiej  nad  ziemią  wileńską,  a  wynika- 


254 


jących  z  uchwał  Sejmu  we  Wilnie,  wybrać  delegację 
w  składzie  dwudziestu  osób  oraz  równej  ilości  zastępców. 
Sejm  upoważnia  delegację  w  razie  zgody  Sejmu  usta- 
wodawczego Rzeczypospolitej  polskiej  do  wstąpienia 
w  jego  skład  w  charakterze  posłów  ziemi  wileńskiej 
do  czasu  przeprowadzenia  na  tym  terenie  wyborów  do 
Sejmu  Rzeczypospolitej  polskiej.  Sejm  wileński  in  cor- 
pore  udaje  się  dnia  2  marca  do  Warszawy." 

Uchwałę  tę  Sejmu  wileńskiego  poprzedziła  zasad- 
nicza dyskusja,  czy  dla  ziemi  wileńskiej  żądać  auto- 
nomji?  Gdy  przyszło  do  głosowania,  większość,  którą 
zapadły  uchwały,  wynosiła  96  głosów,  a  6  posłów  wstrzy- 
mało się  od  głosowania. 

Konstytucja  Rzeczypospolitej  zapewniała  każdemu 
województwu  samorząd  i  autonomję  ustawodawczą, 
i  narodowa  demokracja,  pod  której  wpływem  uchwały 
wileńskie  zapadły,  sądziła,  że  ziemia  wileńska  tern 
się  zadowolić  powinna.  Inaczej  sądził  o  tern  Rząd 
polski,  który,  chcąc  usunąć  Ligę  narodów  od  inter- 
wencji w  sprawie  wileńskiej,  dawał  mocarstwom  za- 
pewnienie, że  Polska,  przyłączając  ziemię  wileńską, 
udzieli  jej  autonomji,  sięgającej  oczywiście  dalej,  niż 
ogólna  wojewódzka,  w  interesie  głównie  Białorusinów. 
Konstytucja  nie  stała  temu  w  drodze,  nie  orzekała 
bowiem,  że  samorząd  i  autonomja  mają  być  jednakowe 
we  wszystkich  województwach.  Dlatego  Rząd,  mając 
zawrzeć  z  delegacją  Sejmu  wileńskiego  akt  złączenia, 
zaproponował  w  nim  osobny  ustęp:  „Sejm  Rzeczypo- 
spolitej polskiej  uchwali  Statut  ziemi  wileńskiej".  Pro- 
pozycja ta  wywołała  burzę  ze  strony  narodowej  demo- 
kracji, tak  w  delegacji  litewskiej,  jak  i  w  Sejmie  polskim. 
Dnia  3  marca  tylko  dziesięciu  delegatów  podpisało  akt 
przedłożony  przez  Rząd,  drugich  dziesięciu  pod  wpły- 


255 


wem  narodowej  demokracji  odmówiło  podpisu.  Wra- 
żenie, jakie  fakt  ten  wywołał  w  kraju  i  zagranicą,  było 
fatalne.  Gorszem  jeszcze  było,  że  rokowania  o  jakieś 
wyjście  kompromisowe  przewlekały  się  i  nie  odnosiły 
skutku.  Zmiany  proponowane  odbierały  postanowieniu 
znaczenie  polityczne,  jakiego  pragnął  Rząd  dla  zagra- 
nicy. Wszelkie  przedstawienia  Rządu,  że  zmiany  tego 
rodzaju  narażą  Polskę  na  odmowę  zatwierdzenia  aktu 
ze  strony  mocarstw,  nie  odnosiły  skutku  wobec  naro- 
dowej demokracji,  która  od  zasady  jednolitości  ustroju 
państwowego  odstąpić  nie  chciała.  Zaczęły  się  demon- 
stracje w  Warszawie  i  Wilnie.  Narodowo- demokratyczna 
w  Warszawie  połączona  była  z  nabożeństwem  i  kaza- 
niem politycznem  arcybiskupa  Teodorowicza.  Rządy 
mocarstw  posunęły  się  do  kroku  bardzo  dla  Polski 
przykrego. 

Dnia  7  marca  zjawili  się  u  ministra  spraw  zagra- 
nicznych posłowie  włoski,  francuski  i  angielski,  aby 
w  imieniu  swoich  rządów  przestrzec  Rząd  polski,  że 
zatwierdzenie  przez  Sejm  Rzeczypospolitej  prostej  ane- 
ksji  ziemi  wileńskiej  wywołałoby  najgorsze  wrażenie. 
Wiadomość  o  tej  demarche  posłowie  narodowo- demo- 
kratyczni w  Sejmie  przyjęli  wybuchami  śmiechu,  Poni- 
kowski wniósł  jednak  dymisję  gabinetu  i  sprawa  przy- 
łączenia ziemi  wileńskiej  skomplikowała  się  z  trudnością 
utworzenia  nowego  Rządu,  i  to  w  chwili,  kiedy  miał 
się  odbyć  zjazd  Państw  w  Genui  i  Polska  miała  w  nim 
uczestniczyć.  Wobec  tego  narodowa  demokracja  dała  za 
wygraną,  Ponikowski  utworzył  nowy  gabinet  ze  Skir- 
muntem,  a  ci  delegaci  litewscy,  którzy  przedtem  od- 
mówili podpisu,  położyli  go  dnia  22  marca  na  akcie, 
z  dodatkiem,  który  nie  miał  praktycznego  znaczenia, 
że  podpisują  w  przekonaniu,  iż  Sejm  ustawodawczy 


256 


ustali  Statut  ziemi  wileńskiej  zgodnie  z  wolą  ludności 
tej  ziemi,  wyrażonej  w  uchwale  Sejmu  wileńskiego. 

Dnia  26  marca  1922  r.  odbyło  się  uroczyste  posie- 
dzenie Sejmu,  na  którem  akt  złączenia  i  rezolucje 
proponowane  przez  Rząd  przyjęto  jednomyślnie.  Tak 
zakończył  się  akt  połączenia  ziemi  wileńskiej  z  Polską. 
Marszałek  Sejmu  Trąmpczyński  wygłosił  mowę  pod- 
niosłą, nawiązując  do  słów  Zygmunta  Augusta  i  przy- 
pominając stuletnią  męczeńską  epokę  Litwy  porozbio- 
rowej.  Z  wielkiej  myśli  odnowienia  unji  z  Litwą  histo- 
ryczną ostało  się  tylko  przyłączenie  małej  Litwy 
środkowej;  z  zapowiedzianej  federacji  dwóch  państw 
została  zapowiedź  Statutu  ziemi  wileńskiej,  na  której 
straży  stanęła  narodowa  demokracja,  aby  przeszkodzić 
jej  spełnieniu.  Przy  rezolucji  o  Statucie  ziemi  wileńskiej 
zaproponowała  dodatek,  „ażeby  był  zgodnym  z  wolą 
ludności  ziemi  wileńskiej".  Witos  zaproponował  drugi 
dodatek:  „i  zgodny  z  interesem  Rzeczypospolitej",  co 
wnioskowi  odbierało  wszelkie  ostrze  i  umożliwiało 
jednomyślne  jego  przez  Sejm  przyjęcie. 

Rząd  jednak,  osiągnąwszy  zwycięstwo,  osiadł  na  lau- 
rach i  nie  spieszył  się  z  przedłożeniem  Sejmowi  Statutu 
ziemi  wileńskiej.  Ustawa  z  dnia  6  kwietnia  1922  r. 
o  objęciu  władzy  państwowej  nad  ziemią  wileńską  usta- 
nowiła w  niej  delegata  Rządu  z  prawami  służącemi 
wojewodzie.  Wcielono  do  jej  obszaru  trzy  powiaty 
z  gubernji  grodzieńskiej. 

Przedtem  jeszcze,  uprzedzając  rozstrzygnięcie  sprawy 
wileńskiej,  z  reszty  ziem  przypadłych  Polsce  na  mocy 
pokoju  ryskiego  utworzono  trzy  województwa:  nowo- 
gródzkie, poleskie  i  wołyńskie,  nie  przyznając  im  bez 
względu  na  ich  ludność  narodowo  mieszaną  —  żadnej 
odrębności.   


257 


Pozostała  sprawa  Galicji  wschodniej,  która  utwo- 
rzeniem czterech  województw  nie  dała  się  załatwić. 
Rosja  w  pokoju  ryskim  odstąpiła  od  swoich  do  niej 
roszczeń,  ale  przyznanie  jej  Polsce  mogło  nastąpić  tylko 
przez  Koalicję. 

Jak  w  doborze  ministrów  spraw  wewnętrznych,  tak 
samo  w  doborze  ministrów  spraw  zewnętrznych  nie 
miała  Polska  szczęścia.  Prawda,  źe  od  teki  spraw  we- 
wnętrznych wykluczano  prawników,  a  od  teki  spraw 
zagranicznych  dyplomatów,  jacy  istnieli,  zapewne  dla 
ich  rzekomego  austrofilstwa.  Eustachy  Sapieha  okazał 
taką  nieudolność,  źe  Komisja  sejmowa  dla  spraw  zagra- 
nicznych dnia  12  maja  1921  r.  uchwaliła  mu  formalne 
votum  nieufności  i  wywołała  nagłe  jego  ustąpienie. 
Następca  jego,  Skirmunt,  pragnął  złe  naprawić,  żąda- 
niom naszych  przeciwników  stawić  czoło  i  uznanie 
granic  wschodnich  u  Koalicji  uzyskać.  Udał  się  z  tern 
osobiście  na  Konferencję  zwołaną  do  Genui,  ale,  wró- 
ciwszy z  niej,  musiał  w  Sejmie  dnia  31  maja  1922  r. 
oświadczyć,  że  „sprawa  ta  mimo  usilnych  próśb  nie 
była  w  jakiejkolwiek  formie  traktowana  na  Konferencji". 
Dodał  przy  tern,  źe  „z  chwilą  uznania  suwerenności 
Polski  przez  porozumienie  głównych  mocarstw  sprzy- 
mierzonych, Rząd  nie  omieszka  przedstawić  Sejmowi 
projektu  prawa,  któreby  zapewniało  głównym  narodo- 
wościom zamieszkującym  te  dzielnice  pozyskania  w  ra- 
mach samorządu  najszerszych  swobód  zgodnych  z  roz- 
wojem tych  narodowości  i  potrzebami  państwa".  Jeżeli 
w  rokowaniach  z  mocarstwami  nic  więcej  prócz  tej  obie- 
tnicy nie  mógł  im  przedstawić,  to  dziwić  się  nie  można, 
że  nic  nie  osiągnął.  Rozumiał  zapewne,  że  trzeba  mo- 
carstwom przedstawić  fakt  nadania  autonomji  wschodniej 
Galicji,  ale  ani  on,  ani  gabinet  Ponikowskiego,  w  któ- 

Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego  17 


258 


rym  zasiadał,  nie  miał  odwagi  wystąpić  przed  Sejmem 
z  tym  projektem,  obawiając  się,  źe  Sejm  pod  wpływem 
narodowej  demokracji  i  miasta  Lwowa  stawi  mu  sta- 
nowczy opór. 

Tymczasem  nieszczęśliwy  ten  kraj  nie  mógł  przyjść 
do  spokoju.  Wojna  Polski  z  Sowietami  wciągnęła  go 
w  wir  wypadków  wojennych,  na  jego  obszarze  Piłsudski 
dopomógł  atamanowi  Petlurze  do  zorganizowania  wojska 
ukraińskiego  i  zawarł  z  nim  układ  o  utworzenie  pań- 
stwa ukraińskiego  poza  Zbruczem  i  wspólną  walkę  ze 
Sowietami.  Petlura  w  kwietniu  1920  r.  wziął  udział 
w  pochodzie  wojsk  polskich  na  Kijów,  a  gdy  szczęście 
wojenne  się  odwróciło,  dnia  19  lipca  tegoż  roku  zwołał 
oficerów  swoich  do  Borszczowa  i  tam  wydał  do  ludności 
ukraińskiej  w  Galicji  wezwanie  o  zasilenie  jego  sze- 
regów dla  obrony  Hałyczyny  i  Ukrainy,  których  los 
się  rozstrzyga.  Los  ten  rozstrzygnął  się  istotnie.  Pokój 
ryski  pozostawił  Galicję  i  część  Wołynia  przy  Polsce, 
ale  pogrzebał  nadzieje  o  samodzielnej  Ukrainie.  Petlura 
starał  się  jeszcze  utrzymać  na  Podolu,  tak,  źe  Rząd 
Sowietów  dnia  1  grudnia  skarżył  się  przed  Rządem 
polskim,  że  go  popiera  i  utrzymuje.  Wkońcu  Petlura 
z  wojskiem  swojem  musiał  się  cofnąć  do  Galicji.  W  pre- 
liminarjach  pokoju  ryskiego  umieszczono,  że  Polska 
i  Rosja  zobowiązują  się  nie  popierać  cudzych  działań 
wojennych  po  drugiej  stronie,  wskutek  tego  Polska 
musiała  rozbroić,  a  po  części  internować  oddziały  wojska 
ukraińskiego  Petlury.  W  najprzykrzejszem  położeniu 
znaleźli  się  ci  Rusini  w  Galicji,  którzy  starali  się  trzy- 
mać z  Polakami  i  w  polityce  polskiej  popierającej 
rozwój  narodowy  Rusinów  brali  udział.  Natomiast 
wszystkie  żywioły  szowinistyczne  rusko  ukraińskie,  uwa- 
żając okupację  Galicji  wschodniej  przez  Polaków  tylko 


259 


za  stan  chwilowy,  wystąpiły  do  jaskrawej  z  Polską 
i  ludnością  polską  walki,  dążąc  do  wywołania  nowej 
krwawej  wojny  domowej.  Kierowali  tą  akcją  dawni 
posłowie  ruscy  z  Galicji  do  Sejmu  galicyjskiego  i  do 
wiedeńskiej  Rady  państwa  pod  wodzą  Petruszewicza, 
osiadłszy  w  Wiedniu  i  ogłosiwszy  się  za  „Rząd 
ukraiński".  Znajdowali  pieniądze  i  poparcie,  najwięcej 
u  Czechów,  którzy  utworzyli  w  Pradze  uniwersytet  dla 
młodzieży  ruskiej  i  popierali  ją  stypendjami.  Rząd  ten 
ukraiński,  chociaż  oficjalnie  nie  uznany,  prowadził  ru- 
chliwą propagandę  zagranicą,  i  przemawiając  w  imieniu 
„uciśnionego  przez  Polaków  narodu  ukraińskiego  w  Ga- 
licji", znajdował  zawsze  kogoś,  kto  się  zanim  zwłasz- 
cza w  Lidze  narodów  ujmował.  Kanadyjczyk  Doharty 
interpelował  tam  o  wydanie  Statutu  dla  Galicji  wschod- 
niej i  delegat  polski  Askenazy  z  trudem  uzyskał,  źe 
Liga,  zamiast  powziąć  uchwałę  niemiłą  dla  Polski,  ode- 
słała rzecz  do  Konferencji  ambasadorów. 


Na  tle  tych  stosunków  przyszło  do  gwałtownego 
starcia  pomiędzy  Naczelnikiem  państwa  a  gabinetem 
Ponikowskiego.  Piłsudski  w  ostrych  słowach  wyra- 
ził gabinetowi  swoje  niezadowolenie,  a  gabinet  dnia 
2  czerwca  1922  r.  podał  się  do  dymisji.  Tak  rozpo- 
częło się  przesilenie  gabinetowe,  a  zarazem  prezydjalne, 
które  dopiero  po  dwóch  miesiącach,  dnia  31  lipca, 
przez  utworzenie  gabinetu  Nowaka  dobiegło  do  końca. 

Dnia  6  czerwca  Piłsudski  przyjął  dymisję  gabinetu 
Ponikowskiego.  Za  nim  dnia  10  czerwca  oświadczył 
się  konwent  senjorów  Sejmu,  który  dnia  18,  po  wiel- 
kich rozprawach  z  Piłsudskim,  desygnuje  na  prezesa 
gabinetu  Przanowskiego.  Ten  napotyka  na  opozycję 

17* 


260 


u  ludowców  i  zrzeka  się  tworzenia  gabinetu.  Dnia 
28  czerwca  Naczelnik  państwa  powierza  misję  tę  socja- 
liście Śliwińskiemu.  Ten  tworzy  Rząd  dnia  5  lipca, 
wygłasza  w  Sejmie  swój  program,  i  dnia  7  otrzymuje 
201  przeciw  195  głosów  votum  nieufności  i  ustępuje. 
Dnia  14  lipca  Komisja  sejmowa  desygnuje  zasłużonego 
w  sprawie  śląskiej  Korfantego  219  głosami  przeciw  206 
na  prezesa  gabinetu.  Naczelnik  państwa  dnia  19  od- 
mawia. Przychodzi  do  wniosku  o  votum  nieufności  dla 
Piłsudskiego  jako  Naczelnika  państwa.  Dnia  27  lipca 
wniosek  ten  upada  205  głosami  przeciw  187.  Po  tylu 
przejściach  Naczelnik  państwa  godzi  się  wreszcie  na 
kandydaturę  Juljana  Nowaka,  za  którym  na  Komisji 
sejmowej  oświadczyło  się  240  głosów  przeciw  184, 
i  dnia  31  lipca  gabinet  przez  niego  utworzony  przy- 
chodzi do  skutku. 

Upór  Piłsudskiego  za  powierzeniem  rządów  socja- 
liście, który  miał  być  jego  narzędziem  wbrew  większości 
Sejmu,  nie  dał  się  usprawiedliwić,  ale  i  druga  strona, 
idąca  pod  wodzą  narodowej  demokracji,  nie  była  bez 
winy.  Niedługo  odbyć  się  miały  nowe  wybory  do  Sejmu. 
Piłsudski  jako  kandydat  na  prezydenta  nie  miał  kontr- 
kandydata, któregoby  na  serjo  przeciwstawić  mu  było 
można.  Rządy  jego  groziły  zatem  na  dalsze  lat  siedem. 
Ci,  którzy  mu  byli  przeciwni,  skorzystali  więc  ze  spo- 
sobności, ażeby  go  skompromitować  i  kandydaturę  jego 
usunąć.  Piłsudski  przed  walką  tą  się  nie  cofnął,  a  na- 
wet ją  prowokował. 

Nim  jeszcze  przyszło  do  tego,  Sejm  dnia  18  maja 
1921  r.  uchwalił  ustawę  sprzeczną  z  uchwaloną  przed 
dwoma  miesiącami  Konstytucją.  Ta  orzekała,  że  obo- 
wiązuje z  dniem  jej  ogłoszenia,  a  więc  z  dniem  17  marca, 
z  tym  więc  dniem  przestała  obowiązywać  Mała  Kon- 


261 


stytucja  z  dnia  20  lutego  1919  r.  i  stosunek  Sejmu  do 
Prezydenta  Naczelnika  regulował  się  według  przepisów 
nowej  Konstytucji.  Sejm  jednak  —  pod  pozorem,  że 
stosunek  istniejącej  dotychczas  władzy  najwyższej  do 
przepisów  tej  Konstytucji  nie  jest  zupełnie  jasny  — 
dnia  18  maja  postanowił,  że  sprawuje  swą  władzę 
w  dotychczasowym  zakresie  aż  do  chwili  ukonstytuo- 
wania się  władzy  ustawodawczej  na  zasadach  ustawy 
konstytucyjnej  z  dnia  17  marca,  i  że  prawa  i  obowiązki 
obecnego  Naczelnika  państwa,  określone  w  uchwale 
z  dnia  20  lutego  1919  r,  trwają  do  chwili  objęcia 
urzędu  przez  Prezydenta  Rzeczypospolitej,  wybranego 
na  podstawie  ustawy  konstytucyjnej.  Szło  tu  przede- 
wszystkiem  o  postanowienie  Małej  Konstytucji,  że  Na- 
czelnik państwa  powołuje  Rzad  w  pełnym  składzie 
„na  podstawie  porozumienia  ze  Sejmem",  co  Konsty- 
tucja z  dnia  17  marca  opuściłac  Dotychczas  porozu- 
mienie przychodziło  do  skutku  w  ten  sposób,  że  mar- 
szałek Sejmu  pośredniczył  między  stronnictwami  a  Na- 
czelnikiem państwa,  a  zdanie  Sejmu  badał  głównie 
przez  wysłuchanie  Konwentu  senjorów.  Ważną  tę  rolę 
spełniał  marszałek  Trąmpczyński  zwykle  w  ten  sposób, 
że  usuwał  kandydatów  wybitnych,  którzyby  dlatego 
właśnie  czyto  jakiemu  stronnictwu,  czy  Naczelnikowi 
państwa  miłymi  nie  byli.  Nie  wychodziła  na  tem  do- 
brze sprawa  publiczna.  Tym  razem,  wobec  jawnej  walki 
między  Naczelnikiem  państwa  a  połową  Sejmu,  metoda 
ta  zawiodła.  Zaczęły  się  przewlekłe  targi,  jak  należy 
rozumieć  postanowienie  Małej  Konstytucji,  poruszano 
pytanie,  kto  ma  desygnować,  t.  j.  proponować  mini- 
strów, a  Sejm,  postawiony  przez  Piłsudskiego  przed 
tem  pytaniem,  dnia  16  czerwca  uchwala,  że  inicjatywa 
w  wyznaczeniu  premjera  należy  „z  reguły"  do  Naczel- 


262 


nika  państwa,  jeżeli  jednak  Naczelnik  wstrzymuje  się 
od  propozycji  lub  Sejm  na  jego  propozycję  się  nie 
godzi,  to  Sejm  lub  organ  przez  niego  ustanowiony 
desygnuje  premjera.  Nie  dodał  Sejm,  co  się  dzieje, 
jeżeli  Naczelnik  państwa  desygnacji  tej  nie  uwzględni, 
a  natomiast  orzekł,  że  Rząd  powołany,  t.  j.  mianowany 
przez  Naczelnika  państwa,  staje  przed  Sejmem  celem 
uzyskania  jego  votum  zaufania.  Organem,  o  którym 
w  tej  uchwale  mowa,  miała  być  osobna  komisja,  wy- 
brana przez  Sejm.  Żadna  jednak  interpretacja  nie  wy- 
starczyła do  utworzenia  Rządu  —  który  mógł  przyjść 
do  skutku  tylko  za  porozumieniem,  —  dopóki  żadna 
ze  stron  porozumieć  się  nie  chciała  i  każdą  wolę  swoją 
drugiej  pragnęła  narzucić.  Przyszedł  Rząd  do  skutku, 
gdy  zgodzono  się  z  obu  stron  na  Nowaka. 

Dwumiesięczne  te  targi,  bezpośrednie  rokowania 
Naczelnika  państwa  z  Konwentem  senjorów  i  ze  stron- 
nictwami, rabulistyczne  wykładnie  przepisów  Konsty- 
tucji kompromitowały  zarówno  Naczelnika  państwa 
jako  też  Sejm  w  opinji  publicznej,  w  kraju  i  zagranicą. 
Polska  uchodziła  za  państwo,  w  którem  mimo  uchwa- 
lenia Konstytucji  władze  naczelne  nie  doszły  do  równo- 
wagi, nie  ustalił  się  żaden  kierunek  polityki,  i  które 
zarówno  w  sprawach  swoich  wewnętrznych,  jako  też 
w  sprawach  zewnętrznych  nie  wie  samo,  czego  chce. 
W  targach  tych  przegrał  ostatecznie  Piłsudski,  bo  cho- 
ciaż votum  nieufności  niewielu  głosami  go  ominęło, 
przecież  swojego  kandydata  na  premjera  i  swojej  wykładni 
Konstytucji  nie  przeprowadził.  Wyciągnął  z  tego  kon- 
sekwencję, i  kiedy  przyszło  do  wyboru  Prezydenta 
Rzeczypospolitej,  zrzekł  się  stanowczo  kandydatury. 
Uzasadniał  to  obszernie  tern,  że  Konstytucja  nie  da- 
wałaby mu  takiej  władzy,  jakiej  pragnął.  Zapomniał,  że 


263 


popieraniem  jednego,  nie  największego,  stronnictwa 
utrudniał  sobie  zadanie,  a  przez  to  pożądanemu  roz- 
szerzeniu władzy  Prezydenta  w  Konstytucji  z  dnia 
17  marca  przeszkodził. 


Wyszedł  ze  sporów  jako  prezes  Rządu  Juljan  Nowak, 
który  w  walkę  stronnictw,  prawicy  i  lewicy,  zaangażo- 
wany nie  był  i  dawał  rękojmię,  że  przy  wyborach  do 
Sejmu  bezstronnie  się  zachowa.  A  jednak  Nowak  wśród 
przygotowań  do  wyborów  znalazł  odwagę  do  rozwią- 
zania drażliwej  sprawy,  przed  którą  cofały  się  rządy 
poprzednie:  autonomji  Galicji  wschodniej.  Nalegał  na 
to  delegat  do  Ligi  narodów  Askenazy,  przestrzegając 
przed  tern,  że  Liga  narodów  lada  dzień  wypowie  się 
w  tej  sprawie  przeciw  Polsce,  a  wziął  sprawę  w  swoje 
ręce  nowy  minister  spraw  zagranicznych  Narutowicz, 
który,  dzięki  długoletniemu  swemu  pobytowi  i  pracy 
zagranicą,  w  opinjach  i  dążeniach  demokratycznych  spo- 
łeczeństw zachodnich  lepiej  się  orjentował,  niż  jego 
poprzednicy.  Społeczeństwo  polskie  we  Lwowie  i  w  Ga- 
licji wschodniej  zaczęło  też  rozumieć,  że  tak,  jak  do- 
tychczas, dalej  iść  nie  może,  i  że  dla  przyznania  Polsce 
tego  kraju  trzeba  ponieść  pewne  ofiary.  W  Sejmie 
pojawiały  się  wnioski  socjalistów  i  Klubu  pracy  kon- 
stytucyjnej o  przyśpieszenie  sprawy.  Skorzystał  z  tego 
Rząd,  postanowił  zbadać  sprawę  autonomji  w  drodze 
Ankiety  i  powołał  do  niej  oprócz  reprezentantów  lud- 
ności polskiej  ze  Lwowa  kilku  prawników,  którzy  się 
sprawą  tą  zajmowali.  Ankieta,  zwołana  dnia  10  sierpnia, 
zajęła  się  zbadaniem,  czy  projekt  autonomji  narzucony 
Polsce  przez  Koalicję  nie  dałby  się  tak  przerobić,  aby 
utracił  niebezpieczne  ostrze  i  przez  Sejm  mógł  być 


264 


uchwalony.  Projekt  ten,  jak  o  tern  mówiliśmy  po- 
przednio, przyznając  szeroką  władzę  ustawodawczą 
Sejmowi  galicyjskiemu,  wychodzącemu  z  powszechnych 
wyborów,  zapewniał  w  nim  tern  samem  większość  Ru- 
sinom i  władzy  ich  poddawał  bezwzględnie  ludność 
polską.  Ankieta  znalazła  na  to  sposób.  Zaproponowała 
podział  Sejmu  galicyjskiego  na  dwie  kurje  narodowe, 
polską  i  ruską.  W  skład  kuryj  mieli  wchodzić  posłowie, 
wybierani  osobno  (na  podstawie  katastru)  przez  ludność 
polską  i  przez  ludność  ruską.  Każda  kurja  obradować 
miała  osobno  i  uchwalać  osobny  budżet  wydatków 
i  dochodów  dla  swojej  narodowości,  osobno  też  na- 
kładać podatki.  W  sprawach  wspólnych  zgoda  obu 
kuryj  była  wymagana.  Namiętne  walki  wyborcze  i  ma- 
joryzowanie  jednej  narodowości  przez  drugą  były  przez 
to  wykluczone.  Niebezpieczeństwo  wybujania  politycz- 
nego autonomji  uchylała  Ankieta  przez  to,  że  nie  two- 
rzyła osobnej  prowincji  Galicji  wschodniej,  czego  żą- 
dała Koalicja,  lecz  uznając,  że  już  istnieją  w  Galicji 
trzy  województwa  narodowo  mieszane,  lwowskie,  tar- 
nopolskie i  stanisławowskie,  każdemu  z  nich  przyznała 
autonomję  i  Sejmik  wojewódzki. 

Projekt,  wniesiony  przez  Rząd  do  Sejmu  jako  przed- 
łożenie rządowe,  nie  wywołał  stanowczej  opozycji.  Licząc 
się  z  tem,  że  bez  uchwalenia  autonomji  przez  Sejm 
o  przyznaniu  Galicji  wschodniej  Polsce  niema  mowy, 
nawet  narodowa  demokracja  przyjęła  projekt,  ale  uczy- 
niła w  nim  zmianę.  Projekt  przyznawał  autonomję 
osobną  trzem  województwom,  co  sprzeciwiało  się  za- 
sadzie narodowo  -  demokratycznej  jednolitości  ustroju 
państwa.  Głąbiński  wyjął  więc  z  projektu  Ankiety  ośm 
postanowień  i  postawił  je  w  rozdziale  pierwszym  jako 
postanowienia  ogólne,  które  miały  być  zastosowane 


265 


do  całego  państwa,  a  w  drugiej  części  umieścił  resztę 
przepisów  jako  postanowienia  szczegółowe,  odnoszące 
się  do  owych  trzech  województw.  Zasada  jednolitości 
była  pozornie  uratowana,  coprawda  kosztem  przyznania 
wszystkim  województwom  autonomji  szerszej,  niż  tego 
wymagały  stosunki  w  województwach  czysto  polskich. 

Ankieta  projektowała,  że  uchwały  trzech  Sejmików 
muszą  uwzględniać  postanowienia  Konstytucji  Rzeczy- 
pospolitej polskiej,  oraz  tych  ustaw,  które  w  niej  są 
powołane  i  które  ją  uzupełniają.  Co  się  zaś  tyczy 
uwzględniania  przez  Sejmiki  innych  ustaw  państwa, 
projekt  Ankiety  rozróżniał  takie  sprawy,  w  których 
Sejmik  trzymać  się  miał  także  granic  wytkniętych  w  tych 
sprawach  przez  ustawy  państwowe  (a  to  sprawy  wyznań, 
dobroczynności  publicznej,  hygjeny,  poparcia  przemysłu 
i  handlu),  od  reszty  spraw  przyznanych  autonomji, 
w  których  Sejmik  ustawami  takiemi  nie  jest  związany. 
Autonomja  przyznana  przez  projekt  Sejmikom  była 
więc  szeroka  i  rzeczywista.  Głąbiński,  zmieniając  pro- 
jekt Ankiety,  umieścił  postanowienie,  że  Sejmiki  woje- 
wódzkie mają  prawo  uchwalać  ustawy  w  granicach  po- 
stanowień ustawy  konstytucyjnej  oraz  ustaw  państwo- 
wych, a  więc  we  wszystkich  sprawach.  Ustawodawstwo 
sejmikowe,  czyli  autonomja  województw,  w  żadnych 
sprawach  nie  była  więc  pełną,  lecz  zależała  od  tego, 
czy  Sejm,  uchwalając  ustawy,  ograniczać  się  będzie 
tylko  do  ogólnych  zasad,  a  szczegóły  pozostawi  Sej- 
mikom, czy  też  uchwali  szczegóły,  tak  że  Sejmikom 
nic  nie  pozostawi. 

W  dniu  26  września  1922  Sejm  znaczną  większością 
uchwalił  projekt  Głąbińskiego  przedstawiony  przez  Ko- 
misję. Ustawa  otrzymała  tytuł:  „O  zasadach  powszech- 
nego samorządu  wojewódzkiego,  a  w  szczególności  wo- 


266 


jewództwa  lwowskiego,  tarnopolskiego  i  stanisławow- 
skiego" i  orzekała,  że  samorząd  pomienionych  woje- 
wództw zostanie  wprowadzony  w  życie  najpóźniej  w  dwa 
lata  po  uchwaleniu  ustawy  i  że  w  tym  czasie  przystąpi 
Rząd  do  założenia  uniwersytetu  ruskiego. 

Minister  spraw  zagranicznych  mógł  w  każdym  razie 
wykazać  przed  Koalicją,  że  Polska  przyrzekła  wydać 
Statut  dla  ziemi  wileńskiej  i  że  uchwaliła  organizację 
autonomiczną  trzech  województw  obejmujących  Galicję 
wschodnią,  i  na  tej  podstawie  domagać  się  od  mocarstw 
uznania  granicy  wschodniej,  obejmującej  także  Galicję. 
Zrozumiał  to  zaraz  rząd  Petruszewicza  i  za  jego  wpły- 
wem odbył  się  we  Lwowie  zjazd  „szerszego  Narodo- 
wego Komitetu"  ukraińskiego,  który  zaprotestował  prze- 
ciw autonomji  województw  uchwalonej  przez  Sejm, 
a  poparł  protest  zakazem  wzięcia  udziału  w  rozpisa- 
nych wyborach  do  Sejmu  polskiego.  Zakaz  udziału 
w  wyborach  przeprowadzono  zapomocą  terroru,  mor- 
dując kandydatów,  którzy  się  zgłosili,  jako  zdrajców 
sprawy  narodowej.  Równocześnie  małe  bojówki  prze- 
biegały kraj,  paląc,  gdzie  się  dało,  dwory,  stogi  i  bu- 
dynki gospodarcze  wielkich  właścicieli  Polaków  oraz 
włościan  polskich,  którzy  przesiedlili  się  z  zachodniej 
Galicji  do  wschodniej.  Rozstrzygnięcie  sprawy  Galicji 
wschodniej  stało  się  sprawą  już  wprost  piekącą.  Zanim 
jednak  do  tego  przyszło,  zaszły  wypadki,  które  wstrząs- 
nęły do  głębi  bytem  Polski. 


Nowe  wybory,  wyznaczone  do  Sejmu  na  dzień  5, 
a  do  Senatu  na  dzień  10  listopada,  odbyły  się  mimo 
wielkiego  roznamiętnienia  stronnictw  legalnie  i  spo- 
kojnie, ale  wynik  ich  wypadł  całkiem  niespodzianie. 


267 


Ponieważ  głosowano  na  numery  list,  a  liczba  gło- 
sów, które  padły  na  listę,  rozstrzygała  o  liczbie  posłów 
z  niej  wybranych,  przeto  kandydaci,  którzy  na  listy 
wielkich  demagogicznych  stronnictw  się  nie  dostali, 
przepadli,  bo  listy,  na  których  byli  umieszczeni,  po- 
trzebnej liczby  głosów  nie  uzyskały.  Przepadli  więc 
kandydaci  wszystkich  stronnictw  umiarkowanych,  a  utrzy- 
mali się  tylko  kandydaci  stronnictw  skrajnych :  naro- 
dowej demokracji  i  stronnictw  do  niej  zbliżonych 
i  związanych  w  liście  t.  zw.  Jedności  narodowej,  a  na- 
przeciw nich  kandydaci  stronnictw  ludowych  i  stronnic- 
twa socjalistycznego.  Prawica  stanęła  naprzeciw  Lewicy 
bez  żadnego  pośredniczącego  między  niemi  Centrum. 
Najlepiej  do  wyborów  przygotowała  się  narodowa  de- 
mokracja, która  na  koszta  swej  agitacji  pozyskała  wiel- 
kie fundusze  od  ziemian  całej  Polski,  zatrwożonych 
wywłaszczeniem,  a  nie  czujących  się  na  siłach,  ażeby 
samodzielnie  uzyskać  mandaty  do  Sejmu  czy  do  Se- 
natu. Niewielką  liczbę  ziemian,  narodowych  demolwra- 
tów  i  sympatyków  narodowej  demokracji,  przyjęto  na 
listy  Jedności  narodowej.  Z  dalszych  postanowień 
układu  wyszło  na  jaw,  że  narodowa  demokracja  w  za- 
mian za  uzyskane  od  ziemian  poparcie  przyrzekła  bro- 
nić ich  przed  krzywdzącem  wywłaszczeniem.  W  obozie 
Jedności  narodowej  znalazło  się  też  niemal  całe  du- 
chowieństwo polskie,  a  niejeden  ksiądz,  wbrew  ostrze- 
żeniu wydanemu  przez  Episkopat,  nadużył  kościoła 
dla  celów  wyborczych.  Jedność  narodowa,  pragnąc 
listom  swoim  zapewnić  większość,  postawiła  na  dwóch 
listach  do  Senatu  arcybiskupa  Teodorowicza  i  biskupa 
Sapiehę  i  podjęła  starania,  ażeby  dla  wyborów  tych 
uzyskać  wyjątkowe  zezwolenie  Papieża.  Bez  tego 
biskupi  wybrani   nie  mogli  przyjąć  wyboru,  gdyż 


268 


dekret  Stolicy  apostolskiej,  ogłoszony  w  połowie  1922  r., 
zabronił  pasterzom  diecezyj  kandydować  do  ciał  par- 
lamentarnych, oczywiście  dlatego,  aby  nie  byli  wmie- 
szani w  wir  walk  partyjnych,  i  dlatego,  że  należenie 
<Jo  jednego  stronnictwa  nie  godzi  się  z  ich  obowiązkiem 
bezstronnego  i  bliskiego  stosunku  do  wszystkich  wier- 
nych. Od  zasady  tej  Papież  dla  Polski  nie  dopuścił 
wyjątku.  Biskupi  nasi  dnia  9  marca  1923  r.  złożyli 
mandaty. 

Mimo  poparcia  przez  ziemian  i  duchowieństwo  na- 
dzieje pokładane  w  wyborach  zawiodły  narodową  de- 
mokrację. Listy  Jedności  narodowej  w  porównaniu  z  in- 
nemi  listami  osiągnęły  stosunkowo  największą  liczbę 
głosów,  ale  nie  osiągnęły  bezwzględnej  większości. 
W  ogólnej  liczbie  mandatów  poselskich  daleko  jej  było 
do  połowy.  Zjawił  się  w  Sejmie  czynnik,  który  osią- 
gnąwszy 50  mandatów,  w  razie  niezgody  pomiędzy  Pra- 
wicą a  Lewicą  Sejmu  mógł,  przechylając  się  na  jedną 
albo  na  drugą  stronę,  pomiędzy  niemi  rozstrzygać, 
a  przechylał  się  z  reguły  ku  Lewicy.  Był  nim  blok 
mniejszości  narodowych,  zorganizowany  przez  posłów 
żydowskich,  do  którego  oprócz  nich  weszli  posłowie 
niemieccy  i  ruscy.  Województwa  kresowe  wybrały  nie- 
mal wyłącznie  wrogich  Polsce  kandydatów,  Białoru- 
sinów i  Ukraińców.  Tylko  z  województw  byłej  Galicji, 
wobec  usunięcia  się  ludności  ruskiej  od  głosowania, 
wyszło,  za  poparciem  Polaków,  kilku  Rusinów  okazu- 
jących chęć  do  zgody. 

Pojęcia,  jakie  sobie  ogół  Polaków  wyrobił  o  sto- 
sunkach panujących  na  Kresach,  o  sympatjach,  które 
mieli  dla  Polaków  żywić  katoliccy  Białorusini,  o  braku 
poczucia  narodowego  w  wielkiej  masie  ludności  ruskiej, 
rozwiały  się  nagle.  Smutna  rzeczywistość  stanęła  przed 


269 


oczami  i  na  nic  się  nie  przydało  zwalać  winę  na  agi- 
tatorów ruskich,  którym  Rząd  nie  przeszkodził.  Polityka, 
którą  Polska  prowadziła  na  Kresach,  przegrała.  Przy* 
czyna  klęski  leżała  w  tern,  że  wśród  walczących  ze 
sobą  prądów,  to  za  polonizacją,  to  za  samorządem 
Kresów,  i  wśród  zmieniających  się  ciągle  gabinetów 
polityka  wobec  ludności  kresowej  zmieniała  się  nie- 
ustannie. Żaden  urzędnik  na  Kresach  nie  wiedział,  jaka 
jest  i  jaka  jutro  będzie.  Rządy,  bojąc  się  opozycji  na 
Sejmie,bały  się  wystąpić  z  jasnym  politycznym  kierun- 
kiem, a  w  braku  takiego  kierunku  idącego  z  góry  każdy 
urzędnik  na  Kresach  politykował  na  swoją  rękę  W  admi- 
nistracji zapanował  niebywały  chaos,  a  w  porównaniu 
z  rządami  carskiemi  upadek  powagi  rządów  polskich 
u  społeczeństwa.  O  tern,  żeby  wśród  ludności  ruskiej 
pozyskać  i  wytworzyć  stronnictwo  ugodowe  i  z  jego 
pomocą  jednać  sobie  ludność,  zmieniające  się  gabinety 
nie  myślały  wcale,  bo  wtedy  byłoby  trzeba  zgodzić  się  na 
koncesje  narodowe  i  zaprowadzić  samorząd,  a  to  wy- 
woływało opór  narodowej  demokracji.  Wielka  część 
inteligencji  polskiej  na  Kresach,  popierając  ją,  występo- 
wała też  przeciw  wszystkiemu,  co  podciągnąć  się  dała 
pod  pojęcie  budzenia  poczucia  narodowego  u  Białoru- 
sinów i  u  Rusinów  wołyńskich,  czy  poleskich,  i  odda- 
wała się  nadziei,  że  to  poczucie  samo  się  nie  zbudzi. 
Wielkie  to  było  złudzenie  w  czasach,  w  których  sześcio- 
przymiotnikowe  głosowanie  w  ręce  najniższych  warstw 
oddawało  władzę.  Większe  jeszcze  w  odniesieniu  do 
Kresów  naszych,  przecinających  obszar  etnograficzny 
Białorusinów  i  Ukraińców,  którzy  poza  ich  granicą 
w  Mińsku  i  Kijowie  mieli  ogniska  swego  narodowego 
ruchu,  popierane  przez  Rząd  Sowietów. 

Zawód,  jaki  spotkał  narodową  demokrację  przjr 


270 


wyborach,  które  nie  dały  jej  większości  w  Sejmie, 
a  odsłoniły  błąd  polityki  jej  wobec  Kresów,  popchnęły 
ją  do  tego,  aby  przy  wyborze  Prezydenta  Rzeczypo- 
spolitej szukać  odwetu.  Jako  kandydata  swego  przed- 
stawiała najpierw  Trąmpczyńskiego,  ale  gdy  ten  zanadto 
był  wybitny  dla  Lewicy,  poszukała  innego,  który 
zdała  od  walk  wewnętrznych  stanowisko  posła  polskiego 
w  Paryżu  godnie  zajmował,  Maurycego  hr.  Zamoy- 
skiego. Nie  liczyła  się  z  tem,  że  stronnictwa  ludowe 
przyjmą  raczej  każdą  inną  kandydaturę,  niż  kandyda- 
turę właściciela  wielkich  dóbr,  w  którym  ujrzą  prze- 
ciwnika wywłaszczenia.  W  braku  porozumienia  każde 
stronnictwo  przy  wyborach  głosowało  za  swoim  kan- 
dydatem. Dopiero  przy  piątem,  ściślejszem  głosowaniu 
głosujący  dotychczas  za  Wojciechowskim  oddali  swoje 
głosy  Narutowiczowi,  który  przez  to  wziął  górę  nad 
Zamoyskim.  Za  nim  głosowało  także  Koło  mniejszości 
narodowych.  Narutowicz  dnia  9  grudnia  1922  r.  więk- 
szością 289  przeciw  227  głosów  wybrany  został  Pre- 
zydentem Rzeczypospolitej.  Pustych  kartek  oddano  29. 

Porażka  ta  wytrąciła  z  równowagi  narodową  demo- 
krację i  wszystkich  jej  adherentów.  Nie  dość,  że  w  bru- 
talny sposób  rzucono  się  na  osobę  Narutowicza,  za- 
rzucając mu  bezwyznaniowość  i  masoństwo,  ale  po- 
czytano mu  za  zbrodnię  wobec  narodu,  że  przyjął 
wybór,  za  którym  nie  oświadczyła  się  większość  posłów 
polskich,  lecz  o  którym  rozstrzygnęły  mniejszości  na- 
rodowe. Czy  usunięcie  się  tych  mniejszości  od  wy- 
boru Prezydenta,  a  tem  samem  protest  przeciw  państwu 
polskiemu,  nie  byłoby  dla  tego  państwa  wielką  ujmą, 
czy  zrzeczenie  się  legalnie  dokonanego  wyboru  przez 
Narutowicza  nie  byłoby  zakwestionowaniem  Konstytucji 
w  jej  najważniejszem  postanowieniu  i  nie  sprowadziłoby 


271 


szkodliwego  przesilenia  prezydjalnego,  nad  lem  obóz 
narodowo- demokratyczny  się  nie  zastanawiał. 

Konstytucja  w  art.  2  głosiła,  że  władza  zwierzchnia 
Rzeczypospolitej  polskiej  należy  do  „narodu".  Z  dal- 
szych postanowień  przyznających  prawa  i  obowiązki 
polityczne  wszystkim  obywatelom  państwa  bez  różnicy 
narodowości  i  religji  wynikało,  że  Konstytucja  słowa 
„naród"  użyła  tu  nie  w  pojęciu  ciaśniejszem,  etnogra- 
ficznem,  lecz  w  pojęciu  szerszem,  politycznem.  Liczyła 
się  z  tem  (oby  przyszłość  przyznała  jej  w  tern  rację !), 
że  państwo  polskie  we  wszystkich  swoich  obywatelach 
bez  różnicy  języka  i  wyznania  zbudzi  ducha  patrjo- 
tycznego  i  silną  wolę  tworzenia  i  obrony  wspólnego 
im  państwa,  a  to  poczucie  i  wola,  nie  zaś  język  i  re- 
ligja,  są  istotnemi  cechami  politycznego  narodu.  Teorja 
narodowo  demokratyczna,  przeszkadzająca  tej  akcji 
państwa,  redukująca  naród  polski  do  ciasnego  etnogra- 
ficznego pojęcia,  sprzeciwiała  się  najżywotniejszemu 
interesowi  narodowemu.  Rzucona  w  tłum  bezkrytyczny 
wydała  najsmutniejsze  skutki. 

W  dniu  1 1  grudnia,  kiedy  świeżo  obrany  Prezydent 
przyjechać  miał  do  gmachu  Sejmu  i  wykonać  przysięgę, 
tłum  wyległ  na  ulicę  i  postanowił  temu  przeszkodzić. 
Zatrzymywano  posłów  dążących  do  Sejmu,  żądając 
od  nich  legitymacyj,  a  posłom  socjalistycznym  wzbra- 
niano wejścia.  Powóz  Prezydenta  obrzucono  śniegiem 
i  usiłowano  zatrzymać,  tak,  że  szwadron  przyboczny 
musiał  mu  torować  drogę.  Na  pomoc  posłom  socjali- 
stycznym pośpieszyli  jednak  robotnicy.  Przyszło  mię- 
dzy nimi  a  demonstrantami  do  walki  i  strzelania.  Byli 
zabici  i  ranni.  Zjawił  się  na  ulicy  jenerał  Haller  i  prze- 
mawiał, a  słowa  jego  wzięto  za  zachętę  do  manife- 
stacyj  i  objaw  głębszego  ich  znaczenia.   Policja  i  mi- 


272 


nister  spraw  wewnętrznych  Kamieński  zachowywali  się 
wśród  tego  tak,  źe  tłomaczono  to  tylko  tern,  że  sami 
urządzili  demonstrację.  Kamieńskiego,  gdy  przybył  do 
Sejmu,  spotkało  ze  strony  Lewicy  takie  przyjęcie,  źe 
musiał  natychmiast  wnieść  dymisję.  Zaprzysiężenie 
Prezydenta  się  odbyło.  Pułk  szwoleżerów  oczyścił  ulicę, 
którą  miał  wrócić.  Komisarz  Rządu  w  Warszawie  wy- 
dał odezwę  wzywającą  do  spokoju,  związek  Jedności 
narodowej  wezwał  też  ludność,  aby  powstrzymała  się 
stanowczo  od  wszelkich  wykroczeń  i  gwałtów,  ale 
ziarno  potępienia  i  nienawiści  rzucone  na  Narutowicza 
wydało  straszny  owoc. 

Eligjusz  Niewiadomski,  mniemając,  źe  zbawi  tem 
ojczyznę,  w  dniu  16  grudnia  zamordował  Narutowicza 
w  chwili,  kiedy  zwiedzał  wystawę  sztuk  pięknych. 

Przerażenie  ogarnęło  umysły.  Mord  Prezydenta  po- 
jęto jako  hasło  do  krwawej  wojny  domowej.  Państwo 
polskie  zachwiało  się  w  swoich  posadach,  a  posłowie 
państw  zagranicznych  gotowali  się  do  nagłego  wy- 
jazdu. Oceniali  Polaków  miarą  swoich  ziomków,  u  któ- 
rych namiętności  głębiej  sięgają,  a  krew  bije  goręcej, 
niż  u  Polaków.  Dla  tych  wystarczyło  pojawienie  się 
silnej  u  steru  rządów  ręki.  Według  Konstytucji  za- 
stępstwo prezydenta  objął  marszałek  Sejmu,  ludowiec 
Rataj,  który  na  prezesa  gabinetu  powołał  jenerała 
Sikorskiego.  W  jednej  chwili  zmieniło  się  położenie, 
wojsko  obsadziło  ulice  miasta  Warszawy,  a  szefostwo 
sztabu  objął  Piłsudski.  Ogłoszono  stan  wyjątkowy. 
W  lokalu  towarzystwa  narodowo -demokratycznego 
„Rozwój",  na  które  wskazywano  jako  na  organizatora 
rozruchów,  zarządzono  rewizję.  Dyrektor  policji  i  urzęd- 
nicy oskarżeni  o  pobłażanie  rozruchom  zostali  usu- 
nięci. Kilku  oficerów,  którzy  w  klubie  zbyt  głośno 


273 


szermowali  językiem,  dostało  się  do  aresztu.  Wszystko 
wróciło  prędko  na  normalne  tory.  Posłowie  mocarstw 
zostali  w  Warszawie,  nie  ukrywając  uznania  dla  na- 
rodu, który  porządek  zachwiany  umiał  tak  prędko 
przywrócić.  Narutowiczowi  urządzono  uroczysty  pogrzeb, 
a  ciało  złożono  w  podziemiach  katedry.  Sejm  i  Senat 
odbyły  posiedzenia  żałobne  z  mowami  marszałków. 

Pozostał  przykry  osad  w  gloryfikowaniu  czynu  Nie- 
wiadomskiego przez  obóz  narodowo- demokratyczny. 
Znaleźli  się  nawet  księża,  którzy  ulegając  atmosferze 
tego  obozu,  nie  stanęli  silnie  przy  piątem  przykazaniu, 
a  w  niektórych  kościołach  odbyło  się  za  duszę  Nie- 
wiadomskiego nabożeństwo  z  całą  okazałością,  jak  za 
bohatera-męczennika.  Episkopat  w  osobnem  piśmie  do 
duchowieństwa  musiał  to  zboczenie  prostować,  zwra- 
cając się  przeciw  nadużywaniu  nabożeństw  żałobnych 
dla  manifestacyj  nie  odpowiadających  świętości  i  ce- 
lowi obrządku  religijnego,  a  „mogących  wprowadzić 
zamęt  do  pojęcia  moralności  chrześcijańskiej".  Wyrok 
sądowy  skazujący  Niewiadomskiego  na  karę  śmierci 
i  zatwierdzenie  go  przez  prezydenta  Wojciechowskiego 
nie  położyło  tej  gloryfikacji  kresu.  Położy  go  czas 
i  sąd  historji. 

Przy  wyborze  nowego  Prezydenta  narodowa  demo- 
kracja nie  dała  jeszcze  za  wygraną.  Przedstawiła  Le- 
wicy szereg  kandydatów  ze  swojego  obozu,  nie  go- 
dząc się  na  żadnego  jej  kandydata.  Stanęło  przeciw  sobie 
ostatecznie  dwóch  kandydatów:  ze  strony  narodowej 
demokracji  prezes  Akademji  Umiejętności  w  Krako- 
wie Kazimierz  Morawski,  nie  polityk,  ale  znany  ze 
swojej  sympatji  dla  narodowej  demokracji,  ze  strony 
ludowców  były  minister  Wojciechowski.  Pierwszy  otrzy- 
mał 221,  drugi  298  głosów,  16  było  białych  kartek.  Prezy- 

Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego  18 


274 


dentem  został  Wojciechowski,  a  narodowa  demokracja 
zaniechała  wobec  niego  opozycji. 


Sikorski  powołany  został  do  steru  państwa  dla 
opanowania  zamętu,  który  wywołała  narodowa  demo- 
kracja. Położył  mu  prędko  koniec  i  przywrócił  zagro- 
żony porządek  publiczny,  ale  zadania  swego  nie  uznał 
przez  to  za  skończone,  lecz  podjął  śmiało  myśl  na- 
prawy Rzeczypospolitej  w  tern  wszystkiem,  w  czem 
chromała. 

Chromała  przedewszystkiem  wskutek  nieładu  finan- 
sów. Od  próby  ich  uzdrowienia,  podjętej  przez  Biliń- 
skiego a  udaremnionej  przez  Paderewskiego,  nic  się 
w  tej  sprawie  nie  udawało  i  rzecz  toczyła  się  na  dół 
z  szybkością  zawrotną. 

Koszt  postawienia  wielkiej  armji  i  wydatki  wojenne 
zaciążyły  na  finansach  państwa,  ale  położenie  nie  przed- 
stawiało się  rozpaczliwie,  bo  Polska  byt  swój  niepod- 
legły rozpoczęła  prawie  uwolniona  od  długów,  które 
na  jej  dzielnicach  w  państwach  rozbiorowych  ciążyły. 

Sejm  dla  sprawy  finansów  państwa  nie  miał  jednak 
zrozumienia.  Brakło  mu  przedewszystkiem  woli,  aby 
wydatki  ograniczyć  do  koniecznych  i  obmyśleć  dla 
nich  pokrycie.  Żądano  od  państwa^  ażeby  przed  doko- 
naniem swojej  organizacji  i  uregulowaniem  swoich 
finansów  podjęło  odrazu  wszystkie  żądania  kulturalne 
i  społeczne.  Stronnictwo  i  posłowie  szli  w  tem  na 
wyścigi  i  szukali  w  tem  łatwej  chwały,  a  Sejm  uchwalał 
wszystko.  System  ubezpieczeń  społecznych  wykształ- 
cano, ubiegając  w  tem  inne  państwa,  a  nie  zawahano 
się  na  chwilę  podjąć  natychmiast  wielką  reformę  rolną 
a  zarazem  społeczną,  i  nie  czekając  na  jej  ostateczne 


275 


uchwalenie,  pośpieszono  się  tworzyć  urzędy  ziemskie 
i  czynić  na  jej  rachunek  miljonowe  wydatki.  Nie  pytano 
przytem,  czy  wydatki  te  nie  przechodzą  siły  społeczeństwa 
i  czy  znajdą  w  dochodach  pokrycie.  Większość  Sejmu, 
licząc  się  z  usposobieniem  swoich  wyborców,  włościan 
i  robotników,  uchwalała  podatki  tylko  pod  tym  warun- 
kiem, źe  od  nich  uwolnione  będą  najniższe  a  zarazem 
najliczniejsze  klasy,  a  granicę  uwolnienia  posuwała  tak 
wysoko,  że  wynik  podatku  chybiał  celu.  Miało  to  miejsce 
przedewszystkiem  przy  podatku  dochodowym  i  mająt- 
kowym. Przy  gruntowym  osiągano  ten  cel,  zaprowa- 
dzając progresję  dla  najwięcej  posiadających,  a  degresję 
dla  najmniej  posiadających.  System  ten  przerzucania  cię- 
żarów publicznych  na  najzamożniejszą  warstwę  ułatwiał 
Sejmowi  uchwalenie  nietylko  podatków,  ale  także  wy- 
datków niekoniecznych,  a  nawet  zbytecznych,  a  nie 
wpajał  w  ogół  ludności  przekonania,  że  ciężar  utrzy- 
mania państwa  wszyscy  dźwigać  powinni. 

Zmieniający  się  szybko  ministrowie  skarbu  nie  zdo- 
łali się  przeciwstawić  prądowi  temu,  a  nie  znajdowali 
w  tem  zrozumienia  u  swoich  kolegów  ministrów,  z  któ- 
rych każdy  wszystkie  wydatki  swoje  uznawał  za  ^ko- 
nieczne. Woli  ograniczenia  wydatków  nie  okazał  też 
żaden  rząd  w  sprawie,  która  zależała  od  niego,  w  re- 
dukcji nadmiernej  ilości  posad  urzędniczych.  Głośno 
reklamowana  na  tem  polu  akcja  oszczędnościowa  gu- 
biła się  v/  piasku. 

Państwo  żyło  pożyczkami,  które  niewiele  przynosiły, 
i  nadzieją  wielkiej  pożyczki  zagranicznej,  a  główne 
źródło  dochodu  znajdowało  w  drukowaniu  pieniądza, 
na  które  Sejm  kolejno  bez  miary  pozwalał.  Pieniądz 
tracił  wskutek  tego  tak  szybko  na  wartości,  że  z  po- 
czątkiem 1923  r.  za  jeden  dolar  amerykański  trzeba 

18* 


276 


było  płacić  29.000  polskich  marek.  Ogół  społeczeństwa 
z  trudem  tylko  zdawał  sobie  sprawę,  co  to  naprawdę 
znaczy.  Wartość  nieruchomości,  płodów  i  towarów, 
obliczana  w  tracących  wartość  markach,  rosła  bajecznie 
i  wywołała  niezdrową  spekulację.  Spekulacja  w  papie- 
rach publicznych  święciła  orgje,  ogarnęła  szerokie  war- 
stwy i  zagroziła  nieuchronną  katastrofą.  Oszczędności 
wycofały  się  nagle  z  banków  i  kas,  ratując  się  przed 
dewaluacją  i  szły  na  spekulację.  Długi  hipoteczne  tra- 
ciły wartość,  kredyt  długoterminowy  ustał,  a  procent 
pożyczek  chwilowych  rósł  do  niemożliwości,  bo  wli- 
czano do  niego  oczekiwaną  dewaluację  marki.  Pieniądz 
uciekał  zagranicę,  szukając  pewniejszej  lokaty  w  dola- 
rach, frankach  szwajcarskich  i  funtach  szterlingach. 

Z  dewaluacji  stopniowej  także  i  Rząd  nie  zdawał 
sobie  dokładnie  sprawy  i  nie  śmiał  chwycić  się  środka 
waloryzacji  podatków.  Podatki  nałożone  w  markach  pol- 
skich, płacone  po  pewnym  czasie  w  markach  tych  jeszcze 
bardziej  zdewaluowanych,  nie  przynosiły  oczekiwanego 
dochodu.  Pożyczki  udzielane  z  Kasy  pożyczkowej  przed- 
siębiorstwom przemysłowym  były  ukrytą  ich  subwencją 
z  wielką  szkodą  państwa.  Podatek  majątkowy  uchwa- 
lony za  inicjatywą  ministra  Michalskiego,  ciężki  zrazu 
dla  opodatkowanych,  chybił  zupełnie  celu,  bo  dalsze 
jego  raty  mało  naprawdę  przyniosły. 

Ogół  społeczeństwa,  zaopatrzony  w  miljonowe  i  mi- 
ljardowe  cyfry  swojego  kapitału  i  obrotu,  nie  czuł,  jak 
kapitał  ten  w  rzeczywistości  topniał,  jak  obrót  się  ta- 
mował. Naród  ubożał  bezprzykładnie.  Światlejsi  zda- 
wali sobie  z  tego  sprawę,  ale  w  wyborze  drogi  pro- 
wadzącej do  celu  nie  byli  zgodni.  Jedni  widzieli  ratu- 
nek w  jak  najprędszem  uzdrowieniu  waluty,  w  zebraniu 
wielkiego  kapitału  w  złocie  na  dotację  banku,  mającego 


277 


na  tej  podstawie  wypuszczać  pieniądz  stojący  na  równi 
ze  złotem.  Drudzy  żądali  najpierw  przeprowadzenia 
równowagi  budżetu  i  czynnego  bilansu  handlowego, 
a  potem  dopiero  założenia  banku  emisyjnego.  Od  tego 
zależało  uzyskanie  wielkiej  pożyczki  zagranicznej,  bez 
której  trudno  się  było  spodziewać  odrodzenia  gospo- 
darstwa. Wahaniom  tym  Sikorski  postanowił  położyć 
koniec  i  zaraz  dnia  9  stycznia  1923  r.  dał  inicjatywę 
do  narady  dotychczasowych  ministrów  skarbu  u  Pre- 
zydenta Rzplitej  dla  ułożenia  planu  sanacji.  Stecz- 
kowski wystąpił  za  pierwszeństwem  naprawy  budżetu 
i  bilansu,  Władysław  Grabski  za  pierwszeństwem  na- 
prawy waluty  przez  założenie  banku,  i  jemu  Sikorski 
oddał  tekę  skarbu  i  poruczył  wielkie  zadanie.  Widział 
w  nim  silną  wolę,  a  nie  zrażał  się  tern,  że  wyszedł 
z  obozu  zwalczającej  go  narodowej  demokracji. 

W  podobny  sposób  postanowił  Sikorski  postąpić 
w  sprawie  zorganizowania  i  naprawy  administracji. 
Szło  tu  o  przeprowadzenie  zdrowych  zasad,  zawartych 
w  Konstytucji  z  dnia  17  marca.  Cofały  się  przed  tern 
zadaniem  przez  dwa  lata  rządy  poprzednie,  poczęści 
dlatego,  że  przedstawiało  niemałe  trudności  a  w  Sej- 
mie groziło  opozycją,  poczęści  zaś  dlatego,  że  prąd 
centralistyczny  panujący  w  ministerstwach  nie  sprzyjał 
podjęciu  zadania  w  kierunku  samorządu  województw 
i  zespolenia  władz. 

Szkodą  było  wielką,  że  Wielkopolska  podjęła  walkę 
z  centralizmem  nie  o  samorząd  i  autonomję  woje- 
wództw, do  czego  w  organizacji  prowincjonalnej  pru- 
skiej miała  podstawę,  lecz  o  odrębność  polityczną  za- 
boru pruskiego.  Walkę  tę  musiała  przegrać,  nie  znalazł- 
szy nigdzie  sprzymierzeńców,  ale  prąd  centralistyczny 
wzmocniony  tern  zwycięstwem  nie  dopuścił  już  do  wy- 


278 


dania  statutu  dla  Ziemi  wileńskiej.  Pod  wpływem  Koalicji, 
nie  chcącej  przyznać  Polsce  Galicji  wschodniej,  zgodził 
się  następnie  w  ustawie  z  26  listopada  1922  r.  na  zasady 
autonomji  dla  trzech  małopolskich  województw,  a  za- 
razem na  rozciągnięcie  ich  na  wszystkie  inne  wojewódz- 
twa, ale  było  to  również  postanowienie  zasadnicze, 
obliczone  na  zewnątrz,  z  którego  przeprowadzeniem 
nikt  się  nie  śpieszył. 

Podjął  to  trudne  zadanie  Sikorski  i  na  20  lutego 
1923  zwołał  Ankietę,  złożoną  z  kilku  rzeczoznawców 
i  z  urzędników  ministerjalnych,  która  wypracowała  sze- 
reg projektów,  obejmujących  gruntowną  reformę  ustroju 
administracyjnego  państwa.  Ułożono  nowy  podział  kraju 
na  województwa,  odpowiadający  lepiej  stosunkom  eko- 
nomicznym, a  zacierający  granice  rozbiorów.  Przepro- 
wadzono zespolenie  różnych  gałęzi  władz  rządowych 
w  województwie  i  w  powiecie.  Określono  samorząd 
i  autonomję  we  województwach  oraz  organizację  gmin 
i  powiatów.  Projekty  tak  uchwalone  miały  jeszcze  ulec 
ostatecznej  redakcji  i  jako  przedłożenie  rządowe  stanąć 
na  porządku  dziennym  Sejmu. 

Z  reformą  administracji,  z  zaprowadzeniem  samo- 
rządu i  autonomji  wojewódzkiej  łączyła  się  ściśle 
sprawa  naszych  Kresów  wschodnich,  które  stały  się 
smutnem  polem  sprzecznych  i  chaotycznych  politycznych 
kierunków,  a  których  przerażający  obraz  odsłonił  się 
nagle  przy  wyborach  do  Sejmu.  Szło  tu  przedewszyst- 
kiem  o  to,  aby  stosunki  ich  bez  uprzedzenia  zbadać 
i  krytycznie  ocenić.  Do  badań  tych  zachęcił  Sikorski 
znanego  publicystę  Konstantego  Srokowskiego  i  ułatwił 
mu  przy  objeździe  województw  kresowych  dostęp  do 
źródeł. 

Praca  podjęta  przez  Sikorskiego  nie  znajdowała 


279 


w  Sejmie  przychylnego  echa.  Narodowa  demokracja, 
dysząc  zemstą  za  stłumienie  rozruchów,  które  wywołała, 
przeszła  wobec  Sikorskiego  do  najostrzejszej  opozycji, 
i,  aby  go  wywrócić,  dokładała  wszelkich  usiłowań  dla 
pozyskania  ludowców  za  cenę  jakichbądź  ofiar,  głównie 
oczywiście  na  polu  reformy  rolnej.  Prasa  narodowo- 
demokratyczna,  która  dotychczas  w  najczarniejszych 
barwach  przedstawiała  stronnictwo  ludowców,  zaczęła 
na  gwałt  czyścić  ich  ze  wszystkich  zarzutów,  a  Wi- 
tosa, obrzucanego  do  niedawna  błotem,  stawiać  na 
piedestale  bohatera  narodowego.  Sikorski,,  nie  zwa- 
żając na  to,  nie  wdając  się  w  targi  i  nie  czyniąc  ustępstw 
opozycji,  szedł  w  swoich  zamierzeniach  naprzód,  ufając, 
że  wynikami  swojej  pracy  przekona  oponujących. 

Powiodło  mu  się  to  w  jednej  sprawie,  i  to  w  naj- 
ważniejszej, w  uzyskaniu  od  Koalicji  uznania  granic 
państwa.  Pozyskał  do  współpracy  Aleksandra  hr.  Skrzyń- 
skiego, pierwszego  dyplomatę  z  zawodu,  jaki  od  czasu 
utworzenia  państwa  polskiego  stanął  u  steru  jej  spraw 
zagranicznych,  i  rzecz  zabagniona  od  kilku  lat  posu- 
nęła się  naprzód. 

Szkodziło  jej  niezmiernie  przekonanie,  które  wsku- 
tek powstań  śląskich  i  zajęcia  Wilna  przez  Żeligow- 
skiego utarło  się  zagranicą,  że  Polska  jest  ogniskiem 
niepokoju  na  Wschodzie  Europy,  z  którego  wyjść 
może  nowa  wojna.  Straciło  to  przekonanie  podstawę 
z  chwilą,  kiedy  Polska  granice  swoje  zachodnie  przez 
decyzję  mocarstw,  a  wschodnie  przez  pokój  ryski  osią- 
gnęła, i  nie  żywiąc  zamiaru  wyjścia  poza  nie,  miała 
największy  interes  tylko  w  ich  utrzymaniu,  a  tern  sa- 
mem w  zachowaniu  pokoju.  Szkodziło  jej  dalej  nie- 
załatwienie  spraw  mniejszości  narodowych  i  błędy 
popełnione  na  tem  polu,  które  obijały  się  o  Ligę 


280 


narodów  i  sprawiały,  że  Polska  stawała  ciągle  przed 
nią  w  roli  oskarżonej.  Zrozumiał  to  dobrze  Skrzyński 
i  do  tego  zastosował  swoje  zachowanie  się  wobec 
Koalicji  i  w  Lidze  narodów.  Wystąpił  tam  w  imieniu 
Polski  jako  gwarantki  pokoju  na  Wschodzie  Europy, 
oświadczył  się  za  zachowaniem  praw  mniejszości  na 
rodowych,  i  tern  samem  zdobył  sobie  stanowisko,  ja- 
kiego nie  mieli  jego  poprzednicy,  oskarżeni  o  impe- 
rjalizm  i  o  ucisk  mniejszości. 

Owoce  tej  polityki  powiodło  mu  się  zebrać  prędko, 
gdy  Litwa  kowieńska,  zamiast  wyczekać,  aż  Koalicja 
odda  jej  port  Kłajpedę  i  określi  jego  organizację, 
urządziła  w  nim  powstanie  i  zajęła  go,  zmuszając  za- 
łogę francuską  do  opuszczenia  miasta.  Przez  to  Litwa, 
która  już  oddawna  nie  chciała  się  poddać  orzeczeniom 
Ligi  i  stosunek  swój  z  Polską  ogłaszała  ciągle  jako 
„wojenny",  ukazała  się  w  całej  pełni  jako  burzycielka 
pokoju.  Rada  Ligi  narodów  straciła  cierpliwość  i  posta- 
nowiła usunąć  źródło  niepewności  i  nieporządku,  jakiem 
był  pas  neutralny,  ustanowiony  między  Polską  a  Litwą 
z  inicjatywy  wojskowej  Komisji  kontrolującej  jeszcze 
dnia  17  grudnia  1920  r.  Teraz  Rada  Ligi  orzeczeniem 
z  dnia  3  lutego  1923  r.  podzieliła  ten  pas  między 
oba  państwa,  upoważniła  każde  z  nich  do  zajęcia 
—  od  15  lutego  poczynając  —  miejscowości  aż  do 
tej  granicy  i  zaprowadzenia  na  nich  swojej  admi- 
nistracji. Polska  poddała  się  temu  orzeczeniu  i  swemi 
oddziałami  policyjnemi  i  celnemi  zajęła  te  miejscowości; 
Litwa,  protestując,  ostrzeliwała  te  oddziały,  oraz  tor 
kolejowy  prowadzący  z  Grodna  do  Wilna.  Stanowczą 
decyzję  w  tej  sprawie  Mocarstwa  koalicyjne  przekazały 
nie  Lidze,  w  której  obawiały  się  długotrwałej  dyskusji, 


281 


lecz  Konferencji  swoich  ambasadorów,  polecając  im  za- 
razem wydanie  decyzji  co  do  granic  Polski  z  Rosją. 

Sprawa  ta  ze  strony  Polski  była  dobrze  przygoto- 
wana. Prowokacja  Litwy  wobec  Polski  pozostała  bez 
skutku,  a  dała  ministrowi  polskiemu  podstawę  do  wy- 
kazania, że  groźba  wywołania  wojny  na  Wschodzie  wy- 
chodzi z  Litwy.  Podkreślił  to  niebezpieczeństwo  Rząd 
Sowietów,  zapewniając  Litwę  o  sympatjach  Rosji,  pod- 
nosząc niebezpieczeństwo,  jakie  dla  Rosji  wynika  z  ob- 
jęcia przez  Polskę  linji  Grodno— Wilno,  przecząc  Lidze 
narodów  prawa  mieszania  się  do  sporu  polsko-litew- 
skiego, a  ofiarując  stronom  swoje  w  tym  względzie  usługi. 
Skrzyński  odsunął  stanowczo  tę  interwencję,  zaprze- 
czając Rosji  prawa  do  mieszania  się  w  stosunki  polsko- 
litewskie,  którego  w  pokoju  ryskim  się  wyrzekła.  Dla 
Koalicji  stało  się  zaś  rzeczą  jasną,  że  z  decyzją  swoją 
w  sprawie  wschodniej  granicy  Polski  nie  można  już 
ani  chwili  czekać.  Wydała  ją  Konferencja  ambasadorów 
w  dniu  15  marca  1923  r. 

Uchwała  oparła  się  na  art.  87  ustęp  3  traktatu  wer- 
salskiego, przyznającym  głównym  mocarstwom  sprzy- 
mierzonym prawo  oznaczenia  granic  Polski,  których  nie 
wyszczególnił  ten  traktat,  oraz  na  tern,  że  Rząd  polski 
przedstawił  w  dniu  15  lutego  1923  Konferencji  amba- 
sadorów prośbę,  aby  mocarstwa,  mające  w  niej  swoich 
przedstawicieli,  zrobiły  użytek  z  praw  nadanych  im 
przez  pomieniony  artykuł,  a  Rząd  litewski  przez  swoją 
notę  z  18  listopada  1922  r.  wykazał,  iż  troszczy  się 
o  to,  aby  wzmiankowane  mocarstwa  zrobiły  użytek 
z  tych  praw.  Uzasadniając  tak  swoje  prawo  do  wydania 
decyzji,  uchwała  motywowała  ją  szczegółowo. 

Co  do  granicy  z  Litwą  Konferencja  wyszła  z  zało- 
żenia, że  należy  mieć  na  uwadze  sytuację  faktyczną, 


282 


wynikłą  mianowicie  z  rezolucji  Rady  Ligi  narodów 
z  dnia  3  lutego  1923,  i  opierając  się  na  niej,  po- 
dyktowała linję  graniczną  dokładnie. 

Co  do  granic  Polski  z  Rosją  Konferencja  uznała 
za  granicę  linję  oznaczoną  i  wytkniętą  słupami  za  zgodą 
obu  państw  i  na  ich  odpowiedzialność  w  dniu  23  listo- 
pada 1922  r.,  wychodząc  z  założenia,  że  co  do  tych 
granic  Polska  weszła  w  bezpośrednie  stosunki  z  tern 
państwem  co  do  ich  oznaczenia. 

Rozstrzygając  o  granicy,  którą  rzeka  Zbrucz  miała 
stanowić  między  Polską  a  Rosją,  Konferencja  uwzględ- 
niła trzy  okoliczności.  Najpierw  tę,  że  Austrja  artykułem 
91  traktatu  w  Saint- Germain  zrzekła  się  na  rzecz  głów- 
nych mocarstw  sprzymierzonych  wszystkich  praw  i  ty- 
tułów na  terytorjach,  które  należały  poprzednio  do 
byłej  monarchji  austrjacko- węgierski  ej  i  które  położone 
poza  nowemi  granicami  Austrji,  takiemi  jakie  są  opisane 
w  art.  27  rzeczonego  traktatu,  nie  są  obecnie  przed- 
miotem żadnego  innego  przyznania.  Takiem  terytorjum 
jest  Galicja.  Drugą  okolicznością  wziętą  pod  uwagę 
jest  uznanie  przez  Polskę,  że  co  się  tyczy  wschodniej 
Galicji,  warunki  etnograficzne  czynią  koniecznym  ustrój 
autonomiczny.  Trzecią  okolicznością  jest  traktat  za- 
warty z  Polską  dnia  28  czerwca  1919  r.,  przewidujący 
dla  wszystkich  terytorjów  znajdujących  się  pod  zwierzch- 
nictwem Polski  gwarancje  specjalne  na  rzecz  mniej- 
szości rasy,  języka  lub  religji.  Opierając  się  na  tych 
trzech  przesłankach,  Konferencja  przyznała  Polsce  Ga- 
licję wschodnią  —  nie  specjalnie,  lecz  w  postanowieniu 
ogólnem,  które  ją  objęło,  skoro  Galicja  mieściła  się 
wewnątrz  granicy  Polski  z  Rosją.  Postanowienie  to 
brzmiało : 

„Konferencja  postanawia  przyznać   Polsce,  która 


283 


to  przyjmuje,  wszystkie  prawa  zwierzchnicze  nad  tery- 
torjami  położonemi  pomiędzy  granicami  powyżej  okre- 
ślonemi  (t.  j.  z  Rosją)  a  innemi  granicami  polskiego 
terytorjum  (t.  j.  z  Czechosłowacją  i  Niemcami),  z  zastrze- 
żeniem postanowień  traktatu  pokoju  w  Saint- Germain 
en  Laye,  dotyczących  ciężarów  i  zobowiązań  przenie- 
sionych na  inne  państwa,  którym  przekazana  jest  część 
terytorjum  byłej  monarchji  austro- węgierskiej". 

Postanowienia  Konferencji  podpisali  ambasadorowie 
mocarstw,  a  w  imieniu  Polski  poseł  polski  w  Paryżu 
Maurycy  Zamoyski  i  minister  spraw  zagranicznych 
Aleksander  Skrzyński. 

Wskrzeszenie  Polski  dokonało  się.  Polska  uzyskała 
szerokie  granice,  a  w  obrębie  ich  niepodległość  i  wła- 
dzę zwierzchnią.  Uzyskała  warunki,  ażeby  w  gronie 
państw  europejskich  stanąć  jako  mocarstwo,  niezbędne 
dla  ich  równowagi,  cenione  jako  sprzymierzeniec,  groźne 
jako  nieprzyjaciel.  Spełnienie  tych  warunków  zależało 
od  tego,  czy  w  latach  najbliższych  zdoła  zorganizować 
skarb  i  wojsko,  zdoła  stworzyć  sobie  nowożytną  admi- 
nistrację, a  interes  jednostek,  warstw  społecznych  i  stron- 
nictw poświęcić  dla  publicznego  dobra,  czy  wreszcie 
miljony  ludności  ruskiej,  które  do  państwa  swego  wcie- 
liła, powiedzie  jej  się  dla  siebie  i  dla  niego  pozyskać. 


PRZYPISY 


Do  str.  19.  Do  gabinetu  Józefa  Świeżyńskiego  należeli  mini- 
strowie :  Stanisław  Głąbiński  spraw  zewnętrznych,  Zygmunt  Chrza- 
nowski spraw  wewnętrznych,  Antoni  Ponikowski  wyznań  i  oświe- 
cenia publ.,  Józef  Higersberger  sprawiedliwości,  Władysław  Grabski 
rolnictwa  i  dóbr  koronnych,  Andrzej  Wierzbicki  przemysłu  i  handlu, 
Józef  Wolczyński  pracy  i  ochrony  społecznej,  Wacław  Paszkowski 
komunikacji,  Andrzej  Minkiewicz  aprowizacji,  J.  Englich  skarbu. 
Z  tych  Ponikowski  i  Higersberger  wzięci  byli  z  poprzedniego  ga- 
binetu jako  ministrowie  fachów?,  niepolityczni.  Piłsudski  należał 
do  gabinetu  nominalnie,  więziony  jeszcze  w  Magdeburgu. 
^  Do  str.  40.  Przyczynę  niewysłania  wojska  utworzonego  we 
Francji  do  Polski  wyjaśnia  Dmowski  na  innem  miejscu,  podając, 
że  zaraz  po  powrocie  z  Ameryki  zwrócił  się  do  Koalicji  o  zgodę 
na  ten  powrót,  że  za  tern  oświadczył  się  Foch,  ale  Anglja  prze- 
szkodziła, obawiając  się,  że  Niemcy  wylądowaniu  się  sprzeciwią 
i  stąd  wojna  wybuchnie.  Wiadomość  tę  trudno  jednak  pogodzić 
z  faktem,  że  w  owej  chwili  Komitet  paryski  nie  porozumiał  się 
jeszcze  z  Rządem  warszawskim.  Czy  więc,  wysyłając  wojsko  do 
Polski,  Komitet  zamierzał  poddać  je  pod  rozkazy  nieuznanego  przez 
się  Naczelnika  państwa,  czy  też  inną  przeznaczał  mu  rolę? 

Do  str.  100.  Tadeusz  Rzepecki:  „Sejm  Rzeczypospolitej  pol- 
skiej 1919  roku,  z  "życiorysami  i  podobiznami  311  posłów  sejmo- 
wych, mapą  okręgów  wyborczych  oraz  3-ma  tabelami  statystycznemi, 
wykazującemi  ilości  oddanych  głosów  i  siły  stronnictw  politycznych". 
Poznań  1920. 

Pożyteczną  pracą  dla  zorjentowania  się  w  stronnictwach  pol- 
skich jest  broszurka  Jerzego  Szreniawy:  „Polskie  stronnictwa  poli- 
tyczne", Poznań  1921,  zabarwiona  jednak  silnie  kierunkiem  naro- 
dowej demokracji. 

Do  str.  160.  O  całem  tern  tragicznem  przejściu  w  Spaa  mamy  — 
oprócz  wielu  nieautentycznych  wiadomości  podanych  w  dzienni- 
kach —  dwie  relacje  samego  Władysława  Grabskiego,  obliczone 
na  uspokojenie  opinji  i  odparcie  czynionych  mu  zarzutów. 

Pierwszą  podał  reprezentantom  prasy  w  dniu  16  lipca  według 


286 


korespondenta  w  Nrze  167  „Czasu*  w  słowach  następujących: 
Proponowana  przez  Ententę  linja  rozjemcza  między  Polską  a  Bol- 
szewją  jest  ta  sama,  jaką  8  grudnia  z.  r.  wyznaczyła  Rada  naj- 
wyższa jako  linję  faktycznego  posiadania  Polski.  Ciągnąć  się  ona 
ma  wzdłuż  województw  lubelskiego  i  białostockiego.  Na  północ  od 
powiatu  białostockiego  będzie  biegła  tak,  że  Grodno  pozostanie 
przy  nas.  Obszar  po  drugiej  stronie  wraz  z  Wilnem  pozostanie 
przy  Litwinach.  Bolszewicy  mają  się  cofnąć  o  50  km  na  wschód 
od  linji  kolejowej  Grodno— Dyneburg.  Niżej  od  Grodna  na  południu 
będzie  pas  neutralny,  50  km  szeroki.  Wzdłuż  Galicji  wschodniej 
linję  demarkacyjną  stanowić  będą  linje  zajęte  w  danej  chwili  przez 
wojska.  Lloyd  George  w  słowach  bardzo  dobitnych  zapewnił  Polsce 
najdalej  idącą  pomoc,  gdyby  Bolszewicy  odrzucili  zaproponowane 
im  warunki.  Pod  tym  względem  zaangażował  się  Lloyd  George 
zupełnie  formalnie.  Mówił:  Anglja  wyrównała  już  swoje  warunki 
z  rządem  Sowietów,  teraz  postawiła  im  nowy  warunek  natychmia- 
stowego zaprzestania  wojny  z  Polską.  Ponieważ  Bolszewicy  kilka- 
krotnie oświadczyli  swoją  gotowość  do  rokowań  pokojowych  z  Pol- 
ską, to  gdyby  teraz  do  wyznaczonego  terminu,  t.  j.  do  niedzieli, 
godzina  11  w  południe,  nie  zgodzili  się  na  zawieszenie  broni  i  roz- 
poczęcie rokowań,  dowiedliby,  że  walczą  przeciw  istnieniu  Polski. 
Lloyd  George  oświadczył  już  rządowi  Sowietów,  że  jak  przedtem 
przeciwny  był  ofensywie  polskiej,  tak  samo  teraz  wystąpi  przeciw 
dalszemu  pochodowi  Bolszewików,  i  w  takim  wypadku  Anglja  i  jej 
aljanci  udzielą  Polsce  pomocy  dla  obrony  jej  wolności.  Co  do  Galicji 
wschodniej,  to  na  konferencji  w  Spaa  życzono  sobie  pierwotnie, 
aby  o  jej  losie  zadecydował  bezzwłocznie  plebiscyt.  Dopiero  po 
usilnych  przedstawieniach  p.  Grabskiego  zgodzono  się  na  powrót 
do  dawnej  koncepcji,  t.  j.  aby  udzielić  Polsce  mandat  do  admini- 
strowania Galicją  wschodnią  na  pewien  szereg  lat,  po  upływie  któ- 
rych zastosowana  zostanie  zasada  samostanowienia  o  sobie  ludności. 
Co  do  Wilna,  to  nie  pomogły  żadne  przedstawienia.  Na  konferencji 
w  Spaa  oświadczono,  że  Wilno  musi  należeć  do  Litwy  i  pod  tym 
względem  nastąpiło  już  porozumienie  między  Litwinami  a  rządem 
Sowietów.  Pertraktacje  o  zawieszenie  broni  prowadzić  będzie  Na- 
czelne Dowództwo,  które  daje  zupełną  rękojmię,  że  potrafi  strzec 
honoru  i  powagi  narodu  polskiego.  Wkońcu  mówił  p.  Grabski,  że 
pokoju  narzuconego  przyjąć  nie  moglibyśmy  i  musimy  na  każdy 
wypadek  sposobić  się,  by  być  gotowymi  do  broni. 


287 


Drugą  relację  ogłosił  Grabski  jako  wywiad  w  dzienniku  .Rzecz- 
pospolita", w  październiku.  Brzmi  ona:  Do  Spaa  wyjechałem  po 
omówieniu  naszego  położenia  i  potrzeb  w  naradach  Rządu  i  Rady 
obrony  państwa.  Uznano  wówczas  w  związku  z  ciężkim  vstanem 
rzeczy  na  froncie  i  ciągłym  odwrotem,  że  należy  doprowadzić  do 
rozejmu.  Zarazem  postanowiono  oprzeć  się  o  Sprzymierzonych  i  szu- 
kać wyjścia  z  ówczesnych  przejść  w  porozumieniu  z  nimi.  Miałem 
uzyskać  rozejm  przy  pomocy  Sprzymierzonych,  i  wszystko,  co  zro- 
biłem w  Spaa,  odnosiło  się  też  wyłącznie  do  rozejmu.  Sprzymie- 
rzeni mówili :  My  przeprowadzimy  zaraz  rozejm  i  następnie  traktat 
pokojowy  w  Londynie,  jeżeli  Polska  weźmie  na  się  takie  a  takie 
zobowiązania.  Ja  zaś  mówiłem :  Polska  weźmie  na  się  takie  a  takie 
zobowiązania  za  cenę  przeprowadzenia  przez  Sprzymierzonych  zaraz 
rozejmu,  a  następnie  pokoju.  Skutki  takiego  postawienia  spraw  w  Spaa 
są  jasne.  Wobec  tego  mianowicie,  że  Sprzymierzeni  wówczas  ro- 
zejmu nie  wyjednali,  na  żadne  wogóle  zobowiązania  nasze  w  Spaa 
powoływać  się  nie  można.  W  dziesięć  dni  po  naradach  w  Spaa, 
20  lipca,  Anglja  uznała  niemożność  załatwienia  sprawy  w  sposób 
przewidziany  w  Spaa  i  dała  nam  radę,  byśmy  rokowali  bezpo- 
średnio z  Sowietami  w  myśl  ich  życzenia.  Odrazu  wówczas,  będąc 
jeszcze  prezydentem  Rady  ministrów,  zwróciłem  się  do  p.  Jusse- 
randa  i  do  lorda  d'Aberdon,  którzy  właśnie  przybyli  do  Warszawy 
na  czele  umyślnej  misji  wojskowo-politycznej,  i  oświadczyłem  im 
w  obecności  posła  angielskiego  sir  Horace  Rumbold'a,  że  po  tej 
radzie  udzielonej  przez  Anglję  zobowiązania  zaciągnięte  w  Spaa 
odpadają.  Co  do  Wilna  narady  w  Spaa  były  najbardziej  bodaj  trudne 
i  napięte.  P.  Lloyd  George  pragnął  uzyskać  zgodę  moją  imieniem 
Rządu  polskiego  na  oddanie  ostateczne  Wilna  Litwinom,  jako  wa- 
runek pokoju.  Mimo  całego  nacisku  stanowczo  oświadczyłem,  że 
na  to  się  nie  zgodzę  i  wolę  wrócić  do  Warszawy  bez  jakiegokol- 
wiek wyniku.  Dopiero  wskutek  mojego  uporu  postanowiono,  że 
Wilno  nie  będzie  oddane  przez  nas  w  układaniu  pokoju  na  wscho- 
dzie, ale  tylko  przekazane  Litwinom  na  czas  najścia  bolszewickiego 
przy  ustanowieniu  rozejmu  za  pośrednictwem  Sprzymierzonych.  Co 
do  Galicji  wschodniej  Lloyd  George  chciał,  aby  załatwienie  jej 
włączone  było  w  traktat  z  Sowietami,  co  powiodło  mi  się  uchylić. 
W  szczególności  uzyskałem:  1)  że  granicą  rozejmu  miała  być  nie 
owa  znana  linja  z  końca  r.  1919  na  wschód  od  Przemyśla,  która 
oddawałaby  całą  Galicję  wschodnią  w  chwili  rozejmu  na  stronę 


288 


bolszewicką,  lecz  Hnja  frontu  w  dniu  rozejmu,  2)  to,  żc  przedsta- 
wiciele ludności  Galicji  wschodniej  nie  mieli  być  wezwani  na  Kon- 
ferencję w  Londynie  dla  wzięcia  udziału  w  rokowaniach,  ale  tylko 
dla  przesłuchania  ich  przez  Konferencję. 

A  jak  pojmowana  była  t.  zw.  linja  Courzona,  czyli  granica 
8  grudnia  1919? 

Tylko  jako  granica  rozejmu.  Wcale  nie  jako  coś  przesądzają- 
cego o  ostatecznej  granicy  pokojowej.  Tu  nawet  nikt  nie  stawiał 
sprawy  inaczej  i  pod  tym  względem  nie  miałem  starć.  Zażądano 
od  nas  zobowiązań  wzamian  za  uzyskanie  rozejmu.  Wobec  pole- 
cenia Rady  obrony  państwa,  by  uzyskać  rozejm  i  pomoc  u  Sprzy- 
mierzonych, musiałem  oczywiście  mówić  i  o  warunkach,  pod  jakiemi 
Sprzymierzeni  chcieli  podjąć  się  pośrednictwa.  W  ten  sposób  za- 
strzegli sobie  wówczas  Sprzymierzeni  rozstrzygający  wpływ  na  sze- 
reg spraw.  Co  do  Śląska  cieszyńskiego  sprawa  była  już  wówczas 
pchnięta  na  nowe  tory.  Przedstawiciele  Śląska  bowiem  już  przed- 
tem oświadczyli,  że  są  przeciwni  plebiscytowi  w  warunkach,  jakie 
tam  stworzono.  Sprawa  była  zatem  skierowana  już  przed  Spaa  na 
drogę  Sądu  rozjemczego.  Zgodziłem  się  na  to,  aby  rozstrzygała  jako 
sąd  Rada  ambasadorów.  W  sprawie  Galicji  wschodniej  nie  mogłem 
odmówić  prawa  rozstrzygania  Sprzymierzonym,  gdyż  od  początku 
oni  ją  załatwiali  na  Konferencji  pokojowej  w  Paryżu,  nadto  zaś  za- 
leżało mi  na  tern,  aby  uchylić  ją  z  pod  rokowań  z  Sowietami  a  zo- 
stawić w  ręku  Sprzymierzonych.  Wreszcie  co  do  Gdańska  traktat 
wersalski  przewiduje  załatwienie  przez  Sprzymierzonych  na  pod- 
stawie pewnych  zasad,  i  poza  to  nie  poszedłem.  Zobowiązania  te 
były  warunkami  uzyskania  pośrednictwa  i  pomocy  Sprzymierzonych. 
Ale  dzisiaj  wszystko  to  nic  nie  znaczy.  Wobec  tego  bowiem,  że 
Sprzymierzeni  zeszli  co  do  rozejmu  z  drogi  wytkniętej  w  Spaa, 
wszelkie  nasze  zobowiązania  odpadają  i  Polska  ma  zupełnie  wolną 
rękę  co  do  Galicji  wschodniej,  Wilna  i  Gdańska,  tak  jakby  układu 
w  Spaa  nie  było.  — 

Tak  bronił  się  Grabski.  Sprzymierzeni,  jak  cale  ich  dalsze  za- 
chowanie się  pokazało,  niestety  nie  podzielali  jego  zdania  i  mieli 
za  sobą  to,  że  według  ogłoszonego  tekstu  układu  w  Spaa  nie  zo- 
bowiązali się  wcale  „wyjednać"  rozejmu,  lecz  zobowiązali  się  uczy- 
nić Rosji  sowieckiej  propozycję  zawieszenia  broni  na  podanych 
warunkach,  a  jeżeli  armja  rosyjska  odrzuci  rozejm,  okazać  Polsce 
całą  pomoc  zwłaszcza  w  materjale  wojennym.  Pokazało  się,  że  Rosja 


289 


Ich  propozycję  rozejmu  odrzuciła,  a  Sprzymierzeni  pomoc  w  ma- 
terjale  wojennym  Polsce  okazali,  i  dlatego  na  mocy  układu  czuli  się 
w  prawie  narzucania  Polsce  postanowień  swoich  w  sprawie  Śląska, 
Litwy,  Galicji  wschodniej,  kwestji  cieszyńskiej  1  Gdańska.  Odrzu- 
cenie rozejmu  przez  Rosję  i  wynikła  stąd  wojna  zakwestjonowała 
tylko  Hnję  Courzona,  gdyż  o  granicy  między  Polską  a  Rosją  wojna 
rozstrzygnąć  musiała. 

Do  str.  172.  Należą  tu  książki:  .Pierwsza  wojna  polska  (1918  — 
1920)".  Zbiór  wojennych  komunikatów  prasowych  Sztabu  general- 
nego (za  czas  od  26.  XI.  1918  do  20.  X.  1920),  uzupełniony  komu- 
nikatami Naczelnej  Komendy  W.  P.  we  Lwowie  (od  2.  XI.  1918  do 
23.  XI.  1918)  i  Dowództwa  głównego  W.  P.  w  Poznaniu  (od  11.  I. 
1919  do  14.  IX.  1919).  Zebrał,  opracował,  wstępem  i  skorowidzem 
zaopatrzył  kapitan  Stefan  Pomarański.  Warszawa  1920. 

Józef  Piłsudski:  „Rok  1920*.  Warszawa  1924.  Podaje  prze- 
kład książki  głównodowodzącego  wojsk  rosyjskich  M.  Tuchaczew- 
skiego  „Pochód  za  Wisłę"  i  krytykę  tej  książki.  Wywody  Pił- 
sudskiego byłyby  zyskały  i  obraz  działań  polskich  byłby  wypadł 
pełniejszy,  gdyby  autor  był  uwydatnił  udział  i  zasługi  swoich  pod- 
władnych. 

.Bellona'.  Miesięcznik  wojskowy,  wydawany  przez  Wojskowy 
Instytut  naukowo-wydawniczy,  Warszawa,  sierpień  1925:  Bitwa  war- 
szawska 1920  Zawiera  rozprawy:  Gen.  bryg.  M.  Kukieł:  „Pierwsza 
wytyczna  operacji  warszawskiej*.  —  Mjr.  J.  Moszczeński :  „Rosyjski 
plan  bitwy  nad  Wisłą  w  r.  1920".  —  Kpt.  A.  Borkiewicz:  „Kon- 
centracja nad  Wieprzem".  —  Gen.  bryg.  J.  Zając:  „Bitwa  5-ej  armji 
nad  Wkrą".  —  Mjr.  Szt  G.  E.  Perkowicz:  „Bitwa  pod  Warszawą 
w  sierpniu  1920  i  jej  kryzys*.  —  Ppłk.  Szt.  G.  T.  Różycki:  „Możli- 
wość interwencji  konnej  armji  Budiennego  w  bitwie  warszawskiej". 
Rozprawy  te  podają  materjał  źródłowy  i  są  najcenniejszem  dziś 
studjum  bitwy  warszawskiej.  Ułożyć  z  nich  jeden  obraz  nie  jest 
jednak  —  przynajmniej  dla  niewojskowego  historyka  —  rzeczą 
łatwą.  Utrudnia  niezmiernie  rzecz,  a  nawet  czytanie,  metoda  poda- 
wania numerów  armij,  dywłzyj,  pułków,  dowództw  bez  nazwisk 
dowódców.  Numery  te  i  różne  dowództwa  tak  naszych  jak  i  rosyj- 
skich wojsk  w  czytaniu  mieszają  się  ze  sobą,  a  przebieg  działań 
nabiera  cechy  nieosobowej,  wbrew  rzeczywistości,  skoro  wynik 
działania  zależy  w  wielkim  stopniu  od  dowódcy.  Metodzie  tej 
należy  też  przypisać,  że  zasługi  dowódców  wobec  całego  społe- 

Wskrzeszenie  Państwa  Polskiego  19 


290 


czeństwa  nie  uwydatniły  się  należycie,  a  nazwiska  ich  nie  spopu- 
laryzowały. 

Z  literatury  powojennej  wymienić  tu  wreszcie  musimy  książkę 
Henryka  Bagińskiego:  „Wojsko  polskie  na  Wschodzie  1914—1920". 
Warszawa  1920. 

Do  str.  273.  Z  pośród  pism  biorących  w  obronę  Niewiadom- 
skiego wymieniamy  tu  artykuł  profesora  uniwersytetu  Romana 
Rybarskiego,  ogłoszony  w  marcowym  numerze  1923  Przeglądu 
Wszechpolskiego:  „O  polityce  klasowej  i  polityce  narodowej". 

Do  str.  277.  Ostatnią  publikacją  w  dziedzinie  stosunków  ekono- 
micznych i  finansowych  Polski  niepodległej  jest  praca  Adama  Krzyża- 
nowskiego: „Pauperyzacja  Polski  współczesnej",  Kraków  1925,  która 
podaje  literaturę  przedmiotu  a  ujmuje  go  w  szeregu  bystrych  spo- 
strzeżeń. Tezy  postawionej  w  tej  pracy,  że  wielki  wzrost  ludności  jest 
główną  przyczyną  zubożenia  i  wogóle  ujemnym  objawem,  trudno 
jednak  przyjąć  bez  zastrzeżenia,  zwłaszcza  w  odniesieniu  do  Polski 
O  ile  do  zubożenia  jej  przyczynił  się  wielki  przyrost  ludności,  to  objaw 
ten  powinien  być  tylko  czasowym,  dopóki  nie  wpłynie  na  wzrost 
pracy  i  przedsiębiorczości  i  nie  ściągnie  do  niej  kapitału.  Wzrost 
ludności  otwiera  nam  też  widoki  zagospodarowania  i  zaludnienia 
wielkich  przestrzeni  na  Kresach,  a  ostatecznie  stwarza  także  wa- 
runki obrony  i  utrzymania  państwa  wśród  wielkich  potęg,  które  ją 
z  dwóch  stron  otaczają. 

Do  str.  278.  Wynik  swoich  badań  ogłosił  Srokowski  w  Nr. 
22  i  23  „Przeglądu  Współczesnego"  w  Krakowie  1924  r.,  p.  t. 
„Sprawa  narodowościowa  na  Kresach  wschodnich"  (wyd.  także 
osobno  Kraków  1924),  oraz  w  Nr.  32  tegoż  pisma  p.  t.  ,  Uwagi 
o  Kresach  wschodnich".  Objektywnością  przedstawienia  i  bystrością 
sądu  góruje  ta  praca  nad  innemi. 

Do  str.  280.  Politykę  swoją  uzasadnił  Skrzyński  w  książce: 
„Poland  and  peące",  London  1923,  w  przekładzie  polskim :  .Polska 
a  pokój",  Warszawa  1924. 


ŹRÓDŁA  I  LITERATURA 

Do  historj!  pierwszych  lat  Polski  wskrzeszonej  oprócz  „Dzien- 
nika ustaw  Rzeczypospolitej"  i  urzędowego  „Monitora"  oraz  .Spra- 
wozdań stenograficznych  Sejmu  Rzpltej"  i  dołączonych  do  nich 
aktów  sejmowych,  wielu  aktów  szukać  trzeba  w  dziennikach  spół- 
czesnych,  a  jeszcze  więcej  kryje  się  w  archiwach.  Tern  cenniejsze 
są  wydawnictwa,  które  je  w  pewną  całość  zbierają. 

Na  czele  ich  stoi  dzieło  Stanisława  Filasiewicza:  ,La  ąuestion 
polonaise  pendant  la  guerre  mondiale",  Paris  1920,  obejmujące  czas 
od  wybuchu  wojny  światowej  w  sierpniu  1914  r.  aż  do  dopuszcze- 
nia delegatów  polskich  do  Konferencji  pokojowej  w  dniu  15  stycznia 
1919.  Zawiera  głównie  akta  dyplomatyczne  w  sprawie  polskiej 
i  mowy  ministrów  państw  toczących  wojnę,  z  komentarzem  łączą- 
cym je  i  wyjaśniającym,  a  w  obszernej  przedmowie  podaje  szkic 
historyczny  sprawy  ze  stanowiska  Komitetu  paryskiego. 

Uzupełnieniem  tego  zbioru  jest  książka  Stanisława  Kozickiego: 
.Sprawa  granic  Polski  na  Konferencji  pokojowej  w  Paryżu  1919  r.', 
Warszawa  1921,  która  kreśląc  przebieg  tej  sprawy  podaje  memorjały 
Dmowskiego,  dalej  Stanisława  Szpotańskiego :  „Sprawa  Górnego 
Śląska  na  Konferencji  pokojowej  w  Paryżu",  Warszawa  1922, 
wreszcie  Marjana  Seydy:  „ Walka  Komitetu  Narodowego  polskiego 

0  Górny  Śląsk  (fakty  i  dokumenty)". 

Obszerny  zbiór  aktów  odnoszących  się  przeważnie  do  polityki 
wewnętrznej  zawiera  dzieło  Władysława  Kumanieckiego:  .Odbu- 
dowa państwowości  polskiej.  Najważniejsze  dokumenty  1912  — 
styczeń  1924",  Warszawa  1924.  Zaopatruje  akta  obszernym  i  ciągłym 
komentarzem,  tak,  że  jest  jeżeli  nie  historją,  to  przynajmniej  kro- 
niką z  tych  lat.  Życzyćby  należało,  żeby  autor  w  dalszem  wydaniu 
zbiór  ten  uzupełnił  wieloma  jeszcze  aktami  rozprószonemi  po  dzien- 
nikach. 

Najważniejsze  wypadki  zestawia  krótko  książka  Stanisława 
Kutrzeby:  .Polska  odrodzona  1914-1921%  wyd.  1.  Kraków  1921, 
wyd.  2,  1922. 

Szerszą  próbę  skreślenia  historji  wskrzeszenia  Polski  podjął 

1  ogłosił  b.  poseł  włoski  przy  Rządzie  polskim  w  Warszawie, 

19* 


292 


Tomasslni  w  dziele:  „Risurrectione  delia  Polonia",  Milano  1925. 
Dzieło  to,  oparte  na  obszernych  studjach  i  na  osobistych  wspomnie- 
niach, cenne  jest  dla  szczegółowego  opisu  zakulisowych  działań 
dyplomatycznych,  w  których  podnosi  udział  dyplomacji  włoskiej. 

Cennym  przyczynkiem  do  zbadania  historji  wskrzeszenia  Polski 
będą  kiedyś  pamiętniki,  o  ile  wybitni  działacze  tej  historji  je  na- 
piszą i  ogłoszą.  Najwięcej  oczekiwaćby  można  po  pamiętnikach 
Władysława  Grabskiego,  przedewszystkiem  z  polityki  polskiej  w  czasie 
najazdu  bolszewickiego,  oraz  po  pamiętnikach  Askenazego  z  udziału 
jego  w  Lidze  narodów,  gdyby  pamiętniki  te  się  ukazały.  Dziś  mamy 
tylko  jeden  pamiętnik,  Leona  Bilińskiego:  .Wspomnienia  i  doku- 
menty 1846—1922*,  Warszawa  1924,  należący  tu  o  tyle,  o  ile  obej- 
muje czas  jego  udziału  w  Rządzie  polskim  w  r.  1919  i  jego  starcia 
z  Paderewskim. 

Wiele  spodziewano  się  po  książce,  którą  Roman  Dmowski 
ogłaszał  w  kilku  dziennikach  narodowo-demokratycznych,  a  która 
następnie  ukazała  się  p.  t.  „Polityka  polska  i  odbudowanie  państwa", 
z  dodaniem  memorjału:  „Zagadnienia  środkowo  i  zachodnio-euro- 
pejskie" i  innych  dokumentów  polityki  polskiej  z  lat  1914—1919, 
Warszawa  1925.  Był  Dmowski  blisko  wielkiego  ołtarza,  w  wielu 
wypadkach  bezpośredni  brał  udział,  o  innych  z  bezpośrednich 
źródeł  czerpał,  tak.  że  pamiętnik  jego  mógł  być  historją  dyploma- 
tyczną wskrzeszenia  Polski.  Im  większe  jednak  było  oczekiwanie, 
tern  większy  zawód  spotkał  czytelników.  Historją  w  książce  Dmow- 
skiego odgrywa  podrzędną  rolę  i  ginie  w  nużących  uzasadnieniach 
doktryny  narodowo-demokratycznej  Autor  mówi  tylko  o  sobie, 
a  pomija  udział  swoich  współpracowników,  nawet  Paderewskiego, 
wskutek  czego  obraz  wypadków  ukazuje  się  jednostronnie  wykrzy- 
wiony. Wobec  przeciwników  politycznych,  wobec  polityków  gali- 
cyjskich i  wobec  Askenazego,  którego  świat  naukowy  ceni  jako 
znakomitego  historyka  naszych  dziejów  porozbiorowych,  posuwa 
się  w  krytyce  do  obelg  niekulturalnych. 

Ostrą  i  bezwzględną  krytykę  polityki  Dmowskiego  i  wogóle 
Komitetu  paryskiego  zawiera  rozprawa  Jana  Tarnowskiego :  „Nasze 
przedstawicielstwo  polityczne  w  Paryżu  i  Petersburgu  1935—1919". 
Warszawa— Kraków  1923. 

Jako  mętny  osad  polityki  Dmowskiego  przedstawia  się  nato- 
miast książka  Władysława  Rabskiego:  .Walka  z  polipem.  Wybór 
feljetonów  (1918-1924)*,  Poznań  1925. 


293 


Nie  są  pracami  historycznemi,  ale  są  cennym  dokumentem  hi- 
storycznym liczne  książki  czy  rozprawy,  które  się  ukazały  w  pierw- 
szych latach  po  wskrzeszeniu  Polski,  a  zawierają  obraz  i  krytykę 
jej  urządzeń  i  stosunków  w  danej  chwili,  oraz  uzasadnienie  i  obronę 
lub  krytykę  pewnego  politycznego  kierunku.  Są  świadectwem,  o  ile 
w  narodzie  odzywał  się  zmysł  autokrytyki,  i  stanowią  przeto  ma- 
terjał  dla  sądu  historycznego.  Rozpoczęły  tę  literaturę  rozprawy 
wydawane  przez  Krakowską  Spółkę  Wydawniczą  w  latach  1919 
i  1920  pod  tytułem:  ,Z  zagadnień  konstytucyjnych",  a  mianowicie 
M.  Rostworowskiego:  .Wytyczne  konstytucji  polskiej";  M.  Bobrzyń- 
skiego:  „O  zespoleniu  dzielnic  Rzeczypospolitej";  M.  Rostworow- 
skiego: .Budowa  władzy  rządowej  i  wykonawczej "  oraz  „Liga  na- 
rodów"; K.  Kumanieckiego:  „Ustrój  gminy  wiejskiej  w  Polsce"; 
J.  Michalskiego:  „Traktat  pokojowy  w  St.  Germaln  a  obciążenie 
Polski";  Wł.  L.  Jaworskiego:  , Uwagi  prawnicze  o  projekcie  kon- 
stytucji"; St.  Starzyńskiego:  .Obywatelstwo  państwa  polskiego"; 
M.  Kannenberga:  „Naczelna  Izba  obrachunkowa". 

Podobny  charakter  ma  książka:  „O  naprawie  Rzeczypospolitej", 
Kraków  1922,  praca  zbiorowa  profesorów  uniwersytetu  krakow- 
skiego, składająca  się  z  rozdziałów:  I.  Życie  moralne  (K.  W.  Ku- 
maniecki,  M.  Zdziechowski);  II.  Ustrój  państwowy  (M.  Rostworow- 
ski, St.  Estreicher,  K.  W.  Kumaniecki);  III.  Nauka  i  szkoła  (M.  Roz- 
wadowski, K.  Morawski,  M.  Siedlecki,  J.  Łoś,  R.  Dyboski).  IV.  Za- 
gadnienia gospodarcze  (T.  Brzeski,  A.  Krzyżanowski,  Wł.  L.  Jaworski, 
Fr.  Zoll). 

Objektywnością  i  bystrością  sądu  odznacza  się  obraz  polityczny 
Polski  w  książce  Stanisława  Bukowieckiego:  „Polityka  Polski  nie- 
podległej", Warszawa  1922. 

Wiele  materjału  krytycznego  podaje  książka  Eugenjusza  Star- 
czewskiego: „Nasze  rządy",  Warszawa  1922. 

Stanisława  Grabskiego:  „Uwagi  o  bieżącej  historycznej  chwili 
Polski",  Warszawa  1923,  jest  obrazem  polityki  narodowo- demokra- 
tycznej, ujętym  szerzej  i  głębiej  niż  apologja  jej  w  pamiętnikach 
Dmowskiego. 

Wymienić  tu  także  należy  liczne  artykuły  umieszczone  w  „Prze- 
glądzie Wszechpolskim"  z  r.  1922  i  1923,  pisane  ze  stanowiska 
narodowo-demokratycznego,  a  w  szczególności  B.  Winiarskiego : 
.Umowa  z  Gdańskiem",  broniąca  tej  umowy  przeciw  zarzutom, 
S.  Filasie wi cza :  .Państwo  narodowe  i  państwo  narodowościowe", 


294 


B.  Wasiutyńskiego:  „Charakter  sprawowania  rządów",  J.  Bartosze- 
wicza: .Sprawa  Kresów  wschodnich*.  Do  literatury  politycznej  za- 
liczyć musimy  także  artykuły  tu  ogłoszone,  które  mają  tytuł  i  rozpęd 
historycznych,  jak  Wasiutyńskiego:  „Jak  rozbudowywano  państwo 
polskie",  oiaz  Ignacego  Grabowskiego:  „Pięć  lat  państwa  polskiego 
1918—1923",  gdyż  rozprawki  te  operują  zbyt  szczupłą  ilością  faktów 
a  gubią  się  w  wywodach  politycznych. 


Cenne  wreszcie  dla  historyka  są  prace  dogmatyczne,  przedsta- 
wiające organizację  wskrzeszonego  państwa  polskiego  z  objaśnie- 
niem jej  i  ocenieniem.  Należą  tu: 

Stanisława  Kutrzeby:  „Polskie  prawo  polityczne  według  trakta- 
tów. Część  I:  Traktaty.  Suwerenność.  Terytorjum.  Ludność.  Ogra- 
niczenia. Część  II:  Wolne  miasto  Gdańsk.  Polski  Górny  Śląsk". 
Kraków  1923. 

Stanisława  Starzyńskiego:  .Konstytucja  państwa  polskiego", 
Lwów  1921. 

„Nasza  konstytucja".  Cykl  odczytów  Wład.  Abrahama,  Tad. 
Dwernickiego,  Stan.  Estreichera,  Wład.  L.  Jaworskiego,  St.  Kutrzeby, 
M.  Rostworowskiego,  St.  Wróblewskiego  i  Fr.  Zolla.  Kraków  1921. 

Edwarda  Dubanowicza:  „Konstytucja  17  marca  1921",  War- 
szawa 1921. 

„Prawa  państwa  polskiego"  zeszyt  II  A:  Konstytucja  z  dnia 
17  marca  1921.  Kraków  1921.  Autor,  Wł.  L.  Jaworski,  podaje  kon- 
stytucję wraz  z  ustawami  i  rozporządzeniami  uzupełniającemi  ją 
i  komentarzem. 

Antoniego  Peretiatkowicza:  .Konstytucja  Rzeczypospolitej  pol- 
skiej i  ważniejsze  ustawy  polityczne  i  administracyjne,  uzupełniona 
Statutem  Ligi  narodów  oraz  wyciągami  z  traktatu  wersalskiego 
i  traktatu  ryskiego.  Dodatek:  Pełnomocnictwa  skarbowe  Prezydenta". 
Wyd.  3-cie,  Poznań  1924. 

Ukazały  się  nadto  podręczniki  obejmujące  nasze  prawo  poli- 
tyczne : 

Kazimierz  Wład.  Kumaniecki:  „Ustrój  władz  administracyjnych 
na  ziemiach  Polski",  Kraków  1920,  oraz  „Ustrój  władz  samorządo- 
wych na  ziemiach  Polski",  Kraków  1921. 

Wacław  Komarnicki:  .Zarys  ustroju  państwowego  Rzeczypospo- 
litej", Warszawa  1922. 


295 


„Encyklopedja  prawa  obowiązującego  w  Polsce".  Część  1. 1.  Ustrój 
konstytucyjny  (prof.  dr.  Peretiatkowicz),  2.  Ustrój  administracyjny 
(prof.  dr.  Kumaniecki),  3.  Ustrój  skarbowy  (prof.  dr.  Taylor),  4.  Zo- 
bowiązania międzynarodowe  (E.  Sobolewski).  Poznań  1923. 

Tegoż  dzieła  Część  I.  zeszyt  drugi :  Ustrój  władz  administra- 
cyjnych państwowych  i  samorządowych  —  opracował  Bohdan  Wa- 
siutyński.  Poznań  1925. 

Zygmunt  Cybichowski:  „Polskie  prawo  państwowe",  Warszawa 
1925. 

Literatura,  którą  podajemy  powyżej,  nie  wyczerpuje  przedmiotu, 
mianowicie  w  tych  gałęziach  życia  publicznego,  które  na  sprawę 
wskrzeszenia  państwa  polskiego  bezpośrednio  nie  oddziałały. 


Błąd  druku:  Str.  170  wiersz  10  od  dołu  zamiast  „Armja  IV 
powinno  być  „Armja  XV. 


f 


SPIS 

Adamski  ksiądz  101 
Aleksandrowicz  pułkownik  171 
Askenazy  delegat  259,  263 

Balfour  minister  ang.  37,  60 
Bałachowicz  jenerał  149 
Bardel  118 
Barllcki  116 

Baworowski  hr.  Jerzy  101 
Bertram  kardynał  201,  202 
Beseler  jenerał  13 
Biliński  minister  141—144 
Bonar-Law  minister  ang.  158 
Both  jenerał  72 
Briand  minister  franc.  206 
Budienny  jenerał  ros.  172,  173 
Buzek  104,  109,  235 

Cambon  66 

Cecil  Robert  158 

Clemenceau  minister  franc.  67, 

68,  81,  82,  94,  95 
Courzon  lord  96,  158 
Czartoryski  ks.  Witold  14 
Cziczerin  minister  ros.  149 

Daszyński  14-20,  77,  164  (mi- 
nister), 251 
Dąbal  28,  116 

Dąbski  92,  U6,  117,  118,  176 
Dłuski  48,  65 

Dmowski  35-41,  51—72,  78,  82, 

85,  89—95,  101,  129,  164 
Doharty  259 


OSÓB 

Dowbor-Muśnicki  jenerał  46,  146 
Dubanowicz  152,  222-232 
Dymowski  dr  45 

Englich  minister  128,  141 

Federowicz  101 
Fichna  226 
Filipowicz  39 
Foch  jenerał  franc.  40 

Głąbiński  12,  24  (minister),  85, 

86,  108,  153,  164,  224,  225, 

236,  264,  265 
Grabski  Stanisław  41—45,  78,  85, 

88,  152,  178,  237 
Grabski  Władysław  minister  15, 

93,  145-161,  194,  210,  251, 

277-279 

Haller  Józef  jenerał  46,  72—74, 
90,  91.  157,  167,  172,  173,  271 
Haller  Stanisław  jenerał  172 
Henrys  jenerał  franc.  146 
Hymans  215 

Izwolski  ambasador  rosyjski  53 

Janicki  minister  114,  120-121 
Januszajtis  pułkownik  45 
Jewelowsky  196 
Joffe  176 

Kamieński  minister  272 
Karpiński  minister  141 


297 


Kessler  hr.  poseł  niem.  43 
Kiernik  240 

Korfanty  203-204,  260 
Kucharzewski  12 

Latinik  jenerał  87,  167 
Lerond  jenerał  franc.  199 
Liebermann  153 
Lisowski  29 

Lloyd  George  minister  ang.  64, 
66,  79,  80,  95,  161, 165,  204,  205 
Lówenherz  92 

Lubomirski  ks.  Zdzisław  regent  18 

de  Manneville  pułk.  franc.  188 
Michalski  minister  176 
Minkiewicz  minister  125 
Moraczewski  prezes  ministrów  18, 

21-48,  127,  131,  132,  231 
Morawski  prezes  Akad.  Urn.  273 

Narutowicz  minister  263,  prezy- 
dent Rzplitej  270—272 

Niedziałkowski  225,  226 

Niemojewski  poseł  do  Berlina  43 

Niewiadomski  morderca  Naruto- 
wicza 272—273 

Nowak  prezes  ministr.  260—272 

Okoń  28,  117 
Osmółowski  70 

Paderewski  prezes  ministr.  45  — 

144,  189,  195,  217,  239 
Pasławski  pułkownik  14 
Patek  minister  93,  94,  145 
Petlura  ataman  ukraiński  149, 

150,  258 
Petruszewicz  259,  266 


Pichon  minister  franc.  36,  37,  39 
Pilz  188 

Piłsudski  15—20,  69-73,  97-98, 
145-180,  233,  258—262,  272 
Pius  XI  papież  207 
Pluciński  196 

Ponikowski  prezes  ministr.  251  — 
259 

Przanowski  259 

Rataj  marszałek  Sejmu  272 
Roja  brygadjer  14 
Ross  et  100 

Rozwadowski  jenerał  167,  172 
Rydz  Śmigły  pułkownik  18 

Sapieha  Adam  ks.  biskup  267 — 
268 

Sapieha  ks.  Eustahy  45—46,  mi- 
nister 155,  180,  182,  195,  210, 
257 

Sazonow  minister  rosyjski  53 
Sędzimir  117 

Sforza  minister  włoski  205 
Sieroszewski  18 

Sikorski  jenerał  167—173,  prezes 

ministrów  271—283 
Skarbek  hr.  14,  92,  153 
Skirmunt  minister  251—257 
Skrzyński  hr.  minister  279—283 
Skulski  prezes  ministrów  101, 

144—155,  222,  232 
Sobański  125—126 
Sosnkowski  jenerał,  minister  156, 

167,  180 
Srokowski  Konstanty  278 
Szeptycki  jenerał  25—26,  46,  154, 

207 
Śliwiński  260 


298 


Świeżyński  prezes  ministr.  12— 
16,  104 

Take  Jonescu  minister  rum.  182 
Teodorowicz  arcybiskup  230, 255, 

267,  268 
Tertil  14 

Thugutt  minister  18,  22,  46 
Trąmpczyński  marszałek  Sejmu, 

potem  Senatu  143,  229,  256, 

261,  270 
Tuchaczewski  wódz  ros.  169 — 

170 

Twardowski  248 

Wasilewski  46  * 

Weygand  jenerał  franc.  165—166 


Wilson  prezydent  St.  Zj.  57,  59, 

67 

Witos  14,  15,  18,  22,  28,  100,  102, 
112—117,  145,  157,  prezes  mi- 
nistrów 164-251,  256 

Wojciechowski  minister  106-145, 
235,  prezydent  Rzeczypospolitej 
273-274 

Wróblewski  16 

Zamoyski  hr.  Maurycy  poseł  w  Pa- 
ryżu 36,  270,  283 

Zdanowski  14 

Zdziechowski  Jerzy  45 

Zieliński  jenerał  168 

Żeligowski  jenerał  146,  168,  172, 
212-214 


SPIS  RZECZY 

Str. 

Przedmowa   5 

Ł  WALKA  O  WŁADZĘ   9 

Rozejm  w  wojnie  światowej   9 

Gabinet  Śwleżyńskłego   12 

Piłsudski  naczelnikiem  państwa    19 

Gabinet  Moraczewskiego   21 

Wojsko   .  .   24 

Dzielnice   27 

Komitet  paryski   35 

Gabinet  Paderewskiego   45 

Sejm  .   48 

Mała  konstytucja   49 

fi.  TRAKTAT  WERSALSKI   51 

Memorjały  Dmowskiego   51 

Akcja  jego  na  Konferencji  pokojowej   65 

Akcja  Paderewskiego   73 

Traktat  wersalski  i  traktat  o  mniejszościach  narodowych  81 

Sprawa  Śląska  cieszyńskiego   86 

Sprawa  Galicji  wschodniej   90 

Granica  wschodnia   95 

III.  ROZSTRÓJ   97 

Wszechwładny  Sejm   97 

Rząd  wobec  Konstytucji  .  .  *  .   104 

wobec  reformy  rolnej    110 

wobec  aprowizacji   124 

wobec  administracji   127 

IV.  ODPARCIE  NAJAZDU   145 

Pochód  nad  Dniepr  ł  Dźwinę                                .  •  145 

Klęska   152 

Organizacja  obrony    155 

Odparcie  najazdu  .  .   167 

Pokój  w  Rydze   174 

Przymierza   179 


300 


Str 

V.  WALKA  O  KRESY   185 

Śląsk  cieszyński   18 

Prusy  i  Gdańsk  .  .   190 

Śląsk  Górny   197 

Wilno   208 

VI.  KONSTYTUCJA    216 

Wszechwładza  Sejmu   217 

Autonomja  i  samorząd    234 

Wywłaszczenie   239 

/    Stosunek  kościoła  do  państwa   241 

VII.  UZNANIE  GRANIC  .   245 

Polityka  centralizacyjna   245 

Autonomja  ziemi  wileńskiej   250 

Starcie  Sejmu  z  Piłsudskim   259 

Autonomja  Galicji  wschodniej   263 

Zamach  na  Sejm  i  zamordowanie  prezydenta  Narutowicza  266 

Uznanie  granic   279 


PLEASE  DO  NOT  REMOVE 
CARDS  OR  SLIPS  FROM  THIS  POCKET 


UNIYERSITY  OF  TORONTO  LIBRARY 


DK  Bobrzynski,  Michał  f 

4390  Wskrzeszenie  państwa 

B63  polskiego